Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Letni wiatr - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
18 lipca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Letni wiatr - ebook

Drugi po „Siostrach na lato" tom trylogii o Morskiej Bryzie. Pełna emocji opowieść o istocie siostrzanej więzi, drugich szansach i związkach na całe życie.

Świat Dory wali się w gruzy w parnym lipcowym upale. Przez długie lata odgrywała rolę idealnej żony i matki w małżeństwie bez miłości. Teraz jej mąż złożył pozew o rozwód, u jej dziecka zdiagnozowano autyzm, a jej dom został wystawiony na sprzedaż. Gdy w wyniku tych wydarzeń zapada na „zespół złamanego serca”, Bunia i siostry jednoczą się wokół niej… ale to od Dory zależy, czy odzyska zdrowie. Spacerując po plaży i odkrywając sekrety wyspy i swego serca, na nowo odnajduje siebie, a pomaga jej w tym jej pierwsza miłość – Devlin Cassell, który nigdy o niej nie zapomniał. Letni wiatr niesie ze sobą też jednak inne zmiany, z którymi kobiety z Wyspy Sullivana muszą zmierzyć się razem… Carson wraca z Florydy, aby stawić czoło decyzjom, które mogą diametralnie odmienić jej życie, Lucille konfrontuje się z ciężką chorobą, a nieoczekiwany gość sprawia, że Harper musi przemyśleć swoje dotychczasowe wybory.

Gdy tropikalny sztorm zagraża wyspie, kobiety muszą zjednoczyć siły, aby przetrwać nawałnicę – zarówno tę za oknem, jak i tę, która szaleje w ich sercach.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8069-687-7
Rozmiar pliku: 510 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział pierwszy

Morska Bryza, Wyspa Sullivana, Karolina Południowa

Podobno lipiec to najgorętszy miesiąc w Charlestonie. Marietta Muir, pieszczotliwie nazywana przez rodzinę Bunią, w pełni się z tym zgadzała, a przeżyła na Południu już osiemdziesiąt lat. Otarła chusteczką górną wargę i czoło, po czym odpędziła uprzykrzonego komara. Lato na Południu oznaczało upały, wilgoć i robaki. Przesiadywanie na Wyspie Sullivana w cieniu dębu z mrożoną herbatą w dłoni i oczekiwanie na kapryśne powiewy wiatru od morza stanowiły dla niej kwintesencję lata. Westchnęła ciężko. Stary dąb rozkładał swoje potężne konary tak rozłożyście, że czuła się schowana w jego bezpiecznym uścisku. Tego ranka atmosfera była wyjątkowo ospała, tak gęsta i przesłodzona aromatem jaśminu, że co rusz walczyła z opadającymi sennie powiekami. Chłodna bryza przywiała znad oceanu słodki zapach trawy i schłodziła wilgotne włosy.

Bunia położyła sobie haft na kolanach, zdjęła okulary i przetarła oczy. Przeklęta starość. Mam coraz większe trudności ze śledzeniem wzoru, pomyślała. Zerknęła na Lucille siedzącą na ocienionej werandzie domku gościnnego, który nazywała swoim domem. Jej przyjaciółka pracowała właśnie nad dnem kosza z turówki wonnej1. Silnymi dłońmi wplatała kruche źdźbła i ciasno przeszywała każdy rząd długimi liśćmi palmiczki. Stos trawy leżał na jej kolanach, a u stóp spoczywały jeszcze większa sterta i torba z sosnowymi igłami.

Widok dłoni wieloletniej towarzyszki, które splatały ze sobą tak różne rośliny w piękny kosz, sprawił, że Marietta znów pomyślała o czekającym ją tego lata ważnym zadaniu: połączeniu na nowo swoich trzech wnuczek i Morskiej Bryzy. Jej Letnich Dziewcząt.

Westchnęła cicho. Wnuczki nie były już dziewczętami. Dora skończyła trzydzieści sześć lat, Carson trzydzieści trzy, a Harper dwadzieścia osiem – to już przecież dorosłe kobiety. Gdy w dzieciństwie spędzały razem wakacje, były sobie bliskie, tak jak siostry być powinny. Z biegiem lat oddaliły się od siebie. Przyrodnie siostry, wzdrygnęła się Marietta. Jakby fakt, że łączył je tylko ojciec, umniejszał ich więź. Siostry to siostry, a krew to krew. Buni udało się w czerwcu zebrać całą trójkę w Morskiej Bryzie na całe lato, ale był dopiero początek lipca, a Carson wyjechała na Florydę, podczas gdy Dora planowała wrócić do Summerville. A Harper… ta nowojorska dziewczyna miała wzrok utkwiony w Północy.

– Ciekawe, czy Carson już dotarła na miejsce – odezwała się Lucille, nie podnosząc głowy. Jej palce poruszały się rytmicznie, splatając rząd za rzędem.

Bunia uśmiechnęła się na myśl o tym, jak przez lata zsynchronizowały się ich umysły. Zatrudniła Lucille w charakterze gospodyni pięćdziesiąt lat temu, gdy była świeżo po ślubie. Połączyło je życie pełne sukcesów i porażek, narodzin i śmierci, skandali i radości. Na starość Lucille stała się dla niej bardziej powiernicą niż pracownicą. W istocie rzeczy Lucille była jej najbliższą przyjaciółką.

– O tym samym pomyślałam – przyznała Bunia. – Pewnie już dojechała i rozpakowuje się w hotelu. Mam nadzieję, że szybko do nas wróci.

– Na pewno. Carson wie, że to lato jest dla pani bardzo ważne. Wróci, gdy tylko się przekona, że Delphine ma się lepiej – oświadczyła Lucille. Położyła kosz na kolanach i spojrzała Buni prosto w oczy. – Carson nie zawiedzie. Nie można tracić wiary.

– Nie tracę wiary! – zawołała Bunia obronnym tonem. – Ale jestem na tyle stara, aby wiedzieć, że życie lubi psuć nawet dopięte na ostatni guzik plany. Doprawdy! – Wzniosła ręce w geście frustracji. – Któż mógł przewidzieć, że ten delfin stanie mi na drodze?

Lucille zachichotała gardłowo.

– Ta Delphine… – Uśmiechnęła się. – Ale to nie była jej wina, prawda? Mam nadzieję, że na Florydzie zdołają pomóc temu biedactwu.

– Ja również. Dla dobra Delphine i dla dobra Carson. – Urwała. – I Nate’a. – Martwiła się o syna Dory. Bardzo przejął się wypadkiem delfina. Chłopiec czuł się winny, bo zwabił delfina do pomostu, a zwierzę zaplątało się w żyłkę wędkarską. W rzeczywistości zawinili dorośli. Najbardziej ona sama.

– Dla dobra nas wszystkich – poprawiła się.

– Amen – przytaknęła ponuro Lucille. Urwała, aby rozsypać źdźbła trawy na wietrze. – Proszę się nie denerwować, pani Marietto. Wszystko będzie dobrze. Czuję to w kościach. Nawet się pani nie obejrzy, a wszystkie nasze dziewczęta znów znajdą się razem w Morskiej Bryzie.

– Cześć, Buniu! Lucille! – Kobiecy głos, dobiegający od strony podjazdu, przerwał ich rozmowę.

– A oto jedna z nich – wymamrotała Lucille, wracając do wyplatania kosza.

Marietta odwróciła głowę i uśmiechnęła się na widok najmłodszej wnuczki. Harper szła ku nim w jednym z tych swoich kusych, obcisłych ubranek do joggingu, które zdaniem Marietty wyglądały jak druga skóra. Rude włosy ściągnęła w koński ogon, a po jej zaczerwienionej twarzy spływał pot.

– Harper! – przywołała ją Bunia gestem. – Mój Boże, dziecko, przeforsujesz się! Tylko turyści są na tyle głupi, aby biegać tutaj w południe. Nabawisz się udaru! Mój Boże, jesteś czerwona jak burak!

Harper przystanęła obok schodów wiodących na werandę i pochyliwszy się, oparła dłonie na biodrach, aby złapać oddech.

– Och, Buniu, nic mi nie jest – sapnęła, ocierając przedramieniem pot ze skroni. – Codziennie to robię.

– Cóż, wyglądasz, jakbyś miała zaraz się przewrócić.

– Dzisiaj faktycznie jest gorąco – zgodziła się Harper, uśmiechając się słabo. – Ale zawsze robię się czerwona po wysiłku. To przez moją jasną cerę. Nałożyłam tonę kremu przeciwsłonecznego.

Lucille cmoknęła z dezaprobatą.

– Napij się wody, słyszysz?

– A może wskoczysz do basenu? Chyba masz na sobie kostium… – Bunia urwała i powachlowała się dłonią. Robiło się jej słabo na sam widok poczerwieniałej twarzy Harper i jej przesiąkniętego potem ubrania.

– Świetny pomysł – odparła Harper, pomachała im i podeszła do frontowych drzwi. Odwróciła jeszcze głowę i zawołała: – Śliczny kosz, Lucille! – Po tych słowach zniknęła w domu.

Lucille zachichotała i wróciła do swojej robótki.

– Tylko młodzi mogą tak się forsować.

– Ja nigdy nie biegałam, gdy byłam młoda – oświadczyła Bunia.

– Ja też nie. Kto miał na to czas?

– Ani czasu, ani takich ubrań. W czym te dziewczęta dzisiaj paradują… Jej strój niewiele pozostawia wyobraźni.

– Och, założę się, że młodzi mężczyźni wiele sobie mogą wyobrazić. – Lucille znów zachichotała.

Bunia prychnęła.

– Jacy młodzi mężczyźni? Przecież nikt jej nie odwiedza. Nie pojmuję tego. Dopilnowałam, aby dostała zaproszenia na kilka wydarzeń w mieście, na których mieli być obecni inni młodzi ludzie. Na przykład sympatyczne przyjęcie na łodziach w jachtklubie Sissy… Stawili się licznie młodzi kawalerowie. – Pokręciła głową. – Harper to śliczna dziewczyna i dobrze wychowana. – Urwała. – Nawet jeżeli jej matka jest Angielką. – Uniosła igłę i dodała wyniośle: – Jej ojciec, bądź co bądź, był charlestończykiem.

– Och, nie powiedziałabym, że nikt jej nie zapraszał… – mruknęła Lucille, wplatając kolejne źdźbła trawy w kosz.

Bunia podejrzliwie zerknęła na przyjaciółkę.

– Nie powiedziałabyś?

Oczy Lucille rozbłysły.

– Tak się składa, że kilku młodych ludzi zapraszało naszą Harper. Wiem na pewno.

– Doprawdy? – Bunia w milczeniu poddała się złości, zastanawiając się, czemu nikt jej o tym nie poinformował. Nie lubiła dowiadywać się ostatnia, zwłaszcza gdy chodziło o jej wnuczki. Sięgnęła po gazetę „Island Eye” i zaczęła się wachlować. – Ktoś mógł mi o tym powiedzieć.

Lucille wzruszyła ramionami.

Bunia opuściła gazetę.

– Cóż… dlaczego w takim razie nie chodzi na randki? Jest nieśmiała?

– Nasza Harper jest cicha, ale nie jest nieśmiała. To twarda dziewczyna. Wystarczy przypomnieć, z jakim uporem nie tyka mięsa, białego chleba ani niczego, co usmażę na bekonie.

Wargi Buni rozciągnęły się w uśmiechu, gdy przypomniała sobie sprzeczkę przy stole podczas pierwszego wieczoru Harper w Morskiej Bryzie. Dorę prawie do szału doprowadziła surowa dieta siostry.

– Jest tu dopiero od miesiąca – kontynuowała Lucille. – I zostanie kolejne dwa. Po prostu nie włączyła jeszcze swojego światła. I cóż się dziwić? Ma na głowie sporo spraw, więc podejrzewam, że umawianie się z młodym człowiekiem plasuje się gdzieś na dole jej listy priorytetów.

Zamyślona Bunia kołysała się w fotelu. Przyznała rację Lucille. Wszystkie tego lata miały dużo na głowie – ona na pewno. Czas uciekał i wiedziała, że jeśli nie znajdzie sposobu, aby zacieśnić więzi pomiędzy wnuczkami, z nadejściem września, gdy Morska Bryza zostanie sprzedana, dziewczęta znów się rozjadą po świecie, a ona zostanie na pomoście i będzie wyła do księżyca.

W maju zaprosiła wnuczki – Dorę, Carson i Harper – na uroczyste przyjęcie z okazji swoich osiemdziesiątych urodzin. Miała pewien plan. Jesienią zamierzała wystawić Morską Bryzę na sprzedaż i przeprowadzić się do domu opieki. Dom na wyspie był trudny w utrzymaniu i nie była w stanie dłużej sama mieszkać, nawet przy wsparciu Lucille. Postanowiła zatrzymać całą trójkę na całe lato. Pragnęła, by znów stały się jej Letnimi Dziewczętami – na to ostatnie lato, zanim Morska Bryza przejdzie w obce ręce.

Przez lata zbywały regularne zaproszenia Buni rozmaitymi wymówkami – chciałabym, ale jestem bardzo zajęta, muszę pracować, nie będzie mnie w mieście – a każda okraszona wyrazami szczerego żalu i lasem wykrzykników.

Tym razem uciekła się do podstępu. Skoro jej wnuczki odziedziczyły piracką krew po przodkach, postanowiła skłonić je do przyjazdu podstępem – kusząc je obietnicą ukrytego skarbu. Kochane dziewczęta przyjechały, ale tylko na weekend. Rozpaczliwie pragnęła zatrzymać je na wyspie, więc uciekła się do swoistej manipulacji – zagroziła, że je wydziedziczy, jeśli nie zostaną na całe lato. Zachichotała cicho na wspomnienie ich zszokowanych min.

Carson właśnie straciła pracę i była zachwycona wakacjami bez konieczności płacenia czynszu. Dora w samym środku rozwodu szybko dała się przekonać do zostania w Morskiej Bryzie z Nate’em na czas remontu swojego domu w Summerville. Tylko Harper zrobiła scenę i fortel babci nazwała szantażem.

Bunia poruszyła się w fotelu. Szantaż, doprawdy! Harper dramatyzuje, pomyślała, przewracając oczami. Na pewno istniał jakiś bardziej wyrafinowany, łagodniejszy termin na określenie postępowania zaniepokojonej i kochającej staruszki, zdecydowanej na nowo połączyć wnuczki. Uśmiechnęła się z satysfakcją. W końcu wszystkie zgodziły się zostać na całe lato, nieprawdaż?

Tyle że nie minęła nawet połowa wakacji, a Carson wyjechała – choć obiecała, że szybko wróci – natomiast Dora była już jedną nogą za drzwiami.

Bunia zamknęła oczy, rozkoszując się kojącym powiewem bryzy znad oceanu. Musi się udać. Osiemdziesiąt lat to długie życie. Przetrwała śmierć męża i jedynego dziecka. Zostały jej tylko trzy cenne klejnoty, jej wnuczki. Zacisnęła dłonie w pięści. Choćby się waliło i paliło – albo gniewało – zamierzała podarować im to ostatnie idealne lato. Najbardziej obawiała się sprzedaży Morskiej Bryzy i zamieszkania w domu opieki; wątła więź pomiędzy siostrami się zerwie, a one rozpierzchną się na cztery strony świata jak te drobinki trawy, które wiatr wywiał z kosza Lucille.

– A oto nadchodzi kolejna – oświadczyła Lucille niskim głosem, wskazując podbródkiem Dorę, która właśnie wyszła zza rogu.

Bunia zmierzyła najstarszą wnuczkę krytycznym spojrzeniem. Dora miała na sobie kostium khaki i bluzkę w takim samym odcieniu bladej żółci jak jej włosy. Gdy podeszła bliżej, Bunia zauważyła, że ma też na sobie nylonowe pończochy i czółenka. Na taki upał! Ciągnęła po żwirze walizkę do srebrnego lexusa zaparkowanego na podjeździe. Po twarzy spływały jej kropelki potu.

– Dora! Wyjeżdżasz? – zawołała Bunia.

Dora przystanęła gwałtownie, gdy usłyszała swoje imię, i odwróciła głowę ku domkowi dla gości.

– Witam panie! – zawołała i pomachała dłonią do kobiet siedzących na werandzie. – Tak – odparła, przyklejając na twarz uśmiech, który jednak nie obejmował jej oczu. – Muszę lecieć, jeśli chcę zdążyć na spotkanie z prawnikiem. Zapowiada się długi poranek.

Zostawiła walizkę i podeszła do nich.

– Tylko na siebie popatrzcie, siedzicie sobie jak dwie kurki na grzędzie i gawędzicie przez cały ranek. – Weszła na werandę i ukryła się w cieniu.

Bunia odłożyła igłę i skoncentrowała wzrok na Dorze. Z uwagą przyglądała się jej twarzy. Ze wszystkich wnuczek Dora najlepiej umiała ukrywać swoje emocje za udawaną radością. Zawsze taka była, nawet jako dziecko. Nawet w dniu swojego ślubu, gdy jej ojciec, jedyny syn Buni, przyjechał do kościoła pijany w sztok, Dora uśmiechała się przez całą drogę do ołtarza, do którego poprowadził ją ojczym zamiast biologicznego ojca. Uśmiechała się pomimo szeptów skrywanych za uniesionymi dłońmi, uśmiechała się podczas rozwlekłego toastu Parkera, uśmiechała się, gdy przyjaciele odeskortowali go do hotelu, aby tam wytrzeźwiał.

Bunia widziała teraz ten sam przyklejony uśmiech. Zdawała sobie sprawę, ile poświęceń kosztowało Dorę zachowanie pozorów i udawanie przed światem szczęśliwej żony i matki. Rozwód uderzył ją prosto w serce, wstrząsnął jej życiem. Ale nawet teraz Dora wytrwale udawała, że wszystko ma pod kontrolą.

– Wyglądasz bardzo… nobliwie – oświadczyła Bunia, ostrożnie dobierając słowa. – Dzisiaj jest chyba trochę za gorąco na garsonkę i nylony, nie sądzisz?

Dora odgarnęła blond włosy z szyi, aby wiejąca znad oceanu bryza schłodziła nieco zbierającą się tam wilgoć.

– Dobry Boże, pewnie. Jest tak gorąco, że mogłabym napluć na ziemię i patrzeć, jak ślina skwierczy. Ale muszę wywrzeć odpowiednie wrażenie na prawnikach Cala.

Biedactwo, pomyślała Bunia. Ta garsonka jest strasznie ciasna. Biedna Dora wygląda jak kiełbaska wciśnięta w osłonkę.

Dora odrzuciła włosy i wykrzywiła twarz.

– Calhoun zachowuje się niepoważnie.

– Już gdy za niego wychodziłaś, wszyscy wiedzieliśmy, że ta winda nie dojedzie na samą górę.

– On nie musi być mądry, Buniu. Jego prawnik musi. A zatrudnił sobie prawdziwego rekina.

– Zadzwoniłaś do kancelarii Rosenów, jak ci radziłam, prawda?

Dora pokiwała głową.

– Znakomicie – pochwaliła Bunia. – Robert złowi rekina na haczyk, już ty się nie martw.

– Postaram się – odparła Dora, wygładzając fałdy spódnicy. – Zamierzam dać dobry przykład.

Bunia sięgnęła do kołnierzyka sukienki i odpięła broszkę. Swoją ulubioną. Małe cząsteczki jasnego koralu osadzone w złocie tworzyły gwiazdę. Wnuczka potrzebowała teraz odrobiny gwiezdnego pyłu w swoim życiu.

– Podejdź tu, moja droga – przywołała Dorę. Nakazała gestem, aby się pochyliła, po czym przypięła dużą broszkę do klapy jej żakietu.

– Proszę – powiedziała, cofając się i podziwiając swoje dzieło. – Odrobina koloru czyni cuda, moja droga. Ta brosza należała do mojej matki. Teraz jest twoja.

Dora otworzyła oczy szeroko, a jej stoicka fasada od razu się posypała. Uścisnęła babcię z rozpaczliwą siłą.

– Och, Buniu, dziękuję. Nie spodziewałam się… To wiele dla mnie znaczy. Zwłaszcza dzisiaj. Muszę przyznać, że denerwuję się konfrontacją z Calem. I z jego prawnikami.

– Niechaj to będzie twoja zbroja – odparła Bunia z uśmiechem.

– Dziękuję. – Dora wyprostowała się i wygładziła żakiet. – Wiecie, strasznie się cieszę, że znowu mogę się wcisnąć w tę garsonkę. Dzięki Carson, która nie pozwala nam pić żadnego alkoholu, i Harper, która wmusza w nas zdrowe jedzenie, naprawdę straciłam kilka kilogramów! Kto by pomyślał?

Twarz Dory rozświetlił szczery uśmiech, a Bunia dostrzegła w niej przebłysk tamtej oszałamiającej młodej kobiety, która kiedyś potrafiła oczarować każdą poznaną osobę ciepłem swojego uśmiechu. Dziesięć lat nieszczęśliwego małżeństwa i opieka nad dzieckiem specjalnej troski sprawiły, że Dora popełniła kardynalny błąd żony z Południa – zaniedbała się. Co gorsza, smutek wydrenował z niej cały blask. Bunia cieszyła się, że mgnienie dawnego blasku tego ranka znów zawitało w jej oczach.

– Nate jedzie z tobą? – zapytała Lucille.

– Obawiam się, że nie. Właśnie wracam z jego pokoju. Błagałam go, ale wiecie, jaki jest Nate, gdy się uprze. Powiedział tylko jedno słowo… Nie. Chyba niespecjalnie mnie teraz lubi – dodała łagodniejszym tonem. – Było tak, jakby… – Jej głos zaczął się rwać pod wpływem emocji. – …jakby nie mógł się doczekać, kiedy wyjdę.

– Kochanie, nie przejmuj się – doradziła jej Bunia ciepło. – Wiesz, że wciąż dręczy go wypadek delfina. To było dla niego traumatyczne przeżycie. Dla nas wszystkich – dodała.

– Carson powinna wkrótce zadzwonić z Florydy – wtrąciła pocieszająco Lucille.

– A ja wiem, że to będą dobre wieści – zapewniła Bunia, wieczna optymistka. – Nate dojdzie do siebie.

– Mam nadzieję… – odparła Dora i w pośpiechu otarła oczy, a potem zerknęła na zegarek i krzyknęła cicho.

– Naprawdę muszę już jechać, inaczej się spóźnię – oświadczyła. – Jesteście pewne, że dacie sobie radę z Nate’em? Bywa nieznośny, gdy wyjeżdżam.

– Trzy dorosłe kobiety poradzą sobie z jednym małym chłopcem. Niezależnie od tego, jaki bywa drażliwy – orzekła Bunia, unosząc brew.

Lucille zaśmiała się cicho znad swojej plecionki.

– Tak, oczywiście – wymamrotała Dora, gorączkowo szukając w torebce kluczyków. – Po prostu teraz, gdy martwi się chorym delfinem i moim spotkaniem z jego ojcem, jest wyjątkowo trudny.

Bunia zbyła jej obawy machnięciem ręki.

– Jedź i nie martw się nami. Poradzimy sobie. Masz już dość kłopotów z remontem.

Dora zmrużyła powieki na wzmiankę o domu.

– Oby robotnicy wciąż tam byli, bo w przeciwnym razie rozpętam piekło.

Bunia i Lucille wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. To była Dora, którą znały. Wyjęła kluczyki z torebki i ruszyła do samochodu.

– Dora? – zawołała do niej Bunia, zatrzymując ją w pół kroku.

Znieruchomiała, odwróciła głowę i spojrzała babci w oczy.

– Pamiętaj, kim jesteś. Jedną z Muirów. Jesteś kapitanem swojego statku. – Bunia pociągnęła nosem i dodała: – Nie pozwól, aby ludzie pokroju Calhouna Tuppera wmawiali ci bzdury, słyszysz?

Błękit Muirów zalśnił w oczach Dory.

– Tak, Buniu – odparła z przekonaniem i wyprostowała ramiona.

Dwie starsze panie odprowadziły ją wzrokiem do samochodu. Włożyła walizkę do bagażnika i odjechała z piskiem opon, spod których pryskał żwir.

– Mmm-mmm-mm – wymamrotała Lucille, wracając do wyplatania kosza. – Ta kobieta wyładuje dzisiaj swój gniew na wszystkich mężczyznach w mieście.

Bunia pozwoliła sobie na uśmiech, który przez cały ranek igrał na jej ustach.

– Nie wiem, komu bardziej współczuć – oświadczyła. – Robotnikom od remontu czy Calhounowi Tupperowi.

POZOSTAŁE ROZDZIAŁY DOSTĘPNE W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI

1 Turówka wonna, żubrówka – gatunek trawy z rodziny wiechlinowatych (przyp. red.).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: