Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Listy jak dotyk - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
8 października 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Listy jak dotyk - ebook

Jacek Kuroń spędził łącznie blisko 10 lat życia w więzieniu, areszcie czy ośrodku odosobnienia. Podstawową formą kontaktu były wtedy listy – pisane głównie do Gai. Jest to korespondencja pod wieloma względami wyjątkowa: przez lata pozostawała w rękach SB, dziś pomaga zrozumieć rzeczywistość przełomowych momentów w historii PRL-u. Obrazki więzienne Jacka przeplatają się w niej z opisem codzienności na wolności Gai. Możemy w nich odnaleźć głębokie przemyślenia czy echa lektur, możemy być świadkami narodzin wielu koncepcji, które przekształciły się później w wielkie idee zmieniające historię Polski.

 

Listy są świadectwem bardzo osobistym – tworzą obraz poruszającej więzi dwóch bliskich sobie osób, które mimo fizycznego rozdzielenia, budują przestrzeń miłości i porozumienia wykraczającą ponad ingerencję władzy.

 

Listy Gai i Jacka poruszają do głębi. Czytając je, widzimy parę kochających się, młodych ludzi, bezwzględnie rozdzielanych przez Los i Historię, którzy potrafili nawzajem się wspierać i utwierdzać w słuszności wybranej drogi. Piszą do siebie często i o wszystkim, piszą przejmująco i tkliwie, zabawnie i z rozczuleniem.

Chciałabym zobaczyć twarz cenzora czytającego tę korespondencję. Niemożliwe, żeby nie robiła na nim wrażenia.

Agnieszka Glińska, reżyserka

Spis treści

Wstęp ANDRZEJ FRISZKE

1965–1967

1968–1971

1977

1981–1982

Od redaktora MARIA KRAWCZYK

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64476-22-8
Rozmiar pliku: 887 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

An­drzej Frisz­ke

Wdał się w po­li­tykę, gdy miał 14 lat. Pew­nie była to kwe­stia wy­cho­wa­nia – do­ra­stał w ro­dzi­nie o so­cja­li­stycz­nych tra­dy­cjach sięgających re­wo­lu­cji 1905 roku. Oj­ciec – działacz Pol­skiej Par­tii So­cja­li­stycz­nej (PPS) – za­bie­rał kil­ku­let­nie­go Jac­ka na ro­bot­ni­cze de­mon­stra­cje we Lwo­wie. Od pierw­szych lat od­dy­chał więc at­mos­ferą ak­tyw­ności po­li­tycz­nej, za­an­gażowa­nia, mitu kla­sy ro­bot­ni­czej walczącej o lep­sze ju­tro własne i całego społeczeństwa. Także opo­wieścia­mi o wal­ce PPS o so­cja­lizm i Polskę za­ra­zem, bo taka była tra­dy­cja nie­pod­ległościo­wej le­wi­cy, która od­bu­do­wała państwo w 1918 roku. Wie­le razy wspo­mi­nał, że od małego uczo­no go, iż więzie­nie jest nor­mal­nym lo­sem działacza le­wi­cy. Hi­sto­ria więzien­na rze­czy­wiście jest nie­odłączną częścią hi­sto­rii pol­skich walk o wol­ność.

Jego ro­dzin­ny Lwów był mia­stem wie­lu kul­tur. Ja­cek żył między Po­la­ka­mi, Ukraińcami, Żyda­mi. So­cja­li­stycz­na tra­dy­cja, w której wy­ra­stał, na­ka­zy­wała trak­to­wać wszyst­kich lu­dzi równo, bez względu na po­cho­dze­nie. Po­sta­wy an­ty­se­mic­kie były potępia­ne, bu­dziły obrzy­dze­nie. Zro­zu­mie­nie in­nych, otwar­tość na lu­dzi o in­nych ko­rze­niach i ra­dy­kal­ne potępie­nie an­ty­se­mi­ty­zmu będą trwałymi ce­cha­mi oso­bo­wości Ku­ro­nia. Lwów opuścił wraz z ro­dzi­ca­mi w 1944 roku, by przez Rabkę i Kraków do­trzeć osta­tecz­nie w stycz­niu 1947 do War­sza­wy, do zbu­do­wa­ne­go przed wojną domu przy uli­cy Mic­kie­wi­cza, w którym będzie miesz­kał już za­wsze.

Był rok 1948, czas bu­do­wy „no­we­go świa­ta”, po­wsta­nia Pol­skiej Zjed­no­czo­nej Par­tii Ro­bot­ni­czej (PZPR). Rządzący kra­jem ko­mu­niści prze­ko­ny­wa­li, że zbu­dują nową Polskę – bez nędzy, nierówności, nie­na­wiści na­ro­do­wej. Trze­ba tyl­ko sku­pić wszyst­kie siły postępu i zdu­sić re­akcję. Kuroń bez­kry­tycz­nie przyjął tę wiarę. W mar­cu 1949 za­pi­sał się do Związku Młodzieży Pol­skiej (ZMP). Za­fa­scy­no­wa­ny obiet­nicą ko­mu­nizmu, bun­tu społecz­ne­go, po­gar­dy dla „miesz­czańskie­go” sty­lu życia, a przy tym bez­par­do­no­wy, dał się po­znać jako je­den z naj­ak­tyw­niej­szych działaczy na war­szaw­skim Żoli­bo­rzu. Awan­so­wał w hie­rar­chii ZMP, naj­pierw jako prze­wod­niczący zarządu szkol­ne­go i członek dziel­ni­co­we­go na Żoli­bo­rzu, wkrótce też in­struk­tor har­cer­ski w Zarządzie Stołecz­nym. Od stycz­nia do grud­nia 1953 był prze­wod­niczącym Zarządu Dziel­ni­co­we­go na Po­li­tech­ni­ce. Szyb­kie awan­se za­wdzięczał dy­na­mi­zmo­wi, po­mysłowości, ra­dy­ka­li­zmo­wi i ostrości przemówień. W 1953 roku zo­stał przyjęty do PZPR. I po paru ty­go­dniach, w grud­niu 1953, wy­rzu­co­ny z par­tii i apa­ra­tu ZMP. Jego pryn­cy­pia­lizm ugo­dził bo­wiem w in­te­re­sy apa­ra­tu par­tyj­ne­go. Za­rzu­co­no mu też, że podał nie­praw­dzi­we dane per­so­nal­ne, ukry­wając po­cho­dze­nie mat­ki, która rze­czy­wiście po­cho­dziła z in­te­li­genc­kiej ro­dzi­ny o zie­miańskich ko­rze­niach.

W 1952 roku zdał ma­turę i roz­począł stu­dia hi­sto­rycz­ne w Wyższej Szko­le Pe­da­go­gicz­nej, która miała być kuźnią na­uczy­cie­li za­an­gażowa­nych po­li­tycz­nie. Stu­dio­wał, ale przede wszyst­kim działał w Or­ga­ni­za­cji Har­cer­skiej Związku Młodzieży Pol­skiej (OH ZMP), która łączyła ele­men­ty daw­ne­go har­cer­stwa z wy­cho­wa­niem ko­mu­ni­stycz­nym. Czuł się wy­cho­wawcą – przede wszyst­kim dzie­ci z bied­nych ro­dzin, którymi opie­ko­wał się na Żoli­bo­rzu. Ta war­szaw­ska dziel­ni­ca była zna­na jako miej­sce za­miesz­ka­nia le­wi­co­wej in­te­li­gen­cji – parę ulic da­lej za­czy­nała się dziel­ni­ca przed­wo­jen­nej ko­lo­nii ofi­cer­skiej. Ale Żoli­borz to także Ma­ry­mont, gdzie stały odra­pa­ne dom­ki, których miesz­kańcy gnieździ­li się na­wet po 10 w izbie. W wie­lu do­mach nie było światła, in­sta­la­cji hi­gie­nicz­nych, sza­lał al­ko­ho­lizm, gruźlica, przestępczość. Ja­cek wyciągał dzie­ci z tych domów, by bu­do­wać im pla­ce za­baw, or­ga­ni­zo­wać wy­jaz­dy. Na obo­zach wy­po­czyn­ko­wych zdo­by­wał sławę nie­zwykłego in­struk­to­ra, który po­tra­fi snuć wspa­niałe gawędy, śpie­wać. Z umiejętnościa­mi pe­da­go­gicz­ny­mi łączył ta­lent zwierzch­ni­ka, star­sze­go ko­le­gi i kum­pla. W sierp­niu 1955 nad Wisłą w Wi­la­no­wie nie upil­no­wał roz­ocho­co­nej dzie­ciarni. Tro­je dzie­ci się uto­piło. Kuroń zo­stał aresz­to­wa­ny. Wy­szedł wpraw­dzie, ale trau­ma trwała.

W roku 1956, roku wiel­kich wy­da­rzeń w Pol­sce, był stu­den­tem hi­sto­rii Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go. Tam po­znał Ka­ro­la Mo­dze­lew­skie­go, z którym przy­jaźń połączy ich na dzie­sięcio­le­cia. Rok 1956 przy­niósł ujaw­nie­nie zbrod­ni Sta­li­na. Fer­ment ogar­niał wyższe uczel­nie i niektóre śro­do­wi­ska ro­bot­ni­cze. Szu­ka­no roz­wiązań, które by łączyły war­tości ko­mu­ni­zmu z praw­dzi­wym od­da­niem władzy w ręce ludu. Kuroń powrócił do par­tii, namówił też Mo­dze­lew­skie­go, by się do niej za­pi­sał. Gru­pa ko­legów, w której był Ja­cek, roz­bi­jała ZMP, szu­kała kon­taktów z ro­bot­ni­ka­mi, mówiła o dru­giej re­wo­lu­cji. I przyszła „re­wo­lu­cja paździer­ni­ko­wa”, jak ją na­zy­wa­no, gdy zmia­nie na szczy­tach władzy i wy­bo­ro­wi na I se­kre­ta­rza par­tii Władysława Gomułki to­wa­rzy­szyły wie­ce stu­dentów i mo­bi­li­za­cja ro­bot­ników War­sza­wy. Roz­padł się ZMP, na uczel­niach two­rzo­no nowe „re­wo­lu­cyj­ne” or­ga­ni­za­cje stu­denc­kie, w fa­bry­kach po­wsta­wały rady ro­bot­ni­cze. Gomułka jed­nak nie dopuścił do „re­wo­lu­cji” – szyb­ko obezwładnił roz­pa­lo­nych stu­dentów, uspo­koił ro­bot­ników. W 1957 roku ład zo­stał przywrócony, a próbujący in­spi­ro­wać dru­gi etap zmian ty­go­dnik „Po Pro­stu” za­mknięty.

Tym­cza­sem Kuroń je­sie­nią 1956 należał do or­ga­ni­za­torów od­bu­do­wy Związku Har­cer­stwa Pol­skie­go (ZHP). Zna­lazł się w jego władzach obok przed­wo­jen­nych in­struk­torów. Na po­sie­dze­niach Rady Na­czel­nej ZHP pro­wa­dził z nimi spo­ry, do­ma­gał się świec­kości har­cer­stwa, jego ko­edu­ka­cyj­ności, sprze­ci­wiał się po­wro­to­wi do niektórych przed­wo­jen­nych tra­dy­cji, zwłasz­cza wiążących się z ele­men­ta­mi mi­li­ta­ry­zmu. Niewątpli­wie był częścią tej gru­py, która przyszła z OH ZMP i mogła czuć po­par­cie kie­row­nic­twa par­tii. W ciągu 2 lat daw­ni har­ce­rze zo­sta­li zmar­gi­na­li­zo­wa­ni, następnie usu­nięci z kie­row­nic­twa. Kuroń należał do gru­py zwy­cięzców i miał na­dzieję na re­ali­zo­wa­nie swo­ich kon­cep­cji wy­cho­waw­czych, które prak­ty­ko­wał w war­szaw­skiej drużynie wal­te­row­skiej. Spo­ro także pisał w pi­smach har­cer­skich – „Drużynie” i „Har­cer­stwie”, miał też po­ga­dan­ki ra­dio­we, układał tek­sty pio­se­nek.

Prze­ko­na­nie, że Kuroń jest jed­nym z działaczy roz­bi­jających tra­dy­cyj­ne har­cer­stwo, moc­no się w tym cza­sie ugrun­to­wało i ta ne­ga­tyw­na oce­na ciągnęła się za nim przez lata, sta­no­wiła ważny ar­gu­ment jego prze­ciw­ników. Prawdą jest, że odwoływał się do ra­dy­kal­nie le­wi­co­wych tra­dy­cji i pod­ważał na­tu­ralną w har­cer­stwie hie­rar­chię. Pisał i mówił, że or­ga­ni­za­cja po­win­na na­uczyć dzie­ci być ak­tyw­ny­mi społecz­nie i od­po­wie­dzial­ny­mi, zdol­ny­mi do współpra­cy z in­ny­mi na za­sa­dzie part­ner­stwa w małych gru­pach. Równość, sa­morządność, łącze­nie się w gru­py dla re­ali­za­cji kon­kret­nych celów dających wyraźny efekt były nadrzędny­mi ce­la­mi, które pro­pa­go­wał. W jed­nej z dys­ku­sji mówił: „Ja pragnę wy­cho­wy­wać społecz­ni­ka. Temu służy za­pro­po­no­wa­ny przez nas sys­tem”. A w liście do żony pisał: „Istotą człowie­czeństwa jest bunt . Jest w człowie­ku taki bak­cyl nie­zgo­dy na zło, im jest on moc­niej­szy, tym moc­niej­szy jest człowiek”.

Grażynę po­znał w 1955 roku na jed­nym z obozów. Za­ko­chał się nie­przy­tom­nie w młod­szej o 6 lat dziew­czy­nie. Po­bra­li się w 1959 roku, Grażyna miała wówczas 19 lat, rok później uro­dził się ich je­dy­ny syn – Ma­ciek. Grażyna stu­dio­wała psy­cho­lo­gię na Uni­wer­sy­te­cie War­szaw­skim, zaj­mo­wała się dziec­kiem, pro­wa­dziła – wspólnie z teścia­mi – dom, próbując wnieść w życie Jac­ka ro­dzin­ne szczęście i mi­ni­mum sta­bi­li­za­cji. Gaja, jak ją na­zy­wał Ja­cek, była jego naj­bliższym przy­ja­cie­lem, pod­porą psy­chiczną, po­wier­ni­kiem, part­ne­rem.

Tym­cza­sem Kuroń pra­co­wał nad wielką re­formą har­cer­stwa. W ob­szer­nym re­fe­ra­cie przedłożonym w stycz­niu 1960 Głównej Kwa­te­rze Har­cer­skiej wyjaśniał i pro­jek­to­wał nowy sys­tem wy­cho­waw­czy. Pisał m.in.: „Działać dla sie­bie nie można in­a­czej niż po­przez działanie dla in­nych. Działanie dzie­ci musi stwa­rzać sze­ro­kie możliwości ak­tyw­ne­go po­zna­wa­nia świa­ta, musi po­zwa­lać czuć się pożytecz­nym. Chce­my, aby na­sze wy­cho­wa­nie było nie ad­ap­ta­cyj­ne, lecz re­wo­lu­cyj­ne, aby młody człowiek wcho­dził w świat nie jak posłuszny uczeń, którego na­uczy­li abe­cadła, ale jak współgo­spo­darz świa­do­my swo­ich obo­wiązków”. Pla­no­wał ko­lej­ne stop­nie – próbny, ochot­ników, od­krywców, bar­dziej za­awan­so­wa­ny wędrow­ników oraz naj­wyższy – pio­nierów. Ak­cen­to­wał spraw­ności nie in­dy­wi­du­al­ne, ale ze­społowe, bo według nie­go zdo­by­wa­nie wyższych stop­ni po­win­no być powiązane z umiejętnością pra­cy w ze­spole i zdol­nością wy­ko­ny­wa­nia prac użytecz­nych społecz­nie. Zmniej­szał rolę wy­cho­waw­cy, drużyno­we­go na rzecz wspólne­go po­dej­mo­wa­nia de­cy­zji przez zespół. Naj­ważniejszą komórką ma być właśnie zespół jako gru­pa wspólne­go działania i po­ko­ny­wa­nia trud­ności. W in­nym tekście z tego sa­me­go okre­su pisał: „Cho­dzi tu o pla­no­we wpro­wa­dza­nie człowie­ka w życie społecz­ne po­przez działalność społeczną w działającym ze­spole. W tej wędrówce niezbędna jest po­moc star­sze­go doświad­cze­niem człowie­ka, ale on także musi się roz­wi­jać ra­zem z wy­cho­wan­ka­mi”. A za­tem „in­struk­to­ra­mi przede wszyst­kim po­win­ni być lu­dzie, którzy wy­cho­wa­li się w har­cer­stwie”.

Ta wi­zja wy­cho­wy­wa­nia dzie­ci do ak­tyw­ności społecz­nej i sa­morządności zde­rzała się z za­sa­da­mi sys­te­mu, który pro­mo­wał pod­porządko­wa­nie i ak­tyw­ność za­pla­no­waną je­dy­nie odgórnie. Ude­rzała też w kadrę wy­cho­wawców har­cer­skich, którymi byli głównie na­uczy­cie­le od­de­le­go­wa­ni do pro­wa­dze­nia drużyn. We­dle przyjętych w PRL kon­cep­cji wy­cho­wawczych ZHP po­wi­nien być or­ga­ni­zacją szkolną, kie­ro­waną przez na­uczy­cie­li i przy­uczającą do dys­cy­pli­ny. Wi­zja Ku­ro­nia w za­sad­ni­czy sposób zde­rzała się też z tra­dycją har­cerską pre­miującą in­dy­wi­du­al­ne osiągnięcia i pod­kreślającą hie­rar­chię.

Roz­poczętą w tym du­chu re­formę sys­te­mu za­kwe­stio­no­wa­no w 1962 roku. W maju, po dys­ku­sji na ze­bra­niu Głównej Kwa­te­ry Har­cer­skiej, skry­ty­ko­wa­no Ku­ro­nia i jego grupę, pisząc, że pro­jek­to­wa­ny sys­tem „będzie sta­wiać młodzież w sy­tu­acjach kon­fliktów także ze szkołą, z niektórymi gru­pa­mi na­uczy­ciel­stwa”. Z apa­ra­tu Ko­mi­te­tu Cen­tral­ne­go PZPR i mi­ni­ster­stwa oświa­ty szły na­ci­ski prze­ciw bu­do­wa­niu sys­te­mu sa­morządności. Poza tym wyrażano oba­wy o utratę kon­tro­li nad pro­ce­sem wy­cho­wa­nia. W czerw­cu spór do­pro­wa­dził do za­wie­sze­nia Głównej Kwa­te­ry Har­cer­skiej. Finał kon­fliktu nastąpił w paździer­ni­ku, kie­dy Ku­ro­nia i jego po­mysły, m.in. kon­cepcję przyjęcia kar­ty praw i obo­wiązków ucznia, skry­ty­ko­wa­no na ze­bra­niu z udziałem przed­sta­wi­cie­la Ko­mi­te­tu Cen­tral­ne­go PZPR. Część re­form miała być re­ali­zo­wa­na, ale bez Ku­ro­nia i z prze­kreśle­niem jego sa­morządo­wych po­mysłów. Kuroń nie wcho­dził już od tej pory do władz ZHP, a osta­tecz­nie otrzy­mał wymówie­nie z pra­cy w grud­niu 1963.

Star­cie z apa­ra­tem PZPR umoc­niło w Ku­ro­niu prze­ko­na­nie, że powrócił sys­tem pełnej kon­tro­li urzędników par­tii nad życiem społecz­nym. A za­tem re­wo­lu­cja 1956 roku zo­stała zdra­dzo­na. Pod ko­niec 1962 roku wraz z Ka­ro­lem Mo­dze­lew­skim założył Dys­ku­syj­ny Klub Po­li­tycz­ny na Uni­wer­sy­te­cie War­szaw­skim z na­dzieją roz­bu­dze­nia po­li­tycz­ne­go młodzieży. W roz­mo­wach z za­ufa­ny­mi mówił za­ra­zem o po­trze­bie po­wsta­nia po­dob­nych ośrodków w in­nych mia­stach, by być go­to­wym, gdy wystąpi kla­sa ro­bot­ni­cza. A jej wystąpie­nie z żąda­niem wiel­kich zmian było jego zda­niem pew­ne.

Wiosną 1964 Kuroń, Mo­dze­lew­ski i kil­ku ich ko­legów zaczęli pra­co­wać nad pro­gra­mem, w którym opi­sa­li do­mi­nację „cen­tral­nej po­li­tycz­nej biu­ro­kra­cji”, czy­li apa­ra­tu PZPR, nad całym społeczeństwem, przede wszyst­kim nad klasą ro­bot­niczą. Do­wo­dzi­li, że nie­unik­nio­ne wo­bec postępujących pro­blemów eko­no­micz­nych napięcie musi do­pro­wa­dzić do re­wo­lu­cji i oba­le­nia rządów biu­ro­kra­cji. Pro­jek­to­wa­li wizję no­we­go sys­te­mu – rad ro­bot­niczych bu­do­wa­nych od szcze­bla zakładu aż po szcze­bel państwo­wy, wol­ności dys­ku­sji, wie­lo­par­tyj­ności (by dyk­ta­tu­ra nie mogła powrócić), po­wszech­nych rządów ludu. Je­sie­nią 1964 Kuroń i Mo­dze­lew­ski przy­go­to­wa­li po­wie­le­nie bro­szu­ry prze­zna­czo­nej do taj­ne­go kol­por­tażu. 14 li­sto­pa­da zo­sta­li za­trzy­ma­ni przez Służbę Bez­pie­czeństwa (SB).

Władze nie chciały jed­nak pro­ce­su zna­nych działaczy młodzieżowych. Po­prze­sta­no na wy­rzu­ce­niu ich z par­tii i z pra­cy, zmon­to­wa­no na UW akcję potępie­nia ich poglądów. Wówczas od­po­wie­dzie­li Li­stem otwar­tym do par­tii, który 18 mar­ca 1965 za­nieśli na uni­wer­sy­tet. Na­za­jutrz zo­sta­li aresz­to­wa­ni, a w lip­cu odbył się ich pro­ces. Nie­re­la­cjo­no­wa­ny przez me­dia, ale od­bi­jający się sil­nym echem na uni­wer­sy­te­cie pro­ces Ku­ro­nia i Mo­dze­lew­skie­go był pierw­szym od lat praw­dzi­wym pro­cesem po­li­tycz­nym. Oskarżeni twar­do bro­ni­li swych poglądów, nie wy­ra­zi­li skru­chy. Mo­dze­lew­ski do­stał wy­rok 3,5 roku, Kuroń 3 lat więzie­nia.

Kuroń sie­dział początko­wo w więzie­niu mo­ko­tow­skim, 12 li­sto­pa­da 1965 zo­stał prze­wie­zio­ny do więzie­nia w Sztu­mie, gdzie pa­no­wały bar­dzo ciężkie wa­run­ki: „Tam jest zim­no, brud­no strasz­nie, bo tam są ki­ble, wody nie ma, jest taka czer­wo­na i pół wia­der­ka na 5 osób” – mówił ad­wo­ka­to­wi. Pra­co­wał w więzien­nej pral­ni. W lip­cu 1966 zo­stał prze­wie­zio­ny do więzie­nia w Po­tu­li­cach, gdzie wa­run­ki były lep­sze. Pra­co­wał tam przy pro­duk­cji me­bli. O przeżyciach i doświad­cze­niach więzien­nych pisał ob­szer­nie w swo­ich wspo­mnie­niach. War­to jed­nak za­uważyć, że w tym cza­sie pra­wie nie było więźniów po­li­tycz­nych w Pol­sce, a ska­za­nie dwóch młodych lu­dzi, zresztą mark­sistów, było sen­sacją od­no­to­wy­waną przez za­chod­nią prasę, budzącą pro­te­sty. Ich List otwar­ty, prze­my­co­ny na Zachód, zo­stał wy­dru­ko­wa­ny w wie­lu języ­kach jako cie­ka­wy do­ku­ment ra­dy­kal­nej le­wi­cy, po­wstały w kra­ju ko­mu­ni­stycz­nym, oku­pio­ny więzie­niem, co do­da­wało mu do­dat­ko­wej aury.

W cza­sie gdy Kuroń i Mo­dze­lew­ski sie­dzie­li w więzie­niach, na uni­wer­sy­te­cie doj­rze­wało śro­do­wi­sko wy­cho­wanków Ku­ro­nia z drużyn wal­te­row­skich, na­zy­wa­nych „ko­man­do­sa­mi”, którego li­de­rem był Adam Mich­nik. Za próbę or­ga­ni­zo­wa­nia ak­cji so­li­dar­ności ze ska­za­ny­mi Mich­nik, Se­we­ryn Blumsz­tajn i ich ko­le­dzy stanęli je­sie­nią 1965 przed ko­misją dys­cy­pli­narną. Nie zo­sta­li jed­nak wy­rzu­ce­ni z UW, a tyl­ko za­wie­sze­ni na rok w pra­wach stu­den­ta. Pod ko­niec 1966 roku znów wywołali po­ru­sze­nie na uni­wer­sy­te­cie, or­ga­ni­zując ju­bi­le­uszo­wy wykład pro­fe­so­ra Lesz­ka Kołakow­skie­go w rocz­nicę Paździer­ni­ka ‘56. Zo­sta­li za­wie­sze­ni, a Mich­nik znów po­sta­wio­ny przed ko­misją dys­cy­pli­narną. W jego obro­nie zbie­ra­no pod­pi­sy pod pe­tycją na wie­lu wy­działach. Fer­ment się pogłębiał. Mich­nika nie wy­rzu­co­no, po raz dru­gi zo­stał za­wie­szo­ny na rok. „Ko­man­do­si” byli ośrod­kiem szerzącego się na uni­wer­sy­te­cie fer­men­tu, przy­po­mi­na­li też o uwięzio­nych ko­le­gach. Pry­wat­nie pozo­stawali w przy­ja­ciel­skich kon­tak­tach z Grażyną Kuroń, która po ukończe­niu stu­diów pra­co­wała w po­rad­ni psy­cho­lo­gicz­nej przy uli­cy Gro­chow­skiej.

Kie­dy la­tem 1967 Kuroń i Mo­dze­lew­ski wy­szli wa­run­ko­wo z więzie­nia, spo­tka­li swo­ich roz­bu­dzo­nych po­li­tycz­nie wy­cho­wanków. Kil­ka mie­sięcy później de­cy­zja władz o zdjęciu Dziadów Mic­kie­wi­cza ze sce­ny Te­atru Na­ro­do­we­go stała się za­rze­wiem pro­te­stu li­te­ratów i stu­dentów sku­pio­nych wokół Ku­ro­nia i Mo­dze­lew­skie­go. Ze­bra­no po­nad 3 tysiące pod­pisów pod pe­tycją pro­te­sta­cyjną, a na 8 mar­ca 1968 przy­go­to­wa­no wiec na dzie­dzińcu UW. Zaczął się wiel­ki pro­test stu­dentów, który prze­szedł do hi­sto­rii jako wy­da­rze­nia mar­co­we. Kuroń i Mo­dze­lew­ski już w nich nie uczest­ni­czy­li, bo­wiem 8 mar­ca pod wieczór zna­leźli się w więzie­niu.

Po długim i dra­ma­tycz­nym śledz­twie, przez które przeszło w War­sza­wie kil­ka­dzie­siąt osób, je­sie­nią 1968 zaczął się cykl pro­cesów. Ko­lej­ny – Ku­ro­nia i Mo­dze­lew­skie­go – odbył się w stycz­niu 1969. Tym ra­zem ich uwięzie­niu to­wa­rzy­szyła kam­pa­nia pro­pa­gan­do­wa wy­mie­rzo­na w „sy­jo­nistów” i wi­chrzy­cie­li, z których naj­gor­szy­mi byli Kuroń, Mo­dze­lew­ski i Mich­nik. Ska­za­ni na 3,5 roku więzie­nia pod za­rzu­tem stwo­rze­nia i kie­ro­wa­nia nie­le­galną or­ga­ni­zacją „ko­man­dosów” Kuroń i Mo­dze­lew­ski od­by­wa­li karę jako re­cy­dy­wiści w ciężkich więzie­niach.

W maju 1969 z Mo­ko­to­wa Kuroń zo­stał wy­wie­zio­ny do więzie­nia we Wron­kach. Ze­tknął się tam z ludźmi bar­dzo zde­mo­ra­li­zo­wa­ny­mi, często po­chodzącymi z pa­to­lo­gicz­nych ro­dzin, wie­lo­krot­nie ka­ra­ny­mi. Po la­tach wspo­mi­nał pod­czas spo­tka­nia z ro­bot­ni­ka­mi Ur­su­sa: „Oni na­prawdę, na­prawdę byli pełni nie­na­wiści do Pana Boga i do re­li­gii. I do­pie­ro od­kryłem, że to mną wstrząsa strasz­nie, że jest to dla mnie jakaś ważna spra­wa, a po dru­gie, tam do­pie­ro zro­zu­miałem, że jak człowiek nie na­uczy się miłości, nie dorośnie do miłości, to nie dorośnie do re­li­gii , a dla mnie to było wiel­kie przeżycie, wiel­kie od­krycie”. W więzie­niu nastąpił zwrot w kie­run­ku po­szu­ki­wa­nia sensów re­li­gij­nych, oso­bo­wych re­la­cji człowie­ka z Bo­giem, które staną się ważne w bu­do­wa­niu sys­te­mu war­tości Jac­ka Ku­ro­nia od lat 70. W tym okre­sie dużo czy­tał, szu­kając porządku w myśle­niu ide­owym, w bu­do­wa­niu sys­te­mu prze­ko­nań, który miał zastąpić po­rzu­co­ny sys­tem mark­si­stow­ski. Kuroń bo­wiem nie mógł po­prze­stać na wyrażeniu sprze­ci­wu wo­bec tego, co jest, bu­do­wał w swo­jej re­flek­sji re­la­cje między człowie­kiem a społeczeństwem, sta­rał się określić re­la­cje między wol­nością jed­nost­ki a pra­wa­mi in­nych – szu­kał ta­kie­go sys­te­mu, który za­pew­ni po­sza­no­wa­nie i re­ali­zację naj­ważniej­szych war­tości. Wra­cał do daw­nych wi­zji har­cer­skich, w których zna­cze­nie miał zespół, czy­li gru­pa lu­dzi dążących do zmian, złączo­nych współpracą i so­li­dar­nością oraz wie­lu ta­kich ze­społów tworzących śro­do­wi­ska. Wszyst­kich złączo­nych pra­gnie­niem ak­tyw­ności, sa­morządności, prze­kształca­nia świa­ta.

W li­stach do Gai wie­le pisał o swo­ich prze­myśle­niach, mało o zdro­wiu i sa­mo­po­czu­ciu. Gaj­ka była jed­nak psy­cho­lo­giem i wni­kliwą ob­ser­wa­torką. SB podsłuchała jej roz­mowę z me­ce­nas Anielą Ste­ins­ber­gową w mar­cu 1970, po po­wro­cie z wi­dze­nia. Gaja „od­niosła wrażenie, że nie mówił praw­dy o so­bie (uni­kał rozmów na te­mat zdro­wia). Do­wie­działa się, że pra­cu­je w pral­ni więzien­nej jako pracz i miesz­ka ra­zem z trze­ma więźnia­mi, co jest dla nie­go uciążliwe. Na­rze­ka też na rzad­kość wi­zyt ze stro­ny naj­bliższych. Na ten te­mat G. Kuroń przed­sta­wiła, że na­czel­nik więzie­nia jest uprze­dzo­ny do Jac­ka i robi mu trud­ności z uzy­ska­niem wi­dze­nia. Ostat­nio zwra­cała się do na­czel­nika o wi­dze­nie dla ojca, na co otrzy­mała od­po­wiedź, że o wi­dze­nie po­wi­nien sta­rać się J. Kuroń, nie zaś ona”.

Pod­czas od­sia­dy­wa­nia obu tych wy­roków Gaja Kuroń zaj­mo­wała się sy­nem, pra­co­wała, zdo­by­wając środ­ki na utrzy­ma­nie, słała co mie­siąc (częściej nie było wol­no) do więzie­nia czułe li­sty do Jac­ka, pod­trzy­my­wała go na du­chu, jeździła na wi­dze­nia. Z wielką god­nością i bez­gra­nicz­nym przy­wiąza­niem do Jac­ka niosła ciężar żony więźnia. Za­ra­zem w założonej jej przez SB w stycz­niu 1971 spra­wie rozpra­co­wania pi­sa­no: „Grażyna Kuroń utrzy­mu­je ożywio­ne kon­tak­ty z grupą osób, które na prze­strze­ni ostat­nich kil­ku lat (1965–1968) pro­wa­dziły ak­tywną działalność wi­chrzy­cielską i re­wi­zjo­ni­styczną w śro­do­wi­skach młodzieży aka­de­mic­kiej i pra­cow­ników na­uko­wych. Or­ga­ni­zo­wa­ne przy różnych oka­zjach spo­tka­nia gru­py mają stwa­rzać wa­run­ki in­te­gra­cji roz­bi­te­go śro­do­wi­ska. Dys­ku­to­wa­ne i roz­ważane są różne aspek­ty form i me­tod działalności w powiąza­niu oraz wy­ko­rzy­sta­niu prze­by­wającej na emi­gra­cji znacz­nej gru­py b. «ko­man­dosów». W ostat­nim okre­sie G. Kuroń utrzy­mu­je sys­te­ma­tycz­ne kon­tak­ty z Ja­nem Lip­skim, Anielą Ste­ins­ber­gową, Siłą-No­wic­kim, A. Mich­ni­kiem, S. Blumsz­taj­nem, B. Toruńczyk, Na­ta­lią Mo­dze­lewską, Wł. Bieńkow­skim i in­ny­mi oso­ba­mi zna­ny­mi z wi­chrzy­cielskiej działalności”.

W rze­czy­wi­stości tam­tych lat, na­zna­czo­nej kon­trolą władzy nad wszel­ki­mi aspek­ta­mi życia oraz sze­roką in­wi­gi­lacją, zwłasz­cza śro­do­wi­ska opo­zy­cyj­ne­go, los żony po­li­tycz­ne­go bun­tow­ni­ka i więźnia nie był łatwy. Na­wet bli­scy zna­jo­mi mo­gli się oba­wiać, że pod­trzy­my­wa­nie kon­taktów z ro­dziną „przestępcy” spo­wo­du­je ne­ga­tyw­ne za­in­te­re­so­wa­nie Służby Bez­pie­czeństwa, kłopo­ty w pra­cy itd. Wie­lu też nie ro­zu­miało sen­su ruj­no­wa­nia życia własne­go i swo­ich bli­skich w imię abs­trak­cyj­nych idei czy sa­mobójcze­go w isto­cie ge­stu sprze­ci­wu. Wie­lu uważało Ku­ro­nia za dzi­wa­ka, człowie­ka nie­przy­sto­so­wa­ne­go, fa­na­ty­ka narażającego sie­bie i swoją ro­dzinę. Także ta­kim opi­niom Gaja mu­siała sta­wić czoło. Jej opar­ciem było przede wszyst­kim śro­do­wi­sko „ko­man­dosów”, które też przeszło przez więzie­nia, oraz gro­no star­szych przy­ja­ciół, wśród których po­sta­cią szczególnie ważną był Jan Józef Lip­ski.

Kie­dy więc Kuroń i Mo­dze­lew­ski wy­szli w 1971 roku z więzie­nia, spo­tka­li przy­ja­ciół, wpraw­dzie żyjących na mar­gi­ne­sie, ale go­to­wych do po­mo­cy. Mo­dze­lew­ski na kil­ka lat wy­co­fał się z ak­tyw­ności opo­zy­cyj­nej: obro­nił dok­to­rat i przy­go­to­wał ha­bi­li­tację. Kuroń otwie­rał się na kon­tak­ty z in­ny­mi śro­do­wi­ska­mi doświad­czo­ny­mi w 1968 roku – idąc śla­dem Mich­ni­ka i in­nych „ko­man­dosów”, nawiązał kon­tak­ty z ka­to­li­ka­mi z „Więzi” i Klu­bu In­te­li­gen­cji Ka­to­lic­kiej (KIK), w 1974 i 1975 roku odbył roz­mo­wy z pry­ma­sem Wy­szyńskim i kar­dy­nałem Woj­tyłą. Po­rzu­cił osta­tecz­nie mark­sizm i ka­te­go­rie kla­so­we, otwo­rzył się na war­tości chrześcijaństwa, czy­li pod­mio­to­wość człowie­ka i szu­ka­nie ta­kie­go porządku społecz­ne­go, który po­zwo­li na re­ali­zację różnych po­trzeb du­cho­wych i różnych war­tości ide­owych w ra­mach sa­morządne­go, de­mo­kra­tycz­ne­go społeczeństwa. Jego ważnym wy­zna­niem był ar­ty­kuł Chrześci­ja­nie bez Boga, opu­bli­ko­wa­ny w 1975 roku w „Zna­ku” pod zna­mien­nym pseu­do­ni­mem Ma­ciej Gaj­ka. Z ko­lei w pa­ry­skiej „Kul­tu­rze” w 1974 roku ano­ni­mo­wo uka­zał się ar­ty­kuł Ku­ro­nia Po­li­tycz­na opo­zy­cja w Pol­sce, który był pro­jek­tem ta­kiej działalności – sku­pio­nej na od­twa­rza­niu so­li­dar­ności społecz­nej, two­rze­niu poza kon­trolą sys­te­mu małych grup, które po­sze­rzały za­kres wol­ności. Tam też sfor­mo­wał Kuroń za­sad­ni­czy po­stu­lat działania zgod­nie z obo­wiązującą (choć często nie­prze­strze­ganą przez władze) li­terą pra­wa.

Gdy Ste­fan Nie­siołowski, główny obok An­drze­ja Czu­my li­der gru­py „Ruch”, wy­szedł w 1974 roku po 4 la­tach z więzie­nia, od­wie­dził Ku­ro­nia. Było to ich pierw­sze spo­tka­nie: „Za­pa­miętałem ko­tle­ty mie­lo­ne smażone przez wiecz­nie uśmiech­niętą Gajkę i małego Maćka . Wy­mie­nia­liśmy się doświad­cze­nia­mi o więzie­niach, on opo­wia­dał o Sztu­mie, ja o Bar­cze­wie, Ko­chu i gryp­se­rach z Iławy. Mie­liśmy wspólnych zna­jo­mych kry­mi­na­listów i kla­wi­szy” („Ga­ze­ta Wy­bor­cza”, 4 lip­ca 2014). Obaj będą po­tem działali w różnych nur­tach opo­zy­cji, ale zdol­ność bu­do­wa­nia wspólno­ty po­nad po­działami będzie sta­no­wić o sile pol­skiej opo­zy­cji.

Po­wro­tem śro­do­wisk opo­zy­cyj­nych do ak­tyw­ności był pro­test prze­ciw po­praw­kom do kon­sty­tu­cji na przełomie 1975 i 1976 roku. Kuroń należał do ini­cja­torów Li­stu 59, naj­ważniej­sze­go wystąpie­nia, w którym de­kla­ro­wa­no dążenie do war­tości społeczeństwa de­mo­kra­tycz­ne­go i sys­te­mu par­la­men­tar­ne­go. Kam­pa­nia kon­sty­tu­cyj­na obu­dziła ak­tyw­ność, wolę działania, po­sze­rzyła znacz­nie krąg lu­dzi go­to­wych do wystąpie­nia prze­ciw sys­te­mo­wi dyk­ta­tu­ry.

We wrześniu 1976 Kuroń należał do kil­ku­na­stu założycie­li Ko­mi­te­tu Obro­ny Ro­bot­ników (KOR), który po­sta­no­wił bro­nić ro­bot­ników uwięzio­nych i bi­tych za udział w czerw­co­wym pro­teście. Po raz pierw­szy od dzie­sięcio­le­ci po­wstał ośro­dek or­ga­ni­zo­wa­nia sprze­ci­wu wo­bec postępo­wa­nia władz, działający przy tym jaw­nie. Kuroń po­strze­ga­ny był jako li­der KOR-u, tak też był wi­dzia­ny przez władze. Ak­cja KOR-u do­pro­wa­dziła do uwol­nie­nia w lip­cu 1977 wszyst­kich uwięzio­nych ro­bot­ników, a następnie – wraz z prze­kształce­niem KOR-u w Ko­mi­tet Sa­mo­obro­ny Społecz­nej „KOR” – do roz­wi­nięcia in­nych form działań: wal­ki z łama­niem pra­wa przez władze, po­wstawania pism nie­cen­zu­ro­wa­nych, roz­po­wszech­nia­nych przez prze­ka­zy­wa­nie z rąk do rąk, sty­mu­lo­wa­nia roz­wo­ju małych ośrodków nie­za­leżnej ak­tyw­ności społecz­nej stu­dentów, in­te­li­gen­cji i ro­bot­ników. Małe gru­py społecz­nych ini­cja­tyw poza ra­ma­mi sys­te­mu two­rzyły cały ar­chi­pe­lag ru­chu ko­row­skie­go, a Kuroń (i jego te­le­fon) był cen­trum in­for­ma­cji i kon­taktów tego ru­chu.

Ja­cek Kuroń był przywódcą KOR-u z wie­lu względów. Po­sia­dał niesłychaną ener­gię, poświęcał się ak­tyw­ności w ru­chu całko­wi­cie i przez cały czas, od­by­wał set­ki spo­tkań z kie­rującymi różnymi ini­cja­ty­wa­mi, dyżuro­wał przy te­le­fo­nie, dzwo­nił do za­gra­nicz­nych ko­re­spon­dentów, a także na Zachód, do bra­ci Alek­san­dra i Eu­ge­niu­sza Smo­larów, by prze­ka­zy­wać im wia­do­mości o oświad­cze­niach ko­mi­te­tu, za­trzy­ma­niach, re­wi­zjach, no­wych ini­cja­ty­wach, po czym in­for­ma­cje te wra­cały do kra­ju na fa­lach au­dy­cji Ra­dia Wol­na Eu­ro­pa. Kuroń w swo­ich wy­po­wie­dziach i ar­ty­kułach wy­ty­czał główny nurt stra­te­gii po­li­tycz­nej ru­chu. Kon­cepcję działania wykładał m.in. w słyn­nych Myślach o pro­gra­mie działania z 1976 roku czy w wyrażających jego po­szu­ki­wa­nia Za­sa­dach ide­owych z 1977 roku. Wyjeżdżał do wie­lu miast, myląc szpic­lujących es­beków, by spo­ty­kać się z opo­zy­cyj­ny­mi stu­den­ta­mi czy ro­bot­ni­ka­mi. Dla ko­row­skiej młodzieży był le­gendą ze względu na lata spędzo­ne w więzie­niach, ale też nie­zwykłą cha­ryzmę, siłę prze­ko­ny­wa­nia. W po­czu­ciu bez­na­dziej­ności po­tra­fił dawać na­dzieję, for­mułować cele, jak ten po­wta­rza­ny po­tem wie­le razy: „Za­miast palić ko­mi­te­ty , zakładaj­cie własne ”. Formą sku­pie­nia, bu­do­wa­nia języka opi­su rze­czy­wi­stości i wyrażania własnych myśli, dys­ku­sji o ce­lach ak­tyw­ności była pra­sa wy­da­wa­na poza zasięgiem cen­zu­ry. Ze­społy re­dak­cyj­ne, eki­py dru­kar­skie i kol­por­ter­skie two­rzy­li młodsi, ale Kuroń temu pa­tro­no­wał, bli­skie związki łączyły go zwłasz­cza z re­dak­cja­mi „Biu­le­ty­nu In­for­ma­cyj­ne­go”, „Ro­bot­ni­ka” i „Kry­ty­ki”.

Miał prze­ciw­ników, także wśród opo­zy­cjo­nistów, którzy wi­dzie­li jego do­mi­nującą rolę i nie chcie­li jej za­ak­cep­to­wać. Część nie po­tra­fiła mu wy­ba­czyć młodzieńcze­go za­an­gażowa­nia w ko­mu­nizm i „roz­bi­ja­nie” har­cer­stwa. Niektórzy sami pragnęli być przywódca­mi, a najłatwiej było to osiągnąć przez kwe­stio­no­wa­nie przywództwa Ku­ro­nia, także Mich­ni­ka oraz ich przeszłości, przez od­rzu­ca­nie języka po­li­tycz­ne­go oraz przez wy­su­wa­nie o wie­le ra­dy­kal­niej­szych celów. In­a­czej za­tem rozkłada­li ak­cen­ty, in­nych używa­li sfor­mułowań, ale sens co­dzien­nej działalności był po­dob­ny.

Kuroń płacił za tę ak­tyw­ność licz­ny­mi re­wi­zja­mi w swo­im domu, dzie­siątka­mi za­trzy­mań na 48 go­dzin, dez­or­ga­ni­zacją życia do­mo­we­go, gdyż jego miesz­ka­nie było przez lata kwa­terą główną opo­zy­cji. Kie­dy w maju 1977 zo­stał aresz­to­wa­ny i zda­wało się, że władze są zde­cy­do­wa­ne wy­to­czyć pro­ces, zastępowała go Gaja. Od­bie­rała te­le­fo­ny, spo­ty­kała się z dzien­ni­ka­rza­mi, dzwo­niła do Smo­larów, wraz z in­ny­mi ko­bie­ta­mi – Ha­liną Mikołajską i Anką Ko­walską – próbowała two­rzyć ośro­dek kon­taktów. Gdy w lip­cu 1977 wszy­scy uwięzie­ni wy­szli, napięcie opadło, ale nie zniknęło. Po­now­ne ude­rze­nie mogło przyjść w do­wol­nej chwi­li, a co­dzien­nością byli es­be­cy pod okna­mi, podsłuch w miesz­ka­niu i te­le­fo­nie, szpic­le wędrujący za Ku­ro­niem na uli­cy, za­kaz wy­jazdów za gra­nicę (to oczy­wi­stość), ale na­wet in­wi­gi­la­cja Ku­ro­niów na wa­ka­cjach. Krąg kon­taktów z ludźmi był ra­czej stały, obej­mo­wał in­nych opo­zy­cjo­nistów, „zwy­kli” lu­dzie ra­czej bali się zaglądać do kwa­tery głównej opo­zy­cji.

„Za­miast palić ko­mi­te­ty, zakładaj­cie własne”. Jedną z ta­kich małych grup były utwo­rzo­ne w 1978 roku Wol­ne Związki Za­wo­do­we Wy­brzeża. 14 sierp­nia 1980 ich przywódcy roz­poczęli i po­pro­wa­dzi­li strajk w Stocz­ni Gdańskiej, z którego zro­dziła się „So­li­dar­ność”. Ja­cek zdołał ode­brać te­le­fon o roz­poczęciu straj­ku i prze­ka­zać wia­do­mość na Zachód. Słał do Gdańska ku­rierów z ra­da­mi i od­bie­rał wia­do­mości, by prze­ka­zy­wać je na Zachód. 20 sierp­nia zo­stał aresz­to­wa­ny pod­czas na­ra­dy ko­rowców, która od­by­wała się w jego miesz­ka­niu. Wkrótce otrzy­mał sankcję pro­ku­ra­torską, po­dob­nie jak 20 in­nych działaczy opo­zy­cji. Choć in­for­ma­cji o tym nie prze­ka­zano ro­dzi­nom aresz­to­wa­nych, Gaj­ka Kuroń zdołała ją wy­do­być od pro­ku­ra­to­ra i na­tych­miast po­je­chała do straj­kującej Stocz­ni Gdańskiej. Za­wia­do­miła przywódców straj­ku o aresz­to­wa­niach i wpłynęła na to, że po­sta­wi­li sprawę pryn­cy­pial­nie, uza­leżniając pod­pi­sa­nie wy­ne­go­cjo­wa­ne­go już po­ro­zu­mie­nia od zwol­nie­nia opo­zy­cjo­nistów. Po­ro­zu­mie­nie pod­pi­sa­no, Kuroń i wszy­scy inni aresz­to­wa­ni wy­szli na wol­ność.

W Nie­za­leżnym Sa­morządnym Związku Za­wo­do­wym „So­li­dar­ność” Kuroń był jed­nym z naj­ważniej­szych do­radców. Próbował zde­fi­nio­wać sy­tu­ację po­li­tyczną, którą zmie­niło po­wsta­nie nie­za­leżnego od władz wiel­kie­go związku, a w kon­se­kwen­cji wzy­wał „So­li­dar­ność” do ob­li­czal­ności, powściągli­wości, ale za­ra­zem bu­do­wa­nia pro­gra­mu wiel­kich re­form, które będą ozna­czały od­bu­dowę sa­morządne­go społeczeństwa i ogra­ni­cze­nie władzy PZPR. Pro­gram ten wykładał w ar­ty­kułach, licz­nych wy­wia­dach oraz na dzie­siątkach spo­tkań z ro­bot­ni­ka­mi i stu­den­ta­mi w całej Pol­sce. Uczest­ni­czył w nie­mal wszyst­kich po­sie­dze­niach Kra­jo­wej Ko­mi­sji Po­ro­zu­mie­waw­czej, brał udział w dys­ku­sjach pod­czas ko­lej­nych kry­zysów czy układa­nia pro­jektów zmian sys­te­mo­wych lub sta­no­wi­ska na ne­go­cja­cje z władza­mi. Znów w tej ak­tyw­ności naj­bliżej współpra­co­wał z Ka­ro­lem Mo­dze­lew­skim, który był rzecz­ni­kiem pra­so­wym „So­li­dar­ności”. Obaj też należeli do zwo­len­ników bu­do­wa­nia w zakładach, obok działalności związko­wej, także sa­morządów, które po­win­ny przej­mo­wać kon­trolę nad pro­dukcją, a zwłasz­cza wyłaniać w kon­kur­sie dy­rek­to­ra. Wia­ra w moc sa­morządności bu­do­wa­nej od dołu szła w pa­rze z na­dzieją na wy­mu­sze­nie na Mo­skwie bier­ne­go przy­zwo­le­nia na pol­ski eks­pe­ry­ment. Je­sie­nią 1981 Kuroń głosił po­trzebę powołania rządu na­ro­do­we­go, ak­cep­to­wa­ne­go przez naj­ważniej­sze siły w Pol­sce – „So­li­dar­ność”, Kościół i par­tię. Rząd na­ro­do­wy miałby przy­go­to­wać wy­bo­ry i roz­począć pro­ces re­form, wśród których nie­odzow­ne było też od­bu­dowanie sa­morządności lo­kal­nej. W przyszłym Sej­mie prze­wi­dy­wał po­dział man­datów tak, by obok wy­bra­nych na nor­mal­nych za­sa­dach, za­pew­nić na okres przejścio­wy re­pre­zen­tację dotąd rządzącej par­tii. Przez władzę pro­jekt ten uzna­ny zo­stał za wy­raz kontr­re­wo­lu­cyj­ne­go dążenia do jej oba­le­nia prze­mocą. Prze­ciw­ko Ku­ro­nio­wi jako in­spi­ra­to­ro­wi działań an­ty­państwo­wych to­czo­no śledz­two.

13 grud­nia 1981 wraz z ogłosze­niem sta­nu wo­jen­ne­go Kuroń zo­stał in­ter­no­wa­ny i osa­dzo­ny w więzie­niu w Białołęce, jak większość in­ter­no­wa­nych z War­sza­wy. W więzien­nych ce­lach zna­leźli się też żona i syn. W uza­sad­nie­niu in­ter­no­wa­nia Grażyny pi­sa­no: „Zo­stała in­ter­no­wa­na w dniu 15 grud­nia 1981 z uwa­gi na współuczest­nic­two w re­da­go­wa­niu i przy­go­to­wa­niu odezw i ape­li o pro­kla­mo­wa­nie straj­ku ge­ne­ral­ne­go. Po­nad­to miesz­ka­nie wyżej wy­mie­nio­nej, jak i Ewy Mi­le­wicz, zaczęło się sta­wać punk­tem zbor­nym śro­do­wi­ska post­ko­row­skie­go w celu zor­ga­ni­zo­wa­nia ak­cji w obro­nie in­ter­no­wa­nych oraz ich ro­dzin. W dniu 29.12 br. prze­pro­wa­dzo­no roz­mowę z w/wym., pod­czas której zde­cy­do­wa­nie odmówiła pod­pi­sa­nia oświad­cze­nia o za­nie­cha­niu działalności szko­dli­wej dla PRL i prze­strze­ga­nia obo­wiązującego porządku praw­ne­go”. Grażyna prze­by­wała w więzie­niu gro­chow­skim za­mie­nio­nym na ośro­dek in­ter­no­wa­nia, następnie wy­wie­zio­no ją do Gołdapi, gdzie stwo­rzo­no ośro­dek in­ter­no­wa­nia ko­biet, a w maju prze­trans­por­to­wa­no do Darłówka. W połowie maja 1982 ofi­cer SB oce­niał: „Jest przywódczy­nią prze­by­wających tam ko­biet i in­spi­ru­je ak­cje utrud­niające utrzy­ma­nie porządku i dys­cy­pli­ny”. Tym­cza­sem 18 maja ko­mi­sja le­kar­ska więzien­nej służby zdro­wia stwier­dziła, że po­wo­dem do­le­gli­wości, na które się skarży Grażyna Kuroń, „jest no­wotwór, a pa­cjent­ka wy­ma­ga le­cze­nia szpi­tal­ne­go”. 30 maja Grażynę zwol­nio­no na prze­pustkę.

Udała się do Łodzi, gdzie na le­cze­nie przyjął ją Ma­rek Edel­man. Oka­zało się, że Gaja cho­ru­je na zwłóknie­nie płuc, a ro­ko­wa­nia są jesz­cze gor­sze niż w przy­pad­ku raka. Cho­ro­ba postępowała szyb­ko i stan był co­raz bar­dziej bez­na­dziej­ny. Wo­bec per­spek­ty­wy rychłej śmier­ci sta­ra­niem Edel­mana i sio­stry Grażyny Ewy Do­bro­wol­skiej uzy­ska­no zgodę władz więzien­nych na umożli­wie­nie Jac­ko­wi pożegna­nia się z Gają. Przy­wie­zio­no go do Łodzi 22 li­sto­pa­da. Przez kil­ka go­dzin był przy jej łóżku, na noc za­bra­no go do łódzkie­go więzie­nia. Na­za­jutrz Grażyna umarła.

Jej po­grzeb na Powązkach 26 li­sto­pa­da zgro­ma­dził około 3 tysiące osób – po­zo­stających na wol­ności lu­dzi „So­li­dar­ności” oraz wie­lu zwykłych miesz­kańców War­sza­wy, dla których na­zwi­sko Kuroń było sym­bo­lem opo­ru, sprze­ci­wu, a śmierć Gai jesz­cze jed­nym nieszczęściem roku 1982. Ja­cek stał nad trumną chu­dy, bla­dy, półprzy­tom­ny.

Śmierć Grażyny była dla Jac­ka wiel­kim cio­sem, od­bie­rała siły i pogłębiała sa­mot­ność w więzie­niu. „Mówiłem np. «Oj­cze nasz». Bar­dzo po­wo­li, z wiel­kim na­mysłem nad zna­cze­niem każdego słowa i jego kon­se­kwen­cja­mi. Mówiłem kil­ka razy: żeby zro­zu­mieć, a po­tem sta­rałem się nawiązać kon­takt z Gają… – mówił w wy­wia­dzie z 1996 roku. – To strasz­nie trud­ne, nie wiem, czy się odważę po­wie­dzieć…” („Ty­go­dnik Po­wszech­ny”, 11 lip­ca 2004).

W grud­niu 1982 zo­stał oskarżony wraz z 10 in­ny­mi przywódca­mi „So­li­dar­ności” i KSS „KOR” o próbę oba­le­nia ustro­ju, za co gro­ził wie­lo­let­ni wy­rok. Pro­ces czte­rech działaczy KSS „KOR” roz­począł się w lip­cu 1984 i zo­stał na­tych­miast prze­rwa­ny. Władze ogłosiły amne­stię. Po 2,5 roku Kuroń wy­szedł z więzie­nia wraz z pozo­stałymi 10 przywódca­mi i set­ka­mi in­nych aresz­to­wa­nych.

Wy­szedł do pust­ki, w której nie po­tra­fił zna­leźć so­bie miej­sca. Tęskno­ta za zmarłą Gają two­rzyła próżnię. Był to też czas najgłębsze­go kry­zy­su ru­chu. Kuroń do­ra­dzał pod­ziem­nym władzom Związku, ale był tyl­ko cie­niem daw­ne­go Jac­ka.

Do sił i ener­gii wra­cał po 1986 roku, kie­dy władze ogłosiły ko­lejną amne­stię i kli­mat za­czy­nał się zmie­niać. Spo­tkał Da­nu­się Wi­niarską, bar­dzo ak­tywną działaczkę pod­ziem­nej „So­li­dar­ności” z Lu­bli­na, z którą związek przywra­cał mu też siłę do działania. Da­nu­sia stwo­rzyła mu dom, więź ro­dzinną. Po­bra­li się w 1990 roku.

W 1988 roku, gdy przy­go­to­wy­wa­no roz­mo­wy Okrągłego Stołu, władze za je­den z wa­runków ich roz­poczęcia po­sta­wiły usu­nięcie Ku­ro­nia i Mich­ni­ka z gro­na uczest­ników przyszłych ne­go­cja­cji. Wałęsa odmówił. Okrągły Stół odbył się parę mie­sięcy później. Kuroń przy nim za­siadł, był też jed­nym z głównych ne­go­cja­torów po­ro­zu­mie­nia do­tyczącego re­form po­li­tycz­nych. Opo­wia­dał się za zmia­na­mi za­sad­ni­czy­mi, ale bez wy­mu­sza­nia ich siłą. W mar­cu 1989, pod­czas pierw­szej le­gal­nie zor­ga­ni­zo­wa­nej kon­fe­ren­cji pra­so­wej, mówił: „Są gru­py fun­da­men­ta­listów, które uważają, że do­pie­ro oba­le­nie ko­mu­ni­zmu może za­początko­wać pro­ces prze­mian, my po­dej­mu­je­my pewną próbę obec­nie, przez bu­dowę in­sty­tu­cji de­mo­kra­tycz­nych. Jak się to za­wa­li, to my się skom­pro­mi­tu­je­my, a fun­da­men­ta­liści zbiją na tym ka­pi­tał, ale dla Pol­ski będzie to ka­ta­stro­fa. Twierdzę, że wszel­ka prze­moc jest zła, prze­moc ro­dzi prze­moc. We­szli­byśmy do pałaców władzy i co da­li­byśmy później lu­dziom? Obie­cy­wa­ne pod­wyżki po 50 tys. i więcej? Za­brakłoby na to środków, po dro­dze wie­le by się jesz­cze znisz­czyło. A za­wie­dzio­na re­wo­lu­cyj­na fala zmiotłaby nas sa­mych”.

Kuroń chciał, by w bu­do­wa­niu sta­bil­nej, de­mo­kra­tycz­nej Pol­ski mo­gli wziąć udział wszy­scy, także do­tych­cza­so­wi wro­go­wie. I tej za­sa­dzie był wier­ny do końca. W wy­bo­rach 4 czerw­ca zo­stał posłem.

We wrześniu tego roku wszedł do rządu Ta­de­usza Ma­zo­wiec­kie­go jako mi­ni­ster pra­cy. Cała Pol­ska do­brze go wte­dy po­znała jako tego, który co ty­dzień z okna te­le­wi­zo­ra tłuma­czył sens zmian i ko­niecz­nych poświęceń, ry­so­wał per­spek­tywę i dawał doraźne po­ra­dy. Angażował się w łago­dze­nie do­tkli­wych skutków trans­for­ma­cji eko­no­micz­nej, or­ga­ni­zując Fun­dację SOS. Chciał po­bu­dzić ruch społecz­nej so­li­dar­ności, jak naj­szer­sze­go uczest­nic­twa Po­laków w bu­do­wa­niu swe­go oto­cze­nia i za­go­spo­da­ro­wy­wa­niu kra­ju. Był jed­nym z przywódców ROAD, a od 1990 roku Unii De­mo­kra­tycz­nej, w której sku­piła się większość daw­nych działaczy KSS „KOR” i przywódców pod­ziem­nej „So­li­dar­ności”. Mi­ni­strem pra­cy zo­stał po­now­nie w 1992 roku, w rządzie Han­ny Su­choc­kiej. Kon­cen­tro­wał się wówczas na zbu­do­wa­niu ko­mi­sji trójstron­nej, łączącej przed­sta­wi­cie­li związków za­wo­do­wych, pra­co­dawców i władz mi­ni­sterialnych, by za­pew­nić płasz­czyznę roz­wiązy­wa­nia sporów i za­ra­zem par­ty­cy­pa­cji przed­sta­wi­cielstw ro­bot­ni­czych w pro­ce­sie rządze­nia. Boleśnie od­czuł porażkę tej kon­cep­cji.

Cie­szył się ogromną po­pu­lar­nością w społeczeństwie z uwa­gi na swo­je pro­społecz­ne za­an­gażowa­nie, zdol­ność tłuma­cze­nia społeczeństwu swe­go sta­no­wi­ska, prze­ko­ny­wa­nia, także osob­ny dżin­so­wy strój. Po­pu­lar­ność nie przełożyła się jed­nak na wy­nik wy­bor­czy, gdy w 1995 roku stanął do wy­borów pre­zy­denc­kich. Prze­grał. Po­tem przyszła cho­ro­ba.

Za­bie­rał głos w naj­ważniej­szych de­ba­tach po­li­tycz­nych tego cza­su. Był prze­ciw­ni­kiem ra­dy­kal­nych roz­li­czeń, lu­stra­cji, bra­nia od­we­tu za daw­ne krzyw­dy. Uważał je bo­wiem za narzędzia bu­do­wa­nia nie­na­wiści w społeczeństwie i two­rze­nia ra­dy­kal­nych po­działów, a sprze­ciw wo­bec sia­nia nie­na­wiści należał do jego pryn­cy­piów. Ak­tyw­nie uczest­ni­czył w ini­cja­ty­wach zmie­rzających do po­jed­na­nia z sąsia­da­mi, zwłasz­cza z Ukraińcami, a ostat­nią w życiu podróż – już bar­dzo scho­ro­wa­ny – odbył w li­sto­pa­dzie 2002 do Lwo­wa, by wspólnie mo­dlić się nad gro­ba­mi pol­skich i ukraińskich żołnie­rzy po­ległych w wal­ce o mia­sto w 1918 roku.

Wol­na Pol­ska stała się spełnie­niem jego ma­rzeń – była nie­pod­legła i de­mo­kra­tycz­na, otwar­ta na sąsiadów, w tym na szczególnie mu bli­skich Ukraińców. Za­ra­zem kształtujący się porządek społecz­ny i eko­no­micz­ny bu­dził jego sprze­ciw. Nie mógł mil­czeć, widząc duży mar­gi­nes bie­dy i wy­klu­cze­nia, które kie­dyś pchnęły go do po­li­tycz­ne­go działania. Ostat­nie lata poświęcił temu, by bić na alarm. Za na­dzieję uznał młodzież, jej aspi­ra­cje edu­ka­cyj­ne, ale także bun­tujących się an­ty­glo­ba­listów. Wspo­mi­na­ny w młodości „bak­cyl nie­zgo­dy na zło” nie dawał mu spocząć do ostat­niej chwi­li.

Umarł po kil­ku­let­niej ciężkiej cho­ro­bie 17 czerw­ca 2004.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: