Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Magda - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
14 stycznia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Magda - ebook

Nikt wcześniej nie opisał w ten sposób zbrodniarki, o której historia mówi Medea III Rzeszy.

Poznajcie kobietę, która choć chciała pozostać nietknięta, miała siedmioro dzieci. Poznajcie kobietę rozpuszczoną i zepsutą przez swoją matkę, która jednak uznała, że szkoła jej niczego nie nauczy i ma pracować w fabryce. Poznajcie kobietę, której najstarsza córka napisze, że nie obchodzi jej, co mówi matka. Matka nie zawsze ma rację.

Wszystkie trzy kobiety to jedna osoba, Magda Goebbels. Kobieta, która bardziej niż ktokolwiek uosabia nazistowskiej żonę.

W tej odważnej powieści biograficznej o Magdzie, żonie Josepha Goebbelsa, ministra propagandy w rządzie Adolfa Hitlera, Meike Ziervogel próbuje wyjaśnić, jaka kobieta jest w stanie zamordować własne dzieci.

„Przekonujący i chwilami boleśnie surowy opis nazistowskiego kręgu władzy, a także sposobu, w jaki na intymnym, osobistym poziomie przemoc odradza się w kolejnych pokoleniach”.

Frederick Taylor

„To prawdziwa literacka perełka, która łączy w sobie fakty i fikcję, przenikając przez ciemną materię chorych relacji matek z córkami na przestrzeni pokoleń. Autorka inteligentnie i z talentem kreśli subtelny portret kobiety, z której historia zrobiła potwora”.

Lisa Appignanesi

Meike Ziervogel jest założycielką i szefową Peirene Press, nagradzanego wydawnictwa z Wielkiej Brytanii. Wychowywała się północnych Niemczech. Studiowała arabistykę, później pracowała jako dziennikarka dla Agence-France Press i Reutersa. Jej debiut Magda spotkał się z gorącym przyjęciem czytelników i znalazł się w finale Guardian’s Not the Booker prize, została także książką roku według „Observera” i „Irish Timesa”. Meike mieszka w Londynie z mężem i dwójką dzieci.

 

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64700-66-8
Rozmiar pliku: 924 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przygotowania

Magda wchodzi do gabinetu bez pukania. Joseph, lekko pochylony, z rękami założonymi do tyłu, spaceruje tam i z powrotem między kominkiem a szezlongiem. Nie zatrzymuje się na widok żony. Magda przecina pokój, siada przy biurku, kładzie przed sobą papier, pióro i kałamarz, po czym zabiera się do pisania. Na koniec wyjmuje z górnej szuflady kilka banknotów i rozdziela je między trzy koperty, które następnie pieczętuje. Listy są już w środku. Joseph nie przestaje spacerować. Oboje wiedzą, co robić; może polegać na żonie.

Ta opuszcza pokój z listami w ręku. Na pierwszy ogień idzie kucharka; Magda wręcza jej kopertę.

– Bardzo wysoko cenimy sobie twoje usługi, ale nie jesteś nam już potrzebna.

– Madam, proszę nie działać zbyt pochopnie – prosi kucharka, robiąc dwa kroki w jej stronę. – Na pewno są jakieś inne sposoby...

Surowa chlebodawczyni, jaką była przez te wszystkie lata, wobec Berty zawsze postępowała sprawiedliwie. Kiedy tak długo żyło się pod jednym dachem i widziało, jak wspólne marzenia rozpadają się na kawałki, z pewnością przydałaby się odrobina współczucia. Magda jednak patrzy na nią pustym wzrokiem.

– Weź się w garść, Berto. Masz opuścić ten dom w ciągu pół godziny.

Z ogrodnikiem i szoferem Josepha jest łatwiej, nie tak emocjonalnie. Oni także otrzymują koperty, w których znajdą więcej niż dosyć: powinno wystarczyć co najmniej na kilka miesięcy. To uczciwa rekompensata, niech im wyjdzie na zdrowie.

Po wypełnieniu zadania Magda siada przy dużym stole w kuchni i wypala papierosa. Następnie pociąga za dzwonek wiszący przy drzwiach – to sygnał dla dzieci, że mają zejść. I oto już biegną po schodach, z Helmutem na czele. Dziewięcioletni chłopiec, tak szczupły, drobny i anemiczny, że wygląda zaledwie na lat siedem, przebrany jest za Indianina, a konkretnie wodza indiańskiego, sądząc po imponującym pióropuszu z bażancich piór ufarbowanych na czerwono, zielono i niebiesko. Na krótkich spodniach ma specjalną przepaskę, w ręku trzyma tomahawk. To Karl, szofer Josepha, zrobił mu ten strój. Helmutowi depczą po piętach trzy młodsze siostrzyczki: Holde, Hedda i Heide. Dwie pierwsze siadają po obu stronach brata na ławie, czteroletnia Heide pakuje mu się na kolana. Siedzą bardzo spokojnie, obserwując w milczeniu matkę. Zwykle w ciągu dnia widują głównie Bertę, zwłaszcza w kuchni; matka – jeśli w ogóle – pojawia się tylko przy obiedzie. Wkrótce przez drzwi wsuwa się jedenastoletnia Hilde; ona także zajmuje miejsce na ławie. Magda uśmiecha się do swoich pięciu skarbów, ale czeka jeszcze na najstarszą. Zastanawia się, czy Helga nie zeszła już czasem na dół i czy nie stoi w korytarzu, za drzwiami.

– Helga! Heeelga! – woła raz po raz. Bez odpowiedzi. – Możesz wejść i usiąść razem z nami – dodaje, ale odpowiada jej cisza.

Holde chichocze.

Helmut szczypie ją w ramię.

– Cicho!

– Wiesz, gdzie jest Helga? – pyta Magda najmłodszą.

Heide kręci głową, zaciskając usta.

– No dobrze. – Magda podnosi głos. – Helga i tak na pewno nas usłyszy.

Czuje na plecach wzrok córki, więc szybko się obraca, ale dobiega ją tylko tykanie kuchennego zegara.

– Wyruszamy w długą podróż – mówi, patrząc znowu na dzieci.

Pięć par oczu wpatruje się nieruchomo w jej usta. Żadnych okrzyków radości, nikt się nie cieszy. Zamiast tego cała piątka obrzuca matkę sceptycznymi spojrzeniami.

– Tata też jedzie? – pyta po chwili Helmut.

Magda przytakuje.

– Tak, to rodzinny wyjazd.

– Do domu wujka Adolfa w górach, jak zawsze? – chce wiedzieć Holde. Lubi wujka Adolfa, tego naburmuszonego starszego pana z dużego domu, gdzie w kuchni zawsze można dostać ciasteczka.

– Może będziemy przejeżdżać koło domu wujka Adolfa, ale tym razem wybieramy się o wiele dalej.

– A dokąd? – Helmut nie spuszcza z matki nieco podejrzliwego wzroku.

– To będzie przygoda. – Magda wyraźnie nie wie, jak im to najlepiej wytłumaczyć. – Jedziemy w nieznane, jak ci biali osadnicy, którzy wyruszyli na Dziki Zachód.

– Ale ja nie jestem białym osadnikiem – przerywa matce oburzony Helmut – tylko wodzem czerwonoskórych, a to są moje squaw! I skoro ty jesteś białym osadnikiem, to nas pozabijasz.

– Indianie nie umierają, udają się tylko do Krainy Wiecznych Łowów – zapewnia Magda syna.

Odpowiedź zdaje się go satysfakcjonować.

– Mamy spakować dużo rzeczy? Będą tam konie? Będziemy na nich jeździć? – ożywia się nagle Heide.

– Niczego nie musicie pakować. Niewiele możemy zabrać. Każde z was weźmie tylko jedną zabawkę. Dziś wieczorem porządnie się wykąpiecie i włożycie czyste koszule. Trzeba się dobrze wyspać i dlatego dostaniecie do łóżek po kubku ciepłego mleka z miodem.

– Och! – Zachwycona Heide klaszcze w ręce. – Zupełnie jakbyśmy byli chorzy!

– Tak, masz rację. A jutro pojedziemy do Berlina. Zatrzymamy się na kilka dni w bunkrze wujka Adolfa, po czym ruszymy dalej.

– A Rosjanie? – Helmut podnosi swój tomahawk, mocno ściskając go w garści. – Myślałem, że jesteśmy otoczeni.

– Rosjanie? – Magda uśmiecha się, wzruszając ramionami. – Nasze wojska już ich odepchnęły.

– To dlatego tata jest w domu? Bo wygraliśmy wojnę?

– Tak, kochanie, bo wygraliśmy wojnę.

– To nieprawda.

W drzwiach stoi Helga. Nikt nie słyszał, jak wchodzi, ani nie zauważył, że słucha.

– Przegraliśmy wojnę! – krzyczy. – A wujek Adolf nie żyje.

Magda zerka z ukosa na córkę, ale zanim zdąży jej odpowiedzieć, rozlega się głos Josepha:

– Wygraliśmy wojnę, pobiliśmy wroga, a Führer żyje i ma się dobrze.

Sylwetkę Josepha widać w półcieniu, za plecami Helgi. Robi jeszcze krok i opierając ręce na ramionach córki, obraca ją twarzą do siebie. Potem podnosi dłoń, jakby chciał wymierzyć jej policzek. Dziewczynka się cofa, unika wzroku ojca.

– Żebym więcej nie słyszał z twoich ust takich kłamstw! Czy to jasne? – Głos mu drży, podobnie jak zawieszona w powietrzu dłoń.

Helga nie podnosi wzroku, ale kątem oka widzi uniesioną rękę. Ojciec nigdy dotąd jej nie uderzył, nigdy nawet się nie zamierzył.

– Co chcesz z nami zrobić? – pyta szeptem.

– Jedziemy na spotkanie z przygodą! – krzyczy Heide.

– No właśnie. Słuchaj młodszej siostry. – Joseph opuszcza rękę, ale zaraz podnosi ją znowu, aby łagodnie pogładzić córkę po policzku. Potem odwraca się i wolno idzie po schodach na górę.Dziewczynka za klasztornymi murami

Opada na ziemię z oczami utkwionymi w drewnianą Matkę Boską. Pod kolanami czuje chłód kamiennych płytek starej kaplicy. Drży. Nie wie nic o Bogu, chociaż zakonnice cały czas o Nim gadają. Nie widzi Boga, a więc On nie istnieje. Zresztą i tak nie wierzy, że Maria ot tak sobie zaszła w ciążę z Jezusem. Dziewczynka przecież widziała, że u psów wygląda to całkiem inaczej. Od szorstkiej szarej sukienki swędzi ją skóra, nie czuje też już wcale małych palców u nóg, ale wie, że nie ma sensu płakać z powodu matki... Tak, to przez nią Magda dowiedziała się, jak Maria zaszła w ciążę z Jezusem. Widziała i słyszała matkę przez uchylone drzwi, tego mężczyznę także. Nie wyglądało to ładnie – wielki zad szybko unosił się i opadał, a matka jeszcze go przynaglała. A kilka tygodni później... Ten sam mężczyzna przychodził wiele razy, ale Magda już ich nie szpiegowała, bo to wcale nie był przyjemny widok. Poza tym te jego jęki i tłumione popiskiwanie matki... zupełnie jak świnia. Nie, nic w tym przyjemnego. No więc kilka tygodni po tym pierwszym razie zamiast mężczyzny pojawiła się kobieta, tak samo późnym wieczorem, kiedy matka myślała, że Magda śpi. Ale dziewczynka nie spała i widziała, jak kobieta z dużą torbą wchodzi do sypialni. Wkrótce potem matka znowu zaczęła krzyczeć, ale wcale nie dlatego, że domagała się więcej, przeciwnie, chciała to przerwać. Sąsiad z dołu, pan Egon Müller, walił w sufit kijem od szczotki. Strach przygwoździł Magdę do łóżka. Matka zawsze jej mówiła, że ma się nie wtrącać. Kiedy w końcu wrzaski ustały, kobieta powiedziała coś spokojnym tonem i w niedługim czasie skrzypnęły drzwi sypialni. Magda wyskoczyła z łóżka. Natknęła się na nią w korytarzu. Kobieta niosła emaliowaną miskę, w której pływała jakaś krwawa grudka.

– Czy moja mama umarła?

– Nie, skądże znowu. Po prostu jest głupia, i tyle.

– A co to jest? – Magda wskazała na miskę.

– Coś, czego na razie nie zrozumiesz.

Ale Magda zrozumiała. A syn Egona Müllera z dołu pomógł jej zrozumieć jeszcze więcej. To dzięki niemu Magda poznała całą prawdę o Marii, Duchu Świętym i Jezusie. Maria zaszła w ciążę przez Józefa: jego goły zad też poruszał się w dół i w górę, a Maria może tak jak matka krzyczała o więcej albo znosiła to w milczeniu jak suka, kiedy pies wsadza jej od tyłu. To także Magda widziała bardzo dokładnie, bo syn Egona Müllera jej pokazał.

– Widzisz te psy? Dorośli robią to samo. Ale u psów wygląda to przyjemniej. One robią to lepiej, dlatego suki tak cudownie siedzą cicho. – Szczególnie ta cisza go zachwycała, zresztą Magdę podobnie.

Próbowała sobie wyobrazić Ducha Świętego, jak wsadza go Marii od tyłu, oraz ją samą na czworakach w chatce ze słomy. Tę chatkę miała wyraźnie przed oczami, chatkę, a nie żadną stajenkę. Ale żeby Duch Święty od tyłu? Nie, to po prostu niemożliwe. I nawet w ten drugi sposób także, bo przecież Duch Święty nie ma gołego zadu, który mógłby poruszać się w górę i w dół. Czyli zostaje tylko Józef. To Józef dał Marii Dzieciątko Jezus, ale jej spodobała się ta historia z Duchem Świętym i prawdopodobnie Józefowi także. Dzięki niej mogli udawać, że tego nie robili, bo ta rzecz naprawdę nie wygląda ładnie. Dorośli na pewno wiedzą, że to obrzydliwość zachowywać się jak świnie i psy w rui, a potem udawać, że nic takiego się nie wydarzyło. To jest brzydkie i właśnie dlatego zakonnice nazywają to grzechem. Utrzymują, że Maria nie robiła tego z Józefem jak świnie albo psy, i wierzą tylko w historię z Duchem Świętym. No dobrze, Magdzie to nie przeszkadza, niech sobie wierzą, w co chcą. Ona jednak wie, że to nieprawda, widziała na własne oczy, i to nie raz. Może zakonnice nie widziały. Takie rzeczy nie zdarzają się chyba za tymi grubymi murami.

Magda odsuwa rękaw i szczypie się w przedramię, ściskając mocno skórę między palcem wskazującym a kciukiem. Ostry ból rozlewa się od łokcia aż do nadgarstka. Dziewczynka zmienia nieco ułożenie palców, wciska paznokcie, na ile tylko się da, naciąga i skręca skórę, ale czuje wyłącznie ukłucie w żołądku, nic więcej. Przez chwilę zastanawia się, jak bardzo ból może wzrosnąć; chce sprawdzić, co się stanie, kiedy wypełni całe jej ciało, kiedy go w sobie zatrzyma. Może zmieni się wówczas w coś mniej ohydnego, wręcz fascynującego, i będzie mogła to obserwować, aby lepiej zrozumieć, co stłumione piski mają wspólnego z tą brzydką rzeczą i dlaczego pomimo krzyków i brzydoty jej matka, Maria oraz najwyraźniej wiele innych kobiet to robi. Z wyjątkiem, oczywiście, zakonnic.

Bo mężczyźni po prostu muszą. Tak powiedział syn Egona Müllera.

– To popęd. Jak jesteś prawdziwym facetem, nie maminsynkiem, to normalnie musisz go gdzieś wsadzić. – I pokazał: rozpiął spodnie i go wyjął. Magda w pierwszej chwili myślała, że chce mu się sikać, ale on nagle zaproponował: – Pokażę ci, zobacz.

Wziął to coś w rękę – było bardzo małe, zniknęło mu w dłoni, bardzo czarnej od węgla z piwnicy (bo syn Egona Müllera już pracował w piwnicy na węgiel). I Magda widziała czarną, brudną pięść, przez którą tu i tam przebijał błysk jasnej skóry. Ręka zaczęła się poruszać w przód i w tył. Stali w kącie za bramą na podwórze. Magda najpierw chciała się odwrócić i zostawić go tam, ale złapał ją mocno za ramię.

– Patrz! – zażądał i nagle z jego gardła wydobył się jęk. Puścił ją, cofnął się o krok i znów stanął tuż obok. Zamknął oczy, wolną rękę oparł o ścianę i wychylił się lekko do przodu. Usta miał otwarte, oddychał z coraz większym wysiłkiem. Magda wpatrywała się w jego twarz jak urzeczona. Wyglądał teraz zupełnie inaczej, nadal jak syn Egona Müllera, ale jego twarz przybrała wyraz skupienia i wielkiego wysiłku, czego dziewczynka nigdy dotąd u niego nie zauważyła. Ogarnęło ją jakieś potężne uczucie: powinna go chronić, bo zdawał się taki daleki, taki przemęczony. Gdyby w tym momencie pojawił się Hans ze swoją bandą, z łatwością by go pobili. Syn Egona Müllera nawet by się nie zorientował, że nadchodzą, chociaż zwykle dostrzegał wszystko. Magda musiała teraz stać na straży, czuwać. Podobała się jej ta jego bezbronność, trzymała w rękach jego los. I właśnie ta myśl towarzyszyła jej wspomnieniom o synu Egona Müllera, na tę rękę bowiem miała przede wszystkim patrzeć. Oderwała oczy od twarzy chłopaka – szkoda, doprawdy, bo tak ją cieszyła ta chwila władzy. Gdyby Hans się zjawił, mogłaby ostrzec syna Egona Müllera albo nie. Gdyby go nie ostrzegła, toby go pobili. A gdyby ostrzegła, stałaby się jego wybawczynią. Mniejsza z tym, skierowała wzrok na tę brudną pięść, na brudne knykcie, tam i z powrotem, tam i z powrotem, coraz szybciej, raz-dwa. Potrzebowała chwili, żeby przystosować się do tego tempa, zwłaszcza przy chłodnej bezbronności twarzy, ale udało się i nagle zauważyła, że to coś w jego ręku rośnie, wysuwa się z pięści, całe różowe i czyściutkie, tak ślicznie czyste, w przeciwieństwie do samego chłopaka. I znów usłyszała, że jęczy. Nagle przestał i otworzył pięść.

– Spójrz na to! – rozkazał niskim, męskim tonem, zupełnie innym niż dotąd. – Mówiłem, że ci pokażę, nie? No więc teraz go masz i po prostu musisz gdzieś go wsadzić. Tak już jest z facetami. Taki mus, jak jesteś prawdziwym facetem, to tak już masz.

Pięść zamknęła się znowu i kontynuowała swoje ruchy, tylko wolniej.

– No więc, jak mówiłem, musisz gdzieś go wsadzić. Najlepiej w środek baby, między jej nogi; tam jest miękko i ciepło. Ale jeśli nie masz wyboru, to sobie radzisz w ten sposób.

Ruchy stawały się szybsze. Magda chłonęła każdy szczegół, nie odrywając wzroku od pięści. Syn Egona Müllera prawie nie mógł mówić, z gardła wydobywał mu się urywany, spazmatyczny głos:

– Patrz... Pokażę ci... Tak to idzie... Pokażę... Pokażę... Pokażę...

Jęczał tak samo jak tamten mężczyzna z matką. Prawdę rzekłszy, Magda zaczęła się irytować; widziała to już przedtem, a ta gadka z powtarzaniem „pokażę ci” nic nie znaczyła, były to tylko zwykłe przechwałki. Ta oferma nigdy nie wydostanie się ze swojej piwnicy na węgiel. Jednym się to udało, innym nie, tyle to Magda już wiedziała. Ale nagle coś trysnęło w powietrze – raz, potem drugi. Biała, mleczna ciecz. Magda patrzyła zafascynowana: o, to coś nowego. Syn Egona Müllera naprawdę jej pokazał, musiała wreszcie mu to przyznać.

Teraz zastanawia się, gdzie by się tu jeszcze uszczypnąć, żeby poobserwować ból, zrozumieć, co się dzieje wewnątrz jej ciała, kiedy już się tam dostanie i rozprzestrzeni. Zupełnie jakby to ciało było szklanym pojemnikiem, a ona, Magda, stała na zewnątrz i obserwowała go razem z tym bólem w środku, niczym naukowiec w białym kitlu. Kiedyś widziała panią fotografkę w takim kitlu ze szklaną próbówką w ręku. Jak dorośnie, też zostanie taką panią w długiej spódnicy, białej bluzce z falbankami i białym fartuchu, z włosami ściągniętymi na karku w kok. Fotografka zrobiła na niej duże wrażenie – wyglądała tak mądrze i potężnie, Magda obserwowała ją przez cały dzień.

Zdecydowała tu i teraz: chce kiedyś być taka jak ona.

Na razie jednak wciąż klęczy na kamiennej posadzce przed ołtarzem z drewnianą Matką Boską. Jakaś wypukłość w kamieniu wrzyna się jej boleśnie w kolano. Płacz nic tu nie pomoże, i tak się stąd nie wydostanie. Może powinna się położyć i poczekać, aż ktoś ją podniesie. Jedna z tych dużych dziewczyn na pewno ją znajdzie. I postawi w ubraniu pod zimną wodą, a wtedy ohydny zapach mokrej wełny zaraz uderzy Magdę w nozdrza. Wieczorem będzie w tym mokrym ubraniu siedziała w refektarzu, drżąca, z sinymi ustami, blada jak topielica. Wprawdzie nigdy nie widziała topielicy, ale słyszała, jak starsze dziewczęta rozmawiały o Trude, którą wepchnięto pod zimną wodę, bo nie umiała wziąć się w garść i ciągle płakała, a nawet zaczęła się moczyć do łóżka i drapać po głowie do krwi. A potem nagle przestała jeść. Wtedy matka przełożona kazała dwóm starszym dziewczynom zabrać Trude na podwórko i oblać ją lodowatą wodą ze studni. Zimna woda dobrze ci zrobi, otrzeźwi cię, a co cię nie zabije, to cię wzmocni. Później, kiedy Magda zobaczyła w refektarzu dygoczącą Trude, zrobiło się jej żal koleżanki. Siedziały obok siebie i chociaż się nie dotykały, czuła, jak przenika ją bijący od niej chłód. Trude dygotała, zęby jej szczękały, ręce miała blade i pomarszczone. Wpatrywała się w piętkę suchego chleba na talerzu. Inne dziewczęta dostały gorącą zupę, ale nie Trude, ona musiała się nauczyć, że najpierw ma zjeść piętkę. Magda patrzyła we własny talerz, jedząc tę zupę – gorącą wodę z obrzydliwymi okami tłuszczu. Kątem oka obserwowała palce Trude, daremnie usiłujące pochwycić chleb, który wciąż jej wypadał, bo tak strasznie się trzęsła.

– Wygląda jak topielica – szepnęła Celine z drugiej strony długiego stołu. – Właściwie jest już trupem, tylko się trzęsie. Wyłowionym z wody trupem.

Koleżanki zachichotały, a matka przełożona, siedząca u szczytu stołu, podniosła głowę i wrzasnęła:

– Cisza!

I było już słychać tylko szczękanie zębów Trude. Magda znów zobaczyła rękę próbującą pochwycić piętkę. To wtedy zrobiło się jej żal dziewczynki. Przycisnęła pod stołem udo do nogi Trude i wraz z odrobiną własnego ciepła rzuciła jej szybki uśmiech. I Trude udało się w końcu zjeść ten chleb.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: