Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Maksymy i myśli. Charaktery i anegdoty - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Maksymy i myśli. Charaktery i anegdoty - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 292 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

MAK­SY­MY OGÓL­NE

Mak­sy­my, ak­sjo­ma­ty jak wszel­kie skró­ty na­uko­we są dzie­łem umy­słów by­strych, któ­re, rzekł­byś, pra­co­wa­ły dla użyt­ku umy­słów mier­nych i le­ni­wych. Le­niuch po­prze­sta­je na mak­sy­mie, po­nie­waż ta zwal­nia go od ro­bie­nia wła­snych ob­ser­wa­cji, ja­kie au­to­ra mak­sy­my przy­wio­dły do wnio­sku, któ­rym dzie­li się z czy­tel­ni­kiem. Le­niuch i lu­dzie prze­cięt­ni uwa­ża­ją się za zwol­nio­nych od dal­sze­go do­cie­ka­nia i na­da­ją mak­sy­mie zna­cze­nie ogól­ne, ja­kie­go au­tor, je­że­li tyl­ko sam nie był umy­słem prze­cięt­nym, nie miał za­mia­ru jej przy­pi­sy­wać. Czło­wiek wyż­szy chwy­ta od razu po­do­bień­stwa i róż­ni­ce, któ­re spra­wia­ją, iż pew­na mak­sy­ma daje się tyl­ko mniej lub wię­cej, lub wca­le nie daje za­sto­so­wać w pew­nym wy­pad­ku. Tak się ma z tym, jak z hi­sto­rią na­tu­ral­ną, w któ­rej chęć uprosz­cze­nia wy­my­śli­ła kla­sy i po­dzia­ły. Żeby je prze­pro­wa­dzić, trze­ba było ta­len­tu, po­nie­waż wy­pa­dło po­rów­ny­wać i ob­ser­wo­wać róż­ne sto­sun­ki. Lecz wiel­ki przy­rod­nik, czło­wiek ge­nial­ny, spo­strze­ga, że przy­ro­da wy­twa­rza mnó­stwo istot in­dy­wi­du­al­nie róż­nych i od­czu­wa nie­do­sta­tecz­ność po­dzia­łów i klas, któ­re umy­słom prze­cięt­nym i le­ni­wym od­da­ją tak wiel­kie usłu­gi; i te, i tam­te moż­na ob­jąć w jed­no: czę­sto jest to to samo, czę­sto przy­czy­na i sku­tek.

Więk­szość li­te­ra­tów zaj­mu­ją­cych się ukła­da­niem wy­bo­rów po­ezji lub dow­ci­pów po­dob­na jest do osób je­dzą­cych wi­śnie lub ostry­gi: z po­cząt­ku wy­bie­ra­ją naj­lep­sze, a koń­czą na tym, że zja­da­ją wszyst­ko.

By­ła­by to rzecz cie­ka­wa uło­żyć książ­kę wy­ka­zu­ją­cą wszyst­kie idee znie­pra­wia­ją­ce umysł ludz­ki, spo­łe­czeń­stwo, ety­kę, któ­re są roz­wi­nię­te lub po­da­wa­ne za praw­dzi­we w pi­smach naj­bar­dziej sław­nych, u au­to­rów naj­bar­dziej uzna­nych: idee pro­pa­gu­ją­ce za­bo­bo­ny re­li­gij­ne, złe mak­sy­my po­li­tycz­ne, de­spo­tyzm, próż­ność ro­do­wą, prze­są­dy gmin­ne wszel­kie­go ro­dza­ju. Prze­ko­na­no by się, że pra­wie wszyst­kie książ­ki są de­mo­ra­li­zu­ją­ce, że naj­lep­sze ro­bią nie­mal tyle złe­go, ile do­bre­go.

Mó­wiąc ogól­nie, je­że­li­by spo­łe­czeń­stwo nie było bu­do­wą sztucz­ną, żad­ne uczu­cie pro­ste i praw­dzi­we nie ro­bi­ło­by ta­kie­go wra­że­nia, ja­kie wy­wo­łu­je. Po­do­ba­ło­by się, ale nie dzi­wi­ło. Lecz wy­wo­łu­je zdzi­wie­nie i po­do­ba się. Na­sze zdzi­wie­nie jest sa­ty­rą na spo­łe­czeń­stwo; przy­jem­ność, któ­rej do­zna­je­my, hoł­dem od­da­wa­nym na­tu­rze.

I oszu­stom po­trzeb­ny pew­ny ro­dzaj ho­no­ru, mniej wię­cej jak szpie­gom po­li­cyj­nym, któ­rzy go­rzej są opła­ca­ni, kie­dy ich wi­du­ją w gor­szym to­wa­rzy­stwie.

Czło­wiek pro­sty, że­brak może zno­sić po­gar­dę, nie ro­biąc przy tym wra­że­nia czło­wie­ka nik­czem­ne­go, je­śli po­gar­da zda­je się sto­so­wać tyl­ko do jego sta­nu. Lecz ten sam że­brak, je­śli­by po­zwo­lił znie­wa­żyć swe su­mie­nie cho­ciaż­by naj­pierw­sze­mu wład­cy w Eu­ro­pie, sta­je się rów­nie nik­czem­ny przez swą oso­bę, jak przez swój stan.

Trze­ba przy­znać, że jest rze­czą nie­moż­li­wą żyć z ludź­mi nie gra­jąc kie­dy nie­kie­dy ko­me­dii. Co od­róż­nia czło­wie­ka uczci­we­go od oszu­sta, to to, że ten gra ją tyl­ko wte­dy, kie­dy jest zmu­szo­ny, żeby unik­nąć nie­bez­pie­czeń­stwa, kie­dy tam­ten na­to­miast chwy­ta nada­rza­ją­ce się po temu oka­zje.

Cza­sa­mi zda­rza się sły­szeć ro­zu­mo­wa­nie do­syć dziw­ne. Chcąc od­rzu­cić czy­jeś świa­dec­two na ko­rzyść in­nej oso­by mówi się: to pań­ski przy­ja­ciel. Ech, do dia­ska! To mój przy­ja­ciel, po­nie­waż to, co o nim mó­wię, jest praw­dą, po­nie­waż jest taki, ja­kim go ma­lu­ję. Bie­rzesz pan przy­czy­nę za sku­tek i sku­tek za przy­czy­nę. Cze­mu pan przy­pusz­cza, że mó­wię o nim do­brze dla­te­go, że jest moim przy­ja­cie­lem, i cze­mu ra­czej nie przy­pusz­cza pan, że jest moim przy­ja­cie­lem, po­nie­waż moż­na o nim po­wie­dzieć wie­le do­bre­go?

Są dwie kla­sy mo­ra­li­stów i po­li­ty­ków; jed­ni wi­dzie­li na­tu­rę ludz­ką tyl­ko ze stro­ny wstręt­nej i śmiesz­nej, tych jest wię­cej: Lu­cy­an, Mon­ta­igne, La Bruy­ere, La Ro­che­fo­ucauld, Swift Man­de­vil­le, Hel­we­cjusz itd. Dru­dzy wi­dzie­li tyl­ko jej stro­nę pięk­ną i do­sko­na­łą; tacy są Sha­ftes­bu­ry i kil­ku in­nych. Tam­ci nie zna­li pa­ła­cu, gdyż zwie­dzi­li tyl­ko ustę­py doń na­le­żą­ce. Ci są en­tu­zja­sta­mi, któ­rzy od­wra­ca­ją oczy od tego, co je ob­ra­ża, a jed­nak ist­nie­je. Est in me­dio ve­rum.

Spo­ty­ka­łem męż­czyzn, któ­rzy po­sia­da­li tyl­ko ro­zum pro­sty i pra­wy, lecz nie mie­li umy­słu ani bar­dzo roz­le­głe­go, ani bar­dzo wznio­słe­go, i ten ro­zum pro­sty wy­star­czał im do na­le­ży­tej oce­ny próż­no­ści i głu­po­ty ludz­kiej, do tego, żeby sami po­sia­da­li po­czu­cie swej god­no­ści oso­bi­stej i w in­nych umie­li je oce­nić Spo­ty­ka­łem tak­że ko­bie­ty znaj­du­ją­ce się mniej wię­cej w tym sa­mym po­ło­że­niu, któ­re praw­dzi­we uczu­cie, do­zna­ne w mło­dym wie­ku, do­pro­wa­dzi­ło do po­zio­mu tych sa­mych idei. Z tych dwóch ob­ser­wa­cji wy­pły­wa, że ci, co przy­wią­zu­ją wiel­ką wagę do tej próż­no­ści, do tej głu­po­ty ludz­kiej, sta­no­wią naj­niż­szą kla­sę na­sze­go ga­tun­ku.

Ten, kto w ra­zie po­trze­by w ża­den spo­sób nie umie uciec się do żar­tu, ten, komu brak gięt­ko­ści umy­słu, bar­dzo czę­sto sta­je przed ko­niecz­no­ścią oka­za­nia się albo ob­łud­ni­kiem, albo pe­dan­tem, al­ter­na­ty­wa przy­kra, od któ­rej czło­wiek przy­zwo­ity uwal­nia się zwy­kle za po­mo­cą uprzej­mo­ści i we­so­ło­ści.

Czę­sto ja­kieś zda­nie, ja­kiś zwy­czaj wy­da­ją się nie­do­rzecz­ne we wcze­snej mło­do­ści, lecz w mia­rę jak po­su­wa­my się w lata, znaj­du­je­my ich przy­czy­nę; wy­da­ją się wte­dy mniej nie­do­rzecz­ne. Czyż­by z tego na­le­ża­ło wy­wnio­sko­wać, że pew­ne zwy­cza­je są mniej śmiesz­ne? Cza­sa­mi by­ło­by się skłon­nym my­śleć, że zo­sta­ły usta­no­wio­ne przez lu­dzi, któ­rzy prze­czy­ta­li całą książ­kę ży­cia, i że są­dzą je lu­dzie, któ­rzy, mimo swej by­stro­ści, prze­czy­ta­li w tej księ­dze tyl­ko kil­ka kart.

Są­dząc we­dług po­jęć świa­to­wych i za­sad przy­zwo­ito­ści to­wa­rzy­skiej, wy­da­je się, że ka­płan, pro­boszcz, ma obo­wią­zek wie­rzyć co­kol­wiek, żeby nie być hi­po­kry­tą, i że nie po­wi­nien być cał­kiem pew­ny swe­go, żeby nie być nie­to­le­ran­tem. Wiel­kie­mu wi­ka­riu­szo­wi, kie­dy sły­szy żart z re­li­gii, wol­no się uśmie­chać, bi­skup może się śmiać swo­bod­nie, kar­dy­nał do­rzu­cić słów­ko od sie­bie.

Czy­ta­łem, nie pa­mię­tam już, w ja­kim po­dróż­ni­ku, że nie­któ­re dzi­kie ple­mio­na afry­kań­skie wie­rzą w nie­śmier­tel­ność du­szy. Nie usi­łu­jąc ob­ja­śnić, co się z nią sta­je, wie­rzą, iż błą­dzi po śmier­ci w za­ro­ślach ota­cza­ją­cych ich sie­dzi­by, i szu­ka­ją jej co rano w cią­gu wie­lu dni z rzę­du. Nie znaj­du­jąc jej, za­prze­sta­ją po­szu­ki­wań i nie my­ślą o tym wię­cej. Jest to mniej wię­cej to samo, co zro­bi­li nasi fi­lo­zo­fo­wie i co też mie­li naj­lep­sze­go do zro­bie­nia.

Co to za pięk­na owa ale­go­ria bi­blij­na o drze­wie wia­do­mo­ści do­bre­go i złe­go, spro­wa­dza­ją­cym śmierć. Czyż em­ble­mat ten nie daje do zro­zu­mie­nia, że kie­dy się po­zna­ło rze­czy do głę­bi, utra­ta złu­dzeń spro­wa­dza śmierć du­szy, to jest zu­peł­ne zo­bo­jęt­nie­nie na wszyst­ko, co wzru­sza i zaj­mu­je in­nych lu­dzi?

Ja­każ to ład­na ta ale­go­ria, co przed­sta­wia Mi­ner­wę, bo­gi­nię mą­dro­ści, od­rzu­ca­ją­cą flet, kie­dy się spo­strze­ga, że na­rzę­dzie to jej nie przy­stoi. Ja­każ to ład­na ta ale­go­ria, we­dług któ­rej sny praw­dzi­we wy­cho­dzą przez bra­mę z rogu, a sny nie­praw­dzi­we, to zna­czy złu­dze­nia przy­jem­ne, przez bra­mę z ko­ści sło­nio­wej.

Czło­wiek głu­chy jest uwa­ża­ny w to­wa­rzy­stwie za nie­szczę­śli­we­go. Czyż nie jest to sąd pod­szep­nię­ty przez mi­łość wła­sną to­wa­rzy­stwa, któ­re mówi: „Nie je­st­że ten czło­wiek go­dzien wiel­kiej li­to­ści, że nie sły­szy tego, co my mó­wi­my?”

Myśl znaj­du­je po­cie­chę i śro­dek na wszyst­ko. Je­śli cza­sem wam ból za­da­je, żą­daj­cie od niej środ­ka prze­ciw nie­mu, myśl go wam do­star­czy.

Naj­lep­sza fi­lo­zo­fia w sto­sun­ku do lu­dzi jest ta, w któ­rej we­so­ły sar­kazm łą­czy się z po­błaż­li­wą wzgar­dą.

Ży­jąc w świe­cie za­uwa­ży­łem, że sza­cu­nek lu­dzi uczci­wych po­świę­ca­no usta­wicz­nie dla zna­cze­nia i spo­kój dla sła­wy.

To, co naj­le­piej ob­ja­śnia, dla­cze­go czło­wie­ko­wi nie­uczci­we­mu, a cza­sem na­wet głup­co­wi bar­dziej po­wo­dzi się w ży­ciu niż czło­wie­ko­wi uczci­we­mu i by­stre­mu, to to, że czło­wiek nie­uczci­wy i głu­piec ła­twiej po­zna­ją się na świe­cie i jego zwy­cza­jach, któ­re, mó­wiąc ogól­nie, są tyl­ko nie­uczci­wo­ścią i głu­po­tą, pod­czas kie­dy czło­wiek uczci­wy i czło­wiek roz­sąd­ny, nie mo­gąc tak szyb­ko na­wią­zać sto­sun­ków ze świa­tem, tra­cą czas cen­ny dla zro­bie­nia ka­rie­ry. Jed­ni są han­dla­rza­mi zna­ją­cy­mi ję­zyk kra­jo­wy: na­tych­miast przy­stę­pu­ją do sprze­da­ży i czy­nie­nia za­pa­sów; tym­cza­sem inni mu­szą się uczyć ję­zy­ka swych sprze­daw­ców i kup­ców, za­nim wy­ła­du­ją swój to­war i za­czną z nimi trak­to­wać. Czę­sto nie ra­czą na­uczyć się tego ję­zy­ka i po­wra­ca­ją nic nie utar­go­waw­szy.

Ist­nie­je wyż­sza prze­zor­ność od tej, któ­rą da­rzy się tym mia­nem; jed­na jest prze­zor­no­ścią orła, dru­ga prze­zor­no­ścią kre­tów. Pierw­sza po­le­ga na tym, żeby iść śmia­ło ze swym cha­rak­te­rem, na­ra­ża­jąc się od­waż­nie na szko­dy i przy­kro­ści, ja­kie to może po­cią­gnąć za sobą.

Żeby móc prze­ba­czyć ro­zu­mo­wi ból, któ­ry za­da­je więk­szo­ści lu­dzi, trze­ba roz­wa­żyć, czym by był czło­wiek, gdy­by nie ro­zum. Jest on złem ko­niecz­nym.

By­wa­ją głup­stwa pięk­nie przy­stro­jo­ne, jak by­wa­ją głup­cy do­brze odzia­ni.

„Czy ci nie wstyd, że chcesz mó­wić le­piej, niż je­steś w sta­nie?” – rzekł Se­ne­ka do jed­ne­go ze swych sy­nów, któ­ry nie umiał zna­leźć wstę­pu do prze­mo­wy, jaką miał wy­gło­sić. To samo moż­na by po­wie­dzieć do tych, co obie­ra­ją so­bie za­sa­dy sil­niej­sze od swe­go cha­rak­te­ru: czy ci nie wstyd, że chcesz być więk­szym fi­lo­zo­fem, niż je­steś w sta­nie?

Ro­zum czy­ni nas nie­kie­dy rów­nie nie­szczę­śli­wy­mi jak na­mięt­no­ści; o czło­wie­ku, któ­ry się znaj­dzie w tym wy­pad­ku, moż­na po­wie­dzieć, że jest to cho­ry otru­ty przez swe­go le­ka­rza.

Chce­cie wie­dzieć, jak się robi ka­rie­rę? Pa­trz­cie, co się dzie­je w par­te­rze pod­czas przed­sta­wie­nia, kie­dy jest wiel­ki na­tłok pu­blicz­no­ści; jak jed­ni po­zo­sta­ją z tyłu, jak pierw­si się co­fa­ją, a ostat­ni wy­su­wa­ją na­przód. Ob­raz ten jest tak wier­ny, że wy­raz do ozna­cze­nia tego ob­ra­zu prze­szedł do ję­zy­ka lu­do­we­go. O tym, kto robi ka­rie­rę, lud mówi, że się prze­py­cha. Mój syn, mój sio­strze­niec prze­pchnie się. Lu­dzie do­brze uro­dze­ni mó­wią: po­su­wać się, ro­bić po­stę­py, do­cho­dzić do cze­goś; są to zła­go­dzo­ne spo­so­by mó­wie­nia, któ­re usu­wa­ją do­dat­ko­we po­ję­cie siły, gwał­tu, bru­tal­no­ści, lecz za­wie­ra­ją to samo po­ję­cie za­sad­ni­cze.

Świat fi­zycz­ny wy­da­je się dzie­łem isto­ty po­tęż­nej i do­brej, któ­ra część swe­go pla­nu zmu­szo­na była ustą­pić do wy­ko­na­nia isto­cie złej. Lecz świat mo­ral­ny wy­da­je się ka­pry­śnym pło­dem dia­bła osza­la­łe­go.

Ci, któ­rzy jako rę­koj­mię twier­dze­nia, opie­ra­ją­ce­go swą siłę wy­łącz­nie na do­wo­dach, dają tyl­ko swe sło­wo, po­dob­ni są do tego, kto ma­wiał zwy­kle: „mam ho­nor za­pew­nić pana, że zie­mia ob­ra­ca się koło słoń­ca”.

W spra­wach wiel­kich lu­dzie oka­zu­ją się ta­ki­mi, ja­ki­mi im wy­pa­da się oka­zy­wać; w spra­wach drob­nych oka­zu­ją się, ja­ki­mi są.

Cóż to jest fi­lo­zof? Jest to czło­wiek, któ­ry prze­ciw­sta­wia na­tu­rę pra­wu, ro­zum zwy­cza­jo­wi, swo­je su­mie­nie opi­nii, swój sąd błę­do­wi.

Głu­piec ma­ją­cy chwi­lę ro­zum­ną bu­dzi za­dzi­wie­nie i gor­szy, niby koń do­roż­kar­ski w ga­lo­pie.

Żeby ktoś nie za­le­żał od ni­ko­go, żeby był czło­wie­kiem we­dług swe­go ser­ca, we­dług swo­ich za­sad, we­dług swo­ich uczuć, oto co spo­ty­ka­łem naj­rza­dziej.

Opi­nia jest kró­lo­wą świa­ta, po­nie­waż głu­po­ta jest kró­lo­wą głup­ców.

Trze­ba umieć ro­bić głup­stwa, któ­rych wy­ma­ga od nas nasz cha­rak­ter.

Mało jest lu­dzi, któ­rzy po­zwa­la­ją so­bie na dziel­ne i nie­ustra­szo­ne uży­wa­nie ro­zu­mu i śmie­ją sto­so­wać go w ca­łej jego sile do wszyst­kich przed­mio­tów. Nad­szedł czas, kie­dy trze­ba go sto­so­wać w ten spo­sób do wszyst­kich kwe­stii etycz­nych, po­li­tycz­nych i spo­łecz­nych, do kró­lów, mi­ni­strów, wiel­ko­ści, fi­lo­zo­fów, za­sad na­uki, sztuk pięk­nych itp., in­a­czej po­zo­sta­je się za­wsze mier­nym.

Są lu­dzie, któ­rzy po­trze­bu­ją przo­do­wać, wy­no­sić się nad in­nych za wszel­ką cenę. Wszyst­ko im jed­no, by­le­by byli na wi­do­ku, czy to na po­mo­ście ku­glar­skim, czy na te­atrze, tro­nie, sza­fo­cie, czu­ją się za­wsze do­brze, je­że­li zwra­ca­ją na sie­bie uwa­gę.

Z oba­wy ścią­gnię­cia na sie­bie oczu i uwa­gi lu­dzie wy­rze­ka­ją się wła­sne­go cha­rak­te­ru i za­nu­rza­ją się w ni­co­ści, żeby się nie na­ra­zić na ob­mo­wę.

Pla­gi fi­zycz­ne i klę­ski, któ­rym pod­le­ga na­tu­ra ludz­ka, uczy­ni­ły ko­niecz­no­ścią spo­łe­czeń­stwo. Spo­łe­czeń­stwo po­mno­ży­ło nie­szczę­ścia przy­ro­dzo­ne. Wady spo­łe­czeń­stwa po­cią­gnę­ły za sobą ko­niecz­ność ist­nie­nia rzą­du, rząd po­mno­żył nie­szczę­ścia wy­pły­wa­ją­ce ze spo­łe­czeń­stwa. Oto hi­sto­ria ro­dza­ju ludz­kie­go.

Am­bi­cja ła­twiej się chwy­ta ma­łych du­szy­czek niż dusz wiel­kich, jak ogień ima się snad­niej strzech niż pa­ła­ców.

Czło­wiek żyje czę­sto z sa­mym sobą i wte­dy od­czu­wa po­trze­bę cno­ty: ży­jąc zaś z in­ny­mi od­czu­wa po­trze­bę ho­no­ru.

Baj­ka o Tan­ta­lu nie­mal nig­dy nie słu­ży­ła em­ble­ma­tem ni­cze­go in­ne­go oprócz skąp­stwa. Lecz w rów­nej przy­najm­niej mie­rze jest em­ble­ma­tem am­bi­cji, mi­ło­ści, sła­wy, nie­mal wszyst­kich na­mięt­no­ści.

Na­tu­ra stwa­rza­jąc jed­no­cze­śnie ro­zum i na­mięt­no­ści chcia­ła, zda­je się, za po­mo­cą tego dru­gie­go daru po­móc czło­wie­ko­wi do za­po­mnie­nia o bólu, jaki mu za­da­ła ofia­ro­wu­jąc pierw­szy, i po­zo­sta­wia­jąc nie­dłu­go przy ży­ciu po utra­cie na­mięt­no­ści, li­tu­je się, rzekł­byś, nad nim i wy­zwa­la ry­chło od ży­cia, któ­re ska­zu­je go na ro­zum, jako je­dy­ne źró­dło.

Wszyst­kie na­mięt­no­ści pro­wa­dzą do prze­sa­dy i są na­mięt­no­ścia­mi tyl­ko dla­te­go, że pro­wa­dzą do prze­sa­dy.

Fi­lo­zof, któ­ry chce wy­ga­sić w so­bie na­mięt­no­ści, po­dob­ny jest do che­mi­ka, któ­ry by chciał za­ga­sić swe ogni­sko.

Naj­więk­szym da­rem na­tu­ry jest ta moc ro­zu­mu, któ­ra wzno­si czło­wie­ka po­nad wła­sne na­mięt­no­ści i sła­bo­ści, po­zwa­la mu rzą­dzić na­wet wła­sny­mi za­le­ta­mi, wła­sny­mi ta­len­ta­mi i wła­sny­mi cno­ta­mi.

Cze­mu lu­dzie są tak głu­pi, tak ujarz­mie­ni przez zwy­czaj lub oba­wę zro­bie­nia te­sta­men­tu, jed­nym sło­wem, tak na­iw­ni, iż po­zwa­la­ją, żeby ich ma­ją­tek prze­cho­dził do tych, któ­rzy się cie­szą z ich śmier­ci, niż ra­czej do tych, któ­rzy ją opła­ku­ją.

Na­tu­ra chcia­ła, żeby złu­dze­nia były udzia­łem za­rów­no mę­dr­ców, jak sza­leń­ców, a to, żeby pierw­si nie byli zbyt nie­szczę­śli­wi wsku­tek wła­snej mą­dro­ści.

Pa­trząc na spo­sób, w jaki się ob­cho­dzą w szpi­ta­lach z cho­ry­mi, rzekł­byś, że lu­dzie wy­my­śli­li te smut­ne przy­tuł­ki nie po to, żeby opie­ko­wać się cier­pią­cy­mi, lecz żeby ich usu­nąć sprzed oczu szczę­śliw­ców, któ­rym mącą ci nie­szczę­śliw­cy uży­wa­nie roz­ko­szy.

Te­atr tra­gicz­ny ma tę wiel­ką wadę mo­ral­ną, że na­da­je zbyt wiel­kie zna­cze­nie ży­ciu i śmier­ci.

Naj­bar­dziej stra­co­nym dla czło­wie­ka jest dzień, w któ­rym się nie śmiał.

Trzy czwar­te sza­leństw są tyl­ko głup­stwa­mi.

Lu­dzie znie­pra­wia­ją swój umysł, swe su­mie­nie, swój ro­zum, tak jak psu­ją so­bie żo­łą­dek.

Umysł bywa czę­sto dla ser­ca tym, czym bi­blio­te­ka zam­ko­wa dla oso­by wła­ści­cie­la.

Co po­eci, mów­cy, na­wet nie­któ­rzy fi­lo­zo­fo­wie mó­wią nam o mi­ło­ści sła­wy, to samo mó­wio­no nam w ko­le­gium, żeby za­chę­cić do ubie­ga­nia się o na­gro­dy. Co mówi się dzie­ciom, żeby je na­kło­nić do prze­kła­da­nia po­chwał nia­niek nad ciast­ko, to samo po­wta­rza się lu­dziom, żeby ich do­pro­wa­dzić do prze­kła­da­nia nad in­te­res oso­bi­sty po­chwał współ­cze­snych lub po­tom­no­ści.

Kto chce zo­stać fi­lo­zo­fem, nie po­wi­nien się znie­chę­cać pierw­szy­mi za­smu­ca­ją­cy­mi od­kry­cia­mi, któ­re po­czy­ni w zna­jo­mo­ści lu­dzi. Żeby ich po­znać, trze­ba za­trium­fo­wać nad nie­za­do­wo­le­niem, któ­re­go są przy­czy­ną, jak ana­to­mi­sta trium­fu­je nad na­tu­rą, jej na­rzą­da­mi, swo­im wstrę­tem, żeby się stać bie­głym w swej sztu­ce.

Tak jest z war­to­ścią lu­dzi, jak z war­to­ścią dia­men­tów. Do pew­ne­go stop­nia wiel­ko­ści, czy­sto­ści, do­sko­na­ło­ści mają cenę sta­łą i ozna­czo­ną, lecz po­nad ten sto­pień sta­ją się bez­cen­ne i zgo­ła nie znaj­du­ją na­byw­ców.CIĄG DAL­SZY MAK­SYM OGÓL­NYCH

Kie­dy się po­zna­je zło na­tu­ry, za­czy­na się gar­dzić śmier­cią: kie­dy się po­zna­je zło spo­łe­czeń­stwa, za­czy­na się gar­dzić ży­ciem.

Nie ma czło­wie­ka, któ­ry by sam przez się nie mógł być tak god­ny po­gar­dy jak zgro­ma­dze­nie lu­dzi. Nie ma zgro­ma­dze­nia, któ­re by mo­gło być tak god­ne po­gar­dy jak pu­blicz­ność.

Na­dzie­ja jest tyl­ko szar­la­ta­nem, któ­ry nas oszu­ku­je usta­wicz­nie. I dla mnie szczę­ście za­czę­ło się od chwi­li, kie­dy ją utra­ci­łem. Chęt­nie bym umie­ścił nad bra­mą do raju wiersz, któ­ry Dan­te umie­ścił nad wej­ściem do pie­kła: La­scia­te ogni spe­ran­za, voi che en­tra­te.

Czło­wiek am­bit­ny, któ­ry chy­bił celu i z tego po­wo­du od­da­je się roz­pa­czy, przy­po­mi­na mi Ik­sjo­na roz­pię­te­go za to na kole, iż ob­łok chwy­cił w ob­ję­cia.

Mię­dzy czło­wie­kiem by­strym, złym z przy­ro­dze­nia, a czło­wie­kiem by­strym, lecz do­brym i uczci­wym, ist­nie­je taka róż­ni­ca, jak mię­dzy zbój­cą i czło­wie­kiem dys­tyn­go­wa­nym, któ­ry do­brze robi bro­nią.

I cóż za­le­ży na tym, żeby się zda­wać mniej sła­bym od in­nych i od­sła­niać lu­dziom mniej miejsc do­tkli­wych? Do­syć, je­że­li się ma jed­no ta­kie miej­sce i je­śli jest zna­ne. Trze­ba by być Achil­le­sem bez pię­ty, i to wła­śnie zda­je się rze­czą nie­moż­li­wą.

Tak opła­ka­ny jest los ludz­ko­ści, że w spo­łe­czeń­stwie musi szu­kać po­cie­chy na cier­pie­nia za­da­wa­ne przez na­tu­rę i na ło­nie przy­ro­dy po­cie­chy na cier­pie­nia spo­łecz­ne. Iluż lu­dzi nie zna­la­zło ani w jed­nym, ani w dru­gim ulgi dla swych bó­lów!

Mi­łość sła­wy cno­tą! Dziw­na cno­ta, któ­ra bie­rze do po­mo­cy wszyst­kie wy­stęp­ki; znaj­du­je pod­nie­tę w py­sze, am­bi­cji, za­wi­ści, próż­no­ści, nie­raz na­wet w chci­wo­ści! Ty­tus czyż­by był Ty­tu­sem, je­śli­by miał za mi­ni­strów Se­ja­na, Nar­cy­za i Ty­ge­li­na?

Sła­wa wy­sta­wia czę­sto czło­wie­ka uczci­we­go na te same pró­by, co bo­gac­two; to zna­czy, że jed­no i dru­gie, za­nim da­dzą się zdo­być, zmu­sza­ją go do ro­bie­nia lub zno­sze­nia rze­czy nie­god­nych jego cha­rak­te­ru. Czło­wiek cno­ty nie­ustra­szo­nej od­trą­ca wte­dy jed­no i dru­gie, za­my­ka się w osa­mot­nie­niu lub nie­po­wo­dze­niu, a cza­sem w jed­nym i dru­gim.

Kto się znaj­du­je w sa­mym środ­ku mię­dzy na­szym wro­giem i nami, wy­da­je się nam bliż­szym na­sze­go wro­ga. Jest to sku­tek praw optycz­nych, jak ten, wsku­tek któ­re­go słup wody wy­rzu­ca­ny przez fon­tan­nę wy­da­je się mniej od­da­lo­ny od prze­ciw­ne­go brze­gu niż od tego, gdzie się sami znaj­du­je­my.

Opi­nia pu­blicz­na jest ro­dza­jem ju­rys­dyk­cji, któ­rej czło­wiek uczci­wy nig­dy nie po­wi­nien uzna­wać w zu­peł­no­ści i nig­dy się z niej nie wy­ła­my­wać.

Próż­ny zna­czy to samo co pu­sty: tak więc próż­ność jest do tego stop­nia rze­czą nędz­ną, że nie moż­na o niej po­wie­dzieć nic gor­sze­go niż jej imię. Sama się po­da­je za to, czym jest.

Po­wszech­na jest wia­ra, że sztu­ka po­do­ba­nia się na­le­ży do naj­sku­tecz­niej­szych środ­ków do­ro­bie­nia się ma­jąt­ku: umieć się nu­dzić jest sztu­ką po­pła­ca­ją­cą o wie­le wię­cej. Ta­lent do ro­bie­nia ma­jąt­ku, jak rów­nież po­wo­dze­nie u ko­biet, cały nie­mal spro­wa­dza się do tej sztu­ki.

Je­śli się nie chce być ku­gla­rzem, trze­ba ucie­kać od sce­ny; kto na nią wstę­pu­je, musi zo­stać ku­gla­rzem; in­a­czej wi­dzo­wie za­czną mu rzu­cać ka­mie­nie.

Mało jest wad, któ­re w tym stop­niu prze­szka­dza­ją w po­zy­ska­niu licz­nych przy­ja­ciół, w ja­kim mogą to spra­wić zbyt wiel­kie za­le­ty.

Bywa wyż­szość, wy­so­kie ro­zu­mie­nie o so­bie, wzglę­dem któ­rych wy­star­cza, żeby nie były uzna­ne, a już się ob­ra­ca­ją wni­wecz, by­wa­ją inne, któ­rych wy­star­cza nie za­uwa­żyć, żeby po­zo­sta­ły bez skut­ku.

Zna­czy­ło­by to, że się jest bar­dzo po­su­nię­tym w stu­diach nad mo­ral­no­ścią, je­śli­by się umia­ło roz­róż­niać wszyst­kie ce­chy sta­no­wią­ce róż­ni­cę mię­dzy py­chą i próż­no­ścią. Py­cha jest wy­nio­sła, pew­na sie­bie, dum­na, spo­koj­na, nie­po­ru­szo­na. Próż­ność jest ni­ska, nie­pew­na, zmien­na, nie­spo­koj­na, chwiej­na. Jed­na czy­ni czło­wie­ka więk­szym, dru­ga go na­dy­ma. Pierw­sza jest źró­dłem ty­sią­ca cnót, dru­ga nie­mal wszyst­kich wy­stęp­ków i wad. Ist­nie­je ro­dzaj py­chy, w któ­rej za­wie­ra­ją się wszyst­kie przy­ka­za­nia bo­skie; jest ro­dzaj próż­no­ści, któ­ry obej­mu­je sie­dem grze­chów głów­nych.

Ży­cie jest cho­ro­bą, w któ­rej sen przy­no­si nam ulgę co szes­na­ście go­dzin. Jest to pa­lia­tyw. Śmierć jest środ­kiem.

Na­tu­ra zda­je się po­słu­gi­wać ludź­mi w swych ce­lach, nie trosz­cząc się o na­rzę­dzia, któ­rych uży­wa; mniej wię­cej jak ty­ra­ni po­zby­wa­ją się tych, co im słu­ży­li.

Są dwie rze­czy, z któ­ry­mi po­go­dzić się trze­ba pod karą, że ży­cie bę­dzie się zda­wać nie­zno­śne. Tymi są: ząb cza­su i nie­spra­wie­dli­wość ludz­ka.

Nie poj­mu­ję mą­dro­ści bez nie­do­wie­rza­nia. Pi­smo świę­te mówi, że po­cząt­kiem mą­dro­ści była bo­jaźń boża; co do mnie, są­dzę, że była nim bo­jaźń lu­dzi.

Wiel­kie nie­szczę­ście na­mięt­no­ści kry­je się nie w udrę­cze­niach, któ­rych są przy­czy­ną, lecz w błę­dach, nik­czem­no­ściach, któ­re każą po­peł­niać i któ­re po­ni­ża­ją czło­wie­ka. Gdy­by nie te stro­ny ujem­ne, mia­ły­by zbyt wiel­ką wyż­szość nad chłod­nym ro­zu­mem, któ­ry zgo­ła nie daje szczę­ścia. Na­mięt­no­ści spra­wia­ją, że czło­wiek żyje, mą­drość, że trwa.

Czło­wiek, nie umie­ją­cy się wzno­sić, nie może być do­brym – może być tyl­ko do­bro­dusz­nym.

Trze­ba by było umieć po­łą­czyć prze­ci­wień­stwa, mi­łość cno­ty z obo­jęt­no­ścią na opi­nię pu­blicz­ną, za­mi­ło­wa­nie do pra­cy z obo­jęt­no­ścią na sła­wę, tro­skli­wość o zdro­wie z obo­jęt­no­ścią dla ży­cia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: