Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Miałam sen - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lipca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miałam sen - ebook

Kiedy po raz ostatni zastanawiałeś się nad śmiercią?

Choć to pytanie nie brzmi nadzwyczaj optymistycznie, musisz zdać sobie sprawę, że moment zakończenia ziemskiej wędrówki może przyjść nagle i nieoczekiwanie. Przerażające? Skądże!

Bierzesz do ręki książkę, która stoi w sprzeczności z tym, co dzisiaj zwykło się mówić na temat rzeczy ostatecznych. W dobie bezwarunkowej afirmacji życia, spychamy śmierć w najdalsze zakamarki nieświadomości, przemilczenia, bo liczy się tylko tu i teraz. A co jeśli później jest lepiej, ciekawiej, spokojniej?

Otwórz tę książkę i poznaj naszych bohaterów, których los, delikatnie mówiąc, odrobinę zaskoczył.

Mikołaj Maziarz, rocznik 1976, wykształcenie wyższe zdobyte na Wydziale Turystyki i Rekreacji Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Warszawie. Swoją pierwszą freestylową powieść pt. „Mirabella” wydał w 2011 roku. W czasie wolnym gra koncerty, śpiewa i komponuje w zespole rockowym, a także pisze wiersze.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8083-213-8
Rozmiar pliku: 1 021 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

–Czy tutaj, do cholery ciemnej, ktoś jest? – zapytał zaniepokojony.

Jako że nie usłyszał odpowiedzi, ujął w dłoń drobinki ziemi, które znajdowały się wewnątrz jego nowego domu, i zajął się na moment ich ugniataniem. Zdawał sobie sprawę z tego, że to zajęcie nie zneutralizuje strachu, który towarzyszył mu, odkąd się przebudził i stwierdził, że nie pamięta, co się z nim właściwie stało. Wydawało mu się, że jeszcze chwilę wstecz rozmawiał z pilnującym bramy funkcjonariuszem w białym, świecącym kitlu. Długo dyskutowali, a w zasadzie to tamten tłumaczył mu, opisywał, przywoływał z pamięci zdarzenia z ostatnich dwudziestu jeden lat jego życia. Wskazał po kolei punkty programu, które w jego ocenie nie należały do chwalebnych. Wyłuszczył młodemu koledze, co i kiedy ten zrobił nie tak, jak trzeba, co mógł zrobić lepiej, a czego nie powinien robić wcale.

Cztery ekskluzywne fluorescencyjne wklejki-wlepki skradzione z szafy kuzynki w początkowym okresie szkoły podstawowej. Wtedy nieosiągalne.

– Pokusa zwyciężyła – powiedział Strażnik. – Ale masz przebaczone i już się tym dłużej nie martw.

Niemiłe dla ucha słowa wypowiadane wobec bliskich osób wielokrotnie, ciągle i ponownie. Okres dojrzewania. Walka. Bunt. „Mamo, pocałuj mnie w dupę. Nie będę się uczył w tej bezsensownej, niepotrzebnej szkole. Od jutra nie będę tam chodził. Zostaw mnie”. Rzeczywiście kiedyś wyrzucił z siebie coś takiego, ale później o tym zapomniał. Teraz zrobiło mu się głupio, ale usłyszał od niego:

– Masz przebaczone. Wszystko zostało przebaczone.

Zobaczył na wielkim ekranie migawkę z własnego życia, w której odmówił schronienia staremu i schorowanemu człowiekowi. Mężczyzna podszedł do niego i poprosił o coś do jedzenia. Powiedział, że jest mu zimno. Nie stwierdził wprost, że marzy o schronieniu na nadchodzącą noc, ale to było oczywiste. On w odpowiedzi uciekł, przestraszył się starego. Nie wyobrażał sobie, że jakiś obleśny dziad mógłby u nich spać. Jeszcze by przyniósł jakąś chorobę…

– On do ciebie przyszedł po schronienie, a ty mu go nie udzieliłeś – powiedział Strażnik. – Ale wiedz, że już dawno zostało ci to wybaczone.

– To po co mi to wszystko pokazujesz? – zapytał.

– Nie po to, aby cię pogrążyć – odpowiedział Strażnik. – Jednak zanim rozpoczniesz swoją dalszą drogę, musisz zrozumieć, jakie błędy popełniłeś. Ale wcześniej jeszcze przeniesiesz się do swojego nowego domu i tam spędzisz trochę czasu. Powodzenia.

Gdy się przebudził, zdziwił się, że leży w ciasnym, ciemnym i zimnym miejscu.

– Czy tutaj, do cholery ciemnej, ktoś jest? – zapytał zaniepokojony.

Przed oczyma drewniany sufit, ale bardzo słabo widoczny. Z boku po obu stronach także drewniane, wyczuwalne ręką solidne ścianki. Zorientował się, gdzie się znajduje. Strach spiętrzył się momentalnie do rozmiarów paraliżu, wręcz paniki, aby po chwili przerodzić się w błogi spokój i opanowanie. Rozpaliło się światło w środku, poczuł ciepło i wewnętrzny błogostan. Zobaczył przed sobą pomieszczenie, jednokomorową klatkę, w której nie znajdowało się nic poza twardym posłaniem. Zrozumiał, że to jest ten jego nowy dom, o którym wspominał Strażnik, i w nim spędzi pierwszy etap swojego pozaziemskiego życia. Ale co będzie dalej? – zastanawiał się jeszcze przez kilka chwil, lecz zaraz potem zawrócił myśli, jakby zawracał swoim motorowerem pod sklepem monopolowym.

Pomieszczenie było całe w czarnym drewnie, nie miało okien ani drzwi. Wydedukował, że jest to bardziej ekskluzywna forma polakierowanej na czarno trumny dębowej, która dwa dni temu została przysypana znaczną ilością ojczystej ziemi. Instynkt podpowiadał, że z tego typu pułapki wyjść nie sposób. Wyczuwał nawet, jak tony piachu, którymi został przykryty, naciskają z wielką siłą na ściany jego nowego gabinetu i wymawiają niewypowiedziane słowa. Jednocześnie uspokajają i dają gwarancję bezpieczeństwa, którego w świecie ziemskim nikt nie był mu w stanie zapewnić. Teraz miał pewność, że nie znajduje się w świecie widzialnym. Jego zabłąkana duszyczka trafiła najwyraźniej do oczyszczacza, czyśćca, jak zwał, tak zwał. Był pod dużym wrażeniem tego, czym okazał się ów czyśćcowy gabinet kosmetyczny, który miał dokonać liftingu jego duszy i przygotować ją do przedarcia się na drugą, właściwą stronę Niebieskiej Planety. Zawsze wydawało mu się, że czyściec jako czyściec to zbiorowisko ludzi, którzy pośmiertnie spotykają się na swego rodzaju obozie dydaktycznym, na którym poddawani są rozlicznym testom i wykładom na temat ogólnie pojętej moralności ziemskiej, a na koniec, jak już odsiedzą swoje, wypuszczani są dalej, bliżej rajskiej plaży, na której na pewno każdy świadomy człowiek chciałby się znaleźć. Jest to bowiem najpiękniejsze i najcudowniejsze miejsce we wszechświecie. Porównanie go do czegokolwiek, co znajduje się na Ziemi, byłoby działaniem zupełnie pozbawionym rozsądku. Jeśli ktoś choć raz w życiu znalazł się w jednym z rajskich kurortów na planecie Ziemia, takim jak choćby Mauritius albo Skhiatos, tam wyszedł na plażę i się na niej położył, poczuł to niesamowite, wyjątkowe ciepło na swoim ciele, ten cudowny stan nieosiągalny w innych częściach świata. Nawet gdy pomnoży owo uczucie razy sto tysięcy i jeszcze doda do tego dziesięć najlepszych dni ze swojego życia, uzyska zaledwie namiastkę Raju. Raju na Ziemi nie można bowiem porównać do tego prawdziwego Raju, tego, o którym wiemy z opowiadań naszych przodków i z ksiąg zawierających opowieści sprzed setek tysięcy lat. W końcu także z historii o początku każdego człowieka. Jako istota ludzka, z powłoką cielesną w dziedzictwie, każdy żyje w zasadzie tylko po to, aby po zakończeniu swojej drogi udać się właśnie tam. Do miejsca, gdzie znajdzie odpowiedź na wszystkie pytania zaprzątające jego głowę, na których wyjaśnienie do tej pory czekał nadaremnie.

W pamięci miał wypadek. Był w wojsku na obowiązkowej zsyłce od ponad sześciu tygodni. Na przysięgę przyjechała cała rodzina wraz z małą grupą przyjaciół. Wynajęty autokar miał jeszcze kilka wolnych miejsc, które zostały wykorzystane jako tymczasowy bagażnik. Podróż nie trwała długo. Jednostka wojskowa położona była dwadzieścia kilometrów od granic metropolii. Tam odbyła się uroczysta przysięga. Wieczorem wspaniała impreza na cześć nowo namaszczonego strzelca wyborowego. Rodzina na drugi dzień z dumą opuściła jednostkę wojskową. Minęło trochę czasu od przysięgi, gdy dostał pierwszą przepustkę na piątek, sobotę i niedzielę. Postanowił ją wykorzystać na spotkanie ze swoją sympatią. Chciał spędzić z dziewczyną w końcu trochę czasu sam na sam. Nie układało im się, odkąd zostali rozdzieleni przez obywatelski obowiązek. Ciężko pielęgnować miłość na odległość i nawet jeśli jest ona motorem napędowym związku, moc silnika powoli spada i ten czterosuwowy tandem traci stopniowo swoje pierwotne wartości.

W piątek późnym popołudniem miał wyruszyć pociągiem do domu. Wcześniej pokłócił się ze swoją połowicą. Zadzwoniła i powiedziała, że idzie na imprezę i że jej nie będzie.

– Przecież wiedziałaś, że mam pierwszą od kilku tygodni przepustkę. W takim razie w ogóle nie przyjadę – powiedział.

Tłumaczenia na nic się zdały. Nawet już kupił kwiaty, które po chwili wylądowały w koszu na śmieci. Zresztą kwiaty w historii ich związku zajmowały swoje zaszczytne miejsce. Na pierwszej randce postanowił być oryginalny i piękne żółte róże wręczył jej w tradycyjnym białym papierze spiętym u góry dwiema szpilkami. Liczył na to, że dziewczyna pozna się na tym nieszablonowym poczuciu humoru i od razu rzuci się mu na szyję. Niestety niewiasta była wielce zniesmaczona i pomyślała, że to jakiś kolosalny ewenement, skoro daje bukiet nierozpakowany. Poważnie się zniechęciła. Zdecydował, że błąd naprawi przy kolejnym spotkaniu. Po kilku próbach się zgodziła. Zaanonsował się pod nieobecność pozostałych członków rodziny w domu zdegustowanej koleżanki. W kwiaciarni uiścił słuszną kwotę. Nie żałował złamanego grosza. Chciał, aby odkupieńcze kwiaty były jak najbardziej okazałe i piękne. Wziął bukiet do ręki, wsiadł do windy, w której był już komplet pasażerów. Wbił się z trudem do środka i stanął plecami do drzwi, z tyłu trzymając odpakowaną wcześniej zawartość. Aby się po raz drugi nie ośmieszyć, zaraz po zamknięciu drzwi kwiaciarni rozpakował kwiaty pieczołowicie zawinięte w czerwony papier. Winda ruszyła. Spojrzał w prawo na tablicę rozdzielczą. Kilka przycisków było zwęglonych, tak jakby ktoś złośliwie przypalił je zapalniczką. Następnie usłyszał dziwny szelest i poczuł, że coś dzieje się z jego bukietem. Instynktownie wyszarpnął to, co wkręciło się już w szparę między windą a ścianą, i zobaczył po chwili, że trzyma w ręku kwiaty, ale bez pąków – same łodygi. Skrzywił się nieco, ale pozostało mu wejść w paszczę lwicy i oczekiwać na jej reakcję. Jak zobaczyła to przyfastrygowane, kiedyś piękne, kwietne bukiecisko, natychmiast i niespodziewanie dla niego wielkodusznie mu przebaczyła. Wpadka z pierwszej randki poszła w zapomnienie. Od tamtego dnia zostali parą drepczących ze sobą nastolatków.

Wzburzony i zawiedziony rzucił słuchawką i postanowił zrobić na złość umiłowanej, acz chwilowo znienawidzonej dziewczynie. Zdecydował się zabawić w ten piękny, piątkowy, lipcowy wieczór. Nie wsiadł do pociągu. Wstąpił do remizy strażackiej, gdzie lada chwila miała rozpocząć się potańcówka. Zdecydował, że wybawi się za wszystkie czasy. Działając na fali wzburzenia i zdenerwowania na kobietę, która go przecież zawiodła, spędził wesoło czas w towarzystwie napotkanych przypadkowo miejscowych dziewczyn. Jedna z nich nawet mu się spodobała. Z nią przetańczył drugą część wieczoru. Nic więcej. Nie miał zamiaru się wiązać. Niezobowiązujący bezjęzykowy pocałunek na pożegnanie to było wszystko, na co mógł sobie pozwolić. Zresztą jak szedł nad ranem w stronę peronów, i tak miał poczucie winy, że nie dochował pełnej wierności swojej dziewczynie. Nawet jeśli go źle potraktowała, nie powinien był odpłacać się w taki sposób. Postanowił więc, że wybaczy narzeczonej jej niezrozumiałe zachowanie i odkupi tym czynem grzechy własnej słabości, otaczając swą lubą opieką i troską w czasie nadchodzącego weekendu. Chciał, aby przed powrotem do jednostki wszystko już było między nimi poukładane. Zapragnął zrobić wszystko, by odbudować uczucie, które było żywe jeszcze przed jego wstąpieniem w szeregi mundurowej społeczności, a teraz już lekko wygasło.

Szedł powoli wzdłuż torowiska, niosąc plecak z podręcznymi rzeczami. Pociągi tak wcześnie tamtędy nie jeździły. Mimo to był bardzo ostrożny i nasłuchiwał, rozglądał się i spokojnie podążał dalej. Wracał pamięcią do dziewczyny z potańcówki. Było to ciepłe wspomnienie zdarzeń sprzed kilkudziesięciu minut. W tym wszystkim jednak najważniejsza cały czas była ta pierwsza. Ta, która została w domu i której wręczył kiedyś papierowe kwiatki. Był pewien. Tak, naprawi wszystko i wrócą stare, dobre, ciepłe chwile.

Nie miał przy tym wszystkim świadomości, że dziewczyna, z którą tańczył kilkadziesiąt minut temu, była kobietą jednego z miejscowych, mocno już podpitego i nieprzyjaznego obcym, który także uczestniczył w imprezie. W ten sposób nasz bohater sprowadził na siebie niespodziewane kłopoty. Ów mężczyzna poszedł za nim. W najmniej spodziewanym momencie podbiegł i zaskoczył go od tyłu, z całej siły popychając na torowisko z zamiarem nastraszenia, ostrzeżenia i sprzedania kilku uderzeń w podbródek. Napastnik nie zdążył nawet wypowiedzieć słów ostrzeżenia, gdyż w tym momencie ku zaskoczeniu obu panów wyłoniła się zza zakrętu pierwsza poranna lokomotywa, która uderzyła w leżącego na torach młodego wojaka. On po chwili ocknął się w położeniu, w którym nie miał zamiaru tak szybko się znaleźć. Dwadzieścia jeden lat na ziemi to stanowczo za krótko – pomyślał, ale po kilku minutach był już bardzo daleko od miejsca, w którym ktoś tak niespodziewanie i bez ostrzeżenia zakończył jego żywot, przekreślając szansę na dalszy byt na planecie Ziemia. W tym momencie rozpoczął swoją wędrówkę ponad tym wszystkim, co do tej pory było światem jego świadomości. Jednak nie ulegało wątpliwości, że oto niespodziewanie otworzyła się przed nim najpiękniejsza droga, na jaką mógł wejść. To uświadomiło mu pozytywny aspekt całego zdarzenia.

Napastnik był w kompletnym szoku. Pociąg nawet się nie zatrzymał. Człowiek, który spowodował wypadek, zaczął natychmiast uciekać. Nie przespał jednak spokojnie tej nocy. Ani żadnej innej potem.

Przemierzył siedem tysięcy siedemset siedem dni. Ten dzień był siedem tysięcy siedemset ósmym, ale pierwszym w jego nowej ojczyźnie. Swoista to była kraina, niczym Zjednoczona Unia Wszechojczyzn. Spodziewał się, że nie będzie tam zróżnicowania na rasę, wiek, płeć czy poglądy polityczne. Jednolity świat, taki sam dla wszystkich, którzy przejechali przez granicę i postanowili się w nim na dłużej zatrzymać.

Z góry mógł obserwować teraz wszystko, na co jeszcze zapragnie spojrzeć swoim trupim, acz szczęśliwym okiem, zanim zostanie przeniesiony do kolejnego etapu wędrówki.

Do pogrzebu zostało pięć dni i tyle czasu miał, aby odwiedzić bliskich, znajomych i tych wszystkich, którzy niedawno jeszcze bawili się na jego przysiędze pasowania na dzielnego rycerza, w przyszłości rezerwy, a teraz służby zasadniczej. Pięć dni, by przyjrzeć się ich cierpieniu po stracie bliskiej osoby i wesprzeć ich duchowo, bo cieleśnie już nie był w stanie. Wiedział instynktownie, że od czasu pogrzebu nie będzie mógł się z nikim kontaktować aż do momentu przejścia do kolejnego etapu.

Na początek postanowił odwiedzić najbliższą mu osobę, czyli ukochaną mamę, która jeszcze tego dnia o niczym nie wiedziała. Ojca nigdy nie poznał i przez wiele lat świeżo upieczony zmarły nie wiedział, kto nim właściwie jest. Nie obchodziło go to. Wyrzucił osobnika ze swojej świadomości. Matka zapewniła mu miłość i oparcie. Niczego ponad to nie potrzebował. Jednak przyszedł dzień, w którym zdanie zmienił, zainteresował się ojcem, dowiedział się, jest ten, który pomógł mu pojawić się na Ziemi, i powziął pewne kroki, aby się z nim zjednać. Były to niestety poczynania skazane na niepowodzenie, nad czym ubolewał, ale z czym starał się jakoś pogodzić. A potem było już na wszystko za późno.

Matka poszła do pracy i spokojnie oczekiwała na przyjazd syna. Obiecał wdepnąć na chwilę i się z nią przywitać, zanim wybierze się do jej, prawdopodobnie, przyszłej synowej. Dopiero wieczorem przyszli z informacją o śmierci jej jedynaka. Zemdlona padła na drewnianą posadzkę. Jakże mu było przykro, że śmierć wywołuje aż tak negatywne emocje. „Przecież ja nie zniknąłem – pomyślał. – Żyję nadal. Tyle że teraz mnie nie widać”. Nie wiedział, jak jej pomóc. Po wnikliwym zastanowieniu stwierdził, że przyjdzie w nocy i da jej jakiś znak, aby była spokojna i nie utrwalała w sobie przeświadczenia, że już nigdy nie zobaczy syna. On już wiedział, że spotkają się i to bardzo niedługo, choć nie znał jeszcze wtedy dokładnej daty śmierci mamy. Wiedział zaś, że życie ziemskie to ułamek sekundy, a dopiero później zaczyna się nieskończony i trwający miliardy lat świat pozamaterialnej egzystencji.

Przyszedł do niej, kiedy nadaremnie próbowała zasnąć, trzęsąc się ze strachu i rozpaczy, polegując w bólach we własnym łóżku. Nie mógł jej przytulić ani pocieszyć, ani w żaden inny sposób przekazać, żeby się niczego nie obawiała i uwierzyła w to, że niedługo znowu się spotkają. Nie chciał się jej ukazywać. Zresztą nie miał takiej mocy. Wymyślił więc, że musi dać jej jakiś inny znak, z którego będzie mogła wywnioskować, że nie umarł, nie zniknął, a jest przy niej cały czas i się nią opiekuje.

Pokręcił się chwilę po mieszkaniu. W salonie na stoliku przy łóżku paliła się świeca, przy której matka chwilę wcześniej przysnęła. Wiedział, że teraz musi ją obudzić, żeby miała możliwość zgaszenia tlącego się już prawie na szarym obrusie płomienia. Chwilę pomyślał i wiedział już, co zrobić, aby znak był czytelny. Był fanem filmów wideo i mama o tym doskonale wiedziała. Bez przerwy coś oglądał i przynosił do domu coraz to nowsze produkcje. Niektóre zresztą oglądali wspólnie, popijając herbatę cytrynową i jedząc wypieczoną przez nią przepyszną szarlotkę.

Przypatrywał się ukochanej mamie jeszcze przez chwilę, a następnie włączył najpierw telewizor, a potem magnetowid z jego ulubionym filmem, który cały czas znajdował się w odtwarzaczu. Nie używała takich cudów techniki, a kaseta była tam od jego ostatniej wizyty. Tym sposobem w środku nocy postawił na nogi swoją matkę. Ona, choć w pierwszej chwili bardzo się przestraszyła, po otrząśnięciu się z pierwszego szoku wiedziała już, że tego mógł dokonać tylko jej niezastąpiony syn, ukochane, jedyne dziecko. Zachowała przytomność umysłu pomimo niecodziennego spotkania ze zmarłym. Zgasiła pożar za pomocą szmaty do podłogi. Wiedziała, że jej syn pierworodny, jedyny skarb, jaki miała, jest przy niej. Chce ją uspokoić, utwierdzić w przekonaniu, że życie pozaziemskie istnieje naprawdę i w to powinna wierzyć do końca swoich dni. I przestać się bać. Przestać w końcu bać się strasznej pustki odczuwanej zwykle po stracie najbliższej osoby. Śmierć to nie koniec, a tak naprawdę początek czegoś nowego tak w jego życiu, jak i w życiu jej samej. Sztuką jest, aby zrozumieć, że człowiek po śmierci żyje dalej. Ba, tam, dokąd podąża, jest tysiąc razy szczęśliwszy niż na ziemi. Trik polega na tym, aby ci, którzy tutaj zostają, w porę to zrozumieli i nie traktowali owego stanu jako powodu do użalania się nad sobą, nie odczuwali tego jako straty. Wystarczy powiedzieć sobie, że ten, kto odszedł, nie zniknął na zawsze, a po prostu wyjechał czy też został świadkiem koronnym. W przeciwnym razie dopada nas ten nieokiełznany paraliż, rozpacz i strach. Nie ma z nim kontaktu, ale on nadal żyje, tyle że w innej części wszechświata, i to zesłanie skończy się kiedyś po latach spotkaniem, na które przecież warto czekać. Ale zanim to nastąpi, jest jeszcze tyle do zrobienia. Z nadzieją na spotkanie po czasie spędzonym radośnie i z wiarą w coś, co jest znacznie ponadto, co wszyscy widzimy i co, jak nam się wydaje, jest jedynym światem istniejącym.

Do pogrzebu miał jeszcze sto dwadzieścia osiem godzin. Zostało trochę czasu na to, ażeby przypomnieć sobie o pozytywnych faktach z własnego życia, aby nieświadomie skontrastować własne czyny ze słowami, które wkrótce usłyszy od Strażnika, i wyjść na zero z dobrymi i złymi uczynkami. Przynajmniej na to liczył, przeczuwając, że niedługo czeka go ostateczny rozrachunek z Wielkim Testerem. Nie wiedział jednak, w jakiej formie to wszystko się odbędzie. Przeczuwał, że musi na ten dzień jeszcze trochę poczekać i skoro taka nieuchronna konfrontacja nie nastąpiła bezpośrednio po jego zejściu, to będzie mieć ona miejsce zapewne już bardzo niedługo. Nie wiedział jeszcze wtedy, że pierwszy i ostatni zarazem etap nastąpi tuż po jego hucznym i łzawym pochówku.

W pierwszym spontanicznym trupim podsumowaniu uznał swoje życie za udane, choć odchodząc z bilansem zaledwie dwudziestu jeden zim na koncie, można się zastanawiać, co by było, gdyby żył dalej i jak by wtedy wyglądało jego dalsze bytowanie. Były to rozważania czysto teoretyczne. Czy zostałby mężem swojej ostatniej dziewczyny? Tego nie mógł być pewien, ale prawdopodobne było, iż ona zwiąże się z innym człowiekiem, jeśli tylko tego dożyje. On miał już pełną i potwierdzoną świadomość tego, że życie na planecie Ziemia jest bardzo niebezpieczne i pełne niekoniecznie przyjemnych niespodzianek. Zadanie przyjścia tutaj, które zostało nam powierzone przez Wielkiego Testera, to ciągła walka i nieustanne ryzyko. Zdał sobie sprawę z tego, że właściwie na każdym kroku ocierał się o śmierć. Podczas każdego wyjścia na ulicę pełną samochodów, w czasie wykonywania codziennych czynności stykał się ze śmiercią, ale nie miał tego świadomości. Gdyby ją posiadł wcześniej, z pewnością nieraz sfajczyłby się ze strachu i nie umiałby normalnie funkcjonować. Tę wiedzę posiadł jednak dopiero teraz. Miał możliwość przekonania się o tym, jak wygląda przestrzeń pozaziemska, w której aktualnie się znajdował i w której czuł się, notabene, bardzo swobodnie i komfortowo. To było niesamowite uczucie rozluźnienia i spokoju wewnętrznego. Pomimo że zostawił najbliższych i opuścił ich na dłużej, czuł się niezwykle przyjemnie, wiedząc, że świat się nie skończył, a to, w czym uczestniczył przez dwadzieścia jeden lat, było tylko sprawdzianem określanym mianem żywota ziemskiego. Zrozumiał, że całe życie na ziemi okazało się swoistą pracą klasową, którą dla nieokreślonych bliżej, wyższych celów wypadało zaliczyć. Było etapem potrzebnym, aby przejść do innego, lepszego świata po kilku czy kilkudziesięciu latach męki ziemskiej. Inną sprawą był ból i smutek tych, którzy zostali z niewiedzą, że śmierć nie jest czymś negatywnym.

Pierwszym faktem pozytywnym, jaki przywołał w pamięci, było coś, co zrobił zupełnie niedawno i co od tego czasu sprawiało mu ogromną satysfakcję. Wracał późnym popołudniem z treningu. Zamiłowanie do futbolowych wyczynów było w nim zawsze i swoje potrzeby zostania prawdziwym piłkarzem realizował zdaje się już od pierwszej klasy szkoły podstawowej. Tak więc któregoś dnia przechodził przez ruchliwą dwupasmową jezdnię, trzymając w ręku piłkę – biedronkę i torbę ze sprzętem na ramieniu. Torba raz po raz zsuwała mu się po śliskiej kurtce i bez przerwy musiał ją poprawiać. W miejscu, gdzie zdecydował się przejść przez ulicę, nie było pasów dla młodych piechurów, piłkarskich talentów, którzy w przyszłości chcieli zostać zawodnikami znamienitych klubów. Z lewej strony stał nowo wymalowany na czerwono przystanek autobusowy, jeszcze kilka dni temu obdrapany, teraz odnowiony. Na wzniesieniu wiaduktu co i rusz ukazywały się samochody wyłaniające się zza asfaltowego pagórka. Pod estakadą biegło kilkanaście rzędów linii kolejowych, a wśród ich mechanicznych użytkowników dominowały pociągi towarowe, czasami pojawiały się pasażerskie. Gdy się tamtędy przechodziło, raz po raz słychać było gwizd lokomotyw. Choć tego miejsca nie oznakowano jako przejścia dla pieszych, wiele osób wychodzących bądź to z pobliskiego zakładu energetycznego, bądź z nieopodal położonego dworca autobusowego przechodziło tamtędy na drugą stronę jezdni, do przystanku.

Przedarł się przez połowę jezdni, bezpiecznie omijając prześcigające się pojazdy osobowe. Zatrzymał się, gdyż spostrzegł, że z prawej strony zbliża się sznur samochodów. Musiał przystanąć na środku, licząc na to, że wyrozumiali kierowcy zbytnio go nie otrąbią. W pewnej chwili po raz kolejny zsunął mu się z ramienia nieznośny, przyciężki bagaż. Tym razem zupełnie stracił nad nim kontrolę. Torba spadła całym ciężarem na asfaltową, dziurawą, miejską szosę. Przykucnął, żeby ją podnieść, i w tym samym momencie jego oczom ukazał się piękny czarny skórzany portfel, co niezwykle go zaskoczyło. Podniósł go, schował do torby razem z piłką, która zaczynała mu coraz bardziej ciążyć, a następnie pospiesznie przedarł się na drugą stronę szosy. Miał w głowie dwa scenariusze. Ktoś został okradziony i jego portmonetka wylądowała na drodze wyrzucona przez domniemanego złodziejaszka zaraz po opróżnieniu jej z forsy. Wtedy nie miałby dylematu, czy zostać właścicielem zawartości portfela, czy oddać go prawowitemu właścicielowi i oczekiwać od niego jedenastu i pół procenta znaleźnego. Po prostu nie zrobiłby nic albo pospolicie wyrzuciłby skórzane cacko w wysoką trawę, aby nie wejść w posiadanie ryzykownego rekwizytu. Scenariusz drugi i teoretycznie bardziej optymistyczny mógł być taki, że wewnątrz była nadal zawartość pieniężna nieznanej wartości, może trochę plastikowych pieniędzy, co dałoby mu natychmiastową informację, komu może oddać, albo i nie, to cenne znalezisko.

Schował się w krzaki wyrastające za pagórkiem, gdzie mógł spokojnie zajrzeć do środka. Ujrzał tam pokaźny plik banknotów. Osiem tysięcy. Kieszonkowego miał sto miesięcznie, więc dla niego była to zawrotna kwota. Zapragnął po chwili, aby w portfelu nie było danych właściciela, wtedy z czystym sumieniem mógłby przywłaszczyć sobie te pieniądze i przeznaczyć je na zakup paru niezbędnych produktów audio-wideo, motorower, wyjazd nad morze z kolegami, nowe trampkokorki czy na oficjalną piłkę sygnowaną przez europejską federację piłkarską z autografem Księcia Futbolu.

Ani adresu, ani jakiegokolwiek śladu wskazującego właściciela. Wyjął kasę, wsadził do torby, wyrzucając najpierw w krzaki to, co niepotrzebne, i w stanie spontanicznej, wielkiej euforii udał się do domu. Ale wieczorem jakoś nie mógł spać. Coś go strasznie gryzło w stopy i uwierało. Co się stanie, jeżeli gotówkę zgubił ktoś, kto jej bardzo potrzebuje? Zbierał ją bardzo długo, a teraz siedzi w domu i ubolewa nad stratą.

A jeżeli ten ktoś rzeczywiście przez pośpiech i własną nieuwagę utracił cały majątek, oszczędności całego życia?

I właśnie wtedy coś go uderzyło. Właśnie wtedy uznał, że odda całą znalezioną kwotę przypadkowo napotkanemu człowiekowi. Nieważne, kim będzie tenże homo sapiens.

Rano wyszedł z bloku i przekazał forsę młodej kobiecie, która akurat tamtędy przechodziła. Kobieta zdziwiła się, wybałuszyła oczy i natychmiast zapytała:

– Dlaczego daje mi pan pieniądze? Proszę pana, proszę się zatrzymać!

On jednak puścił się sprintem w kierunku odludnego podwórza otoczonego ceglastym murem i nie było po nim śladu po zaledwie kilku sekundach. Kobieta była bardzo zaskoczona całą sytuacją. Uświadomiła sobie po chwili, że miała w nocy sen, że ktoś daje jej pieniądze na ulicy. Uznała, że ten sen po prostu się ziścił. Zaczęła śmiać się w głos, a następnie pobiegła tak szybko, jak potrafiła, w kierunku sąsiedniego bloku, by opowiedzieć o tym niezwykłym zdarzeniu dziewczynie, z którą była zaprzyjaźniona.

Już trzeci dzień ze świadomością, że nie ma go wśród chodzących ciałem po powierzchni ziemi. Ogromny moralny kac. „Przecież to moja wina, że zginął” – myślała nieprzerwanie, od kiedy otrzymała tę zaskakującą i bolesną wiadomość. Gdy nie dojechał do miasta wieczorem oraz kiedy na drugi dzień również nie było od niego żadnych wieści, uznała, że na pewno zrezygnował z przepustki, tak jak jej powiedział przez telefon. Zdecydowała bezzwłocznie pojechać rannym autobusem do jednostki i tam przeprosić ukochanego. Chciała spędzić z nim kilka godzin, porozmawiać i przekonać w jej już tylko znany sposób, że to chwilowe zawirowanie i że wszystko będzie dobrze. Musi jej tylko jeszcze raz zaufać, a przyszłość przed nimi będzie bajeczna.

Po przybyciu do podmiejskich koszar dowiedziała się, że jego nie ma w jednostce wojskowej i że zgodnie z planem opuścił ją, udając się dzień wcześniej na upragniony odpoczynek od militarnych glanów i niewygodnego garnituru w kolorze moro. Przestraszyła się nieco, ale nie przeczuwając niczego złego, wróciła do domu, gdzie cały dzień czekała na jakiś sygnał od chłopaka. Ten jednak się nie pojawiał. Dopiero pod wieczór nadeszła wieść o tym, że jej ukochany opuścił ten świat. Histeria i ogromny ból towarzyszyły jej przez kilka kolejnych dni. Tych uczuć nie sposób opisać. No bo jak może czuć się młoda osoba, która o przestrzeni pozaziemskiej nie wie nic i którą dotyka śmierć bliskiego jej mężczyzny? Niespodziewanie spadło na nią coś, z czym nie potrafiła sobie poradzić. Mocniejsze alkohole. Jednorazowa amfetamina, która miała pobudzić do działania. Znieczulenie. Każde znieczulenie pozwalało przetrwać kolejne dni katorgi psychicznej i dawało nadzieję na przetrzymanie tych najgorszych chwil jej nastoletniego życia. Biedna i zagubiona dziewczyna szukała odpowiedzi na pytanie o sens śmierci w tak młodym wieku, ale jej nie znajdowała. I jeszcze to poczucie winy, że doprowadziła swoim zachowaniem do sytuacji, w której on, zamiast zgodnie z planem przyjechać prosto w jej ramiona, udał się w zupełnie innym kierunku, co zakończyło się nieszczęśliwym wypadkiem. Gdyby nie jej upór i widzimisię, zapewne znajdowałby się u niej w domu i wręczał jej kolejny piękny bukiet kwiatów, a nie umierał gdzieś w nieznanym, opuszczonym i smutnym miejscu.

Postanowił ją odwiedzić na chwilę po wypadku, a potem powtarzał to jeszcze kilkakrotnie. Czwartego dnia uznał, że tak jak matce, także swej niedoszłej małżonce powinien dać jakiś znak, aby wiedziała, że on tutaj jest. Przypomniał sobie jednak, że ona mówiła mu dawno temu, że bardzo boi się zjawisk pozaziemskich, duchów i tym podobnych sytuacji i nigdy nie chciałaby się z czymś takim spotkać osobiście. Nie oglądała horrorów i niczego, co mówiło o takich sprawach. Przywołanie w pamięci tych słów spowodowało, że zdecydował się nie ingerować z zaświatów w jej życie w obawie, że jej serce może tego nie wytrzymać lub wywoła to u niej jakieś lęki. Tego wszystkiego chciał jej oszczędzić.

Jednak pragnął w jakiś sposób przekazać jej radę, prośbę, żeby absolutnie o nic się nie obwiniała. To przecież była jego decyzja, jego wybór, że poszedł akurat w tamto miejsce. Każdy człowiek odpowiada za swoje własne czyny i on o tym doskonale wiedział. Dziewczyna działała pod wpływem negatywnych emocji, spowodowanych urazą, co, rzecz jasna, mogło na niego wpłynąć. Jednak to, że udał się na imprezę strażacką, było wyłącznie jego decyzją i nikt prócz niego samego nie mógł odpowiadać za konsekwencje tych wyborów. Perspektywa, z której patrzył teraz na to, czym jest życie na ziemi i czym różni się od tego w świecie pozaziemskim, pozwalała mu nie mieć do nikogo o nic żalu. Tym bardziej do jakiejś tam nic nieznaczącej decyzji młodej kobiety. Przecież nie chciała zrobić niczego złego. Po prostu w najmniej odpowiednim momencie zapragnęła może odegrać się, może wylać swą złość na to, że jej mężczyzna poszedł do armii z własnej woli, zamiast w tamtym czasie zostać z nią. Bardzo tego potrzebowała, ale nie potrafiła mu tego wystarczająco jasno przekazać. Powinni wtedy szczerze ze sobą porozmawiać, opowiedzieć otwarcie o swoich oczekiwaniach. Nie mogła więc wiedzieć, że on podjął swoją decyzję nie przeciwko niej, ale po to, aby mieć za sobą jak najszybciej ciążące nad nim wojsko. Zrobił to, bo czuł, że powinien zgłosić się do służby w armii właśnie teraz. Instynkt mu to podpowiedział, a on posłuchał. Wiedział, że jak już to załatwi, będą mogli rozpocząć wspólne planowanie przyszłości. Chciał po powrocie z armii poprosić ją o rękę. Zaplanował też, że będą więcej ze sobą na co dzień rozmawiali, żeby nie dochodziło do poważnych nieporozumień. Chciał dużo zmienić w ich kontaktach. Czuł, że ma w sobie moc, aby pociągnąć ten związek dalej, na lepszych zasadach. No ale scenariusz napisał się sam.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: