Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miłosierdzie - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
8 czerwca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Miłosierdzie - ebook

Ta książka łączy refleksję teologiczną i duchową z różnymi zagadnieniami pastoralnymi i społecznymi – zarówno ponadczasowymi, jak i tymi, które szczególnie dziś są dla nas ważne. Kasper przybliża czytelnikowi biblijne fundamenty wiary chrześcijańskiej, zachęca do ich przemyślenia, wskazuje ich praktyczne konsekwencje. A swoje rozważania koncentruje wokół Bożego miłosierdzia, które jest jądrem i sumą biblijnego objawienia; jest fundamentem ewangelii i kluczem do chrześcijańskiego życia. Bez tego fundamentu – twierdzi kard. Kasper – nie sposób zrozumieć chrześcijaństwa. Bez tego klucza nie sposób po chrześcijańsku żyć.

Ta książka zrobiła na mnie duże wrażenie, bardzo duże... Kardynał Kasper uważa, że to słowo… że miłosierdzie zmienia wszystko. To najlepsze, co może nas spotkać: ono zmienia świat. Odrobina miłosierdzia czyni świat mniej zimnym i bardziej sprawiedliwym.<br>

(papież Franciszek – rozważanie przed modlitwą Anioł Pański, 17 marca 2013)

Kategoria: Duchowość
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7516-899-0
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MO­WA

Punk­tem wyj­ścia dla tej książ­ki były no­tat­ki, któ­re spo­rzą­dzi­łem, przy­go­to­wując cykl kon­fe­ren­cji re­ko­lek­cyj­nych. Tam­te kon­fe­ren­cje na te­mat mi­ło­sier­dzia nie były uda­ne. Na­wet wszyst­kie moje ba­da­nia z za­kre­su teo­lo­gii nie oka­za­ły się po­moc­ne. W ko­lej­nych la­tach wciąż na nowo po­wra­ca­łem do tego za­gad­nie­nia. Roz­wa­ża­nia oraz ba­da­nia do­pro­wa­dzi­ły mnie do za­sad­ni­czych pro­ble­mów z za­kre­su do­gma­tyki oraz przy­mio­tów Boga, jak rów­nież do fun­da­men­tal­nych kwe­stii chrze­ści­jań­skiej eg­zysten­cji. Stwier­dzi­łem, że po­ję­cie mi­ło­sier­dzia, tak istot­ne dla Bi­blii, w ba­da­niach z za­kre­su teo­lo­gii sys­te­ma­tycz­nej czę­sto bywa za­po­mnia­ne lub trak­to­wa­ne po ma­co­sze­mu. Du­cho­wość chrze­ści­jań­ska i chrze­ści­jań­ska mi­styka znacz­nie wy­prze­dza­ją teo­lo­gię aka­de­mic­ką – nie tyl­ko w tej kwe­stii, lecz tak­że w wie­lu in­nych. Ni­niej­sza publi­ka­cja jest za­tem pró­bą po­wią­za­nia re­flek­sji teo­lo­gicz­nej z du­cho­wymi, pa­sto­ral­nymi oraz spo­łecz­nymi roz­wa­ża­nia­mi na te­mat kul­tury mi­ło­sier­dzia.

Wie­lu spraw za­le­d­wie do­tkną­łem. Mam jed­nak na­dzie­ję, że to, co na­pi­sa­łem, może być in­spi­ra­cją dla młod­sze­go po­ko­le­nia teo­lo­gów i że po­dej­mą oni nie­któ­re wąt­ki, aby na nowo prze­myśleć chrze­ści­jań­ską do­gma­tykę i wy­ni­ka­ją­ce z niej prak­tycz­ne kon­se­kwen­cje i w ten spo­sób spo­wo­do­wać ko­niecz­ny teo­cen­trycz­ny zwrot w teo­lo­gii, a życiu Ko­ścio­ła nadać kon­tury. Naj­waż­niej­szym za­da­niem musi być przy tym prze­zwycię­że­nie roz­ła­mu mię­dzy teo­lo­gią aka­de­mic­ką i dusz­pa­ster­ską.

Dzię­kuję In­stytuto­wi Kar­dyna­ła Wal­te­ra Ka­spe­ra w Val­len­dar, Pro­fe­so­ro­wi Geo­r­go­wi Au­gusti­no­wi, Pa­nom Ste­fa­no­wi Ley i Mi­cha­elo­wi Wie­nin­ge­ro­wi za przej­rze­nie ma­nuskryp­tu i opra­co­wa­nie re­dak­cyj­ne, a Wy­daw­nic­twu Her­der za tro­skę o do­bre wy­da­nie tej książ­ki.

Kar­dynał Wal­ter Ka­sper

Rzym, Wiel­ki Post 2012I. MI­ŁO­SIER­DZIE – TE­MAT AK­TUAL­NY, ALE ZA­PO­MNIA­NY

1. Wo­ła­nie o mi­ło­sier­dzie

Mi­nio­ne XX stule­cie było pod wie­lo­ma wzglę­da­mi stule­ciem okrop­nym, zaś mło­dy jesz­cze wiek XXI, któ­ry roz­po­czął się – sta­no­wią­cym ra­czej nie­do­brą wróż­bę – nie­spo­dzie­wa­nym za­ma­chem ter­ro­rystycz­nym na World Tra­de Cen­ter w No­wym Jor­ku, 11 wrze­śnia 2001 roku, jak do tej pory nie za­po­wia­da się dużo le­piej. Wiek XX przy­niósł nam dwa brutal­ne sys­te­my to­ta­li­tar­ne, dwie woj­ny świa­to­we, z któ­rych druga po­chło­nę­ła 50 do 70 mi­lio­nów ofiar śmier­tel­nych, jak rów­nież mi­lio­ny ofiar lu­do­bój­stwa i ma­so­wych mor­dów, obo­zy kon­cen­tra­cyj­ne i guła­gi. W wie­ku XXI na­to­miast za­gra­ża­ją nam bez­li­to­sny ter­ro­ryzm i nie­słycha­na wprost nie­spra­wie­dli­wość, wi­dzi­my gło­du­ją­ce i wy­ko­rzystywa­ne dzie­ci, mi­lio­ny uchodź­ców, przy­bie­ra­ją­ce na sile prze­śla­do­wa­nia chrze­ści­jan, a nad­to jesz­cze do­świad­cza­my nisz­czyciel­skich ka­ta­strof na­tural­nych: trzę­sień zie­mi, wy­bu­chów wul­ka­nów, tsuna­mi, po­wo­dzi, ka­ta­stro­fal­nych susz. To wszyst­ko i wie­le in­nych zja­wisk moż­na uznać za „zna­ki cza­su”.

W tej sy­tua­cji z wiel­ką trud­no­ścią przy­cho­dzi wie­lu lu­dziom mó­wie­nie o wszech­mo­gą­cym, a jed­no­cze­śnie spra­wie­dli­wym i mi­ło­sier­nym Bogu. Gdzie był i gdzie jest te­raz, kie­dy to wszyst­ko się dzia­ło i nadal się dzie­je? Dla­cze­go na to po­zwa­la, dla­cze­go nie in­ge­ruje? Czy całe to nie­spra­wie­dli­we cier­pie­nie – pyta­ją czę­sto – nie jest naj­sil­niej­szym ar­gumen­tem prze­ciw­ko Bogu, któ­ry jest wszech­mo­gą­cy i mi­ło­sier­ny1? I rze­czywi­ście, nie­za­wi­nio­ne cier­pie­nie w cza­sach no­wo­żyt­nych sta­ło się dla wie­lu opo­ką ate­izmu (Georg Büch­ner); je­dynym uspra­wie­dli­wie­niem dla Boga miał­by być fakt – jak twier­dzo­no – że On nie ist­nie­je (Sten­dhal). Czy nie na­le­ża­ło­by ra­czej – brzmi ko­lej­ne pyta­nie – w ob­li­czu nie­mal­że dia­bo­licz­ne­go wy­bu­chu mocy Złe­go Boga za­przeć się Go ku więk­szej chwa­le Bo­żej (Odo Ma­rquard)2?

Mó­wie­nie o Bogu dość czę­sto przy­cho­dzi z trudem rów­nież tym, któ­rzy w Boga wie­rzą; tak­że ich ogar­nia czę­sto ciem­na noc wia­ry, któ­ra od­bie­ra im mowę w ob­li­czu nie­skoń­czo­nych krzywd oraz nie­za­wi­nio­ne­go cier­pie­nia na świe­cie, w ob­li­czu przy­tła­cza­ją­ce­go fa­tum, bo­le­snych nie­ule­czal­nych cho­rób, wo­bec hor­ro­ru wo­jen i prze­mo­cy. Fio­dor Mi­chaj­ło­wicz Do­sto­jew­ski, któ­ry do­świad­czył wie­lu cier­pień, tak we wła­snym życiu, jak i pa­trząc na losy in­nych lu­dzi, pi­sze w swo­jej po­wie­ści Bra­cia Ka­ra­ma­zow o dziec­ku, któ­re pe­wien ge­ne­rał na oczach mat­ki ka­zał roz­szar­pać sfo­rze swo­ich psów; za­zna­cza przy tym, że taka ra­żą­ca nie­spra­wie­dli­wość i cier­pie­nie dziec­ka nie mogą zo­stać zrów­no­wa­żo­ne żad­ną przy­szłą har­mo­nią. I dla­te­go on sam re­zygnuje z bi­le­tu wstę­pu do nie­ba3. Ro­ma­no Guar­di­ni, czło­wiek głę­bo­ko wie­rzą­cy, ale ma­ją­cy rów­nież sil­ną skłon­ność do me­lan­cho­lii, kie­dy po­czuł od­dech śmier­ci, po­wie­dział, że „pod­czas Sądu Osta­tecz­ne­go nie tyl­ko po­zwo­li za­da­wać so­bie pyta­nia, ale sam rów­nież bę­dzie je sta­wiał”. Ma bo­wiem na­dzie­ję, że uda mu się uzyskać od­po­wiedź „na pyta­nie, na któ­re od­po­wie­dzi nie jest w sta­nie udzie­lić mu żad­na książ­ka, na­wet samo Pi­smo Świę­te, ani ża­den do­gmat i urząd ko­ściel­ny: Dla­cze­go, Boże, do zba­wie­nia ko­niecz­ne są te okrop­ne okręż­ne dro­gi, krzyw­da nie­win­nych, wina?”4.

Cier­pie­nie w świe­cie jest bo­daj­że naj­bar­dziej waż­kim ar­gumen­tem współ­cze­sne­go ate­izmu. Do tego do­cho­dzą jesz­cze ko­lej­ne ar­gumen­ty, jak na przy­kład nie­moż­ność po­go­dze­nia tra­dycyj­ne­go chrze­ści­jań­skie­go świa­to­po­glą­du z dzi­siej­szym świa­to­po­glą­dem na­uko­wym, na­tura­li­stycz­nym, wy­zna­cza­nym choć­by przez teo­rię ewo­lu­cji lub naj­now­sze ba­da­nia nad mó­zgiem5. Wszyst­kie te ar­gumen­ty oka­za­ły się skutecz­ne. Do­pro­wa­dzi­ły do tego, że dla wie­lu lu­dzi Bóg już nie ist­nie­je, albo przy­nam­niej żyją oni w taki spo­sób, jak­by Bóg nie ist­niał. Wy­glą­da na to, że więk­szo­ści z nich jest z tym cał­kiem do­brze, a przy­najm­niej nie go­rzej niż wie­lu chrze­ści­ja­nom. To po­czucie zmie­ni­ło spo­sób pyta­nia o Boga. Sko­ro bo­wiem dla wie­lu Bóg nie ist­nie­je lub stał się obo­jęt­ny – pro­test prze­ciw­ko Nie­mu stra­cił sens. Pyta­nia „Skąd to całe cier­pie­nie?” i „Dla­cze­go mu­szę cier­pieć?” każą nam ra­czej za­milk­nąć i onie­mieć. Pyta­nie o ła­ska­we­go Boga, któ­re tak bar­dzo fra­po­wa­ło mło­de­go Mar­ci­na Lu­tra, wie­lu lu­dzi dzi­siaj w ogó­le nie in­te­re­suje; jest im cał­ko­wi­cie obo­jęt­ne i nie po­rusza ich.

Re­zygna­cję z pyta­nia o sens oraz zwią­za­ny z tym de­fe­tyzm od­naj­du­je­my nie tyl­ko u lu­dzi, któ­rych – czę­sto zbyt po­chop­nie – lek­ce­wa­żymy jako po­wierz­chow­nych; od­naj­du­je­my ją dzi­siaj tak­że – jak po­ka­zał Jür­gen Ha­ber­mas – w sfe­rze głę­bo­kiej myśli fi­lo­zo­ficz­nej6. Wie­lu oso­bom o re­flek­syj­nej na­turze nie­ob­ce jest tu od­czucie ja­kie­goś bra­ku7. A za­tem obok róż­no­rod­nych pro­ble­mów cie­le­snych, już wy­star­cza­ją­co trud­nych do znie­sie­nia, ist­nie­je rów­nież nę­dza du­cho­wa, utra­ta orien­ta­cji i do­świad­cze­nie bez­sen­su. „Kie­dy wy­sy­cha­ją uto­pij­ne oazy, wo­kół roz­ta­cza się pustynia ba­nal­no­ści i bez­rad­no­ści”8. Re­zygna­cja ze sta­rych od­po­wie­dzi nie pro­wa­dzi bo­wiem au­to­ma­tycz­nie do zna­le­zie­nia no­wych, bar­dziej prze­ko­nują­cych. Po­wsta­ła cał­ko­wi­ta pust­ka.

Wie­lu lu­dzi po­tra­fi dziel­nie zno­sić i wy­trzymywać tę sy­tua­cję. Za­sługują na nasz sza­cu­nek. Są jed­nak i tacy, któ­rych do­pro­wa­dza ona do roz­pa­czy. Świat wy­da­je im się ab­sur­dal­ny, za­da­ją więc so­bie pyta­nie: Czy nie było­by le­piej, gdybym się nie uro­dził? Dla Al­ber­ta Ca­mu­sa sa­mo­bój­stwo sta­no­wi­ło je­dyny pro­blem fi­lo­zo­ficz­ny za­sługują­cy na po­waż­ne trak­to­wa­nie9. Jed­nak tym sa­mym czło­wiek ne­guje nie tyl­ko Boga, lecz wraz z Nim rów­nież sa­me­go sie­bie. Są jesz­cze i ci, któ­rzy pan­te­ony bo­gów oraz strach przed Bo­giem fe­rują­cym wy­ro­ki za­stą­pi­li lę­kiem przed co­raz in­nymi i no­wymi, ano­ni­mo­wymi upio­ra­mi10.

Wie­lu myślą­cych lu­dzi do­strze­ga po­wa­gę sy­tua­cji i na nowo po­dej­mu­je po­szuki­wa­nia. Lu­dzi po­szukują­cych i nie­zi­den­tyfi­ko­wa­nych ano­ni­mo­wych piel­grzymów jest wię­cej, niż zwykle nam się wy­da­je. Czują oni, że re­zygnując z pyta­nia o sens, re­zygnuje­my z czło­wie­ka jako czło­wie­ka, a to ozna­cza utra­tę na­szej praw­dzi­wej god­no­ści. Bez pyta­nia o sens i bez na­dziei spro­wa­dza­my sie­bie do spryt­ne­go zwie­rzę­cia, któ­re jest zdol­ne czer­pać ra­dość tyl­ko i wy­łącz­nie z dóbr ma­te­rial­nych. Jed­nak­że wte­dy wszyst­ko sta­nie się nud­ne i ba­nal­ne. Je­śli prze­sta­nie­my pytać o sens, bę­dzie to ozna­cza­ło, że po­rzuci­li­śmy wszel­ką na­dzie­ję na to, że mimo wszyst­ko kie­dyś osta­tecz­nie za­pa­nuje spra­wie­dli­wość. W ta­kim wy­pad­ku słusz­ność miał­by krymi­na­li­sta; mor­der­ca za­trium­fo­wał­by nad swo­ją nie­win­ną ofia­rą.

Dla­te­go nie tyl­ko wie­rzą­cy chrze­ści­ja­nie, lecz tak­że wie­lu in­nych re­flek­syj­nych i czuj­nych lu­dzi do­strze­ga fakt, że prze­sła­nie o śmier­ci Boga, zupeł­nie in­a­czej niż wy­obra­żał to so­bie Nie­tz­sche, nie jest wy­zwo­le­niem czło­wie­ka11. Tam, gdzie ulat­nia się wia­ra w Boga, po­zo­sta­ją – to wie­dział na­wet Nie­tz­sche – pust­ka i nie­skoń­czo­ny chłód12. Bez Boga je­ste­śmy zupeł­nie i bez­na­dziej­nie zda­ni na losy i przy­pad­ki świa­ta oraz udrę­ki hi­sto­rii. Bez Boga nie ist­nie­je żad­na in­stan­cja, do któ­rej moż­na by ape­lo­wać, i tym sa­mym nie ma żad­nej na­dziei na osta­tecz­ny sens i osta­tecz­ną spra­wie­dli­wość.

Świad­czy to o tym, że śmierć Boga w du­szach wie­lu lu­dzi (Frie­drich Nie­tz­sche), „nie­obec­ność Boga” (Mar­tin He­ideg­ger)13, „za­ciem­nie­nie ob­ra­zu Boga” (Mar­tin Bu­ber)14 to praw­dzi­wa i naj­więk­sza nę­dza. Jest ona jed­nym ze „zna­ków cza­su” i za­li­cza się do „naj­po­waż­niej­szych zja­wisk na­szych cza­sów”15. Bar­dzo zna­ne jest zda­nie Maxa Hor­khe­ime­ra: „Ra­to­wa­nie ab­so­lut­ne­go sen­su bez Boga jest da­rem­ne”16. The­odor W. Ad­or­no mó­wił o „nie­moż­no­ści zwąt­pie­nia”17 i pi­sał: „Fi­lo­zo­fia, je­dyna, za jaką moż­na wziąć od­po­wie­dzial­ność w ob­li­czu roz­pa­czy, była­by pró­bą trak­to­wa­nia wszyst­kich rze­czy tak, jak się przed­sta­wia­ją ze sta­no­wi­ska zba­wie­nia. Po­zna­nie nie ma in­ne­go świa­tła prócz tego, któ­re rzuca na świat zba­wie­nie: wszyst­ko inne wy­czer­puje się w na­śla­dow­czym kon­struo­wa­niu i po­zo­sta­je ka­wał­kiem tech­ni­ki”18. Mo­gli­byśmy w tym miej­scu po­wtó­rzyć za Kan­tem: twier­dzić, że czło­wiek ma ab­so­lut­ną god­ność, mo­że­my wy­łącz­nie pod wa­run­kiem, że Bóg ist­nie­je i że jest On Bo­giem li­to­ści­wym i ła­ska­wym19.

Dla Kan­ta nie był to do­wód na ist­nie­nie Boga. Jego po­stulat opie­ra się prze­cież na za­ło­że­niu, że życie ludz­kie ma być szczę­śli­we. Re­zygna­cja z tego za­ło­że­nia może pro­wa­dzić do ni­hi­li­zmu oraz – bar­dzo szyb­ko – do cynicz­nych mor­derstw i za­bójstw. Po­stulat Kan­ta za­tem, choć żad­nym do­wo­dem nie jest, wy­raź­nie wska­zuje na fakt, że przy­najm­niej pyta­nie o Boga po­zo­sta­je otwar­te. Od nie­go za­le­ży sens i brak sen­su ludz­kiej eg­zysten­cji. To jest wła­śnie po­wód, dla któ­re­go prze­sła­nie o Bogu może tak upar­cie trwać wbrew wszel­kim oświe­co­nym, a tak­że pseu­do­oświe­co­nym ar­gumen­tom20. To nie sama wia­ra w Boga się ośmie­szyła, lecz tyl­ko teo­rie na jej te­mat – teo­rie, któ­re prze­po­wia­da­ły nie­po­wstrzyma­nie po­stę­pują­cą se­kula­ryza­cję i po­wol­ne za­ni­ka­nie re­li­gii oraz twier­dzi­ły, że dla wia­ry w Boga biją już po­grze­bo­we dzwo­ny21.

Nie mu­si­my wca­le przyj­mo­wać pro­ble­ma­tycz­nej tezy o po­wro­cie re­li­gii; mamy prze­cież tak­że do czynie­nia z po­wro­tem ate­izmu22. Ale wol­no nam wy­ra­zić sło­wa za­chę­ty, aby jesz­cze raz na nowo roz­myślać o Bogu. Przy tym nie cho­dzi wy­łącz­nie o pyta­nie „Czy Bóg ist­nie­je?”, nie­za­leż­nie od tego, jak jest ono istot­ne. Tu cho­dzi o ła­ska­we­go Boga, o Boga, któ­ry jest „bo­ga­ty w mi­ło­sier­dzie” (Ef 2,4), któ­ry nas po­cie­sza, abyśmy i my mo­gli po­cie­szać in­nych (2 Kor 1,3n). W błęd­nym kole zła na­dzie­ją na nowy po­czą­tek może być dla nas wy­łącz­nie na­dzie­ja na ła­ska­we­go, mi­ło­sier­ne­go, a jed­no­cze­śnie wszech­mo­gą­ce­go Boga, któ­ry ma moc dać wszyst­kie­mu nowy po­czą­tek i może ob­da­rzyć wszyst­kich od­wa­gą, abyśmy mie­li na­dzie­ję wbrew wszel­kiej na­dziei oraz siłę, by za­cząć od nowa. Cho­dzi za­tem o żywe­go Boga, któ­ry ożywia zmar­łych i któ­ry na ko­niec otrze z oczu wszel­ką łzę i wszyst­ko uczyni no­wym (Ap 21,4n).

Świę­ty Au­gustyn, wy­bit­ny Oj­ciec za­chod­nie­go Ko­ścio­ła, miał – jak sam pi­sał – w szcze­gól­ny spo­sób do­świad­czyć mi­ło­sier­dzia i bli­sko­ści Boga w życiu wte­dy, kie­dy czuł, że naj­bar­dziej się od Nie­go od­da­lił. W swo­ich Wy­zna­niach na­pi­sał: „To­bie cześć, To­bie chwa­ła, źró­dło mi­ło­sier­dzia! W mia­rę jak się po­głę­bia­ła moja nie­do­la, Ty byłeś co­raz bli­żej mnie”23. I do­dał: „Prze­mil­czeć Two­ją chwa­łę mogą tyl­ko ci, któ­rzy nie roz­wa­ża­ją Twe­go mi­ło­sier­dzia”24. Rze­czywi­ście, mu­sie­li­byśmy mil­czeć o Bogu, gdybyśmy wo­bec tak wiel­kiej cie­le­snej i du­cho­wej nę­dzy nie wie­dzie­li, jak na nowo gło­sić prze­sła­nie o Bo­żym mi­ło­sier­dziu. Pyta­nie o ła­ska­we­go Boga oraz o ła­ska­we­go czło­wie­ka, po wszyst­kich tych okrop­nych wy­da­rze­niach XX stule­cia, jak rów­nież mło­de­go jesz­cze XXI wie­ku, jest dzi­siaj kwe­stią bar­dziej na­glą­cą niż kie­dykol­wiek.

2. Mi­ło­sier­dzie – fun­da­men­tal­ne za­gad­nie­nie na XXI wiek

Dwaj pa­pie­że drugiej po­ło­wy XX wie­ku ja­sno do­strze­ga­li zna­ki cza­su i wzywa­li, aby kwe­stię mi­ło­sier­dzia na nowo po­sta­wić w cen­trum na­uki i prak­tyki Ko­ścio­ła. Jan XXIII – Papa bu­o­no, jak z mi­ło­ścią mó­wią o nim Wło­si – jako pierw­szy pod­jął to wy­zwa­nie. Już w jego dzien­ni­ku du­cho­wym od­naj­dzie­my licz­ne głę­bo­kie prze­myśle­nia na te­mat Bo­że­go mi­ło­sier­dzia. Dla Jana XXIII sta­no­wi ono naj­pięk­niej­sze imię i naj­pięk­niej­szy ty­tuł Boga, zaś na­sza mi­zer­ność jest tro­nem Bo­że­go mi­ło­sier­dzia25. Pi­sząc o tym, pa­pież cytuje Psalm 89: „Mi­se­ri­cor­dias Do­mi­ni in aeter­num can­ta­bo”26.

Dla­te­go sło­wa Jana XIII, któ­re wy­po­wie­dział 11 paź­dzier­ni­ka 1962 roku w prze­mó­wie­niu na otwar­cie So­bo­ru Wa­tykań­skie­go II, były wy­ra­zem jego we­wnętrz­ne­go prze­ko­na­nia – już wcze­śniej doj­rza­łe­go – oraz oso­bi­stym życze­niem: nie cho­dzi o to, aby so­bór je­dynie po­wta­rzał prze­ka­za­ną mu na­ukę Ko­ścio­ła. Na­uka ta jest – jak mó­wił pa­pież – do­brze zna­na i nie­zmien­na. Ko­ściół „sta­le prze­ciw­sta­wiał się błę­dom świa­ta”. „Wie­lo­krot­nie na­wet po­tę­piał je z naj­więk­szą su­ro­wo­ścią. Dzi­siaj jed­nak­że Ob­lu­bie­ni­ca Chrystusa woli po­sługi­wać się ra­czej le­kar­stwem mi­ło­sier­dzia ani­że­li su­ro­wo­ścią”27.

Tym sa­mym zo­stał za­sy­gna­li­zo­wa­ny zupeł­nie nowy ton, któ­ry wie­lu skło­nił do słucha­nia. W trak­cie so­bo­ru ton ten oka­zał się bar­dzo skutecz­ny. We wszyst­kich 16 do­kumen­tach so­bo­ro­wych, po­dob­nie jak w pa­pie­skim prze­mó­wie­niu, nie zre­zygno­wa­no ani nie zmie­nio­no ni­cze­go z do­tych­cza­so­wej na­uki Ko­ścio­ła. W do­kumen­tach tych nie ze­rwa­no z tra­dycją Ko­ścio­ła. Za­brzmiał w nich jed­nak zupeł­nie nowy ton i za­ini­cjo­wa­ny zo­stał nowy styl w prze­po­wia­da­niu i w życiu Ko­ścio­ła. Po­dob­nie jak w wy­po­wie­dziach pa­pie­ża, rów­nież w do­kumen­tach so­bo­ro­wych do­strze­żo­no zwią­zek mię­dzy mi­ło­sier­dziem a praw­dą28. Jan XXIII scha­rak­te­ryzo­wał ten nowy styl, gdy mó­wił o pa­sto­ral­nych ce­lach so­bo­ru.

Wo­kół po­ję­cia pa­sto­ral­ny to­czyło się wie­le dys­kusji, za­rów­no pod­czas sa­me­go so­bo­ru, jak i po nim, do­szło też do kil­ku nie­po­ro­zumień29. Nie wda­jąc się w tym miej­scu w fa­cho­wą dys­kusję, mo­że­my po­wie­dzieć tak: nowy styl pa­sto­ral­ny, o któ­rym mó­wił Jan XXIII, ma wie­le wspól­ne­go z tym, co w swo­im prze­mó­wie­niu na otwar­cie so­bo­ru na­zwał on le­kar­stwem mi­ło­sier­dzia. Od tego cza­su te­mat mi­ło­sier­dzia stał się za­sad­ni­czym za­gad­nie­niem, nie tyl­ko dla sa­me­go so­bo­ru, ale i dla ca­łej dusz­pa­ster­skiej prak­tyki Ko­ścio­ła po­so­bo­ro­we­go.

Pa­pież Jan Pa­weł II kon­tynuo­wał i po­głę­bił to, co roz­po­czął Jan XXIII. Te­ma­tu tego nie wy­myślił jed­nak, sie­dząc przy biur­ku w swo­im ga­bi­ne­cie. Ten pa­pież jak chyba ża­den inny po­znał hi­sto­rię cier­pie­nia swo­jej epo­ki i do­świad­czył go na wła­snej skó­rze. Do­ra­stał nie­da­le­ko obo­zu w Au­schwitz; w mło­do­ści, w pierw­szych la­tach ka­płań­stwa oraz jako bi­skup Kra­ko­wa do­świad­czał okrop­no­ści drugiej woj­ny świa­to­wej oraz dwóch brutal­nych sys­te­mów to­ta­li­tar­nych, a tak­że wie­lu cier­pień, któ­re spa­dły na jego na­ród i na nie­go sa­me­go. Ten pon­tyfi­kat zo­stał ukształ­to­wa­ny przez skut­ki za­ma­chu na życie pa­pie­ża oraz oso­bi­ste cier­pie­nie Jana Paw­ła II w ostat­nich la­tach życia. Świa­dec­two tych cier­pień było da­le­ko moc­niej­szym w wy­ra­zie ka­za­niem niż wie­le prze­mó­wień i pism. W ten spo­sób z prze­sła­nia o mi­ło­sier­dziu Jan Pa­weł II uczynił prze­wod­ni te­mat swo­je­go dłu­gie­go pon­tyfi­ka­tu. Za­pi­sał je w sztam­bu­chu Ko­ścio­ło­wi XXI wie­ku30.

Już drugą en­cykli­kę swo­je­go pon­tyfi­ka­tu, Di­ves in mi­se­ri­cor­dia (1980), po­świę­cił za­gad­nie­niu mi­ło­sier­dzia. Jej nie­miec­kie wy­da­nie otrzyma­ło pod­tytuł Der be­droh­te Mensch und die Kraft des Er­bar­mens 31. W do­kumen­cie tym pa­pież przy­po­mi­na, że sama spra­wie­dli­wość nie wy­star­cza; bo­wiem sum­ma iu­sti­tia może być rów­nież sum­ma in­iu­sti­tia. Dla­te­go pierw­szą ka­no­ni­za­cję w trze­cim ty­siąc­le­ciu, ogło­szo­ną 30 kwiet­nia 2000 roku, świa­do­mie i pro­gra­mo­wo po­wią­zał z te­ma­tyką mi­ło­sier­dzia. W tym wła­śnie dniu ogło­szo­no świę­tą sła­bo wcze­śniej zna­ną pol­ską za­kon­ni­cę i mi­stycz­kę, Fau­stynę Ko­wal­ską († 1938). Ta pro­sta sio­stra za­kon­na w swo­ich za­pi­skach wy­kro­czyła po­nad neo­scho­la­stycz­ną teo­lo­gię i jej wy­so­ce abs­trak­cyj­ne, me­ta­fi­zycz­ne na­ucza­nie o przy­mio­tach Boga; i cał­ko­wi­cie zgod­nie z myślą Pi­sma Świę­te­go na­zwa­ła mi­ło­sier­dzie naj­więk­szym i naj­wyż­szym z przy­mio­tów Boga oraz uzna­ła je po pro­stu za ab­so­lut­ną Bożą do­sko­na­łość32. Tym sa­mym wpi­sa­ła się w dłu­gą tra­dycję ko­bie­cej mi­styki. Wy­star­czy wspo­mnieć choć­by św. Ka­ta­rzynę ze Sie­ny czy św. Te­re­sę z Li­sieux.

Pod­czas swo­jej wi­zyty w Ła­giew­ni­kach, na przed­mie­ściach Kra­ko­wa, gdzie żyła sio­stra Fau­styna, 7 czerw­ca 1997 roku pa­pież po­wie­dział, że hi­sto­ria nie­ja­ko wpi­sa­ła za­gad­nie­nie mi­ło­sier­dzia w tra­gicz­ne do­świad­cze­nie II woj­ny świa­to­wej jako szcze­gól­ne opar­cie i nie­wy­czer­pa­ne źró­dło na­dziei. To prze­sła­nie ukształ­to­wa­ło cały ob­raz pon­tyfi­ka­tu Jana Paw­ła II. W ka­za­niu pod­czas ka­no­ni­za­cji sio­stry Fau­styny pa­pież po­wie­dział, że orę­dzie o mi­ło­sier­dziu po­win­no na po­do­bień­stwo pro­mie­nia świa­tła roz­ja­śniać ludz­kie dro­gi w trze­cim ty­siąc­le­ciu. Pod­czas swo­jej ostat­niej wi­zyty w oj­czyź­nie, 17 sierp­nia 2002 roku do­ko­nał uro­czyste­go za­wie­rze­nia świa­ta Bo­że­mu mi­ło­sier­dziu. Przy tej oka­zji po­wie­rzył Ko­ścio­ło­wi za­da­nie prze­ka­zywa­nia świa­tu ognia mi­ło­sier­dzia. Za­in­spi­ro­wa­ny przez sio­strę Fau­stynę, ogło­sił pierw­szą nie­dzie­lę po Wiel­ka­no­cy, tzw. bia­łą nie­dzie­lę, nie­dzie­lą mi­ło­sier­dzia.

Wie­lu lu­dzi do­strze­gło za­tem znak Bo­żej Opatrz­no­ści w tym, że wła­śnie ten pa­pież zo­stał po­wo­ła­ny do domu Ojca w wie­czór po­prze­dza­ją­cy nie­dzie­lę mi­ło­sier­dzia, czyli 2 kwiet­nia 2005 roku. Pa­pież Be­ne­dykt XVI pod­jął tę in­ter­pre­ta­cję, ogła­sza­jąc pa­pie­ża Jana Paw­ła II bło­go­sła­wio­nym w nie­dzie­lę mi­ło­sier­dzia Bo­że­go, 1 maja 2011 roku. Już w cza­sie uro­czysto­ści po­grze­bo­wych na Pla­cu Świę­te­go Pio­tra, 8 kwiet­nia 2005 roku, kar­dynał Jó­zef Rat­zin­ger peł­nią­cy wów­czas funk­cję kar­dyna­ła dzie­ka­na pod­kre­ślił, że mi­ło­sier­dzie było głów­nym punk­tem pro­gra­mu Jana Paw­ła II i że on sam prze­jął ową myśl jako zo­bo­wią­za­nie. Po­wie­dział: „On przed­sta­wił nam ta­jem­ni­cę pas­chal­ną jako ta­jem­ni­cę Bo­że­go mi­ło­sier­dzia. W swo­jej ostat­niej książ­ce na­pi­sał: gra­ni­cą wy­zna­czo­ną złu „jest osta­tecz­nie mi­ło­sier­dzie Boże”. Jest to do­słow­ny cytat z książ­ki Pa­mięć i toż­sa­mość, któ­rą Jan Pa­weł II opubli­ko­wał za­le­d­wie kil­ka mie­się­cy przed swo­ją śmier­cią i w któ­rej raz jesz­cze pod­sumo­wał i sfor­mu­ło­wał swo­ją głów­ną myśl33.

Już w trak­cie Mszy Świę­tej otwie­ra­ją­cej kon­kla­we, 18 kwiet­nia 2005 roku, kar­dynał Rat­zin­ger po­wie­dział: „Z ra­do­ścią słucha­my za­po­wie­dzi roku mi­ło­sier­dzia: Boże mi­ło­sier­dzie kła­dzie kres złu – jak nam po­wie­dział Oj­ciec Świę­ty. Je­zus Chrystus jest uo­so­bie­niem mi­ło­sier­dzia Bo­że­go: spo­tkać Chrystusa zna­czy spo­tkać Boże mi­ło­sier­dzie. Po­słan­nic­two Chrystusa sta­ło się na­szym po­słan­nic­twem za spra­wą ka­płań­skie­go na­masz­cze­nia; je­ste­śmy po­wo­ła­ni, aby ob­wiesz­czać – nie tyl­ko sło­wa­mi, ale życiem i przez skutecz­ne zna­ki sa­kra­men­tów – „rok ła­ski Pań­skiej”.

Dla­te­go nie za­ska­kuje nas fakt, że pa­pież Be­ne­dykt XVI już w swo­jej pierw­szej en­cykli­ce Deus ca­ri­tas est (Bóg jest mi­ło­ścią) (2006) pod­jął myśl po­przed­ni­ka, do­da­jąc jej teo­lo­gicz­nej głę­bi. W en­cykli­ce Ca­ri­tas in ve­ri­ta­te (Mi­łość w praw­dzie) (2009) skon­kre­tyzo­wał ten te­mat w per­spek­tywie no­wych wy­zwań. In­a­czej niż w do­tych­cza­so­wych en­cykli­kach spo­łecz­nych, punk­tem wyj­ścia uczynił nie spra­wie­dli­wość, lecz mi­łość, któ­ra sta­no­wi głów­ną za­sa­dę chrze­ści­jań­skiej na­uki spo­łecz­nej. Tym sa­mym pa­pież po­ło­żył pod­wa­li­ny pod nową kon­cep­cję spo­łecz­nej na­uki Ko­ścio­ła i po­sta­wił nowe ak­cen­ty, aby raz jesz­cze pod­jąć te­mat mi­ło­sier­dzia w szer­szym kon­tek­ście.

A za­tem aż trzech pa­pie­ży drugiej po­ło­wy XX wie­ku i po­cząt­ku XXI wie­ku za­zna­ja­mia­ło nas z te­ma­tem mi­ło­sier­dzia. I rze­czywi­ście nie jest to te­mat mar­gi­nal­ny, lecz za­sad­ni­czy za­rów­no w Sta­rym, jak i w No­wym Te­sta­men­cie, za­gad­nie­nie dla XXI stule­cia fun­da­men­tal­ne, od­po­wiedź na zna­ki cza­su.

3. Mi­ło­sier­dzie – te­mat ka­rygod­nie za­nie­dba­ny

Sko­ro pod­kre­śla­my mi­ło­sier­dzie jako za­gad­nie­nie cen­tral­ne dla teo­lo­gii XXI wie­ku, dla ra­cjo­nal­nie uza­sad­nio­ne­go prze­ka­zu o Bogu, mu­si­my prze­śle­dzić na nowo za­sad­ni­cze zna­cze­nie prze­sła­nia o mi­ło­sier­dziu Bo­żym w świa­dec­twach Sta­re­go i No­we­go Te­sta­men­tu34. Pod­jąw­szy tę pró­bę, na­tych­miast do­ko­nuje­my zdu­mie­wa­ją­ce­go, a na­wet prze­ra­ża­ją­ce­go od­krycia: te­mat ów, dla Bi­blii cen­tral­ny, a dla współ­cze­sne­go do­świad­cze­nia rze­czywi­sto­ści ak­tual­ny, je­śli jest obec­ny w słow­ni­kach i pod­ręcz­ni­kach teo­lo­gii do­gma­tycz­nej, to je­dynie mar­gi­nal­nie. Za­rów­no w tra­dycyj­nych, jak i w now­szych pod­ręcz­ni­kach teo­lo­gii mi­ło­sier­dzie Boże oma­wia­ne jest wy­łącz­nie jako je­den z wie­lu przy­mio­tów Boga – i naj­czę­ściej krót­ko, do­pie­ro po in­nych, tych, któ­re wy­ni­ka­ją z me­ta­fi­zycz­nej isto­ty Boga. Mi­ło­sier­dzie nie zo­sta­je za­tem pod żad­nym wzglę­dem sys­te­ma­tycz­nie opra­co­wa­ne35. W now­szych pod­ręcz­ni­kach za­zwyczaj w ogó­le go nie znaj­dzie­my36, a je­śli się tam po­ja­wia, to ra­czej jako te­mat po­bocz­ny. Wy­jąt­ki od tej re­guły ist­nie­ją, jed­nak nie są w sta­nie zmie­nić ogól­ne­go wra­że­nia37.

Wy­ni­ku tego prze­glą­du nie moż­na okre­ślić in­a­czej niż jako roz­cza­ro­wują­cy, a na­wet ka­ta­stro­fal­ny. Dla­te­go na­le­ża­ło­by dziś na nowo prze­myśleć całą na­ukę o przy­mio­tach Boga i przy tej oka­zji przy­znać mi­ło­sier­dziu na­leż­ne mu miej­sce. Wspo­mnia­ny re­zul­tat nie od­da­je bo­wiem spra­wie­dli­wo­ści ani ran­dze mi­ło­sier­dzia w świa­dec­twie Pi­sma Świę­te­go, ani strasz­nym do­świad­cze­niom XX stule­cia i lę­kom zwią­za­nym z przy­szło­ścią roz­po­czyna­ją­ce­go się XXI wie­ku. W ob­li­czu znie­chę­ce­nia, bra­ku na­dziei i dez­orien­ta­cji, któ­rych do­świad­cza dziś wie­lu lu­dzi, prze­sła­nie mó­wią­ce o Bo­żym mi­ło­sier­dziu mu­sia­ło­by zo­stać za­pre­zen­to­wa­ne jako prze­sła­nie uf­no­ści i na­dziei. Pod­kre­śle­nie zna­cze­nia mi­ło­sier­dzia Bo­że­go sta­no­wi więc ogrom­ne wy­zwa­nie dla teo­lo­gii.

De­fi­cyt teo­lo­gicz­nej re­flek­sji na te­mat tego za­sad­ni­cze­go dla Bi­blii prze­sła­nia o mi­ło­sier­dziu spra­wił, że po­ję­cie to ode­szło w nie­pa­mięć i zo­sta­ło zre­du­ko­wa­ne do „mięk­kiej” dzia­łal­no­ści pa­sto­ral­nej i du­cho­wo­ści oraz do po­zba­wio­nej krwi i siły mięk­ko­ści, któ­rej bra­kuje zde­cydo­wa­nia i ja­kie­go­kol­wiek ja­sne­go pro­fi­lu, któ­rej cho­dzi je­dynie o to, aby każ­de­mu w ja­kiś spo­sób do­go­dzić. Taka mięk­ka prak­tyka może być do pew­ne­go stop­nia zro­zu­mia­ła jako re­ak­cja na nie­mi­ło­sier­nie bez­względ­ną prak­tykę le­ga­li­stycz­ną. Kie­dy jed­nak nie czuje­my w niej już nic ze wstrzą­su, jaki wy­wo­łuje spo­tka­nie ze świę­tym Bo­giem, Jego spra­wie­dli­wo­ścią i Jego są­dem, kie­dy „Tak” nie zna­czy już „Tak”, a „Nie” nie zna­czy „Nie”, zaś mi­ło­sier­dzie nie wzmac­nia wy­mo­gu spra­wie­dli­wo­ści, bo nie jest w sta­nie mu spro­stać – wów­czas mi­ło­sier­dzie sta­je się pseu­do­mi­ło­sier­dziem. Ewan­ge­lia mówi o uspra­wie­dli­wie­niu dla grzesz­ni­ka, nie dla grze­chu; dla­te­go po­win­ni­śmy mi­ło­wać grzesz­ni­ka, ale nie­na­wi­dzić grzech.

Po­wód, dla któ­re­go mi­ło­sier­dzie trak­to­wa­ne jest po ma­co­sze­mu, sta­nie się ja­sny, kie­dy prze­ko­na­my się, że w pod­ręcz­ni­kach na pierw­szym miej­scu wy­mie­nia­ne są te przy­mio­ty Boga, któ­re wy­ni­ka­ją z Jego me­ta­fi­zycz­nej isto­ty jako sa­mo­ist­ne­go aktu ist­nie­nia (ip­sum esse sub­si­stens): nie­zło­żo­ność, nie­skoń­czo­ność, wiecz­ność, wszech­obec­ność, wszech­wie­dza, wszech­moc itd. Me­ta­fi­zycz­ne­go okre­śle­nia isto­ty Boga, któ­re cha­rak­te­ryzo­wa­ło całą teo­lo­gicz­ną tra­dycję od naj­wcze­śniej­szych dzie­jów Ko­ścio­ła, nie po­win­no się w żad­nym wy­pad­ku po­da­wać w wąt­pli­wość; jego słusz­no­ścią i gra­ni­ca­mi jesz­cze się tu zaj­mie­my38. W tej chwi­li chciał­bym je­dynie wska­zać na fakt, że po­śród me­ta­fi­zycz­nych przy­mio­tów Boga nie ma miej­sca dla mi­ło­sier­dzia, któ­re wy­ni­ka prze­cież nie z isto­ty me­ta­fi­zycz­nej, lecz z hi­sto­rycz­nej ofia­ry sa­me­go Boga; rów­nie mało miej­sca jest tam rów­nież dla świę­to­ści i gnie­wu Boga, czyli Jego opo­ru wo­bec zła. Za­tem fakt, że mi­ło­sier­dzie po­pa­dło w za­po­mnie­nie, nie sta­no­wi je­dynie mar­gi­nal­ne­go pro­ble­mu na­uki o Bogu. Sta­wia nas to ra­czej wo­bec za­sad­ni­cze­go pro­ble­mu okre­śla­nia isto­ty i przy­mio­tów Boga w ogó­le oraz przed ko­niecz­no­ścią nada­nia no­we­go kie­run­ku do­gma­tyce.

Tra­dycyj­ny me­ta­fi­zycz­ny punkt wyj­ścia teo­lo­gii ro­dzi ko­lej­ny pro­blem dla na­uki o mi­ło­sier­dziu Bo­żym. Je­śli mia­no­wi­cie Bóg jest sam w so­bie ist­nie­niem, to z tej ab­so­lut­nej peł­ni ist­nie­nia wy­ni­ka ab­so­lut­na do­sko­na­łość isto­ty Boga, któ­ra – sko­ro cier­pie­nie musi być poj­mo­wa­ne jako wada – obej­mu­je nie­moż­ność cier­pie­nia Boga (ἀπάθεια). Tak oto do­gma­tyka, przy­jąw­szy me­ta­fi­zykę za punkt wyj­ścia, mia­ła trud­no­ści z mó­wie­niem o współ­czują­cym Bogu39. Mu­sia­ła wy­klu­czyć, że Bóg w sen­sie pa­syw­nym cier­pi wraz ze swo­im stwo­rze­niem (pati); mo­gła mó­wić o współ­czuciu i mi­ło­sier­dziu wy­łącz­nie w zna­cze­niu ak­tyw­nym: Bóg sprze­ci­wia się cier­pie­niu swo­je­go stwo­rze­nia i sta­ra się mu za­ra­dzić40. Pyta­nie, któ­re wciąż po­zo­sta­je otwar­te, brzmi: Czy tym sa­mym uda­ło się spro­stać bi­blij­ne­mu ro­zu­mie­niu Boga, któ­ry cier­pi ze swo­im stwo­rze­niem i któ­ry, jako mi­se­ri­cors, ma ser­ce (cor) u ubo­gich i dla ubo­gich (mi­se­ri)41? Czy Bóg uka­za­ny jako apa­tycz­ny może rze­czywi­ście wzbu­dzić sym­pa­tię?

Ze wzglę­dów pa­sto­ral­nych oka­za­ło się to ka­ta­stro­fą. Tak abs­trak­cyj­nie po­myśla­ne­go Boga więk­szość lu­dzi po­strze­ga bo­wiem jako bar­dzo od­le­głe­go od ich oso­bi­stej sy­tua­cji; jak­by miał On bar­dzo nie­wie­le wspól­ne­go – albo i nic – z sy­tua­cją na świe­cie, w któ­rym nie­mal co­dzien­nie po­ja­wia­ją się strasz­ne wia­do­mo­ści, a wie­lu lu­dzi od­czuwa strach przed przy­szło­ścią. Ten roz­dź­więk po­mię­dzy do­świad­cze­niem rze­czywi­sto­ści a gło­szo­ną wia­rą ma ka­ta­stro­fal­ne skut­ki. Prze­sła­nie o Bogu, któ­ry nie od­czuwa cier­pie­nia, jest bo­wiem jed­nym z po­wo­dów, dla któ­rych Bóg stał się wie­lu lu­dziom obcy, a w koń­cu obo­jęt­ny.

Wresz­cie na grun­cie me­ta­fi­zycz­ne­go ro­zu­mie­nia Boga te­mat mi­ło­sier­dzia w pod­ręcz­ni­kach mógł być oma­wia­ny wy­łącz­nie w kon­tek­ście kwe­stii spra­wie­dli­wo­ści Bo­żej, i to spra­wie­dli­wo­ści ro­zu­mia­nej zgod­nie z an­tycz­ną fi­lo­zo­fią, a mia­no­wi­cie: za­gwa­ran­to­wać każ­de­mu to, co mu się na­le­ży (suum cu­i­que). Jej ele­men­ta­mi były spra­wie­dli­wość praw­na (iu­sti­tia le­ga­lis), spra­wie­dli­wość roz­dziel­cza (iu­sti­tia di­stri­bu­ti­va) oraz spra­wie­dli­wość na­gro­dy i kary (iu­sti­tia vin­di­ca­ti­va). Na pod­sta­wie wła­snej spra­wie­dli­wo­ści na­gro­dy i kary Bóg na­gra­dza do­brych i ka­rze złych. To zro­dzi­ło pyta­nie: W jaki spo­sób moż­na po­go­dzić mi­ło­sier­dzie Boże ze spra­wie­dli­wo­ścią na­gro­dy i kary? Jak da się po­go­dzić z Bożą spra­wie­dli­wo­ścią fakt, że Bóg jest mi­ło­sier­ny i nie ka­rze grzesz­ni­ków? Od­po­wiedź brzmia­ła: Bóg oka­zuje mi­ło­sier­dzie grzesz­ni­kom, któ­rzy pra­gną na­wró­ce­nia i oka­zują skruchę, ale ka­rze tych, któ­rzy nie ża­łują swo­ich złych czynów i nie na­wra­ca­ją się. Ta od­po­wiedź wy­da­je się sen­sow­na, kie­dy za nad­rzęd­ny punkt wyj­ścia uzna się spra­wie­dli­wość na­gro­dy i kary – i jej pod­po­rząd­kuje się mi­ło­sier­dzie jako swe­go ro­dza­ju ca­sus owej spra­wie­dli­wo­ści.

Wy­obra­że­nie ka­rzą­ce­go i mści­we­go Boga spra­wi­ło, że wie­lu lu­dzi za­czę­ło się oba­wiać o swo­je wiecz­ne zba­wie­nie. Naj­bar­dziej zna­ny i brze­mien­ny w skut­ki – z punk­tu wi­dze­nia hi­sto­rii Ko­ścio­ła – jest przy­kład mło­de­go Mar­ci­na Lu­tra, któ­re­mu pyta­nie „Jak zyskam so­bie ła­ska­we­go Boga?” przez dłu­gi czas spę­dza­ło sen z po­wiek, aż w koń­cu prze­ko­nał się, że w ro­zu­mie­niu Bi­blii spra­wie­dli­wość Boża nie jest spra­wie­dli­wo­ścią ka­rzą­cą, lecz spra­wie­dli­wo­ścią od­da­ją­cą słusz­ność, i tym sa­mym jest Jego mi­ło­sier­dziem. I to wła­śnie do­pro­wa­dzi­ło do roz­ła­mu w Ko­ście­le w XVI stule­ciu. Re­la­cja po­mię­dzy spra­wie­dli­wo­ścią a mi­ło­sier­dziem sta­ła się za­tem kwe­stią de­cydu­ją­cą o lo­sach za­chod­niej teo­lo­gii42.

Trwa­ło to do XX wie­ku, aż wresz­cie lu­te­ra­nie i ka­to­li­cy zdo­ła­li wy­pra­co­wać fun­da­men­tal­ny kon­sen­sus w kwe­stii uspra­wie­dli­wie­nia grzesz­ni­ka43. Sta­ło się to moż­li­we wy­łącz­nie dla­te­go, że wspól­nie od­kryli­śmy, iż Boża spra­wie­dli­wość jest Jego mi­ło­sier­dziem. Jed­nak z owej jed­no­myśl­no­ści co do na­uki o uspra­wie­dli­wie­niu nie wy­cią­gnę­li­śmy do­tąd kon­se­kwen­cji dla do­gma­tyki oraz dla no­we­go spo­so­bu mó­wie­nia o wy­zwa­la­ją­cym i od­da­ją­cym spra­wie­dli­wość Bogu. Gdy za­tem mó­wi­my o no­wej ewan­ge­li­za­cji, mamy do czynie­nia z za­sad­ni­czym wspól­nym wy­zwa­niem.

Za­da­nie, przed któ­rym sto­imy, to po­now­ne wy­do­bycie mi­ło­sier­dzia z cie­nia, w któ­ry we­pchnę­ła je tra­dycyj­na teo­lo­gia. Nie wol­no nam przy tym ule­gać ba­nal­ne­mu i ba­ga­te­li­zują­ce­mu wy­obra­że­niu „ko­cha­nej Bozi”, któ­re czyni z Boga do­bro­tli­we­go kum­pla i nie trak­tuje już po­waż­nie Bo­żej świę­to­ści. Mi­ło­sier­dzie musi być poj­mo­wa­ne jako wła­ści­wa Bogu spra­wie­dli­wość i jako Jego świę­tość. Wy­łącz­nie w ten spo­sób uda nam się na nowo roz­świe­tlić ob­raz ła­ska­we­go i mi­ło­sier­ne­go Ojca, jaki ob­ja­wił nam Je­zus. Moż­na rów­nież po­wie­dzieć: na­szym za­da­niem jest na­szki­co­wa­nie wi­ze­run­ku sym­pa­tycz­ne­go Boga. W ob­li­czu ide­olo­gicz­nych de­for­ma­cji Jego wi­ze­run­ku jest to dzi­siaj szcze­gól­nie ko­niecz­ne.

4. Mi­ło­sier­dzie ide­olo­gicz­nie po­dej­rza­ne

Mi­ło­sier­dzie nie jest pro­ble­mem wy­łącz­nie teo­lo­gicz­nym; w kon­fron­ta­cji z no­wo­cze­sną ide­olo­gią sta­no­wi ono rów­nież pro­blem spo­łecz­ny. Spo­tyka­my go przede wszyst­kim u Ka­ro­la Mark­sa i w mark­si­zmie. Marks na­zwał re­li­gię „ogól­ną ra­cją bytu i po­cie­sze­niem” świa­ta. Re­li­gij­na nę­dza była dla nie­go wy­ra­zem rze­czywi­stej nę­dzy, a jed­no­cze­śnie pro­te­stem prze­ciw nę­dzy rze­czywi­stej. „Re­li­gia jest wes­tchnie­niem uci­śnio­ne­go stwo­rze­nia, ser­cem nie­czułe­go świa­ta, jest du­szą bez­dusz­nych sto­sun­ków. Re­li­gia jest opium ludu”44.

To zda­nie, wie­lo­krot­nie cyto­wa­ne, czę­sto bywa in­ter­pre­to­wa­ne jed­no­stron­nie, jako krytycz­ne wo­bec re­li­gii. Tym­cza­sem w od­nie­sie­niu do re­li­gii nie jest ono wy­łącz­nie ne­ga­tyw­ne; uzna­je prze­cież w re­li­gii upraw­nio­ny mo­ment pro­te­stu: re­li­gia jako pro­test prze­ciw­ko nę­dzy, nie­spra­wie­dli­wo­ści oraz koł­tuń­skie­mu sa­mo­za­do­wo­le­niu. Marks wy­ra­ża jed­nak prze­ko­na­nie, że ten pro­test w re­li­gii był po­mysłem ide­olo­gicz­nie chybio­nym, po pro­stu zwo­dził obiet­ni­ca­mi i pro­wa­dził do fał­szywej po­wierz­chow­no­ści w trak­to­wa­niu świa­ta. Szcze­rze mó­wiąc, nie da się za­prze­czyć, że ide­olo­gicz­ne nad­użycia wzglę­dem re­li­gii zda­rza­ły się i wciąż jesz­cze się zda­rza­ją.

Ta­kie nad­użycia nie mogą jed­nak być pre­tek­stem, by apro­ba­tę re­li­gij­nej po­cie­chy uznać wy­łącz­nie za ide­olo­gię. Była­by to nowa nie­spra­wie­dli­wość wo­bec lu­dzi, któ­rzy po­padł­szy w ta­ra­pa­ty, w re­li­gii po­szuki­wa­li po­mo­cy i dzię­ki niej od­na­leź­li siły, by ra­dzić so­bie z życiem na tym świe­cie. Prze­cież w imię re­li­gii i mi­ło­sier­dzia bar­dzo czę­sto pro­te­sto­wa­no prze­ciw­ko nie­spra­wie­dli­wo­ści i prze­mo­cy oraz po­dej­mo­wa­no wzmo­żo­ne dzia­ła­nia . Do­wo­dem na praw­dzi­wość tej tezy jest chrze­ści­jań­ski ruch spo­łecz­ny, ist­nie­ją­cy już w cza­sach Ka­ro­la Mark­sa45.

Pró­ba zni­we­lo­wa­nia wszel­kiej krzyw­dy i cier­pie­nia przy użyciu prze­mo­cy, jaką pod­jął ide­olo­gicz­ny i to­ta­li­tar­ny ko­mu­nizm – bo­le­śnie tego do­świad­czyli­śmy – nie tyl­ko oka­za­ła się nie­skutecz­na, ale co wię­cej, wła­śnie ona przy­nio­sła nie­wy­po­wie­dzia­ne wprost krzyw­dy i cier­pie­nia mi­lio­nom lu­dzi. Ist­nie­ją wstrzą­sa­ją­ce świa­dec­twa, do ja­kiej ludz­kiej nę­dzy i bez­na­dziej­no­ści do­pro­wa­dził świat bez mi­ło­sier­dzia, po­zba­wio­ny Boga i ła­ski, w sta­li­now­skim ko­mu­ni­zmie. W nim mia­ła­by się li­czyć wy­łącz­nie spra­wie­dli­wość, nie zaś mi­ło­sier­dzie, któ­re uwa­ża­no za prze­sta­rza­łą war­tość miesz­czań­ską. I wła­śnie wo­bec cał­ko­wi­te­go bra­ku mi­ło­sier­dzia dało się słyszeć wo­ła­nie o mi­ło­sier­dzie46.

Krytykę współ­czucia i mi­ło­sier­dzia zupeł­nie inną niż w mark­si­zmie od­naj­dzie­my u Fryde­ryka Nie­tz­sche­go. Prze­ciw­sta­wiał on ro­zum­ne­mu spo­so­bo­wi myśle­nia, zwa­ne­mu przez nie­go apol­liń­skim, myśle­nie dio­ni­zyj­skie, czyli myśle­nie twór­cze, któ­re wy­kra­cza­ło poza wszel­kie for­my oraz było sta­nem upo­je­nia życiem. Przyj­mu­jąc dio­ni­zyj­ską apo­te­ozę życia, we współ­czuciu do­strze­gał on po­mno­że­nie cier­pie­nia. Mi­ło­sier­dzie, zda­niem Nie­tz­sche­go, to nie al­truizm, lecz wy­ra­fi­no­wa­na for­ma ego­izmu i sa­mo­za­do­wo­le­nia – jako że czło­wiek mi­ło­sier­ny z wy­nio­sło­ścią pra­gnie po­ka­zać ubo­gim wła­sną prze­wa­gę i dać im ją od­czuć47. W swo­im głów­nym dzie­le Tako rze­cze Za­ra­tustra Nie­tz­sche przed­sta­wia nie­ja­ko kon­tre­wan­ge­lię wo­bec Ewan­ge­lii chrze­ści­jań­skiej, gło­szą­cej mi­ło­sier­dzie: „Bóg nie żyje; współ­czucie dla czło­wie­ka przy­pra­wi­ło Boga o śmierć”. Dzię­ki śmier­ci Boga zna­la­zło się miej­sce dla nad­czło­wie­ka i jego woli wła­dzy. Dla­te­go Nie­tz­sche może stwier­dzić w an­ty­te­zie Ka­za­nia na Gó­rze: „Za­praw­dę, nie zno­szę ja tych mi­ło­sier­nych”. „Zaś twór­cy wszyscy twar­dzi są”48. Osta­tecz­nie więc Nie­tz­sche sta­wia Dio­ni­zo­sa w opo­zycji do Ukrzyżo­wa­ne­go Chrystusa49.

W eli­tar­nych szko­łach na­ro­do­wo­so­cja­li­stycz­nych li­czyły się – niech po­zo­sta­nie kwe­stią otwar­tą, czy używa­no ich zgod­nie z sen­sem, czy też sens ra­czej prze­krę­ca­no – sło­wa Nie­tz­sche­go „Chwa­ła wszyst­kie­mu, co twar­dym czyni!”50. Sło­wa Nie­tz­sche­go mó­wią­ce o mo­ral­no­ści pa­nów51 oraz o ra­sie pa­nów52 mają bar­dzo złe na­stęp­stwa. Kon­se­kwen­cją na­ro­do­wo­so­cja­li­stycz­nej ide­olo­gii była po­gar­da dla lu­dzi. Dla­te­go dzi­siaj nikt już nie chce na­wet używać wy­ra­żeń ta­kich jak „rasa pa­nów”. Nie zna­czy to, że brak mi­ło­sier­dzia nie za­zna­cza się rów­nież bar­dzo czę­sto w spo­łe­czeń­stwach za­chod­nich. Wro­gość wzglę­dem ob­cych po­łą­czo­na z aro­gan­cją wo­bec in­nych kul­tur nie­ste­ty nadal ist­nie­ją.

Do tego do­cho­dzą wciąż żywe w na­szym spo­łe­czeń­stwie ten­den­cje dar­wi­ni­stycz­ne; w nich obo­wią­zuje pra­wo sil­niej­sze­go oraz bez­względ­ne for­so­wa­nie wła­snych ego­istycz­nych in­te­re­sów. Ci, któ­rzy nie po­tra­fią do­trzymać in­nym kro­ku, ła­two wpa­da­ją pod koła lub mię­dzy młyń­skie ka­mie­nie. Glo­ba­li­za­cyj­ny pęd go­spo­dar­ki oraz ryn­ków fi­nan­so­wych wy­zwo­lił nie­kon­tro­lo­wa­ne siły: wo­bec żą­dzy pie­nią­dza za­rów­no jed­nost­ki, jak i całe na­ro­dy sta­ły się bez­li­to­sną igrasz­ką53.

Zna­mien­ny jest fakt, że sło­wa ta­kie jak mi­ło­sier­dzie i współ­czucie w du­żej mie­rze wy­szły z mody; w uszach wie­lu brzmią sen­tymen­tal­nie. Zużyły się i wy­glą­da­ją na sta­re i po­kryte kurzem. Stoi za tym taka oto po­sta­wa: kto nie pod­da się obo­wią­zują­cym re­gułom gry spo­łe­czeń­stwa sil­nych, zdro­wych, od­no­szą­cych suk­ce­sy i nie bę­dzie po­tra­fił się w nim od­na­leźć, kto za­tem trzyma się bło­go­sła­wieństw z Ka­za­nia na Gó­rze, któ­re prze­cież kwe­stio­nują ten po­rzą­dek i wręcz sta­wia­ją go na gło­wie, ten trak­to­wa­ny jest jako na­iw­ny i nie na miej­scu, ten jest wy­śmie­wa­ny ni­czym ksią­żę Mysz­kin z po­wie­ści Do­sto­jew­skie­go Idio­ta. Prze­cież sło­wu współ­czucie tak czę­sto nada­wa­no ne­ga­tyw­ną, nie­mal cynicz­ną nutę54. Wy­da­je się za­tem, że w na­szym spo­łe­czeń­stwie spra­wa współ­czucia i mi­ło­sier­dzia nie mie­wa się naj­le­piej. Na całe szczę­ście nie bra­kuje dzia­łań prze­ciw­nych.

5. Em­pa­tia i com­pas­sion jako nowe po­dej­ście

Dzi­siaj wo­ła­nie o współ­czucie i mi­ło­sier­dzie w żad­nym ra­zie nie za­mil­kło; a na­wet jesz­cze się na­si­li­ło. Sło­wa współ­czucie i mi­ło­sier­dzie mogą brzmieć prze­sta­rza­le, jed­nak na­sta­wie­nia i po­sta­wy, któ­re wy­ra­ża­ją, nie stra­ci­ły na ak­tual­no­ści. Zim­na krew biu­ro­kra­tycz­nie zor­ga­ni­zo­wa­nej na­ro­do­wo­so­cja­li­stycz­nej po­li­tyki za­gła­dy nadal wy­trą­ca nas z rów­no­wa­gi i prze­ra­ża, po­dob­nie jak zo­bo­jęt­nie­nie i ozię­błość, po­wszech­ne w zin­dywi­du­a­li­zo­wa­nym świe­cie, oraz eska­la­cja prze­mo­cy wśród mło­dych lu­dzi, któ­rzy bez­sen­sow­nie biją, ko­pią i tor­turują in­nych, a przy tym ryzykują też wła­snym życiem. Klę­ski żywio­ło­we i klę­ski gło­du wy­wo­łują nie­ustan­nie im­po­nują­cą falę współ­czucia i go­to­wo­ści do nie­sie­nia po­mo­cy. Nie na­le­ży jed­nak za­po­mi­nać o go­to­wo­ści do po­mo­cy w krę­gu ro­dzi­ny, są­sia­dów i oko­licz­nej spo­łecz­no­ści – ta po­zo­sta­je zwykle nie­zau­wa­żo­na i rzad­ko spo­tyka się z publicz­nym uzna­niem. Współ­czucie i mi­ło­sier­dzie nie sta­ły się nam, dzię­ki Bogu, zupeł­nie obce i nie za­gubi­li­śmy ich cał­ko­wi­cie.

Współ­czucie – lub jak wo­li­my mó­wić: em­pa­tia (zro­zu­mie­nie po­przez wczuwa­nie się w czyjeś po­ło­że­nie) – sta­ło się no­wym i istot­nym pa­ra­dyg­ma­tem we współ­cze­snej psy­cho­lo­gii i psy­cho­te­ra­pii, w pe­da­go­gi­ce, so­cjo­lo­gii oraz dusz­pa­ster­stwie55. Wczuwa­nie się w sy­tua­cję, w świat uczuć drugiej oso­by, jej myśli i co­dzien­ne­go życia, wej­ście w jej po­ło­że­nie, aby zro­zu­mieć jej spo­sób myśle­nia i dzia­ła­nia, uzna­wa­ne jest dzi­siaj po­wszech­nie za wa­runek uda­nych re­la­cji mię­dzyludz­kich oraz za do­wód praw­dzi­we­go czło­wie­czeń­stwa. Wczuwa­nie się w świat uczuć, myśli i co­dzien­ne­go życia in­nej kul­tury czy in­ne­go na­ro­du sta­no­wi pod­sta­wo­wy wa­runek mię­dzykul­turo­we­go spo­tka­nia, po­ko­jo­we­go współ­ist­nie­nia oraz współ­dzia­ła­nia po­mię­dzy re­li­gia­mi i kul­tura­mi, jak rów­nież służy spra­wie po­ko­ju, po­li­tyki i dy­plo­ma­cji.

Nie­któ­rzy za­miast mó­wić o em­pa­tii, wolą sto­so­wać okre­śle­nie po­cho­dzą­ce z no­wo­cze­sne­go za­me­ryka­ni­zo­wa­ne­go ję­zyka, czyli com­pas­sion. I tak sło­wo com­pas­sion sta­ło się na­zwą dzie­ła po­mo­cy dzie­ciom, któ­re po­szukuje dar­czyń­ców dla dzie­ci cier­pią­cych nę­dzę na ca­łym świe­cie i po­ma­ga w prze­zwycię­że­niu bie­dy, aby dziec­ko, któ­re dzie­ło to wzię­ło pod opie­kę, mo­gło mieć do­bre per­spek­tywy na przy­szłość. Z cza­sem na­zwę com­pas­sion przy­jął rów­nież pro­jekt wy­cho­waw­czy i edu­ka­cyj­ny, któ­ry ma uczyć spo­łecz­nej wie­dzy, spo­łecz­nych kom­pe­ten­cji oraz spo­łecz­nej od­po­wie­dzial­no­ści56. Ist­nie­je tak­że Char­ter for Com­pas­sion , któ­rej szcze­gól­ne­go wspar­cia udzie­la Ka­ren Arm­strong. To, co spra­wia­ło wra­że­nie prze­sta­rza­łe­go, po­wró­ci­ło więc pod nową na­zwą i w no­wej for­mie.

Teo­lo­gia pod­chwyci­ła tę in­ten­cję i pod­ję­ła pró­bę uczynie­nia jej owoc­ną pod wzglę­dem teo­lo­gicz­nym. Jo­hann Bap­tist Metz ogło­sił com­pas­sion świa­to­wym pro­gra­mem chrze­ści­jań­stwa w epo­ce plu­ra­li­zmu re­li­gii i kul­tur57. Już w swo­ich wcze­śniej­szych publi­ka­cjach sta­wiał w cen­trum za­in­te­re­so­wa­nia pyta­nie o Boga z per­spek­tywy do­świad­czeń nie­spra­wie­dli­wo­ści i cier­pie­nia oraz żą­dał teo­lo­gii wraż­li­wej na krzyw­dy i teo­dyceę58.

Oczywi­ście nie cho­dzi tutaj po pro­stu o sen­tymen­tal­ne współ­czucie i, że tak po­wiem, mi­ło­sier­dzie bez­zęb­ne. Sło­wa com­pas­sion nie na­le­ży ro­zu­mieć wy­łącz­nie jako li­to­ści­we­go za­cho­wa­nia; trze­ba w nim do­strzec tak­że sło­wo pas­sion i peł­ne pa­sji za­cho­wa­nie w ob­li­czu pa­nują­cych w na­szym świe­cie nie­słycha­nie wprost nie­spra­wie­dli­wych sto­sun­ków, jak rów­nież wo­ła­nie o spra­wie­dli­wość. Wy­raź­nie słychać je już u pro­ro­ków Sta­re­go Te­sta­men­tu, po­wra­ca ono u ostat­nie­go z pro­ro­ków, Jana Chrzci­cie­la, a wresz­cie u sa­me­go Je­zusa. Nie wol­no nam też za­po­mi­nać o licz­nych moc­nych sło­wach Sta­re­go i No­we­go Te­sta­men­tu, nie mo­że­my ich ba­ga­te­li­zo­wać ze wzglę­du na źle po­ję­te mi­ło­sier­dzie ani roz­mięk­czać jed­no­znacz­nych i zo­bo­wią­zują­cych bi­blij­nych żą­dań do­tyczą­cych spra­wie­dli­wo­ści.

Jed­nak au­to­rzy bi­blij­ni wie­dzą rów­nież, że do­sko­na­ła spra­wie­dli­wość na tym świe­cie jest nie­osią­gal­na. Dla­te­go na nie­usuwal­ność nie­spra­wie­dli­wych sto­sun­ków w świe­cie od­po­wia­da­ją sło­wa­mi o escha­to­lo­gicz­nej na­dziei na spra­wie­dli­wość Bożą. A wo­ła­nie o mi­ło­sier­dzie przed­kła­da­ją nad wo­ła­nie o spra­wie­dli­wość. Bi­blia poj­mu­je mi­ło­sier­dzie jako wła­ści­wą Bogu spra­wie­dli­wość. Jest ono ser­cem bi­blij­ne­go prze­sła­nia; wyż­szą for­mą spra­wie­dli­wo­ści, nie niż­szą. Sta­ry Te­sta­ment mówi, że Bóg jest Bo­giem ła­ska­wym i mi­ło­sier­nym (Wj 34,6; Ps 86,15 i in.), zaś Nowy Te­sta­ment na­zywa Go „Oj­cem mi­ło­sier­dzia i Bo­giem wszel­kiej po­cie­chy” (2 Kor 1,3; por. Ef 2,4).

Rów­nież dzi­siaj spo­tyka­my rze­sze lu­dzi, dla któ­rych w sy­tua­cjach po ludz­ku bez­na­dziej­nych, w przy­pad­ku nie­za­wi­nio­nych ka­ta­strof, nisz­czyciel­skich trzę­sień zie­mi, tsuna­mi lub oso­bi­stych tra­ge­dii lo­so­wych – wo­ła­nie o zmi­ło­wa­nie jest ostat­nią po­cie­chą i ostat­nim opar­ciem. Nie­ustan­nie mo­że­my do­świad­czać tego, że na­wet lu­dzie, któ­rzy nie uczęsz­cza­ją re­gular­nie do ko­ścio­ła, w ta­kich sy­tua­cjach spon­ta­nicz­nie od­naj­du­ją ra­tunek w mo­dli­twie. Wy­star­czy po­myśleć o nie­zli­czo­nych lu­dziach, któ­rzy zno­szą cięż­kie cho­ro­by lub wpa­dli po uszy w dłu­gi; zwykle je­dyną po­cie­chą, jaka im po­zo­sta­ła, jest świa­do­mość, że Bóg jest ła­ska­wy i mi­ło­sier­ny. Żywią na­dzie­ję, że On osta­tecz­nie po­ło­ży kres ca­łe­mu temu bez­na­dziej­ne­mu splo­to­wi losu i winy, nie­spra­wie­dli­wo­ści i kłam­stwa; że Bóg, któ­ry wi­dzi ukrytą głę­bię ludz­kie­go ser­ca i zna wszyst­kie jego po­rywy, bę­dzie ła­ska­wym sę­dzią. Dla­te­go wie­lu po­wta­rza wciąż przy­wo­ływa­ne w wie­lu pie­śniach ko­ściel­nych oraz na po­cząt­ku każ­dej Mszy Świę­tej sło­wa „Kyrie ele­ison”, jak rów­nież po­pular­ną w pra­wo­sław­nej tra­dycji i ostat­nio co­raz bar­dziej ce­nio­ną tak­że w za­chod­nim Ko­ście­le mo­dli­twę: „Pa­nie Jezu Chryste, Synu Boga żywe­go, zmi­łuj się nade mną”. Kto mógł­by po­wie­dzieć, że nie po­trze­bu­je o to pro­sić?

Nie cho­dzi tu za­tem wy­łącz­nie o etycz­ne i spo­łecz­ne kon­se­kwen­cje prze­sła­nia o mi­ło­sier­dziu; przede wszyst­kim idzie tu o prze­sła­nie mó­wią­ce o Bogu i Jego mi­ło­sier­dziu, a do­pie­ro na drugim miej­scu o wy­ni­ka­ją­ce z nie­go przy­ka­za­nie. Mó­wie­nie o em­pa­tii i com­pas­sion może sta­no­wić punkt wyj­ścia dla teo­lo­gicz­nej re­flek­sji nad tym za­gad­nie­niem. Krzyw­da i cier­pie­nie są bo­wiem rów­nie sta­re jak sama ludz­kość; są one uni­wer­sal­nym do­świad­cze­niem ludz­ko­ści. Wszyst­kie re­li­gie w taki czy inny spo­sób pyta­ją o przy­czyny i po­wo­dy cier­pie­nia oraz o jego sens; pyta­ją o wy­ba­wie­nie od krzywd i cier­pie­nia oraz o to, jak ob­cho­dzić się z krzyw­dą i cier­pie­niem, a tak­że skąd czer­pać siły, aby krzyw­dy i cier­pie­nie prze­trwać59. Za­gad­nie­nie współ­czucia/com­pas­sion nie jest więc wy­łącz­nie od­po­wie­dzią na współ­cze­sne do­świad­cze­nie krzyw­dy i cier­pie­nia, wy­ni­ka ono z po­wszech­ne­go ludz­kie­go do­świad­cze­nia. I wła­śnie dzię­ki temu com­pas­sion na­da­je się na punkt wyj­ścia dla teo­lo­gii. O Bogu jako wszyst­ko okre­śla­ją­cej Rze­czywi­sto­ści moż­na bo­wiem mó­wić nie za po­mo­cą par­tykular­nych ka­te­go­rii, lecz wy­łącz­nie przy użyciu ka­te­go­rii uni­wer­sal­nych; je­dynie one są sto­sow­ne, kie­dy pyta­my o Boga.

Z do­tych­cza­so­we­go, jesz­cze nie kom­plet­ne­go, szki­cu pro­ble­mu wy­ła­nia­ją się na­stę­pują­ce kwe­stie dla dal­szych roz­wa­żań: Co zna­czy wie­rzyć w mi­ło­sier­ne­go Boga? Jak wy­glą­da re­la­cja po­mię­dzy Bo­żym mi­ło­sier­dziem a Jego spra­wie­dli­wo­ścią? W jaki spo­sób moż­na mó­wić o Bogu sym­pa­tycz­nym, to zna­czy współ­czują­cym? Czy da się po­go­dzić nie­za­wi­nio­ne krzyw­dy i Boże mi­ło­sier­dzie? Z tych kwe­stii wy­ni­ka­ją z ko­lei pyta­nia etycz­ne: Jak mo­że­my od­po­wie­dzieć na Boże mi­ło­sier­dzie wła­snym po­stę­po­wa­niem? Co prze­sła­nie o mi­ło­sier­dziu ozna­cza dla prak­tyki Ko­ścio­ła i jak mo­że­my pod­kre­ślić cen­tral­ne prze­sła­nie o mi­ło­sier­dziu Boga w życiu chrze­ści­jan i Ko­ścio­ła? I wresz­cie: Co ozna­cza to prze­sła­nie dla no­wej kul­tury mi­ło­sier­dzia w na­szym spo­łe­czeń­stwie? Krót­ko mó­wiąc: Co zna­czą sło­wa Ka­za­nia na Gó­rze: „Bło­go­sła­wie­ni mi­ło­sier­ni” (Mt 5,7)?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: