Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miłosne zlecenie - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
Październik 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
15,99

Miłosne zlecenie - ebook

Channing Deverill jest jednym z najpopularniejszych kawalerów w towarzystwie. Przystojny i szarmancki, uchodzi za najlepszą partię w Londynie, mimo że co wieczór spotyka się z inną kobietą. W rzeczywistości Channing jest kawalerem do wynajęcia. Oferuje swoje usługi samotnym damom, zarówno podczas wieczorów towarzyskich, jak i nocą, gwarantując rozkosz i dyskrecję. Po latach Deverill zamierza porzucić intratne zajęcie, ale o jego usługi prosi Alina Marliss, hrabina Charentes, kobieta, która niegdyś złamała mu serce. Channing przyjmuje zlecenie, licząc, że tym razem zachowa zawodowy dystans i odpłaci się za dawny zawód…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-1736-1
Rozmiar pliku: 818 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Channing Deveril poruszył się ostrożnie, aby nie zbudzić wtulonej w niego brunetki, i westchnął cicho. Odnosił wrażenie, że seks go wykańcza. Po siedmiu nocach spędzonych w cudzych łóżkach, rozpaczliwie zatęsknił za swoim własnym, wielkim i wygodnym, w którym mógłby się swobodnie wyciągnąć.

Pragnienie to zdumiałoby niewątpliwie pewną grupę londyńczyków, uważających Channinga Deverila za największego szczęściarza na tym świecie. Prowadził bowiem życie jak w bajce – mając seksu i pieniędzy, ile dusza zapragnie.

Niestety, w tym akurat momencie nie najlepiej radził sobie z tą bajką. Ci sami ludzie zdumieliby się na wieść o tym, że pierwszym, co mu przyszło do głowy gdy otworzył oczy, oczywiście po refleksji, że seks go wykańcza, była kalkulacja, czy zdąży wyplątać się z pachnących lawendą prześcieradeł lady Bixley i zniknąć za drzwiami, zanim się ona obudzi. Marianne Bixley okazała się w łóżku istną tygrysicą. Nic nie było w stanie pohamować jej temperamentu – ani więzy, ani opaska na oczy, ani nawet dodatkowy kieliszek brandy.

Nagle ten „największy szczęściarz w Londynie” zapragnął po prostu wrócić do domu. Był zmęczony, w ustach czuł kwaśny posmak alkoholu i marzył o kilku godzinach snu we własnym łóżku, zanim wszystko zacznie się od nowa. Wstrzymując oddech, zaryzykował ostrożny ruch. Marianne Bixley mruknęła coś przez sen, ale się nie obudziła. Dzięki temu miał wolne ramię i musiał już tylko odczekać kilka chwil, by móc się spokojnie od niej odwrócić.

Jak zdołam przetrwać najbliższe miesiące, skoro już w tej chwili jestem taki zmęczony? – zastanowił się. A przecież sezon jeszcze się nie zaczął. Minione dwa tygodnie były zaledwie przygrywką. Tymczasem jego agencja, ciesząca się wielkim powodzeniem Liga Dyskretnych Dżentelmenów, już teraz ledwie mogła sprostać zamówieniom.

Liga Dyskretnych Dżentelmenów okazała się tak ogromnym sukcesem, że Channing miał trudności z ustaleniem harmonogramu dla swoich panów w taki sposób, by dyskrecja nie była jedynie chwytliwym elementem nazwy. Problemy zaczęły się już poprzedniego roku, kiedy to Nicholas D’Arcy, jeden z jego najlepszych kawalerów, omal nie został przyłapany in flagranti z żoną pewnego lorda w jego miejskiej rezydencji. Ów drobny epizod przysporzył Lidze popularności, zaszkodził jednakże jej dyskrecji.

Mimo to Channing wolał myśleć, że przeważająca część londyńskiej śmietanki nie wie, czy istnienie Ligi to prawda czy fikcja. W obecnych czasach coraz trudniej było zachować aurę tajemniczości. Nawet wokół tego, co nieznane. Zresztą, wszystko stawało się coraz trudniejsze. Uniósł prześcieradła, wygramolił się z łóżka i zaczął się szybko ubierać. Sięgnął po buty. Zamierzał założyć je w holu, żeby nie robić hałasu. Problem nie tkwił w tym, że nie stanąłby na wysokości zadania. Lady Marianne była wystarczającym dowodem na to, że potrafi zadowolić nawet najbardziej żarłoczny apetyt seksualny. Zgarnął resztę francuskich listów z nocnego stolika i wepchnął je do kieszeni płaszcza. Pozostawienie ich mogłoby nasunąć lady Marianne myśl, że liczy on na powtórne spotkanie.

Ruszył na palcach do wyjścia i był już jedną nogą za progiem, gdy jej zaspany głos sprawił, że zamarł z ręką na klamce.

– Wychodzisz? Już? Tak szybko? Wracaj do łóżka!

Channing odwrócił się z przepraszającym uśmiechem.

– Niestety, nie mogę. Mam spotkanie w interesach i muszę się przygotować. – Amery DeHart, jeden z jego obiecujących nowych pracowników, poprosił o spotkanie, choć dopiero później.

Lady Marianne wydęła kapryśnie usta. Podejrzewała, że w grę wchodzi inna kobieta.

– Założę się, że jestem bardziej atrakcyjna – prychnęła, puszczając prześcieradło, by odsłonić wzgórki pełnych piersi. Oczy jej powędrowały w dół, ku jego spodniom, pod którymi wyraźnie rysowała się poranna erekcja. – Nawet twój fallus tak uważa.

– Nie wątpię, że jesteś bardziej atrakcyjna, ale sama wiesz, jak to jest w interesach. – Channing skłonił się lekko i szybko wyszedł, podczas gdy ona próbowała dociec, co miał na myśli.

Trzy godziny później Channing przeczesał palcami włosy, starając się skoncentrować na tym, co mówi Amery DeHart. Myślami wciąż powracał do pytania, które go nękało od świtu: od kiedy to seks przestał zaspokajać jego potrzeby? Może brak satysfakcji z aktu to znak, że powinien się wycofać i zwinąć interes albo przekazać go komuś innemu, kto pali się, by go poprowadzić.

– Przykro mi, ale muszę zrezygnować…

Channing nie dosłyszał reszty. Słowa Amery’ego brutalnie przykuły jego uwagę. Na moment ogarnął go lęk, że to on sam wypowiedział na głos swoje myśli.

– Przepraszam? Co mówiłeś?

Amery spojrzał na niego z dezaprobatą.

– Powiedziałem, że czas, bym wrócił na wieś i zobaczył się z rodziną – powtórzył cierpliwie.

– Ale nie masz chyba zamiaru odejść, prawda? – w głosie Channinga zadźwięczał niepokój. Kiedy ostatnim razem posłał na wieś swojego człowieka, Nicka D’Arcy’ego, ten dureń się ożenił! Co pocznie teraz bez Amery’ego? Po odejściu trzech weteranów w branży, przez ostatni rok przywykł polegać na tym młodym człowieku. Był on bowiem nie tylko świetnym instruktorem nowo przyjętych dżentelmenów, ale i ulubieńcem pań.

– Nie na zawsze – sprostował Amery. – Dostałem list z domu. Nie będzie mnie przez jakieś trzy tygodnie, do miesiąca. Moja siostra wychodzi za mąż, muszę też dopilnować rodzinnych interesów.

Channing wiedział, że Amery lubi swoją pracę, ale kocha rodzinę. Więc jeżeli wybiera się do domu na ślub, to z pewnością przywiezie siostrze najpiękniejszą suknię ślubną, jaką tylko można dostać w Londynie. Prowadząc finanse Ligi, Channing wiedział też, ile pieniędzy wysyła swojej matce.

Amery westchnął z niekłamanym żalem.

– Przykro mi przekazywać komuś innemu swoje zadanie, ale ja i moja klientka mieliśmy się udać na kilkudniowe przyjęcie poza miastem w przerwie wielkanocnej.

Channing zerknął w kalendarz na biurku. Do ostatniej chwili, kiedy można uciec na wieś, zanim sezon zacznie się na dobre, zostały już tylko trzy dni.

– Muszę zrezygnować, w żaden sposób nie dam rady – mówił dalej Amery. – A przecież nie wypada zostawić jej w pół drogi… Szczerze mówiąc, pasowałaby lepiej do ciebie – dorzucił. – To kobieta raczej dojrzała.

– Mam dopiero trzydzieści lat, Amery. – Channing mimowolnie poczuł się dotknięty. Myśl o wycofaniu się z interesów i poranna ucieczka z objęć pożądliwej kobiety nie znaczą wcale, że jest stary.

– Nie chodzi o wiek, lecz dojrzałość jej umysłu i maniery. Trudno to wytłumaczyć… – Amery szukał właściwych słów. To ciekawe, bo dotąd nigdy mu ich nie brakowało. A potem nagle wybuchnął: – Niech to diabli, Channing! To nie dla mnie. Ona jest zbyt wyrafinowana. To Europejka w każdym calu.

– Kogo ci przydzielono? – Channing przebiegł w myślach ostatnie zlecenia, ale bez rezultatu. Wiedział, że Amery zabiera w środę panny Bakers do opery, ponieważ ich brat nie mógł w tym momencie przyjechać do miasta, natomiast w czwartek miał towarzyszyć żonie pewnego dyplomaty na raucie w ambasadzie belgijskiej. Jednoczesne zamówienia okazały się świetnym sposobem na utrzymywanie ludzi w niepewności co do istnienia Ligi, jednak żadna z kobiet na liście Amery’ego nie pasowała do przedstawionego opisu.

– Nie znasz jej. To jedna z klientek, którą przyjąłem, kiedy wybrałeś się na urodziny bratanka. Nazywa się Elizabeth Morgan.

No tak, wszystko stało się jasne, pomyślał Channing.

– Nie sądzę, aby nadawał się któryś z naszych nowicjuszy – tłumaczył dalej Amery. – Może Nick albo Jocelyn, gdyby byli pod ręką, ale… – Urwał, wzruszając ramionami, bo Nick i Jocelyn już się dobrze pożenili.

– Amery, nie masz czasami takiego uczucia, jakbyś był ostatnim kawalerem do wzięcia w Londynie? – Channing zaśmiał się cicho, choć nie było mu wcale do śmiechu. W minionym roku nastąpił istny wysyp ślubów. Ożenili się Nick i Jocelyn, a także Graham – trzej najbardziej doświadczeni kawalerowie z jego Ligi. Także obie jego siostry wyszły za mąż w sierpniu, podczas podwójnej ceremonii w ich rodzinnym majątku.

Amery uśmiechnął się.

– Jestem kawalerem i jestem z tego dumny. Owszem, małżeństwo może być dla niektórych dobre, ale mężczyźni tacy jak ty i ja potrzebują dreszczyku emocji, jaki daje stan bezżenny. – Wychylił się w jego stronę.- Zrobisz to, Channing? Byłbym ci dozgonnie wdzięczny.

Czy mógł postąpić inaczej? Miał przecież dług wdzięczności wobec Amery’ego za to, że go zastąpił w lutym. Pokiwał głową tak, jak nakazywała przyzwoitość.

– Dobrze. A teraz idź się pakować.ROZDZIAŁ DRUGI

Niestety, wszystko wskazywało na to, że będzie to beznadziejne przyjęcie. Wielkanocny azyl lady Lionel okazał się miejscem, do jakiego światowa hrabina Charentes, nigdy nie wybrałaby się z własnej woli. Podejrzewała, że czeka ją kilka długich, nudnych dni, a bardzo przeciętny przekrój gości potwierdzał tylko tę hipotezę. Hrabina przybyła tu jednak z pewną konkretną misją: szukała mężczyzn – a dokładnie mówiąc, dwóch.

Omiotła salon lady Lionel wzrokiem tak chłodnym, że nikt z patrzących nie zgadłby, że pod tą wyniosłą maską wręcz kipi namiętność.

Wzrok jej spoczął na moment na Rolandzie Seymourze – to na niego polowała – i od razu podskoczyło jej tętno. Stał o kilka metrów od niej i nie mogła nic zrobić… przynajmniej na razie… Ale, przysięgła sobie, że kiedy przyjdzie czas, rozprawi się z tym łajdakiem. Ten złodziej podstępnie ukradł pieniądze jej rodzicom, po czym próbował wymóc na nich zgodę na ślub z jej młodszą siostrą, obiecując zwrot zabranej kwoty. Wtedy popełnił taktyczny błąd. Rodzice nie wyrazili zgody, uznając, że w rodzinie wystarczy jedno nieudane małżeństwo. Wówczas zaplanowała zemstę, lecz w tym celu potrzebny był jej drugi mężczyzna, którego nieobecność dawała się zauważyć.

Raz jeszcze zlustrowała wzrokiem salon, aby się upewnić, że nie ma w nim DeHarta. Liczyła na to, że się pojawi – i to jak najszybciej. W najgorszym wypadku ożywiłby trochę sztywną atmosferę, a w najlepszym będzie mogła zacząć wprowadzać w życie swój plan. Potrzebowała kogoś, kto by ją poznał z Seymourem, a bez Amery’ego było to niemożliwe.

Abstrahując od jego spóźnienia, polubiła tego młodego kawalera, jego maniery oraz cięty dowcip. Dlatego nie zamierzała mścić się na nim tak okrutnie jak na Seymourze, ale też nie planowała pójść z nim do łóżka. Z doświadczenia wiedziała, że młodym mężczyznom w łóżku brak zazwyczaj wyczucia, a ona wolała nieco więcej finezji, gdy w grę wchodziła ars amandi. Nie szukała romansu, bo nie miała czasu na takie głupstwa. Celem jej była zemsta i tu właśnie towarzyskie zalety DeHarta mogły się okazać bardzo przydatne.

Liczyła na to, że Amery zaprzyjaźni się z Seymourem, po czym jej go przedstawi. Dzięki temu będzie mogła, nie budząc podejrzeń, wkraść się w kręgi Seymoura i wziąć sprawy w swoje ręce.

Nagle jakieś poruszenie przy drzwiach przykuło jej uwagę. Pewnie zjawił się w końcu Amery DeHart, gdyż to jego obecność wywoływała zazwyczaj tego rodzaju emocje. Uśmiechnęła się z ulgą, ale uśmiech zamarł jej na ustach, gdy całkiem inny mężczyzna stanął w progu. Channing Deveril! Największy arogant, jaki chodził po tej ziemi, musiał ze wszystkich przyjęć wybrać akurat to!

No cóż, w tej sytuacji będę musiała porachować się z trójką mężczyzn, pomyślała.

Chciałaby nie mieć racji, ale nawet z daleka nie sposób było pomylić z kimś innym tego urodziwego blondyna o ruchach pełnych wdzięku, ubranego, jak zwykle, z nienaganną elegancją. Tego dnia miał na sobie niebieską marynarkę z najlepszej wełny, obcisłe spodnie podkreślające jego idealną budowę i lśniące wysokie buty. Emanowała z niego dziwna zmysłowość. Nawet najprostszy powitalny gest, gdy skłonił się nad ręką lady Lionel, miał w jego wydaniu jakiś intymny podtekst.

Nie widziała go od ponad roku, odkąd rozstali się w niezgodzie na gwiazdkowym przyjęciu, na które go wynajęła jako pana do towarzystwa. Dobrze wiedziała, jak niebezpieczna potrafi być jego zmysłowość. Za tą przystojną twarzą o roześmianych błękitnych oczach ukrywał się mistrz łóżkowych strategii. Starła się z nim dwukrotnie w miłosnej potyczce na jego pościeli. Za pierwszym razem w Paryżu, gdzie przeżyli krótki, lecz burzliwy romans w trakcie jej nigdy nieskonsumowanego, choć równie burzliwego małżeństwa. Natomiast za drugim razem zdarzyło się to tutaj, w Anglii, kilka lat później. Zatrudniła go, aby jej pomógł wejść w wyższe sfery po latach spędzonych za granicą. Sądziła, że to zwykła umowa między dwiema dorosłymi osobami, znającymi zasady. Nie wiedziała, jak ogromne miał pretensje o Paryż i jak bardzo potrafi być przekonujący.

Channing skinął głową w jej stronę z ironicznym uśmiechem. W jego oczach mignęło zdumienie. Odwzajemniła ukłon, posyłając mu wyniosły uśmiech.

No cóż, mogła przynajmniej pocieszać się myślą, że obecność Channinga oznacza, że Amery zjawi się w ślad nim. Przypuszczała, że jako przyjaciele przyjechali tu razem, jednym powozem. Niewykluczone też, że Channing został wynajęty przez którąś z pań obecnych na tym przyjęciu. Spojrzała w głąb holu, ale nie dostrzegła Amery’ego.

Minęło jeszcze kilka minut, lecz wciąż się nie pojawiał. Channing tymczasem nadal tkwił przy drzwiach pogrążony w rozmowie z panią domu. Coś wyraźnie musiało być nie tak, skoro lady Lionel zmarszczyła w konsternacji brwi, a on skłonił się i wszedłszy do salonu, skierował się w stronę hrabiny.

W chwilę później stał już przed nią, pochylając się nad jej ręką.

– Hrabino Charentes, tak miło mi panią tu widzieć…

W jego błękitnych oczach dostrzegła iskierki rozbawienia. Najwyraźniej śmiał się z niej w duchu. To właśnie ta cecha w przeszłości tak bardzo ją ujęła.

– Mam pewien problem – mówił dalej – i pomyślałem sobie, że może mogłaby mi pani pomóc. Szukam pewnej damy, ale lady Lionel jej nie zna. Przyznam, że mnie to dziwi, bo to w końcu jej przyjęcie i to ona układała listę gości.

– I dlatego postanowił pan zapytać mnie? – dokończyła zimnym tonem.

– Owszem, ponieważ sądzę, że zna się pani na tych sprawach.

No tak, teraz zrozumiała, skąd ta drwina w jego oczach. Miał rację, bo rzeczywiście wszystkich znała. Od powrotu z Europy przed ponad rokiem postawiła sobie za cel poznanie jak największej liczby ludzi z towarzystwa. Zbyt długo jej nie było i w międzyczasie wiele znajomości się rozpadło. A choć dołożyła wszelkich starań, aby odnowić dawne przyjaźnie, nie wszędzie jej inicjatywa została mile przyjęta. Ale to jeszcze nie wszystko. Mówiąc „te sprawy”, Channing dawał wyraz swoim podejrzeniom co do tożsamości Elizabeth Morgan. Musiała mu przyznać, że miał bystry umysł.

– Chętnie pomogę, jeśli tylko potrafię. – Alina uśmiechnęła się uprzejmie, mimo że rósł jej niepokój. Gdzie się podziewa Amery? Jego nieobecność oznaczała niezbyt udany początek zaplanowanej przez nią intrygi. – Musi pan jednak wiedzieć, że czekam na kogoś, kto powinien tu być lada chwila – dodała całkiem niepotrzebnie, bo jeśli Channing przyjechał z Amerym, to na pewno o wszystkim wiedział.

Podała fałszywe nazwisko, gdy po raz drugi zwracała się do Ligi, bo nie chciała, aby przydzielono jej Channinga.

– Kogo pan szuka? – zapytała. W końcu, im szybciej mu pomoże, tym prędzej zostawi ją w spokoju.

– Szukam niejakiej Elizabeth Morgan. Może ją pani zna? Amery DeHart miał się z nią spotkać.

No tak, pomyślała, nie bez powodu się niepokoiłam, ale nie pokażę tego po sobie. Poczuła skurcz żołądka, kiedy sobie uświadomiła, co oznacza obecność Channinga. Skoro szukał Elizabeth Morgan, to znaczy, że Amery nie przyjedzie. W tej sytuacji miała dwa wyjścia: albo się przyznać – albo wyprzeć wszystkiego i odesłać Channinga do domu. Jednak wtedy musiałaby sobie sama radzić z Seymourem.

Wybrała pierwszą opcję.

– Amery DeHart miał się spotkać ze mną. To ja jestem Elizabeth Morgan – rzuciła wyzywająco.

Channingowi stężała twarz. Najwyraźniej zorientował się już w sytuacji. Bystrość jego umysłu czyniła z niego groźnego przeciwnika. Będzie musiała raz jeszcze zrewidować wszystko, na co liczyła. Amery wykonywałby jej polecenia bez szemrania, ale z Channingiem nie obejdzie się bez pytań.

– Kłamczucha – wyszeptał bezgłośnie.

– Doskonale. – Z zimną krwią przyjęła tę obelgę. – Widzę, że chce mi pan koniecznie popsuć kolejne przyjęcie.

Ach, to tak… Nie wybaczyła mi tamtych świąt, pomyślał.

– Piękna i rozgniewana, taką cię zapamiętałem – odparł ze spokojem, świadomy, że najbardziej zirytuje ją, nie dając się sprowokować.

W jasnoniebieskich oczach zalśniły lodowate płomienie. Piękna to raczej niedopowiedzenie w odniesieniu do Aliny Marliss, hrabiny Charentes, Angielki, która została francuską arystokratką, by stać się teraz na powrót Angielką. Była jak najczystszy diament, z platynowymi włosami i nieskazitelną cerą. Skrzyła się niby drogocenny klejnot, z którejkolwiek strony na nią popatrzeć. Nie tylko pod względem fizycznym, gdyż umysł także miała błyskotliwy.

– Okłamałaś Amery’ego, podając mu fałszywe nazwisko. Przejdźmy się po ogrodzie, to mi o tym opowiesz. To ciekawe, że potrzebne ci jeszcze jedno nazwisko, skoro naprawdę masz z czego wybierać. Elizabeth Morgan, Alina Marliss, hrabina Charentes…

– Nie nazywaj mnie tak – syknęła, ruszając w ślad za nim, lecz nie przyjęła jego ramienia.

– Myślałem, że wdowa musi zachować tytuł po mężu, gdyż jest to dla niej kwestia honoru. Czyżbym się mylił? – zapytał przyciszonym tonem, wiedząc, jak bardzo nienawidziła tego tytułu.

– Nie mylisz się, jednak gdyby to ode mnie zależało, wolałabym nie nosić etykietki mojego zmarłego męża. – Jej ton nie pozostawiał żadnych wątpliwości co do ciemnych stron ich małżeństwa. Nic dziwnego, że nie znosiła tego tytułu i uważała go za próbę podkreślenia prawa własności do jej osoby jeszcze zza grobu. A przecież Alina Marliss nie należała do nikogo i właśnie to czyniło ją tak intrygującym i rozkosznym wyzwaniem. Niestety, pomimo jej starań, aby być po prostu lady Marliss, nie pozwalano jej zapomnieć, że posiada prawo do hrabiowskiego tytułu.

Na dworze świeciło słońce i goście wyszli na spacer. Ogrody wypełniły się gwarem przyciszonych rozmów. Channing poprowadził Alinę na mniej uczęszczaną alejkę, po czym zmienił taktykę.

– Może zechciałabyś mnie oświecić w kwestii twojej umowy z panem DeHartem? – W głębi duszy żywił nadzieję, że w grę wchodzi jakieś czysto formalne zlecenie. Nie chciał wcale wiedzieć, czy Amery z nią sypiał. Nie powinno to przecież mieć dla niego znaczenia. W końcu, to tylko praca, a w tego rodzaju zleceniach bezstronność jest równie ważna jak dyskrecja.

– Dlaczego on nie przyjedzie? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.

– Ponieważ jego siostra wychodzi za mąż. Możesz mi teraz powiedzieć coś więcej o tym zleceniu? – nalegał.

Alina posłała mu zaczepny uśmiech, jakby czytała w jego myślach.

– Czyżbym wyczuła nutkę zazdrości w tym na pozór obojętnym pytaniu?

– To nie zazdrość, tylko troska o własne bezpieczeństwo – odparł Channing. – Muszę wiedzieć, z czym przyjdzie mi się zmierzyć. Kiedy ostatnio byliśmy razem, oberwałem wazonem w głowę.

Prychnęła lekceważąco i machnęła ręką.

– Zasłużyłeś sobie na to. Ośmieszyłeś mnie publicznie.

– Bardzo mi przykro. Mogę cię tylko przeprosić za te święta – rzucił sucho Channing. Jej pretensje nie były pozbawione podstaw. Ów nieszczęsny incydent wydarzył się półtora roku wcześniej. Był to jej towarzyski debiut po powrocie do kraju, a on, za znaczną sumę, miał jej ułatwić powrót w wyższe sfery – co też uczynił. Patrząc obiektywnie, wywiązał się doskonale ze swoich obowiązków. Niestety, pojawiły się również „interpersonalne komplikacje” – o ile można to tak określić. Swoją drogą, jak doszło do tego, że jest teraz przesłuchiwany, skoro to on zamierzał ją wypytać? – Przyjechałem tu i pragnę należycie wywiązać się z obowiązków określonych twoją umową z DeHartem – jakiekolwiek by one były.

– Och, naprawdę? – zapytała przeciągle, stukając w podbródek idealnie pomalowanym paznokciem. W Channingu obudziły się nagle zaborcze instynkty. Czy spała z Amerym? Co powinien poczuć na myśl o tym, że miałby zająć miejsce Amery’ego? Albo, w tym przypadku, że Amery zajął w jej łóżku jego miejsce? Jeżeli już o tym mowa, członkowie Ligi nigdy nie dzielili się swoimi klientkami.

Zaśmiała się gardłowo.

– Zawarliśmy z DeHartem czysto towarzyski układ. On przedstawi mnie ludziom, których pragnę poznać, a ja, mając regularnie u boku tego samego dżentelmena, będę mniej narażona na niepożądane atencje, jakie może wzbudzać kobieta mojego położenia.

Miała na myśli swój status zamożnej wdowy, czyniący ją obiektem wszelkiego rodzaju umizgów. Co gorsza, mąż jej był Francuzem, a jak wiadomo, na kontynencie panuje znacznie większa swoboda obyczajowa niż w Anglii. Niektórzy nawet uważali, że miejsce angielskiej damy jest w kraju i dla własnego dobra nie powinna pozostawać w tak zdeprawowanych kręgach.

Historyjkę tę wymyślił Channing i podczas tamtych świąt poświęcił sporo czasu na wprowadzenie w życie swego scenariusza. W późniejszych miesiącach historia ta bardzo zyskała na wiarygodności, nawet jeśli ich związek na tym stracił – wręcz katastrofalnie!

– Do czego jestem ci potrzebny? Mam cię przedstawiać czy chronić? – Dzięki jego staraniom panna Alina Marliss została z powrotem zaakceptowana przez socjetę. Oboje wiedzieli jednak, że była to bardzo niepewna akceptacja. Jeden fałszywy krok z jej strony, a bez wahania wygnają ją ze swoich kręgów.

– Jedno i drugie. – Alina rozpostarła wachlarz: istne cacko z białej koronki, malowane w różowe kwiatki. Akcesorium z gatunku tych, jakie powinna nosić porządna angielska dama, i zarazem dowód na to, jak pieczołowicie kreowała swój wizerunek. – Muszę poznać pana Rolanda Seymoura.

– Obawiam się, że go nie znam – odparł Channing.

– Ale poznasz go, prawda? Po to urządza się przecież te przyjęcia. Żeby obracać się wśród ludzi i z korzyścią poszerzać kręgi towarzyskie – powiedziała i zaczęła się wachlować omdlewającym gestem, kierując dyskretnie uwagę Channinga na bezmiar swego biustu w zwodniczo skromnej popołudniowej sukni z różowego muślinu.

Channing uśmiechnął się cierpko, starając się utrzymać wzrok powyżej jej szyi, było to jednak piekielnie trudne, o czym ona doskonale wiedziała.

– Mam się z nim zaprzyjaźnić, a potem wprowadzić cię w jego towarzystwo, tak?

– Z grubsza. Pograj trochę w bilard, postrzelajcie, i co tam jeszcze zwykli robić dżentelmeni… – zasugerowała, uśmiechając się do niego ponad wachlarzem.

Widać było, że usilnie stara się go rozproszyć… To bardzo podejrzane, zwłaszcza w wydaniu kobiety, która zaledwie kilka minut wcześniej traktowała go z lodowatą rezerwą.

– W jakim celu? – Nawet wiedząc, że to gra, nie był w stanie powstrzymać się od tego, by z nią nie poflirtować. Przysunął się i zaczął wdychać delikatny różany zapach jej mydła.

– Mam z panem Seymourem rachunek do wyrównania.

Słysząc to, uniósł brwi.

– Zdradzisz mi, o co chodzi?

– Nie – odparła ze śmiechem, cofając się o krok. – A teraz idź już, bo masz zadanie do wykonania. Tymczasem ja muszę przypochlebiać się pewnym paniom, więc cię na razie przeproszę.

Amery nie mylił się mówiąc, że to Europejka w każdym calu. Zdobywała szlify na paryskich salonach, gdzie Channing spotkał ją po raz pierwszy. Była wtedy mężatką, co wcale nie czyniło flirtu z nią mniej ekscytującym. Ten sam dreszczyk wyczuwał i tego dnia, mimo wszystkich złych przeczuć.

Stanowiła ucieleśnienie męskich marzeń. Może to właśnie było jej największą zaletą. Potrafiła być wszystkim, dla wszystkich mężczyzn. Channing nie znał jak dotąd żadnego, który nie uległby jej urokom. Złościło go to i zarazem intrygowało. Złościło, ponieważ szczycił się tym, że w kwestii polityki płci jest mniej wrażliwy od innych, tymczasem w jej przypadku nie różnił się od reszty. A intrygowało dlatego, że zastanawiał się, kim ona naprawdę jest, kiedy nikt na nią nie patrzy.

Czy jest ktoś, komu ukazała swoje prawdziwe oblicze? Był taki czas, kiedy całymi godzinami zastanawiał się, jaka może być naprawdę i jak nakłonić ją, żeby się przed nim odsłoniła. Było to tylko jedno z jego niezliczonych marzeń na jej temat.

W swoich odczuciach nie był bynajmniej odosobniony. Widział, jak oczy innych mężczyzn w ogrodzie suną w ślad za nią w stronę szklanych drzwi prowadzących do domu. Nietrudno było odczytać ich myśli. Lord Barrett, żonaty z trójką dzieci, zastanawiał się, jak nawiązać z nią romans po powrocie do Londynu. Lord Durham dumał, jak dostać się do jej pokoju, najlepiej jeszcze tej samej nocy. Syn lorda Parkhursta, niemrawy blondyn, próbował policzyć, czy pensja od rodziców pozwoli mu urządzić ją jako swoją metresę.

Alina słusznie rozumowała, że obecność Amery’ego będzie stanowić swego rodzaju ochronę.

Postanowił zająć się teraz obserwacją jej celu. Stał w głębi ogrodu, pogrążony w rozmowie z Elliottem Mansfieldem, którego Channing na szczęście znał. On i Elliott byli członkami tego samego klubu i postanowił wykorzystać tę znajomość. Jedno pytanie nie dawało mu jednak spokoju: jeżeli był tu, aby chronić Alinę przed niechcianymi zalotnikami, to kto miał bronić Seymoura przed Aliną? Interesy z nią to gwarantowane kłopoty. On sam był tego żywym dowodem. Wszystkie jego problemy brały swój początek od hrabiny Charentes. Zaczynał nawet podejrzewać, że to przez nią odechciało mu się kontaktów z innymi kobietami.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: