Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mój intymny świat - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 kwietnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Mój intymny świat - ebook

Iga Cembrzyńska w szczerej opowieści o swoim życiu. 

Kobieta obdarzona tysiącem twarzy, wieloma talentami niepowtarzalnym głosem – Iga Cembrzyńska. Adam Hanuszkiewicz powtarzał, że będą z niej ludzie, a Wojciech Has podarował swoją kurtkę i prorokował: będziesz kiedyś wielka. Widzowie pokochali ją za role w „Stawce większej niż życie”, „Hydrozagadce” i „Wrzecionie czasu”. To ona wylansowała przeboje: „W siną dal”, „Mówiłam żartem” czy „Peruwianka”. 

Iga Cembrzyńska po latach milczenia opowiada o dzieciństwie w cieniu wojny, życiu w powojennym Radomiu i krętej drodze do aktorstwa. Nieśmiała dziewczyna, która nawet zakląć nie potrafiła, wyrosła na jedną z największych polskich aktorek. 

Agnieszka Osiecka zaproponowała jej wykonanie piosenki „Intymny świat”, którą w Opolu podbiła serca milionów. Miała dwadzieścia pięć lat i od razu stała się gwiazdą – od Moskwy aż po paryską Olimpię. Pisano, że Iga to szlagier. Nowoczesność. Świeżość. Młodość. Gracja. 

Zagrała w kultowych dziś filmach lat sześćdziesiątych. Urocza w słynnych produkcjach: „Salto”, „Rękopis znaleziony w Saragossie”, „Stawka większa niż życie”, „Otello z M-2”, „Ściana czarownic”, „Komedia z pomyłek”. W niezapomnianej parodii komiksu „Hydrozagadka” stworzyła brawurową czołówkę, która została uznana za największe osiągnięcie filmu. 

Z ogromną czułością opowiada o związku z Andrzejem Kondratiukiem. W końcu po kilku godzinach wspólnie spędzonych podjęli decyzję, że nigdy się nie rozstaną, i już ponad czterdzieści lat słowa dotrzymują! Dramatyczne wydarzenia ostatnich lat jeszcze bardziej scementowały ich związek. 

Ta intymna rozmowa to opowieść o wielkiej życiowej pasji, sukcesach i porażkach. Opowieść o barwnym, pięknym życiu, ale też niełatwym, pełnym zwrotów akcji i dramatów. Opowieść o kobiecości i spełnionych oraz porzuconych marzeniach. To historia dwóch wielkich i trudnych miłości: do sztuki i do mężczyzny. 

Magdalena Adaszewska – dziennikarka, autorka literackich portretów znanych osób ze środowiska aktorskiego, artystycznego oraz tekstów o tematyce społecznej i psychologicznej. Publikowała w miesięcznikach: „Twój Styl”, „Marie Claire”, „Sukces”, „Pani”, „Elle”. Absolwentka polonistyki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W 2014 roku ukazała się jej rozmowa z Tadeuszem Plucińskim „Na wieki wieków amant”. Pisanie to jej największa pasja. A spotkania z ludźmi najpiękniejsza przygoda.

Kategoria: Kino i Teatr
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8097-495-1
Rozmiar pliku: 9,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

IGA CEMBRZYŃSKA

Iga Cembrzyńska to artystka wszechstronna. Aktorka, piosenkarka, producentka, kompozytorka, reżyserka. Kobieta obdarzona tysiącem twarzy i bogactwem różnorodnych talentów. Uroda i zachwycająca kobiecość to jej znaki rozpoznawcze. I jeszcze sopran koloraturowy, i perfekcyjna dykcja. Nie bała się żadnej roli, nawet najtrudniejszej, te wybierała najchętniej. Zyskała miano nieprawdopodobnie inteligentnej aktorki. Dla reżysera – muza idealna. Już na początku jej kariery Adam Hanuszkiewicz wieszczył: „będą z niej ludzie”, a Wojciech Has podarował jej swoją kurtkę i prorokował: „będziesz kiedyś wielka”. Mieli rację.

Była sławna już w wieku dwudziestu pięciu lat. Na II Krajowym Festiwalu w Opolu w 1964 roku zaśpiewała piosenkę Intymny świat, która zapewniła jej miejsce na podium. Liryczne, przejmujące wykonanie zachwyciło całą Polskę. Młoda, śliczna dziewczyna o wyrazistych kocich oczach, włosach upiętych w kok, w sukience odsłaniającej ramiona i dekolt, śpiewała o zimnych ludziach w płaszczach podszytych strachem i zapraszała do swojego świata. Pisano, że Iga to szlagier. Nowoczesność. Świeżość. Młodość. Gracja. Z recitalami objechała niemal cały świat. Posypały się nagrody.

Grała w kultowych dzisiaj filmach. Przełomem w jej karierze była Hydrozagadka. Czołówkę w jej brawurowym wykonaniu uznano za największe osiągnięcie filmu. Może istnieć poza nim, jako odrębna całość. Żaden film na świecie nie ma lepszego wstępu.

Jest nie tylko żoną reżysera Andrzeja Kondratiuka, ale również jego muzą i najlepszym przyjacielem. Wspólnie zrealizowali sagę filmową, będącą pochwałą życia i refleksją nad przemijaniem; subtelną, wysmakowaną, poetycką, z wybornymi dialogami i wyjątkowym humorem.

Za jedną z jej największych kreacji w filmowym dorobku krytycy uznali rolę alkoholiczki w filmie Krzyk. Iga Cembrzyńska jest na ekranie wstrząsająca. W pijackiej melinie na warszawskiej Pradze, pośród butelek, petów, rozgrzebanych łóżek – alkoholiczka, która sięgnęła dna.

Ma w sobie dużo pokory, z szacunku dla widza i sztuki. Jej zdaniem każda rola wymaga takiej samej pracy, jest tak samo ważna bez względu na to, czy aktor przebywa na scenie godzinę czy pięć minut. By osiągnąć sukces, nie wystarczy talent, potrzebna jest także ciężka praca, okupiona potem i łzami. Dobry aktor nie może utonąć w zachwycie nad sobą, w próżnym samozadowoleniu, megalomaństwie, ponieważ to zguba artysty, która uniemożliwia rozwój.

W swojej karierze szła trochę pod prąd. Obdarzona zachwycającą urodą, grała interesujące, nietuzinkowe kobiety, zarówno młode i piękne, jak i stare i brzydkie, staruszki, wiedźmy, strachy, kobiety z klasą, ale również kobiety na dnie. Taką siebie wymyśliła i w kreowaniu takiego wizerunku była konsekwentna. Odebrała wiele nagród. A wśród nich jedną z najbardziej znaczących – Kryształowe Zwierciadło – za wierność sobie i odporność na artystyczne mody.

Drodzy Czytelnicy. To nie jest biografia. To zapis rozmów o pięknym życiu, ale też niełatwym, pełnym zwrotów akcji. Opowieść o wielkiej życiowej pasji, sukcesach i porażkach. O kobiecości i jej spełnionych oraz porzuconych marzeniach. To również historia dwóch wielkich i trudnych miłości: do sztuki oraz do mężczyzny. Obrazy, które zapisały się w pamięci.

Magdalena AdaszewskaOD CZEGO ZACZĄĆ?

Kiedy zadzwoniłam do Igi Cembrzyńskiej pierwszy raz, w słuchawce usłyszałam piękny, charakterystyczny głos – ten sam, który niegdyś kołysał lirycznie w piosence Intymny świat, bawił w czołówce parodii komiksów Hydrozagadka, poruszał do głębi w filmie Krzyk. Ten głos – sopran koloraturowy – to przecież jej znak rozpoznawczy.

Zdziwiła się, gdy powiedziałam o książce.

Początkowo rozmawiałyśmy przez telefon. Za każdym razem aktorka opowiadała inną ciekawostkę z życia, dzieliła się drobiazgami codzienności. Wszystkie nasze rozmowy kończyły się podobnie: „Muszę wracać do Andrzeja i zwierząt. Zatem do następnego razu”. Aż przyszedł dzień, kiedy usłyszałam: „Spotkajmy się w tej małej kawiarence na rogu, muszę pokazać Pani moje zdjęcie z czasów, gdy miałam może pół roku, może trochę więcej, i patrzę na świat ze zdziwieniem, ale też z ciekawością. To zdjęcie pokazuje, kim jestem”.

I tak się zaczęło. Od zdjęcia małej Marysi, która już wtedy wiedziała, czego chce. Od bukietu kwiatów w wazonie na środku kawiarnianego stołu, dzbanka owocowej herbaty, wprowadzającej w nastrój do rozmów, i od słów: „Piękny dzień, prawda? Liście zaczynają żółknąć, a wciąż jest bardzo ciepło. Świeci słońce, siedzimy w ogródku uroczej kafejki i niech ta chwila trwa…”.

Książka powstawała etapami i z przerwami – ze względu na trudną sytuację życiową bohaterki. Po wielkich sukcesach, rolach, występach, nagrodach, które Iga Cembrzyńska odbierała sama i razem z mężem Andrzejem Kondratiukiem, po życiu na planie filmowym i na scenie, w blasku fleszy – los przyniósł zdarzenia, których się nie spodziewała i z którymi trudno sobie poradzić.

Spotykałyśmy się w owej kawiarence w pobliżu jej domu. Każda rozmowa była niespodzianką, temat pojawiał się spontanicznie. Opowieści rozczulały, wzruszały, zaskakiwały bajkowym klimatem albo dramatycznymi zwrotami. Tak powstawał zapis wspomnień, często z wysiłkiem wydobywanych z pamięci.

Na spotkania przychodziła uśmiechnięta, ale z jakimś wewnętrznym niepokojem. Jak gdyby na kogoś czekała albo coś miało się wydarzyć. Czasem dzwonił telefon. Po drugiej stronie Andrzej Kondratiuk pytał: „Igunia, przyjdziesz?”. Odpowiadała niezmiennie: „Jędrusiu, niedługo będę”.

Gdy kolejny dzbanek z herbatą robił się pusty, Iga brała mnie pod rękę i szłyśmy prosto do jej domu. Odprowadzając ją, nie wiedziałam, kiedy spotkamy się kolejny raz. Czekałam cierpliwie.

Było warto, to nie ulega wątpliwości. Artystka takiego formatu jak Iga Cembrzyńska zasługuje na to, by wciąż ją przypominać, jej karierę, pasje, miłości i barwne życie.

Myślę też, że wiele kobiet, bez względu na wiek, odnajdzie w jej historii siebie, swoje radości, problemy, rozterki, oczekiwania, siłę kobiecej przyjaźni, odcienie miłości, marzenia o szczęściu.

Mała kawiarenka na warszawskiej Ochocie już zawsze będzie mi się kojarzyć wyłącznie z Igą Cembrzyńską. Pamiętam dokładnie, jak podczas pierwszej naszej rozmowy powiedziała: „Życie miałam ciekawe. Piękne. Dobre. Bywało niełatwe i dramatyczne, ale bez trudów chyba żyć się nie da. A więc… od czego zacząć?”.

Magdalena AdaszewskaRozdział 1

MARYSIA

O swoim dzieciństwie opowiada Pani z uśmiechem. A przecież trwała wojna...

Myślę, że małe dziecko, kiedy ma miłość rodziców, pamięta tylko dobre rzeczy. Moje będę na pewno ubarwiać, mimo że pierwsze sześć lat mojego dzieciństwa przypada na czasy wojny. Pamiętam je wyrywkowo, jak pojedyncze kadry filmu. Mgliste sceny, czasem jedynie wrażenia. Głównie z opowiadań rodziców. Ale kilka zdarzeń żyje wyjątkowo silnie i wyraziście w moich wspomnieniach.

Gdzie zaznaczyłaby Pani początek swojej historii?

W historii rodziców. Z opowiadań wiem, że od początku stanowili dwie połówki, które miały szczęście się odnaleźć. Piękna z nich była para. Mama, Irena Sołtyk, pochodziła z dobrej rodziny z bogatymi tradycjami. Niewysoka, drobniutka, zgrabna, a przy tym inteligentna, wrażliwa, muzykalna. Śliczna. Mogłabym tak wyliczać bez końca. Tata, Wacław Cembrzyński, przystojny, zaradny, za swoją Irenką gotów skoczyć w ogień. Podobno połączyła ich miłość od pierwszego wejrzenia. Przez całe wspólne życie bardzo się kochali, szanowali. Miałam ogromne szczęście, że oboje długo żyli.

Moja mama wcześnie straciła swoich rodziców. Był 1916 rok, szalał tyfus. Franciszek Sołtyk i Bronisława Radzimowska zmarli podczas epidemii. Osierocili trzyletnią Irenkę. Mamą zaopiekowała się dalsza rodzina. Podziwiam ją. Wyrosła na niezwykle silną kobietę, mimo że wychowała się bez rodziców. A może właśnie dlatego.

Bliski jej był brat ojca, Stefan Sołtyk, senator, społecznik, nauczyciel, znana postać przed wojną. Zastąpił mamie zmarłego ojca. To w jego domu mieszkała najdłużej. Zakochał się w niej na zabój kolega brata i poprosił o rękę. Był nim mój tata. Mama przyjęła jego oświadczyny. Rodzina nie od razu zaakceptowała ich związek. Tata pochodził z wielodzietnej, niezamożnej rodziny ze Sławkowa w Zagłębiu Dąbrowskim, pracował w radomskiej Fabryce Broni jako mistrz działu karabinów maszynowych. Zdaniem wujów i ciotek, nie był wymarzonym mężem dla Irenki. Kiedy jednak zobaczyli jego pracowitość, dobroć, sumienność oraz szczęście wypisane na twarzy mojej mamy, przekonali się do niego i polubili.

Rodzice. Irena Sołtyk i Wacław Cembrzyński. Połączyła ich miłość od pierwszego wejrzenia.

Owocem tej wielkiej miłości była Marysia.

Na świat przyszłam w Radomiu. Moim ojcem chrzestnym został wuj mamy, senator Stefan Sołtyk, głowa rodu. Nałożył mi na szyję złoty łańcuszek z krzyżykiem i udzielił przesłania na przyszłość: „Niech Bóg prowadzi cię przez życie, Mario Elżbieto…”. Podobno to był najpiękniejszy okres w życiu rodziców. Tak opowiadała mi później mama. Myślę, że kiedy dwoje ludzi łączy wielka miłość, to dziecko jest dla nich najcudowniejszym darem. Moi rodzice zawsze, nawet w czasach wojny, a może właśnie z jej powodu, starali się ocalić moje dzieciństwo. Drobiazgi, które znajdowałam pod choinką na Gwiazdkę, nawet dziś, po latach, w mojej pamięci są bezcenne. Pewnej zimy – pamiętam – w trzaskający mróz, gdy marzły mi uszy, mama owijała mi głowę szalikiem, bo była taka bieda, że nie miałam nawet czapki. Wieczorem nie mogłam się doczekać wizyty Świętego Mikołaja. Dostałam od niego piękny prezent. Czapkę. Ciepłą, miękką, w kolorze nieba. Polubiłam ją od razu i nie chciałam w ogóle zdejmować jej z głowy. To był jedyny gwiazdkowy prezent, jaki wówczas dostałam. A, nie – jeszcze kilka cukierków.

Czy to nauczyło małą Marysię cieszyć się z drobiazgów, małych, codziennych rzeczy?

Tak, na pewno. Taka jestem. Radość sprawiają mi nie wielkie sprawy, tylko coś drobnego w zwykłym dniu. Cieszę się z czyjegoś miłego gestu, spojrzenia, jednego słowa. Wtedy dzień staje się niezwykły. Jak tamten, w którym dostałam czapeczkę od Świętego Mikołaja.

Długo Pani w niego wierzyła?

O, tak! Dzieci chcą w niego wierzyć, bo to jest piękna magia, poczucie bezpieczeństwa, rodzinnego ciepła. Wyobrażałam sobie, że gdy już wszystkie maluchy śpią, on sunie po niebie w saniach, przemierza drogę zlepioną z chmur, białą i śniegową, sam też jest biały od wielkiej brody, kolor nadaje mu jedynie purpurowa czapa. Marzyłam, by go zobaczyć, starałam się nie zasnąć, czekałam, nadsłuchiwałam. Nigdy mi się to nie udało. Nie mogłam wyjść z podziwu, jaki mądry i wspaniały jest Święty Mikołaj, że wszystko wie.

Kiedy odkrywamy, kto naprawdę stoi za gwiazdkowymi prezentami, doroślejemy…

Pamiętam, jak uświadomiłam sobie, że moi rodzice zrobili wszystko, co można było zrobić w trudnych czasach, abym miała dobre dzieciństwo, że to oni spełniali, w miarę możliwości, moje gwiazdkowe marzenia. To jest sekret życia, bardzo piękny i prosty – magię może tworzyć każdy z nas, za pomocą drobiazgów, gestów, ciepłych słów. Gdyby wszyscy to rozumieli i wprowadzali w czyn – świat byłby lepszy.

Marysia Cembrzyńska. Ciekawa świata, stawiająca na swoim, uparta od najmłodszych lat. Rodzice żartowali, że ich córka to prawdziwa Marysia Samosia.

Co rodzice przekazali ukochanej córce?

Nauczyli mnie pięknych rzeczy. Wrażliwości, empatii, postrzegania świata jako cudu, na który przyszliśmy po to, by kochać. Pokazywali mi dobro, mimo wojny, zła.

Uwielbiałam wpatrywać się w Księżyc, podziwiać jego blask, poświatę, magię. Dzięki ojcu pokochałam zwierzęta. Przyniósł kiedyś z lasu liska, malutką sierotkę, nie wiadomo, co się stało z jego mamą. Opiekowałam się nim, dbałam o niego, karmiłam. Lisek stał się moim przyjacielem. Gdy podrósł, tata powiedział: „Marysiu, wypuścimy go do lasu, on musi żyć na wolności”. Płakałam. Był też Garbusek, kurczak, który pewnego dnia nieoczekiwanie zniósł jajko. A potem przybył do naszego domu Gacek, mały nietoperz. Całowałam go i kochałam. I znów przyszła chwila rozstania. Kiedy zmężniał i wiedzieliśmy, że da sobie radę, tata wypuścił go przez okno. Stałam obok, a tata głaskał mnie po głowie: „Marysiu, nie płacz, Gacek musi latać. No, otrzyj łzy. Widzisz te ptaki na niebie? Ty też kiedyś będziesz fruwać, jak one!”.

Mama, Irena z Sołtyków, kochała teatr, uważała, że Marysia urodziła się aktorką, i powtarzała: „Rób to, co kochasz, bo to wielkie szczęście”.

Piękne przesłanie. Nie każda dziewczynka ma szczęście usłyszeć takie słowa od ojca.

O, tak. On wiedział, co jest w życiu ważne: marzenia. Kochał mnie bezgranicznie. Grał na wielu instrumentach, tę pasję odziedziczyłam po nim, i gdy zaczęłam poważnie interesować się muzyką, wspierał mnie w tym. Wymarzył sobie, że będę pianistką. Zrobił wszystko, bym zdobyła solidne wykształcenie muzyczne. Lubiłam grać i podobno robiłam to całkiem nieźle. Ale pianistką nie zostałam.

Jakie słowa słyszała córka od mamy?

„Rób to, co kochasz, bo to wielkie szczęście”. Powtarzała też, że mogę w życiu osiągnąć, co tylko sobie wymarzę. Dała mi siłę i wiarę, że potrafię, mogę, zawsze sobie poradzę. To ona rozbudziła we mnie miłość do aktorstwa. W Radomiu niemal w każdą sobotę chodziłyśmy na spektakle, mama bardzo kochała teatr. Wkładała najlepszą sukienkę, ja też ubierałam się ładnie, i ruszałyśmy dumne i pełne nadziei na spotkanie ciekawych ludzi, obejrzenie niezwykłej historii. Dobrze się czułam w teatrze, szczególnie podziwiałam aktorki. Zachwyciła mnie, występująca tam gościnnie, wielka aktorka Iga Mayr. Scena i to, co się na niej działo, było niczym sen. A w latach pięćdziesiątych mieliśmy w Radomiu świetny teatr.

To wtedy zamarzyła Pani o aktorstwie?

Myślałam, że to na pewno interesujące – być aktorką, każdego wieczoru wychodzić na scenę, skupiać na sobie światła i uwagę widowni… Ale do głowy mi nie przyszło, by wówczas myśleć tak o sobie. Jako podlotek miałam różne pomysły. Może rzeczywiście zostanę pianistką? A może stewardesą? Lekarką? Zakonnicą? Tysiąc pomysłów na minutę.

Jaką Pani była córką?

Nie należałam do grzecznych, spokojnych, ustępliwych dziewczynek, które bez protestu wykonują polecenia i zawsze odpowiadają: „tak, mamo” i „tak, tato”. Miałam charakterek. Całkiem zawojowałam rodziców i dom. Dominowałam, robiłam to, co chciałam. I choć mój dom rodzinny był solidnym, religijnym domem z zasadami i tradycjami, mnie ustępował pola. Byłam niesforna, fantazjowałam, miałam szalone pomysły. Rodzice niemal każdego dnia musieli mierzyć się z czymś nowym, nieoczekiwanym. Co nie znaczy, że nie znałam swojego miejsca. Wiedziałam, że trzeba po sobie sprzątać, rozrzucone zabawki odkładać na miejsce, lalki posadzić ładnie na półce albo łóżku. Mimo rozpierającej mnie energii, chęci robienia kilku rzeczy naraz, lubiłam wokół siebie ład i porządek. Walczyły we mnie dwie skrajności. Przede wszystkim jednak byłam niezależna i uparta. I wszystko chciałam robić sama. Jeść, ubierać się, czesać. Protestowałam, gdy ktoś próbował mi w tym pomagać. Raz mama zastała mnie siedzącą na podłodze z igłą i nożyczkami. Machałam nimi i usiłowałam zaszyć dziury w rajstopach. Miałam chyba cztery lata. Uwielbiałam stawiać na swoim i być tam, gdzie chcę. Uparciuch od najmłodszych lat. Rodzice żartowali, że ze mnie taka Marysia Samosia. To mi zostało do dzisiaj.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: