Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Moja droga do Polski - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 maja 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Moja droga do Polski - ebook

Moja droga do Polski - pamiętniki dr. Kazimierza Sobolewskiego. Kazimierz Sobolewski, urodził się 3.01.1919 r. w Modliborzycach. Dzieciństwo i lata młodzieńcze spędził w rodzinnym Sandomierzu. Tu też ukończył państwowe Liceum i Gimnazjum im. Marszałka Piłsudskiego. W 1936 roku rozpoczął studia na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Po wkroczeniu wojsk sowieckich do Lwowa, został aresztowany. Zwolniony na skutek interwencji profesora UJK Jakuba Parnasa, podjął studia na IV roku medycyny. Ponownie zagrożony aresztowaniem przez NKWD, uciekł na stronę niemiecką i powrócił do Sandomierza, gdzie brał udział w pracy konspiracyjnej. W styczniu 1942 zagrożony aresztowaniem przez Gestapo, przedostał się do Lwowa, gdzie kontynuował studia medyczne, pracując jednocześnie w Instytucie Prof. Rudolfa Weigla. Nadal działał w konspiracji. Po odbyciu stażów klinicznych zakończonych egzaminami uzyskał dyplom lekarza. Był równocześnie członkiem Komitetu Opieki Społecznej, żołnierzem AK i członkiem Delegatury Rządu Londyńskiego we Lwowie. Po wkroczeniu wojsk sowieckich, został aresztowany 28.08.1944 roku wraz z pozostałymi członkami Delegatury Rządu i skazany w procesie początkowo na karę śmierci, a następnie na 18 lat łagru. Przebywał w Incie (ASRR Komi). Tam pracował jako lekarz, prowadził oddział zakaźny oraz laboratorium analityczne. W listopadzie 1955 roku powrócił do Sandomierza i podjął pracę w Szpitalu Powiatowym, gdzie zorganizował punkt krwiodawstwa oraz laboratorium analityczne, pełnił obowiązki ordynatora oddziału zakaźnego, wicedyrektora szpitala ds. lecznictwa. Od 1958 roku wiceprezes kieleckiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Lekarskiego. Zmarł 5 stycznia 1968 roku w Krakowie.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64145-47-6
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Ostatni dzień spędzony w Bratysławie, stolicy Słowacji.

Bratysława 30 sierpień 1939 r.

Po obiedzie udaliśmy się z Nadieżdą Gieorgijewną Sawową, Adelą Machawiczową i Branko Bożiczem na dworzec kolejowy, aby dowiedzieć się o czasie odejścia pociągu do Budapesztu. Po podpisaniu umowy w Moskwie pomiędzy ZSRR i Niemcami, przez Mołotowa i Ribentroppa, wszyscy zdawaliśmy sobie jasno sprawę, że wojna dosłownie wisiała w powietrzu i może rozpocząć się lada dzień. To, co zobaczyliśmy na dworcu kolejowym, utwierdziło nas w przekonaniu, że wojna Niemiec z Polską to już nie kwestia dni, ale godzin.

Na dworcu kolejowym stały sznurem pociągi osobowe i towarowe, przepełnione niemieckim wojskiem - w pełnym rynsztunku bojowym. Na wagonach widać było pełno wojskowego sprzętu: dział, ciężkich karabinów maszynowych, samochodów, czołgów, tankietek, itp. Na dworcu panował nieopisany ruch. Na peronach kręciło się pełno żołnierzy Wermachtu, a pomiędzy nimi Niemki z wojskowych formacji i siostry z Rotes Kreutz wydawały kawę, herbatę coraz to nowym żołnierzom, ustawiającym się w długie kolejki. Pociąg odchodził za pociągiem, w kierunku Żyliny ku polskiej granicy. Na ich miejsce nadjeżdżały od strony Wiednia coraz to nowe pociągi z transportem wojska niemieckiego. Z trudem odnaleźliśmy dyżurnego ruchu - kolejarza Słowaka, który nas poinformował o mającym odejść ostatnim pociągu z Bratysławy, w kierunku granicy węgierskiej. Poradził on nam, że jeżeli chcemy w ogóle wyjechać na Węgry, to radzi skorzystać z tego ostatniego pociągu, mającego odejść o godz. 21-ej. Pociąg dojedzie tylko do granicy węgierskiej. Normalnie pociąg odchodził z Bratysławy do Budapesztu. Nie było więc czasu do stracenia, musiałem wyjechać z Bratysławy jeszcze dzisiaj. Kupiłem więc w kasie biletowej bilet do stacji granicznej. Musiałem pojechać jeszcze do kliniki, gdzie mieszkałem i zabrać swoje rzeczy - małą walizeczkę i neseser. Wzięliśmy taksówkę i wkrótce pędziliśmy ulicami Bratysławy, w kierunku szosy prowadzącej do Wiednia, aby zobaczyć co tam się dzieje.

Nie dotarliśmy do głównej szosy i musieliśmy się zatrzymać wcześniej. Dalej nie sposób było jechać. Od strony Wiednia, nieprzerwanym sznurem jechały samochody ciężarowe, osobowe, czołgi, tankietki, armaty - jedna za drugą. W samochodach siedzieli żołnierze Wermachtu i śpiewali pieśni wojskowe. Staliśmy na szosie, przyglądając się nawale najeźdźców, która niebawem miała uderzyć na Polskę. Widziałem w oczach mych przyjaciół współczucie. Adela Machawiczowa była mieszkanką Słowacji, od marca już okupowanej przez Niemców. Patrzyła ona trzeźwo na owych „przyjaciół” spod znaku swastyki. Branko Bożicz pochodził z Chorwacji, a Nadieżda Gieorgijewna Sawowa z Bułgarii - z Sofii. Wszyscy byli studentami medycyny. Po pewnym czasie Branko zaproponował, abyśmy pojechali pożegnać się do jakiejś cichej kawiarenki lub winiarni nad Dunajem. Adela rzekła, że zna bardzo przyjemną winiarnię, która o tej godzinie jest zwykle pusta i będziemy tam mogli spędzić przyjemnie godziny pożegnania. Branko powiedział, że lepiej będzie, żebym sam nie jechał do kliniki po rzeczy, gdyż rano już po moim odejściu pytali o mnie jacyś podejrzani osobnicy. Ludzie ci, jemu nie podobali się, wyglądali na osoby spod znaku swastyki. Postanowiliśmy, że Adela i Nadzia pojadą po moje rzeczy do kliniki, a ja wprost z winiarni pojadę na dworzec.

Wkrótce dotarliśmy na miejsce. Zapłaciliśmy za taksówkę i po kamiennych schodach zeszliśmy w dół, w kierunku Dunaju. Rzeka płynęła cicho, spokojnie, woda była brudnoszara i zupełnie nie przypominała mi błękitnego Dunaju, opiewanego w przepięknych walcach przez Johana Straussa. Wiatr muskał i pieścił jej powierzchnię wywołując fale rozchodzące się do brzegów, niosąc przy tym przyjemny chłód. Na moim palcu czerwienił się pierścień, który otrzymałem od pięknej, pochodzącej z Rumunii, czarnowłosej Mimi z Konstancy. Czułem, że moi przyjaciele w owej chwili myśleli o tym samym co ja, tak ciężko nam się było rozstać. Nasza przyjaźń studencka była mocna, przecież wszyscy należeliśmy do jednej słowiańskiej rodziny. Wymienialiśmy ze sobą słowa przyjaźni i przyrzeczenia, że jak tylko to będzie możliwe, spotkamy się po wojnie. W pewnej chwili zdjąłem z palca pierścień i wrzuciłem go do rzeki. Wierzyłem, że przez ten dar zaślubin z Dunajem, los pozwoli nam w przyszłości odnaleźć naszą przyjaźń. Wolnymi krokami szliśmy do pobliskiej winiarni.

Winiarnia znajdowała się na małym tarasie, położonym nad samym Dunajem. Taras był ogrodzony wysokim płotkiem, zbudowanym z drewnianych żerdek, a na nich wiły się zielone gałęzie winorośli. Pomiędzy liśćmi złociły się soczyste, dojrzałe kiście winogron. Usiedliśmy przy stoliku na tarasie okalającym mały budynek winiarni i Adela kazała podać wino. Po chwili piękna, młoda Słowaczka, ubrana w narodowy strój, przyniosła nam dwa dzbany, w jednym wino, a w drugim wodę. Po chwili na półmisku wniosła chleb smażony na maśle. Piliśmy chłodne wino, rozcieńczając je czystą kryniczną woda, przegryzając chlebem smażonym na maśle. Podobnych winiarni w Bratysławie było dużo, wolno w nich było właścicielowi sprzedawać własne wino w dzbanach i chleb smażony na maśle.

Branko powiedział: „- Druża” - przyjaciele, stoimy w przededniu nowej długiej wojny. Wojny, która się dopiero zaczyna, ale która rozszerzy się na cały świat. Świat nie może dłużej ulegać Hitlerowi. Polska ugnie się, bo nie może oprzeć się sile Niemców, ale stanie się przyczyna wojny ogólnoświatowej, która w końcu przyniesie jej wolność. Na to ja zaoponowałem, przecież jesteśmy silni, mamy silną armię i będziemy się bić do ostatniej kropli krwi. Branko nie zgodził się z moimi wywodami i mówił dalej, że Hitler po opanowaniu Polski, uderzy na państwa bałkańskie, którym zgotuje ten sam ciężki los, co i Polsce. Będzie się starał o zwycięstwo na zachodzie i w końcu zaatakuje Związek Radziecki. Na to wszyscy zaoponowaliśmy. Przecież Mołotow z Ribentroppem zawarli akt przyjaźni, podpisując, jak się później okazało, czwarty rozbiór Polski. Na to Branko powiedział, że przyjaźń ta jest tylko chwilowa i gdy Hitler pokona wszystkich, uderzy na Rosję, bo jemu potrzebne są ziemie rosyjskie, ukraińskie i jej chleb, pszenica i bogactwa mineralne. Ludzi przemieni Hitler w bydło robocze, a Niemcy będą nimi tylko kierować.

Spytałem - skąd ty to wszystko wiesz? Branko odrzekł, że dużo czyta i znalazł to wszystko w książce Hitlera „Mein Kempf”.

A więc dlaczego Rosjanie są tak krótkowzroczni i przyjaźnią się z Niemcami? - zapytałem. - Widocznie nie są jeszcze przygotowani do wojny i chcą korzystać z pokoju, lepiej się do niej przygotować - odrzekł, a po drugie - Rosjanie otrzymają za pokój na pewno zdobycze terytorialne i wykorzystają lata pokoju do wzmocnienia swojego potencjału wojennego. Wojna niemiecko-rosyjska jest jednak nieunikniona.

Popijaliśmy złociste wino i krew w naszych żyłach poczęła żywiej krążyć. Nadchodził wieczór, a z nim czas rozstania. Wspólnie zapłaciliśmy rachunek, pożegnaliśmy sympatyczną gospodynię winiarni i skierowaliśmy kroki do przystanku autobusowego. Autobus dowiózł nas do śródmieścia. My z Brankiem wysiedliśmy z autobusu wcześniej i zaszliśmy do baru expressowego, a Adela i Nadzia pojechały do kliniki po moje rzeczy i miały potem do nas dołączyć. Niebawem nadeszły - Nadzia niosła mój neseser, a Adela walizeczkę. Zjedliśmy razem kolację w barze. Po herbacie, taksówką, udaliśmy się na dworzec. Tam, w dalszym ciągu na peronach stały pociągi z niemieckim wojskiem i co chwilę odchodziły w kierunku naszej granicy.

Z trudem odnaleźliśmy na bocznym torze pociąg, który miał zawieźć mnie do granicy węgierskiej. Nadia i Branko wkrótce mieli popłynąć Dunajem do Budapesztu, a Adela zostawała w Bratysławie. Początkowo i ja chciałem popłynąć z nimi do Budapesztu, a stamtąd dostać się przez Sofię i Bukareszt, do Lwowa. Ale los chciał inaczej.

Całując swoich przyjaciół, zobaczyłem łzy spływające po ich policzkach. Żegnali mnie, jak idącego na śmierć. Powiedziałem, żeby nie płakali, że ja jadę do Polski walczyć z Niemcami, że największym szczęściem jest móc walczyć o wolność swojej Ojczyzny. Wsiadłem do prawie pustego pociągu i po kilkunastu minutach byłem już w drodze do granicy.

Różne myśli snuły mi się po drodze. Może zaczekać w Budapeszcie na swoich przyjaciół i później zdecydować co dalej robić. Byłem do pewnego stopnia niezależny. Miałem paszport i wizy na państwa bałkańskie: Jugosławię, Węgry, Bułgarię i Rumunię. Miałem pieniądze w dolarach i funtach szterlingach, za które mogłem się skromnie utrzymać przez kilka miesięcy. Mogłem na przykład jechać do Sofii i studiować medycynę...

Ale kraj wymagał mojego jak najszybszego przyjazdu. Musiałem przecież ostrzec swych rodaków, opowiedzieć im, co widziałem w Słowacji. Myślałem, czy aby nie zamkną mi przed nosem granicy z Węgrami. Granica polsko-słowacka była już od dawna zamknięta. Mój kolega, Stefan Różański, Polak, odbywający ze mną praktykę w Słowacji, wyjechał do kraju już przed 15 sierpnia. Wyjechał również przez Węgry via Budapeszt. Zabrał mój bagaż i szereg materiałów.

Sierpniowa noc była wyjątkowo zimna. Pociąg jechał prawie nieoświetlony, tłukąc się rytmicznie po szynach, zatrzymując co pewien czas na stacjach i stacyjkach. Zrobiła się ciemna noc. Naraz pociąg zatrzymał się i usłyszałem głos konduktora, który nakazywał wszystkim podróżnym wysiąść z pociągu. Wysiadłem i podążyłem za nielicznymi pasażerami do poczekalni. Dowiedziałem się, że była to stacja graniczna i za dwie godziny odjedzie stąd pociąg węgierski do Budapesztu. Przez ten czas musimy przejść kontrolę paszportową i celną. Była godzina 12-ta w nocy, obok poczekalni zobaczyłem mały bufet stacyjny, w którym sprzedawano herbatę - ale jaką! Herbatę z rumem. Spytałem o cenę, przeszukałem gorączkowo kieszenie i znalazłem ostatnie korony. Czułem jak każda kropla herbaty rozgrzewała moje zziębnięte ciało. Nie miałem więcej koron, gdyż przed południem zamieniłem większą ich ilość na pieniądze węgierskie. Posiadałem pewną sumę w węgierskich pengo i w złotych polskich. Dolary i funty szterlingi musiałem dobrze ukryć w neseserze. Bałem się trochę, aby przy kontroli celnej nie znaleźli ich celnicy, bo pieniędzy tych nie zgłosiłem i miałbym z tego powodu kłopoty. Po pewnym czasie wezwano nas do kontroli paszportów. Mój polski paszport jakiś cywilny agent policji długo trzymał w rękach i oglądał wraz z policjantem mundurowym i pracownikiem straży granicznej. Po pewnym czasie oddał mi go i kazał przejść dalej do kontroli celnej. Celnicy spytali mnie, czy nie posiadam czegoś do oclenia, ja powiedziałem, że nie mam nic i na tym się skończyło. Zaprowadzono mnie i kilku jeszcze pasażerów - Węgrów, Czechów do opodal stojącego węgierskiego pociągu i kazano zająć miejsca. Wykupiłem u konduktora bilet trzeciej klasy do Budapesztu. Byłem jedynym pasażerem Polakiem, jadącym tym pociągiem. Był to ostatni pociąg, który wyjechał ze Słowacji na Węgry. Rano 31.VIII.1939 r. granica słowacko-węgierska została zamknięta.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: