Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Monstruarium - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2009
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,00

Monstruarium - ebook

Nie sposób usunąć ich z ludzkiego świata. Monstra, potwory, dziwolągi...
Zawsze gdzieś w końcu je dojrzymy – co więcej, będziemy ich szukać, gdyż ich natura intryguje nas i pociąga. Wystawimy je na pokaz, tłumacząc, że to potrzebne, gdyż odstępstwo wskazuje regułę, bo nieforemność uczy, czym jest forma. Dzieje się tak, jakby monstra chciały udowodnić, że do czegoś są nam potrzebne, jakby chciały powiedzieć, że bez nich nie określimy naszej własnej natury i nie zrozumiemy świata, który chcemy uporządkować i rozjaśnić.

Spis treści

Apologia potwora
Rozdział I: Narodziny monstrum
Rozdział II: Pozór nieporządku
Rozdział III: Kryzys słów / triumf rzeczy
Rozdział IV: Renesans monstrów
Rozdział V: Monstra medyków
Rozdział VI: Języki monstrualności
Rozdział VII: Narzędzie nauki
Rozdział VIII: Dzikość opanowana
Rozdział IX: Mięsień i dusza
Rozdział X: Osobny świat osobliwości
Rozdział XI: Dziwoląg – figura wyobraźni
Rozdział XII: Powroty monstrów
Rozdział XIII: Pozytywna retoryka potworności
Epilog: Epoki monstrualności
Apologia autora
Przypisy
Bibliografia
Filmografia
Nota edytorska
Indeks osób

Kategoria: Filozofia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7453-154-2
Rozmiar pliku: 18 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Apologia potwora

Był wiek XVII, kie­dy ksiądz Ni­co­las Ma­le­bran­che, czło­nek Kró­lew­skiej Aka­de­mii Nauk, w swym trak­ta­cie o po­szu­ki­wa­niu praw­dy pi­sał o pew­nej ko­bie­cie, „któ­ra ze zbyt­nią gor­li­wo­ścią wpa­try­wa­ła się w ob­raz świę­te­go Piu­sa, gdy aku­rat ob­cho­dzo­no świę­to jego ka­no­ni­za­cji. Po­wi­ła ona dziec­ko cał­kiem po­dob­ne do przed­sta­wie­nia tego świę­te­go. Mia­ło twarz star­ca, o ile jest to moż­li­we u dziec­ka po­zba­wio­ne­go bro­dy. Ra­mio­na były skrzy­żo­wa­ne na pier­si, oczy skie­ro­wa­ne ku Nie­bu, a czo­ło ni­skie, gdyż wi­ze­ru­nek świę­te­go, zwró­co­ny w górę ku skle­pie­niu ko­ścio­ła, spo­glą­dał ku Nie­bu, tak że pra­wie nie było wi­dać czo­ła. Cały Pa­ryż mógł je oglą­dać rów­nie do­brze jak ja, po­nie­waż prze­cho­wy­wa­no je dość dłu­go w spi­ry­tu­sie win­nym” (Ma­le­bran­che 1910: I 170). Brak tu in­for­ma­cji o śmier­ci no­wo­rod­ka – po­boż­na mat­ka ro­dzi dziec­ko, po czym wy­sta­wia się je na po­kaz i au­tor nie wi­dzi w tym nic nie­sto­sow­ne­go. In­te­re­su­ją go je­dy­nie przy­czy­ny spra­wia­ją­ce, że re­gu­ły do­ty­czą­ce wy­glą­du zgod­ne­go z wie­kiem ule­ga­ją za­ła­ma­niu. Po­da­jąc ów przy­kład, do­wo­dzi, że wy­obraź­nia cię­żar­nej może wpły­nąć na płód dzię­ki ko­mu­ni­ka­cji ner­wów ko­bie­ty i ner­wów isto­ty roz­wi­ja­ją­cej się w jej ło­nie, a roz­wa­ża­nia te snu­je w du­chu kar­te­zjań­skim. (W isto­cie ko­rzy­sta z daw­ne­go wąt­ku – w prze­ko­na­nie o wpły­wie mat­czy­nej wy­obraź­ni na wy­gląd po­tom­stwa, wy­ra­żo­ne nie­gdyś przez Em­pe­do­kle­sa, prze­ka­za­ne my­śli ary­sto­te­le­sow­skiej, przez całe wie­ki wle­wa się zmien­ne tre­ści (Huet 1993)). Owe na­ro­dzi­ny mają pew­ne rysy cudu; cud po­wo­łu­je do ży­cia wi­do­wi­sko, a ono wpi­su­je się w tra­dy­cję wy­sta­wia­nia na po­kaz mon­strów ro­zu­mia­nych zgod­nie z za­war­tą w ich na­zwie su­ge­stią. Ich za­da­nie to mon­stra­re – a za­tem po­ka­zy­wa­nie, od­sy­ła­nie do zna­czeń sy­tu­ują­cych się poza nimi sa­my­mi. Sen­sy nie­zwy­kłych na­ro­dzin, jak­kol­wiek pod­po­rząd­ko­wa­ne per­swa­zyj­nym ce­lom trak­ta­tu na­uko­we­go i fi­lo­zo­ficz­ne­go, opa­li­zu­ją.

Dziś ta­kie po­trak­to­wa­nie ludz­kie­go pło­du lub mar­twe­go no­wo­rod­ka (nie wie­my bo­wiem, któ­ry z nich wcho­dził w grę) uzna­no by za nie­do­pusz­czal­ne, wi­do­wi­sko oce­nio­no by jako nie­smacz­ne, a wi­dzów po­są­dzo­no o brak wraż­li­wo­ści. Mon­stru­al­ność nie kry­ła­by się w dziec­ku-star­cu, ale w ludz­kiej re­ak­cji na jego po­ja­wie­nie się na świe­cie.

Czy rze­czy­wi­ście? A może wca­le by tak nie było – może wy­star­czy­ło­by do­ko­nać nie­wiel­kie­go re­tu­szu sy­tu­acji, by wszyst­ko mo­gło się to­czyć swym try­bem… Trze­ba by wpi­sać spek­takl w inne krę­gi zna­czeń, za­ape­lo­wać do in­nej wraż­li­wo­ści, ale efekt był­by po­dob­ny, a ludz­kie zdzi­wie­nie „cu­dem na­tu­ry” zy­ska­ło­by uspra­wie­dli­wie­nie.

Po­stąp­my krok da­lej – prze­kuj­my to przy­pusz­cze­nie na hi­po­te­zę:

Mon­strów, po­two­rów, dzi­wo­lą­gów nie spo­sób usu­nąć z ludz­kie­go świa­ta. Opa­no­wy­wa­ne i ujarz­mia­ne, wy­rzu­ca­ne ze świa­ta ro­zum­ne­go jako aber­ra­cja lub za­bo­bon, jako cho­ro­ba, prze­sąd czy zmy­śle­nie, wró­cą do nas tyl­ny­mi drzwia­mi. Za­wsze gdzieś w koń­cu je doj­rzy­my – co wię­cej, bę­dzie­my ich szu­kać, gdyż ich na­tu­ra in­try­gu­je nas i po­cią­ga. Znaj­dzie­my cia­ła, do któ­rych da się przy­cze­pić ową nie­jed­no­znacz­ną ety­kie­tę; wy­sta­wi­my je na po­kaz, tłu­ma­cząc, że to po­trzeb­ne, gdyż od­stęp­stwo wska­zu­je re­gu­łę, bo nie­fo­rem­ność uczy, czym jest for­ma. Za­ma­że­my sło­wo „mon­strum” z jego daw­ny­mi ko­no­ta­cja­mi, a je same uczy­ni­my uży­tecz­ny­mi dla na­uki, spek­ta­ku­lar­ny­mi dla roz­ryw­ki. Wów­czas po­twor­ność nie od razu nam się ob­ja­wi, okry­ta wo­alem utka­nym z wąt­ków wzię­tych z dys­kur­sów edu­ka­cyj­nych, lu­dycz­nych czy jesz­cze in­nych – wo­alem nie do koń­ca szczel­nym, po­zwa­la­ją­cym do­strzec kształt po­twor­no­ści. Te sy­tu­acje wy­da­ją się naj­bar­dziej za­sta­na­wia­ją­ce.

Dzie­je się tak, jak­by mon­stra chcia­ły udo­wod­nić, że do cze­goś są nam po­trzeb­ne, jak­by chcia­ły po­wie­dzieć, że bez nich nie okre­śli­my na­szej wła­snej na­tu­ry i nie zro­zu­mie­my świa­ta, któ­ry chce­my upo­rząd­ko­wać i roz­ja­śnić.

O tym wła­śnie opo­wie ta książ­ka.

Cho­dzi w niej o pew­ną ideę, prze­wi­ja­ją­cą się przez dzie­je i przy­bie­ra­ją­cą róż­ne kształ­ty. Nie przed­sta­wię tu jed­nak jej hi­sto­rii w ści­słym tego sło­wa zna­cze­niu. Bę­dzie to ra­czej in­ter­pre­ta­cja ze­spo­łu zja­wisk, przy­pusz­czal­nie jed­na z moż­li­wych – in­ter­pre­ta­cja, któ­ra (być może nie­zbyt skrom­nie) chcia­ła­by wejść w krąg bu­dow­ni­czych „an­tro­po­lo­gii mon­stru­al­no­ści”. Sama tej an­tro­po­lo­gii nie zbu­du­je, gdyż z za­ło­że­nia po­mi­ja wie­le ob­sza­rów, któ­ry­mi owa dzie­dzi­na mu­sia­ła­by się za­jąć (po­czy­na­jąc od po­twor­no­ści mi­to­lo­gicz­nej, a na pro­jek­tach trans­hu­ma­ni­zmu koń­cząc).

To praw­da, że samo okre­śle­nie „mon­strum” wy­dać się dziś może ana­chro­nicz­ne jako po­ję­cie no­szą­ce śla­dy prze­są­dów, nie­pra­wo­moc­ne, gdy sto­su­je­my je w od­nie­sie­niu do isto­ty ludz­kiej (An­cet 2006:7). Mówi się wpraw­dzie o mon­strach w sen­sie mo­ral­nym – o po­zba­wio­nych wy­obraź­ni emo­cjo­nal­nej prze­stęp­cach, o se­ryj­nych mor­der­cach. Okre­śla­jąc ich w ten spo­sób, sta­wia­my ba­rie­rę mię­dzy tym, co ce­chu­je nas, lu­dzi w peł­nym tego sło­wa zna­cze­niu, a be­stial­skim wy­kro­cze­niem poza pra­wa mo­ral­ne. Okre­śle­nie „mon­strum” to znak wy­klu­cze­nia. Na­to­miast nie­ty­po­we ufor­mo­wa­nie cia­ła dane przez na­tu­rę lub zy­ska­ne na mocy przy­pad­ku nie może być po­wo­dem do tego, by ob­da­rzać ko­goś tym mia­nem. Tu­taj nie wol­no nam sta­wiać ba­rie­ry wy­klu­cza­ją­cej jed­nost­kę. Dys­po­nu­je­my me­dycz­ny­mi okre­śle­nia­mi po­zwa­la­ją­cy­mi na­zwać pro­blem in­a­czej, być może w spo­sób mniej styg­ma­ty­zu­ją­cy. Czy jed­nak po­ję­cie mon­strum – prze­su­nię­te tro­chę w inne ob­sza­ry, pod­da­ne re­tu­szo­wi ma­sku­ją­ce­mu pew­ne jego rysy – nie wy­stę­pu­je w na­szym my­śle­niu, czy nie od­ci­ska swych kształ­tów na róż­nych prak­ty­kach spo­łecz­nych i na ak­tach twór­czych? Wy­da­je się, że na wie­lu świa­dec­twach kul­tu­ry wid­nie­ją śla­dy apo­rii nor­mal­no­ści – nie­wąt­pli­we zna­ki dzia­ła­nia mon­strów… Te wła­śnie zna­ki będę tro­pić w ko­lej­nych roz­dzia­łach.

Skła­niam się do tego, by trak­to­wać mon­strum ra­czej jako pew­ną ka­te­go­rię i zwią­za­ny z nią, zmien­ny hi­sto­rycz­nie ze­spół prze­ko­nań niż jako kon­kret­ny, da­ją­cy się zde­fi­nio­wać ro­dzaj bytu. Jak pi­sa­ła Za­kiya Ha­na­fi: „Więk­szość mon­strów ist­nie­je ra­czej dzię­ki temu, że wciąż się je opi­su­je, niż dla­te­go, że na­praw­dę się je oglą­da” (Ha­na­fi 2000:6). Nie zna­czy to, że po­zo­sta­ją one w sfe­rze fan­ta­zji; wręcz prze­ciw­nie, rze­czy­wi­ste wy­da­rze­nia czę­sto leżą u pod­ło­ża owych prze­ko­nań – po­ru­sza­ją ludz­kie umy­sły, każą szu­kać przy­czyn, pod­da­wać pod roz­wa­gę idee, któ­re zra­zu wy­da­wa­ły się nie pod­le­gać dys­ku­sji, po­bu­dza­ją do two­rze­nia opo­wie­ści i ob­ra­zów¹. W ko­lej­nych roz­dzia­łach tej książ­ki zaj­mę się kul­tu­ro­wym opra­co­wy­wa­niem mon­stru­al­no­ści, a ra­czej nie­ustan­nym jej prze­pra­co­wy­wa­niem. Nie daje się ona za­mknąć w jed­nej for­mu­le, wciąż otwar­ta na róż­ne spo­so­by wy­ko­rzy­sta­nia. Zo­ba­czy­my, jak za­chwyt i za­dzi­wie­nie mogą się mie­szać z po­czu­ciem skon­fun­do­wa­nia i pew­ne­go za­gu­bie­nia; dys­kom­fort nie­zro­zu­mie­nia – z wolą po­zna­nia, we­wnętrz­ne­go wzbo­ga­ce­nia i po­bu­dze­nia es­te­tycz­ne­go; pra­gnie­nie po­rząd­ku – z py­ta­niem o jego gra­ni­ce.

Oś wy­wo­du uwzględ­nia chro­no­lo­gię; sta­ram się jej trzy­mać, po­ka­zu­jąc prze­mia­ny w spo­so­bach trak­to­wa­nia nie­zwy­kło­ści, mon­stru­al­no­ści, po­twor­no­ści. Czę­sto jed­nak mo­ty­wy z róż­nych epok od­sy­ła­ją do sie­bie wza­jem­nie, ich sen­sy zda­ją się po­wra­cać w zmie­nio­nych kształ­tach, w in­nych kon­tek­stach, zmu­sza­jąc do za­ta­cza­nia krę­gów i do py­ta­nia o to, czy wciąż mamy do czy­nie­nia z tym sa­mym zja­wi­skiem, czy też ule­gło już ono cał­ko­wi­te­mu prze­kształ­ce­niu, a daw­ny sens gdzieś się za­gu­bił.

In­te­re­su­je mnie no­wo­żyt­ność, ale tro­piąc zna­ki po­twor­no­ści, po­ru­szam się po roz­le­głym ob­sza­rze cza­so­wym – od eu­ro­pej­skie­go Śre­dnio­wie­cza do cza­sów współ­cze­snych. Ro­bię też wy­ciecz­ki w stro­nę sta­ro­żyt­no­ści, gdyż tam wi­dzę źró­dła pew­nych idei snu­ją­cych się przez stu­le­cia. (Ary­sto­te­les, Pli­niusz czy Ga­len dłu­go po­zo­sta­ją tymi, do któ­rych od­wo­łu­je się myśl świa­ta za­chod­nie­go). Taka za­chłan­ność te­ma­tycz­na nie­wąt­pli­wie skła­nia do pew­nych po­mi­nięć, cza­sem wy­mu­sza my­ślo­wą dro­gę na skró­ty. Są­dzę jed­nak, że tyl­ko w tym uję­ciu owa pro­ble­ma­ty­ka na­bie­ra od­po­wied­niej wy­ra­zi­sto­ści. Po­dob­ne in­ten­cje sto­ją za wy­bo­rem ob­sza­rów kul­tu­ro­wo-geo­gra­ficz­nych, na któ­rych kon­cen­tru­je się uwa­ga w po­szcze­gól­nych czę­ściach książ­ki. W toku tej opo­wie­ści ze śre­dnio­wiecz­nej i no­wo­żyt­nej Eu­ro­py prze­miesz­czę się do Sta­nów Zjed­no­czo­nych epo­ki in­du­stria­li­za­cji, a po­tem do rze­czy­wi­sto­ści me­dial­nej ery glo­ba­li­za­cji – sta­ram się za­wsze zna­leźć tam, gdzie prak­ty­ki kul­tu­ro­we zwią­za­ne z mon­stru­al­no­ścią i od­no­szą­ce się do niej prze­ko­na­nia da­dzą się trak­to­wać jako zna­ki ogól­niej­szych ten­den­cji. Będę przy tym szu­kać kon­tek­stów (mo­ral­nych, in­te­lek­tu­al­nych, spo­łecz­nych), w któ­rych tkwią czyn­ni­ki po­bu­dza­ją­ce do owych prze­mian. Ma­te­riał, z któ­re­go ko­rzy­stam, na pierw­szy rzut oka wy­da­je się bar­dzo nie­jed­no­rod­ny: są tu i trak­ta­ty na­uko­we, i be­le­try­sty­ka, ilu­stra­cje z daw­nych ksiąg me­dycz­nych i współ­cze­sne ob­ra­zy fil­mo­we. O do­bo­rze za­de­cy­do­wa­ła re­pre­zen­ta­tyw­ność po­szcze­gól­nych prze­ka­zów, ro­zu­mia­na przede wszyst­kim jako zdol­ność ilu­stro­wa­nia szer­szych kwe­stii. Ogni­sko­wa­łam uwa­gę na tych ob­sza­rach kul­tu­ry, gdzie po­wsta­ją łą­cza mię­dzy róż­ny­mi aspek­ta­mi ży­cia spo­łecz­no-kul­tu­ro­we­go, na przy­kład mię­dzy my­ślą fi­lo­zo­ficz­ną, wie­dzą na­uko­wą, prak­ty­ka­mi co­dzien­ny­mi i sfe­rą za­ba­wy – to wła­śnie jest głów­ne kry­te­rium do­bo­ru ma­te­ria­łu².

W po­szcze­gól­nych roz­dzia­łach kła­dę na­cisk na róż­ne ro­dza­je przy­czyn wpły­wa­ją­cych na prze­mia­ny w kul­tu­ro­wym sta­tu­sie mon­strów, ku­rio­zów i oso­bli­wo­ści. Cza­sem ak­cent pada na kwe­stie na­tu­ry fi­lo­zo­ficz­nej i epi­ste­mo­lo­gicz­nej, kie­dy in­dziej na czyn­ni­ki spo­łecz­ne. Za­wsze kon­cen­tru­ję się na tym, co uzna­ję za do­mi­nu­ją­ce w pej­za­żu prze­mian, o któ­rym w da­nej chwi­li opo­wia­dam; za­ry­so­wu­ję bo­wiem nie tyle po­stęp, ile wła­śnie układ prze­mian. Mam przy tym świa­do­mość, że uprosz­czeń unik­nąć się nie da, je­śli chce się ogar­nąć zja­wi­sko tak zło­żo­ne i wie­lo­aspek­to­we. Wska­za­nie owych miejsc ak­cen­tu musi być czę­ścio­wo ar­bi­tral­ne, co nie ozna­cza, że w in­nych sfe­rach kul­tu­ry nic się nie dzia­ło (w mia­rę moż­li­wo­ści skró­to­wo sy­gna­li­zu­ję owe inne aspek­ty); cho­dzi ra­czej o to, że w pew­nym ob­sza­rze naj­wy­raź­niej ujaw­nia się na­tu­ra prze­mian.

Nie­rzad­ko z nar­ra­cji, ob­ra­zu, spek­ta­klu lub czy­jejś bio­gra­fii czy­nię exem­plum w daw­nym tego sło­wa zna­cze­niu – trak­tu­ję je jak opo­wieść przy­kład­ną, od­sy­ła­ją­cą do cze­goś, co prze­kra­cza płasz­czy­znę przed­sta­wio­nych expres­sis ver­bis zda­rzeń³. Sta­ram się przy tym za­cho­wać her­me­neu­tycz­ne po­dej­ście do owych prze­ka­zów – otwo­rzyć się na ewo­ko­wa­ne przez nie sen­sy, nie­od­łącz­nie zwią­za­ne z ma­cie­rzy­stą epo­ką, ale tak­że wpro­wa­dzić do gry in­ter­pre­ta­cyj­nej wła­sne ro­zu­mie­nie świa­ta.

Waż­ne są nie tyl­ko fak­ty, ale i re­ak­cje, ja­kie wzbu­dza­ją – prze­waż­nie żywe i nie­jed­no­znacz­ne. To praw­da, że mogą się one wy­da­wać po­wszech­ne, „na­tu­ral­ne”, czy też „oczy­wi­ste”. Nie mamy jed­nak do nich do­stę­pu w for­mie czy­stej. To, co okre­śli­li­by­śmy jako spon­ta­nicz­ne – prze­ra­że­nie, wstręt, współ­czu­cie, zmie­sza­nie, cie­ka­wość, za­chwyt – zo­sta­ło już wy­do­by­te ze sfe­ry moż­li­wo­ści i pod­da­ne kul­tu­ro­wym for­mu­łom do­świad­cza­nia. W pro­ces en­kul­tu­ra­cji wpi­sa­ne są bo­wiem ćwi­cze­nia w za­chwy­cie, zmie­sza­niu czy prze­ra­że­niu. To praw­da, że po­zo­sta­je znacz­ny mar­gi­nes dla in­dy­wi­du­al­nych wa­rian­tów do­świad­cza­nia, ale wa­run­ki ich urze­czy­wist­nie­nia okre­śla­ne są na po­zio­mie po­nadin­dy­wi­du­al­nym. Dzie­je się to mię­dzy in­ny­mi za spra­wą in­sty­tu­cjo­na­li­za­cji kon­tak­tu z od­mien­no­ścią za­rów­no w miej­scach mar­gi­na­li­zo­wa­nych, jak i na sce­nach umiej­sco­wio­nych po­śród ży­cia pu­blicz­ne­go. Wią­żą się z tym sce­na­riu­sze za­cho­wań, okre­śla­ją­ce nie tyl­ko po­ziom ge­stów, słów i czy­nów, ale i do­pusz­czal­nych, pra­wo­moc­nych re­ak­cji emo­cjo­nal­nych. To, w jaki spo­sób spo­łecz­ność trak­tu­je po­twor­ność, gdzie ją wi­dzi i ja­kie po­sta­wy wo­bec niej pro­mu­je, sta­no­wi prak­tycz­ny pro­bierz ofi­cjal­nie uzna­wa­nej wraż­li­wo­ści mo­ral­nej. W syn­te­tycz­ny spo­sób ujął to nie­miec­ki li­te­ra­tu­ro­znaw­ca Hans May­er, na­zy­wa­jąc po­two­ra „skraj­nym przy­pad­kiem czło­wie­czeń­stwa” (May­er 2005:5).

Nie ukry­wam, że się­ga­jąc po daw­ne źró­dła, czę­sto od­czu­wa­łam zmie­sza­nie, za­że­no­wa­nie, nie­smak… Okrut­ne trak­to­wa­nie od­mień­ców, wy­sta­wia­nie ich na po­kaz – jak­że to obce dzi­siej­szej wraż­li­wo­ści! Nic nie po­win­no uspra­wie­dli­wiać ma­ni­pu­lo­wa­nia ludź­mi, wy­ko­rzy­sty­wa­nia ich ciał dla roz­ryw­ki, zy­sku czy też wąt­pli­wej na­uki. Bez­tro­ska i brak wraż­li­wo­ści dają się za­uwa­żyć w miej­scach za­ska­ku­ją­cych – tak jak we frag­men­cie otwie­ra­ją­cym tę książ­kę. Kon­takt z prze­ka­zem wpra­wia w ruch krę­gi her­me­neu­tycz­nych po­szu­ki­wań. Tkwi­my we wła­snym śro­do­wi­sku kul­tu­ro­wym, za­nu­rze­ni w swo­im cza­sie; mamy do dys­po­zy­cji po­ję­cia i wzor­ce in­ter­pre­ta­cyj­ne – ale za­nim je za­sto­su­je­my, je­ste­śmy w sy­tu­acji za­bu­rze­nia po­jęć i war­to­ści.

Po­ja­wia się tu moż­li­wość ta­kie­go do­świad­cze­nia, o ja­kim pi­sał Hans-Georg Ga­da­mer, z jed­nej stro­ny uzna­jąc przy­na­leż­ność od­bior­cy do jego wła­sne­go świa­ta, a z dru­giej wska­zu­jąc zna­cze­nie, ja­kie ma wy­kra­cza­nie ku świa­tom in­nym, da­nym po­przez róż­ne­go ro­dza­ju prze­ka­zy: „Nig­dy gra­ją­cy, twór­ca lub widz nie są wcią­ga­ni tyl­ko w obcy świat cza­rów, rau­szu, snu, lecz ra­czej wcho­dzą w bar­dziej wła­ści­wy spo­sób we wła­sny świat, głę­biej się w nim roz­po­zna­jąc” (Ga­da­mer 1993:147).

Oczy­wi­ście mu­szą się tu po­ja­wić py­ta­nia: Co na­praw­dę zo­sta­je nam udo­stęp­nio­ne w ta­kim do­świad­cze­niu? Na czym po­le­ga ro­zu­mie­nie emo­cji, któ­re chce się­gać w prze­szłość lub prze­kra­czać gra­ni­ce swoj­sko­ści? Czy w pró­bach zro­zu­mie­nia In­nych za­wsze nie­zmien­nie wra­ca­my do sie­bie nie­zmie­nio­nych, czy też ja­kąś cząst­kę In­nych wno­si­my do na­sze­go świa­ta?

Zo­staw­my na ra­zie owe py­ta­nia na boku i wejdź­my w grę, o któ­rej pi­sał Ga­da­mer.Rozdział III Kryzys słów / triumf rzeczy

Po­trze­ba no­we­go ję­zy­ka

„Zgro­ma­dził wiel­ką licz­bę pta­ków, od­mien­nych od tych z Ka­sty­lii – rzecz wiel­ce god­na uwa­gi – dwa ty­gry­sy, dwie ba­rył­ki gę­ste­go bal­sa­mu z drze­wa am­ba­ro­we­go, inny bal­sam przy­po­mi­na­ją­cy oli­wę, czte­rech In­dian ucho­dzą­cych za mi­strzów w żon­gler­ce bel­ka­mi przy uży­ciu nóg – god­na uwa­gi gra tak dla Ka­sty­lii, jak i ja­kie­go­kol­wiek kra­ju; in­nych jesz­cze In­dian, zręcz­nych tan­ce­rzy, wy­ko­nu­ją­cych pozy, jak­by tań­czy­li w po­wie­trzu; przy­wiózł też trzech gar­ba­tych i kar­ło­wa­tych In­dian, któ­rych cia­ła były po­twor­nie po­skrę­ca­ne” (Ber­nal Díaz, cyt. za: To­do­rov 1996: 146). Tak pi­sał je­den z kro­ni­ka­rzy kon­kwi­sty o swo­istych za­pę­dach ko­lek­cjo­ner­skich Kor­te­za. Ta za­chłan­ność mia­ła jed­nak szcze­gól­ny aspekt – roz­wie­ra­ła po­ję­cio­we wro­ta, ja­ki­mi do Eu­ro­py na­pły­wa­ła wie­dza o no­wych lą­dach.

Czas był szcze­gól­ny – świat prze­kształ­cał się w spo­sób bez­pre­ce­den­so­wy. Ląd ziem­ski – zra­zu jak­by trój­list­ny, z od­no­ga­mi Eu­ro­py, Afry­ki i In­dii (ta­kie wy­obra­że­nia oglą­dał Ko­lumb) – te­raz oka­zał się bar­dziej skom­pli­ko­wa­ny; wi­dać już było wy­raź­nie, że mun­dus no­vus w żad­nym miej­scu nie łą­czy się ze zna­nym świa­tem. Rze­czy­wi­stość od­naj­dy­wa­na za oce­anem sta­no­wi­ła nie­ma­łe wy­zwa­nie dla spo­so­bu, w jaki ro­zu­mia­no i opi­sy­wa­no uni­wer­sum. Daw­niej, w erze Śre­dnio­wie­cza, en­cy­klo­pe­dy­ści i ko­smo­gra­fo­wie-kom­pi­la­to­rzy nie czu­li przy­mu­su we­ry­fi­ka­cji każ­de­go szcze­gó­łu; po­dróż­ni­cy też nie za­mie­rza­li de­men­to­wać wie­dzy za­war­tej w księ­gach ta­kich au­to­ry­te­tów jak Pli­niusz czy Au­gu­styn. Trzy­ma­jąc się tego, co za­ko­rze­nio­ne w tra­dy­cji ob­ra­zo­wej i in­te­lek­tu­al­nej, od­naj­dy­wa­li mo­ty­wy zna­ne z róż­nych prze­ka­zów. Nie­kie­dy wpraw­dzie wy­ra­ża­li zdzi­wie­nie bra­kiem pew­nych stwo­rzeń czy obiek­tów, ale ist­nie­nie in­nych – ta­kich jak sło­nie czy lu­dzie o czar­nej skó­rze – utwier­dza­ło ich w prze­ko­na­niu o praw­dzi­wo­ści po­zo­sta­łych ele­men­tów.

Wi­zja Pli­niu­szo­wa ule­ga­ła dra­ma­tycz­nej kon­fron­ta­cji z rze­czy­wi­sto­ścią i trze­ba było in­a­czej kre­ślić geo­gra­fię cu­dow­no­ści¹. Tego ro­dza­ju zmia­ny nie za­cho­dzą w spo­sób pro­sty czy au­to­ma­tycz­ny. Po­ję­cia kie­ru­ją spoj­rze­niem na świat, ale jed­no­cze­śnie mogą trzy­mać je na uwię­zi. Czas wy­praw od­kryw­czych to spraw­dzian dys­cy­pli­ny spoj­rze­nia i so­lid­no­ści uwię­zi. Kie­dy więc Ko­lumb uda­je się na wy­pra­wę, przy­pusz­cza, że spo­tka cy­klo­py, lu­dzi z ogo­na­mi i sy­re­ny – i rze­czy­wi­ście, wi­dzi sy­re­ny, cho­ciaż musi przy­znać, że nie są tak pięk­ne, jak moż­na by się spo­dzie­wać. Kie­dy do­sta­je od tu­byl­ców per­ły, wie, skąd się wzię­ły, choć z na­sze­go punk­tu wi­dze­nia mógł­by za­cząć za­sta­na­wiać się nad pod­sta­wa­mi owej wie­dzy. Jak ko­men­tu­je to Tzve­tan To­do­rov: „Spra­wa roz­gry­wa się na jego oczach, ale to, co re­la­cjo­nu­je w swo­im dzien­ni­ku, jest wy­ja­śnie­niem wzię­tym od Pli­niu­sza, z księ­gi te­goż: Przy brze­gu mo­rza znaj­do­wa­ły się nie­zli­czo­ne ilo­ści ostryg, przy­twier­dzo­nych do ga­łę­zi drzew i cią­żą­cych ku mo­rzu, z roz­dzia­wio­ny­mi gę­ba­mi, tak by mo­gły zła­pać rosę spa­da­ją­cą z li­ści, ocze­ku­jąc na to, że kro­pla spad­nie, i będą mo­gły dać po­czą­tek per­łom, jak mówi Pli­niusz” (To­do­rov 1996:23–24).

Sta­re, do­brze zna­ne try­by opi­su dość szyb­ko oka­za­ły się jed­nak nie­wy­star­cza­ją­ce. Po­rów­ny­wa­no nie­zna­ne do tego, co zna­ne z Eu­ro­py, do tego, co opi­sa­ne w prze­róż­nych księ­gach z ro­man­sa­mi ry­cer­ski­mi włącz­nie, ale czę­sto trze­ba było skoń­czyć stwier­dze­niem po­dob­nym do zda­nia Kor­te­za: „Nie mogę o tym nic in­ne­go po­wie­dzieć, a je­dy­nie to, że w Hisz­pa­nii nic po­dob­ne­go nie ma” (Kor­tez, cyt. za: To­do­rov 1996: 144). Pod na­po­rem od­mien­ne­go śro­do­wi­ska, w kon­fron­ta­cji z nie­zna­ny­mi zwie­rzę­ta­mi, dziw­ny­mi ro­śli­na­mi i spo­łecz­no­ścia­mi lu­dzi o nie­ja­snym sta­tu­sie ukła­dy ka­te­go­rii pę­ka­ły, a słow­nic­two oka­zy­wa­ło się nie­ade­kwat­ne (Pag­den 1982, zob. tak­że Gre­en­blatt 1988, 1993). Wów­czas pierw­sze skrzyp­ce za­czął grać wi­dok. Za­miast pre­pa­ro­wać opis, moż­na było opo­wie­dzieć za po­mo­cą rze­czy, bar­dziej wia­ry­god­nie i bez­po­śred­nio; do Eu­ro­py wie­zio­no więc oka­zy flo­ry, fau­ny, tu­byl­cze ar­te­fak­ty i sa­mych tu­byl­ców².

Wszyst­kie frag­men­ty da­le­kich lą­dów nio­sły w so­bie ich me­to­ni­micz­ny ob­raz, bar­dziej wia­ry­god­ny niż ten prze­ka­zy­wa­ny w sło­wach. To praw­da, że dłu­go spo­glą­da­no na nie zgod­nie z war­to­ścia­mi obo­wią­zu­ją­cy­mi w ob­sza­rze Za­cho­du, oce­nia­jąc pod wzglę­dem obo­wią­zu­ją­cych kry­te­riów kunsz­tu rze­mieśl­ni­cze­go i wie­dzy tech­nicz­nej, w ka­te­go­riach es­te­tycz­nych, któ­rych tra­dy­cja się­ga­ła es­te­ty­ki śre­dnio­wiecz­nej (bar­wa, mi­me­tycz­ność wy­obra­że­nia, układ kom­po­zy­cyj­ny). Az­tec­kie ar­te­fak­ty wy­wie­ra­ły wra­że­nie na eu­ro­pej­skich ar­ty­stach – za­chwy­ca­li się nimi Be­nve­nu­to Cel­li­ni i Al­brecht Dürer. Wy­ro­by z piór, ma­nu­skryp­ty, mapy i ilu­stro­wa­ne ko­dek­sy, ka­mien­ne i tur­ku­so­we ma­ski i oczy­wi­ście wy­ro­by ze zło­ta sta­no­wi­ły ła­ko­my ką­sek dla ko­lek­cjo­ne­rów. Z po­znaw­cze­go punk­tu wi­dze­nia war­te uwa­gi było wszyst­ko: bo­ta­nicz­ny ar­te­fakt, zwie­rzę, czło­wiek – same oka­zy oraz ich wi­ze­run­ki.

Okre­ślo­ne ka­te­go­rie on­to­lo­gicz­ne, es­te­tycz­ne i ak­sjo­lo­gicz­ne za­po­śred­ni­cza­ły men­tal­ne za­własz­cza­nie nie­zna­nych lą­dów. Dla przed­mio­tów ma­te­rial­nych taką ka­te­go­rią dłu­go po­zo­sta­wa­ło ku­rio­zum, czy też oso­bli­wość, dla istot ludz­kich – po­gań­stwo; trze­ba jed­nak za­zna­czyć, że ka­te­go­rie te nie były roz­łącz­ne. Jak prze­ko­na­my się nie­ba­wem, nada­wać mo­gły sens za­rów­no rze­czom, jak i lu­dziom, mie­sza­jąc przy­na­leż­ne im cha­rak­te­ry­sty­ki.

Ka­te­go­ria po­gań­stwa, któ­ra przy­zna­wa­ła In­nym okre­ślo­ne miej­sce w po­wszech­nej hi­sto­rii świa­ta – tej wszech­obej­mu­ją­cej, za­czy­na­ją­cej się z dniem stwo­rze­nia – bez tru­du da­wa­ła się za­sto­so­wać w od­nie­sie­niu do miesz­kań­ców No­we­go Świa­ta. W per­spek­ty­wie pla­nu Bo­że­go ich sta­tus wy­da­wał się po­dob­ny do tego, któ­ry mie­li miesz­kań­cy bar­ba­rzyń­skiej Eu­ro­py (Ryan 1981, Shel­ton 1994:201). Wią­za­ło się to z mo­du­sem uj­mo­wa­nia świa­ta: żad­na dzie­dzi­na wie­dzy nie ist­nia­ła nie­za­leż­nie od ogól­ne­go po­rząd­ku zna­czeń. Dla­te­go geo­gra­fia czy wie­dza o na­tu­rze nie mo­gły być nie­za­leż­ne od teo­lo­gii ani z nią sprzecz­ne. Nie po­win­no nas więc dzi­wić, że Ko­lumb, czło­wiek głę­bo­ko wie­rzą­cy, zbli­ża­jąc się do rów­ni­ka, co­raz czę­ściej roz­my­ślał nad do­kład­nym umiej­sco­wie­niem raju ziem­skie­go – czy­tał o nim w Ima­go mun­di Pio­tra z Ail­ly. Kwe­stia tej lo­ka­li­za­cji była dla nie­go tak samo istot­na jak py­ta­nie o kształt zie­mi; ta dru­ga zy­ski­wa­ła zresz­tą na zna­cze­niu po­przez od­nie­sie­nie do tej pierw­szej³. Mu­si­my przy tym pa­mię­tać, że w owym cza­sie to, co na­uko­we, co es­te­tycz­ne i co mo­ral­ne, jesz­cze nie od­dzie­li­ło się od sie­bie. Każ­dy opis świa­ta i każ­dy opis ludz­kie­go cia­ła po­słu­gi­wał się po­ję­cia­mi, w któ­rych to, co ko­gni­tyw­ne, mia­ło też aspekt es­te­tycz­ny i mo­ral­ny. Wy­ja­śnia­nie po­rząd­ków nie­ba i zie­mi, na­wet tak no­wa­tor­skie jak to, któ­re nie­ba­wem za­pro­po­nu­je Ko­per­nik, mu­sia­ło uwzględ­niać fakt, że świat jako ca­łość nie może być mon­stru­al­ny, a po­szcze­gól­ne ele­men­ty ist­nie­ją w har­mo­nii, któ­rej sens za­ry­so­wu­je się w paru płasz­czy­znach (zob. Kemp 2006:22–27).

Wia­ra de­cy­do­wa­ła za­tem o stra­te­gii trak­to­wa­nia In­nych ob­ró­co­nych w po­gan. Sko­ro tyl­ko roz­wią­za­no pro­blem du­szy i zde­cy­do­wa­no, że dzi­kich na­le­ży chrzcić (w for­mie zmie­nio­nej po­wró­cił bo­wiem dy­le­mat, któ­ry pa­mię­ta­my z pism świę­te­go Au­gu­sty­na), wia­do­mo było, co jest wo­bec nich do­zwo­lo­ne, a co wręcz po­żą­da­ne. Od­mien­ność uj­mo­wa­no w ra­mach dys­kur­su teo­lo­gicz­ne­go, po­twier­dza­jąc jego fun­da­men­tal­ne idee. Prze­ko­na­nie, że po­rzą­dek ludz­ki ufun­do­wa­ny na Bo­żym pla­nie (tłu­ma­czą­cym tak­że dzia­ła­nia po­li­tycz­ne) wpro­wa­dzał ja­sne roz­róż­nie­nie na chrze­ści­jan i po­gan, po­zwa­la­jąc na umiesz­cza­nie jed­no­stek i spo­łe­czeństw w sie­ci war­to­ści.

Nie­mniej jed­nak usta­na­wia­ny, wciąż nie­go­to­wy ję­zyk, opi­su­ją­cy rze­czy­wi­stość ziem­ską za po­śred­nic­twem jej ma­te­rial­nych frag­men­tów, krył w so­bie moż­li­wość mą­ce­nia pew­nych roz­róż­nień. Do­ty­czy­ło to zwłasz­cza re­la­cji mię­dzy przed­sta­wia­ją­cym a przed­sta­wia­nym. Jak pi­sze Ste­phen Gre­en­blatt: „Tu­by­lec poj­ma­ny jako do­wód, a na­stęp­nie wy­sta­wio­ny, na­szki­co­wa­ny, na­ma­lo­wa­ny, opi­sa­ny i za­bal­sa­mo­wa­ny zo­sta­je nie­mal do­słow­nie za­wład­nię­ty przez – i dla – eu­ro­pej­skiej re­pre­zen­ta­cji. Jest on uwi­kła­ny w zło­żo­ny sys­tem obie­gu mi­me­tycz­ne­go, w któ­rym za­wie­ra­ją się ob­raz­ki ryte w oło­wiu, mo­de­le jeźdź­ców na ko­niach, lu­stra czy na­wet re­pre­zen­ta­tyw­ny bo­che­nek chle­ba po­zo­sta­wio­ny w re­pre­zen­ta­tyw­nym do­mo­stwie, skon­stru­owa­nym tak, aby na­kło­nić tak zwa­nych bar­ba­rzyń­ców do tak zwa­ne­go po­kło­nu” (Gre­en­blatt 2006:195). Gre­en­blatt kre­śli sze­ro­kie spek­trum zna­ków włą­czo­nych w tę sy­tu­ację, za­zna­cza­jąc jej po­wszech­ność i dłu­go­trwa­łość: „Eu­ro­pej­ski kon­takt z tu­byl­ca­mi No­we­go Świa­ta jest usta­wicz­nie upo­śred­nia­ny przez re­pre­zen­ta­cje; w isto­cie jed­nak kon­takt sam w so­bie, je­śli w koń­cu nie skła­dał się wy­łącz­nie z ak­tów za­da­wa­nia ran i śmier­ci, jest bar­dzo czę­sto kon­tak­tem mię­dzy re­pre­zen­tan­ta­mi – no­si­cie­la­mi re­pre­zen­ta­cji” (Gre­en­blatt 2006:197)⁴. Owa re­pre­zen­ta­cja an­ga­żu­je In­nych cie­le­śnie, za­cie­ra­jąc ja­sność roz­róż­nie­nia na uczest­ni­ków sy­tu­acji i zna­ki, któ­ry­mi się po­słu­gu­ją. Pro­wa­dzi to do za­własz­cze­nia świa­ta In­nych i ca­łej jego za­war­to­ści – z isto­ta­mi ludz­ki­mi włącz­nie⁵. Tych ostat­nich wy­zu­wa się z dusz, spra­wia­jąc, że bez­dusz­ne (ale w peł­ni cie­le­sne) po­wło­ki sta­ją się zna­ka­mi; cią­gle jesz­cze mogą jed­nak po­wró­cić na po­zy­cję stro­ny w kon­tak­cie, star­ciu czy też spo­tka­niu. Nie jest to osta­tecz­ne po­zba­wie­nie pod­mio­to­wo­ści, ra­czej jej oka­le­cze­nie – „akty za­da­wa­nia ran i śmier­ci” do­ty­ka­ją ich cie­le­śnie tak samo, jak mogą do­tknąć twór­ców tego dys­kur­su. Cie­le­sność In­ne­go sta­no­wi nie­od­łącz­ny ele­ment w grze za­własz­cza­nia od­mien­no­ści i usta­na­wia­nia gra­nic mię­dzy nami a tymi, któ­rych sta­wia­my poza gru­pą uzna­ną za wła­sną. „Ta re­pre­zen­ta­cja nig­dy nie jest toż­sa­ma z pro­stym po­sia­da­niem rze­czy­wi­sto­ści spo­łecz­nej, któ­re za­wsze jest mo­bil­ne i nie­uchwyt­ne, a po­przez dys­kurs po­dró­ży jest ono prze­siąk­nię­te obiet­ni­cą o ta­kim po­sia­da­niu i re­je­stru­je nad­zwy­czaj­ne przed­się­wzię­cie pod­ję­te, aby je za­gwa­ran­to­wać. Jak wi­dać, po­dróż­ni­cy eu­ro­pej­scy za­bie­ra­ją ar­te­fak­ty, któ­re na­by­li lub ukra­dli, lub otrzy­ma­li jako dary, i bio­rą w nie­wo­lę ni­cze­go nie­podej­rze­wa­ją­cych i bez­bron­nych tu­byl­ców, nie tyl­ko, aby słu­ży­li im jako tłu­ma­cze, ale by na po­kaz przy­wieźć ich do domu” (Gre­en­blatt 2006:201). Z jed­nej stro­ny swym ist­nie­niem wska­zy­wa­li na świat, z któ­re­go po­cho­dzi­li, z dru­giej da­wa­ło się ich trak­to­wać jako oso­bli­wość.

Oso­bli­wość (ro­zu­mia­na tu jako pew­na ka­te­go­ria kul­tu­ry, od daw­na znaj­du­ją­ca się w jej re­po­zy­to­rium, ale w każ­dej epo­ce do­pre­cy­zo­wu­ją­ca swe sen­sy) po­zwa­la­ła wy­szu­ki­wać w oto­cze­niu pew­ne rze­czy, zbie­rać je i po­rząd­ko­wać. Jej spe­cy­ficz­ny po­ten­cjał de­skryp­tyw­ny uak­tyw­nił się w sy­tu­acji, gdy ję­zyk słów, ba­zu­ją­cy na tym, co zna­ne, oka­zał się mało ela­stycz­ny. W ten spo­sób wska­zy­wa­ła ścież­ki do no­wych ob­sza­rów po­zna­nia. Gust do oso­bli­wo­ści nie omi­jał istot ludz­kich. (To tłu­ma­czy war­tość przy­wie­zio­nych przez Kor­te­za „gar­ba­tych i kar­ło­wa­tych In­dian, któ­rych cia­ła były po­twor­nie po­skrę­ca­ne”). Maur, Mu­rzyn czy ka­rzeł by­wał pre­zen­tem god­nym wiel­mo­żów, ozdo­bą dwo­ru i jego za­baw­ką. Do­da­wał splen­do­ru tak samo jak wy­staw­na re­zy­den­cja, jak ogród urzą­dzo­ny z wy­ra­fi­no­wa­nym sma­kiem czy jak me­na­że­ria. Na dwo­rach trzy­ma­no słu­żą­cych o róż­nych ko­lo­rach skó­ry, mó­wią­cych róż­ny­mi ję­zy­ka­mi (po­dob­no na dwo­rze kar­dy­na­ła Ip­po­li­ta Me­di­ci dało się ich sły­szeć dwa­dzie­ścia). Ich war­tość za­sa­dza­ła się tak­że na nie­zwy­kłych zdol­no­ściach i umie­jęt­no­ściach – wia­do­mo było, że Mau­ro­wie są wpraw­ni w wol­ty­żer­ce, Ta­ta­rzy po mi­strzow­sku strze­la­ją z łu­ków, a z In­dii po­cho­dzą świet­ni nur­ko­wie… (Fa­bia­ni 1980:26–27).

W daw­nych ko­lek­cjach, po­dob­nie jak w ogro­dach, w me­na­że­riach zwie­rzę­cych i ludz­kich, od­ci­skał się za­rys pew­ne­go szer­sze­go pro­jek­tu my­ślo­we­go, kształt rze­czy­wi­sto­ści in­ter­pre­to­wa­nej w okre­ślo­ny spo­sób. Wi­zy­ta w ga­bi­ne­tach nie­gdy­siej­szych zbie­ra­czy po­zwo­li­ła­by le­piej zro­zu­mieć, dla­cze­go to, co (w na­szym mnie­ma­niu) fan­ta­stycz­ne, to, co pa­to­lo­gicz­ne, i to, co eg­zo­tycz­ne, co stwo­rzo­ne przez na­tu­rę i wy­ko­na­ne ludz­ką ręką, zra­zu wy­da­wa­ło się so­bie bli­skie; nie­uchron­nie po­pro­wa­dzi­ła­by nas też ku py­ta­niu: dla­cze­go po­tem stop­nio­wo wszyst­ko to od­da­la­ło się od sie­bie i róż­ni­co­wa­ło. Na taką wi­zy­tę za­bie­rze nas na­stęp­ny frag­ment tej książ­ki. Po­trak­tuj­my daw­ne ko­lek­cje jako ob­szar ar­ty­ku­la­cji prze­ko­nań o po­rząd­ku świa­ta.

Z upodo­ba­niem gro­ma­dzo­no wów­czas to, co przy­cią­ga­ło uwa­gę nie­zwy­kłą for­mą, ze­sta­wia­jąc two­ry na­tu­ry i ludz­kie­go kunsz­tu. W ce­nie były pre­cjo­za ju­bi­ler­skiej ro­bo­ty, prze­myśl­nie wy­ko­na­ne ozdo­by, któ­rych cy­ze­lo­wa­nie sta­wa­ło się nie­kie­dy roz­ryw­ką moż­nych. Obok nich umiesz­cza­no ska­mie­nia­ło­ści (ich po­cho­dze­nie nie było wów­czas zna­ne), oka­zy przy­rod­ni­cze o zde­for­mo­wa­nych kształ­tach i cie­ka­wost­ki eg­zo­tycz­ne. Do­da­wa­no do tego por­tre­ty i me­da­le przed­sta­wia­ją­ce sław­ne po­sta­cie hi­sto­rycz­ne oraz człon­ków rodu. Tak po­wsta­wa­ły ga­bi­ne­ty oso­bli­wo­ści. Z pew­no­ścią war­to zo­ba­czyć, jak w tę prze­strzeń może wpa­so­wać się mon­strum, i spy­tać, czy za­wsze znaj­dzie się tam dla nie­go miej­sce. To do­bry punkt wyj­ścia do uka­za­nia prze­mian, ja­kim ule­ga po­ję­cie oso­bli­wo­ści. Śle­dząc póź­niej­sze prze­mia­ny owe­go po­ję­cia oraz spo­so­by jego wy­ko­rzy­sta­nia w prak­ty­kach nada­wa­nia świa­tu sen­su, spró­bu­je­my doj­rzeć ogól­niej­sze ten­den­cje do­ty­czą­ce po­ję­cio­we­go i prak­tycz­ne­go ma­ni­pu­lo­wa­nia ob­ra­za­mi od­stęp­stwa od nor­my, ku­rio­zal­no­ści, mon­stru­al­no­ści.

Zwra­ca­jąc się w stro­nę rze­czy, tyl­ko po­zor­nie od­da­li­my się od za­sad­ni­cze­go te­ma­tu tej książ­ki – od mon­stru­al­no­ści na­zna­cza­ją­cej for­my ludz­kie. Z cza­sem oka­że się bo­wiem, że łą­czy je pew­na myśl – myśl o nie­ro­ze­rwal­nym związ­ku po­rząd­ku i od­stęp­stwa. Wpi­su­je ona isto­ty żywe i obiek­ty nie­oży­wio­ne w szer­sze ukła­dy po­ję­cio­we i mo­ral­ne, czy­niąc z nich zna­ki, któ­re na ten układ wska­zu­ją. Gdy trud­no od razu wnik­nąć w rzecz samą i po­jąć jej isto­tę, mo­że­my mieć na­dzie­ję, że zro­zu­mie­my ją po­przez jej prze­ci­wień­stwo – nor­mę po­przez od­stęp­stwo, śmierć po­przez ży­cie, a du­szę przez to, co jej po­zba­wio­ne.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: