Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mussolini. Butny faszysta - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
15 września 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt chwilowo niedostępny

Mussolini. Butny faszysta - ebook

Wnikliwe studium opętania władzą, rzucające nowe światło na postać włoskiego dyktatora.

Wizerunek Mussoliniego i Hitlera, a także stworzonych przez nich reżimów zlał się ze sobą do tego stopnia, że twórca faszyzmu zniknął w cieniu Führera, uznany za jego nieudane wcielenie albo wręcz komiczną kopię. Tymczasem to właśnie władza Mussoliniego miała o wiele bardziej totalny charakter, a stworzony przez niego system był całkowicie zależny od jednego, owładniętego manią wielkości dyktatora. 

Można sobie wyobrazić ideologię nazistowską, jej zbrodnie i rytuały bez Hitlera. Komunistyczny terror istniał zarówno przed, jak i po Stalinie. Trudno jednak wyobrazić sobie faszyzm bez Mussoliniego – twórcy mitologii, stanowiącego jednocześnie jej ucieleśnienie.

Zbrodniarze, którzy znajdowali się w bliskim otoczeniu Hitlera – Göring, Goebbels, Himmler, i wielu innych – mieli własny charakter, ściśle określony zakres władzy, a czasem nawet cieszyli się osobistymi sukcesami. Stalin przeprowadzał kolejne czystki na szczytach władzy i niszczył prawdziwych albo urojonych rywali, ale w dniu jego śmierci nadal żył Beria i wielu mu podobnych. Tymczasem całe otoczenie Mussoliniego stanowiło jedynie blade tło dla dyktatora, który sprawował pełnię władzy i bez namysłu wprowadzał w życie najmroczniejsze wizje, jakie podsuwała mu wyobraźnia. Mussolini sam obsadzał najwyższe stanowiska w państwie i wymieniał urzędników na każdym szczeblu, mógł wedle uznania zmieniać konstytucję i dla kaprysu wywoływał wojny, okupione hekatombą ofiar. 

„Mussolini” Görana Hägga to wnikliwe studium opętania władzą, rzucające nowe światło na postać włoskiego dyktatora. 

Stworzony przez Görana Hägga obraz faszyzmu zdaje się skrywać wiele złowieszczych podobieństw do wielu zjawisk, które mają miejsce we współczesnej Europie.

„Dagens Nyheter”

Göran Hägg (ur. 1947) – szwedzki pisarz i wybitny publicysta, autor kilkudziesięciu książek poświęconych historii, historii literatury, a także powieści. Absolwent uczelni wyższych w Sztokholmie i Uppsali oraz wykładowca na Uniwersytecie w Sztokholmie.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8069-776-8
Rozmiar pliku: 3,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Kim był Mussolini?

Fakt, że pamięć o nim – zarówno we Włoszech, jak i na całym świecie – przesłaniana jest pamięcią o jeszcze większym zbrodniarzu, jakim był Hitler, nie powinien dziwić. Za to wizerunek obu przywódców i ich reżimów zlał się ze sobą do tego stopnia, iż zapominamy wyciągnąć wnioski, jakie wypływają z losu włoskiego dyktatora. Postrzegamy go jako niedoskonałe wcielenie niemieckiego Führera, a nawet jego komiczny wariant. Wydaje nam się, że druga wojna światowa zakończyła się we Włoszech w taki sam sposób jak w Niemczech, to znaczy na drodze sukcesywnego zwalczania reżimu tyrana poprzez powolny marsz wojsk alianckich.

Moje szczególne zainteresowanie Mussolinim zaczęło się 25 lipca 1993 roku. Postanowiłem, że nauczę się włoskiego, i zacząłem od przebijania się przez treść jednego z włoskich dzienników. Na stronach poświęconych kulturze znalazłem artykuł na temat pięćdziesiątej rocznicy tajemniczego zebrania Wielkiej Rady Faszystowskiej w Palazzo Venezia, do którego doszło nocą z 24 na 25 lipca 1943 roku. To właśnie wtedy kierownictwo partii faszystowskiej, widząc, że niebezpieczeństwo jest coraz bliżej, przeprowadziło głosowanie, po którym Mussolini został usunięty z funkcji przewodniczącego. Ci, którzy o tym zadecydowali, utworzyli potem własny rząd. Nie miałem pojęcia, jak to spotkanie przebiegało. Faszystowska dyktatura nie była – zwłaszcza w ówczesnej sytuacji w kraju – zbyt sympatyczną instytucją. Na pewno jednak nie był to rząd tego samego rodzaju co totalitarna władza Hitlera, Stalina albo generała Franco. Później doszło do różnych zawirowań, wojna toczyła się dalej, ale opisane wydarzenie pokazuje, że włoski faszyzm miał zupełnie inną naturę, a Mussolini zajmował w jego strukturach szczególną pozycję.

Zarówno w Szwecji, jak i w krajach anglosaskich rozpowszechniony jest wizerunek Mussoliniego jako człowieka o cokolwiek komicznej naturze. Co się zaś tyczy jego rządów, to śmiało można powiedzieć, że toną one w gąszczu kulturowych nieporozumień i uprzedzeń. W najlepszym wypadku wynika to ze sposobu, w jaki Mussoliniego pokazywano w starych kronikach filmowych. Wybiera się bowiem takie fragmenty, dzięki którym można go przedstawić jako postać komiczną, która robi dziwne grymasy, gestykuluje i podskakuje w sposób charakterystyczny dla niemych filmów. W najgorszym wypadku antywłoskie uprzedzenia spowodowane są brakiem znajomości kultury i języka, jak również pogardą dla cierpień, jakich włoscy żołnierze doznali za sprawą bezwzględnych, niekompetentnych dowódców w czasie pierwszej wojny światowej, a później na skutek nieodpowiedzialnej polityki i walki o władzę Mussoliniego podczas drugiej wojny. Mussolini był zdolny i cyniczny, a ponadto działał w kulturowych ramach, w których wartości i normy zachowania były – i nadal są – całkiem inne od tych, które obowiązywały i nadal obowiązują w Europie Północnej. Jego wielkie słowa i napuszone gesty były dopasowane do oczekiwań odbiorców. Po pewnym czasie zrozumiałem, że tak typowa dla mieszkańców północnej Europy żartobliwa ironia praktycznie nie istnieje we włoskiej opinii publicznej. Zdarza się bardzo rzadko, nawet na płaszczyźnie prywatnej. W kulturze, w której władza od zarania dziejów kłamała albo przekazywała podwójne przesłanie, dwuznaczność i przesada to dwie rzeczy, z których nie wolno się śmiać. Kłamstwo czy prawda, pochlebstwo lub groźba – to, co ktoś mówi, mówi serio albo przynajmniej stwarza wrażenie, że mówi poważnie. Może to wzbudzać entuzjazm, złość albo wątpliwość, ale nigdy szyderstwo. Z podobnych względów trudno nam dzisiaj zrozumieć fenomen, jakim jest Silvio Berlusconi. Nieważne, co Włosi sądzą na temat il Cavaliere – liczy się to, że się z niego nie śmieją. Z Mussoliniego też się nie śmiali.

W odróżnieniu od mojej wcześniejszej książki, która dotyczyła Szwecji i szwedzkiej utopii państwa opiekuńczego, niniejsza publikacja nie rości sobie pretensji, aby pokazać nowy materiał albo przedstawić moje własne oceny. Podobnie jak w mojej książce o papieżach chodzi tu przede wszystkim o zaprezentowanie istniejącej wiedzy w oparciu o lekturę głównie włoskich materiałów, które dla przeciętnego czytelnika są niedostępne. W języku szwedzkim nie powstała do tej pory żadna taka książka o Mussolinim, a ta, która się w Szwecji ukazała, była tłumaczeniem romantycznej biografii napisanej w 1972 roku przez Richarda Colliera. Sądzę, że swoją książkę napisałem z innej perspektywy niż ta, która obowiązuje powszechnie, z trochę innego punktu widzenia – a to ze względu na miejsce i czas, jak również ze względu na inne powody mojego zainteresowania tym tematem. Ci, którzy do tej pory opowiadali o Mussolinim i o włoskim faszyzmie, byli – dotyczy to zwłaszcza autorów zagranicznych – politykami, wojskowymi, a nawet historykami gospodarki. Uważam, że wizerunek Duce zostanie wzbogacony, jeśli uzupełnimy go o kulturowo-historyczną albo nawet literacką perspektywę tego zjawiska. Mity, estetyka albo chwyty retoryczne przez długi czas odgrywały dla Mussoliniego znacznie większą rolę niż dla jakiegokolwiek innego polityka tej klasy. Duce zdobył wpływy już jako dziennikarz. Poza tym przez dłuższą część życia miał ambicje literackie. Poeci odgrywali decydującą rolę w kształtowaniu się idei faszyzmu i w jego działaniach.

Literatura poświęcona Mussoliniemu jest ogromna i stale jej przybywa, zwłaszcza jeśli chodzi o prace w języku włoskim. Często są to prace, które można nazwać „przeżuwaniem” lub „wyciskaniem” źródeł. Na szczęście całkiem niedawno udostępniono fantastyczny materiał: Istituto Luce poddał obróbce cyfrowej wszystkie zachowane filmy dźwiękowe, w jakich Duce występuje i przemawia do mas w latach 1931–1944. Jesienią 2006 roku zostały one wydane na DVD jako zbiór o nazwie I discorsi di Mussolini. Obejmują one ponad pięćdziesiąt wystąpień, a całe nagranie liczy ponad trzy godziny. Ktoś najwidoczniej uznał, że w naszych czasach nie istnieje już żadne ryzyko, iż słowa Duce mogłyby kogokolwiek poruszyć. Mimo to ich wartość jest niezwykła. Dzięki nim możemy poznać zapędy włoskiego dyktatora, jego retorykę, styl typowy dla przywódcy, styl bycia w okresie wielkich sukcesów, zastanawiające przemówienie wygłoszone przeciwko Hitlerowi na Bari w 1934 roku, liczne triumfy, aż po fragment zawierający jego żałosny występ w Teatrze Lirycznym w Mediolanie w grudniu 1944 roku. Wersja filmowa odbiega w niektórych przypadkach nawet od wersji wydrukowanej i kolportowanej przez rządową prasę i samego dyktatora w jego pismach.

Wśród autorów, którzy pisali później o faszyzmie, istnieje dość wyraźna linia podziału. Przebiega ona w dużym stopniu według kryterium narodowościowego. Dla historyków anglosaskich Mussolini jest najczęściej zwykłym łotrem, który wszystkie swoje czyny i przestępstwa popełnione w okresie sprawowania władzy zaplanował z góry. Dla historyków włoskich ważne jest znalezienie punktu, w którym wszystko zaczęło się sypać. Może to być na przykład maj 1936 roku, gdy Duce popadł w manię wielkości i zaczął wierzyć we własny mit, albo przystąpienie do wojny w 1940 roku lub też upadek trzy lata później. We Włoszech przynależność do partii faszystowskiej i działalność w jej szeregach przed 1943 rokiem nigdy nie była powodem wstydu. Za to do niedawna tematem tabu była Republika Salò. Ale i ona znalazła ostatnimi czasy swoich obrońców. Niezależnie od wszystkich negatywnych zjawisk postawa historyków odzwierciedla prawdopodobnie także stosunek do tych spraw przeciętnych Włochów, również tych, którzy mają poglądy lewicowe. Zacytuję tu jednego z moich starszych sąsiadów: „Mussolini wcale nie był taki zły, bo dobrze się przysłużył włoskim robotnikom, do czasu, aż się spiknął z tym tam… ’Itlerem!”.

Tyle że konieczne są pewne cechy charakteru, żeby już od samego początku właśnie w taki sposób „spiknąć się” z „’Itlerem”, a potem skończyć jak Mussolini.

Śledzenie jego kariery to między innymi badanie znaczenia jednostki w historii.

Ustrój stworzony przez Mussoliniego był bardziej kruchy, niż ktokolwiek sobie wyobrażał, zwłaszcza on sam. Jednak jego władza miała o wiele bardziej totalny charakter niż władza jakiegokolwiek innego porównywalnego przywódcy. Żadna z decyzji, które Duce podjął w okresie, gdy znajdował się na samym szczycie, nie była konieczna. Wojna w Abisynii była jego zwykłym kaprysem. Podobnie było z interwencją w Hiszpanii. Mussolini mógł zmienić konstytucję według własnego uznania i odrzucić sojusz z Hitlerem, nie musiał włączać się do wojny, tylko stanąć po drugiej stronie. Gdyby to zrobił, historia Włoch i mieszkańców tego kraju potoczyłaby się inaczej, przynajmniej przez następne pół wieku.

Włoski faszyzm był w o wiele większym stopniu niż jakikolwiek inny porównywalny z nim system show jednego człowieka. Stawał się nim tym bardziej, im dłużej trwały jego rządy. Można sobie wyobrazić ideologię nazistowską, jej zbrodnie i rytuały, bez Hitlera. Komunizm ze swoją ideologią i metodami terroru istniał zarówno przed, jak i po Stalinie. Jego zasady wdrażał potem na swój sposób chiński przywódca, Mao Tse-tung. Trudno jednak wyobrazić sobie faszyzm bez Mussoliniego. Być może do przejęcia władzy w tamtym okresie mogłoby dojść w inny sposób, ale w dłuższej perspektywie efekt byłby zupełnie inny.

Podobnie było z dominacją Mussoliniego w ruchu faszystowskim po początkowych trudnościach. Zbrodniarze, którzy znajdowali się w bliskim otoczeniu Hitlera i siali powszechny terror – Göring, Goebbels, Himmler, Hess, Ribbentrop i wielu innych – posiadali przynajmniej swój własny profil, określoną strefę władzy, a czasem nawet cieszyli się swego rodzaju osobistą popularnością. Stalin przeprowadzał kolejne czystki na szczytach władzy i niszczył prawdziwych albo urojonych rywali, ale w dniu jego śmierci w polityce nadal działali Beria, Chruszczow, Malenkow i paru innych. Tymczasem tak zwani gerarchi, to znaczy „hierarchowie” z otoczenia Mussoliniego, byli postaciami drugorzędnymi. Dyktator sam obsadzał stanowiska ministerialne i często według własnego kaprysu wymieniał urzędników zatrudnionych na innych stanowiskach. Spośród jego kilkunastu współpracowników, którzy wyraźniej zaznaczyli swoją obecność na włoskiej scenie politycznej, jedynie Italo Balbo cieszył się jaką taką popularnością, a Galeazzo Ciano zyskał pewne uznanie opinii publicznej. Po 1925 roku żaden z nich nie miał zbyt wielkiego wpływu na podejmowanie ważnych decyzji.

Kolejnym powodem, dla którego zajmuję się Mussolinim, są fascynujące i niezwykłe postacie, które występowały na ówczesnej scenie politycznej. Mam tu przede wszystkim na myśli poetę Gabriele d’Annunzia, a to ze względu na ważną rolę, jaką odegrał w ruchu faszystowskim, i los, którego doświadczył w okresie przejmowania władzy. D’Annunzio jest pomijany przez autorów zagranicznych, którzy nie interesują się włoską literaturą, i lekceważony przez historyków włoskich, którzy pomniejszają jego rolę ze względu na pozycję Mussoliniego oraz pozapolityczną sławę, jaką cieszył się d’Annunzio, a także szereg innych spraw, które wydarzyły się później. Mussolinim zająłem się także ze względu na takie postacie jak awanturnik i przywódca komunistów Nicola Bombacci czy też tajemniczy Żyd Aldo Finzi. Obaj byli bohaterami malowniczych historii; ciągle pojawiali się w różnych okolicznościach i byli obsadzani w różnych rolach. To samo dotyczy przestępcy wojennego Badoglia, pogardzanego przez wszystkich przywódcy partii Achille Staracego, który mimo wszystko zmarł z pewną aurą dostojeństwa, a także wielu innych osób.

Losy Mussoliniego przypominają literacki wzór. Można nawet powiedzieć, że wystąpił w liczącym pięć aktów dramacie. Nie da się określić, gdzie kończy się pierwszy akt i w którym miejscu następuje punkt kulminacyjny – może wtedy, gdy w czasie pierwszej wojny przeszedł na drugą stronę? Albo później, gdy założył partię faszystowską? Drugi akt kończy się wraz z definitywnym przejęciem władzy i ustanowieniem dyktatury po zamordowaniu Matteottiego. Trzeci akt, w którym następuje punkt kulminacyjny, kończy się w 1936 roku wraz ze stworzeniem włoskiego imperium. Potem rozgrywa się czwarty akt, peripeti, gdy dyktator zmierza ku ostatecznemu upadkowi, anagnorisis i do wydarzeń z lipca 1943 roku. Piąty akt opowiada o niepowodzeniu Republiki Salò i o wywieszeniu zwłok Duce na rynku w Mediolanie.

Mussolini interesował się literaturą i kochał takie porównania.

To oczywiście tylko pewnego rodzaju konstrukcja. Mimo to można, tak jak to było w klasycznej tragedii, wyciągnąć moralne i polityczne wnioski, nasuwające nam się na podstawie kariery i życiowych losów Mussoliniego. Taki jest zresztą główny zamysł tej książki. Nauczkę dał nam Hitler. Führer, którego faszystowski przywódca Włoch nienawidził i bał się, reprezentował inny typ człowieka – był ideologiem, który od początku aż do końca realizował swoje perwersyjne, acz na swój sposób logiczne ideały. Później straciły one szansę dalszego istnienia, bo jej mieć nie mogły. Można powiedzieć, że dzięki temu śmierć ofiar Hitlera nie poszła na marne.

Mussolini był zupełnie innym typem człowieka: łajdaka i przywódcy. Od 1915 roku – jeśli nie wcześniej – dążył do przejęcia władzy. Przez następne trzydzieści lat najpierw głosił, a potem zdradzał każdą ideę. Na swój sposób był politykiem o wiele bardziej nowoczesnym niż politycy współcześni, chociaż jego pomysły na mundury, rytuały, wiece na placach, parady i wspólne śpiewanie pieśni to jak na czasy dzisiejsze dość zgrane numery. Mussolini przypomina dzisiejszych polityków, którzy zamiast wałkować różne kwestie w zgodzie z partyjną linią, odnoszą się tylko do tych spraw, które mogą dać im i ich partii władzę. Często – tak jak to było w przypadku Mussoliniego – wywodzili się z dawnych ugrupowań lewicowych. Odeszli z nich, bo zawiedli się na głoszonej przez nie ideologii. Mussolini wyjaśnił to dość jasno, gdy był jeszcze młodym człowiekiem. Uczynił to w dialekcie używanym w jego rodzinnych stronach. Ktoś go zapytał, jaki ma program, i w odpowiedzi usłyszał: Me a voi cmandè!, to znaczy „Chcę decydować!”. Politycy tej miary są prawie zawsze tak jak Duce wspaniałymi mówcami, chociaż bardziej sprawdzają się w telewizji niż na masowych wiecach. Co jakiś czas wszczynają wojnę, jeśli jest to konieczne dla zachowania prestiżu. Spory, które wywołała decyzja Tonny’ego Blaira o włączeniu się armii brytyjskiej w wojnę w Iraku, przypominają to, co Duce wywołał wojną w Etiopii. Los, który stał się udziałem Mussoliniego i całego narodu włoskiego, pokazuje niebezpieczeństwa związane z takim całkowitym odideologizowaniem, udawaną jednością i uprawianiem polityki dla samej siebie. Mussolini nie był skorumpowany, podobnie jak urzędnicy jego administracji byli mniej skorumpowani od tych, którzy rządzili przed nim i po nim. Jednak jego ekipa i tak była od samego początku na wskroś przegniła, ponieważ nastawiła się na utrzymanie władzy dla niej samej. Na początku taka próżnia może się wydawać niegroźna albo nawet pożyteczna. Los, który stał się udziałem Mussoliniego, pokazuje, do czego prowadzi bezideowość, a także uczy, jak go uniknąć dzięki umiejętnemu wykorzystaniu możliwości, jakie oferuje demokracja przy pokojowym rozwiązywaniu konfliktów.1.

Co to jest Italia?

Na przełomie XIX i XX wieku Włochy były bardzo niestabilnym państwem. Większą część Półwyspu Apenińskiego udało się zjednoczyć w czasie wojny domowej w latach 1860–1861. W 1867 roku przyłączono Wenecję, a trzy lata później padł Rzym, który w 1871 roku stał się stolicą państwa. Mieszkańcy Europy Północnej postrzegają Włochy jako naturalny, ściśle wyodrębniony twór państwowy, w którym trwa stan malowniczego bałaganu, a który zamieszkują szczęśliwi ludzie i który słynie z oper oraz potraw opartych na makaronie. Obraz ten ukształtował się na długo przed powstaniem państwa włoskiego, a stworzyli go miłośnicy kultury i turyści, którzy od XVIII wieku licznie przybywali na Półwysep, aby odwiedzić najbardziej znane miejsca. Rzadko znali któryś z lokalnych języków. Za to sami Włosi nadal są nieświadomi, w jak romantyczny sposób cudzoziemcy postrzegają ich kraj. Zjawisko to odegrało pewną rolę, gdy europejskie potęgi zgodziły się na zjednoczenie państwa i zaakceptowały jego nowe granice. Podobnie było w Grecji – o jej obecnym położeniu w mniejszym stopniu zadecydowało to, że zamieszkiwali tam antyczni Grecy, i to, jak nowe państwo wyobrażali sobie ówcześni przywódcy, niż jej geograficzny kształt na mapach, z których uczono się w prywatnych angielskich szkołach.

W języku włoskim istnieje specjalny termin na zjednoczenie – il Risorgimento. Jest to jednak błędne określenie, ponieważ przed 1861 roku żadne zjednoczone państwo włoskie po prostu nie istniało, chociaż cały Półwysep Apeniński stanowił zawsze część jakiegoś innego tworu państwowego – na przykład starożytnego cesarstwa rzymskiego albo Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego w epoce średniowiecza. Za czasów Metternicha najlepiej rozwinięte regiony Półwyspu wchodziły w skład cesarstwa austriackiego. Kiedyś ów minister wypowiedział na temat początków jednoczącego się państwa włoskiego słynne zdanie: „Italia to pojęcie geograficzne”. Chciał przez to powiedzieć, że jakakolwiek wspólnota włoska – czy to kulturowa, czy polityczna – nie istnieje. Nie istnieją więc także fundamenty, na których to nowe państwo można by budować.

Istniał za to włoski język, który był językiem Dantego, Petrarki, Boccaccia, Machiavellego, Galileusza i Leonarda. To w tym języku od XVII wieku śpiewano w całej Europie najsłynniejsze arie operowe. Tyle że był to język sztuki w o wiele większym stopniu niż jakikolwiek inny język będący w powszechnym użyciu. Stworzyli go, poprzez świadome działanie, intelektualiści. Ostateczny kształt zyskał dopiero w 1840 roku, gdy wielki pisarz włoskiego romantyzmu, Alessandro Manzoni, opublikował nową wersję swej powieści I promes si sposi („Narzeczeni”). W pierwszym wydaniu posłużył się mieszanką dialektów, wśród których dominował dialekt mediolański, bo to nim posługiwali się bohaterowie książki. W nowej wersji pojawia się dialekt toskański, będący językiem Dantego, wzbogacony słowami i frazami, które autor podsłuchał na ulicach Florencji. Jeszcze teraz powieść Manzoniego należy do podstawowych lektur we włoskich szkołach. Młodzież czyta ją nie po to, żeby zachwycać się losami bohaterów, tylko żeby się nauczyć, jak mówi się poprawnie po włosku.

Tuż po zjednoczeniu ktoś policzył, że włoski jest językiem ojczystym najwyżej dla dwóch do trzech procent mieszkańców Półwyspu. Niewiele więcej osób rozumiało go w pełni. Większość mieszkańców nowego państwa mówiła w dialektach, które czasem bardziej się różniły od siebie i od samego języka włoskiego niż od francuskiego, katalońskiego czy hiszpańskiego. Przed zjednoczeniem w Państwie Kościelnym, w Lombardii i kilku innych prowincjach językiem urzędowym była łacina. Na przykład w sądownictwie. W Kościele katolickim łacina stanowiła część kultu religijnego, chociaż w poszczególnych regionach księża posługiwali się miejscowymi dialektami. W kilku z nich – na przykład w Wenecji – zaowocowało to poważnymi dziełami literackimi; w pozostałych dominowała żartobliwa poezja. Język urzędowy przypominał toskański język mówiony, którym mówiono we Florencji, Lukce i Pizie. Za to już w Livorno miejscowy dialekt znaczenie odbiegał od urzędowego włoskiego.

Na północnym zachodzie, w Piemoncie, skąd wywodziła się nowa dynastia królewska, oficjalnym językiem był francuski, który dominował nad lokalnymi dialektami. Wielki twórca dzieła zjednoczenia, hrabia Camillo di Cavour, mówił tylko po francusku. Swoje słynne powiedzenia, które cytują włoskie podręczniki szkolne, wypowiedział w rzeczywistości po francusku. Pierwszy król Włoch, Wiktor Emanuel II, rozumiał wyłącznie francuski i dialekt piemoncki. Kiedy miał otworzyć pierwsze posiedzenie włoskiego parlamentu, treść włoskiego przemówienia kazał sobie napisać fonetycznie po francusku (to samo robił wcześniej król Szwecji, Karol XIV Johan, gdy musiał rozmawiać po szwedzku). Jego syn, Umberto I, też posługiwał się dialektem piemonckim. Jeszcze Wiktor Emanuel III, który panował w latach 1900–1946, najpewniej czuł się wtedy, gdy mówił po piemoncku. Wolał też przebywać w towarzystwie ludzi, którzy ten język znali. Czasem miało to przykre konsekwencje.

Jest więc oczywiste, że w takiej sytuacji etniczny nacjonalizm, który szalał w Europie Północnej, w nowym państwie włoskim nie znalazł dla siebie właściwej pożywki. W społeczeństwie włoskim nie występują typowe dla innych narodów ujemne cechy nacjonalizmu; Włosi nadal są znani z tolerancyjnego nastawienia do cudzoziemców, bo już od średniowiecza byli przyzwyczajeni do pielgrzymów i podróżnych. Rzadko jednak można się spotkać z poczuciem wspólnoty pod jednym, narodowym sztandarem, chociaż język włoski jest dziś zrozumiały na terenie całego kraju.

Ujemną stroną jest lokalny patriotyzm, tzw. campanilismo. Słowo to pochodzi od słowa campanile, co znaczy „dzwonnica”. Oznaczało ono – i do pewnego stopnia nadal oznacza – że dana społeczność, tak jak to było w średniowieczu, odczuwa wrogość do sąsiedniego miasta lub gminy, innymi słowy do wszystkich tych, którzy nie słuchają uderzeń tego samego dzwonu. Odnosi się to nawet – a może zwłaszcza – do terenów, gdzie mieszkańcy posługują się tym samym dialektem. W naszych czasach patriotyzm wyraża się często poprzez stosunek do futbolu, ale w bardziej może umiarkowanych formach. Jednak przed stu laty stanowił silną przeszkodę dla sensownych ugrupowań, które myślały w kategorii państwa. Dzisiaj wykorzystuje go partia Lega Nord (Liga Północna), która próbowała się też odwoływać do kwestii językowych (lokalne dialekty).

Mimo to tuż po powstaniu zjednoczonego państwa wśród niektórych intelektualistów zrodził się swego rodzaju ruch etniczny. Jak już wspomniałem, europejskie potęgi zaakceptowały nową Italię w jej geograficznym kształcie, łącznie z Wenecją, która wkrótce potem odłączyła się od Austrii. Tymczasem dialekty używane na terenie Włoch miały o wiele szerszy zasięg. Region Trento (Trydent), który Austria zachowała, był częścią Lombardii i znajdował się po włoskiej stronie Alp. Do tego doszły jeszcze Triest, Istria i części współczesnej Słowenii, gdzie mówiono dialektem weneckim, choć pod względem politycznym tereny te należały do Austro-Węgier. Na wschodnim wybrzeżu Adriatyku, to znaczy w ówczesnej Dalmacji – która w spadku po Austrii przypadła Chorwacji – mówiono językiem, którym posługiwali się mieszkańcy Wenecji. Po lombardzku mówiono w południowych kantonach Szwajcarii. Dialekt korsykański można by całkiem słusznie nazwać bardziej zbliżonym do włoskiego niż języki, którymi mówili mieszkańcy Sardynii. W okolicach Nicei używano dialektu liguryjskiego i oksytańskiego, a w górnej Sabaudii franko-prowansalskiego. Po zjednoczeniu pozostałych regionów Włoch oba te regiony odstąpiono Francji, przy czym włoskie księstwo Monako, które wcześniej było związane z Genuą, stało się enklawą francuską.

Wszystkie te regiony – podobnie jak te, które zostały zjednoczone w jednym państwie – miały prawo, aby postrzegać je jako potencjalne prowincje włoskie. Dla sił, które parły do utworzenia nowego organizmu państwowego, przejęcie tych terenów, zwanych Italia irredenta (określenie to znaczy mniej więcej: „ta część Włoch, która nie została jeszcze wyzwolona”), stało się naturalną kontynuacją całego projektu zjednoczeniowego. Do pewnego stopnia było też motywacją do dalszego zwierania szeregów i tworzenia narodowej jedności ze względu na brak wspólnej pamięci narodowej i normalnej w tamtych czasach dumy ze wspólnej przeszłości. Jednak irredentyzm stanowił również problem dla władz państwowych. Gdyby się wzmocnił, mógłby wpędzić kraj w zbrojny konflikt nie tylko z silniejszymi sąsiadami, do których te tereny należały, ale także z niektórymi sojusznikami, którzy byli przeciwni temu, aby malownicza Italia objęła także takie regiony jak Dalmacja, Słowenia, Nicea i Korsyka.

Próby stworzenia narodowości włoskiej napotykały na jeszcze inną trudność, a mianowicie niepewność co do tego, o jaki naród właściwie chodzi. Państwo włoskie jako takie nigdy nie istniało. Język państwowy był tworem sztucznym, obcym większości Włochów w takim samym stopniu jak języki obce. Nowa władza zwierzchnia składała się z cudzoziemców, podobnie jak dawne władze lokalne, a może nawet w większym stopniu. Bardziej kuszącą alternatywą dla tych, którym marzyła się starożytna chwała i il Risorgimento, było oczywiście cesarstwo rzymskie. To właśnie do jego odrodzenia dążyli „wynalazcy” języka włoskiego, Dante i Petrarka. Włoskim hymnem narodowym stała się pieśń walki z okresu walk o zjednoczenie kraju, Hymn Mameli. Śpiewa się ją na tę samą melodię co dawną pieśń Normanów Seiern er vår. Pieśń mówi o tym, że „Italia” się obudziła, ale tylko po to, żeby nałożyć na głowę wojskowy hełm bohatera starożytnego Rzymu, Scypiona Afrykańskiego. Odniesienie do tej samej dwoistości zauważamy w szwedzkim albo niemieckim nacjonalizmie, w których duma z historii własnego kraju miesza się ze staroskandynawskim romantyzmem epoki wikingów lub z pangermańskimi marzeniami o Ariach. W Niemczech i w Skandynawii wytworzyła się między obu tymi gatunkami więź w postaci szeroko rozpowszechnionego myślenia rasowego. Było to coś, czego Italia ze względu na długą tradycję imigracji i mieszania się narodów nie potrafiła skopiować – dzięki czemu zjawisko to jej nie dotknęło.

Do włoskiego zjednoczenia parli rewolucjoniści, którym marzyła się demokratyczna republika z ewentualnymi akcentami z epoki rzymskiej. Jednak kwestie narodowe w ogóle ich nie interesowały. Przełom dokonał się w 1860 roku za sprawą charyzmatycznego przywódcy, Giuseppe Garibaldiego, „bohatera dwóch światów”, który na czele zaledwie tysiąca czerwonych koszul zdobył Sycylię i Włochy południowe. Garibaldi został jednak oszukany przy podziale łupów i ostatecznie trafił do swego rodzaju aresztu domowego na wyspie Caprera w pobliżu Sardynii. Drugi z walecznych przywódców, Giuseppe Mazzini, prawie całe swe życie spędził na wygnaniu, ponieważ skazano go na śmierć. Władza trafiła ostatecznie w ręce dynastii sabaudzkiej. Przedstawiciele tego rodu przez stulecia rządzili Piemontem. W 1720 roku przypadła im Sardynia. Koronowali się na królów, a w 1815 roku przyznano im Genuę, ale ich stolicą przez cały czas pozostawał Turyn. Do formalnego zjednoczenia Włoch doszło dopiero po odejściu Garibaldiego. Odbyło się to w taki sposób, że poszczególne państewka i regiony zostały zaanektowane przez Sardynię, bo na jej terenie nadal obowiązywała konstytucja. Wiktor Emanuel II zachował swą dawną, sardyńską numerację.

Można powiedzieć, że dynastia sabaudzka była jednym z pierwszych nieszczęść, jakie spadły na nowe państwo. Europejskie potęgi nie życzyły sobie istnienia rewolucyjnej republiki, ale nie chciały się też zgodzić na objęcie władzy we Włoszech przez jakąś inną dynastię. Na północy panowały odgałęzienia habsburskiej rodziny cesarskiej, a w Neapolu Burbonowie. W ich żyłach płynęła wprawdzie miejscowa krew, ale byli nie do zaakceptowania ze względu na sławę reakcjonisty, jaką cieszył się król Neapolu, Ferdynand II, zwany „królem bombą”. Sabaudczycy mówili po francusku i byli uważani za obcych, niechętnie odnosili się do nich ci, którzy prowadzili walkę na pozostałej części terytorium kraju. Sytuacja była zła również z tego względu, że w rodzinach królewskich przez stulecia uprawiano „chów wsobny” – przez całe pokolenia dochodziło do małżeństw między kuzynami. Wiktor Emanuel II nadal uczestniczył w pracach rządu jako zwykły monarcha konstytucyjny. Jego syn, Umberto I, nie tylko nie był zainteresowany rządzeniem, ale istotnie nie umiał rządzić, więc zadowalał się podpisywaniem już podjętych decyzji. W 1900 roku został zamordowany przez anarchistę, który nie rozumiał, że monarcha nie odgrywa żadnej roli. Na tron wstąpił jego syn, Wiktor Emanuel III, który na skutek wspomnianego już chowu wsobnego był karłem o patetycznym sposobie bycia. Być może cierpiał też na schorzenie, które dziś występuje pod nazwą zespołu Aspergera.

Za to Kościół katolicki rósł w siłę. Kiedy jednak Włochy przejęły Państwo Kościelne i Rzym, papież Pius IX ogłosił się „więźniem Watykanu” i oznajmił, że nie chce mieć z nowym państwem nic wspólnego. Doszło do absurdalnej sytuacji. Włoscy katolicy, którzy w 1900 roku stanowili 97,12 procent ludności kraju, mieli w teorii zakaz głosowania, zajmowania wyższych stanowisk państwowych albo sprawowania funkcji politycznych w nowym państwie włoskim. Rodzina królewska została obłożona ekskomuniką i tylko dzięki pewnemu podstępowi udało się zapewnić Wiktorowi Emanuelowi II katolicki pochówek. Papież zerwał stosunki dyplomatyczne z Francją, gdy na początku nowego stulecia prezydent tego kraju złożył oficjalną wizytę państwową we Włoszech. Tymczasem historia pokazała, że utrata Państwa Kościelnego była najlepszą rzeczą, jaka spotkała Kościół w czasach nowożytnych. Papież nie musiał już uczestniczyć w sporach terytorialnych, dzięki czemu mógł się skupić na dalszej ekspansji Kościoła katolickiego w świecie i na poszerzaniu swojej władzy. W tym samym roku, w którym Watykan stracił Rzym, zakończył się sobór watykański I, na którym ogłoszono nieomylność papieży w kwestiach wiary. Na razie jednak Watykan mocno się wzbraniał przed wszelkimi próbami zbliżenia z nowym państwem. Papież liczył na to, że będzie ono tworem przejściowym, podobnie jak to było z rządami Napoleona. Niespodziewaną konsekwencją takiego podejścia było to, że we włoskiej polityce i w parlamencie zabrakło prawdziwej prawicy, jaka istniała w innych krajach Europy i reprezentowała narodowy interes, szacunek dla wiary, ołtarza, miecza i sakiewki. We Włoszech najczarniejsza reakcja miała charakter antynarodowy i pacyfistyczny, podczas gdy wojskowa klika skupiona wokół tronu reprezentowała ostrożne poglądy liberalne. „Kwestia rzymska”, która dotyczyła stosunku Watykanu do państwa, była kolejnym nieszczęściem, jakie spadło na Włochów wkrótce po narodzinach ich państwa. Papieże rządzili swoim państwem, które „nie pochodziło z tego świata”, bardzo sprawnie. W 1878 roku Piusa IX zastąpił na papieskim tronie intelektualista Leon XIII, „papież robotników”, który w encyklice Rerum novarum z 1891 roku ostrzegał klasy rządzące przed przykrymi konsekwencjami, jeśli warunki życia mas robotniczych nie ulegną poprawie. Nowy papież głosił też autorytarny reformizm socjalny. W 1903 roku papieżem został Pius X, wielbiony przez szerokie kręgi społeczeństwa i znienawidzony przez liberalną elitę, która się go po prostu bała.

Parlament też funkcjonował nie tak, jak powinien. Skład La camera, czyli Izby Deputowanych, wybierano w okręgach jednomandatowych. Na przełomie XIX i XX wieku prawo do udziału w wyborach miało około 7 procent ludności i byli to wyłącznie mężczyźni. Członków Senatu dożywotnio mianował król, czyli w praktyce rząd. Cechą szczególną włoskiego systemu, który nadal obowiązuje, jest to, że rząd i jego parlamentarne zaplecze mogą łatwo zmienić prawo wyborcze, aby zapewnić sobie większość w Izbie Deputowanych. Partia umiarkowanych liberałów zdołała utrzymać się przy władzy głównie dlatego, że katolicy, a przynajmniej ich ugrupowania, sami się wykluczyli z parlamentu, natomiast ugrupowania radykalne pozostawały pod kontrolą. Przez cały czas istniała możliwość manipulowania składem parlamentu. Prawdziwy parlamentarny system partyjny nie powstał nawet wtedy, gdy w końcu poszerzono prawo wyborcze.

Na przełomie XIX i XX wieku, jak również później, postacią dominującą we włoskiej polityce był dawny prowincjonalny adwokat, Giovanni Giolitti, liberalny pragmatyk nieposiadający konkretnego programu politycznego. Od 1892 roku wiele razy pełnił funkcję szefa rządu, a jeszcze częściej piastował funkcje ministerialne. W dalszej części książki jeszcze o nim usłyszymy.

Radykalną stronę sceny politycznej zaczęli z czasem reprezentować socjaliści, chociaż ich działalność była przez pewien czas zabroniona. Nie stanowili jednak zbyt silnego ugrupowania parlamentarnego. Między rewolucjonistami a reformistami istniał wielki spór. Poza nimi zaczęły powstawać grupy anarchistyczne i syndykalistyczne. Działacze lewicowi odwoływali się nie tylko do Marksa, ale także do włoskich bohaterów, którzy zostali zdradzeni: Garibaldiego i Mazziniego. Socjalizm miał wsparcie nie tylko w okręgach przemysłowych Piemontu i Lombardii, ale również wśród robotników rolnych i dzierżawców w takich regionach, jak Emilia, Romania (Romagna) i Toskania, gdzie nie brakowało zwolenników ideologii lewicowych. Ów wiejski socjalizm nie za bardzo pasował do marksistowskiego wzorca, ale przez cały czas był równie radykalny jak socjalizm miejski, a kto wie, czy nie bardziej.

W 1861 roku Włochy zamieszkiwało 25 milionów ludności. Do 1900 roku liczba mieszkańców zwiększyła się o siedem milionów, przy czym z kraju wyemigrowało przez cały ten czas mnóstwo ludzi. Nowe państwo opuściło aż 3,5 miliona mieszkańców, z czego milion wyjechało do Ameryki. Przez cały czas utrzymywała się też emigracja sezonowa do krajów ościennych. Liczba kobiet znacznie przewyższała liczbę mężczyzn, ponieważ wielu z nich wyjechało za chlebem. W 1900 roku średnia długość życia wynosiła 43 lata. Warto jednak pamiętać, że w tym samym czasie przeciętny Szwed żył 52 lata. W 1901 roku 15 procent Włochów pracowało w przemyśle, 38 procent żyło z uprawy ziemi i aż 35 procent nie miało żadnego stałego zajęcia. W kraju nie istniała klasa chłopska w takim znaczeniu, jak rozumiemy to w naszej części Europy. Wielu właścicieli ziemskich nie uprawiało ziemi, za to nie brakowało dzierżawców i robotników dniówkowych. Owi contadini, jak ich później nazywano, nie pasowali do rządowych statystyk. Poziom edukacji utrzymywał się na bardzo niskim poziomie. Wprowadzono trzyletnie, obowiązkowe szkoły ludowe, ale działały one fatalnie. W 1901 roku aż 42,5 procent mężczyzn i 54,4 procent kobiet było zupełnymi analfabetami. Szkoły – jeśli w ogóle istniały – skupiały się na uczeniu dzieci języka włoskiego. Trwa to do naszych czasów i osiągnęło taki rozmiar, że zaniedbano naukę języków obcych, przez co nawet wśród osób stosunkowo dobrze wykształconych ich znajomość jest raczej niewielka.

Rząd nie mógł się pochwalić większymi sukcesami w zakresie polityki wewnętrznej. Za to Włochy jako jeden z pierwszych krajów na świecie zniosły karę śmierci. Anarchista, który w 1900 roku zamordował króla, zmarł wkrótce potem w więzieniu w dość dziwnych okolicznościach. Okoliczności jego śmierci nie udało się nigdy wyjaśnić.

Niewiele lepiej sytuacja przedstawiała się w zakresie polityki zagranicznej. Państwu włoskiemu dość kiepsko szło na przykład zakładanie kolonii na innych kontynentach. Większość terytoriów była od dawna pozajmowana przez inne państwa. Na dodatek Włochy nie dysponowały odpowiednimi środkami militarnymi. W 1882 roku armia włoska zajęła skrawek ziemi nad Morzem Czerwonym, który potem poszerzono w trakcie walk z lokalnymi etiopskimi wodzami, zwanymi rasami. Po trudnej kampanii, która dla Włochów musiała być upokarzająca, w 1889 roku ogłoszono zwierzchność nad Erytreą. W tym samym roku protektoratem objęto większą część obecnej Somalii. Kiedy jednak w 1896 roku armia włoska chciała podbić Abisynię, czyli dzisiejszą Etiopię, doznała upokarzającej klęski pod Aduą. Była to największa porażka, jaką kiedykolwiek poniosła armia kolonialna. Zwycięzcą bitwy okazał się cesarz Menelik II. Poległo siedem tysięcy żołnierzy, to znaczy więcej niż w czasie walk o il Risorgimento. Mieszkańcy wsi, którym w ogóle nie zależało na utworzeniu państwa włoskiego, mieli wrogie nastawienie do takich awantur. Ich tęsknoty i oczekiwania próbowały spełnić dwie siły, które nie brały udziału w projekcie o nazwie „narodowe państwo włoskie”, a mianowicie Kościół katolicki i socjaliści.

To właśnie w tym środowisku, w którym splatały się wpływy „campanilizmu”, socjalizmu i katolicyzmu, urodził się Benito Amilcare Andrea Mussolini. Na świat przyszedł w niedzielne popołudnie 29 lipca 1883 roku.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJIPEŁNY SPIS TREŚCI:

WSTĘP. Kim był Mussolini?

I. MARSZ PO WŁADZĘ POD CZERWONYM SZTANDAREM. (1883–1919)

1. Co to jest Italia?

2. Człowiek z Predappio

3. Emigrant i agitator

4. Avanti!

5. Precz z pokojem!

6. Pożegnanie z bronią

7. Il Vate – Prorok

8. Walczący, produkujący i odważni

II. CZARNE KOSZULE. (1919–1925)

1. Piazza San Sepolcro

2. Rządy Proroka

3. Dowódcy i przywódcy

4. Kto bierze władzę?

5. Wniebowstąpienie Proroka

6. Marsz na Rzym

7. Największy blef w historii Europy

8. Zabójstwo Matteottiego

9. Dyktator

III. MUSSOLINI MA ZAWSZE RACJĘ! (1925–1936)

1. Nowe państwo

2. Lateran i Palazzo Venezia

3. Lata wzajemnej zgody

4. Hydraulik w przeciwdeszczowym płaszczu

5. Facetta nera, bell’abissina

6. Sankcje, gaz i wojenna sława

7. Imperium

IV. CZY MUSSOLINI ZAWSZE MA RACJĘ? (1936–1943)

1. Stary triumfator i nowi faworyci

2. Nowe plany i nowi przyjaciele

3. Pogrzeb Proroka

4. Rasizm i ostatni triumf

5. Izba, Albania, pakt stalowy, Hektor i Achilles

6. Potrzebuję kilku tysięcy zabitych!

7. „Pułkowniku, nie chcę wody…”

8. Rosja, Zagłada, Al-Alamajn i Sycylia

9. Noc prawdy

V. PAŃSTWO HAŃBY. (1943–1945)

1. Nieoczekiwane spotkanie w Villa Savoia

2. Rządy Badoglia

3. Z Rzymu do Salò

4. Włoska Republika Socjalna

5. Paragraf 22

6. Wiatr szumi, burza szaleje…

7. Władza i jej kulisy

8. Ostatnia droga

9. Powrót faszyzmu

ŹRÓDŁA
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: