Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Na krawędzi światów - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
5 maja 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
16,91

Na krawędzi światów - ebook

Anastazja, bohaterka powieści Kingi Trześniowskiej "Na krawędzi światów", zostaje oskarżona o zamordowanie dyrektora swojej szkoły. Na sali rozpraw dziewczyna poznaje biologicznych rodziców, co jest dla niej wielkim wstrząsem. Matylda nie może zrozumieć postępowania ludzi, a w szczególności swoich rodziców, którzy są pracoholikami i, co się z tym wiąże, materialistami. W działania Anastazji i Matyldy angażują się nadprzyrodzone siły, które stają po stronie dobra.

Czy Matyldzie uda się uratować przyjaciółkę przed więzieniem? Czy uwierzy w ludzi? I czy znajdzie odpowiedzi na nurtujące ją pytania? Jaki będzie miała stosunek do świata, w którym żyje? Wreszcie: jak śmierć wpływa na nasze postępowanie? Na nasze myślenie? I czy wszystko to, co wynosimy z rodzinnego domu, daje nam gwarancje na pełnię szczęścia?

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7900-183-5
Rozmiar pliku: 756 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział I

Było ciepłe, słoneczne lato, właśnie zaczynał się kolejny dzień upragnionych wakacji, na które Matylda czekała z utęsknieniem. Byłą niską dziewczynką o długich, pięknych brązowych włosach i wyrazistych niebieskich oczach, którymi często zwracała na siebie uwagę. Cerę miała jasną, gładką, bez najmniejszego pieprzyka czy blizny na twarzy. Nos posiadala mały, ale za to jaki pełny i wyrazisty. Usta jej pełne i tak czerwone, że już nie musiała ich upiększać kosmetykami. Włosy gęste i lekko pofalowane opadały jej na twarz, ale to jej w niczym nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, lubiła je i na razie nie kwapiła się do tego, aby je ścinać. Teraz siedziała przy oknie, obserwując kolejne przejeżdżające samochody, które nie wiadomo po co i gdzie się tak śpieszyły. Poza tym nie lubiła warkotu silników, drażniło ją to. Uważała, że świat niepotrzebnie goni za korzyściami materialnymi, które wcale szczęścia nie dają i Matylda już o tym co nieco wiedziała. Kiedy jej prababcia zachorowała na raka, żadne pieniądze nie pomagały, chociaż, ku jej zdziwieniu, jej prababcia była kobietą zamożną. Coraz to nowe i eksperymentalne leki nie dawały oczekiwanych rezultatów. A przecież leki były specjalnie dla niej sprowadzane z Ameryki. Matylda nie wiedziała, dlaczego aż z tak daleka muszą być sprowadzane. Uważała, że leczenie w Polsce byłoby najlepszym. Ale co ona miała do powiedzenia. Nic, po prostu nic. Jednak to tylko pogarszało całą sprawę. Prababcia czuła się coraz gorzej i była bardzo osłabiona przez leki, które miały jej pomóc wrócić do zdrowia. Niestety, po rocznej kuracji i wielu eksperymentach, którym się poddawała, prababcia umarła. Według lekarzy po prostu z wycieńczenia organizmu i starości – miała sto trzy lata. Pogrzeb odbył się wśród rodziny i najbliższych przyjaciół oraz ludzi, którzy znali i darzyli szacunkiem prababcię Matyldy. Po jej odejściu, Matylda posmutniała i czuła, że straciła kogoś bardzo bliskiego, ponieważ była

Z prababcią bardzo zżyta.

Jej rodzice natomiast byli zadowoleni z tego, że odziedziczyli po prababci Matyldy dość sporą sumę pieniędzy i mogli ją gdzieś spokojnie ulokować, na przykład na giełdzie albo, jak to mama Matyldy lubiła mawiać, „oddać się przyjemnościom, na które każdy z nas czasami zasługuje”. Matylda jednak przeczuwała, że te pieniądze tylko pogorszą już złą sytuację panującą w ich domu. Dziewczyna zawsze wiedziała, że jej rodzice są bardzo chciwi i nie mogą sobie pozwolić na żadne zaniedbanie i nie przypomina sobie, aby kiedykolwiek przekazali jakąś sumę pieniędzy na cele charytatywne. Uważali, że takie organizacje już dość mają pieniędzy i jak one mogą wyłudzać pieniądze od takich dobrych, uczciwych i porządnych ludzi, którzy poprzez ciężką pracę zasłużyli sobie na takie, a nie inne życie.

Jej rodzice całe dnie przesiadywali w pracy. Mama została światowej sławy projektantką mody i tylko salony, na których często bywała i wybiegi były dla niej najważniejsze, tylko to się dla niej liczyło. Wszystko inne nie miało dla niej sensu, nie widziała w tym nic przyszłościowego. Mało czasu poświęcała córce, która już się przyzwyczaiła do jej późnych powrotów, które kończyły się często – żeby już nie powiedzieć zawsze – kłótniami rodziców. Jej tato był ważnym udziałowcem w dużej firmie reklamowej. Firma dobrze prosperująca zajmowała czołowe miejsca w wielu światowych rankingach.

Dlatego też jej ojciec nie mógł sobie pozwolić na żadne zaniedbanie, po pierwsze, narażając tym całą firmę, a po drugie, na jego miejsce czekało już wiele młodych i sprawnych umysłów, które myślą, że taka firma to tylko przyjemność i oczekiwanie na wysoką wypłatę.

Matylda nudziła się sama w domu, nie miała nic ciekawego do roboty. Czasami, żeby uciec od tego domowego ogniska, wybierała się razem ze swoją przyjaciółką, Anastazją, do sklepów na zakupy, do parku, na pizzę czy lody, do kina, na koncerty. W domu natomiast miała wszystko, czego chciała: najnowszy sprzęt, meble, dodatki, ubrania (oczywiście z kolekcji mamy), samochody, telefony. Dom był otoczony przepięknym ogrodem. W domu oczywiście wszystko było szykownie i z gustem uporządkowane i umeblowane. Nic nie mogło zaburzyć harmonii panującej w mieszkaniu.

Meble zostały dopasowane do koloru ścian, a obrazy nie mogły być za małe, ale też za duże, bo to by mogło zniszczyć układ i kompozycję wnętrza. Musiały przedstawiać autentyczność, nie mogło być w nich smutku i niedorzecznych zabaw. Sypialnia rodziców była pogrążona w błękicie, miała przedstawiać spokojną oazę, która utrzymywała dom w spokoju i ładzie. Kuchnię przestronnie umeblowano, połączono z ogromną jadalnią. Rodzina Samsonów miała zatrudnioną projektantkę wnętrz, fachową pomoc domową, która sprzątała, wspaniale i pysznie gotowała, robiła zakupy i mało brakowało, a by u nich zamieszkała. Pokój Matyldy był na początku wspaniale umeblowany, zaspokajający wszystkie jej potrzeby. Jednak po pewnym czasie to wszystko przestało Matyldę obchodzić i bawić. Nie chciała tak mieszkać, to jej pokój i chciała go urządzić po swojemu. Przemeblowała go całkowicie, wieszając na ścianie obrazy, które jej się podobały i stawiając na biurku to, co jej w danej chwili było potrzebne. Na półkach miała takie książki, które ją interesowały, a nie takie, które pasowały tylko do wystroju wnętrza. Nie chciała sztuczności w swoim własnym pokoju, tylko tu mogła czuć się swobodnie i normalnie, ponieważ cały dom był gustownie i nienagannie urządzony, co bardzo ją drażniło. Rodzice ciągle jej powtarzali, że przy takim ułożeniu pokoju i przy tym, co w nim ma, nigdy nie będzie się dobrze uczyła. Jednak Matylda wcale, a wcale w to nie wierzyła, uczyła się nieźle, ale nie szła po trupach do osiągnięcia jak najlepszych wyników, nie chciała być taka, jak jej rodzice: zabiegani, zapracowani, którzy nie mieli czasu, na to, co najważniejsze.

Kiedy była z Anastazją zdarzały się wokół nich różne dziwne rzeczy, których Matylda nie umiała w żaden realny i prosty sposób wyjaśnić. Myślała nad tym wiele razy, ale nigdy nic konkretnego nie mogła ustalić. Wiedziała, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe, że tylko ona to widzi i czuje, ale jak można wyjaśnić takie nadprzyrodzone siły?

– A może jednak to tylko moja wyobraźnia, która jest tak bardzo rozbudowana i daje mi

o sobie znać w najmniej oczekiwanych momentach – pomyślała Matylda.

Ale przecież nie można też całymi tygodniami robić w kółko tego samego. Anastazja też miała swoje życie, ale nigdy nie dała Matyldzie tego po sobie poznać, zawsze, w każdej chwili, miała dla niej czas, niezależnie od dnia, godziny i tego, co w danej chwili robiła. Zależało jej na przyjaźni z Matyldą, tak jak Matyldzie na relacji z nią. Nigdy też nie miały przed sobą żadnych tajemnic. Zawsze się we wszystkim wspierały i pomagały sobie w każdej sytuacji.

Dzień mijał jej bardzo wolno, nie miała nic ciekawego do roboty, więc wyszła przed dom

i zaczęła podziwiać piękny ogród, chociaż tak naprawdę myślała sobie: jak to jest, kiedy ja mam wszystko, a ludzie z odległych zakątków świata nie mają co jeść. Jak można tak skonstruować świat? Jak można pozwolić na coś takiego? Czy w dzisiejszych czasach już nie ma sprawiedliwości? Czy można dopominać się o swoje prawa? Czy świat tak skonstruowany może dobrze funkcjonować? Może cieszyć się uznaniem obywateli? Czy w takim świecie można mieć do kogokolwiek zaufanie? Te i jeszcze inne nurtujące ją pytania, kłębiły jej się po głowie. Ale w żaden sposób nie umiała znaleźć na nie odpowiedzi, która zadowoliłaby ją w pełni.

Życie po prostu czasem takie bywa, zaskakuje nas w najmniej spodziewanym momencie i wtedy stajemy twarzą w twarz z tym, co nas otacza, z tym, czego się boimy i z tym, do czego dążymy. Jesteśmy zdani tylko na siebie i tylko my, znając siebie bardzo dobrze, jesteśmy w stanie uchronić się od niebezpieczeństwa, od tego, co złe. Jednak ciekawość innego, łatwiejszego i bezpieczniejszego świata wzmaga się w nas z coraz to większą i potężniejszą siłą, której nie jesteśmy w stanie zatrzymać.

Matylda chciała uciec od tej codzienności, od tego biegu i wyrafinowanego życia, ale jak mogła to zrobić? Jej rodzice bardzo rzadko kontaktowali się z dalszą rodziną, która była szczęśliwsza, ale tylko w hierarchii, której trzymała się dziewczyna. Jej rodzice uważali, że nie warto z taka rodziną utrzymywać kontaktów, która nic nie robi, tylko pracuje za marne grosze.

Jednak Matylda nie podzielała ich zdania, uważała, że skromniejsze, ale przepełnione szczęściem i miłością życie, jest o wiele ciekawsze niż takie, które zapewnili jej rodzice. Nie miała im tego za złe, ale czuła się niepotrzebna i niechciana, już dawno zauważyła, że tylko im przeszkadza i lepiej by było, gdyby tak zwyczajnie raz na zawsze zniknęła z ich dobrze uporządkowanego i idealnego życia. Oni od lat spełniali się zawodowo, poświęcali się pracy i było im z tym bardzo dobrze, nie widzieli w tym nic złego i nienormalnego. Przeciwnie, uważali, że tylko takie życie może być w pełni szczęśliwe, jeśli tylko możemy zaspokoić własne potrzeby oraz zapewnić dobry byt naszej najbliższej rodzinie. Nie potrafili zaspokoić potrzeb Matyldy, których tak po ludzku nie można było kupić. Uważali, że pieniądze są podstawą do tego, by dobrze i prawidłowo funkcjonować i tak też uczyli Matyldę, aby w przyszłości miała tego pełną świadomość i nie zaprzepaściła tego, co przez tyle lat osiągali jej rodzice.

Matylda, gdy jeszcze była w szkole podstawowej, marzyła o rodzeństwie. Ale jej rodzice nie podzielali tego pomysłu, uważali, że nie będą mieli wystarczająco dużo czasu na bawienie i wychowywanie takiego maleństwa. W to trzeba włożyć wiele pracy i wysiłku, a oni chcieli od tak sobie to wszystko załatwić, chcieli mieć spokój. Wiedzieli, jaki jest to obowiązek i poświęcenie. To nie było na ich siły, na ich godne i pełne przyjemności dostatnie życie. Zresztą nie tylko o to już chodziło. Mama Matyldy najzwyczajniej na świecie bała się przytyć, nie lubiła siebie, będąc z Matyldą w ciąży. Prawie nie wychodziła z domu, a już nie było mowy, aby chodziła sama do szpitala na badania kontrolne. Zawsze była wożona przez męża, który dogadzał jej na każdym kroku jak tylko mógł. Miała w nim doskonałe oparcie i nie mogła narzekać na brak zainteresowania z jego strony. Po urodzeniu Matyldy postanowiła jak najszybciej schudnąć, nie czuła się dobrze w swoim ciele. Wiedziała, że tylko to pozwoli jej odzyskać siłę i zacząć pełną parą pracę, której tak jej brakowało. Zauważyła, że mąż też jakby mniej ją zauważał i nie doceniał jej poświęcenia, już wtedy postanowiła sobie, że już nigdy więcej nie będzie miała dzieci. Nie mogłaby po raz drugi przeżywać takiego samego koszmaru, nie chciała po raz kolejny przechodzić przez to wszystko. Ona nie dałaby sobie zwyczajnie rady z ogromem obowiązków, jakie by na nią spłynęły. Nie była na to gotowa. Z drugiej też strony sądziła, że jest już na to po prostu za stara. Nie chciała znowu przechodzić przez okres ciągłego wstawania, zmieniania pieluch. Nie chciała już więcej nieprzespanych nocy z tego powodu. To był dla niej koszmar i udręka, gdyby mogła cofnąć czas, na pewno nie zgodziłaby się na to, żeby urodzić Matyldę. Nie czuła się dobrze w roli matki i w ogóle jej nie spełniała, będąc nią dla Matyldy. Córka miała jej trochę za złe, że tak postępuje i myśli. Uważała, że kobieta jest stworzona do roli matki i powinna tę rolę wykonywać jak najlepiej potrafi. Oczywiście nie można zaniedbywać pracy, która pozwala utrzymywać rodzinę, ale powinna ona być na drugim miejscu, zaraz po rodzinie. Bo nic nie daje takiego szczęścia, jak własna kochająca rodzina, która wie, że zawsze może liczyć na wsparcie i zrozumienie u najbliższych. Z drugiej strony Matylda sądziła, że gdyby nawet miała rodzeństwo,to wychowywałyby je nianie, a nie rodzice, bo przecież mają dużo pracy, która jest dla nich absolutnie najważniejsza. Ona nie zniosłaby tego, jak można zostawić dziecko na tyle godzin tylko z obcą osobą, wrócić do domu zmęczonym i nawet nie zajrzeć do własnego dziecka. Rzecz jasna pieniądze na jego/jej potrzeby byłyby dawane regularnie, ale tu przecież nie o to chodzi, to nie jest maskotka, to żywy człowiek, który się rozwija, myśli i ma swoje ludzkie potrzeby. Nie można go od tak odstawić i już. Jak dobrze jest patrzeć na nie, gdy zaczyna stawiać pierwsze kroki, gdy wyrastają mu pierwsze ząbki, gdy usłyszymy od niego/niej pierwsze słowo. Jak wiele chwil można zatrzymać na zdjęciach. Wspólny czas spędzony na spacerach z rodziną jest czasem bardzo ważnym i niezmarnowanym. Pokazuje, jak dobrze jest mieć rodzinę i walczyć o nią do upadłego, bez względu na czas, okoliczności i przeciwności losu.

Jednak Matylda bardzo dobrze wiedziała, że to do jej rodziców nie dociera, oni nie rozumieli potrzeby bliskości i zrozumienia. Smutki zatapiali w alkoholu, oczywiście nie do upadłego, z umiarem, ale regularnie. Jej rodzice na okrągło palili papierosy, nie zwracając uwagi na to, jaki nieprzyjemny zapach wprowadzają do swojego idealnego domu. Oni uważali, że kiedyś na pewno ten dom sprzedadzą i wyjadą gdzieś daleko. Jednak nie potrafili określić przybliżonego czasu, kiedy to mieliby zrobić, ale Matylda była pewna na sto procent, że nigdy nie opuści swojego rodzinnego miasta, nie pozwoli się wywieźć gdzieś daleko, w nieznane, tylko dlatego, że jej rodzice mają taki kaprys. Była bardzo przywiązana do tego miejsca i nawet, jeśli zostałaby sama, to na pewno nie byłoby jej tu źle. Byłoby wspaniale, bez rodziców, bez sztuczności i udawania tego, że coś ich w ogóle obchodzi, coś ma dla nich jakiekolwiek znaczenie, bo zawsze na pierwszym miejscu były pieniądze, kariera i własne nieograniczone potrzeby i zachcianki, którym niekiedy trudno było sprostać.

Na wystawnych imprezach i przyjęciach organizowanych przez popularne i wpływowe osoby, trzeba się też pokazać jak najlepiej, nie można przecież być w ukryciu, chować się to jest nad wyraz niesmaczne i niegodne takiego miejsca.

Matylda wiedziała, że w przyszłości, gdy założy już własną rodzinę, nie będzie ona wyglądała tak, jak sobie to wymarzyli jej rodzice. Nie będzie wystawnego przyjęcia weselnego, nie będzie dużego, wspaniałego i pustego domu, nie będzie wyścigu za tym, co materialne i co nie gwarantuje szczęścia w rodzinie. Matylda marzyła o cichym i skromnym ślubie w gronie najbliższych, domu gdzieś na odludziu i pracy, która może nie będzie przynosiła jej kokosów, ale na pewno da jej wiele satysfakcji. Wiedziała, że satysfakcja i spełnienie własnych, nawet tych najskromniejszych marzeń, jest o wiele bardziej przyjemniejsza niż życie w ciągłym biegu i stresie, w poczuciu tego, że robi się coś bez sensu, albo tylko tak, po prostu, dla kasy. Marzenia są nieodzownym elementem każdego z nas. Matylda bardzo dobrze o tym wiedziała. Była świadoma tego, że spełnianie marzeń jest celem w życiu każdego człowieka. Jednak jej rodzice za cel w swoim życiu uważali tylko swój indywidualny sukces zawodowy, a tym samym, korzyść materialną. Matylda wiedziała, że jej marzenia są inne, opierają się na innym schemacie. Kierują nią inne wartości, inaczej postrzegała otaczający ją świat.

Marzenia waży się w różnych kategoriach i są one zupełnie inne dla każdego z nas. Ludzie realizują swoje marzenia, nie myśląc o drugim człowieku. Są bezużyteczni i moralnie wyniszczeni. Nie mają własnej wartości, są jak te roboty, które pracują, harują, tylko po to, żeby ich marzenia rychło się spełniły, żeby to im było jak najlepiej i jak najlżej. Takie jest nasze społeczeństwo i nie ma się co temu dziwić, takiej hierarchii, którą my sami ustanowiliśmy.

Jej rodzice jednak postępowali inaczej i dobrze wiedziała, że na początku na pewno nie przynosiło im to satysfakcji i chcieli wielokrotnie rzucić tę pracę w cholerę. Ale tym, co ich trzymało, była kasa: jedyny powód, dla którego ta praca była i nadal jest dobra i potrzebna. Ona jeszcze nie przeżyła tyle w życiu, aby wiedzieć to, co oni, ale wiedziała, że już dość widziała ludzkiego cierpienia i ludzkiej udręki, aby tak po prostu dać się wykorzystywać albo zmuszać do tego innych ludzi. To nie leżało w jej naturze, była zupełnie inna od swoich rodziców, jednak jej to nie przeszkadzało, przeciwnie: była tego bardzo dumna, bo wiedziała, że takie życie ma sens, jest podstawą do lepszego, nie tylko w tym materialnym znaczeniu, bytu. Matylda nie widziała w takim życiu, jakie prowadzą jej rodzice niczego wartościowego, co mogłaby przekazać swoim dzieciom. Uważała, że to, co każdy z nas powinien wynieść ze swojego rodzinnego domu, to przede wszystkim miłość, której ona nie mogła wynieść, bo po prostu najzwyczajniej w świecie jej nie miała. Było jej z tego powodu bardzo smutno, czuła, że to wszystko, co teraz robi, nie ma najmniejszego sensu. Od tej chwili postanowiła żyć inaczej, żyć dla innych, nie tylko dla siebie. Jednak nie wiedziała w jaki sposób dobrze to życie zacząć, ale była pewna, że samozadowolenie z tego, co będzie robić w przyszłości, przyjdzie z czasem.

Zresztą, zasady dobrego i szczęśliwego życia od zawsze wpajała jej babcia, której teraz jej tak bardzo brakowało. To ona głównie ją wychowywała i przekazywała te nieskazitelne zasady życia, których niestety nie nauczyła swojej córki, ale nie była z tego powodu specjalnie niezadowolona. Od zawsze trudno było im się ze sobą dogadać, babcia nie wiedziała, jak do niej docierać, a po śmierci męża, stało się to jeszcze trudniejsze. Córka poszła swoja drogą i nie myślała o tym, czego przez całe życie próbowała ją nauczyć jej matka. Nie stosowała się do żadnej z tych zasad, chociaż, jej marzenie się spełniło, miała wnuki, a Matylda była godną i wspaniałą wnuczką: taką , jaką sobie wymarzyła. Bardzo się ucieszyła, gdy Matylda przyszła na świat, była zdrowym i silnych dzieckiem i od tej pory babcia obiecała sobie, że z całych sił będzie dbała o jej edukację i wychowanie, które nie należało do mocnych stron jej córki i zięcia. Była pewna, że Matylda nigdy ich nie zapomni tych nieskazitelnych zasad życia, które od początku wpajała jej babcia. Miała też świadomość tego, jak bardzo będzie potępiona przez swoich rodziców. Jednak babcia bardzo mocno wierzyła w niedościgniony i perfekcyjny upór córki wobec rodziców, którzy tego nie rozumieli. Stawała w jej obronie w każdej sprawie i była niezastąpiona. Po interwencji babci, rodzice nie mogli pozostać nieugięci i zgadzali się na wszystko, czego oczekiwała Matylda, chociaż nie było łatwe, bardzo mocno sprzeciwiali się temu. Uważali, że dziecko owszem ma jakieś prawa i może czasami powalczyć o swoje, ale jest za młode, aby wiedzieć tyle, co dorośli. Nie posiada doświadczenia i o wielu sprawach nie powinno decydować, aby nie zrobić błędu, którego będzie żałować do końca życia.

Babcia nie chciała im po raz setny tłumaczyć, jak źle i niewłaściwie wychowują swoje dziecko. Przypominała im, że dziecko musi popełnić wiele błędów w życiu, aby wiedziało jak dobrze i właściwie żyć, rodzice nie powinni ingerować w niektóre ich sprawy, bo tylko zepsują to, co należy się dziecku. Tłumaczyła im, że powinno ono spróbować w życiu czegoś innego, wybrać szkołę, w której to jej będzie dobrze, a nie rodzicom, którzy dążą do jak najlepszych i do jak najwspanialszych dzieci, których niekiedy to przerasta aż nadto i nie mogą sobie poradzić z wygórowanymi oczekiwaniami rodziców, którzy chcą mieć w swoim domu geniuszy najlepiej w każdej dziedzinie. Babcia była przeciwna takiemu wychowywaniu dzieci, uważała, że powinny mieć one przynajmniej namiastkę przyjemności w swoim krótkim życiu. I było w tym sporo racji. Jeśli dziecko nie będzie zadowolone ze swojego życia, to nie będzie się nim w pełni cieszyło. Będzie cały czas pod presją rodziców, którym niby zależy na dobru dziecka, ale jak tu mówić o dobru, jeśli się namawia dziecko do czegoś, czego nie chce robić w życiu. Nie bierze się pod uwagę jego marzeń, nie rozmawia się z nim. Skupia się tylko na tym, co by było dla niego/niej dobre, co by przyniosło jak najwięcej pieniędzy, żeby w swoim dorosłym już życiu nie napracowało się, ale miało ogromną miesięczną pensję, która wystarczyłaby też na pomoc rodzicom. Oczywiście, tej pomocy rodzicom zawsze i w każdym wypadku można udzielać, ale bez względu na to, ile się zarabia.

Jeśli tylko pieniądze liczą się w życiu, to dlaczego ludzkie umiejętności też są opłacalne i to wcale nie tak marnie? Gdy staramy się tworzyć coś nowego, coś, co będzie służyło następnym pokoleniom, to oczekujemy, aby nasze osiągnięcia, a także ciężka praca, były doceniane i za to jak najbardziej należy się zapłata. Za nasz pomysł, stracony czas i środki, jakie zużyliśmy do tego, aby coś takiego powstało. Dopiero w taki sposób zdobywane pieniądze dają pełną satysfakcję komuś, kto chciał zmienić coś w świecie, udoskonalić go.Rozdział II

Następnego dnia, Matylda wstała, zrobiła sobie śniadanie, które, tak, jak by to jej rodzice powiedzieli, jest mało wartościowe i może zaburzyć jej gospodarkę trawienną. Jednak ona nie przejmowała się tym, nie zwracała uwagi na takie drobiazgi i niepotrzebne wymysły jej rodziców. Jej rodzice mieli prawidłowo skonstruowaną dietę, przecież przy takim nawale pracy, nie mogli sobie pozwolić na niestrawność, dlatego też zatrudnili dietetyczkę, która po zapoznaniu się z harmonogramem ich codziennego dnia, ustaliła dla nich stosowna dietę. Oczywiście Matylda też musiała się do tego stosować, jednak nie bardzo chciała to robić, ponieważ uważała, że jest to zupełnie bez sensu i jadła to, na co miała w danej chwili ochotę, a że jej rodziców całymi dniami nie było w domu, nie miała z tym najmniejszych problemów.

Usiadła przed ekranem komputera, wbrew rodzicom, którzy nigdy by nie dopuścili do tego. Bo według nich, nie robi się dwóch rzeczy naraz, a jeśli się robi, to i tak nic z tego dobrego nie wyniknie. Matylda uważała, że ich zasady są całkiem bez sensu i nie nadają się do niczego. Sami popełniali zbyt wiele błędów w codziennym życiu, aby teraz jej mówić, co jest dla niej dobre, a co złe. Miała tego świadomość, że chcą dla niej dobrze, ale czasami miała ich serdecznie dosyć, cały czas im coś przeszkadzało i nie pasowało, ale Matylda już dawno przestała się tym zbytnio przejmować. Czasami myślała sobie w duchu: ale co oni mogli wiedzieć o potrzebach, nawykach i zainteresowaniach swojej jedynej córki, jeśli w ogóle się nią nie interesowali. Nie wiedzieli jakie ma koleżanki, jak się zachowuje w szkole (oczywiście jej mama chodziła na wszystkie zebrania, ale interesowała ją tylko kartka z ocenami, do której zawsze miała jakieś: „ale”), czy ma jakieś problemy, jak tak, to z czym, czy ktoś jej dokucza, czy może potrzebuje pomocy, czy porady. To było nieważne, nie obchodziło ich to. Zresztą, jakby coś nawet zauważyli, to by pomyśleli, że albo buja w obłokach i się nie uczy, albo zaprowadziliby ją do psychologa i nie porozmawiali z nią szczerze, bo po co? Płacą, to wymagają, a jakby mogło być inaczej. Przecież po to są tacy ludzie, aby jej pomóc, ale Matylda uważała, że to nie wystarczy, że to nie wszystko. Trzeba trochę więcej dać od siebie, aby były tego znaczne efekty. Ale jej rodzice tego nie rozumieli, uważali, że wykształcenie i dobre imię człowieka jest najważniejsze. Nie liczy się to, co ma w duszy, w sercu i co w danej chwili myśli, np. o takich rodzicach, jak oni. Matylda wiedziała, że rodzice opłaciliby wszystkie kompleksowe badania do tego, aby pomóc swojej córce, ale nie z miłości, lecz z „troski” o jej godną reputację. Czy to jest normalne w naszym świecie? Czy takie zachowanie nie powinno być potępiane? Może trzeba stworzyć na to paragraf w kodeksie karnym albo coś, co zmusiłoby rodziców do zaangażowania się w sprawy ich dzieci. To nie są przedmioty, zabawki czy lalki, o które można się kłócić, można rzucić w kąt i przypomnieć sobie o nich, gdy są potrzebne, ale to też tylko na chwilę, żeby za bardzo nie zakłócały spokoju panującego w domu, w którym porządek stoi na drugim miejscu, zaraz po swojej pracy, która nie powinna przysłaniać tego, co najważniejsze: „świętego spokoju”.

W pewnej chwili usłyszała, że ktoś puka, może to nie jest trafne określenie, ktoś po prostu dobijał się do drzwi jej domu. Zerwała się na równe nogi, wybiegła ze swojego pokoju i natychmiast otworzyła drzwi, w których zobaczyła swoją zapłakaną przyjaciółkę, Anastazję. Stała roztrzęsiona i oglądała się za siebie. Matylda była w szoku, nie wiedziała, co ma powiedzieć. Oczywiście wpuściła koleżankę do domu, dała jej wody i poprosiła, żeby jej wytłumaczyła, spokojnie i powoli, co się stało. Anastazja nie mogła złapać tchu, była bardzo zdenerwowana i nie wiedziała, jak ma swojej przyjaciółce to powiedzieć. Wreszcie zaczęła:

– Matylda, ratuj! Ściga mnie policja! Nie wiem, co mam robić. Jestem podejrzewana,

o włamanie się do naszej szkoły, kradzież osobistego laptopa dyrektora i zabójstwo dyrektora naszej szkoły – wydukała Anastazja.

– Ale przecież to nieprawda. Czyste kłamstwo i bezpodstawne oszczerstwa, które są kierowane w twoją stronę – powiedziała w przypływie złości Matylda.

–Tak, oczywiście, że tak. Ja to wiem i ty. Ale są dowody i nic tego nie zmieni. Ale ja nie chcę iść do więzienia. Pomóż mi, proszę! Błagam cię! – odparła Anastazja.

–No pewnie, pomogę ci, jeśli tylko będę umiała – odparła bez zastanowienia Matylda.

Po chwili ciszy Anastazja zapytała:

– Mogę się u ciebie schronić?

–Pewnie!

Matylda zaprowadziła Anastazję do swojego pokoju, ale już po chwili ktoś zapukał do drzwi. Anastazja zerwała się na równe nogi, była przestraszona. Matylda pokazała jej, gdzie ma się schować. Anastazja ukryła się w dużej i przestronnej szafie. Matylda natomiast siedziała w swoim pokoju, nie zamierzając otwierać. Policja nadal dobijała się do drzwi, ale Matyldzie, to nie przeszkadzało. Wreszcie, ku jej zaskoczeniu, policja wyważyła drzwi i w ten sposób weszła do środka. Matyldę wprawiło to w istne osłupienie. Od razu włączył się alarm, natychmiast przyjechał następny radiowóz policyjny, ale nie miał za wiele do roboty, ponieważ zauważył, że to ich koledzy narobili takiego zamieszania. Przestraszona Matylda natychmiast wybiegła ze swojego pokoju i nie wiedziała, co powiedzieć. Ale nie było tu żadnego problemu, ponieważ to policja pierwsza zaczęła rozmowę i bez zastanowienia zapytała:

– Czy to dom państwa Samsonów?

– Tak – odparła jak najspokojniej umiała Matylda.

– Czy w tym domu ukrywa się niejaka Anastazja Salva?

– Nie – odparła Matylda, kłamiąc bez zastanowienia.

Po chwili nastąpiło coś niebywałego. Anastazja z głową spuszczoną na dół wyszła z szafy i powiedziała:

– Tak – odpowiadając tym samym na zadane wcześniej pytanie. – To ja.

Matylda osłupiała, nie wiedziała, co powiedzieć ani jak się zachować. Serce biło jej ze zdwojona siłą. Czy powstrzymać ją i uciec jak najszybciej, obojętnie gdzie? Czy upierać się, że to nie jest ta dziewczyna? Jednak nic nie zrobiła, stała w jednym miejscu i myślała o tym, co jej powiedziała Anastazja, gdy tylko weszła do jej domu. Matylda była bardzo zaskoczona zachowaniem przyjaciółki. Anastazja jakby to wyczuła i powiedziała do niej:

– Tak będzie lepiej.

Ale dla kogo lepiej? – zastanawiała się Matylda. Jak ja mam ci pomóc? Co mam zrobić? Przecież ja nie znam się na tych wszystkich prawach i nie wiem, co można, a czego nie. Jak można szukać sprawiedliwości w takiej beznadziejnej sytuacji, która wydawała się Matyldzie przynajmniej w danej chwili bez wyjścia.

Policjant podszedł do Anastazji, skuł jej ręce kajdankami, sprawdził ją po kieszeniach czy nie ma broni i powiedział:

– Jesteś oskarżona o włamanie się do własnej szkoły, kradzież osobistego laptopa dyrektora i jego zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem.

– Ale to przecież nie ja. To musi być jakieś nieporozumienie. Ja nic takiego nie zrobiłam. Dlaczego ktoś mnie bezpodstawnie oskarża?

– O tym, to już zdecyduje sąd czy to oskarżenie jest takie bezpodstawne – odparł z nutką ironii funkcjonariusz.

Matylda nadal stała w tym samym miejscu nic nie mówiąc, przez parę jeszcze dobrych minut po wyjściu policjantów, którzy prowadzili przykutą kajdankami Anastazję. Jednak powoli docierało do niej to, co się stało. Zadzwoniła szybko po ekipę remontową w sprawie drzwi, a oni przyjechali już po dziesięciu minutach. Byli zaskoczeni, widząc wyważone drzwi, ale o nic nie śmieli zapytać, w końcu to przecież nie ich sprawa.

Od ręki wstawili nowe drzwi, które akurat były na sklepie, bardzo podobne do tych, co miała wcześniej, wręcz prawie się od nich nie różniły. Matylda podziękowała, zapłaciła za drzwi i robotę. Ekipa bez słowa odjechała, a ona wróciła do swojego pokoju, jeszcze nie bardzo mogąc pozbierać myśli. Jednak nie mogła usiedzieć w domu, dlatego wyszła na świeże powietrze, aby ochłonąć po tym wszystkim, co zaszło w jej domu. Zastanawiała się, jak może pomóc przyjaciółce w tak trudnej sytuacji.

W tej samej chwili, nieoczekiwanie na jezdnię wypadło dziecko, wprost pod nadjeżdżający samochód. Matylda w jednej chwili wstała, wyciągnęła ręce, co sprawiło, że samochód zatrzymał się tuż, tuż… przed małą dziewczynką. Całe do nadzwyczajne zdarzenie obserwowali rodzice małej i byli zdumieni i zaskoczeni, tak samo zresztą jak Matylda, która była nieświadoma tego, co zrobiła. Natychmiast podbiegła do dziecka, wzięła je na ręce, zeszła w ostatniej chwili z ulicy, bo właśnie samochód ruszył i pojechał z zawrotną szybkością dalej, tak jakby nic się nie stało. Nagle z domu wybiegli rodzice dziecka, Matylda oddała im je, oni pełni wzruszenia, dziękowali jej z całego serca. Ojciec dziecka zaprosił Matyldę do domu.

Matylda z lekkim lękiem na twarzy weszła do ich domu. Dom był duży, przestronny, może trochę przesadnie ładny.

Matylda widziała już dużo takich domów i nic nadzwyczajnego nie przykuło jej uwagi. Przecież sama miała taki dom, ale nie pokój. Jednak Matylda musiała jakoś zacząć rozmowę, więc powiedziała:

– Jaki ładny dom.

– Dziękujemy– odpowiedzieli rodzice.

– Przepraszam, ja się nie przedstawiłam, nazywam się Matylda Samson – powiedziała zawstydzona Matylda.

– Ach, przepraszam, my też się nie przedstawiliśmy. Ja nazywam się Arnold Midt, to moja żona, Łucja – kobieta, która w tej chwili trzymała dziecko na rękach, była ubrana w niebieską sukienkę z bufiastymi rękawami, co dodawało jej uroku osobistego, miała ładne długie blond włosy, których Matylda jej zazdrościła – a to nasza córka, Nadia.

– Bardzo mi miło.

– Nam również.

Pani Midt zaprosiła Matyldę dalej i poprosiła, aby usiadła i porozmawiała z nimi. Po chwili pan Arnold Midt wyjął z kieszeni pieniądze i podsunął Matyldzie. Matylda była bardzo zdziwiona jego zachowaniem i nie wiedziała co ma zrobić: czy się śmiać, czy wyjść obrażona bez słowa. Była to dla niej niecodzienna i niezręczna sytuacja. Jeszcze nigdy nie była w sytuacji bez wyjścia, a to przyprawiało ją o ból głowy.

– Proszę je przyjąć w dowód wdzięczności – powiedział pan Midt, wskazując na pieniądze, które podsunął Matyldzie

– Ale naprawdę nie trzeba, może kiedyś ja będę potrzebowała pomocy i czy mogę na państwa pomoc liczyć? – spytała niepewnie Matylda.

– Ależ oczywiście – odpowiedzieli rodzice, chociaż nie bardzo wiedzieli, w czym byliby jej pomocni.

Po chwili ciszy Matylda podziękowała za gościnę i wyszła. Idąc do domu, zastanawiała się, jak mogła czegoś takiego niezwykłego i wprost niemożliwego dokonać. Weszła do domu, nie bardzo wiedząc co robi, ponieważ myślami była zupełnie gdzie indziej. W domu znajdowała się gospodyni, zadawała jej pytania, których Matylda albo nie słyszała, albo nie rozumiała. Wszystko po niej spływało jak woda. Nie chciała też z nikim o tym rozmawiać. Gosposia nie wiedziała co się z nią dzieje, ale nie miała na to tez żadnego wpływu. Nie potrafiła z Matyldą rozmawiać, zresztą to jej nie dziwiło. Jej zdaniem Matylda od samego początku była trudnym dzieckiem, które nie rozumie tego, jak jej rodzice poświęcają się dla niej, ile dla niej robią, zapewniają jej godną przyszłość. Wyszła z przedpokoju i zajęła się swoja pracą, o nic już nie pytając milczącą Matyldę.

Nie jedząc kolacji, od razu poszła do swojego pokoju, zamykając się na klucz – nie wiadomo dlaczego, ponieważ nigdy wcześniej tego nie robiła – zapaliła nocną lampkę przy łóżku, usiadła przy biurku i rozmyślała nad tym wszystkim, co ją dzisiaj spotkało i może co ją jeszcze spotka. Wiedziała, że to jest jakiś przełom w jej życiu, którego nie może przegapić ani zmarnować. Była pewna, że to, co się dzisiaj stało, to nie jest zwykły przypadek, to nie jest coś, co można od tak zignorować i zostawić. Nie wiedziała jednak, jak potoczą się jej losy później i co to wszystko miałoby znaczyć. Chciała jak najlepiej zrozumieć to, co jej się przytrafiło, jednak nie wiedziała do czego to wszystko dąży, co los dla niej przygotował, może to znak, by zacząć coś od początku, by się sprzeciwić rodzicom, by pokazać im, jak można żyć inaczej, pełniej, łatwiej i godniej. Jak można być szczęśliwym i dać szczęście innym. Bardzo chciała w to jak wierzyć, nie chciała dopuścić do siebie myśli, że już zawsze będzie zdana na łaskę rodziców, że wszystko to, co ona będzie robiła, będzie im podporządkowane. Nie chciała już tak dalej żyć, wiedziała, że takie życie nie ma sensu, że ono do niczego nie prowadzi, nie daje żadnej perspektywy na przyszłe życie, takie, które wymarzyła sobie Matylda. W jednej chwili zatrzymała swoje przemyślenia na sobie, teraz krążyły wokół Anastazji i tego, dokąd ją zabrali funkcjonariusze policji oraz tego, co stałoby się z małą Nadią, gdyby nie ona. Czy to ma jakiś wpływ na przebieg następnych wydarzeń? Czy ona jest w stanie pomóc swojej przyjaciółce, czy to tylko w jej głowie rodzi się nieprzezwyciężona ochota nagłej i natychmiastowej pomocy? Jednak Matylda nie miała już czasu i ochoty na dalsze przemyślenia. Wstała, zgasiła lampkę i położyła się na łóżko, nawet nie mając ochoty przebierać się w piżamę. Od razu zasnęła, a śniły jej się niestworzone rzeczy, których już nigdy w życiu nie chciała pamiętać.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: