Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Namiętna gra - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
Marzec 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Namiętna gra - ebook

Seksowna i zabawna opowieść o tym, dlaczego warto dać sobie drugą szansę


Grace Sheridan od zawsze marzyła, że zostanie aktorką i będzie sławna. Cholernie sławna.
Do tej pory Hollywood nie było dla niej łaskawe, ale Grace nie poddaje się tak łatwo. Po dziesięciu latach wraca do Los Angeles. Czy tym razem się jej uda? A może trzydzieści trzy lata to za późno na aktorski debiut i Grace nieodwołalnie przegapiła swoją szansę?
Jakby tego było mało, na jej drodze staje przystojny, sławny i… znacznie młodszy Jack Hamilton. Grace broni się, jak tylko może, ale błyskawicznie traci głowę dla seksownego Brytyjczyka. Namiętny romans ze wschodzącą gwiazdą show-biznesu nieźle namiesza jej w życiu, a może i w sercu.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7642-830-7
Rozmiar pliku: 863 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

rozdział pierwszy

Zda­jesz so­bie spra­wę, że już wcze­śniej wi­dzia­łam cię nagą, praw­da? – krzyk­nę­ła Hol­ly zza za­mknię­tych drzwi.

– Tak, ko­cha­na, ale to było ja­kiś czas temu. Nie są­dzę, abyś te­raz była na to go­to­wa.

– Chcia­łaś po­wie­dzieć: „Nie są­dzę, abyś była go­to­wa na te wa­łecz­ki”?

– I mó­wisz to na wpół ro­ze­bra­nej ko­bie­cie? Rany, na­praw­dę po­win­naś cza­sem się za­sta­no­wić, przez cie­bie na­ba­wię się kom­plek­sów. Idiot­ka.

– Prze­sa­dzasz, Gra­ce.

– I kto to mówi – mruk­nę­łam pod no­sem, uśmie­cha­jąc się do sie­bie. Wła­śnie usi­ło­wa­łam wci­snąć pupę w nowe dżin­sy bio­drów­ki, któ­re mia­ły tak nie­przy­zwo­icie ni­ski stan, że w za­sa­dzie po­win­ny zo­stać ofi­cjal­nie za­ka­za­ne.

– Ko­niec – skwi­to­wa­ła Hol­ly. – Wcho­dzę. Wcią­gnij brzuch, Gra­ce!

Hol­ly wtar­gnę­ła do środ­ka, ale na mój wi­dok za­trzy­ma­ła się w pół kro­ku. Le­ża­łam na wznak na przy­kry­tym prze­ście­ra­dłem łóż­ku, w uro­czym ko­ron­ko­wym biu­sto­no­szu w brzo­skwi­nio­wym ko­lo­rze, z za­ło­żo­ny­mi do po­ło­wy dżin­sa­mi. To ona mnie na­mó­wi­ła do ku­pie­nia tych cho­ler­nych spodni, choć do­brze wie­dzia­łam, że mi­nę­ły już cza­sy, kie­dy mo­głam z dumą no­sić taki fa­son. Hol­ly jed­nak za­wsze po­tra­fi­ła prze­ko­nać mnie do zro­bie­nia tego, co – jak twier­dzi­ła – jest dla mnie naj­lep­sze, i nie da się ukryć, że pra­wie za­wsze mia­ła ra­cję.

– Świet­ne cyc­ki – orze­kła, oglą­da­jąc mój biu­sto­nosz. – Czy mam przy­nieść ob­cę­gi i za­piąć ci za­mek? Chy­ba wi­dzia­ły­śmy to w ja­kimś fil­mie – za­du­ma­ła się.

– Tak. Wi­dzia­ły­śmy… po­mo­żesz? Biust mam już „na bacz­ność”, na­praw­dę wo­la­ła­bym do­pro­wa­dzić się do sta­nu, w któ­rym wy­glą­dam przy­zwo­icie. – Usil­nie sta­ra­łam się utrzy­mać na łóż­ku w tej dziw­nej po­zy­cji.

– Wi­dzę. Okay, wstrzy­maj od­dech – po­wie­dzia­ła, chwy­ta­jąc za gu­zik od spodni. Po­cią­gnę­łam z ca­łej siły za­mek, i w koń­cu uda­ło mi się go za­piąć, choć na mo­ment za­bra­kło mi tchu.

– Mój Boże. My­ślę, że wła­śnie pę­kła mi ma­ci­ca. Tak, na pew­no pę­kła – jęk­nę­łam.

Nie mo­głam uwie­rzyć, że te dżin­sy są aż tak cia­sne, ale jed­no­cze­śnie wy­peł­nia­ła mnie duma, że uda­ło mi się je wło­żyć. Po­czu­łam dreszcz w sty­lu „cią­gle cię na to stać, mała”, choć mo­gło to też być spo­wo­do­wa­ne bra­kiem tle­nu – dżin­sy ewi­dent­nie ogra­ni­cza­ły jego prze­pływ.

Hol­ly po­mo­gła mi wstać z łóż­ka, abym mo­gła zo­ba­czyć, jak wy­glą­dam w tych nie­sa­mo­wi­tych spodniach, i oswo­ić się z my­ślą, że fak­tycz­nie może nam się udać. Przez ja­kiś czas jesz­cze ła­pa­łam się na tym, że – zer­ka­jąc w lu­stro – mu­sia­łam się dwa razy upew­niać, że to na­praw­dę ja.

Hol­ly zo­ba­czy­ła, jak się so­bie przy­glą­dam, i za­śmia­ła się.

– Wy­glą­dasz szy­kow­nie, moja dro­ga. Sama mo­gła­bym się z tobą pie­przyć.

– Ko­cha­na je­steś, Hol­ly. Dzię­ki. – Uśmiech­nę­łam się do niej, cały czas sto­jąc przed lu­strem, po czym za­czę­łam stro­ić miny i chi­cho­tać.

– Uspo­kój się, Gra­ce. Mo­de­ling ci nie wy­cho­dzi. – Za­śmia­ła się i wy­szła, po­ka­zu­jąc mi pod­nie­sio­nym do góry kciu­kiem, że jest su­per.

Ostat­nio spo­ro zrzu­ci­łam. Tak na­praw­dę, to mia­łam te­raz lep­szą fi­gu­rę niż wte­dy, gdy stu­dio­wa­łam. Hol­ly była ze mnie dum­na i sta­ra­ła się jak naj­czę­ściej mi to po­wta­rzać.

Z Hol­ly New­man po­zna­ły­śmy się jesz­cze na uczel­ni. Po­mi­mo że obie wy­bra­ły­śmy spe­cja­li­za­cję te­atral­ną, ona już wcze­śniej wie­dzia­ła, że woli ra­czej to, co dzie­je się za kur­ty­ną, szcze­gól­nie od stro­ny biz­ne­so­wej, pod­czas gdy ja pra­gnę­łam zo­stać kró­lo­wą sce­ny. Przez cały okres stu­diów snu­ły­śmy pla­ny, jak to kie­dyś pod­bi­je­my świat show-biz­ne­su. Ona ma­rzy­ła o swo­jej agen­cji, mia­ła zaj­mo­wać się ło­wie­niem naj­lep­szych ta­len­tów, pra­cu­jąc z ar­ty­sta­mi, któ­rzy po­dzie­la­li­by jej wi­zję. Mnie na­to­miast wzrok prze­sła­nia­ły gwiaz­dy – chcia­łam być sław­na. Cho­ler­nie sław­na.

Hol­ly do­tar­ła na wy­brze­że sześć mie­się­cy przede mną, i gdy w koń­cu do­je­cha­łam, ona już pra­co­wa­ła jako młod­szy agent w jed­nej z głów­nych firm w mie­ście. Mia­ła praw­dzi­wy ta­lent do kie­ro­wa­nia ar­ty­sta­mi, do­sko­na­le wy­czu­wa­jąc, kie­dy ma być twar­da, a w któ­rym mo­men­cie się ugiąć. Wie­dzia­ła, kie­dy na­praw­dę wal­czyć o swo­ich klien­tów i w któ­rym mo­men­cie za­cząć bu­do­wać fun­da­ment pod przy­szłe pro­jek­ty. Gdy się zja­wi­łam, za­ła­twi­ła mi tym­cza­so­wą pra­cę w agen­cji. Ob­ser­wo­wa­łam ją, peł­na po­dzi­wu, jak ra­dzi so­bie w tym cią­gle jesz­cze zdo­mi­no­wa­nym przez męż­czyzn świe­cie.

Mia­ła ide­al­ne zło­to-blond wło­sy, fan­ta­stycz­ną fi­gu­rę i do­sko­na­ły styl, więc cały czas spo­ty­ka­ła się z py­ta­nia­mi, dla­cze­go pra­cu­je poza sce­ną, a nie przed ka­me­ra­mi. Nic dziw­ne­go – Hol­ly była po­wa­la­ją­ca. Ona jed­nak za­wsze zby­wa­ła te na­ga­by­wa­nia śmie­chem i od­po­wia­da­ła: „To po pro­stu nie dla mnie”, a na­stęp­nie rzu­ca­ła się w wir za­dań, ha­ru­jąc bar­dziej niż kto­kol­wiek inny.

Po­do­ba­ło mi się Los An­ge­les. Wpro­wa­dzi­łam się do Hol­ly, za­czę­łam brać lek­cje gry ak­tor­skiej i pra­co­wa­łam ra­zem z nią w agen­cji, wie­czo­ra­mi kel­ne­ru­jąc w re­stau­ra­cji w San­ta Mo­ni­ca. Na­praw­dę czu­łam, że żyję praw­dzi­wym ży­ciem Hol­ly­wo­od, o któ­rym od za­wsze ma­rzy­łam.

Po oko­ło sze­ściu mie­sią­cach Hol­ly prze­ko­na­ła swo­je­go sze­fa, że po­win­nam przyjść na prze­słu­cha­nie jako klient­ka agen­cji. By­łam przy­go­to­wa­na, prze­słu­cha­nie do­brze mi po­szło, moje zdję­cia pro­fi­lo­we oka­za­ły się ide­al­ne… mimo to mu­sia­łam po­cze­kać. I cze­ka­łam. A póź­niej cze­ka­łam jesz­cze dłu­żej. W koń­cu zgo­dzi­li się mnie wziąć pod wa­run­kiem, że Hol­ly bę­dzie re­pre­zen­to­wać mnie oso­bi­ście jako agent­ka.

Za­czę­ła więc wy­sy­łać mnie na prze­słu­cha­nia, któ­re od­by­wa­ły się w róż­nych miej­scach, i wszę­dzie oka­zy­wa­ło się, że je­stem cho­ler­nie do­bra. Ale tak samo cho­ler­nie do­brzy byli też inni.

Nie do­sta­łam ani jed­ne­go an­ga­żu.

To, cze­go nie mó­wią wam, gdy do­ra­sta­cie na Środ­ko­wym Za­cho­dzie, lata świetl­ne od L.A., to to, że gdy prze­pro­wa­dza­cie się do Hol­ly­wo­od, każ­dy za­mie­nia się w Miss Ide­ału. Wszy­scy my­śli­my, że je­ste­śmy naj­ład­niej­si, wy­jąt­ko­wi, je­dy­ni i to właś­nie my na­praw­dę mamy to coś. Wszy­scy za­kła­da­my, że nasz ta­lent jest uni­ka­to­wy i au­ten­tycz­ny, że mamy coś do prze­ka­za­nia świa­tu i nikt z nas nie może po­jąć, dla­cze­go nie do­sta­je­my ofert pra­cy.

Rzecz w tym, że w L.A. nie wy­star­czy ład­na bu­zia, gdyż to za­wsze moż­na pod­re­tu­szo­wać. Nie wy­star­czy do­bre cia­ło, bo każ­dy może się zwę­zić czy wy­szczu­plić na­wet w ta­kich miej­scach, o któ­rych nam się nie śni­ło. Nie wy­star­czy też chi­cho­tać i za­rzu­cać wło­sa­mi czy po­chwa­lić się do­brą pu­en­tą, gdyż był już przed nami ktoś, kto też tego pró­bo­wał.

Tym, któ­rzy co roku przy­jeż­dża­ją do L.A., od­po­wia­da mniej wię­cej taka sama licz­ba wy­jeż­dża­ją­cych. Po­włó­cząc no­ga­mi, wra­ca­ją w ro­dzin­ne stro­ny. Nie­udacz­ni­cy z go­to­wą hi­sto­ryj­ką o tym „Jak to kie­dyś ży­łem w Ka­li­for­nii”, opo­wia­da­ną przy drin­kach w gro­nie zna­jo­mych z ogól­nia­ka.

Sama sta­łam się jed­nym z ta­kich nie­udacz­ni­ków – prze­trwa­łam w Los An­ge­les osiem­na­ście mie­się­cy. Ode­szłam z pod­wi­nię­tym ogo­nem, po raz pierw­szy w ży­ciu czu­jąc się jak ofer­ma. Po­zwo­li­łam, aby to mia­sto i ten biz­nes mnie po­ko­na­ły.

Te­raz jed­nak wró­ci­łam. Po­trze­bo­wa­łam na to dzie­się­ciu lat, ale tym ra­zem nie mia­łam za­mia­ru się pod­da­wać.

* * *

Hol­ly or­ga­ni­zo­wa­ła przy­ję­cie z oka­zji otwar­cia swo­jej no­wej fir­my i za­pro­si­ła bli­skich przy­ja­ciół oraz kil­ko­ro ak­to­rów i ak­to­rek, któ­rych re­pre­zen­to­wa­ła. Nie­daw­no zre­zy­gno­wa­ła z pre­sti­żo­we­go sta­no­wi­ska w do­brze zna­nej agen­cji. Paru jej klien­tów zde­cy­do­wa­ło się po­zo­stać w po­przed­niej fir­mie, ale dzię­ki temu, że Hol­ly była tak do­bra w roz­wi­ja­niu cu­dzej ka­rie­ry, szcze­gól­nie w przy­pad­ku świe­żych, no­wych ta­len­tów, wie­le osób po­szło za nią.

Od kie­dy prze­pro­wa­dzi­łam się z po­wro­tem do L.A., miesz­ka­łam z Hol­ly, w domu na wzgó­rzach. Do­brze się jej po­wo­dzi­ło, mia­ła dużą po­sia­dłość przy Mul­hol­land Dri­ve, z wi­do­kiem na le­żą­ce u stóp mia­sto.

Te­mat im­pre­zy spro­wa­dza nas zaś po­now­nie do nie­przy­zwo­itych dżin­sów. Jako trzy­dzie­sto­trzy­lat­ka o pew­nych ist­nie­ją­cych od za­wsze kom­plek­sach na punk­cie swo­je­go wy­glą­du, sta­ra­łam się mimo wszyst­ko na­stro­ić po­zy­tyw­nie do tego, że będę kie­ro­wać przy­ję­ciem, ma­jąc na so­bie tę kon­kret­ną parę spodni. Do nie­przy­zwo­itych dżin­sów do­bra­łam dość kon­ser­wa­tyw­ny tur­ku­so­wy top bez rę­ka­wów z sze­ro­kim gol­fem, a do tego bar­dzo ład­ne buty z pa­secz­kiem z tyłu i od­kry­ty­mi pal­ca­mi. Mu­szę po­wie­dzieć, że mam pięk­nie wy­rzeź­bio­ne pal­ce u stóp.

Zde­cy­do­wa­łam się roz­pu­ścić wło­sy, cze­go zwy­kle nie ro­bię, ale Hol­ly za­bro­ni­ła wszel­kich upięć w ku­cyk na ten wie­czór. Wy­bra­ły­śmy się po po­łu­dniu do fry­zje­ra, któ­ry z mo­jej ru­dej czu­pry­ny zro­bił ka­ska­dę mięk­kich lo­ków. Fak­tycz­nie, moż­na po­wie­dzieć, że oka­zał się sty­li­stą war­tym swo­jej ceny. Mu­sia­łam przy­znać, że loki nada­wa­ły się na udział w re­kla­mie szam­po­nu.

Im­pre­za już się roz­krę­ci­ła i wszy­scy świet­nie się ba­wi­li. Po­nie­waż Hol­ly przyj­mo­wa­ła tyl­ko tych klien­tów, w któ­rych ka­rie­rę na­praw­dę chcia­ła się za­an­ga­żo­wać, szyb­ko się za­przy­jaź­nia­li. By­wa­li u niej czę­sto, dzię­ki cze­mu jej krąg to­wa­rzy­ski wkrót­ce stał się tak­że moim.

– Gra­ce, nie mó­wisz po­waż­nie. Feld­man jest o wie­le sek­sow­niej­szy niż Haim.

Po­chło­nę­ła mnie roz­mo­wa z Nic­kiem, sce­na­rzy­stą, któ­re­go Hol­ly zna­ła od lat. Te­raz był rów­nież jed­nym z mo­ich zna­jo­mych – za­wsze mo­głam na nie­go li­czyć jako na do­bre­go skrzy­dło­we­go w trak­cie im­prez. Tego wie­czo­ru wy­pi­li­śmy już nie­jed­no nie­przy­zwo­ite mar­ti­ni. Bar­dzo nie­przy­zwo­ite. Nick cze­kał na pew­ne­go ak­to­ra, któ­ry do­pie­ro miał do­je­chać – był no­wym na­byt­kiem Hol­ly, kimś, kto wy­da­wał się ko­lej­nym strza­łem w dzie­siąt­kę. Jesz­cze go nie po­zna­łam, acz­kol­wiek Nick przy­znał, że jest, cy­tu­ję, „pysz­ny, prze­pysz­ny… trosz­kę nie­chluj­ny, ale w sek­sow­ny spo­sób”, a jego bry­tyj­ski ak­cent jest „słod­ki”, „wart, by za nie­go umrzeć”, „po­wa­la­ją­cy i moż­na dać się za nie­go prze­le­cieć”.

– Do­bra – od­po­wie­dzia­łam. – Przy­zna­ję, że Co­rey Feld­man był ge­nial­ny w Go­onies, i na­wet nie­co słod­ki w Stań przy mnie. Ale nikt nie ma szans z moim Lu­ca­sem. – Mu­sia­łam wy­grać tę run­dę. Nie­daw­no od­by­li­śmy po­dob­ną roz­mo­wę o Ste­vie Ca­rel­lu i Ric­kym Ge­rva­isie. Nie skoń­czy­ła się do­brze. Nie wszy­scy wy­szli z tego star­cia bez szwan­ku.

Wtem usły­sza­łam za sobą par­sk­nię­cie i bry­tyj­ski ak­cent.

– My­ślę, że mu­si­cie przy­znać punkt Ha­imo­wi, choć­by za to, że uda­ło mu się po­ca­ło­wać He­ather Gra­ham.

Od­wró­ci­łam się, aby od­dać cześć ge­niu­szo­wi no­we­go go­ścia, któ­ry wi­dział film Pra­wo jaz­dy.

– Hej, to ty je­steś ten Su­per­sek­sow­ny Na­uko­wiec! – wy­krzyk­nę­łam i w tym sa­mym mo­men­cie za­kry­łam usta. Czu­łam, jak się czer­wie­nię.

Hol­ly mia­ła zdję­cie tego fa­ce­ta na kom­pu­te­rze i przez ostat­ni mie­siąc na­zy­wa­ła go „Su­per­sek­sow­nym Na­ukow­cem”. To był wła­śnie jej nowy klient – ko­lej­ne wiel­kie od­kry­cie. Grał głów­ną rolę w fil­mie ma­ją­cym je­sie­nią wejść na ekra­ny, o któ­rym spo­ro się już mó­wi­ło. Nie wie­dzia­łam zbyt wie­le o tej pro­duk­cji, ale Hol­ly bar­dzo eks­cy­to­wał fakt re­pre­zen­to­wa­nia no­we­go klien­ta.

Su­per­sek­sow­ny Na­uko­wiec uśmiech­nął się do mnie lek­ko za­wsty­dzo­ny i zmie­sza­ny. Czy zda­wał so­bie spra­wę, jak sek­sow­ny był to uśmiech?

O tak. Na­wet bar­dzo do­brze.

Po­dał mi rękę i z ak­cen­tem god­nym kró­lo­wej an­giel­skiej od­po­wie­dział: – Su­per­sek­sow­ny Jack Ha­mil­ton, bar­dzo mi miło.rozdział drugi

Nick pra­wie mnie sta­ra­no­wał, rzu­ca­jąc się bez tchu stro­nę Jac­ka, aby uści­snąć mu dłoń.

– Cześć, Jack. Je­stem Nick. Wi­dzia­łem cię w fil­mie Jej lep­sza po­ło­wa. Coś fan­ta­stycz­ne­go! Wi­dzia­łem też two­je zdję­cia w „En­ter­ta­in­ment We­ekly”1). Miesz­kasz te­raz w L.A.? Cie­szysz się na pre­mie­rę Cza­su? Wow, przy­stoj­niak z cie­bie. – Nick wy­re­cy­to­wał wszyst­ko na jed­nym od­de­chu i prze­rwał do­pie­ro wte­dy, gdy za­bra­kło mu po­wie­trza.

------------------------------------------------------------------------

1) Amerykański magazyn wydawany przez główną filię medialną Time Inc. w Stanach Zjednoczonych (wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza).

Ob­ser­wo­wa­łam, jak na twa­rzy Jac­ka od­ma­lo­wu­je się po ko­lei za­sko­cze­nie prze­cho­dzą­ce w zmie­sza­nie, za­du­mę, aż w koń­cu le­d­wo po­wstrzy­my­wa­ne uczu­cie roz­ba­wie­nia.

Za­śmia­łam się i po­wo­li uwol­ni­łam jego dłoń z uści­sku Nic­ka.

– No już, spo­koj­nie, ko­le­go. Mo­żesz ob­sy­py­wać Jac­ka kom­ple­men­ta­mi przez całą noc, ale nie chcesz chy­ba, aby bie­dak do­znał szo­ku w cią­gu pierw­szych pię­ciu mi­nut. – Od­wró­ci­łam się do Jac­ka. – Wi­tam. Je­stem Gra­ce She­ri­dan – Su­per-Sek­sow­na Gra­ce She­ri­dan. Miło mi po­znać. – Uści­snę­łam jego dłoń, sły­sząc tyl­ko, jak sto­ją­cy obok Nick gło­śno dy­szy. – I przy­zna­ję, je­steś cał­kiem ład­niut­ki – do­da­łam, wi­dząc po­ja­wia­ją­cy się u Jac­ka uśmiech.

Otrzą­snąw­szy się z chwi­lo­we­go za­mro­cze­nia, uj­rza­łam przed sobą szczu­płe­go, mło­de­go męż­czy­znę, któ­ry prze­wyż­szał mnie pra­wie o gło­wę. Miał na so­bie wy­bla­kłe dżin­sy, czar­ną ko­szul­kę i gra­fi­to­wą za­pi­na­ną na za­mek kurt­kę. Spoj­rza­łam w dół. A niech mnie, czyż­by to były mar­ten­sy? Ca­łość do­peł­nia­ła sta­ra, sza­ra czap­ka z dasz­kiem i kil­ku­dnio­wy za­rost, któ­ry zde­cy­do­wa­nie mu pa­so­wał. Wy­da­wał się do­brze czuć w swo­jej skó­rze… Przez se­kun­dę wy­obra­zi­łam so­bie jej do­tyk.

Ten fa­cet wy­glą­da na tyle lat, że mógł­by być two­im sy­nem, Gra­ce.

Tak, ale tyl­ko w przy­pad­ku, gdy­bym go­rzej pro­wa­dzi­ła się w li­ceum…

Po­trzą­snę­łam gło­wą, aby po­zbyć się tych my­śli, i uj­rza­łam, jak Hol­ly zmie­rza przez kuch­nię w na­szą stro­nę, aby przy­wi­tać się z Jac­kiem.

– Wi­taj, skar­bie. Jak się mie­wasz? – Ob­ję­ła go ra­mie­niem i na­sta­wi­ła po­li­czek na ca­łu­sa.

– Do­brze, dzię­ku­ję. Wła­śnie po­zna­łem Gra­ce i… hmm, Nic­ka, tak? – Jack znów się uśmiech­nął, wpra­wia­jąc tym sa­mym Nic­ka w stan naj­wyż­sze­go unie­sie­nia. Par­sk­nę­łam, a on mru­gnął do mnie szel­mow­sko.

– Gra­ce to swój czło­wiek – ob­ja­śni­ła Hol­ly. – Prze­ży­ły­śmy ra­zem ka­wał hi­sto­rii. A Nick, cóż, Nick to ko­niecz­ność – do­da­ła prze­kor­nie.

Nick zro­bił obu­rzo­ną minę i od­pa­ro­wał:

– Ko­bie­to, gdzie ty znaj­dziesz dru­gie­go ta­kie­go, któ­ry za­bie­rze cię na wy­stęp New Kids on the Block? I na do­da­tek łyk­nie kit, że to wy­pad służ­bo­wy?

Pra­wie za­krztu­si­łam się drin­kiem ze śmie­chu. Hol­ly była naj­więk­szą po­ta­jem­ną fan­ką New Kids. A ja by­łam jed­ną z nie­wie­lu osób, któ­re o tym wie­dzia­ły, i to pew­nie tyl­ko dla­te­go, że też ich uwiel­bia­łam.

– Nie wiem, dla­cze­go się śmie­jesz, ko­cha­na. – Nick zwró­cił się tym ra­zem do mnie. – Ty cały czas jesz­cze fan­ta­zju­jesz o Joe’ym McIn­ty­re’u, jak­byś na­dal mia­ła trzy­na­ście lat!

– O, to moja ob­se­sja. Gdy­by Joey Joe był tu te­raz, rzu­ci­ła­bym się na nie­go, nic by mnie nie po­wstrzy­ma­ło – ogło­si­łam, do­pi­ja­jąc mar­ti­ni.

Jack po­chy­lił się w moją stro­nę i za­py­tał na tyle gło­śno, aby Hol­ly usły­sza­ła:

– Czy to dla­te­go sta­ra­ła się za­ła­twić mi prze­słu­cha­nie do ko­lej­ne­go fil­mu Don­nie­go? Czy mam się za­cząć bać?

Z tak bli­ska wresz­cie mo­głam przyj­rzeć się jego oczom. Było w nich coś in­ten­syw­ne­go – ciem­na, szma­rag­do­wa zie­leń z żół­ty­mi re­flek­sa­mi.

Ten fa­cet z pew­no­ścią ma po­wo­dze­nie.

Przy­su­nę­łam się bli­żej i od­po­wie­dzia­łam ci­cho:

– Je­steś bez­piecz­ny, do­pó­ki nie po­pro­si cię, abyś dla niej za­tań­czył. Tego się wy­strze­gaj.

Ob­da­rzył mnie de­li­kat­nym, sek­sow­nym uśmie­chem, po czym ru­szył za cią­gną­cą go za rękę Hol­ly.

– Okay, dzie­ci. Mu­szę przed­sta­wić Jac­ka paru oso­bom. Po­tem się z wami po­ra­chu­ję.

Idąc z Hol­ly w stro­nę sa­lo­nu, Jack od­wró­cił się jesz­cze i po­ma­chał przez ra­mię, zo­sta­wia­jąc nas w kuch­ni, szcze­rze uba­wio­nych.

– Cóż, Nick, to był do­praw­dy szczyt tak­tu. Czy to o tym przy­stoj­niacz­ku tak nada­wa­łeś przez cały wie­czór?

– Nie uda­waj, że nie za­uwa­ży­łaś, jaki jest słod­ki. Wi­dzia­łem, jak go tak­su­jesz wzro­kiem – od­po­wie­dział, wa­chlu­jąc się. – Ale zro­bi­łem z sie­bie kre­ty­na! Chcia­łem to ro­ze­grać na lu­zie, ale gdy go zo­ba­czy­łem, nie po­tra­fi­łem się za­mknąć! Czy na­praw­dę po­wie­dzia­łem mu, jaki z nie­go przy­stoj­niak? – Za­ru­mie­nił się.

– Nie­ste­ty. Ale nie przej­muj się. Kie­dyś, jak się tu prze­pro­wa­dzi­łam, wy­da­wa­ło mi się, że spo­tka­łam w su­per­mar­ke­cie ak­to­ra ze Sło­necz­ne­go pa­tro­lu. Szłam za nim od sto­iska z wa­rzy­wa­mi aż po pie­czy­wo. W koń­cu spoj­rzał na mnie, wy­mam­ro­tał „Has­sel­hoff”, po czym uciekł i scho­wał się w alej­ce z zu­pa­mi. Na­dal się wsty­dzę, gdy wi­dzę pu­deł­ko z Cup No­odles2).

------------------------------------------------------------------------

2) Marka zupek błyskawicznych.

– I słusz­nie, bo na­dal ku­pu­jesz te zup­ki, ale co mi tam. Urżnij­my się i po­flir­tuj­my z ład­niut­ki­mi chłop­ca­mi! – Do­lał mi po­dwój­ne mar­ti­ni z oliw­ka­mi.

Za­śmia­łam się, sta­ra­jąc igno­ro­wać mro­wie­nie w żo­łąd­ku wy­wo­ła­ne dźwię­kiem bry­tyj­skie­go ak­cen­tu do­cho­dzą­ce­go z dru­gie­go po­ko­ju.

* * *

Tego sa­me­go wie­czo­ru usia­dły­śmy z Hol­ly na ta­ra­sie z wi­do­kiem na mia­sto i są­cząc czwar­te­go już drin­ka, opi­ja­ły­śmy jej suk­ces. Nick przy­szedł się po­że­gnać i obej­mu­jąc mnie w pa­sie, ogło­sił:

– No do­brze, dziew­czyn­ki, będę się zwi­jać. Bądź­cie grzecz­ne i do­pil­nuj­cie, aby nikt nie za­brał dziś mo­je­go przy­stoj­niacz­ka na noc. Mu­szę mieć pew­ność, że po­zo­sta­nie nie­win­ny, do­pó­ki nie prze­ko­nam go do zmia­ny dru­ży­ny – za­żar­to­wał, ki­wa­jąc pal­cem w stro­nę Hol­ly.

– Skąd wiesz, że już nie gra w wa­szej dru­ży­nie, Nick? – za­py­ta­łam.

Hol­ly za­śmia­ła się:

– Oj, ko­cha­nie, Jack jest dziś naj­go­ręt­szym to­wa­rem w mie­ście. Każ­de­go wie­czo­ru może prze­bie­rać w dziew­czy­nach. Jest dys­kret­ny, ale ko­rzy­sta z oka­zji.

– O mój Boże, nie chcę tego słu­chać, wpad­nę w de­pre­sję. Idę do domu po­pła­kać przy Ma­ni­lo­wie – krzyk­nął Nick, wra­ca­jąc do środ­ka. Mi­nął sto­ją­ce­go przy pia­ni­nie Jac­ka, któ­ry za­ba­wiał roz­mo­wą ja­kieś dwie dziew­czy­ny. Pu­ścił oko do Nic­ka, a ja usły­sza­łam tyl­ko, jak ten rzu­cił pod no­sem: „Tak, drocz się ze mną”, po czym, ku roz­ba­wie­niu Bry­tyj­czy­ka, ru­szył do wyj­ścia.

– No więc, zga­dzam się, jest słod­ki – stwier­dzi­łam. – Zresz­tą, któ­ra by nie po­le­cia­ła na ten ak­cent? Ale dla­cze­go uwa­żasz, że to ko­lej­ne od­kry­cie? Nick wspo­mniał coś o pre­mie­rze fil­mu Czas, czy coś ta­kie­go? – za­py­ta­łam, ob­ser­wu­jąc wraz z Hol­ly, jak Jack za­ga­du­je dziew­czy­ny, przyj­mu­ją­ce chi­cho­tem wszyst­ko, co pa­da­ło z jego ust. Za­uwa­ży­łam, że cały czas przy­gry­za dol­ną war­gę.

Czyż­by się de­ner­wo­wał?

– Zgry­wasz się, Gra­ce? Nie mó­wisz chy­ba po­waż­nie. Czas? – Hol­ly spoj­rza­ła na mnie z nie­do­wie­rza­niem.

– No co? Po­win­nam coś o tym wie­dzieć? – Za­my­śli­łam się, pró­bu­jąc przy­po­mnieć so­bie, czy sły­sza­łam coś o tym fil­mie, ale w gło­wie mia­łam pust­kę.

– Ni­g­dy nie czy­ta­łaś opo­wia­dań, na któ­rych pod­sta­wie na­krę­co­no Czas? Na se­rio ich nie znasz? – Wy­glą­da­ła na ab­so­lut­nie za­sko­czo­ną.

– Hej, ostat­nio dużo się dzia­ło. Nie mia­łam zbyt wie­le cza­su na czy­ta­nie. Poza tym wiesz, że się­gam głów­nie po li­te­ra­tu­rę fak­tu – od­po­wie­dzia­łam, pa­trząc na Jac­ka przez prze­szklo­ne drzwi.

– To se­ria opo­wia­dań na­pi­sa­nych dla jed­ne­go z ma­ga­zy­nów ko­bie­cych. Mają w so­bie coś, cze­go szu­ka każ­da z nas: pa­sję, mi­łość, przy­go­dę, seks, hu­mor. Nie­mal każ­da ko­bie­ta, któ­rą znam, jest w nich za­ko­cha­na! Głów­ny bo­ha­ter, Jo­shua – o mat­ko – to Su­per­sek­sow­ny Na­uko­wiec, któ­ry po­dró­żu­je w cza­sie i w każ­dym od­cin­ku prze­miesz­cza się do in­ne­go okre­su w hi­sto­rii, a to­wa­rzy­szy mu w tym co­raz to inna ko­bie­ta. Ten film to bę­dzie hit! – Hol­ly aż pi­snę­ła z pod­eks­cy­to­wa­nia.

– Hmm, zwy­kle nie by­wam fan­ką ro­man­sów. Wiesz, są dla mnie za ckli­we. Nie je­stem też fan­ką fil­mów typu scien­ce fic­tion. Daj mi do­brą po­wieść hi­sto­rycz­ną, jak ta nowa książ­ka o Lin­col­nie. Te­raz po­ja­wi­ły się opi­nie, że fa­cet…

– Oj, za­mknij się – prze­rwa­ła mi Hol­ly. – Za­cho­wu­jesz się, jak­byś za­raz mia­ła prze­pro­wa­dzić się do domu spo­koj­nej sta­ro­ści! A Czas to nie ro­mans, to ra­czej… Ha, nie po­tra­fię tego opi­sać! Dla­te­go wła­śnie ten film jest tak nie­sa­mo­wi­ty – i dla­te­go Jack to te­raz taki go­rą­cy to­war. Ko­bie­ty w ca­łym kra­ju nie mogą wprost do­cze­kać się pre­mie­ry, a on jest wła­śnie Jo­shuą. Kur­czę, mu­sisz prze­czy­tać te opo­wia­da­nia! Przy­rzek­nij za­raz, że to zro­bisz!

Tak pod­eks­cy­to­wa­ną wi­dy­wa­łam ją tyl­ko wte­dy, gdy cho­dzi­ło o Don­nie­go Wahl­ber­ga.

– Jezu, do­brze. Uspo­kój się. Prze­czy­tam je. – Ką­tem oka do­strze­głam zbli­ża­ją­ce­go się do nas Jac­ka.

– Jack, jak ci to po­wiem, to pad­niesz – za­wo­ła­ła Hol­ly. – Gra­ce nie prze­czy­ta­ła żad­ne­go z opo­wia­dań se­rii Czas. Na­wet nie sły­sza­ła o fil­mie! – oznaj­mi­ła, gdy ten wszedł na ta­ras.

Jack spoj­rzał zszo­ko­wa­ny, po czym chwy­cił mnie w ob­ję­cia.

– Uciek­nij ze mną – wy­szep­tał, a po­tem od­chy­lił się i spo­glą­da­jąc mi pro­sto w oczy, ujął moją twarz w dło­nie.

Za­śmia­łam się ner­wo­wo, ale szyb­ko od­zy­ska­łam pa­no­wa­nie nad sobą.

– Czy czę­sto pro­po­nu­jesz przy­pad­ko­wo spo­tka­nym ko­bie­tom, aby z tobą ucie­kły, Jack? – za­py­ta­ła Hol­ly. Jack pu­ścił moją twarz, nie spusz­cza­jąc jed­nak ze mnie wzro­ku peł­ne­go te­atral­ne­go uwiel­bie­nia.

– Przy­pad­ko­wo spo­tka­nym? Mó­wi­łem se­rio! – za­opo­no­wał. – Po­wie­dzia­łem ci kie­dyś: gdy tyl­ko spo­tkam ko­bie­tę, któ­ra nie sły­sza­ła o tym na­iw­nym fil­mi­ku, uciek­nę z nią i wdam się w sma­ko­wi­ty ro­man­sik, aby pod­rzu­cić coś ma­ga­zy­nom plot­kar­skim. Ja­kiż ze mnie szczę­ściarz, że ta tu­taj wy­da­je się nor­mal­na! – za­żar­to­wał.

– Nie wy­da­wa­ła­bym po­chop­nych wy­ro­ków. Nie masz po­ję­cia, jak nie­nor­mal­na na­praw­dę je­stem – od­po­wie­dzia­łam, kła­dąc dło­nie na bio­drach.

– Mu­szę przy­znać, Jack, że ma nie­rów­no pod su­fi­tem – do­da­ła Hol­ly ostrze­gaw­czo. – Nie chcesz się o tym prze­ko­nać na wła­snej skó­rze. Uwierz mi, wiem, o czym mó­wię. Znam Gra­ce od stu­diów i jest na­praw­dę sza­lo­na. – Rzu­ci­ła, do­pi­ja­jąc ostat­nie­go drin­ka.

– Cze­kaj, cze­kaj – czy to jest ta Gra­ce, two­ja naj­lep­sza przy­ja­ciół­ka? Ta, któ­ra zo­sta­wia w ca­łym domu sto­sy pa­czek Chex Mi­xów3)? – Spo­glą­dał raz na mnie, raz na nią.

------------------------------------------------------------------------

3) Mieszanka płatków, orzechów, krakersów, chipsów i chrupkiego pieczywa.

– Tak, to wła­śnie moja Gra­cy. Masz oka­zję, mo­żesz ją za­py­tać, dla­cze­go tak robi – od­po­wie­dzia­ła prze­kor­nie.

Rzu­ci­łam jej wy­mow­ne spoj­rze­nie.

– Przede wszyst­kim, dzię­ki za zdra­dza­nie mo­ich se­kre­tów ca­łe­mu mia­stu. Dla ja­sno­ści, to nie są sto­sy. Tak się aku­rat skła­da, że nie prze­pa­dam za chrup­kim pie­czy­wem, więc je­dząc Chex Mixy, zo­sta­wiam je w pacz­ce. Je­śli ktoś inny miał­by ocho­tę, może się po­czę­sto­wać – wy­ja­śni­łam, po­ka­zu­jąc Hol­ly środ­ko­wy pa­lec.

– Tak się aku­rat skła­da, że ja uwiel­biam chrup­kie pie­czy­wo – od­po­wie­dział Jack, śmie­jąc się do Hol­ly, któ­ra zro­bi­ła taką minę, jak­by wła­śnie zda­ła so­bie spra­wę, że to ide­al­ne roz­wią­za­nie.

– Na­stęp­nym ra­zem, gdy będę mieć taki sto­sik, za­cho­wam go dla cie­bie. W ten spo­sób, gdy znaj­dziesz się w sy­tu­acji de­fi­cy­tu chle­ba…

– Będą na po­do­rę­dziu. Po­do­ba mi się ten plan – od­parł.

Za­uwa­ży­łam, że dwie dziew­czy­ny, z któ­ry­mi Jack roz­ma­wiał w środ­ku, wła­śnie kie­ru­ją się w na­szą stro­nę. We­szły na ta­ras, a Hol­ly po­cią­gnę­ła mnie do domu.

– Zo­ba­czy­my się póź­niej, skar­bie. Nie za­po­mnij przyjść się po­że­gnać, gdy bę­dziesz wy­cho­dzić – rzu­ci­ła przez ra­mię, idąc obok mnie po ka­mien­nych płyt­kach.

– Daj znać, gdy bę­dziesz go­to­wy na ten ro­man­sik – do­da­łam, pusz­cza­jąc oko do dziew­czyn, któ­re po­pa­trzy­ły na nas oszo­ło­mio­ne. Po pro­stu nie mo­głam się oprzeć.

– Ty, ja, chrup­kie pie­czy­wo. – Jack wy­szcze­rzył zęby w sze­ro­kim uśmie­chu.

– Od kie­dy to za­pra­szasz do sie­bie gro­upie? – za­py­ta­łam, gdy już we­szły­śmy do środ­ka.

– Gro­upie? Ach, te dwie tam? Ko­cha­nie, ta blon­dyn­ka to rad­ca praw­ny spe­cja­li­zu­ją­ca się w pra­wie me­diów, a ta bru­net­ka to kie­row­nik PR. Przy na­szym Ma­lo­wa­nym Chłop­cu wszyst­kie zmie­nia­ją się w chi­cho­czą­ce idiot­ki. – Uśmiech­nę­ła się zna­czą­co, gdy obej­rza­łam się przez ra­mię, aby zer­k­nąć na ta­ras. Jack stał w środ­ku, a dziew­czy­ny roz­py­cha­ły się, pró­bu­jąc umiej­sco­wić się jak naj­bli­żej. Za­uwa­żył mój wzrok i rzu­cił mi ten sam pe­łen za­kło­po­ta­nia uśmiech.

Wow, rad­ca praw­ny? Te opo­wia­da­nia mu­szą być cho­ler­nie do­bre.

Go­dzi­nę póź­niej przy­ję­cie za­czę­ło po­wo­li zmie­rzać ku koń­co­wi. Po­szłam do kuch­ni po kil­ka kra­ker­sów, aby za­gryźć czymś pięć wy­pi­tych wcze­śniej moc­nych mar­ti­ni. Sta­łam, opie­ra­jąc się na łok­ciach o gra­ni­to­wy blat i my­śląc o tym, jak bar­dzo bę­dzie mnie ju­tro bo­leć gło­wa, gdy usły­sza­łam, że ktoś wcho­dzi.

– Wi­tam po­now­nie. – Usły­sza­łam bry­tyj­ski ak­cent.

Spoj­rza­łam w górę, na­dal opar­ta o blat.

– Wi­taj. Do­brze się ba­wi­łeś? – za­py­ta­łam i wło­ży­łam do ust kra­ker­sa.

– O nie. Kra­ker­sy – to ni­g­dy nie jest do­bry znak. Za dużo drin­ków? – za­py­tał.

– Być może, bio­rąc pod uwa­gę, że mój li­mit skoń­czył się trzy drin­ki wcze­śniej. – Skrzy­wi­łam się, przy­po­mi­na­jąc so­bie ostat­ni raz, gdy by­łam na kacu. Na­praw­dę nie cie­szy­łam się na to, co mia­ło mnie spo­tkać ju­tro.

– Z mo­je­go do­świad­cze­nia wy­ni­ka, że naj­lep­sze le­kar­stwo na kaca to nie prze­sta­wać pić. – Uśmiech­nął się iro­nicz­nie. Sta­nął po prze­ciw­nej stro­nie bla­tu i oparł się na dło­niach.

– Cóż, to pew­nie dla­te­go, że masz coś oko­ło sie­dem­na­stu lat i na­dal mo­żesz so­bie po­zwo­lić na ta­kie ba­lo­wa­nie. Ja zaś obu­dzę się ju­tro z uczu­ciem, jak­by coś wła­śnie zde­chło mi w ustach, i z wiel­ki­mi jak głów­ki ka­pu­sty wo­ra­mi pod ocza­mi.

– Wow, to dość ob­ra­zo­wy opis. Kusi mnie, aby zo­stać i to zo­ba­czyć. – Ro­ze­śmiał się. – A dla two­jej in­for­ma­cji, mam dwa­dzie­ścia czte­ry lata, nie sie­dem­na­ście – do­dał.

Spoj­rza­łam na nie­go, uno­sząc brwi. Szcze­niak. Też po­tra­fi­łam kie­dyś pić i tań­czyć całą noc, a po­tem, po go­dzi­nie snu, wstać do pra­cy i na­dal wy­glą­dać cu­dow­nie. Ach, żeby tak jesz­cze raz być mło­dym i głu­pim…

Wy­cią­gnę­łam ręce w górę, a po­tem wy­pro­sto­wa­łam je do tyłu, pró­bu­jąc się tro­chę roz­cią­gnąć. Gdy po­now­nie spoj­rza­łam na Jac­ka, zo­rien­to­wa­łam się, że wy­eks­po­no­wa­łam przed nim w ca­łej kra­sie swój biust, w któ­ry on te­raz wpa­try­wał się ni­czym sro­ka w kość.

– Czy ga­pisz się wła­śnie na moje pier­si? – za­py­ta­łam.

Na chwi­lę za­marł, po czym wy­buch­nął śmie­chem.

– Tak, chy­ba wła­śnie to ro­bię. Są cał­kiem nie­złe – wy­du­sił, na­dal się śmie­jąc.

– Są cał­kiem nie­złe, to praw­da. I cał­ko­wi­cie moje. Pew­nie nie masz zbyt wie­le oka­zji, by do­ty­kać na­praw­dę na­tu­ral­ne­go biu­stu tu, w L.A., ale wiedz, że na­dal kil­ka z nas może się po­szczy­cić praw­dzi­wy­mi oka­za­mi. – Też za­czę­łam się śmiać.

– My­ślę też, że lu­bisz, gdy męż­czyź­ni na nie pa­trzą. Po co ina­czej na­kła­da­ła­byś tam bro­kat? – Na­dal śmie­jąc się, spoj­rzał mi wresz­cie w oczy.

– O czym ty mó­wisz? – Zer­k­nę­łam na swój biust i za­uwa­ży­łam tro­chę bro­ka­tu na de­kol­cie.

– No tak. Za­nim prze­bra­łam się na dziś wie­czór, na­ło­ży­łam nie­co bal­sa­mu z bro­ka­tem.

– Ko­bie­ty ro­bią dziw­ne rze­czy. Szcze­gól­nie wy, Ame­ry­kan­ki. Wszę­dzie dużo bro­ka­tu i świa­teł. Kto wam po­wie­dział, że cyc­ki po­win­ny błysz­czeć? Prze­pra­szam, pier­si – po­pra­wił się.

– Mo­żesz mó­wić cyc­ki, choć ja wolę pier­si. Po­do­ba­ją mi się też „zde­rza­ki”. – Sta­ra­łam się za­cho­wać po­waż­ną minę.

– A co po­wiesz na „po­du­sie”? – wy­pa­lił.

– „Ba­lo­ny”? – od­bi­łam pi­łecz­kę.

– Uuu, a może „dyd­ki”? – pró­bo­wał po­wstrzy­mać śmiech.

– Do­bre, ale nie tak jak „bu­fo­ry” – uda­ło mi się wy­krztu­sić, za­nim wy­bu­chłam ta­kim śmie­chem, że oplu­łam wszyst­ko do­oko­ła ka­wa­łecz­ka­mi kra­ker­sów. Jack pod­szedł bli­żej, do­pro­wa­dza­jąc mnie już zu­peł­nie do łez, gdy wspól­nie za­czę­li­śmy ście­rać z bla­tu mo­kre okrusz­ki.

W tym sa­mym mo­men­cie do kuch­ni we­szła Hol­ly i wi­dząc nas, po­trzą­snę­ła tyl­ko gło­wą.

– O mat­ko, co tu się dzie­je? Zresz­tą, nie­waż­ne. Jack, two­je pa­nie cię szu­ka­ją. Aż do­sta­ją śli­no­to­ku. Naj­wyż­szy czas za­brać je do sie­bie. Gra­ce, dla­cze­go masz okrusz­ki na de­kol­cie? – za­py­ta­ła, wpa­tru­jąc się w mój po­kry­ty kra­ker­sa­mi biust.

Znów wy­bu­chli­śmy śmie­chem. Wy­cią­gnę­łam rękę w kie­run­ku Jac­ka.

– Jack, miło było cię po­znać. Mam na­dzie­ję, że na­stęp­nym ra­zem będę bar­dziej nad sobą pa­no­wać. Mi­łej za­ba­wy w trój­ką­cie – po­wie­dzia­łam z szel­mow­skim uśmie­chem. Fa­cet był świet­ny i cie­szy­łam się, że może zo­sta­nie­my przy­ja­ciół­mi.

Uści­snął mi dłoń.

– Gra­ce, to był in­te­re­su­ją­cy wie­czór, nie ma co. A two­je bro­ka­to­we pier­si są pięk­ne. Uda­ne­go dnia na kacu. – Raz jesz­cze ści­snął moją dłoń i śmie­jąc się, wy­szedł z kuch­ni, cmo­ka­jąc na po­że­gna­nie Hol­ly, któ­ra od­pro­wa­dzi­ła go do drzwi.

Ob­ser­wo­wa­łam, jak wy­cho­dzi z blon­dyn­ką i bru­net­ką, roz­my­śla­jąc, jak miło, mimo wszyst­ko, ba­wi­łam się tego wie­czo­ru.

Hol­ly po­że­gna­ła ostat­nie­go z go­ści, wró­ci­ła do kuch­ni i ro­zej­rza­ła się po im­pre­zo­wym po­bo­jo­wi­sku.

– Po­sprzą­ta­my rano?

– Albo po po­łu­dniu? – za­su­ge­ro­wa­łam, pod­trzy­mu­jąc rę­ka­mi gło­wę.

– Stoi. Chodź­my spać – zgo­dzi­ła się, za­my­ka­jąc drzwi, pod­czas gdy ja za­ję­łam się ga­sze­niem świa­teł. Z tru­dem wspię­ły­śmy się po scho­dach, roz­ma­wia­jąc jesz­cze o wie­czo­rze i kie­ru­jąc się do na­szych po­koi.

– To była świet­na im­pre­za, Hol­ly. Je­stem z cie­bie dum­na. Osią­gnę­łaś wszyst­ko, co so­bie za­mie­rzy­łaś, i nic cię nie po­wstrzy­ma­ło. Je­steś wiel­ka. – Uśmiech­nę­łam się i przy­tu­li­łam ją.

– Tak, sko­pa­łam parę tył­ków. A te­raz idź wy­mio­to­wać. Wiem, że ci się chce. – Po­pchnę­ła mnie w stro­nę mo­je­go po­ko­ju.

– Na­praw­dę mi się chce. Do­bra­noc – rzu­ci­łam przez ra­mię, za­mie­rza­jąc za­raz paść jak kło­da.

– Do­bra­noc, dzie­cia­ku. Se­rio, Gra­ce – pięć moc­nych mar­ti­ni? – to były ostat­nie sło­wa, któ­re za­re­je­stro­wa­łam, za­my­ka­jąc drzwi i opa­da­jąc bez­wład­nie na łóż­ko.

Za­nim jed­nak za­snę­łam, przy­po­mnia­ły mi się moje po­kry­te bro­ka­tem pier­si i uśmiech­nę­łam się.rozdział trzeci

Ranek oka­zał się pie­kłem i wy­da­wa­ło mi się, że wy­mio­tu­ję do­słow­nie ogniem pie­kiel­nym. Gdy tyl­ko otwo­rzy­łam skle­jo­ne tu­szem oczy, co trwa­ło ja­kieś kil­ka mi­nut, wie­dzia­łam, że to naj­praw­do­po­dob­niej bę­dzie naj­gor­szy dzień w moim ży­ciu. Ni­g­dy, po­wta­rzam ni­g­dy, nie piję wię­cej niż dwa drin­ki. Po pro­stu nie po­tra­fię wię­cej wy­pić. Chcia­ła­bym po­uda­wać, że na­dal mogę ba­wić się z mło­dzie­niasz­ka­mi, pić drink za drin­kiem i nie cier­pieć, ale to już nie te lata, nie ten czas. Ból był kosz­mar­ny.

Pró­bo­wa­łam się ubrać, ale gra­wi­ta­cja oka­za­ła się sil­niej­sza i zmu­si­ła mnie do wyj­ścia z po­ko­ju w sta­rej za­pi­na­nej na gu­zi­ki ko­szu­li, bez spode­nek, któ­re zo­sta­ły na pod­ło­dze w ła­zien­ce, gdzie po­le­gły w wal­ce. Usi­łu­jąc za­cho­wać rów­no­wa­gę, prze­szłam przez hol, pod­trzy­mu­jąc się ścia­ny, a po­tem po­rę­czy. Czu­łam za­pach kawy, któ­ry nę­cił mnie ni­czym be­kon. Sły­sza­łam, jak Hol­ly roz­ma­wia przez te­le­fon i jęk­nę­łam na dźwięk jej prze­klę­tej we­so­ło­ści. Hol­ly ni­g­dy nie mie­wa­ła kaca. Zoł­za.

– Tak, siód­me­go masz spo­tka­nie w MTV, a po­tem dwu­na­ste­go tego sa­me­go mie­sią­ca se­sję zdję­cio­wą dla ma­ga­zy­nu „In­Sty­le” – po­wie­dzia­ła, uśmie­cha­jąc się do mnie.

Na­la­łam so­bie kawy, obej­mu­jąc dłoń­mi ku­bek i za­cią­ga­jąc się moc­no za­pa­chem. Za dzień lub dwa znów może po­czu­ję się jak czło­wiek. Od­bi­ło mi się. No, może za parę dni, po­my­śla­łam.

– Słu­chaj no, chło­pa­ku. Czy zda­jesz so­bie spra­wę, jak trud­no jest zsyn­chro­ni­zo­wać wa­sze har­mo­no­gra­my? Po­ło­wa ob­sa­dy tam bę­dzie. Masz być na se­sji zdję­cio­wej dwu­na­ste­go. Przy­naj­mniej to na miej­scu, w L.A., więc nie trze­ba ni­g­dzie je­chać. Tak, wiem, że tej je­sie­ni bę­dziesz mieć spo­ro wy­jaz­dów. Na­praw­dę, Jack, cza­sa­mi za­cho­wu­jesz się jak mała zoł­za. – Za­śmia­ła się, ki­wa­jąc do mnie, że­bym usia­dła.

Wie­dząc, że nie wy­sto­ję za dłu­go na wła­snych no­gach, opa­dłam cięż­ko na je­den z wy­god­nych fo­te­li sto­ją­cych w anek­sie śnia­da­nio­wym. Po­pi­ja­jąc kawę, przy­po­mnia­łam so­bie wczo­raj­sze spo­tka­nie z Jac­kiem i uśmiech­nę­łam się na myśl, jak ktoś z ze­wnątrz mógł ode­brać na­szą roz­mo­wę.

– Wła­śnie się obu­dzi­ła. Tak, wy­da­je się moc­no ska­co­wa­na. Po­cze­kaj, spraw­dzę – po­wie­dzia­ła, przy­glą­da­jąc mi się ba­daw­czo. – Jack po­pro­sił, że­bym spraw­dzi­ła, czy masz wory pod ocza­mi wiel­kie jak… cze­kaj, co? Wiel­kie jak głów­ki ka­pu­sty? – Po­pa­trzy­ła na mnie dziw­nie.

– Po­wiedz Ha­mil­to­no­wi, żeby się pie­przył – mruk­nę­łam, za­do­wo­lo­na jed­nak, że tak do­brze pa­mię­tał na­szą roz­mo­wę, i za­sko­czo­na tym, że ja też.

– Gra­ce mówi: „Pieprz się, Ha­mil­ton”. Nie, na­praw­dę tak po­wie­dzia­ła – rzu­ci­ła Hol­ly do słu­chaw­ki, a ja za­śmia­łam się do sie­bie. – Chce wie­dzieć, co do­kład­nie ma pie­przyć, She­ri­dan? – za­py­ta­ła, prze­wra­ca­jąc ocza­mi.

– Prze­każ Ha­mil­to­no­wi, że tra­fił w dzie­siąt­kę: ma pie­przyć She­ri­dan – krzyk­nę­łam gło­śno, aby sam to usły­szał, po­tę­gu­jąc jed­nak przy tym ból gło­wy.

– Okay, dość tej te­le­fo­nicz­nej gry wstęp­nej. Wró­ci­cie do za­ba­wy przy in­nej oka­zji. Jack, po­ga­da­my póź­niej. Co? Jezu. Do­brze, za­py­tam ją. Cześć. Roz­łą­czam się. – Wy­łą­czy­ła te­le­fon i odło­ży­ła na blat, przy­glą­da­jąc mi się uważ­nie.

– Co? Cze­mu tak mi się przy­glą­dasz? – za­py­ta­łam, szcze­rząc się.

– Ty mi po­wiedz. Dla­cze­go wy­py­tu­je mnie o two­je po­kry­te bro­ka­tem pier­si? – Unio­sła brwi.

Opu­ści­łam gło­wę nad ku­bek z kawą, wal­cząc sama ze sobą, aby się nie uśmiech­nąć.

* * *

Tego dnia Hol­ly była jak anioł: zo­sta­wi­ła mnie w spo­ko­ju, do­no­sząc tyl­ko spri­te’a i kra­ker­sy. Tym ra­zem uda­ło mi się nie opluć wszyst­kie­go do­oko­ła. Cały dzień prze­sie­dzia­łam na ka­na­pie. Po kil­ku­go­dzin­nym kacu mu­sia­łam chy­ba w koń­cu za­snąć, bo gdy się obu­dzi­łam, na ze­wnątrz było ciem­no, a Hol­ly gdzieś wy­szła. Na sto­li­ku obok zo­sta­wi­ła mi li­ścik i stos ma­ga­zy­nów.

Ko­cia­ku,
Masz tu opo­wia­da­nia, któ­re obie­ca­łaś prze­czy­tać. Wy­szłam z klien­ta­mi na ko­la­cję. Nie po­win­nam sie­dzieć za dłu­go. Za­dzwoń, gdy bę­dziesz cze­goś po­trze­bo­wać i opo­rządź się. Wy­glą­dasz jak sie­dem nie­szczęść.

Ca­łu­ski. H

Hol­ly mia­ła ra­cję; by­łam w god­nym po­ża­ło­wa­nia sta­nie. Po­szłam do ła­zien­ki, aby ob­myć twarz i umyć zęby. Po­trze­bo­wa­łam tro­chę ener­gii, więc prze­bra­łam się w ko­stium ką­pie­lo­wy i za­bra­łam ręcz­nik. Prze­cho­dząc przez dom, zwró­ci­łam uwa­gę na le­żą­ce na sto­li­ku ma­ga­zy­ny ozna­czo­ne kar­tecz­ką sa­mo­przy­lep­ną. Prze­czy­taw­szy ją, za­bra­łam czy­ta­deł­ka na le­żak przy ba­se­nie.

Z usy­tu­owa­nej wy­so­ko na wzgó­rzach re­zy­den­cji Hol­ly roz­cią­gał się pięk­ny wi­dok. Był to no­wo­cze­sny dom w ka­li­for­nij­skim sty­lu, za­pro­jek­to­wa­ny w opar­ciu o duże otwar­te prze­strze­nie i mnó­stwo na­tu­ral­ne­go świa­tła. Był na­wet wy­po­sa­żo­ny w sys­tem dźwię­ko­wy za­in­sta­lo­wa­ny w ca­łym domu i na pa­tio. Pod­łą­czy­łam iPo­da i wy­bra­łam ulu­bio­ną play­li­stę z re­lak­su­ją­cy­mi utwo­ra­mi U2.

Naj­lep­szą czę­ścią domu był ba­sen z naj­pięk­niej­szą pa­no­ra­mą: na cen­trum L.A. Hol­ly mia­ła na­wet ja­cuz­zi, gdzie wy­lą­do­wa­łam po pół­go­dzi­nie i prze­pły­nię­ciu kil­ku dłu­go­ści. Uda­ło mi się wró­cić do for­my wła­śnie dla­te­go, że pły­wa­łam przy­naj­mniej trzy razy w ty­go­dniu.

Pod­da­łam się re­lak­su­ją­ce­mu wpły­wo­wi cie­płej wody, po­zwa­la­jąc, aby ma­su­ją­ce bi­cze wy­do­by­ły ze mnie reszt­ki al­ko­ho­lu i wszyst­kie tok­sy­ny, któ­re tak mi dziś dały do wi­wa­tu. Łyk­nę­łam wodę z bu­tel­ki i przy­po­mnia­łam so­bie o ma­ga­zy­nach.

A co mi tam. Obie­ca­łam.

Za­czy­na­jąc czy­tać, mia­łam przed ocza­mi pod­eks­cy­to­wa­ną twarz Hol­ly, opi­su­ją­cej swo­je wra­że­nia z lek­tu­ry. To tyl­ko zwięk­szy­ło moje oba­wy, tym bar­dziej że nie chcia­łam ulec sza­leń­stwu, któ­re naj­wy­raź­niej ją opę­ta­ło. Su­per­sek­sow­ny Na­uko­wiec Jo­shua, tak? Zo­ba­czy­my…

Gdy już za­czę­łam się na­praw­dę wcią­gać, usły­sza­łam do­cho­dzą­ce z domu gło­sy. Zer­k­nę­łam do środ­ka i zo­ba­czy­łam Hol­ly wraz z wy­so­kim, przy­stoj­nym męż­czy­zną, zbli­ża­ją­cych się do prze­szkol­nych drzwi i kie­ru­ją­cych się w moją stro­nę. Hol­ly mia­ła na so­bie czar­ną, za­kła­da­ną w ta­lii su­kien­kę i prze­pięk­ne san­da­ły z wę­żo­wej skór­ki.

Kur­cze, ależ ona do­brze wy­glą­da. Mu­sia­ła być na rand­ce z tym dry­bla­sem… Za­raz, czy to nie Jack?

Gdy tyl­ko wy­szli na pa­tio, za­uwa­ży­łam, że choć to fak­tycz­nie był on, to po­przed­nie­go wie­czo­ru po­zna­łam in­ne­go fa­ce­ta.

Wczo­raj prze­ko­ma­rza­łam się w kuch­ni z lek­ko za­nie­dba­nym hol­ly­wo­odz­kim hip­ste­rem, a dziś przede mną stał bar­dzo przy­stoj­ny, ogo­lo­ny męż­czy­zna, ubra­ny w ciem­no­gra­fi­to­wy gar­ni­tur i kra­wat, z masą prze­pięk­nych, ide­al­nych blond locz­ków, któ­re po­przed­nie­go wie­czo­ru skry­wa­ła czap­ka z dasz­kiem. Mam sła­bość do krę­co­nych wło­sów.

Cho­le­ra, scho­wać ma­ga­zy­ny. SCHO­WAĆ MA­GA­ZY­NY!

Po­śpiesz­nie rzu­ci­łam na nie ko­szu­lę, przy­bie­ra­jąc minę, któ­ra – mia­łam na­dzie­ję – wy­glą­da­ła na­tu­ral­nie.

– Cześć, Gra­cy. Wi­dzę, że już się le­piej czu­jesz! – stwier­dzi­ła Hol­ly, pod­cho­dząc do ja­cuz­zi.

– O wie­le le­piej. Po­pły­wa­łam tro­chę i te­raz się re­lak­su­ję. – Nie czu­łam się kom­for­to­wo, sie­dząc dużo ni­żej niż oni. Jack przy­kuc­nął na pię­tach.

– Hej, She­ri­dan. To na­praw­dę bar­dzo hol­ly­wo­odz­kie. Ja­cuz­zi, księ­życ, wi­dok na mia­sto…

– A dla przy­jem­no­ści roz­miesz­czo­ne w stra­te­gicz­nych miej­scach bi­cze wod­ne – do­da­łam.

Hol­ly jęk­nę­ła.

– Jezu, Gra­ce, je­steś nie­moż­li­wa. – Za­śmia­ła się.

– To praw­da; je­stem nie­moż­li­wa. Po­daj mi ręcz­nik. Wy­star­czy już mo­cze­nia się na dziś.

Hol­ly po­słusz­nie wrę­czy­ła mi ręcz­nik, po czym usia­dła w fo­te­lu, zrzu­ca­jąc szpil­ki.

– No więc, ja­kie ma­cie pla­ny?…

.

.

.

…(fragment)…

Całość dostępna w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: