Narzeczeni mimo woli - ebook
Narzeczeni mimo woli - ebook
Pierwsza książka z cyklu "Diablęta Hallstead Hall" o rodzeństwie po tragicznej śmierci rodziców wychowywanym przez babcię. Babcia rozpieszcza wnuki ale stawia ultimatum, że dostęp do majątku będą mieli dopiero, jak się ożenią lub wyjdą za mąż
Oliver Sharpe, markiz Stonville, wiódł żywot zatwardziałego kawalera i hulaki. A gdy babka poprzysięgła wydziedziczyć niepoprawnego wnuka, jeśli ten nie ustatkuje się i nie ożeni, Oliver postanawia spełnić warunki umowy, sprowadzając do domu fałszywą narzeczoną znalezioną w burdelu! Jednak plany markiza krzyżuje spotkanie z amerykańską pieknością Marią Butterfield, którą ratuje z poważnych tarapatów... i od tej pory nie przestaje jej pragnąć.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7551-295-3 |
Rozmiar pliku: | 570 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nazywam się Hester Plumtree, ale prawie wszyscy mówią na mnie Hetty. Od śmierci męża sama zarządzam rodzinnym browarem. I choć niektórzy stale z tego powodu narzekają, ja zawsze powtarzam, że jeśli masz czas na komentowanie życia innych i zrzędzenie, znaczy to, że ktoś czym prędzej powinien znaleźć ci zajęcie.
Oczywiście, gdy tylko w grę wchodzą moje wnuki, mnie ta zasada nie dotyczy. W końcu jako babcia wiem najlepiej, co jest dla nich dobre, nieprawdaż? To ja wychowywałam te dzieci po tym, jak ich ojciec – markiz, oraz matka, a moja córka, zginęli w tragicznym wypadku. Ale nie będę się nad tym rozwodzić, ludzie wystarczająco dużo o tym plotkują.
Tak po prawdzie pragnę jedynie prawnuków. Chyba nie proszę o zbyt wiele? Jednak moje wnuki przynoszą mi tylko same kłopoty. Weźmy, na ten przykład, Olivera. Rozumiem, że każdy sztubak musi się wyszumieć z jedną czy dwiema tancerkami lub śpiewaczkami operowymi, ale Oliver postanowił zamienić hulaszczy tryb życia w swego rodzaju naukę, której nie przestaje zgłębiać. Nawet gdy przez chwilę nie jest pochłonięty piciem lub łajdaczeniem się, szmatławce i tak się prześcigają w podsuwaniu plotek na jego temat – z reguły tyczących się frywolnych igraszek z tą czy inną półnagą kobietą w wannie pełnej przemycanej brandy. Winię za ten stan rzeczy ojca Olivera, którego styl życia chłopak przejął po śmierci rodziców.
A o pozostałą czwórkę też lepiej nie pytać: Jarreta z jego hazardem, Minervę z jej gotyckimi powieściami, o Gabriela i wyścigi oraz o Celię, która nie przepuści żadnej okazji, by chwycić za pistolet i strzelać do celu. Nie bez kozery w towarzystwie zwą ich Diablętami z Halstead Hall. Nie zrozum mnie źle – to dobre wnuki. Dopytują się o moje zdrowie, towarzyszą mi podczas różnych wyjść i wizyt; a także pilnują, żebym się nie przepracowywała. Jednak stanowczo odmawiają porzucenia swych skandalicznych nawyków, a ja mam tego dosyć!
Dlatego obmyśliłam sposób na zmuszenie ich do ustatkowania się i zachowywania jak na dziedziców przystało. Nie spodoba mi się to, ale trudne sytuacje wymagają stosowania radykalnych środków. Bóg mi świadkiem, że doczekam się prawnuków… i to już niedługo!
Szczerze oddana
Hetty PlumtreeProlog
Ealing, Anglia
1806 rok
Oliver Sharpe, szesnastoletni dziedzic tytułu markiza Stoneville, z sercem w gardle wyjechał ze stajni w Halstead Hall. Jego matka dopiero co popędziła w furii do domku myśliwskiego. Rzadko widywał ją w takim stanie, zazwyczaj była po prostu smutna… Chyba że wytrąciło ją z równowagi coś monumentalnego.
Jak na przykład przyłapanie własnego syna na całkowicie niegodnym zachowaniu. Oliver czuł, jak zalewa go fala upokorzenia.
„Jesteś zakałą rodziny! – krzyczała głosem słabym z oburzenia i pełnym bólu. – Zachowujesz się identycznie jak ojciec. Niech mnie piekło pochłonie, jeśli pozwolę mu cię zmienić w taką samą nikczemną, samolubną kreaturę! Nie bacząc na nic i na nikogo, goni jedynie za własną przyjemnością!”.
Oliver nigdy wcześniej nie słyszał przekleństw z ust matki i zmroził go fakt, że w tej chwili złorzeczyła właśnie przez niego. Czy właściwie go oceniła? Czy naprawdę zaczynał upodabniać się do lekkomyślnego rozpustnika, który go spłodził? Mdliło go na samą myśl.
Co gorsza, matka jechała teraz z zamiarem wyliczenia mężowi wszystkich grzechów, a Oliver nie mógł temu zapobiec, albowiem nakazała mu nie pokazywać jej się na oczy. Ktoś jednak musiał ruszyć za nią. Oliver widział matkę równie wzburzoną jedynie wtedy, gdy po raz pierwszy dowiedziała się o niewierności męża. Spaliła wtedy na dziedzińcu kolekcję erotycznych książek ojca.
Chłopiec miał wówczas siedem lat. Bóg jeden wiedział, do jak drastycznych czynów mogła się posunąć teraz, gdy wierzyła, że syn podążał w ślady ojca. W dodatku w tym samym momencie, gdy podejmowali gości.
Obchodząc mury częściowo ufortyfikowanego dworu, który służył im za wiejską rezydencję, Oliver dostrzegł na podjeździe znajomy powóz i serce podskoczyło mu w piersi. Babcia! Dzięki Bogu, że przyjechała; może zdoła przemówić do swej córki.
Oliver dotarł przed dom, gdy powóz stanął, i pospiesznie otworzył babce drzwi.
– Proszę, cóż za miła niespodzianka – powiedziała z ciepłym uśmiechem i wysiadła. – Cieszę się, widząc, że nie zapomniałeś wytwornych manier, jak wielu młokosów w twoim wieku.
Zazwyczaj znalazłby błyskotliwą ripostę na taką uwagę i posprzeczał się z babcią dobrotliwie przez chwilę. Tego dnia jednak nie był w stanie. Nie, gdy przepełniał go strach.
– Matka jest zła na ojca – rzekł cicho, podając kobiecie ramię i prowadząc do domu. Służący nie mogli tego usłyszeć. I tak pół świata plotkowało o zdradach ojca – wszelka niedyskrecja byłaby wodą na młyn plotkarzy.
– To nic nowego, nieprawdaż? – odparła oschle.
– Tym razem to co innego. Wpadła w szał. Pokłóciliśmy się, po czym matka ruszyła sama do domku myśliwskiego.
– Pewnie pojechała odszukać męża.
– Tego się właśnie obawiam. Wiesz, jak on lubi ją prowokować. Jeśli go tam znajdzie, nie wiem, co zrobi.
– I dobrze. – Babcia posłała wnukowi figlarny uśmiech. – Może zrówna tę chałupę z ziemią. Wtedy Lewis nie będzie miał dokąd sprowadzać swoich latawic.
– A niech to, babciu, mówię poważnie! – Gdy uniosła brew na takie słownictwo, chłopiec przełknął prawdziwe przekleństwo, które cisnęło mu się na usta. – Wybacz, ale tym razem to całkiem inna historia. Musisz jechać za nią, porozmawiać, uspokoić ją. To ważne. Mnie nie posłucha.
Kobieta spojrzała na wnuka podejrzliwie.
– Czy jest coś, o czym mi nie mówisz?
– Oczywiście, że nie – odparł, czerwieniąc się.
– Nie kłam własnej babce. O co się z matką pokłóciliście?
Jak miał wszystko wyznać, skoro skręcało go na każdą myśl o tym, co zaszło.
– To nie ma znaczenia. Po prostu wierz mi, że ona cię potrzebuje.
Babcia prychnęła.
– Twoja matka nigdy mnie nie potrzebowała.
– Ale, babciu…
– Posłuchaj, Oliverze – rzekła, poklepując go po ręku, jakby był dzieckiem – wiem, że jesteście z matką zżyci i to dla ciebie trudne widzieć ją wzburzoną. Ale jeśli dasz jej trochę czasu, by zdołała ochłonąć, przyrzekam, że nic jej nie będzie.
– Nie, musisz…
– Dość! – ucięła. – To była długa, trudna podróż i jestem zmęczona. Potrzebne mi filiżanka gorącej herbaty i porządna drzemka. Nie jestem w nastroju do mieszania się w kłótnie twoich rodziców. – Na widok desperacji wymalowanej na jego twarzy złagodziła nieco ton. – Jeśli do zmroku nie wróci, obiecuję że pojadę za nią. Zobaczysz, z pewnością niedługo będzie tu z przeprosinami i oboje o wszystkim zapomnicie.
Nigdy jednak nie wróciła. Tej nocy, w domku myśliwskim, zastrzeliła męża, a potem siebie.
A życie Olivera już nigdy nie było takie samo.Rozdział I
Ealing
1825
Oliver wpatrywał się w widok za oknem biblioteki w Halstead Hall. Szary, zimowy dzień jedynie potęgował jego ponury nastrój, gdy starał się przegnać precz bolesne wspomnienia, zamknąć je, jak zawsze, w najgłębszych zakamarkach umysłu. Tu, w domu rodzinnym, było to o wiele trudniejsze niż w mieście, gdzie mógł zatracać się w ramionach kurtyzan i mocnych trunkach.
Zapomnienie jednak nigdy nie trwało długo. Choć skandal związany z jego nazwiskiem wybuchł już dziewiętnaście lat temu, wciąż szeptano za plecami Olivera, gdziekolwiek się pojawiał.
Tamtej nocy babka powiedziała gościom, że jej córka, szukając odosobnienia, udała się do domku myśliwskiego, gdzie zasnęła. Obudzona przez podejrzane odgłosy, przekonana, że naszedł ją intruz, w panice zastrzeliła mężczyznę. Chwilę później odkryła, że był to jej mąż. Zszokowana i pogrążona w żalu użyła tej samej broni, by odebrać sobie życie.
To była mało przekonująca historia, jak na próbę zatuszowania morderstwa i samobójstwa, a szepty i plotki nigdy na dobre nie ucichły. Szczególnie że przebywający wtedy w rezydencji goście żywo spekulowali na temat całego zdarzenia. Tamtego dnia babcia zabroniła Oliverowi i jego rodzeństwu mówić o tej sprawie z kimkolwiek, nawet ze sobą nawzajem.
Twierdziła, że miało to uciszyć plotki, lecz Oliver często zastanawiał się, czy tak naprawdę nie jego obarczała winą za wszystko. Inaczej, dlaczego teraz miałaby przerywać milczenie i wypytywać go o kłótnię z matką? Oczywiście nie odpowiedział. Na samą myśl, że miałby wyznać prawdę, czuł bolesny ucisk żołądka.
Odwrócił się od okna, by kroczyć po pokoju wzdłuż stołu, przy którym jego rodzeństwo oczekiwało na pojawienie się seniorki rodu. Właśnie dlatego unikał Halstead Hall – dom zawsze wprawiał go w sentymentalny nastrój.
Dlaczego babka zwołała to przeklęte spotkanie akurat tutaj? Oliver przez lata trzymał dom zamknięty. Pomieszczenia przesiąkły zapachem wilgoci i pleśni, a do tego były zimne niczym lody Arktyki. Jedynie gabinetu nie zakryto przed kurzem, gdyż pracował w nim zarządca majątku. Trzeba było wysprzątać bibliotekę tylko z powodu spotkania, które babcia mogła przecież bez trudu zaaranżować we własnym domu, w mieście.
Zwyczajowo odmówiłby jej wizyty w zaniedbanym majątku, jednak po wypadku brata – Gabriela – rodzeństwo stąpało po cienkim lodzie. Nietypowe milczenie seniorki na ten temat potwierdzało niezbicie, że zaleźli jej za skórę. Coś było na rzeczy… i z pewnością im się nie spodoba.
– Jak twoje ramię? – spytała Gabe’a ich siostra, Minerva.
– A jak sądzisz? – odburknął. Temblak przewieszony miał na pomiętym, czarnym płaszczu do konnej jazdy, a jasnobrązowe włosy jak zwykle w nieładzie. – Boli jak diabli.
– Nie warcz na mnie. To nie ja omal się nie zabiłam.
Minerva miała dwadzieścia osiem lat. Była dwa lata starsza od Gabriela, a o cztery lata młodsza od drugiego w kolejności syna, Jarreta, i o cztery starsza od Celii, najmłodszej z rodzeństwa. Jednak jako najstarsza z dziewcząt upierała się, by im wszystkim matkować. Nawet wyglądała jak ich matka, ze swą jasną, gładką cerą, brązowymi włosami, przetykanymi jasnymi pasmami niczym złotem, i z ciemnozielonymi, jak u Gabe’a, oczami. Praktycznie nie było choćby cienia podobieństwa pomiędzy nimi a Oliverem, który odziedziczył urodę ojca, pół-Włocha – ciemne oczy, ciemne włosy, ciemną karnację. A do kompletu – mroczne serce.
– Masz szczęście, że porucznik Chetwin na czas się wycofał – zwróciła bratu uwagę Celia. Była nieco bledszym wizerunkiem Olivera, oczy miała piwne. – Ponoć odznacza się większą odwagą niż rozsądkiem.
– W takim razie dobrali się z Gabe’em znakomicie – warknął Oliver.
– Daj mu już spokój – rzekł Jarret. Najbardziej z nich wszystkich przypominał oboje rodziców, miał czarne włosy, ale niebieskozielone oczy i w żadnym razie nie mógłby, tak jak Oliver, uchodzić za Włocha. – Od tego głupiego wyścigu powozów besztasz go bez przerwy. Był pijany. Ten stan, zdaje się, nie jest ci obcy.
Oliver odwrócił się do Jarreta.
– Zgadza się, jednakże ty nie byłeś pijany, a mimo to pozwoliłeś mu…
– Nie obwiniaj Jarreta – wtrącił Gabe. – Chetwin rzucił mi wyzwanie. Gdybym odmówił, wyszedłbym na tchórza.
– Lepiej być tchórzem niż martwym. – Oliver nie tolerował tego typu idioctw. Nic nie było warte, by ryzykować własne życie – ani kobieta, ani honor, a z pewnością nie reputacja. Wielka szkoda, że do tej pory nie udało mu się wbić tego swoim zidiociałym braciom do głów.
Kto jak kto, ale Gabe powinien był wiedzieć lepiej. Ścigali się najniebezpieczniejszą trasą w całym Londynie. Dwa wielkie głazy okalały drogę tak ciasno, że tylko jeden powóz mógł między nimi przejechać. Zmuszało to jednego z powożących do wycofania się w ostatniej chwili, by nie rozbić pojazdu o kamienie. Wielu śmiałków nie zdołało w porę zareagować.
Nazywano to „nawlekaniem igły”. Oliver zwał to szaleństwem. Fakt, Chetwin wstrzymał konie, lecz powóz Gabe’a zahaczył bokiem o jeden z głazów. Odłamał koło i chwilę później stał się plątaniną potrzaskanego drewna, rozdartej skóry i poskręcanego metalu. Dzięki Bogu konie przeżyły katastrofę, a Gabriel wywinął się z niej jedynie ze złamanym obojczykiem.
– Powinieneś wiedzieć, że Chetwin znieważył nie tylko mnie. – Gabe spojrzał prowokująco. – Powiedział, że nie zdecyduję się z nim ścigać, ponieważ jestem takim samym tchórzem, jak nasza strzelająca do cieni matka.
– W jego głosie słychać było gniew. – Nazwał ją morderczynią z Halstead Hall.
Wszyscy zesztywnieli, słysząc znajome oszczerstwo, a Oliver zazgrzytał zębami.
– Matka nie żyje od lat. Nie potrzebuje, byś bronił jej honoru.
– Ktoś musi to robić – odparł Gabe z kamiennym obliczem – skoro ty nie masz zamiaru.
Do licha, nie miał najmniejszego zamiaru bronić jej po tym, co zrobiła. Nigdy nie zdoła jej wybaczyć. Ani sobie, że do tego dopuścił.
Drzwi otworzyły się i do pokoju weszła ich babcia, a za nią adwokat rodziny, Elias Bogg. Wszyscy zebrani zamarli. Obecność urzędnika nie wróżyła niczego dobrego.
Gdy Bogg zajął swoje miejsce, babcia stanęła u szczytu stołu z wyrazem prawdziwego zmęczenia wymalowanym na naznaczonej zmarszczkami twarzy. Olivera zalała nowa fala poczucia winy. Ostatnimi czasy siedemdziesięciojednoletnia kobieta wyglądała jeszcze starzej, jak gdyby ugięła się pod ciężarem obowiązków i nieco skurczyła.
Próbował ją przekonać, by zrezygnowała z prowadzenia założonego przez ich dziadka browaru. Powinna zatrudnić zarządcę. Jednak odmówiła. Jak twierdziła, lubiła pracować. Czyżby zamiast tego miała pozostać na wsi i zająć się haftowaniem? Taki pomysł budził jedynie jej szczery śmiech.
Być może miała powody do śmiechu. Wielu nazwałoby Hester „Hetty” Plumtree prostą. Jej rodzice prowadzili gospodę. Poznała tam swojego przyszłego męża i razem zmienili Browar Plumtree w imperium wystarczająco wielkie, by stać ich było na najlepsze szkoły dla matki Olivera, Prudence. Wystarczające również, by Prudence usidliła zubożałego markiza.
Babcia zawsze upajała się faktem, iż jej córka zdobyła tak dobrą partię, przedstawiciela jednego z najstarszych rodów wśród angielskiej arystokracji. Nigdy jednak nie potrafiła zetrzeć piętna parweniuszki ze swych spódnic. Świadectwo jej pochodzenia dawało o sobie znać w dziwnych momentach, na przykład gdy cieszyła się szklaneczką piwa przy obiedzie lub gdy śmiała się z rubasznych dowcipów.
Mimo tego była zdeterminowana dopilnować, by jej wnuki stały się tym, kim ona sama być nie mogła: prawdziwymi arystokratami. Babcia nie znosiła ich tendencji do szokowania towarzystwa, przez którą w oczach ludzi uchodzili za diabelskie pomioty okrytej hańbą pary. Usilnie starała się podnieść status rodziny, uważała więc, że ma prawo widzieć rezultaty swych wysiłków w dobrych małżeństwach i prawnukach. Złościło ją, że żadne z wnuków nie spieszyło zadowolić jej w tej materii.
Oliver przypuszczał, że miała podstawy, by tak się czuć. Choć często nieobecna, gdy dorastali, zajęta zarządzaniem Browarem Plumtree po śmierci męża, była jedynym rodzicem, jakiego jego młodsze rodzeństwo kiedykolwiek miało. Dlatego ją uwielbiali.
Oliver czuł wobec babci to samo, z wyjątkiem momentów, gdy kłócił się z nią o finanse.
– Spocznij, Oliverze. – Babka przeszyła go ostrym spojrzeniem niebieskich oczu. – Zaczynam się denerwować, gdy tak chodzisz tam i z powrotem.
Lord przystanął, lecz nie zamierzał usiąść. Staruszka wyprostowała się i zmarszczyła brwi.
– Moi drodzy, podjęłam co do was ostateczną decyzję – powiedziała, jak gdyby wciąż byli dziećmi. Powiodła wzrokiem po zebranych i kontynuowała głosem nieznoszącym sprzeciwu: – Najwyższy czas, żebyście się ustatkowali. Daję wam więc rok, w czasie którego sprawy mieć się będą po staremu, lecz po upływie wyznaczonego czasu każdemu z was odetnę fundusze. Ponadto wykluczę was z mojego testamentu. – Zignorowała pomruki oburzenia. – Chyba że… – Zawiesiła głos, by uzyskać lepszy efekt.
– Co masz na myśli? – spytał Oliver przez zaciśnięte zęby.
Babcia spojrzała mu w oczy.
– Chyba że przyszedł wreszcie czas na małżeństwo.
Powinien był się tego spodziewać. Jako trzydziesto – pięciolatek był w wieku, w którym większość mężczyzn o jego pozycji społecznej znajdowało dla siebie małżonki. Babka często ubolewała nad tym, że nadal nie narodził się spadkobierca tytułu, ale kto przy zdrowych zmysłach byłby na tyle szalony, żeby przedłużać ten ród? Rodzice pobrali się dla pieniędzy i zakończyło się to katastrofą. Niezależnie od tego, jak skąpe stałyby się finanse, Oliver nie miał zamiaru powtarzać tego błędu.
Babcia wiedziała o jego uczuciach, dlatego to, że uciekała się do gróźb wobec reszty rodzeństwa, by zmusić go do posłuszeństwa, odebrał jako bolesną zdradę.
– Pozbawisz moich braci i siostry środków do życia tylko po to, żeby zakuć mnie w okowy małżeństwa? – warknął.
– Źle mnie zrozumiałeś – odparła chłodno. – Miałam na myśli to, że oczekuję zawarcia związków małżeńskich od całej waszej piątki. – Spojrzała na resztę wnuków.
– Nim upłynie rok, wszyscy musicie znaleźć sobie małżonków albo pożegnacie się ze spadkiem. Co więcej, nie będę dalej wynajmować miejskiej rezydencji, skoro zatrzymywałam się tam jedynie ze względu na dziewczęta. Nie będzie dla nich posagów, nie będę też utrzymywać londyńskich kawalerskich mieszkań Gabe’a i Jarreta ani stajni dla ich koni. Jeśli wy, chłopcy, się nie pożenicie, a dziewczęta nie wyjdą za mąż, będzie to koniec mojego wsparcia. Oliver, i tylko on, stanie się za was odpowiedzialny.
Oliver jęknął. Odziedziczona przez niego kłopotliwa posiadłość jakoś sobie radziła, ale daleko jej było do samowystarczalności.
Gabe gwałtownie wstał od stołu.
– Babciu, nie wolno ci! Gdzie dziewczęta się podzieją? Gdzie będziemy mieszkać ja i Jarret?
– Tu, w Halstead Hall, jak mniemam – powiedziała bez cienia skruchy.
Oliver spojrzał na nią spode łba.
– Wiesz doskonale, że to niemożliwe. Musiałbym otworzyć dom i odświeżyć go.
– Niech go ręka boska broni – skomentował sarkastycznie Jarret. – Poza tym Oliver ma dochody z posiadłości, dzięki którym jest w stanie się utrzymać. Nawet jeśli reszta z nas zastosuje się do twojej prośby, on nie musi, więc gdy odmówi, kara spadnie tylko na nas.
– Takie są moje warunki – odparła chłodno. – Nie podlegają negocjacji, chłopcze.
Niezależnie od obaw Jarreta babcia z pewnością wiedziała, że Oliver nie pozwoliłby rodzeństwu cierpieć. Wreszcie znalazła jedyny sposób na to, by przywołać ich do porządku – wystarczyło posłużyć się uczuciami, którymi nawzajem się darzyli i które były jedyną stałą wartością w ich życiu.
To był plan genialny i zarazem diaboliczny. Jarret mógłby posłać kobietę do wszystkich diabłów, gdyby chodziło jedynie o niego, lecz nie skazałby sióstr na staropanieństwo lub żywot guwernantek. Minerva, która zarabiała nieco na swoich książkach, mogłaby zbagatelizować babcine przykazania i spróbować samodzielnie się utrzymać, lecz także nie potrafiłaby skazać pozostałych na życie w ubóstwie.
Każde z nich będzie się martwić o pozostałych, co oznaczało, że wszyscy, nawet Oliver, poczują się zmuszeni przystać na postawione im warunki.
– Gdybyście zechcieli, moglibyście doprowadzić do tego, żeby ta posiadłość przynosiła dochód – zwróciła im uwagę babcia. – Może gdyby cała wasza piątka podzieliła między siebie obowiązki… – Urwała, by spojrzeć na Olivera wymownie. – Albo gdyby wasz brat bardziej interesował się majątkiem, zamiast pozostawiać go swemu zarządcy i spędzać dnie na łajdaczeniu się i piciu, może zdołałby utrzymać was wszystkich na całkiem wygodnym poziomie.
Oliver zdusił cisnącą mu się na usta ripostę. Dobrze wiedziała, dlaczego z trudem znosił sam widok tego miejsca. Ojciec poślubił matkę dla pieniędzy, by zachować pozycję rodu, na której tak mu zależało, a Olivera prędzej piekło pochłonie, nim pozwoli na to, by ten przeklęty majątek i wszystko, co sobą reprezentuje, zniszczyło go tak jak rodziców.
– Tak się składa, że wiem – ciągnęła babcia – iż Oliver sprzedał ostatnią niezapisaną część rodzinnych włości w ramach spłaty kilku długów, które wspólnymi siłami nagromadziliście, a ja odmówiłam ich pokrycia. Niewiele już zostało majątku, który moglibyście spieniężyć.
Do dalszego wygodnego i dostatniego życia niezbędne wam są środki, które ja mogę zapewnić.
A niech ją licho porwie za to, że miała rację. Pozbawione miejskiej rezydencji i kawalerskich mieszkań rodzeństwo nie miałoby innego wyboru, jak tylko przenieść się tutaj. Obecnie nawet sam Oliver nie miał własnego domu – do niedawna mieszkał we wspomnianym przez babcię Acton. Musiał zatrzymać się u braci, nim wymyśli, co począć dalej. Jednak nie planował zagospodarowania rodzinnej posiadłości tak, by utrzymywała ich wszystkich, jak również przyszłych bratanków i siostrzeńców.
Nic dziwnego, że przez ostatnie dwadzieścia dwa lata babcia z takim powodzeniem zarządzała browarem. Była Machiavellim w spódnicy.
– Kto w takim razie miałby odziedziczyć Browar Plumtree? – spytał. – Chcesz powiedzieć, że nie przekażesz go Jarretowi, tak jak chciał tego nasz dziadek?
– Mogłabym zostawić interesy twojemu kuzynowi Desmondowi.
Jarret jęknął, a Minerva zawołała:
– Nie możesz oddać browaru Desmondowi. Całkiem go zrujnuje!
Staruszka wzruszyła ramionami.
– A co mnie do tego? Będę martwa. A jeśli wy nie zamierzacie podejmować stosownych kroków, koniecznych do tego, by majątek pozostał w rodzinie, nie ma większego znaczenia, w czyje ręce trafi całe imperium, nieprawdaż?
Celia poderwała się z miejsca.
– Babciu, wiesz przecież, co zrobi Desmond. Pozatrudnia dzieci i zaharuje je na śmierć – protestowała z troską i pasją, z jakimi angażowała się na co dzień w walkę o poprawę warunków pracy dzieci. – Wystarczy spojrzeć, jak zarządza swoimi młynami. W żadnym wypadku nie wolno ci dopuszczać do rodzinnej fabryki człowieka tego pokroju.
– Mogę zostawić interes, komu tylko sobie życzę.
– Starsza pani spojrzała na wnuki oczami zimnymi jak stal.
To musiał być blef. Przecież równie mocno nienawidziła Desmonda. A jednak nie należała do osób stosujących tego typu sztuczki.
– Przypuszczam, że życiowych partnerów dla nas też już wybrałaś? – zapytał gorzko Oliver.
– Nie. Tę kwestię pozostawiam wam. Nie ustatkujecie się jednak nigdy, jeśli ja was do tego nie zmuszę. Zbyt długo już wam pobłażałam. Czas, byście przysłużyli się tej rodzinie, a co za tym idzie – zapewnili rodowi spadkobierców stworzonego przeze mnie dziedzictwa.
Celia ciężko opadła na krzesło.
– Przecież nie możemy z Minervą, ot tak, wybrać sobie na mężów pierwszych lepszych kawalerów. To mężczyzna musi się oświadczyć. A jeśli żaden się o to nie pokusi?
Babka przewróciła oczami.
– Obie jesteście uroczymi pannami, za którymi wszędzie ogląda się mnóstwo mężczyzn. Gdybyś, droga Celio, przestała bić na głowę wszystkich kolegów twoich braci w zawodach strzeleckich, jeden z nich z pewnością poprosiłby o twoją rękę. A gdyby Minerva skończyła z pisaniem tych okropnych, gotyckich powieści…
– Tego nie zrobię – zaprotestowała Minerva.
– Przynajmniej pisz pod pseudonimem. Nie rozumiem, dlaczego koniecznie masz obwieszczać wszem wobec, że to ty jesteś autorką tych osławionych powieści, i gorszyć każdego, kogo spotkasz.
Babcia spojrzała na Jarreta i Gabriela.
– A wy dwaj moglibyście czasem faktycznie pojawić się na balu. Jarret nie musi spędzać każdej nocy na horyzoncie, a Gabe… – Westchnęła ciężko. – Gdybyś tylko przestał ścigać się z każdym głupcem, który rzuci ci wyzwanie, miałbyś czas na znalezienie narzeczonej. Z całą pewnością potraficie oczarować szanowane kobiety na tyle, by skłonić je do małżeństwa. Zdaje się, że wabienie kurtyzan i aktorek do własnego łoża nie sprawia wam najmniejszych kłopotów.
– O Boże – mruknął Gabe, a uszy zaczęły mu się czerwienić. Sypiać z prostytutką to jedno, ale wysłuchiwać na ten temat uwag własnej babki to już zupełnie inna sprawa.
Wpatrując się w Olivera, staruszka dodała:
– A wszyscy wiemy, że wasz brat ma nad wami znacząca przewagę w postaci swojego tytułu.
– Tak, wymiana „tytuł za pieniądze” w przypadku naszych rodziców skończyła się niezwykle korzystnie – stwierdził sarkastycznie. – Widzę, że z niecierpliwością oczekujesz, bym powtórzył taką transakcję.
Oliver zignorował wyrzuty sumienia, które zaczęły go kąsać, gdy dostrzegł ból, jaki się odmalował na twarzy babci. Jeśli zamierzała ich zmusić do tego wszystkiego, powinna także liczyć się z konsekwencjami.
Po głowie kołatały mu się ostatnie usłyszane od matki słowa: „Jesteś zakałą rodziny…”. Aż zimny dreszcz przebiegł mu po plecach. Ruszył do drzwi i je otworzył.
– Babciu, zechcesz zamienić ze mną parę słów na osobności?
– Jeśli sobie tego życzysz – odparła, unosząc siwą brew.
Gdy tylko znaleźli się w holu, Oliver zwrócił się do starszej damy.
– Narzucenie jakiejś niewinnej kobiecie mojej osoby w roli męża niczego nie zmieni.
– Jesteś pewien? – Babcine spojrzenie tym razem było łagodniejsze. – Stać cię w życiu na o wiele więcej niż takie błądzenie bez celu, Oliverze.
Boże, gdyby tylko wiedziała.
– Taki właśnie jestem. Czas, byś się z tym pogodziła. Tak, jak to uczyniła moja matka.
Na te słowa kobieta pobladła.
– Wiem, że nie lubisz mówić o wydarzeniach tamtego dnia…
– Zgadza się – przerwał jej. – I to się nie zmieni.
Nie opowie o tym nikomu.
– Nie chcesz o tym rozmawiać, bo to mnie uważasz za wszystkiemu winną.
– A niech to, wcale nie! – Winił jedynie siebie. Gdyby tylko od razu pojechał za matką. Gdyby tylko bardziej nalegał na ingerencję babci. Gdyby tylko, gdyby… – Nie winię cię za przeszłość. Ale za to, co robisz teraz, tak.
– Z pewnością sam też widzisz, że coś musi się zmienić.
– Dlaczego? Minerva i Celia prędzej czy później wyjdą za mąż, a Gabe i Jarret starają się wyszumieć. Z czasem się ustatkują.
– Tobie to się nie udało.
– To co innego.
– Dlaczegóż to?
– Skąd ta nagła potrzeba przymuszenia nas do małżeństw?
– Odpowiem na twoje pytanie, jeśli i ty dasz mi odpowiedź.
To tego oczekiwała od wnuka – odpowiedzi. Cóż, tego nigdy się nie doczeka.
– Pewnego dnia, Oliverze – stwierdziła, gdy nadal milczał – będziesz musiał opowiedzieć o tym, co się wtedy wydarzyło, choćby po to, by w końcu zamknąć ten rozdział.
– Już go zamknąłem. – Oliver odwrócił się na pięcie i ruszył do drzwi.
Gdy je otworzył, kobieta zawołała za nim:
– Nie zmienię zdania co do swoich warunków. Ożeń się albo wszystko stracisz.
Gdy Oliver zamarł z dłonią na klamce, stanęła w progu i popatrzyła na wnuki.
– Dość mam już słuchania o tym, że brukowce nazywają was Diablętami z Halstead Hall. O tym, jak to moja najmłodsza wnuczka po raz kolejny zgorszyła i przeraziła wszystkich, gdy pojawiła się na jakichś zawodach strzeleckich. – Przeniosła spojrzenie na Gabe’a. – Albo o tym, że mój wnuk niemal stracił życie w wyścigu. Ma się to wszystko natychmiast skończyć.
– A gdybyśmy obiecali zachowywać więcej dyskrecji? – warknął Oliver.
– To nie wystarczy. Być może jeśli każde z was będzie mieć kogoś, kto jest od was zależny, małżonka lub dzieci, wreszcie nauczycie się cenić to, co posiadacie.
– Babciu, do cholery…
– Nie przeklinaj mi tu. To koniec tej dyskusji. Pan Bogg wyłoży wam szczegóły moich roszczeń, i to jemu zadawajcie pytania. Ja muszę udać się na spotkanie w browarze.
Odeszła korytarzem, postukując żywo laską.
Gdy tylko Oliver wrócił do pokoju, rodzeństwo zwróciło się do pana Bogga.
– Ona chyba nie mówiła poważnie?
– Jak mogła?
– Musi jej pan to wyperswadować.
Bogg rozsiadł się na zabytkowym krześle, które zaskrzypiało w odpowiedzi.
– Przykro mi, ale nic nie mogę zrobić. Po wypadku lorda Gabriela wasza babka powzięła postanowienie, iż nie będzie przyglądać się, jak umieracie, nie wypełniwszy swych obowiązków wobec rodu Sharpe’ów.
– Widzisz co narobiłeś, Gabe? – krzyknęła Celia. – Wszystko zepsułeś!
– Nie o niego chodzi – rzekł ze znużeniem Oliver – lecz o mnie. Ona nie chce utracić tytułu i pozycji, które z takim trudem dla swej rodziny wywalczyła. Chce się upewnić, że jeden z nas przedłuży ród.
– Dlaczego więc wplątuje w to także mnie i Celię? – spytała Minerva.
– Za pozwoleniem – wtrącił pan Bogg – wasza lordowska mość jest w błędzie. Babka martwi się o was wszystkich. Nim sama uda się na wieczny spoczynek, chce mieć pewność, że przyszłość wszystkich wnuków jest zapewniona.
Oliver odwrócił się gwałtownie.
– Spoczynek? Babka jest chora? – Na samą myśl ścisnęło go w żołądku. – Czy jest coś, czego nam nie mówi? – Tłumaczyłoby to, dlaczego wystąpiła ze swoim ultimatum tak nagle.
Bogg po chwili pokręcił głową.
– Jest po prostu zmęczona czekaniem, aż wasza piątka zdecyduje się dać jej prawnuki.
W to Oliver mógł bez trudu uwierzyć. Bogg odchrząknął: – Czy są jeszcze jakieś pytania?
– Tylko jedno – odparł Oliver. – Czy naprawdę nie zastrzegła, z kim wolno nam wejść w związki małżeńskie? – Przyszedł mu do głowy pomysł, jak przerwać tę farsę.
– W tej kwestii nie postawiono żadnych warunków. Są jednak inne zasady.
Oliver słuchał kolejno wymienianych punktów: na przykład śluby muszą odbyć się w Anglii, a wybryki w stylu ucieczek na szybki ślub do Gretna Green są całkowicie wykluczone. Najwyraźniej babcia martwiła się, że tego typu małżeństwo mogłoby zostać prawnie podważone. Na szczęście żadne z wymienionych przez adwokata wymagań nie stawało na drodze planowanego przez Olivera przedsięwzięcia.
Wypełniwszy swój obowiązek, Bogg pozostawił zebranych ich niedoli. Minerva zwróciła się do Olivera:
– Musisz przekonać babcię, że to niedorzeczne. Nie widzę powodu, dla którego miałabym znosić męża, gdy jestem w zupełności pogodzona z obecnym, satysfakcjonującym mnie stylem życia.
– Mnie także nie spieszy się do małżeństwa, zapewniam cię – warknął Jarret. – Ani się obejrzymy, a będę zmuszony zarządzać tym cholernym browarem. A to ostatnie, na co mam ochotę.
– Powinniśmy się wszyscy przenieść tutaj i udowodnić, że nie potrzebujemy jej pieniędzy – stwierdziła Celia. – Zrobić tak, jak zasugerowała, dbać o interesy wspólnie…
– Tak, szczególnie że ty tak dobrze znasz się na zarządzaniu majątkiem – uciął Gabe.
– Uwaga Celii była słuszna – wtrąciła Minerva. – Gdybyśmy pokazali babci, że świetnie poradzimy sobie sami, może jeszcze przemyślałaby swoje plany. Poza tym, jeśli i tak prędzej czy później wszyscy skończymy tutaj, równie dobrze możemy zacząć się do tego przyzwyczajać.
– Boże, dopomóż. – Jarret posłał Oliverowi harde spojrzenie. – Chyba nie chcesz, żebyśmy się tu wprowadzili?
Oliver westchnął.
– Najchętniej nigdy więcej bym tego miejsca nie oglądał. Niestety, Celia ma rację. Jeśli tu zamieszkamy, zmusimy babcię, by się poddała. Możemy ją zaprosić, żeby wpadła z wizytą i przekonała się, jakie rezultaty dadzą jej niedorzeczne knowania, jeśli będzie przy nich obstawać.
Oliver z trudem panował nad falą obrzydzenia, jaka zalewała go na myśl o powrocie do Halstead Hall. Jednak gdyby udało mu się wcielić w życie plan, wkrótce znów mógłby puścić przeszłość w niepamięć.
– Tymczasem mam jeszcze jednego asa w rękawie. To ryzykowne posunięcie, ale może zmusi staruszkę do zdradzenia się ze wszystkimi planami. Nie przemyślała całej sprawy wystarczająco dokładnie, co zamierzam jej uzmysłowić. Nadal jestem w posiadaniu pewnych funduszy po sprzedaży ostatniej nieruchomości, a oto, co proponuję…