Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nasza różna Europa - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Nasza różna Europa - ebook

Ludwik Stomma zaprasza nas do intelektualnej gry z historią. Polega ona na wybraniu dowolnej daty z przeszłości (tu ograniczonej latami 966–1795, znaczącymi dla dziejów Polski) i sprawdzeniu, co w tym czasie działo się w poszczególnych zakątkach kontynentu europejskiego, prześledzeniu historii równoległych.

„Można tę książkę czytać jako zbiór historycznych anegdot, ale także jako propozycję spojrzenia na kontynent naszych przodków, francuskich, duńskich, czy hiszpańskich. Były to światy niekiedy bliskie, czasami tak odległe, że porównać się ich nawet nie da (...). Raz byliśmy w szarym ogonie Europy, niekiedy na jej czele. Nie ma to jednak najmniejszego znaczenia. Bo oto jest nareszcie Europa, a my w niej, chociaż jakie trudne i bolesne były dzieje...” (fragment książki).

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-244-0254-0
Rozmiar pliku: 708 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pierw­szą datą w tym swo­istym ka­len­da­rzu dzie­jo­wym jest rok 966, ostat­nią 1795. To lata Pol­ski nie­pod­le­głej i obec­nej na ma­pach Eu­ro­py. Po­zo­sta­łe daty są cał­ko­wi­cie przy­pad­ko­we i, sło­wo ho­no­ru, wy­cią­gnię­te na chy­bił tra­fił. O cóż cho­dzi­ło? Moż­na tę książ­kę czy­tać jako zbiór hi­sto­rycz­nych aneg­dot (mam na­dzie­ję, że ta­ko­wych nie za­brak­nie), ale tak­że jako pro­po­zy­cję spoj­rze­nia na kon­ty­nent na­szych przod­ków, fran­cu­skich, duń­skich, czy hisz­pań­skich… etc. Były to świa­ty nie­kie­dy bli­skie, cza­sa­mi tak od­le­głe, że po­rów­nać się ich na­wet nie da. Jak mia­ły się na przy­kład drew­nia­ne bu­dow­le Pia­stów do har­mo­nij­nych, ka­mien­nych ko­lum­nad mau­re­tań­skich w Kor­do­bie lub Gre­na­dzie? Ja­kiż pro­cent Po­la­ków za­in­te­re­su­je abs­trak­cyj­ny sys­tem me­trycz­ny, sko­ro w sa­lo­nach mowa tyl­ko o ogro­dach, któ­re wy­bu­do­wał Szczę­sny Po­toc­ki dla swo­jej Zo­fii, a i te­mat sa­mej utra­ty nie­pod­le­gło­ści ob­cho­dzi nie­znacz­ną część spo­łe­czeń­stwa. Czy kto­kol­wiek zdał so­bie spra­wę w Rze­czy­po­spo­li­tej, że oto An­glia za­czy­na pa­no­wać nad mo­rza­mi? Jak­że to wszyst­ko było da­le­kie od świa­do­mo­ści pa­nów szlach­ty, dla któ­rych pro­ble­mem naj­wyż­szej ran­gi był spór Ra­dzi­wił­ła z Lu­bo­mir­skim, gdzie w koń­cu obaj oka­za­li się nie­ist­nie­ją­cy­mi śnie­żyn­ka­mi w za­mie­ci glo­bu. Zresz­tą wy­obraź­nia wiel­kich pa­nów wło­skich wal­czą­cych o pa­no­wa­nie nad lo­kal­ny­mi mia­sta­mi i o tron pa­pie­ski nie się­ga­ła dużo da­lej. Cóż ich mo­gły ob­cho­dzić pe­ry­pe­tie kró­lów szwedz­kich czy duń­skich, tym bar­dziej ja­cyś Ja­giel­lo­no­wie. Jak­że mało zro­zu­mia­ły wy­da­wać się może fakt, że Hen­ryk Wa­le­zjusz ucie­ka dzi­ki­mi la­sa­mi z Wa­we­lu, gdyż ko­ro­na pol­ska cią­ży mu nie tyl­ko przez pac­ta co­nven­ta, ale przez to rów­nież, co uzna­je za ciem­no­tę i nie­to­le­ran­cję dwo­ru, po­tę­pie­nie dla jego sek­su­al­nych upodo­bań i przy­zwy­cza­jeń. Hi­sto­ry­cy i li­te­ra­ci pol­scy od Ju­liu­sza Sło­wac­kie­go po Ja­ro­sła­wa Mar­ka Rym­kie­wi­cza nie chcie­li wziąć pod uwa­gę, że w pierw­szej przy­najm­niej fa­zie spra­wa Sa­mu­ela Zbo­row­skie­go nie ma żad­nych ide­olo­gicz­nych od­nie­sień. Dla kró­la Hen­ry­ka sam fakt wy­wo­ła­nia tu­mul­tu na jego zam­ku nie mógł być zma­za­ny in­a­czej niż sza­fo­tem i to­po­rem. Do tego nie do­ga­dza­ły mu zim­ne kom­na­ty za­mo­kłe wzno­szą­cą się znad Wi­sły prze­ni­kli­wą wil­go­cią.

W po­cząt­kach XIX wie­ku sa­mych państw nie­miec­kich, mię­dzy­na­ro­do­wo uzna­nych, mamy kil­ka­na­ście. Nie czu­ją się one by­najm­niej zwią­za­ne wspól­no­tą ję­zy­ka i mi­tycz­ne­go po­cho­dze­nia. Ksią­żę, przej­ścio­wo, Pa­la­ty­na­tu i Ba­wa­rii nie­na­wi­dzi Ka­ro­la-Fry­de­ry­ka z Ba­de­nii, zaś obu ich nie zno­si Fry­de­ryk III, ksią­żę Fur­sten­bur­gu. Woj­ny na­po­le­oń­skie no­szą w więk­szo­ści pod­ręcz­ni­ków wszyst­kich kon­ty­nen­tów mia­no „wo­jen eu­ro­pej­skich”. Przy­szłe woj­ny „świa­to­we”, nie umniej­sza­jąc w ni­czym ame­ry­kań­skich zma­gań na Cor­re­gi­dor, Pe­le­liu, Gu­adal­ca­nal i Oki­na­wie czy też mię­dzy­na­ro­do­wych, w tym pol­skich, wojsk Mont­go­me­ry’ego w pół­noc­nej Afry­ce, za­czy­na­ły się i osta­tecz­nie de­cy­do­wa­ły w Eu­ro­pie. Hi­sto­ria nie za­po­mni nig­dy, jak nie­ludz­kie, strasz­li­we i krwa­we były te drgaw­ki hi­sto­rii. Mia­sta pa­da­ły w gru­zy, wy­nisz­cza­no na­ro­dy, nikt już nie li­czył hek­to­li­trów krwi. We wspo­mnie­niach Guy Sa­je­ra (Za­po­mnia­ny żoł­nierz, Gdańsk 2003) mamy taki opis: wy­do­by­wa­ją­cy się z bło­ta nie­miec­ki snaj­per wi­dzi wy­grze­bu­ją­ce­go się z są­sied­nie­go leja czer­wo­no­ar­mi­stę. Pa­trzą na sie­bie i nie chce się już im strze­lać. Nie­mniej jed­nak ży­cie obu za­le­ży od tego, kto szyb­ciej na­ci­śnie cyn­giel, choć nikt tu ni­ko­go nie nie­na­wi­dzi. Trze­ba było jesz­cze kil­ku­dzie­się­ciu lat, żeby otrzą­snąć się z bło­ta i zdać so­bie spra­wę, że od Po­zna­nia do Ber­li­na rzut be­re­tem, któ­ry pa­su­je za­rów­no na po­znań­ski, jak i ber­liń­ski łeb.

An­to­ni Go­łu­biew w Bo­le­sła­wie Chro­brym opi­su­je dzie­je ro­dów nie­raz so­bie nie­życz­li­wych, za­wie­ra­ją­cych per­fid­ne i nie­szcze­re, ko­niunk­tu­ral­ne po­ro­zu­mie­nia. Woda z roz­to­pio­ne­go śnie­gu wpa­da­ła w wą­skie po­tocz­ki, te z ko­lei w stru­mie­nie, po­tem pół­rzecz­ki, wresz­cie rze­ki pły­ną­ce dum­nie do mo­rza. Taki był po­dług Go­łu­bie­wa po­czą­tek Pol­ski, ta­kie jest na pew­no po­wsta­nie Eu­ro­py. Ileż krwi spły­nę­ło, mie­sza­jąc się z wodą stru­mie­ni, za­nim mo­że­my po­wie­dzieć: Tak, to my zbu­do­wa­li­śmy kryp­ty ka­te­dry w Qu­edlin­bur­gu, Wer­sal, Kreml i Rzym. Raz by­li­śmy w sza­rym ogo­nie Eu­ro­py, nie­kie­dy na jej cze­le. Nie ma to jed­nak naj­mniej­sze­go zna­cze­nia. Bo oto jest na­resz­cie Eu­ro­pa, a my w niej, cho­ciaż ja­kie trud­ne i bo­le­sne były dzie­je… Chcę wie­rzyć, iż na­resz­cie ten wiersz An­to­nie­go Sło­nim­skie­go znaj­dzie się we wszyst­kich pod­ręcz­ni­kach od Pol­ski, po Niem­cy i Por­tu­ga­lię:

Ten, co o wła­snym kra­ju za­po­mi­na

Na wieść, jak krwią opły­wa na­ród cze­ski,

Bra­tem się czu­je Ju­go­sło­wia­ni­na,

Nor­we­giem, kie­dy cier­pi lud nor­we­ski.

Z mat­ką ży­dow­ską nad pod­bi­te syny

Schy­la się, ręce za­ła­mu­jąc ża­lem,

Gdy Mo­skal pada – czu­je się Mo­ska­lem,

Z Ukra­in­ca­mi pła­cze Ukra­iny

Ten, któ­ry wszyst­kim ser­ce swe otwie­ra,

Fran­cu­zem jest, gdy Fran­cja cier­pi, Gre­kiem –

Gdy na­ród grec­ki z gło­du umie­ra,

Ten jest z oj­czy­zny mo­jej. Jest czło­wie­kiem.

A tym­cza­sem dzia­ły się krwa­we dzie­je. Do­syć, mamy już pra­wo do na­dziei.966

W 1840 roku Théo­phi­le Gau­tier, pi­sarz post­ro­man­tycz­ny, za na­mo­wą przy­ja­ciół wy­brał się do od­le­głej i eg­zo­tycz­nej Hisz­pa­nii. Weź­my pod uwa­gę wa­run­ki epo­ki. Po­dróż dy­li­żan­sem z Pa­ry­ża do gra­nicz­nej Bay­on­ne trwa­ła cały ty­dzień. Do Kor­do­by za­wi­tał po mie­sią­cu. Onie­mia­ły sta­nął przed ka­te­drą, któ­ra no­si­ła to mia­no z uzur­pa­cji chrze­ści­jań­skiej tyl­ko. W rze­czy­wi­sto­ści był to Wiel­ki Me­czet La Me­zqu­ita. „Wra­że­nie, ja­kie­go się do­zna­je, wcho­dząc do tego sta­ro­daw­ne­go sank­tu­arium is­la­mu, jest trud­ne do okre­śle­nia i nie ma nic wspól­ne­go z wra­że­nia­mi łą­czą­cy­mi się za­zwy­czaj z ar­chi­tek­tu­rą: je­ste­ście ra­czej skłon­ni po­my­śleć, że idzie­cie skle­pio­nym la­sem niż środ­kiem bu­dow­li; w ja­ką­kol­wiek stro­nę się ob­ró­cić, oko błą­dzi po ale­jach ko­lumn, krzy­żu­ją­cych się i bie­gną­cych w nie­skoń­czo­ność, ni­czym szpa­le­ry mar­mu­ro­wej ro­ślin­no­ści, co buj­nie wy­strze­li­ła z zie­mi; ta­jem­ni­czy pół­mrok owe­go lasu utwier­dza jesz­cze to złu­dze­nie. Me­czet ma dzie­więt­na­ście naw wzdłuż, trzy­dzie­ści sześć wszerz; ale roz­pię­tość ar­kad po­przecz­nych jest znacz­nie mniej­sza. Każ­da nawa jest zbu­do­wa­na z dwóch rzę­dów łu­ków umiesz­czo­nych je­den nad dru­gim; nie­któ­re krzy­żu­ją się i prze­pla­ta­ją jak wstąż­ki, co daje naj­oso­bliw­szy efekt. Ko­lum­ny, wszyst­kie z jed­nej bry­ły, mają za­le­d­wie dzie­sięć do dwu­na­stu stóp wy­so­ko­ści, nie li­cząc ko­rync­ko-arab­skich ka­pi­te­li, wy­kwint­nych, moc­nych, przy­po­mi­na­ją­cych ra­czej pal­mę afry­kań­ską niż akant grec­ki. Te ko­lum­ny są z rzad­kie­go mar­mu­ru, z por­fi­ru, z ja­spi­su, z zie­lo­ne­go i fio­le­to­we­go okru­chow­ca oraz in­nych cen­nych ma­te­ria­łów. (…) W cza­sach ka­li­fów osiem­set srebr­nych lamp na­peł­nio­nych aro­ma­tycz­ną oli­wą roz­wid­nia­ło dłu­gie nawy, rzu­ca­jąc lśnie­nia na por­fir i gład­ki ja­spis ko­lumn, za­wie­sza­jąc iskrę na zło­co­nych gwiaz­dach su­fi­tów i wy­do­by­wa­jąc z cie­nia krysz­ta­ło­we mo­zai­ki i wer­se­ty Ko­ra­nu wple­cio­ne w ara­be­ski i kwia­ty. Wśród tych lamp były dzwo­ny z San­tia­go de Com­po­ste­la, łup Mau­rów; od­wró­co­ne i za­wie­szo­ne u skle­pie­nia na srebr­nych łań­cu­chach, oświe­tla­ły świą­ty­nię Al­la­cha i jego pro­ro­ka, zdu­mio­ne, że z dzwo­nów ka­to­lic­kich sta­ły się lam­pa­mi mu­zuł­mań­ski­mi. Spoj­rze­nie mo­gło wów­czas biec swo­bod­nie przez dłu­gie ko­lum­na­dy aż do kwit­ną­cych drzew po­ma­rań­czo­wych i bi­ją­cych w górę fon­tann dzie­dziń­ca, wi­docz­nych w stru­mie­niu świa­tła, któ­re sta­wa­ło się jesz­cze bar­dziej olśnie­wa­ją­ce przez kon­trast z pół­mro­kiem wnę­trza” (Teo­fil Gau­tier, Po­dróż do Hisz­pa­nii, War­sza­wa 1979).

Bu­do­wie me­cze­tu w Kor­do­bie, ukoń­czo­nej w roku 966, pa­tro­no­wał ka­lif Al-Ha­kam II al-Mu­stan­sir. Jego re­al­na wła­dza się­ga­ła da­le­ko poza gra­ni­ce ka­li­fa­tu Kor­do­by. To on, mu­zuł­ma­nin, roz­strzy­gał spo­ry mię­dzy ka­to­lic­ki­mi kró­la­mi hisz­pań­skich pro­win­cji. Dzię­ki Al-Ma­qqa­rie­mu wie­my na przy­kład, jak przy­jął uda­ją­ce­go się doń z proś­bą o po­moc kró­la Le­onu, Or­do­no IV zwa­ne­go Złym (cy­tu­ję za Clau­dio San­chez-Al­bor-noz, L’Espa­gne mu­sul­ma­ne, Pa­ris 1973): „Po dwóch dniach po­by­tu we wspa­nia­le ume­blo­wa­nym pa­ła­cu , któ­ry mu dano na kwa­te­rę, uzy­skał Or­do­no po­zwo­le­nie na uda­nie się do Ma­dïnat az-Za­hra, gdzie ka­lif udzie­li mu au­dien­cji. Ubrał się w suk­nię z bia­łe­go je­dwa­biu, co było hoł­dem dla ko­lo­ru flag Umaj­ja­dów, za­ło­żył cze­pek zdob­ny naj­szla­chet­niej­szy­mi ka­mie­nia­mi. Spra­wu­ją­cy naj­wyż­sze sta­no­wi­ska spo­śród chrze­ści­jan w An­da­lu­zji – sę­dzia Wa­lïd ibn Khay­zo­rân z Kor­do­by i ar­cy­bi­skup To­le­do Obayd Al­lah ibn Qâsim przy­by­li pil­nie, by za­zna­jo­mić go z re­gu­ła­mi ety­kie­ty prze­strze­ga­ny­mi na dwo­rze kor­do­bań­skim, w któ­rej to kwe­stii był ka­lif bar­dzo wy­ma­ga­ją­cy. (…) We drzwiach, na znak sza­cun­ku, zdjął król Or­do­no cze­pek i zrzu­cił płaszcz. Na po­le­ce­nie mi­strza ce­re­mo­nii od­dał te­raz parę kro­ków przed sie­bie, tak że zo­ba­czyć już mógł ka­li­fa za­sia­da­ją­ce­go w to­wa­rzy­stwie swych bra­ci, szwa­grów, we­zy­rów i waż­nych urzęd­ni­ków dwor­skich. Ru­szył tedy na­przód, przy­klę­ka­jąc co chwi­la, aż zna­lazł się u stóp ka­li­fa. Ten po­dał mu rękę do uca­ło­wa­nia, po czym wska­zał miej­sce, oko­ło pięt­na­ście stóp od tro­nu, gdzie może usiąść na ła­wie po­kry­tej zło­to­gło­wiem. Wszy­scy pa­no­wie hisz­pań­scy, po przej­ściu tego sa­me­go ce­re­mo­nia­łu i uca­ło­waw­szy dłoń ka­li­fa, za­ję­li miej­sce przy swo­im kró­lu, gdzie cze­kał na nich tak­że Wa­lïd ibn Khay­zo­rân ma­ją­cy słu­żyć za tłu­ma­cza. (…)
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: