Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nie mogę cię zapomnieć - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
Czerwiec 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Nie mogę cię zapomnieć - ebook

Po kilku tygodniach szalonej namiętności Sabine postanowiła odejść od Gavina, bo uznała, że do siebie nie pasują. Nie wiedziała wtedy, że jest w ciąży. Gdy syn miał dwa lata, Gavin odkrył jej tajemnicę. Zdecydowała, że pozwoli mu spotykać się z dzieckiem, lecz za żadne skarby świata nie wróci do Gavina...

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-1958-7
Rozmiar pliku: 789 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Lepiej już idź, bo spóźnisz się na te swoje fikołki.

Sabine Hayes podniosła wzrok znad kasy i spojrzała na szefową, projektantkę Adrienne Lockhart Taylor, która stała przy ladzie. Od trzynastu miesięcy pracowała jako menedżerka jej butiku.

– Prawie skończyłam.

– Daj mi utarg. Zaczekam, aż Jill przyjdzie na swoją zmianę, a w drodze do domu skoczę do banku. Przed szóstą musisz chyba odebrać Jareda?

– Tak. – Prywatne przedszkole pobierało dodatkowe opłaty za każdą minutę spóźnienia. Musiała zaprowadzić Jareda do domu i nakarmić go, zanim zjawi się opiekunka. Sabine uwielbiała prowadzić zajęcia jogi, ale jej popołudnia stały się przez to jeszcze bardziej chaotyczne. Samotne rodzicielstwo nie jest dla mięczaków. – Nie masz nic przeciwko tej zamianie?

– Biegnij już.

Sabine spojrzała na zegarek.

– W porządku. – Włożyła utarg do saszetki i przekazała ją Adrienne. Na szczęście tego popołudnia szefowa przyszła zmienić wystawę, z których słynął jej modny butik, bo w kreatywny sposób eksponowała na nich swoje nowoczesne projekty w stylu pin-up.

Sabine nie mogła sobie wymarzyć lepszego miejsca do pracy. Większości pracodawców przeszkadzał jej piercing w nosie i ufarbowany na niebiesko kosmyk włosów. Nie miało to znaczenia, że piercing był tak naprawdę malutkim brylantem, a włosy farbowała w eleganckim salonie na Brooklynie. Nawet gdy się ugięła i zmieniła wygląd, jej kandydaturę odrzuciły wszystkie sklepy na Fifth Avenue. Sklepy, w których mogła zarobić godziwą pensję, by utrzymać w Nowym Jorku siebie i dziecko, poszukiwały pracowników z większym doświadczeniem.

Łut szczęścia sprawił, że pewnego dnia dostrzegła Adrienne na ulicy i pochwaliła jej sukienkę. Nie wiedziała, że był to jej projekt. Adrienne zaprosiła ją do butiku, a Sabine zachwyciła się tym modnym, eleganckim i trochę szalonym miejscem. Gdy okazało się, że Adrienne szuka menedżera, by skupić się wyłącznie na projektowaniu, Sabine natychmiast zgłosiła swoją kandydaturę.

W ten sposób znalazła wspaniałą pracę z ponadprzeciętną płacą i świadczeniami, ale przede wszystkim zyskała świetną szefową, której nie interesował jej kolor włosów – Sabine nosiła teraz purpurowe pasemka – i która okazywała zrozumienie, gdy jej synek zachorował lub wydarzyła się inna katastrofa.

Sabine chwyciła torebkę i, machając Adrienne na pożegnanie, wyszła przez zaplecze. Przedszkole znajdowało się dwie przecznice dalej, ale o tej porze musiała przeciskać się przez tłum spacerowiczów. Wreszcie dotarła na miejsce, pokonała ostatnie kilka schodów i dokładnie za trzy szósta trzymała już synka w ramionach, kierując się do metra.

– Fajnie było w przedszkolu? – spytała, gdy szli ulicą.

Jared uśmiechnął się, potakując. Przez kilka ostatnich miesięcy bardzo urósł, a jego buzia nie była już tak pyzata. Coraz bardziej przypominał ojca. Wciąż pamiętała dzień, kiedy pierwszy raz spojrzała w jego brązowe oczy i zobaczyła w nim Gavina. Będzie zabójczo przystojny, jak jego tata, ale miała nadzieję, że przynajmniej charakter odziedziczy po niej.

– Co chciałbyś zjeść na kolację?

– Spateti.

– Znowu spaghetti? Jadłeś wczoraj. Jeszcze trochę i sam zamienisz się w kluskę.

Jared zachichotał, tuląc się do niej. Sabine dała mu buziaka, wdychając zapach dziecięcego szamponu. Syn sprawił, że jej życie stanęło na głowie, ale nie zamieniłaby go na żadne inne.

– Sabine?

Ktoś zawołał jej imię z restauracji nieopodal wejścia do metra. Obejrzała się i przy stoliku przed lokalem zobaczyła pijącego wino mężczyznę w granatowym garniturze. Wyglądał znajomo, ale nie mogła sobie przypomnieć jego imienia.

– To naprawdę ty. – Wstał, zbliżając się do niej. – Nie poznajesz mnie? Nazywam się Clay Oliver. Jestem znajomym Gavina. Poznaliśmy się na otwarciu galerii dwa lata temu.

Zmroziło ją. Uśmiechnęła się, nie dając tego po sobie poznać.

– Chyba oblałam cię wtedy szampanem?

– Tak! – Ucieszył się. – Jak się masz? – Spojrzał na dziecko. – Musisz być bardzo zajęta.

– To prawda. – Popatrzyła na wejście do metra, marząc o ucieczce. – Przepraszam, ale opiekunka na mnie czeka. Miło było cię znowu spotkać. Do widzenia.

Pomachała do niego i zaczęła zbiegać po schodach. Rozejrzała się po peronie, ale przecież by jej nie śledził? Dopiero na Brooklynie mogła poczuć się bezpieczna.

Czy przyjrzał się Jaredowi i zauważył podobieństwo? Synek miał na sobie ulubioną bluzę z małpą i kapturem z uszami, więc może Clay nie dostrzegł jego twarzy i nie zorientował się, ile ma lat. Taką przynajmniej miała nadzieję.

Wskoczyła do pociągu, gdy tylko nadjechał, i znalazła wolne miejsce. Trzymając Jareda na kolanach, starała się oddychać, ale zupełnie jej to nie wychodziło. Przez niespełna trzy lata udało jej się zachować istnienie Jareda w sekrecie przed Gavinem, jego ojcem.

Nie sądziła, że wpadnie na niego lub na kogoś z jego znajomych, bo nie obracali się w tych samych kręgach. Między innymi dlatego z nim zerwała – różnili się od siebie pod każdym względem.

Po rozstaniu nawet nie próbował się z nią skontaktować, z pewnością więc za nią nie tęsknił.

Ta myśl wcale jej nie pocieszyła. Czuła, że prędzej czy później wiadomość o synu dotrze do Gavina, a wtedy on się zjawi, jak zwykle wściekły i roszczeniowy. Zawsze dostawał to, czego chciał, ale nie tym razem.

Jared jest tylko i wyłącznie jej synem. Nie zamierzała pozwolić, by pracoholik Gavin oddał go pod opiekę naburmuszonych niań lub wysłał do szkoły z internatem, jak zrobili jego rodzice.

Kiedy wysiadła z metra, złapała autobus, który zawiózł ich kilka przecznic dalej pod budynek w pobliżu Marine Park na Brooklynie. Mieszkanie, w którym przeżyła ostatnie cztery lata, nie było przesadnie eleganckie, ale znajdowało się w dosyć bezpiecznym miejscu, skąd miała blisko do sklepu i parku. W miarę jak Jared dorastał, ich sypialnia stawała się zbyt ciasna, ale jakoś sobie radzili.

Początkowo połowę pokoju zajmowało jej studio malarskie, ale gdy urodziła synka, usunęła płótna, a talent artystyczny wykorzystała, malując wesoły mural nad jego kołyską. Jared miał wystarczająco dużo miejsca do zabawy, biegał w pobliskim parku i bawił się w piaskownicy, a gdy szła na zajęcia jogi, zajmowała się nim sąsiadka, Tina.

Zważywszy na fakt, że po przeprowadzce do Nowego Jorku nie miała mieszkania ani pieniędzy, całkiem nieźle jej się teraz powodziło. Początkowo pracowała jako kelnerka i żyła ze skromnych napiwków, a wszystkie oszczędności wydawała na artykuły malarskie. Po narodzinach syna musiała liczyć się z każdym groszem.

– Spateti! – zawołał Jared, gdy przekroczyli próg mieszkania.

– No dobrze, zrobię ci spateti. – Posadziła Jareda na kanapie, włączając jego ulubiony program w telewizji. Kolorowe obrazki i wesoła muzyka jak zwykle go pochłonęły i Sabine mogła w spokoju zająć się gotowaniem.

Kiedy chłopiec skończył jeść, a ona przebrała się w strój do jogi, do przybycia Tiny zostało zaledwie kilka minut. Smuciło ją, że kiedy wracała z treningów, Jared dawno już spał, ale nie chciała kłaść go do łóżka zbyt późno, bo i tak zrywał się o świcie, a potem cały dzień grymasił.

Rozległo się mocne pukanie do drzwi. Tina zjawiła się wcześniej. Sabine ucieszyła się, bo dzięki temu mogła złapać wcześniejszy autobus i porządnie się rozciągnąć przed zajęciami.

– Cześć… – Zamarła, gdy za drzwiami zobaczyła nie drobną sąsiadkę, lecz Gavina.

Przytrzymała się framugi, czując, że kręci jej się w głowie. Nie była na to przygotowana. Ku swemu przerażeniu poczuła, jak długo ignorowane części ciała zaczynają budzić się do życia. Gavin zawsze miał nad nią władzę, a lata rozłąki nie zatarły wspomnień o jego dotyku.

Wzięła głęboki oddech, próbując stłumić strach, pożądanie i panikę, które w tej samej chwili zaatakowały ją jednocześnie. Nie mogła okazać, że wciąż tak silnie na nią działa. Zdobyła się na uśmiech.

– Cześć – odrzekł niskim głosem, który tak dobrze pamiętała. W idealnie skrojonym grafitowym garniturze i błękitnym krawacie roztaczał aurę wszechwładnego prezesa imperium transportowego BXS.

Wpatrywał się w nią uważnie ciemnymi oczami. Sprawiał wrażenie starszego, niż zapamiętała, ale może to złowrogi wyraz twarzy dodawał mu lat.

– Nie spodziewałam się ciebie. – Udała zdziwienie. – Myślałam, że to moja sąsiadka. Jak się tu…

– Gdzie jest mój syn? – przerwał jej nerwowe trajkotanie. Jego zmysłowe usta utworzyły cienką linię, kiedy zaciskał szczękę. Zapamiętała ten wyraz twarzy z chwili, gdy od niego odeszła. Szybko jednak o niej zapomniał. Teraz wrócił i zależało mu na jej synku, nie na niej.

Wiadomości szybko się rozchodzą. Przecież spotkała Claya niespełna dwie godziny wcześniej.

– Twój syn? – Postanowiła grać na zwłokę, zanim wpadnie na inny pomysł.

Miała kilka lat, by przygotować się do tej chwili, a jednak ją zaskoczył. Domknęła drzwi, zostawiając jedynie szczelinę, by mieć Jareda na oku. Poczuła się bezpieczniej, wiedząc, że Gavin będzie musiał ją minąć, aby wejść do środka.

– Tak. – Postąpił krok do przodu. – Gdzie jest mój syn, którego ukrywałaś przede mną przez ostatnie trzy lata?

Cholera. Wciąż jest tak piękna, jak ją zapamiętał. Nieco starsza, okrąglejsza, lecz nadal wyglądała jak artystka, która zwróciła jego uwagę w tamtej galerii. Na domiar złego miała na sobie skąpy strój do jogi, który podkreślał jej seksowne kształty, przypominając mu, za czym tak bardzo tęsknił, odkąd od niego odeszła.

Nikt nigdy nie zagościł w jego życiu na długo. Miał całe zastępy niań, nauczycieli i przyjaciół, którzy pojawiali się i równie szybko znikali, gdy rodzice przenosili go z jednej szkoły z internatem do drugiej. Z Sabine było tak samo – zostawiła go bez chwili wahania.

Twierdziła, że za bardzo się od siebie różnią, że mają inne priorytety, ale właśnie to go w niej pociągało. Nie była kolejną bogatą dziewczyną, która chciała wyjść za mąż dla pieniędzy i całe dnie spędzać na zakupach. Sądził, że połączyło ich coś wyjątkowego, ale najwyraźniej się pomylił.

Już dawno przekonał się, że nie warto uganiać się za kimś, kogo nie interesowało jego towarzystwo, dlatego pozwolił jej odejść. Ale wracał do niej w myślach. Pojawiała się w jego marzeniach, nie tylko erotycznych. Często zastanawiał się, co porabia, ale nie przyszło mu do głowy, że wychowuje jego dziecko.

Wyprostowała się, unosząc głowę. Zawsze miała silny charakter, co kiedyś mu się podobało, ale teraz mogło stać się poważną przeszkodą.

– Jest w mieszkaniu i tam zostanie – odrzekła, patrząc mu w oczy.

Niezupełnie uwierzył Clayowi, który był jego przyjacielem od czasów college’u i często zdarzało mu się mijać z prawdą, gdy ten nalegał, by Gavin jak najszybciej odszukał Sabine. Kiedy usłyszał potwierdzenie z jej ust, na moment zabrakło mu powietrza. Ma syna!

Spodziewał się, że Sabine wszystkiemu zaprzeczy, twierdząc, że to dziecko innego mężczyzny albo że opiekuje się synkiem koleżanki, ale nawet nie okazała skruchy i miała jeszcze czelność stawiać żądania.

– Naprawdę jest moim synem? – Chciał to usłyszeć z jej ust, choć i tak zamierzał zlecić badania DNA.

Skinęła głową.

– Jest twoim lustrzanym odbiciem.

Przyspieszyło mu tętno. Gdyby nie była pewna, kto jest ojcem, mógłby to zrozumieć, ale Sabine nie miała cienia wątpliwości. Po prostu nie chciała dzielić się synem z nikim innym. Tylko dzięki przypadkowemu spotkaniu z Clayem poznał prawdę.

– Zamierzałaś mi o nim kiedyś powiedzieć?

Spojrzała na niego jasnozielonymi oczami, krzyżując ręce i przez przypadek uwydatniając piersi opięte sportowym stanikiem.

– Nie.

Nawet nie próbowała ukryć oszustwa i swojego egoizmu. Starał się zrozumieć jej odpowiedź, ale rozpraszał go widok krągłości. Buzowała w nim złość i pragnienie, by natychmiast ją posiąść.

– Jak to „nie”?! – zawołał.

– Mów ciszej! – rzuciła zza zaciśniętych zębów, oglądając się z niepokojem na drzwi. – Nie chcę, żeby nas usłyszał. Nie mam też ochoty, żeby o wszystkim dowiedzieli się sąsiedzi.

– Przykro mi, że wprawiam cię w zakłopotanie, ale właśnie się dowiedziałem, że mam syna. Chyba mam prawo być zdenerwowany?

Zdumiało go jej opanowanie.

– Tak, ale krzyk niczego nie zmieni. Nie życzę sobie, żebyś podnosił głos przy moim dziecku.

– Naszym dziecku – poprawił ją.

– Według metryki został niepokalanie poczęty, więc nie masz do niego żadnych praw i nie będziesz mi dyktował, jak mam z nim postępować. Jasne?

– Chyba nie sądzisz, że tak to zostawię?

Poprawiła nerwowo opadający jej na ramię kucyk z purpurowym pasemkiem.

– Jest środek tygodnia, wpół do ósmej wieczorem – myślisz, że cokolwiek uda ci się zdziałać?

Rozbroiła go jej naiwność.

– Prawnicy odbierają moje telefony nawet o drugiej w nocy. Płacę im tyle, że o dowolnej porze zrobią, co im każę. – Wyjął komórkę z wewnętrznej kieszeni płaszcza. – Mam się upewnić, czy Edmund jest dostępny?

Otworzyła szeroko oczy.

– Jak chcesz. Każdy szanujący się prawnik zażąda najpierw badań DNA. Mamy środę, więc wyniki dostaniesz najwcześniej w poniedziałek. Jeśli postawisz mnie pod ścianą, zapewniam cię, że nie zobaczysz syna do tego czasu.

Wiedział, że miała rację. Laboratoria nie pracują w weekendy, więc dopiero w poniedziałek mógłby rozpocząć prawną batalię. Wtedy jednak nie miałaby z nim szans.

– Chcę go zobaczyć teraz.

– W takim razie uspokój się i schowaj telefon.

Wsunął komórkę do kieszeni.

– Zadowolona?

Skinęła głową, choć jej mina zdradzała coś zupełnie innego.

– Zanim cię wpuszczę, musisz się zgodzić na kilka warunków.

Rzadko mówiono mu, co ma robić. Pod tym względem Sabine nie miała sobie równych. Postanowił przystać na jej warunki, ale wkrótce to on będzie je dyktował.

– Słucham.

– Po pierwsze, nie wolno ci podnosić głosu w obecności Jareda.

Jego syn ma na imię Jared! Ze zdwojoną siłą dotarło do niego, że naprawdę został ojcem.

– Jak ma na drugie? – Poczuł, że chce dowiedzieć się o nim wszystkiego, choć w ten sposób nie nadrobi straconego czasu.

– Thomas. Jared Thomas Hayes.

Gavin też miał na drugie Thomas. Czy to przypadek? Nie pamiętał, czy mówił o tym Sabine.

– Dlaczego Thomas?

– Po moim nauczycielu z liceum. Jako jedyny zachęcał mnie do malowania. A skoro ty też masz na drugie Thomas, uznałam to imię za stosowne – wyjaśniła. – Nie możesz mu powiedzieć, że jesteś jego ojcem, dopóki tego nie potwierdzimy, a wówczas oboje wybierzemy właściwy moment. Nie chcę, żeby poczuł się zdezorientowany.

– Co mu powiedziałaś?

– Nie skończył dwóch lat, więc nie pyta jeszcze o takie rzeczy.

– Dobrze. – Poczuł ulgę, że syn nie zauważył dotąd braku ojca. Sam wiedział, jak bolesne może być takie przeżycie. – Wystarczy tych zasad. Chcę zobaczyć Jareda. – Imię brzmiało obco w jego ustach, dlatego pragnął wreszcie ujrzeć twarz chłopca.

Skinęła głową, pozwalając mu wejść za sobą do mieszkania. Odwiedził ją tam kiedyś, dawno temu, i pamiętał eklektyczną przestrzeń pełną nie pasujących do siebie mebli z pchlich targów, namalowanych przez nią obrazów wiszących na ścianach i artykułów malarskich.

Zdziwił się jednak, gdy zamiast na pędzel nadepnął na niebieską kredkę. Wiele się tu zmieniło. Meble były nowsze, ale nadal do siebie nie pasowały. Wszędzie leżały kolorowe zabawki, a w telewizji leciał program dla dzieci.

Gdy Sabine stanęła z boku, na podłodze ujrzał ciemnowłosego chłopca wpatrzonego w ekran telewizora. Kołysał się i śpiewał w rytm muzyki, ściskając w ręce plastikową ciężarówkę.

Gavin przyglądał się ze ściśniętym gardłem, jak Sabine przykuca obok synka.

– Jared, mamy gościa. Przywitaj się.

Chłopiec odłożył zabawkę i niezdarnie podniósł się z podłogi. Kiedy na niego spojrzał, serce Gavina zatrzymało się na moment. Wyglądał dokładnie tak jak on na fotografiach z dzieciństwa. Jego ciemne oczy patrzyły na niego z zaciekawieniem. Gavin nie miał już najmniejszej wątpliwości, że jest jego synem.

– Cześć. – Jared uśmiechnął się, odsłaniając małe ząbki.

Gavin poczuł ucisk w piersi. Rano martwił się o najnowszą transakcję firmy, a teraz po raz pierwszy stał przed swoim synem.

– Cześć – wydusił wreszcie.

– Jared, to znajomy mamy, Gavin.

Gavin przykucnął.

– Jak się masz, szefie?

Jared odpowiedział w sobie tylko znanym języku. Gavin rzadko przebywał z dziećmi, dlatego zrozumiał tylko kilka słów: „szkoła”, „pociąg” i coś, co przypominało „spaghetti”. Chłopiec przerwał na chwilę swój wywód, podniósł z podłogi ciężarówkę i wyciągnął rękę w kierunku Gavina:

– Moje autko! – zawołał.

Gavin wziął ciężarówkę z ręki syna.

– Bardzo ładne. Dziękuję.

Rozległo się delikatne pukanie do drzwi.

– To opiekunka – wyjaśniła Sabine, marszcząc brwi.

Powstrzymał irytację. Zamienił z synem zaledwie dwa słowa i nawet nie zdążył porozmawiać z Sabine o zaistniałej sytuacji, a ona już go wyrzuca. Przyglądał się, jak otwiera drzwi, wpuszczając do środka drobną kobietę w średnim wieku ubraną w sweter w koty.

– Tina, wejdź. Zjadł już kolację i ogląda teraz telewizję.

– Wykąpię go i położę spać o wpół do dziewiątej.

– Dziękuję. Powinnam wrócić o tej samej porze co zwykle.

Gavin oddał Jaredowi ciężarówkę, prostując się niechętnie. Wiedział jednak, że nie może zostać w mieszkaniu z sąsiadką. Przyglądał się, jak Sabine wkłada bluzę z kapturem i przerzuca przez ramię zwiniętą matę do jogi.

– Muszę już iść. Prowadzę dziś zajęcia.

Skinął głową, rzucając okiem na Jareda, którego znowu pochłonął program. Chłopiec zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, co się wydarzyło. Gavin chciał go przytulić na pożegnanie, ale się powstrzymał. Na to jeszcze przyjdzie pora. Przez najbliższe szesnaście lat synek będzie z nim prawnie związany i nie zniknie z jego życia, jak dotąd mieli w zwyczaju inni ludzie.

Teraz musi się zająć jego matką.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: