Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niedokończony eliksir nieśmiertelności - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
19 października 2016
Ebook
22,90 zł
Audiobook
23,86 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Niedokończony eliksir nieśmiertelności - ebook

Książka otrzymała I nagrodę w kategorii 6-10 lat w IV Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren na współczesną książkę dla dzieci i młodzieży.

Przy drodze za miastem stał stary dom, który wyglądał jak bardzo wysoki człowiek w spiczastym kapeluszu i płaszczu do ziemi. Do jego bram załomotał zmęczony jeździec na jeszcze bardziej zmęczonym koniu. Otrzymał schronienie, jednak wkrótce do tych samych bram zapukali żołnierze… Zanim mężczyzna uciekł, wręczył synkowi gospodarzy buteleczkę z tajemniczą miksturą, nad którą pracował. Ciekawość dziecka dała początek zdarzeniom, których skutki trwały przez 200 lat…

Ta mądra, zabawna i niezwykle wciągająca opowieść Katarzyny Majgier mówi o tym, że choć mija wiele lat, świat wcale tak bardzo się nie zmienia. Za to człowiek zawsze może się zmienić i odczarować swoje życie.

Katarzyna Majgier zaczęła pisać książki w pierwszej klasie szkoły podstawowej. W czwartej – wspólnie z koleżanką – założyła dwuosobowe wydawnictwo. To była świetna zabawa, ale później trzeba było zająć się nauką i pracą...

Jednak nadal lubiła książki i już jako dorosła osoba znowu zaczęła je pisać. Jest autorką utworów dla dzieci („Ula i Urwisy”, „Amelka” i „Misiek, co ty opowiadasz?”), młodzieżowej serii dzienników Ani Szuch („Trzynastka na karku” i dalsze tomy) oraz innych książek dla młodszych i starszych czytelników (np. serii „Tajemnice starego pałacu”).

Lubi też czytać, fotografować i podróżować.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-10-13139-3
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

* Prolog *

Dom, który wyglądał jak bardzo wysoki i chudy ktoś w brudnym płaszczu aż do ziemi i w wysokim, spiczastym kapeluszu, bardzo zakurzonym.

Przy drodze za miastem stał stary dom. Wyglądał na tak zaniedbany, że mógł wydawać się opuszczony, choć zdarzają się zamieszkane domy w znacznie gorszym stanie.

Grube mury poszarzały, ale nie ma się czemu dziwić – dom stał blisko drogi. Przejeżdżające nią samochody wzbijały pył, który osiadał na ścianach.

Ogród był zarośnięty i zachwaszczony, ale kto w dzisiejszych czasach ma czas na dbanie o ogród? Furtkę przed domem pokryła rdza, a skrzynka na listy zwisała smętnie, chwiejąc się na wietrze i wydając przy tym nieprzyjemne odgłosy, ale nikt nie przysyłał tam żadnych listów, więc nikomu to nie przeszkadzało.

Obok skrzynki leżała tabliczka, której od strony ulicy nie było widać, odkąd się przewróciła. A szkoda, bo na tabliczce napisano: „Na sprzedaż”.

Może gdyby było ją widać z ulicy, znaleźliby się chętni?

Mimo że dom wydawał się posępny i miał w sobie coś, co napawało lękiem…

Mały chłopiec, którego rodzina przejeżdżała kiedyś tamtędy, wyjrzał przez okno samochodu i powiedział:

– Ten dom wygląda jak bardzo wysoki i chudy ktoś w brudnym płaszczu aż do ziemi i w wysokim, spiczastym kapeluszu, bardzo zakurzonym.

Jednak nikt tego nie słuchał, bo rodzice chłopca byli pochłonięci kłótnią o to, gdzie powinna leżeć deska do krojenia chleba.

Później chłopcu śnił się po nocach bardzo wysoki i chudy ktoś w brudnym płaszczu aż do ziemi i w wysokim, spiczastym kapeluszu, bardzo zakurzonym. Bał się tego kogoś, ale rodzice nie chcieli go słuchać.

– Jesteśmy zmęczeni, a jutro musimy wcześnie wstać. Nie przeszkadzaj nam! – złościli się, kiedy ich budził.

Od tamtej pory minęło wiele lat. Chłopiec dorósł i ma własne dzieci, ale nadal często śni mu się bardzo wysoki i chudy ktoś w brudnym płaszczu aż do ziemi i wysokim, spiczastym kapeluszu, bardzo zakurzonym. Wtedy budzi się przestraszony, ale nikomu nie opowiada o tych snach.

Poza tym zachowuje się jak normalny dorosły człowiek. Tyle tylko, że gdy jego dzieci budzą go w nocy, bo śni im się coś, czego się boją, nie złości się na nie, bo rozumie, jak straszne mogą być sny.

Pewnego dnia w tajemnicy udał się do psychoanalityka i opowiedział mu o koszmarnych snach i o domu, jaki w dzieciństwie zobaczył z okna samochodu. Miał nadzieję, że psychoanalitycy rozumieją takie rzeczy, ale ten, na którego trafił, nigdy nie miewał koszmarnych snów. Znał je tylko z książek. Powiedział więc, że strasznych snów na pewno nie wywołał widok posępnego domu, tylko kłótnia rodziców oraz że ma to związek z deską do krojenia chleba.

Człowiek, który kiedyś jako mały chłopiec przestraszył się wysokiego domu, zrozumiał, że musi sobie sam poradzić z koszmarami. Ale na wszelki wypadek wyrzucił deskę do krojenia chleba i zaczął kupować krojone pieczywo.

A jednak deska do krojenia chleba była zupełnie niewinna.

Gdyby rodzina chłopca zajrzała do domu w dniu, kiedy obok niego przejeżdżali, wszyscy uciekliby stamtąd z wrzaskiem i mieli koszmary senne do końca życia.

O ile w ogóle weszliby do środka…

Bo każdy, kto znał okolicę, powiedziałby im, że o tym domu krążą straszne opowieści…1.

Tajemnicza mikstura

Wiele lat wcześniej do bram starego domu załomotał zmęczony jeździec na jeszcze bardziej zmęczonym koniu. Odzież miał przemoczoną deszczem i potarganą, ale uszytą na miarę z drogich tkanin, więc widać było od razu, że to człowiek zamożny. Albo zbój, który takiego obrabował.

W tamtych czasach ludzie chętnie pomagali innym, nawet obcym, więc gospodarze udzielili mu gościny. Pożyczyli mu suche ubranie, poczęstowali ciepłą strawą i pozwolili się wyspać, ale przybysz zerwał się jeszcze przed świtem, chcąc wyruszyć w dalszą drogę. Jednak zanim zdążył wyjechać, do bram zapukali żołnierze.

– To niebezpieczny bandyta – powiedzieli. – Najbardziej poszukiwany człowiek w całym kraju!

Właściciele przestraszyli się i pozwolili żołnierzom schwytać obcego, co wcale nie było takie proste. Tajemniczy człowiek w czarnym płaszczu biegał nadzwyczaj szybko, nie zawahał się nawet wyskoczyć z okna na piętrze.

Niestety na dole, pod samym oknem, czekał dowódca żołnierzy, który od razu go pojmał i zabrał do więzienia, gdzie człowiek ów spędził resztę życia. Tam usiłowano zmusić go, aby zdradził pewną tajemnicę, ale on milczał.

Próbowano więc odnaleźć jego wspólników, lecz wyglądało na to, że nigdy ich nie miał. Ludzie, u których go pojmano, nie wiedzieli nawet, jak się nazywa. Nie mieli pojęcia, kim był przybysz, i zaklinali się, że nie dał im nic na przechowanie.

Pytano jednak niewłaściwe osoby i dlatego nikt nie dowiedział się, że było zupełnie inaczej. Że tuż przed zatrzymaniem tajemniczy przybysz znalazł sobie wspólnika, którego nikt by o to nie podejrzewał.

Był to mały synek gospodarzy, który słysząc hałas, obudził się i wyjrzał ze swojego pokoju.

Zobaczył uciekającego człowieka w czarnym płaszczu.

– Ciii… – powiedział tamten i wbiegł do pokoju chłopca, który od razu zrozumiał, o co chodzi.

Sam też nieraz tam uciekał, kiedy coś przeskrobał, a zdarzało mu się to kilka razy dziennie.

– Wejdź do kufra – poradził chłopiec.

Sam zawsze się tam chował, ale nieznajomy nie zmieściłby się w kufrze.

– Umiesz dotrzymać tajemnicy? – spytał chłopca.

Ten pokiwał głową.

Przybysz wyciągnął malutką butelkę i wręczył ją dziecku.

– Ukryj to dobrze – nakazał. – I nikomu o tym nie mów. Nigdy! I pamiętaj, nie pij tego – to trucizna!

– Działa na robaki? – zainteresował się chłopiec.

– Nie otwieraj tego – powiedział stanowczo nieznajomy. – Ta mikstura jeszcze nie jest dokończona. Obiecujesz, że nie otworzysz?

Wtedy jednak do pokoju wpadli żołnierze i przybysz musiał wyskoczyć przez okno.

Nikt nie zauważył buteleczki w rękach chłopca, który od razu pospieszył schować ją wśród swoich skarbów – za kamieniem, w ścianie domu.

Nikomu nie przyszło do głowy, by spytać go, czy przybysz czegoś u niego nie zostawił ani czy z nim rozmawiał. Malec dochował więc tajemnicy bez trudu.

Jednak chłopiec nie byłby sobą, gdyby nie otworzył buteleczki i nie sprawdził, czy trucizna działa na robaki. Tak, to było bardzo okrutne wobec robaków, ale w tamtych czasach kompletnie nie dbano o takie rzeczy.

Buteleczka była bardzo mała, więc ostrożnie wylał tylko jedną kroplę. Od razu pojawiła się zainteresowana mucha, a chłopiec pozwolił jej się poczęstować. Mucha odleciała, a w miarę jak się wznosiła, stawała się coraz bardziej przezroczysta.

„A więc tak wygląda ktoś otruty” – pomyślał chłopiec.

Starannie zamknął buteleczkę i poszedł ukryć ją w swoim schowku.

Tymczasem do kropli przyleciały kolejne muchy…

Kilka lat później chłopiec siedział nad lekcjami, które zadał mu prywatny nauczyciel. Nie lubił się uczyć i wcale się z tym nie krył. Uważał, że to strata czasu.

Od trzech lat nie mógł nauczyć się pisać, o liczeniu nie wspominając. Bo choć z liczeniem pieniędzy, kamyków i innych przydatnych mu rzeczy nie miał problemów, nic nie rozumiał z zadań matematycznych. Nawet tych najprostszych.

Zwykle siedział nad nimi i ziewał, bo w ogóle go nie interesowały. Tak też było tamtego popołudnia, kiedy nagle na kartce zeszytu wylądowała przezroczysta mucha.

Chłopiec wpatrywał się w nią z niedowierzaniem. Powoli dochodził do wniosku, że przygoda z tajemniczym człowiekiem, o którym opowiadano jako o bandycie, i buteleczką schowaną za kamieniem wcale nie zakończyła się tak, jak sądził…

Może tylko mu się zdawało, że tamta mucha stała się przezroczysta? Może jest osobny gatunek przezroczystych much? Bo przecież żadna mucha nie żyje tak długo!

Tymczasem przezroczysta mucha chodziła po jego zeszycie.

– Proszę pana, czy istnieją przezroczyste muchy? – spytał nauczyciela.

– Przezroczyste muchy?! – oburzył się tamten. – Zamiast wziąć się do rozwiązywania zadań, zadajesz takie głupie pytania!

– A jak długo może żyć mucha? – Chłopiec nie dawał za wygraną.

– Na litość boską! – huknął nauczyciel. – To lekcja matematyki, a nie nauka o muchach!

Chłopiec zrozumiał. Jego nauczyciel nie miał pojęcia, jak długo żyją muchy.

Gdyby wiedział, od razu zacząłby o tym opowiadać. Zawsze tak robił, gdy miał okazję popisać się wiedzą.

„Może to duch muchy?” – pomyślał uczeń.

Słyszał co nieco o duchach. W tamtych czasach prawie każdy twierdził, że jakiegoś widział. Uważano, że są to dusze potępione, pokutujące za grzechy. Chłopiec przypomniał sobie jednak, że robactwo nie ma duszy – tak go uczono. Ale może muchy miały?

– Czy muchy mają duszę? – spytał.

Nauczyciel nie wytrzymał i spuścił mu lanie (bo niestety w tamtych czasach bicie dzieci było czymś, co robili niemal wszyscy dorośli, uważano bowiem, że to pomaga dzieciom wyrosnąć na porządnych ludzi).

Tymczasem chłopiec bardzo zainteresował się muchami i tym, jak działają na nie i na inne stworzenia różne substancje. Szybko doszedł do wniosku, że od swojego nauczyciela nie nauczy się niczego, co go interesuje, i postanowił pójść do szkoły.

Nieoczekiwanie zabrał się do nauki i okazało się, że wcale nie jest tak kiepskim uczniem, za jakiego wcześniej uchodził. Wprost przeciwnie – miał wielkie zdolności. Wcześniej nikt ich nie zauważał, bo chłopca wiedza nie interesowała, więc w czasie lekcji myślał o niebieskich migdałach i zastanawiał się, jak by tu wyrwać się z domu.

Kiedy odkrył, że przyroda i matematyka są ciekawe, a łacina przydatna, zaczął wręcz pochłaniać wiedzę. Choć do niedawna miał problemy z rozpoznawaniem liter, teraz błyskawicznie nauczył się ich, przeczytał wszystkie księgi, jakie były w domu, i zaczął prosić rodziców o nowe. Potem przekonał ich, że ma głowę nie od parady, i warto wysłać go do szkół.

– Może jeszcze będą z niego ludzie? – ucieszyli się rodzice.

Ich syn skończył studia (co wtedy było rzadkością) i wrócił do domu jako poważany, wykształcony człowiek.

Oczywiście przez cały czas dbał o powierzoną mu buteleczkę. W czasie studiów dowiedział się, że człowiek, którego kiedyś pojmano w jego domu, nie był zbirem, mordercą ani innym przestępcą, tylko słynnym alchemikiem, który podobno wynalazł eliksir nieśmiertelności. Niestety, nie chciał się nim podzielić z władcami, więc ogłosili, że jest przestępcą, i sprawili, że zginął jak przestępca, a eliksir gdzieś przepadł.

Chłopiec zrozumiał, że powierzono mu wielki skarb, i zaczął studiować alchemię. Pamiętał, że tajemniczy człowiek powiedział, że eliksir nie jest jeszcze gotowy i może być niebezpieczny. Postanowił dokończyć pracę nad miksturą.

Po powrocie do domu w jednym z pokojów urządził sobie pracownię i przeprowadził kolejne eksperymenty.

Najpierw tajemniczym eliksirem poczęstował mysz, która złapała się w pułapkę i była ledwie żywa. Mysz, tak jak kiedyś muchy, zaczęła robić się coraz bardziej przezroczysta. Potem, prześwitując na wylot, ale zupełnie zdrowa, uciekła.

Tego wieczoru koty zaczęły zachowywać się dziwnie. Przez kilka dni raz po raz któryś podskakiwał i uciekał w popłochu. Po kilku dniach w domu nie było żadnego kota.

– Co się dzieje? – zastanawiali się mieszkańcy. – Koty uciekły. Nigdy nie słyszeliśmy o czymś takim! Podobno gdy ze statków uciekają szczury, statki toną, ale koty?!

Tylko młody naukowiec domyślał się, co może być powodem nagłej ucieczki kotów. Postanowił naprawić swój błąd i znaleźć myszy godnego naturalnego wroga. Wybrał się na poszukiwanie jakiegoś kociego niedobitka.

Po okolicy włóczył się stary, chudy, wyliniały kocur. Na dodatek czarny. Podejrzewano, że przynosi pecha, więc nie miał łatwego życia. Normalnie pewnie już wkrótce dobiegłoby ono końca, tymczasem jednak miało jeszcze długo potrwać…

Kot, jak wszystkie inne, uciekł, ale młody naukowiec znalazł go w lesie nieopodal, zabrał ze sobą i poczęstował kroplą eliksiru na kawałku mięsa. Z kotem stało się to, co wcześniej z muchą (oraz trzema innymi, których niegdyś chłopiec nie zauważył) i z myszką. Stał się przezroczysty i uciekł, przenikając przez ścianę.

Gdy jakiś czas później młody naukowiec znowu zauważył przezroczystą muchę, zrozumiał, co się dzieje.

„Po wypiciu eliksiru obiekt badań prawdopodobnie staje się nieśmiertelny, ale też nie jest do końca żywy. Jest raczej NIEUMARŁY…” – napisał w swoim dzienniku.

Zdecydował, że jeśli zapadnie na jakąś chorobę lub ulegnie wypadkowi, wypije resztę z buteleczki i stanie się kolejnym nieumarłym.

Pech chciał jednak, że naukowiec rzeczywiście uległ wypadkowi. W czasie przejażdżki spadł z konia tak nieszczęśliwie, że zginął na miejscu.

A buteleczka leżała schowana w zrobionym przez niego osobiście nowym sekretnym schowku – pod kafelkiem podłogi jego pokoju.

I tam pozostała przez następne sto lat.2.

Sto lat później

W starym, wysokim domu mieszkała czteroosobowa rodzina: dwóch braci bliźniaków, Edgar i Gerard, oraz żona Gerarda Leokadia i ich mały synek Artur.

Panowie Edgar i Gerard wyglądali jednakowo. Rozpoznać, który jest który, umieli kiedyś tylko rodzice, a teraz pani Leokadia i Artur.

Bracia uważali jednak, że bardzo się różnią, bo na każdy temat mieli odmienne zdanie i o wszystko się kłócili. Potrafili to robić całymi godzinami. Choć w rzeczywistości nawet myśleli tak samo, za nic w świecie nie chcieli się do tego przyznać, bo już w dzieciństwie znudziło im się bycie takimi samymi.

Pani Leokadia w największej tajemnicy zachowywała to, że gdy obaj bracia zaczęli się do niej zalecać, nie potrafiła zdecydować, który podoba jej się bardziej. Obaj byli przecież dokładnie tacy sami!

W końcu wybrała losowo – rzucając monetą, ale nigdy nikomu o tym nie wspomniała.

Rodzina była zamożna i jej członkowie nie musieli co rano wstawać do pracy. Sprzątaniem, gotowaniem, codziennymi zakupami i innymi takimi sprawami zajmowała się służba.

Edgar i Gerard całymi dniami sprzeczali się o wszystko, co przyszło im do głowy, a pani Leokadia wymyślała menu, wybierając jak najlepsze herbaty i ciastka na spotkania z przyjaciółmi i sąsiadami. Lubiła organizować przyjęcia i herbatki, które wzbudzały zachwyt całego miasteczka. Była z tego niezwykle dumna.

Czasami także opiekowała się małym Arturem, choć na ogół pozostawiała to niani.

Pewnego dnia, gdy niania miała wychodne, panią Leokadię niespodziewanie odwiedziła przyjaciółka. Rozmawiały w ogrodowej altance, pozostawiając opiekę nad dzieckiem jego ojcu i stryjkowi. Chłopiec był już na tyle duży, że bawił się sam, ale lubił psocić, więc należało mieć go na oku.

Surowi panowie nakazali chłopcu bawić się cicho i nie przeszkadzać. Sami czytali książki, których wtedy używano tak jak teraz telewizji – do zajęcia się czymś, kiedy nie chce się nic robić.

Nagle zauważyli przemykającą przez pokój mysz.

Przezroczystą mysz.

– Popatrz, mysz! I to… jakaś dziwna! – zauważył pan Edgar.

– Cóż dziwnego może być w myszy? – odparł pan Gerard, który nawet gdyby stała przed nim mysz prześwitująca na wylot, nie zgodziłby się ze swoim bratem za nic w świecie.

– Wygląda, jakby była przezroczysta – powiedział pan Edgar.

– Przezroczysta?

– Owszem. Mysz wydaje się przezroczysta.

– Dlaczego mysz miałaby być przezroczysta? Myszy nie są przezroczyste.

– Toteż właśnie dlatego to mnie zdziwiło.

– Jak mogło zdziwić cię coś, czego nie mogłeś zobaczyć?

– Ależ zobaczyłem…

– Przezroczystą mysz? Przecież to niemożliwe…

…i tak kłócili się, aż minęła godzina. Potem następna.

Tymczasem mały Artur już dawno opuścił pokój, w którym sprzeczali się ojciec i stryjek. Poszedł się bawić w nieużywanym pokoju ze starą podłogą zrobioną z kafelków, po których, jak właśnie odkrył, bardzo dobrze toczyły się szklane kulki.

Bawił się tak, aż zauważył, że na jednej z płytek kulki lekko podskakują, a sama płytka wydaje wtedy głuchy dźwięk.

Podszedł do płytki, popukał w nią, nacisnął i nagle… okazało się, że pod spodem znajduje się sekretny schowek.

– Skrytka! – ucieszył się Artur.

Sam miał w domu niejedną skrytkę, ale żadna nie była tak fantastyczna jak ta. Od razu postanowił schować tu wszystkie swoje szklane kulki i połamane żołnierzyki (takimi zabawkami bawiły się wtedy bogate dzieciaki).

Ale to jeszcze nie wszystko! Tajemne schowki, jak wiadomo, służą do przechowywania skarbów, a jeśli się znajdzie czyjś schowek, to znaczy, że znalazło się także jego skarby. Takie zasady panowały wśród kolegów Artura.

– Ciekawe, czyje to skarby? – zastanawiał się chłopiec, rozwijając starą tkaninę i wyciągając tajemniczy przedmiot. – Mamy, taty czy wujka Edgara?

Prawdę mówiąc, żadna z tych osób nie wydawała mu się zdolna do tego, żeby w ogóle mieć jakieś skarby.

W zawiniątku była mała buteleczka.

– Co to jest? – zastanawiał się. – Może jakiś napój, który piją dorośli, a mnie nie chcą dać? Na przykład rum?

Otworzył buteleczkę i spróbował odrobinę.

– O fuj! Co za paskudztwo! – Skrzywił się z obrzydzeniem, wycierając usta.

Ze złością zakręcił buteleczkę i wcisnął ją z powrotem do schowka, starannie go maskując. Nie chciał, żeby ktoś odkrył jego małą tajemnicę.

Ciągle czuł paskudny smak na języku, więc pobiegł do kuchni, by przepłukać usta.

Panowie Edgar i Gerard nadal sprzeczali się o przezroczystą mysz oraz wiele innych rzeczy, które przy okazji im się przypomniały. Zawsze tak robili.

Nagle pomiędzy nimi przemknął przezroczysty chłopiec.

– Doprawdy, Gerardzie, Artur wygląda dziś jakoś niecodziennie – zauważył pan Edgar.

Pan Gerard, który ze zdumieniem powiódł wzrokiem za synkiem, nie mógł się z tym zgodzić.

– Co jest niezwykłego w wyglądzie Artura? – spytał. – Moim zdaniem wygląda zupełnie zwyczajnie.

– Czy nie masz wrażenia, że jest nieco… – Tu pan Edgar zastanowił się przez chwilę. – Przezroczysty?!

– Przezroczysty?! Na miłość boską, drogi bracie, jakim sposobem widzisz dziś tyle przezroczystych istot? Najpierw mysz, teraz Artura?!

Tymczasem Artur wpadł do kuchni i chciał nalać sobie wody do kubka, ale stało się coś dziwnego. Kiedy próbował wziąć dzbanek do ręki, ten nadal stał na miejscu. Przenikał przez jego rękę.

Zdumiony Artur przyjrzał się swojej ręce i zobaczył, że jest całkowicie przezroczysta!

„To bardzo dziwne! – pomyślał. – Zapytam tatę i stryjka, dlaczego tak się dzieje – postanowił. – Chociaż… może lepiej nie? Nie powinienem im mówić o schowku, bo zabiorą skarby. A to przecież moje skarby, bo to ja je znalazłem! No i na pewno nie powiem im, że wypiłem coś z tej butelki, bo będą się gniewać!”.

Wszedł do pokoju, w którym siedzieli jego tata i stryjek, i nieśmiało odchrząknął, chcąc w uprzejmy sposób przerwać ich kłótnię. Były to czasy, kiedy dzieci nie mogły przeszkadzać dorosłym w rozmowach.

Bliźniacy spojrzeli w jego stronę i aż podskoczyli.

– Duch! – zawołali równocześnie. Po czym, z przyzwyczajenia, zwrócili się jeden do drugiego. – Jaki znowu duch? Duchy nie istnieją!

Artur machnął ręką i wyszedł.

Zaszokowani bliźniacy przestali się sprzeczać. Każdy z osobna przemyślał sprawę i obaj doszli do wniosku, że coś musiało im się przywidzieć, więc poszli poszukać Artura. Jednak nigdzie nie mogli go znaleźć, dopóki znowu się nie pojawił, prześwitując na wylot.

– Nie wiecie przypadkiem, czemu jestem taki przezroczysty? – spytał.

Nie wiedzieli, jak mu to wytłumaczyć.

W ogóle nie wiedzieli, jak to wytłumaczyć.

A kiedy zobaczyła go pani Leokadia, zrobiło jej się słabo i zalała się łzami.

– Moje biedne dziecko! – płakała.

Bliźniacy próbowali ją pocieszyć, tłumacząc jej, iż trudno stwierdzić z całą pewnością, że Artur umarł, skoro dopiero co był zupełnie zdrowy. No i nigdzie nie ma jego martwego ciała, więc dlaczego ten przezroczysty Artur miałby być duchem?

Niestety, nic jej nie przekonało.

Uznała, że synek musiał wymknąć się z domu i ulec jakiemuś wypadkowi. Próbowano go znaleźć przez cały tydzień, a potem uznano za zaginionego. Rodzina przestała go szukać i pogrążyła się w żalu. Wszystkich jednak trochę pocieszało, że duch Artura ciągle bryka po domu i można z nim porozmawiać.

Teraz nikt nigdy na niego nie krzyczał i za nic go nie karano. Artur mógł psocić do woli, a wszyscy tylko się uśmiechali. Chłopiec był zachwycony!

Zwłaszcza gdy odkrył, że może przenikać przez ściany i odwiedzać wszystkie miejsca, do których rodzice zabraniali mu chodzić. Nawet piwnicę i strych, gdzie przez całe lata znoszono niepotrzebne graty. Artur znalazł tam więcej skarbów, niż mógł sobie wymarzyć.

Nowe życie bardzo mu się podobało. Tym bardziej że nie musiał chodzić do szkoły ani rodzice nie znaleźli mu prywatnego nauczyciela, czego obawiał się od dłuższego czasu.

Co jakiś czas mama, tato albo stryjek usiłowali go zmusić, aby usiadł do nauki i poznał pozostałe literki i działania inne niż dodawanie, ale Artur ani myślał. Prześlizgiwał się przez ręce usiłującej go zatrzymać rodziny i śmigał przez ściany – prosto na strych albo do piwnicy, gdzie zaszywał się za barykadą z gratów, przez którą nikt poza nim nie zdołałby się przedrzeć.

Mógł robić, co tylko zechciał, i nikt mu niczego nie zabraniał.

Przestał rosnąć, nie chorował, nie ulegał wypadkom i nic mu nie groziło.

Artur stał się wiecznym dzieckiem.3.

Artur straszy

Zanim Artur spróbował płynu z niedokończonego eliksiru nieśmiertelności, bardzo bał się doktora Freda.

Doktor Fred uważał, że dzieci muszą jeść dużo tłuszczu, bo inaczej zachorują i umrą. Kazał Arturowi jeść tłuste nóżki wraz ze skórą, która chłopcu wydawała się obrzydliwa. Niestety, po wizytach doktora Freda na jego talerzu zawsze pojawiała się jakaś tłusta nóżka ze skórą, a jemu nie wolno było wstać od stołu, dopóki nie zjadł wszystkiego.

Bardziej od doktora Freda przerażała Artura tylko pani Eleonora, która uwielbiała szczypać go w policzki i całować. Na jej widok Artur uciekał i chował się do szafek i kufrów, w których siedział, dopóki nie wyszła.

Pewnego dnia przyszedł z wizytą doktor Fred. Pani Leokadia i bliźniacy zasiedli z nim do stołu, słuchając opowieści o tym, jak zdrowo jest żywić się słoniną i tłustymi nóżkami ze skórą.

„Jak dobrze, że odkąd jestem przezroczysty, nie muszę jeść! – cieszył się Artur. – Nie dostanę jutro na obiad żadnej tłustej nóżki ze skórą!”.

Był tym tak uradowany, że postanowił pochwalić się doktorowi Fredowi, że już nie musi go słuchać.

– Już nigdy więcej nie zjem tłustej nóżki z tą obrzydliwą skórą! – zawołał, wpadając do pokoju.

Doktor Fred omal nie udławił się kawałkiem słoniny, który właśnie jadł.

I choć wcześniej uważał, że bieganie wcale nie sprzyja zdrowiu, bo jest męczące, tego dnia pędził do domu tak szybko, że wszystkie dzieci z okolicy, które uważały, że szybko biegają, zaczęły mu zazdrościć.

Kiedy rodzinę Artura odwiedziła pani Eleonora, chłopiec wiedział już, że teraz boją się go nawet ci, których sam się kiedyś bał.

Gdy tylko stanęła w progu, powiedziała smutno:

– Szkoda tego waszego chłopczyka, miał takie miękkie policzki…

Na to Artur wyłonił się ze ściany i spytał:

– A gdyby tak panią ktoś ciągle szczypał w policzki? Byłoby pani przyjemnie?

Pani Eleonora połamała obcasy, uciekając w popłochu.

I już nigdy więcej nie szczypała dzieci w policzki.

Straszenie stało się nowym hobby Artura.

Pamiętał, że jest jeszcze jedna osoba, której kiedyś bardzo się bał. Był nią wielki chłopak o przezwisku Byk. Sam tak się nazwał i wszyscy musieli tak się do niego zwracać, bo nie lubił swojego prawdziwego imienia.

Niedługo przed znalezieniem eliksiru Artur bawił się kulkami i żołnierzykami z dziećmi sąsiadów. Wtedy pojawił się Byk.

– Dawać mi tu zaraz wszystkie kulki! – zawołał.

Dzieci nieśmiało zaprotestowały, a wtedy Byk zaczął rozdawać kopniaki i kuksańce. Po chwili wszyscy płakali, a Byk zabrał im większość zabawek. W tym wszystkie najładniejsze kulki i żołnierzyki Artura.

Byk mieszkał całkiem niedaleko i pewnego dnia Artur postanowił złożyć mu wizytę.

Wyszedł z domu przez ścianę, później przespacerował się przez ogrodzenia i przenikając przez zamknięte drzwi, wszedł do domu, w którym mieszkał Byk. Szybko znalazł jego pokój – dochodziły z niego odgłosy piłowania. Byk przygotowywał zasadzkę na dziewczynki z przeciwka.

Podpiłowywał deskę, którą zamierzał umieścić w huśtawce. Dziewczynki lubiły siadać na niej razem i rozmawiać. Byk chciał, żeby spadły. Lubił, kiedy ludziom przytrafiały się takie wypadki.

Nagle odwrócił się i zobaczył przezroczystego Artura.

– Oddaj mi zaraz wszystkie kulki! – powiedział Artur.

Byk pobladł ze strachu.

– O nie! Duch! – zawołał przerażony.

– Kulki! – powtórzył Artur. – I jeszcze żołnierzyki – przypomniał sobie.

Wystraszony Byk cofał się przed nim.

– Dobrze, oddam ci wszystkie kulki – obiecywał. – I żołnierzyki. Co prawda nie wiem, które są twoje, ale możesz wziąć wszystkie, jakie mam, co mi tam!

„I tak jutro zabiorę następne jakimś dzieciakom” – pomyślał.

– Musisz oddać wszystkie zabawki, które zabrałeś dzieciom! – nakazał Artur. – I już nigdy nikomu masz nic nie zabierać! Inaczej będę tu przychodzić codziennie i cię straszyć!

– Dddd… dobrze! – zgodził się przerażony Byk. – Oddam ttt… to wszystko.

– Do jutra! – nakazał Artur.

– Ddd… do… ju… jutra… Dobrze!

– I musisz przynieść wszystkie moje rzeczy do mnie do domu!

– Dddd… dobrze!

– Pamiętaj, jeśli tego nie zrobisz, marny będzie twój los. Po co piłujesz tę deskę?

Byk się zawstydził.

– Eee… robię mebelki dla lalek tych dziewczynek z przeciwka – wyjąkał przerażony i postanowił naprawdę zrobić im jakiś mebelek, jeśli tylko Artur sobie pójdzie.

Artur poszedł, a Byk na wszelki wypadek zrobił, co obiecał.

Tymczasem jednak oddał wszystkie zabawki.

Dzieci były zdumione, więc opowiedział im swoją przygodę.

– Widziałem ducha tego Artura, co podobno umarł, pamiętacie?

Zaczynały zapominać, ale jeszcze trochę pamiętały.

– Straszył mnie – opowiadał Byk. – Kazał mi wszystko pooddawać, więc wolę to oddać, bo… jeszcze zacznie wszystkich straszyć.

Dzieci uznały, że to mądra decyzja, i były mu wdzięczne, że powstrzymał ducha Artura od straszenia wszystkich. Byk poczuł się jak bohater i odkrył, że lepiej pomagać innym, niż budzić strach.

Najtrudniej było mu jednak zanieść skradzione zabawki do domu Artura.

Pani Leokadia była wzruszona, gdy przyszedł.

– Zostaw je sobie – powiedziała z uśmiechem. – Arturowi już nie są potrzebne!

– Jak to nie?! – oburzył się Artur, wyłaniając się ze ściany. – Chcę moje kulki! I moje żołnierzyki!

Przerażony Byk wybiegł na ulicę.

– Nie możesz bawić się z dziećmi, jeśli chcesz je straszyć – tłumaczyła synkowi pani Leokadia.

I zaczęła się zastanawiać, czy nie powinna czasem zaprosić jakichś dzieci, żeby Artur mógł się z nimi pobawić. Ale dzieci rosły, a Artur ciągle wyglądał tak jak wtedy, kiedy spróbował niedokończonego eliksiru nieśmiertelności. Dorastającym dzieciom nie chciałoby się bawić z takim malcem…

Zanim jednak Arturowi zaczęły się nudzić samotne zabawy w domu, pojawiła się tam Serafina.4.

Serafina

Serafina była daleką kuzynką Artura. A może pani Leokadii? Nieważne. Grunt, że żyła w czasach, w których ludzie często umierali w młodym wieku, pozostawiając osierocone dzieci.

Serafina została sierotą, kiedy miała szesnaście lat. Jej rodzice umarli na suchoty. I było jeszcze smutniej: ona sama też chorowała na suchoty i wyglądało na to, że nie wyzdrowieje.

Najbliższą krewną Serafiny, która mogła się nią zaopiekować, była pani Leokadia. Sprowadziła więc dziewczynę do starego, wysokiego domu.

Umieszczono ją w pokoiku przy werandzie, żeby miała widok z okna na kwiaty i ptaki w ogrodzie. Jednak Serafina zamieszkała tam w listopadzie, kiedy wokół domu sterczały suche badyle i leżały gnijące liście. Nad nimi unosiła się mgła, a jedynymi ptakami, które się tam pojawiały, były kraczące od rana kruki i wrony.

Bardzo jej się to spodobało.

Serafina lubiła takie widoki. Kolorowe kwiatki i wesołe wróbelki nigdy jej nie bawiły. Zawsze była posępna i uwielbiała mroczne historie. Wiele z nich pisała sama – były naprawdę straszne. Tym bardziej że pisała je wierszem.

Była z nich bardzo dumna i całymi dniami szukała chętnych, którym mogłaby je poczytać. Niestety, wszyscy wykręcali się od tego, jak mogli. Tylko niektórzy mówili wprost:

– Serafino! Te wiersze są straszne!

Wtedy blada Serafina rumieniła się ze szczęścia i szeptała:

– Och! Naprawdę?

Chciała, żeby wiersze były straszne, i czuła się zachwycona, że jej się to udaje. To tylko utwierdzało ją w przeświadczeniu, że ma wielki dar.

Najbardziej lubiła czytać swoje utwory nowym słuchaczom, którzy jeszcze nie znali jej talentu literackiego. Była przekonana, że na nich jej wiersze zrobią większe wrażenie niż na tych, którzy już mieli do czynienia z jej twórczością. Zwykle robiły.

Serafina przyjechała do wysokiego domu w ponury dzień. Z drzew spadły już wszystkie liście, zdążyły nawet poczernieć na mokrej i zimnej ziemi. Nad nimi unosiła się mgła, spośród której dobiegało krakanie wron.

Gdzieniegdzie przemykały czarne ptaszyska i w ogóle było posępnie.

Większość ludzi w takie dni myśli tylko o tym, żeby zamknąć się w ciepłym domu z filiżanką gorącej herbaty.

Serafina rozglądała się wokół z zadowoleniem.

Pani Leokadia pokazała jej pokój i poczęstowała ją herbatą i ciasteczkami.

– Słyszałam, że piszesz wiersze – zaczęła, żeby trochę ośmielić dziewczynę.

Pani Leokadii było jej bardzo żal.

Serafina od razu się ożywiła.

– Tak, owszem, piszę wiersze. Mogę nawet jakiś przeczytać!

– Znakomicie! – ucieszyła się pani Leokadia. – Chętnie posłucham!

Serafina tylko na to czekała. Wyciągnęła podejrzanie gruby zeszyt i zaczęła czytać.

Gdy noc do bagiennej krainy przybywa

I mrok ponury krajobraz pokrywa,

Z bezdennej otchłani mokradeł mętnych

Wyłania się zastęp tajemnic posępnych…

„Biedne dziecko! – pomyślała pani Leokadia. – Na pewno przeżywa śmierć rodziców, dlatego pisze takie smutne wiersze!”.

Gdy kruki, wrony i stado sępów

Wzlatują nad mroki przedwiecznych odmętów,

„Biedne dziecko! – pomyślała pani Leokadia. – Ma taką dziwną wyobraźnię!”.

W krainie, gdzie nikt nie odnajdzie drogi,

Rozlega się bulgot mokradeł złowrogich.

„Biedne dziecko! – pomyślała pani Leokadia. – Nikt jej nie powiedział, że powinna znaleźć sobie inne hobby niż pisanie wierszy! Może powinnam zainteresować ją szydełkowaniem?”.

Wąż o lśniącej łusce i czerwonym oku

Pełznie poprzez ciemną nieskończoność mroku.

„Biedna ja! – pomyślała pani Leokadia. – Zaraz zwariuję! Jak długo można słuchać takich rzeczy?”.

– Serafinko, skarbie – powiedziała słodko. – Herbatka ci wystygła. Zrób sobie przerwę.

– Oczywiście, ciociu. – Serafina skinęła głową. – Przeczytam ci jeszcze tylko jeden utwór.

– Jeszcze jeden wiersz? – jęknęła pani Leokadia.

– Nie, nie wiersz, elegię… Choć właściwie jest to raczej epopeja. – Serafina wyciągnęła kolejny zeszyt.

– Masz dwa zeszyty z poezją? – przestraszyła się pani Leokadia.

– Nie, mam sześćdziesiąt osiem – odparła z dumą Serafina. – Ale to nie jest zeszyt z poezją. W nim zapisałam tylko tę epopeję. No, a przynajmniej tę część, która się zmieściła…

Tego wieczoru niewiele brakowało, a bliźniacy Edgar i Gerard po raz pierwszy w swoim blisko pięćdziesięcioletnim życiu zgodziliby się ze sobą. Na temat tego, że Serafina doprowadza ich na skraj załamania nerwowego.

Tymczasem Serafina zajrzała do dawnego pokoju Artura i zobaczyła w nim dziecięce łóżeczko, konika na biegunach oraz skrzynkę pełną drewnianych zabawek, szklanych kulek i połamanych żołnierzyków.

„To pewnie pokój tego biednego dziecka – pomyślała. – Och! Być może gdzieś tu unosi się dziecięca duszyczka? To takie mroczne!”.

Poniekąd miała rację. W pokoju czaił się Artur, który z łobuzerskim uśmiechem zacierał ręce.

„Świeża dostawa ludzi do straszenia! – cieszył się. – W dodatku to dziewczyna! Ale będzie zabawa! Na pewno zacznie piszczeć. Może nawet zemdleje?”.

Wyskoczył wprost na Serafinę.

Jednak ona, zamiast piszczeć albo mdleć, popatrzyła na niego zafascynowana.

– Prawdziwy duch! – szepnęła z zachwytem. – Jak mrocznie!

Artur stanął jak wryty.

„Co to za dziewczyna, która nie boi się duchów? – zdziwił się. – Ani przezroczystych ludzi? Coś z nią jest nie tak!”.

– Biedna dziecięca duszyczko – odezwała się tymczasem Serafina. – Napiszę o tobie poemat! A może nawet epopeję? Staniesz się nieśmiertelny! – zapewniła.

Nie miała pojęcia, że Artur już wiele lat wcześniej stał się nieśmiertelny.

Od razu wyciągnęła zeszyt i pióro i zaczęła tworzyć.

Niewinna młoda duszo, ach, dlaczego?

Tak wcześnie wezwał cię świat mroku posępnego?

– Świetne! – ucieszyła się i zaczęła się zastanawiać nad kolejnymi rymami do swojego ulubionego słowa „mrok”.

Artur słuchał kolejnych wersów z rosnącym strachem. Zrozumiał, że nawet będąc przezroczystym i umiejąc przenikać przez ściany, można dostać gęsiej skórki.

Często opisywano przypadki, kiedy człowiek przestraszył się ducha, wampira czy innego „nieumarłego”, ale jakoś mało wiadomo o przypadkach odwrotnego przestraszenia się. A przecież czasem to się zdarza.

Serafina wystraszyła swoim wierszem Artura tak bardzo, że przez najbliższe tygodnie wolał jej unikać.

Czasem widziała, jak przemyka tu i tam, i była zachwycona. Jej poemat robił się coraz dłuższy.

Za każdym razem, kiedy widziała Artura, zaczynała mu go czytać i nie rozumiała, dlaczego dziecko tak szybko ucieka.

Jakież siły były tak okrutne, że nie pozwalały mu wysłuchać do końca poezji o nim samym?5.

Odkrycia

Gdy nikt już nie był w stanie słuchać przerażających poematów Serafiny, znudzona dziewczyna snuła się po domu z którymś ze swoich zeszytów albo tomikiem poezji. Czasem zabierała jedno i drugie.

Pewnego dnia zamknęła się w nieużywanym pokoju i ściskając pod pachą tomik mrocznych wierszy, przewracała stronice własnych poezji, czytając je na głos. Ćwiczyła głośne czytanie, by zrobić jak największe wrażenie w czasie zbliżającego się przyjęcia. Planowała deklamować na nim swoją poezję.

Nagle książka wysunęła jej się spod pachy i upadła na podłogę. Uderzyła w kafelek, który wyskoczył, odsłaniając fragment starej tkaniny.

– A cóż to? – Serafina schyliła się zaintrygowana. – Sekretny schowek! Jak mrocznie!

Czytała o takich rzeczach, bo uwielbiała tajemnicze historie. Zwłaszcza te o romantycznych ucieczkach, nieszczęśliwych arystokratkach i tragicznych śmierciach, po których błąkające się dusze wracają, aby się zemścić.

Podniosła kafelek i zobaczyła małą buteleczkę, niestarannie owiniętą tkaniną. O takich rzeczach też czytała.

„Trucizna! – ucieszyła się. – A może to jeden z tych napojów, których próbują poeci w egzotycznych krajach? – Pomyślała tak, bo buteleczka miała kształt, który skojarzył jej się z egzotycznymi olejkami. – Na truciźnie byłaby trupia czaszka – przypomniała sobie. – Więc mam napój poetów!”.

Otworzyła butelkę, powąchała zawartość, po czym spróbowała niewielki łyk i skrzywiła się z niesmakiem.

– Co za obrzydlistwo! – jęknęła. – Poeci muszą się poświęcać dla sztuki – westchnęła, zakręcając buteleczkę, po czym ukryła ją w schowku i zasunęła płytkę.

Nagle ze zdumieniem zobaczyła, że jej ręce zrobiły się dziwnie przezroczyste.

– Co to? – szepnęła przerażona. – Wyglądam jak duch! Och! Umarłam! – przestraszyła się nie na żarty. – Doktor Fred mówił, że zostało mi jeszcze kilka lat życia! Co za oszust! – oburzyła się. – Zaraz? Ale gdzie jest moje ciało? – zastanowiła się, rozglądając się po pokoju. – Dziwne! Uleciała ze mnie dusza… To znaczy z mojego ciała… A ono… znikło…

Przerażona Serafina zaczęła biegać po domu, aż wpadła na Artura.

– O nie! – zawołał chłopiec na widok jej przezroczystej postaci. – Znalazłaś mój schowek!

– Twój schowek?! – zdziwiła się Serafina, ze zdumieniem spostrzegając, że wygląda tak jak Artur, którego uważała za ducha. – Och! Teraz ja też jestem duchem!

– Duchem? – Artur nie myślał o sobie w ten sposób. – Po prostu cię zaczarowało – stwierdził. – To od tego napoju z butelki.

– A więc to była trucizna! – szepnęła Serafina. – Och nie! Naprawdę, nie powinno się próbować nieznanych substancji. Po co ja to zrobiłam?! Jaka byłam głupia!

Artur przyglądał się jej z założonymi rękami.

– Nigdy! Nigdy nie spróbuję żadnych napojów poetów! – zaklinała się Serafina, a chłopiec tylko przewrócił oczami. – Gdzie ja miałam rozum? – rozpaczała. – Otrułam się! Jestem potępiona! Teraz muszę tułać się po świecie jako duch…

Nagle odkryła, że nawet jej się to podoba.

– Jak mrocznie! – ucieszyła się. – Będę się snuć po bezdrożach jako zagubiona…

– Nie wiem, czy to taka znowu trucizna – przerwał jej Artur. – Przecież żyjesz. Tylko jesteś przezroczysta. I możesz przechodzić przez ściany.

– Mogę?

– Aha. To bardzo ułatwia poruszanie się. Nie trzeba niczego obchodzić. Można sobie skracać drogę – zachwycał się Artur. – Poza tym można straszyć ludzi.

– Jak mrocznie…

– Jeśli ktoś ci podpadł, to wiesz, teraz możesz iść go postraszyć.

– Naprawdę? – Serafina była coraz bardziej zadowolona z takiego obrotu spraw. – Jak mrocznie!!!

Artur nawet się cieszył, że ma towarzyszkę w swoim przezroczystym życiu. Co prawda wolałby, żeby to był ktoś podobny do niego, a nie beznadziejna poetka. Jednak zawsze raźniej we dwójkę.

Trochę się obawiał, że Serafina zdradzi sekret ich przezroczystości, ale ona ani myślała się przyznawać, że próbowała tajemniczego specyfiku. Była dobrze wychowaną panienką i doskonale wiedziała, że coś takiego jej nie przystoi. Mieli więc z Arturem wspólną tajemnicę, ale początkowo chłopiec jej nie ufał.

Upewnił się, że Serafina ma zajęcie (przechodziła właśnie przez ścianę wte i wewte, ciesząc się, że może to robić, i powtarzając z zachwytem: „Jak mrocznie!”), i udał się do pokoju, w którym był schowek. Obawiał się, że zapomniała go zabezpieczyć, ale odetchnął z ulgą.

Patrząc na podłogę, trudno było powiedzieć, który kafelek można odsunąć. Przez całe lata służące przecierały podłogę i nie zwróciły na niego uwagi. Może dlatego, że był to opuszczony pokój i sprzątano tu bardzo rzadko, tylko w czasie wielkich porządków, kiedy było tyle pracy, że nikt nie zwracał uwagi na odklejone kafelki?

Kiedy stamtąd wyszedł, spotkał panią Leokadię, która spytała go, czy nie widział gdzieś Serafiny. Nie mogła jej znaleźć.

– Widziałem – odparł Artur. – Jest w domu.

Pani Leokadia poszła szukać dalej, ale do wieczora ani ona, ani jej mąż, ani jego brat nie znaleźli dziewczyny.6.

Co się stało z Serafiną?

Tymczasem Serafina snuła się po ogrodzie, napawając się grozą, jaką musi roztaczać jej przezroczysta postać wśród majowego kwiecia, które właśnie rozkwitło i zwabiło kolorowe motyle i ptaki, co już nie cieszyło Serafiny tak jak mgły, kruki i wrony jesienią. Jednak uznała, że wiosenny ogród nocą nadaje się na tło dla zbłąkanego ducha. Wymyślała wiersze o swoim losie i recytowała je księżycowi.

Dawno się tak dobrze nie bawiła!

Artur zdziwił się, widząc w domu wielkie zamieszanie. Chciał się dowiedzieć, co się stało, ale wujek spytał go, czy nie widział gdzieś Serafiny.

– Wyszła – odparł zamyślony Artur. – Plątała się po ogrodzie. Pewnie poszła na spacer.

Wszyscy udali się do ogrodu, ale Serafina akurat wróciła do domu przez najbliższą ścianę. Wiersz, który właśnie ułożyła, tak jej się spodobał, że czym prędzej musiała go zapisać dla przyszłych pokoleń.

Wpadła do swojego pokoju, przenikając przez mur, i próbowała chwycić za pióro… Niestety… Nie udawało jej się to.

– Och nie! – rozpłakała się zrozpaczona. – Nie mogę zapisywać swoich wierszy! Jak ja mam teraz przejść do historii?!

Pani Leokadia i obaj bliźniacy zaczęli rozpytywać o Serafinę u sąsiadów.

Nikt jej nie widział tego popołudnia. Wszystkich przeraziło nagłe zniknięcie młodej dziewczyny.

Dzielni mieszkańcy okolic wychodzili z domów, zgłaszając chęć poszukiwania zaginionej.

– Nie powinna była sama wychodzić! – szlochała pani Leokadia. – Nawet nie powiedziała, dokąd idzie. Ona nigdy tak nie postępowała! Była bardzo dobrze wychowana!

– Może wyszła tylko do ogrodu? – odezwała się znienacka Matylda, służąca sąsiadów. – Jeśli dopadł ją jakiś zbrodniarz albo, co gorsza, wampir, mógł to zrobić właśnie tam. Jedna taka z mojej wioski… – zaczęła.

– Dajcie spokój, Matyldo, wampiry nie istnieją! – przerwał jej pracodawca.

– Nie istnieją?! Akurat! – prychnęła Matylda. – Ta z mojej wioski też tak myślała, a wtedy…

– Może ktoś skłonił pannę Serafinę, żeby z nim poszła? – zastanowił się pan w kraciastej czapeczce z daszkiem i z fajką w zębach, który spędzał tu wakacje.

– Jak to: skłonił? – powtórzyła pani Leokadia.

– No cóż… to młoda dziewczyna. Może lubiła błyskotki…

– Serafina?! Wykluczone. – Pani Leokadia zmarszczyła brwi. – To dobrze wychowana panna z szanowanej rodziny.

– Dobrze wychowaną pannę też łatwo można wywabić – upierał się pan w kraciastej czapeczce z daszkiem i fajką w zębach. – Na przykład prosząc ją o pomoc. Zna pani bajkę o Królewnie Śnieżce, prawda?

– Bajkę?!

Pan w kraciastej czapeczce z daszkiem zaciągnął się fajką.

– Czy gdyby przed furtką stanęła miła staruszka i poprosiła pannę Serafinę o pomoc, mogłaby ona wyjść i na przykład odprowadzić gdzieś tę staruszkę?

– Chyba tak… – szepnęła pani Leokadia.

– Była taka jedna w mojej wiosce! – przypomniała sobie Matylda. – Któregoś razu…

– Matyldo! – uciszył ją pracodawca.

– Chodzi o to, że to był wampir! – wyjaśniła szybko służąca.

– Biedna dziewczyna – szeptali sąsiedzi.

– Biedna ja! – jęczała Serafina. – Jak mam spamiętać wszystkie swoje dzieła? Tyle ich jest! Jak ludzkość ma je poznać, skoro nie mogę ich zapisać?!

Arturowi te wrzaski zaczynały przeszkadzać.

– Mogłaby stracić głos, zamiast stać się przezroczysta – westchnął. – Byłby święty spokój!

Udał się do pokoju Serafiny, która załamywała ręce z rozpaczy.

– Jestem taka nieszczęśliwa!

– Jak mrocznie… – mruknął Artur.

– Nie kpij sobie ze mnie, dzieciaku! – warknęła. – Nie mogę pisać!

– Naprawdę? Rzeczywiście! Nie możesz! – ucieszył się Artur.

– I z czego się cieszysz, smarkaczu jeden? To jest straszne! Nic gorszego nie może przydarzyć się poetom!

Artur podrapał się po głowie.

– Nie nazywaj mnie smarkaczem ani dzieciakiem. Jestem od ciebie starszy.

– Jakim cudem? – zdziwiła się Serafina. – Wyglądasz jak dziecko.

– Wyglądam tak jak wtedy, kiedy napiłem się z tej buteleczki.

Serafina zastanowiła się.

– To znaczy… że ja już zawsze będę wyglądać tak jak teraz?

– Pewnie tak. – Artur wzruszył ramionami.

Dziewczyna przyjrzała się sobie.

– Szkoda, że nie włożyłam niedzielnej sukienki… – westchnęła, mierząc wzrokiem swój strój. – Ale i tak nieźle. Zawsze będę miała szesnaście lat! – ucieszyła się. – Nigdy się nie zestarzeję i nie będę musiała nosić nudnych ubrań dla starych ciotek! – Aż podskoczyła z radości. – To jest… – zastanowiła się nad odpowiednim słowem.

– Mroczne? – podsunął jej Artur.

– Nie! Cudowne!

Pod domem zrozpaczonej rodziny gromadziło się coraz więcej osób chętnych do pomocy w poszukiwaniach Serafiny. Dziewczyna zauważyła ich, przechodząc obok okna.

– Co się tam dzieje? – zastanowiła się. – Czyżby przyszli goście? Tak w środku nocy?

– Lepiej im się nie pokazuj – poradził jej Artur.

Jednak Serafina już tego nie usłyszała.

Próbowała wyjść jak kulturalny człowiek, otwierając drzwi, ale nie była w stanie tego zrobić, bo nie mogła chwycić za klamkę. Więc po prostu przez nie przeniknęła.

Na widok zgromadzenia stanęła jak wryta. Nie spodziewała się aż tylu gości.

Ale to i tak było nic w porównaniu z tym, jak bardzo oni nie spodziewali się przezroczystej Serafiny.

Niektórzy zemdleli na miejscu, inni uciekli, a jakiś starszy pan wymachiwał laską, wołając: „A kysz, zjawo!”.

Tylko jedna Matylda nie okazywała ani odrobiny strachu.

– No i wampir! – powtarzała z satysfakcją. – Wiedziałam, wiedziałam! A jak im mówiłam, to nie wierzyli.

– Mówiłem ci, żebyś do nich nie wychodziła – przypomniał Serafinie Artur. – Teraz ludzie się ciebie boją.

– Rzeczywiście, mówiłeś – przyznała. – Jakoś zupełnie wyleciało mi to z głowy. Zresztą myślałam, że duchy są przykute do miejsca… W którymś poemacie coś o tym było…

– Co ty znowu z tymi duchami? – zniecierpliwił się Artur. – Przecież nie umarliśmy!

– Bo ja wiem? – Serafina już się całkiem pogubiła.

– Widziałaś gdzieś nasze zwłoki? – spytał. – Nie! No więc widzisz, nie umarliśmy.

– Ja i tak umrę – przypomniała sobie Serafina. – Mam suchoty i nie da się mnie wyleczyć. Ale… może teraz już nie umrę?

– Nie wiem – przyznał Artur. – Ja, odkąd jestem przezroczysty, ciągle robię takie rzeczy, że gdybym mógł się zabić, to już dawno bym nie żył. Wiele razy skakałem z dachów i z drzew… Nie nabiłem sobie nawet siniaka.

Serafina odruchowo dotknęła łokcia, na którym dzień wcześniej nabiła sobie ogromny siniak o krawędź stołu. Odwinęła rękaw i obejrzała przezroczystą skórę. Ani śladu siniaka! Mimo że było widać fioletowe żyłki na nadgarstku.

– Zniknął mój siniak – powiedziała.

– No właśnie! – przytaknął Artur. – Kiedy ja napiłem się z tej butelki, miałem rozbite kolano. I co? Ani śladu! Od tamtej pory nic mnie nie boli i nigdy nie byłem chory. Wybiegam na mróz ubrany tak jak zawsze i nic mi się nie dzieje! Nawet nie kaszlnąłem!

Przerwał, bo zobaczył, że dziewczyna ma bardzo dziwną minę.

– Przestałam kaszleć! – odkryła uradowana. – A doktor Fred mówił, że na moją chorobę nie ma lekarstwa. Mogę najwyżej trochę sobie przedłużyć życie, jeśli zjem dużo tłustych nóżek ze skórą…

Artur się zamyślił.

– Może ten płyn w butelce to lekarstwo na wszystkie choroby? – odezwał się po chwili.

– Leczy człowieka, ale zamienia go w coś w rodzaju ducha… – szepnęła Serafina.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: