Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nocna zasadzka - ebook

Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
21 października 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Nocna zasadzka - ebook

Jedenasta część cyklu hippicznego dla młodszych nastolatek, którego akcja rozgrywa się w malowniczej i tajemniczej Szkocji.

Rodzina Mandersów zmęczona życiem w dużym mieście przenosi się w oddalone od cywilizacji górzyste rejony Szkocji – do niewielkiej wioski Finmory. Główna bohaterka Jinny jest kochającą zwierzęta niepokorną nastolatką. 

Nadchodzi długo wyczekiwana przerwa świąteczna. Jinny Manders z zapałem przygotowuje się do występu w jasełkach bożonarodzeniowych, a na wrzosowiskach w Finmory pojawia się stado dzikich jeleni. Zwierzęta znajdą się jednak w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Czy Jinny i Shanti zdołają je przed nim uchronić?

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-271-5420-0
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

inny Manders siedziała w sali gimnastycznej gimnazjum w Inwerburgu, a w wyobraźni galopowała na Shanti, swojej kasztanowej arabskiej klaczy, po zamglonych wrzosowiskach Finmory.

Głucha na odgłosy przesuwanych krzeseł, pokrzykiwania uczniów i upomnienia nauczycieli, w uszach miała jedynie świst wiatru, który poruszał liśćmi paproci i krzakami wrzosów, oraz stukot kopyt na skalnym podłożu. Przed jej oczami rozciągały się wrzosowiska, a w oddali, pod ołowianym niebem, majaczyły ciemne skały i metaliczna tafla wody w zatoce. W tej księżycowej scenerii kasztanowa klacz galopowała co sił w nogach, szybując nad wyrastającymi spod jej kopyt kamiennymi murkami, a Jinny pochylała się w siodle, powiewając długimi rudymi włosami i ponaglając Shanti do jeszcze szybszego biegu.

– Zasnęłaś? – zapytała dziewczynka siedząca obok, szturchając przy tym Mandersównę łokciem w bok. – Zobacz, ktoś cię woła.

Jinny z trudem wróciła do rzeczywistości. Sala zapełniała się szybko uczniami, a na scenie ustawiono rząd pustych krzeseł. Już za chwilę miała się rozpocząć przemowa dyrektora, a następnie głos miał zabrać pastor oraz zaproszeni goście. Za dwie godziny uroczystość dobiegnie końca i zaczną się ferie świąteczne, dni nieskrępowanej wolności, wypełnione od rana do wieczora jazdą na Shanti.

– O tam. – Dziewczynka wskazała dłonią na odległy kąt sali.

Chwilę wcześniej Jinny pomyłkowo odłączyła się od reszty swojej klasy i usiadła z uczniami klasy równoległej. Teraz musiała mocno wyciągać szyję, żeby dojrzeć koleżanki. Z drugiego końca sali machała do niej energicznie Dalina Thompson, która pochodziła z Ardtallon, wioski sąsiadującej z Glenbost.

– Muszę ci coś powiedzieć – dobiegły do Mandersówny słowa koleżanki. – To pilne.

– O co chodzi? – zapytała Jinny, ściszając nieco głos, by nie zwracać na siebie uwagi.

– Mam pilną wiadomość od... – zawołała Dalina, jednak w tym samym momencie przechodzący nauczyciel chwycił ją za ramię, kazał wstać z miejsca i stanąć za karę pod ścianą z tyłu sali.

Jinny przyglądała się temu bezradnie. Zwykle widziała się z koleżanką przed lekcjami w szkolnym autobusie, jednak tego ranka tata Daliny jechał do miasta na targ i podwiózł ją samochodem. Mandersówna nie miała najmniejszego pojęcia, jakąż to ważną wiadomość chciała jej przekazać koleżanka. Przecież nawet nie interesowała się końmi, więc raczej nie chodziło o nic związanego z Shanti. Dla Jinny zaś nic, co nie dotyczyło arabskiej klaczy, nie mogło być aż tak istotne, by nie mogło poczekać.

Nauczyciele stanowczo poprosili o ciszę i najważniejsi goście zajęli miejsca na ustawionych na scenie krzesłach.

Jeszcze tylko dwie godziny, pomyślała dziewczynka i jej myśli znowu zaczęły błądzić. Wyobrażała sobie delikatny dotyk warg klaczy na swojej dłoni, gdy zakłada jej wędzidło, i prężące się pod kasztanową skórą mięśnie. Obraz ubranego odświętnie dyrektora rozmazał się i zniknął.

– To chyba o ciebie chodzi – szepnęła uczennica siedząca obok. – Co z tobą, znowu zasnęłaś?

– Specjalne wyróżnienie za osiągnięcia plastyczne dla Jennifer Manders.

Jinny zerwała się na równe nogi. Z tonu dyrektora wywnioskowała, że nie po raz pierwszy wywoływał jej imię. Jeszcze nigdy nie zdobyła żadnej szkolnej nagrody. Zwykle zresztą nie przykładała się zbytnio do nauki. Wszystkie przedmioty poza plastyką i angielskim śmiertelnie ją nudziły i zamiast uważać na lekcjach, snuła w myślach marzenia. W tym semestrze jednak zawarła z tatą umowę, zgodnie z którą udział w zawodach w skokach konnych zależał od jej wyniku na egzaminach semestralnych. Zakończyła rok szkolny jako szósta w klasie, jednak myśl o jakiejkolwiek nagrodzie nawet przez krótką chwilę nie zaświtała jej w głowie.

Ruszyła w stronę sceny, potykając się, czym wywołała na sali salwy śmiechu. Gdy weszła po schodkach, stanęła zdezorientowana przed rzędem siedzących gości, dopóki nie dostrzegła stojącej na drugim końcu podium kobiety, która wyciągała w jej kierunku książkę. Uśmiechała się przy tym chłodno, odsłaniając rząd białych zębów. Dziewczynka ruszyła szybkim krokiem w jej stronę, chwyciła książkę i spojrzała zdezorientowana na wyciągniętą dłoń nauczycielki.

Nie mogę przecież podać jej ręki, pomyślała. Trzymam w niej książkę.

– Przełóż do drugiej ręki – szepnęła pomocnie nauczycielka i zawstydzona Jinny natychmiast zastosowała się do wskazówki. Niestety, uczyniła to na tyle nieuważnie, że upuściła książkę, zanurkowała więc pod stół, by ją podnieść, i uderzyła głową o blat. Uczniowie na widowni gruchnęli śmiechem. Dziewczynka wymieniła z kobietą pospieszny uścisk dłoni i czym prędzej zeszła ze sceny, cała czerwona z zażenowania.

– Na miłość boską, usiądź już – syknęła przechadzająca się między rzędami nauczycielka i Jinny z ulgą opadła na pierwsze wolne krzesło w drugim rzędzie.

To nie moja wina, pomyślała. Inni wiedzieli, że dostaną nagrodę, więc mogli się psychicznie nastawić. Ja nie miałam o tym zielonego pojęcia.

W końcu po raz pierwszy spojrzała na książkę, która okazała się albumem ze szkicami koni autorstwa Johna Skeapinga. Mandersówna odwracała z zachwytem stronę za stroną. Artysta za pomocą zaledwie kilku pewnie zarysowanych kresek potrafił wyczarować na papierze konie wyścigowe, konie do gry w polo oraz galopujące dzikie rumaki. Wszystkie wyglądały jak żywe.

– Zastanawiam się, jak w naszych czasach, w dwudziestym wieku, dotarliby do żłóbka trzej królowie. Zapewne nie na wielbłądach. Może najnowocześniejszym samolotem lub rakietą kosmiczną. Każdy z was na pewno miałby na to inny pomysł – mówił dyrektor.

Jinny mimowolnie zaczęła go słuchać. Ona sama nie miała najmniejszej wątpliwości, że wybrałaby się na poszukiwania Dzieciątka konno i oczywiście jechałaby na Shanti. Galopująca z rozwianą grzywą kasztanowa klacz na pewno zaprowadziłaby ją do stajenki, w której leżałby mały Jezus.

– Niezależnie od tego, jak byście tam dotarli – ciągnął dyrektor – chcę, byście zastanowili się przez chwilę, co pragnęlibyście mu ofiarować. Zapewne nie kadzidło ani mirrę. Może komputer? Obraz Francisa Bacona lub głowicę nuklearną? Szalik waszej ulubionej drużyny piłkarskiej, a może rolki albo telewizor? Myślę jednak, że Chrystus wolałby otrzymać od was coś mniej materialnego, a jednocześnie o wiele cenniejszego. W życiu każdego z nas są sprawy, o których nie lubimy myśleć i których wolimy unikać. Być może naszym podarunkiem dla Dzieciątka mogłoby być bliższe przyjrzenie się tym zakamarkom naszego umysłu, gdzie chowają się niewygodne myśli. Może wtedy, kiedy przyznamy przed sobą w prawdzie, że są na świecie głodujące dzieci, że źle traktujemy naszą babcię albo że marnujemy czas, oglądając niezbyt mądre seriale w telewizji – może wtedy dojrzejemy do decyzji, by coś z tym zrobić. Zdaje się jednak, że zatrzymałem was już wystarczająco długo. Pozwólcie mi więc jeszcze na koniec złożyć wam życzenia wesołych świąt Bożego Narodzenia – zakończył dyrektor, po czym rozłożył ręce, dając sygnał do opuszczenia sali.

Spiesząc się do szatni, Jinny rozglądała się za Daliną, jednak nigdzie nie mogła jej dostrzec. Zastanawiała się, jaką pilną wiadomość miała jej do przekazania koleżanka.

– Gratulacje – rozległ się za jej plecami głos nauczyciela plastyki.

– To świetna książka. – Jinny się uśmiechnęła.

– Przypuszczałem, że ci się spodoba. Ale ja czekam na podobny album z twoimi pracami – dodał ciepło.

Album dla Dzieciątka, pomyślała Jinny. Książka ze szkicami i rysunkami przedstawiającymi Shanti. Pan dyrektor nie doceniłby chyba jednak takiego pomysłu na prezent. Postanowienie, że przestanie kłócić się ze swoją starszą siostrą Petrą, która pozjadała wszystkie rozumy, zyskałoby na pewno większą aprobatę w jego oczach.

Na próżno rozglądała się za Daliną w szatni i później w szkolnym autobusie do Glenbost.

Muszę do niej zadzwonić, postanowiła. Nie mogę przecież czekać, aż przypadkiem wpadniemy na siebie w sklepie pani Simpson.

Kiedy razem z młodszym bratem Mikiem, który rozpoczął swój pierwszy rok nauki w gimnazjum, wysiedli z autobusu w Glenbost, dziewczynka wydała głośny okrzyk radości.

– Nareszcie wolność! – Wyrzuciła ramiona w górę i zaczęła kręcić się w kółko. – Będę ciągle tylko jeździć na Shanti!

– Też mi niespodzianka – mruknął młodszy brat, po czym pobiegli na łąkę za sklepem, gdzie czekały na nich arabska klacz i Jeżynek, kary kucyk rasy highland, wypożyczony ze stadniny panny Tuke.

– Dalina cię szukała! – zawołał Mike już z siodła i pokonał bramę zgrabnym skokiem. – Nie wiem, co chce ci powiedzieć, była bardzo przejęta. Ale tata po nią przyjechał i nie mogła czekać.

Jinny zarzuciła ręce na szyję Shanti i zanurzyła twarz w jedwabistej grzywie, wdychając charakterystyczny zapach klaczy.

– Kochany koniku – wymamrotała. – Dzisiaj po raz ostatni musiałaś sterczeć tu cały dzień i czekać na mój powrót.

Dziewczynka ukradkiem wyjęła z kieszeni kostkę cukru i podała ją arabce. Jeżynek zarżał zazdrośnie i ruszył w jej stronę, zrzucając z grzbietu Mike’a.

Jinny krzyknęła ostro na kucyka.

– To twoja wina – burknął chłopiec, podnosząc się z ziemi bez większych obrażeń. – Mógł mnie stratować kopytami. Wiesz przecież, że nie możesz dawać jej smakołyków w jego obecności. Zawsze potrafi je wyczuć.

– Przepraszam – wymamrotała skruszona dziewczynka. – Zapomniałam.

Ściągnęła z grzbietu klaczy derkę, przyniosła z szopy osprzęt i zdrętwiałymi z zimna palcami założyła Shanti uzdę, po czym zapięła pasek na podgardlu i docisnęła popręg.

Niedługo potem oboje dosiedli swoich koni i wyjechali przez bramę na drogę, która prowadziła przez wrzosowiska do Finmory.

Ponad dwa lata wcześniej rodzina Mandersów sprowadziła się na północ Szkocji, zamieniając swoje dawne mieszkanie w mieście Stopton na kamienny dom, który stał pośród rozległych wrzosowisk i wzgórz nad zatoką w Finmory. Pan Manders zrezygnował z pracy w charakterze kuratora sądowego i zajął się pisaniem książek oraz garncarstwem. W swojej pierwszej książce opisał odrażające warunki panujące w najbiedniejszych dzielnicach Stopton, w których przyszło mu pracować.

Arabka unosiła głowę, gryząc niecierpliwie wędzidło. Najwyraźniej miała ochotę pobiec do domu galopem. Kuc wlókł się za nią z wyraźnie obrażoną miną, nie zwracając uwagi na poganianie Mike’a.

– Dostałam nagrodę! – zawołała Jinny przez ramię, gdy doszła do wniosku, że brat nie ma zamiaru sam poruszyć tego tematu.

– I przy okazji zrobiłaś z siebie pośmiewisko na całą szkołę!

Dziewczynka jęknęła. Petra ciągle dostawała wyróżnienia i nagrody na egzaminach z gry na pianinie i wszyscy ją wtedy chwalili. Natomiast ten jeden jedyny i najprawdopodobniej ostatni raz, kiedy to Jinny udało się coś dostać, miał stać się nowym obiektem kpin. Poluzowała wodze i Shanti ruszyła do przodu wydłużonym kłusem. Jinny wciąż słyszała za sobą odgłos kopyt Jeżynka, więc skierowała klacz na pas zielonej trawy. Arabka od razu ruszyła do galopu. Dziewczynka wiedziała doskonale, że kucyk nie da rady dotrzymać jej kroku. I dobrze. Nawet jeśli Mike chciał jej dokuczać, ona wcale nie musiała go słuchać.

Chociaż było dopiero wczesne popołudnie, wrzosowiska i wzgórza okrywała szara mgła. Krajobraz wokół sprawiał wrażenie naszkicowanego węglem, a lodowaty wiatr przeszywał na wskroś. Pogoda nie miała jednak dla Jinny żadnego znaczenia. Kochała wrzosowiska o każdej porze roku – spowite w soczystą zieleń lata, płonące w ogniu żółci i pomarańczu jesienią i zasnute szarą mgłą, tak jak dzisiaj. Nie chciałaby mieszkać nigdzie indziej na świecie.

Wkrótce Boże Narodzenie, pomyślała i poczuła miły dreszcz oczekiwania.

Shanti niespodziewanie skoczyła do przodu i nagle stanęła jak wryta na środku drogi. Patrzyła prosto przed siebie na wrzosowiska, wyciągając w górę smukłą szyję.

– Jesteś skończoną wariatką! – zawołała dziewczynka, poprawiając się w siodle. – Co tam zobaczyłaś?

Klacz zarżała przejmująco i zastrzygła uszami, jakby czekała na odpowiedź.

– O mało cię nie zrzuciła! – odkrzyknął z nieskrywaną satysfakcją brat, doganiając je po chwili. – Dobrze ci tak za to, że zostawiłaś mnie z tyłu.

– Widzisz coś?

– A ty nie?

Jinny wytężyła wzrok, wpatrując się w otaczającą ich siwą mgłę, i w końcu dostrzegła na wzgórzu stado jeleni. Mgła była tak gęsta, że tu i ówdzie można było dostrzec jedynie ich jasne zady.

– Nigdy nie schodziły aż tak nisko! – zawołała. – I to w takim dużym stadzie!

– Zapowiada się paskudna pogoda – zauważył Mike.

– Ale mimo wszystko... – dziwiła się dziewczynka. – Nigdy nie schodziły aż tutaj.

– Może pan MacKenzie chce zacząć je hodować i to jego pies pasterski zgonił je ze wzgórz.

– A fuj! – zawołała zniesmaczona dziewczynka. Przypomniała sobie, jak na szkolnej wycieczce widziała oswojonego jelenia, którego dzieci z upodobaniem karmiły przez siatkę. Tuż obok stała zaś reklama kotletów z dziczyzny.

Dostrzegała teraz wyraźnie kilka zwierząt, których uniesione wysoko głowy odznaczały się na tle szarego nieba. W porównaniu z nimi nawet sylwetka Shanti wydawała się toporna i ciężka.

– Jedźmy już. Zaraz tu zamarznę – powiedziała Jinny, po czym zebrała wodze i popędziła klacz naprzód.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: