Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wydawnictwo:
Data wydania:
11 maja 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Obrażenia - ebook

Polacy są narodem, który uwielbia się obrażać. Dlaczego? Autorzy znajdują przyczynę. Na imię jej „lęk”.

Michał Olszewski

Na co choruje Polska dusza? Skąd agresja na ulicach, w domach, w biurze, w internecie? Zespół stresu pourazowego? Zaburzenia tożsamości? A może problemy z komunikowaniem emocji?

Autorzy z grupy Rekolektyw (Szczerek, Rejmer, Wasielewski, Kicińska, Jabłońska, Wójcińska, Wlekły, Puto), wzięli na warsztat polskie „uczucia narodowe” i stworzyli zbiór reportaży składający się na portret kraju w stanie emocjonalnego rozchwiania.

Ziemowit Szczerek i Kaja Puto – z dystansem, ale i fascynacją etnografów – udokumentowali falę fejsbukowego hejtu.

Mirosław Wlekły przyjrzał się zjawisku, które hejtowi towarzyszy jak cień – gotowości do odczuwania zgorszenia. Polak okazuje się tak samo skory do internetowej szarży, jak do publicznej urazy:

– Jak to „korki na Hlonda”? A gdzie słowo „arcybiskupa”?

– „Wielka księga cipek”? Treści nie znam, ale inna religia nie pozwoliłaby sobie na taką obrazę.

Magdalena Kicińska opowiada historię przemocy domowej, tym bardziej przerażającą, im bardziej do bólu przewidywalną – bez zwrotów akcji i bez zagadki. Wszystko przebiega tu rutynowo według stałego scenariusza: od picia, przez bicie, po przeprosiny; od ucieczki, przez rezygnację, po śmierć; od obojętności sąsiadów, przez niebieską kartę, po wzruszenie ramion policjantki.

Katalogu ofiar polskich emocji dopełniają reportaże Urszuli Jabłońskiej – o tym, co czeka transseksualistę na polskiej wsi, Małgorzaty Rejmer – o mieszkańcach ośrodka dla uchodźców i ich sąsiadach z cichego polskiego miasteczka oraz Agnieszki Wójcińskiej – o Polakach o „niepolskich” rysach twarzy i kolorze skóry.

Książkę zamyka zaskakujący tekst Macieja Wasielewskiego. Pozornie prowadzi nas w zupełnie inną rzeczywistość – za kulisy warszawskiego Klubu Komediowego.

Reporterzy młodego pokolenia nie wierzą w podział na Polskę A, B i C, nie wierzą w jakichś „nas” i „onych”. Widzą jednak, z ilu warstw się ona składa. I jak trudno czasami je skleić.

Stowarzyszenie Reporterów Rekolektyw powstało w 2014 r. Zrzesza polskich autorów reportaży. Są wśród nich: laureat Paszportu Polityki, zdobywczyni Nagrody „Gryfia” i Nagrody im. Teresy Torańskiej, zwyciężczyni konkursu Grand Press, nominowani do najważniejszych nagród literackich autorzy i autorki dobrze przyjętych książek non-fiction.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8032-098-7
Rozmiar pliku: 3,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ZAMIAST WSTĘPU

Ze słownika języka polskiego:

Obrażenie: rzeczownik, rodzaj nijaki

– rzeczownik odczasownikowy od: obrazić (obrazić – obrażać)

1. «uchybić czyjejś godności osobistej słowem lub czynem»

2. «naruszyć słowem lub czynem jakieś normy, prawa lub wartości»

– uszkodzenie (tkanek lub narządów ciała, np. poprzez złamanie, zranienie, działanie promieniowania itp., poprzez działanie czynników wewnętrznych lub zewnętrznych)

Uwagi:

– rzadko występuje w liczbie pojedynczej.BIOGRAMY AUTORÓW

Mirosław Wlekły (ur. 1978 r.) – reporter „Dużego Formatu”, absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, autor książki All inclusive. Raj, w którym seks jest bogiem (2015), jego reportaże ukazywały się w zbiorach: Grzech jest kobietą (2013) i NieObcy (2015), współautor reportażu i spektaklu teatralnego Swarka (Teatr Polski w Bydgoszczy 2015), nominowany do Nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej i Nagrody im. Beaty Pawlak.

Małgorzata Rejmer (ur. 1985 r.) – pisarka, reporterka. Autorka powieści Toksymia (nominacja do Nagrody Literackiej Gdynia) i reportażu Bukareszt. Kurz i krew (2013 Nagroda Newsweeka im. Teresy Torańskiej, Nagroda Literacka dla Autorki „Gryfia” i nominacja do Nagrody Literackiej Nike), Nominowana do Paszportów Polityki, laureatka Gwarancji Kultury.

Urszula Jabłońska (ur. 1980 r.) – absolwentka orientalistyki na Uniwersytecie Warszawskim oraz Polskiej Szkoły Reportażu. Pracowała jako dziennikarka w „Gazecie Wyborczej”, potem jako wicenaczelna magazynu „Exklusiv”. Obecnie jest freelancerką, pisze reportaże do gazet i książek. Laureatka nagrody Grand Press 2012 w kategorii „Reportaż prasowy”, finalistka w konkursie o Stypendium dla Młodych Reporterów im. Ryszarda Kapuścińskiego w 2013 roku i stypendystka Ministra Kultury 2015. Członkini Stowarzyszenia Reporterów „Rekolektyw”.

Agnieszka Wójcińska (ur. 1976 r.) – reporterka, publikuje m.in. w „Wysokich Obcasach”, „Dużym Formacie”, „Polityce”, „Zwierciadle”, „Tygodniku Powszechnym” i kwartalniku „Dialog-Pheniben”. Autorka książek Reporterzy bez fikcji. Rozmowy z polskimi reporterami (2011) i Perspektywa mrówki. Rozmowy z reporterami świata (2015) oraz reportaży w antologiach Pod jej redakcją ukazała się antologia reportaży Mur. 12 kawałków o Berlinie (2015).

Kaja Puto (ur. 1990 r.) – autorka tekstów publicystycznych i esejów, redaktorka i tłumaczka z języka niemieckiego, związana z Korporacją Ha!art. Publikowała m.in. w: „Ha!arcie”, „Polityce”, „Nowej Europie Wschodniej”. Redaktorka książki Literatura i kino. Polska po 1989 roku.

Ziemowit Szczerek – (ur. 1978 r.) – dziennikarz, pisarz, tłumacz, autor książek, m.in.: Przyjdzie Mordor i nas zje (2013), Rzeczpospolita zwycięska (2013) i Siódemka (2015). Współpracuje z Korporacją Ha!art, „Polityką”, „Nową Europą Wschodnią”. Laureat Paszportu „Polityki”, nominowany m.in. do Nagrody Literackiej Europy Środkowej Angelus i Nagrody Literackiej Nike.

Magdalena Kicińska (ur. 1987 r.) – reporterka, współpracowniczka „Gazety Wyborczej”, autorka książki Pani Stefa (2015). Publikowała też m.in. w „Polityce”, „Tygodniku Powszechnym”. Nominowana do Nagrody im. Teresy Torańskiej.

Maciej Wasielewski (ur. w 1982 r.) – autor książek Jutro przypłynie królowa (2013), Bim, bam, bom, mogę wszystko! (2013), oraz współautor 81:1. Opowieści z Wysp Owczych (2011).MIROSŁAW WLEKŁY
ZGORSZENIE POLSKIE

W Pakistanie, Arabii Saudyjskiej czy Sudanie za bluźnierstwo grozi śmierć. Niemcy, Dania, Grecja, Włochy, Irlandia, Cypr i Malta to jedyne kraje Europy, w których można karać za obrazę uczuć religijnych, choć rzadko się to robi. W Polsce artykuł 196 Kodeksu karnego mówi, że: „Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej, podlega grzywnie albo karze pozbawienia wolności do dwóch lat”. A Polacy chętnie się do niego odwołują. Chcę się dowiedzieć dlaczego.

SPALENIE BOGA PERUNA

Obrażony: Adam Miauczyński z Nowego Sącza, rodzimowierca

W połowie lipca 2012 roku zdenerwowany Adam Miauczyński z Nowego Sącza pisze do prokuratury:

„Zgłaszam przestępstwo ścigane z artykułu 196 Kodeksu karnego. Na filmie pod linkiem: http://www.youtube.com/watch?v=Y3gVAwOKtS4 jest palony posąg bóstwa czczonego przeze mnie i trzy formalnie zarejestrowane związki wyznaniowe w Polsce (Związek Wyznaniowy Rodzima Wiara, Zachodniosłowiański Związek Wyznaniowy Słowiańska Wiara, Rodzimy Kościół Polski). To analogiczne, jak gdyby ktoś próbował «inscenizować» spalenie Biblii, krzyża czy figury przedstawiającej Jezusa”.

Oglądam nagranie: na filmie widać wojowników w dawnych słowiańskich strojach. Spacerują wokół spalanego w ognisku posągu i wykrzykują:

„Kto jeszcze nie wierzy?

Komu mało?

Nowa wiara!

W tym nasza przyszłość!”.

Atmosfera pikniku, wokół ludzie w letnich ubraniach robią sobie pamiątkowe zdjęcia, śmieją się dzieci. To ważne: gapie też zostaną oskarżeni o obrazę uczuć religijnych.

Film nakręcono 12 czerwca 2010 roku podczas VI Festiwalu Kultury Słowiańskiej i Cysterskiej w Lądzie. Festiwal organizowany jest od 2005 roku. Pięć lat później odbył się pod hasłem „Misje, kościoły i klasztory”, a zapowiadano go tak: „W 966 roku Mieszko I przyjął chrzest, a w dwa lata później, w 968 roku, do państwa piastowskiego przybył biskup Jordan z zadaniem nawrócenia jego mieszkańców na wiarę chrystusową. Misja nie była łatwa; z jednej strony człowiek wychowany w kulturze zachodnioeuropejskiej, z drugiej zaś tłumy ludzi kultywujących tradycje swoich przodków i podejrzliwie spoglądających na obcą im religię...”.

W sobotę 12 czerwca 2010 roku o godzinie trzynastej trzydzieści w klasztorze w Lądzie rozpoczął się cykl wykładów. Wśród nich: „Jak nawrócić i ochrzcić Słowianina?” lub „Jak święty Wojciech bałwany pogańskie palił i co z tego wynikło”. O godzinie szesnastej na podgrodziu rozpoczęła się inscenizacja pod tytułem „Niech Bóg pokaże swoją siłę”, podczas której palono pogańskie posągi.

Dwa lata później Adam Miauczyński, lat 20, bezrobotny, kawaler, niekarany, zgłasza w tej sprawie ustne zawiadomienie do prokuratury. Na film w internecie natyka się przypadkiem. Nie jest jeszcze członkiem żadnego z rodzimowierczych związków, jednak zamierza do jednego z nich przystąpić.

Śledczym mówi: „Bóg Perun odpowiada ogólnie za burze i pioruny. Wierzę w to, że objawia się w postaci żywiołów. Z tego, co się orientuję, to w Polsce jest około tysiąca osób, które wyznają wiarę rodzimowierczą. Ja nie potrafię dużo powiedzieć na temat tej wiary, ponieważ stosunkowo niedawno zostałem rodzimowiercą, to znaczy kilka miesięcy temu . Sądzę, że pomysłodawca tego palenia Peruna przyczynił się do tego, że moje uczucia religijne zostały obrażone. Pośrednio również osoby, które brały udział w inscenizacji, są winne obrazy moich uczuć religijnych, bo wcale nie musiały tego robić. Proszę sobie wyobrazić, jakby czuł się katolik, gdyby palony był krzyż. Ja to samo czuję, jak widzę, że palony jest posąg Peruna czy jakiegokolwiek innego bóstwa słowiańskiego”.

Z Adamem Miauczyńskim nie udaje mi się porozmawiać. O spalenie Peruna wypytuję jednak Stanisława Potrzebowskiego, naczelnika Rodzimej Wiary.

– To nie była mądra inscenizacja, gdyż spięcia między wyznawcami różnych religii w ten sposób się nasilają. Wojny religijne już dosyć złego narobiły – twierdzi. – Denerwuje mnie też, gdy katoliccy hierarchowie z okazji tysiąc pięćdziesiątej rocznicy chrztu Polski ogłaszają, że w 966 roku zaczęła się historia naszego kraju, bo właśnie wtedy zszedł z drogi bałwochwalstwa. Mnie to obraża. A gdybyśmy my podczas naszych świąt spalili portret jakiegoś chrześcijańskiego świętego? Już sobie wyobrażam, co by się wtedy działo.

Dziesiątego sierpnia 2012 roku Komenda Miejska Policji w Nowym Sączu odmówiła wszczęcia dochodzenia w sprawie spalenia posągu Peruna wobec braku znamion czynu zabronionego.

CHRONIĆ TO, CO LUDZKIE

„Indywidualny przedmiot ochrony tego czynu zabronionego opisuje się również jako wolność od dyskomfortu psychicznego spowodowanego zachowaniami wyrażającymi brak szacunku dla wyznania pokrzywdzonego. Przedmiotem ochrony na żadnym poziomie ogólności nie jest cześć czy godność samego bóstwa , przedmiotem ochrony przepisu art. 196 Kodeksu karnego «nie jest to, co boskie, ale to, co ludzkie»”.

Magdalena Budyn-Kulik, Znieważanie uczuć religijnych – analiza dogmatyczna i praktyka ścigania, Instytut Wymiaru Sprawiedliwości

PRZYSTANEK BARANIAKA

Obrażony: Michał Grześ z Poznania, radny miejski

Interpelacja do biura Rady Miasta Poznania wpływa 17 września 2014 roku i dotyczy: „szanowania uczuć religijnych osób wierzących przez Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne”.

Radny Prawa i Sprawiedliwości i wiceprzewodniczący rady miasta Michał Grześ pisze w niej tak:

„Pasażerowie komunikacji miejskiej – osoby, jak podkreślają, wierzące – zwracają uwagę na czytanie w pojazdach nazwy przystanku przy ulicy Arcybiskupa Antoniego Baraniaka. Głos w pojazdach czyta «Baraniaka». Osoby, które się do mnie zwróciły w tej sprawie, proszą o pełne czytanie nazwy ulicy, uważają, z czym się zgadzam, że postać Arcybiskupa Antoniego Baraniaka jest wielce zasłużona dla Poznania. Proszę nie odpowiadać, że nazwa jest zbyt długa, bo przystanek Jana Nowaka-Jeziorańskiego jest czytany w całości. Proszę też o całościowe użycie nazwy na wyświetlaczach”.

Z Michałem Grzesiem, lat 51, nauczycielem informatyki i przedmiotów elektrycznych, radnym od sześciu kadencji, rozmawiam kilka miesięcy później.

– Zadzwonił jeden z dwóch obrażonych panów, żądał reakcji, a ja w ferworze nerwów napisałem tę interpelację. Zatytułowałem ją nieopatrznie, cytując tego pana. Przecież nie tylko takimi sprawami się zajmuję. Tyle ważnych interpelacji w życiu składałem, ale cała Polska zainteresowała się właśnie tą. Ten mój rozmówca zrobił mi taką awanturę, jakbym to ja był temu winien. Zadzwonię do niego, zapytam. Jeśli miał odwagę na mnie nakrzyczeć, to i z panem porozmawia.

Po tygodniu:

– Nie chce rozmawiać, chyba się wystraszył. Gdyby był pan z Radia Maryja albo Telewizji Trwam, to pewnie by się odważył. Znam go od dziecka. Od lat w kościele widuję. Mieszkamy na tym samym osiedlu. Musi być po osiemdziesiątce. Jego żona: taka pituchna kościelna. On: trochę mniej. Kiedyś głosowali na Ligę Polskich Rodzin, ale jak ta partia znikła, to przerzucili się na mnie. Na mnie, bo w Poznaniu nic już bardziej na prawo od mnie nie ma, no, może tylko radny Alexandrowicz.

Ale skoro ten pan nie chce rozmawiać, trudno. Sam opowiem panu, jak to było.

Zadzwonił i mówi, że ten przystanek to złośliwość nowego prezydenta, który nie lubi Kościoła. Starałem się wytłumaczyć, że poprzedni prezydent bardzo dobrze żył z Kościołem, a nazwa przystanku czytana była tak samo. Ale przyznać mu rację musiałem, bo arcybiskup wielce zasłużony. Znałem go osobiście, bo byłem ministrantem. Sprawdziłem też, że w Warszawie czy Katowicach czyta się nazwiska w całości. No bo jak niby to brzmi: „Maczka”? Czy nie lepiej choćby: „Generała Maczka”? Rozmawiałem też z dziennikarzami z telewizji z Poznania i powiedzieli mi, że kiedy podają, że są „korki na Hlonda”, to zaraz mają telefony z pytaniem: „A gdzie słowo «arcybiskupa»?”.

Po interpelacji zaczęła się lawina. Dziennikarze dzwonili. Oczywiście dostałem też maile: „Ty sługo czarnych, zgnijesz!”. I inne: że siebie i miasto ośmieszam. W szkole pracuję, więc jakieś tam przycinki od uczniów też dostałem.

A teraz myślę, że chodzi bardziej o szacunek, a nie obrażanie uczuć. Ale metodologię nazywania przystanków warto przedyskutować.

Z analizy Zarządu Transportu Miejskiego w Poznaniu wynika, że wprowadzenie odpowiednich zmian w nazewnictwie przystanków (nie tylko arcybiskupa Baraniaka, ale też kilkudziesięciu innych) kosztowałoby miasto 186 300 złotych.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: