Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Oczekuję życia w przyszłym świecie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 marca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Oczekuję życia w przyszłym świecie - ebook

Ojciec Wacław Hryniewicz powraca do pytań o rzeczywistość ostateczną człowieka i świata. Spogląda na nią z perspektywy dialogu chrześcijan Wschodu i Zachodu, łącząc w tej książce swoje dwie największe pasje teologiczne: eschatologię i ekumenizm.

Wiara przybiera postać intensywnego oczekiwania, które nadaje orientację mojemu życiu. Wierzę, dlatego oczekuję spełnienia tego, o czym mówi Ten, w którego wierzę. Oczekuję z nadzieją i ufnością, iż nie doznam zawodu. Wiara i nadzieja są źródłem mojego oczekiwania".

(ze wstępu Autora)

Wacław Antoni Hryniewicz urodził się w 1936 roku. Jest kapłanem zgromadzenia oblatów Maryi Niepokalanej, profesorem teologii katolickiej, emerytowanym profesorem KUL JP II, wieloletnim kierownikiem katedry teologii prawosławnej oraz dyrektorem Instytutu Ekumenicznego. Przez ćwierć wieku był członkiem Międzynarodowej Komisji Mieszanej ds. Dialogu Teologicznego między Kościołem katolickim i Kościołem prawosławnym. Główne pola jego zainteresowań to eschatologia i ekumenizm. Opublikował dziesiątki prac naukowych i popularyzatorskich, przez wielu uważany jest za najwybitniejszego polskiego teologa ostatnich dziesięcioleci.

Kategoria: Duchowość
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7516-994-2
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp
Ocze­kuję

Escha­to­lo­gia to na­uka o rze­czywi­sto­ści osta­tecz­nej czło­wie­ka i świa­ta. Na­zwa po­cho­dzi od grec­kich słów tà éscha­ta, czyli rze­czy bądź spra­wy ostat­nie, w prze­ci­wień­stwie do tà prōta, czyli rze­czywi­stość, spra­wy lub wy­da­rze­nia pierw­sze (zob. Ap 21,4). Escha­to­lo­gia jest nie tyl­ko zwień­cze­niem ca­łej dok­tryny chrze­ści­jań­skiej. Jako wy­raz na­dziei prze­ni­ka ją od po­cząt­ku do koń­ca: od stwo­rze­nia, po­przez dzie­ło od­kupie­nia do­ko­na­ne przez Chrystusa, aż po koń­co­we speł­nie­nie dzie­jów ludz­ko­ści i prze­obra­że­nie ca­łe­go wszech­świa­ta. Po­sługując się na­zwą ‘escha­to­lo­gia’, myśli­my o przy­szło­ści i zwra­ca­my się ku niej z na­dzie­ją.

W tym sen­sie na­dzie­ja sta­je się za­sa­dą in­spi­rują­cą całą lo­gi­kę wia­ry i ca­łość myśle­nia teo­lo­gicz­ne­go. Wi­dać to w sa­mej struk­turze chrze­ści­jań­skie­go Cre­do, w wy­zna­niu wia­ry w stwo­rze­nie aż do jego osta­tecz­ne­go speł­nie­nia. Dwa zda­nia za­sługują w tym wzglę­dzie na szcze­gól­ną uwa­gę. Wy­zna­je­my, że Je­zus Chrystus „po­wtór­nie przyj­dzie w chwa­le są­dzić żywych i umar­łych, a kró­le­stwu Jego nie bę­dzie koń­ca”. A na koń­cu wy­zna­nie za­mie­nia się w ocze­ki­wa­nie: „I ocze­kuję wskrze­sze­nia umar­łych i życia przy­szłe­go wie­ku/w przy­szłym świe­cie”. Sło­wa z ostat­nie­go zda­nia sta­ły się ty­tułem obec­nej książ­ki po­świę­co­nej roz­wa­ża­niom nad wy­bra­nymi za­gad­nie­nia­mi escha­to­lo­gii chrze­ści­jań­skie­go Wscho­du i Za­cho­du.

Koń­co­we sło­wo „ocze­kuję” sta­no­wi kon­kret­ne, życio­we pod­sumo­wa­nie na­szej wia­ry. Do­da­ne zo­sta­ło do tego wszyst­kie­go, w co wie­rzymy wia­rą ca­łe­go Ko­ścio­ła. Wia­ra przy­bie­ra po­stać in­ten­syw­ne­go ocze­ki­wa­nia, któ­re na­da­je orien­ta­cję mo­je­mu życiu. Wie­rzę, dla­te­go ocze­kuję speł­nie­nia tego, o czym mówi Ten, w któ­re­go wie­rzę. Ocze­kuję z na­dzie­ją i uf­no­ścią, iż nie do­znam za­wo­du. Wia­ra i na­dzie­ja są źró­dłem mo­je­go ocze­ki­wa­nia. Ocze­ki­wa­nie na­da­je kie­runek mo­je­mu życiu. Jest w tym ocze­ki­wa­niu pra­gnie­nie speł­nie­nia się tego wszyst­kie­go, w co wie­rzę. Jest tak­że ra­dość z za­po­wie­dzia­ne­go speł­nie­nia Bo­żych obiet­nic. Nie wie­rzę na próż­no. Bóg speł­nia swo­je obiet­ni­ce. Wie­rzę, że już tutaj na zie­mi roz­po­czę­ło się to „życie przy­szłe­go wie­ku”. Jego re­al­ność prze­czuwa ser­ce otwar­te na Boga.

To, cze­go ocze­kuję, jest mi zna­ne tyl­ko po czę­ści, „cząst­ko­we bo­wiem jest na­sze po­zna­nie (…). Te­raz bo­wiem wi­dzi­my nie­ja­sno, jak­by w zwiercia­dle…” (1 Kor 13,9.12). Wia­ra mówi mi o spo­tka­niu z Tym, w któ­re­go wie­rzymy. Dla­te­go wła­śnie „ocze­kuję wskrze­sze­nia umar­łych i życia przy­szłe­go wie­ku”. Pas­chal­ne świa­dec­two o zmar­twych­wsta­niu Je­zusa jest za­po­wie­dzią i obiet­ni­cą tak­że na­sze­go zmar­twych­wsta­nia. Zo­sta­ło nam obie­ca­ne i da­ro­wa­ne nowe życie, wol­ne od śmier­ci, łez, bólu i krzyku. Sło­wo „ocze­kuję” jest sło­wem peł­nym uf­no­ści i ra­do­ści. Mó­wiąc „ocze­kuję”, wy­ra­żam tak­że swo­ją mi­łość do Daw­cy tak wiel­kie­go i nie­po­ję­te­go daru.

Moje „wie­rzę” bę­dzie sta­le za­mie­niać się w „ocze­kuję” i „pra­gnę” życia w przy­szłym świe­cie. Obec­ne życie po­tra­fi skutecz­nie ga­sić to ocze­ki­wa­nie i to pra­gnie­nie. A jed­nak „je­śli na­wet ser­ce nas po­tę­pia, Bóg jest więk­szy od na­sze­go ser­ca i wie wszyst­ko” (1 J 3,20). Je­że­li na­wet za­chwie­ję się w ja­kimś mo­men­cie w swo­jej wie­rze, mogę za­wsze pod­nieść się i po­now­nie ocze­ki­wać spo­tka­nia z Chrystusem, któ­ry jest cier­pli­wy i mi­ło­sier­ny. Ta­kim uka­zuje Go Ewan­ge­lia. A On jest ob­ra­zem do­bre­go Ojca, mi­łują­ce­go lu­dzi, któ­ry pra­gnie zgro­ma­dzić wszyst­kie swo­je „roz­pro­szo­ne dzie­ci” (J 11,52).

To praw­da, że myśle­nie o od­le­głych po­cząt­kach wszech­świa­ta jest czymś fa­scynują­cym. Na­uka od­sła­nia co­raz to nowe taj­ni­ki jego kształ­to­wa­nia się i roz­sze­rza­nia. Jed­nak­że to ko­niec dzie­jów do­tyczy bez­po­śred­nio losu każ­de­go czło­wie­ka. A to już jest spra­wa bar­dzo bli­ska, o cha­rak­te­rze głę­bo­ko eg­zysten­cjal­nym. Kie­dy sam je­stem w okre­sie je­sie­ni życia, nie dzi­wi, że wła­śnie na kwe­stiach escha­to­lo­gicz­nych kon­cen­trują się moje za­in­te­re­so­wa­nia i moja uwa­ga.

Przez wie­le lat byłem kie­row­ni­kiem Ka­te­dry Teo­lo­gii Pra­wo­sław­nej w In­stytucie Ekume­nicz­nym Ka­to­lic­kie­go Uni­wer­sy­te­tu Lu­bel­skie­go. Wie­lo­krot­nie przed­mio­tem mo­ich wy­kła­dów mo­no­gra­ficz­nych były za­gad­nie­nia escha­to­lo­gicz­ne. Po­wra­ca­łem do nich z po­trze­by ser­ca, za każ­dym ra­zem po­sze­rza­jąc za­kres wy­bra­nych te­ma­tów. Po­sta­no­wi­łem te­raz, po przej­ściu na eme­ryturę (2008), po­now­nie za­du­mać się nad escha­to­lo­gią chrze­ści­jań­skie­go Wscho­du i Za­cho­du. Wy­bra­łem for­mę oso­bi­stych roz­wa­żań nad po­rusza­nymi w teo­lo­gii naj­bar­dziej cha­rak­te­rystycz­nymi te­ma­ta­mi, zwią­za­nymi z osta­tecz­nym lo­sem czło­wie­ka i świa­ta. Me­dyta­cja to spo­koj­ne wni­ka­nie w głąb wia­ry i na­dziei in­spi­ro­wa­ne mi­ło­ścią do tego, co nie­wi­dzial­ne i za­kryte jesz­cze przed na­szymi oczyma. Je­ste­śmy nie tyl­ko isto­ta­mi ro­zum­nymi (homo sa­piens) i przy­zywa­ją­cymi po­mo­cy (homo epic­le­ti­cus), ale rów­nież po­tra­fią­cymi sła­wić, po­dzi­wiać, wy­bie­gać myślą w przy­szłość i dzię­ko­wać za to, czym zo­sta­li­śmy ob­da­rze­ni (homo ad­o­rans, homo gra­tias agens).

Czę­sto będę po­sługi­wać się for­mą oso­bi­stej me­dyta­cji, któ­ra spra­wia, że pi­sa­ne sło­wo sta­je się świa­dec­twem, wy­zna­niem wia­ry i na­dziei. Moje roz­wa­ża­nia będą prze­pla­ta­ły się z myślą pra­wo­sław­nych teo­lo­gów i fi­lo­zo­fów re­li­gij­nych, zwłasz­cza ro­syj­skich. Cza­sem bę­dzie to roz­dział lub pa­ra­graf od­ręb­ny, aby za­cho­wać spe­cyfi­kę myśle­nia chrze­ści­jan Wscho­du i Za­cho­du. W nie­któ­rych par­tiach tek­stu roz­wa­ża­nia nad myślą pra­wo­sław­ną mogą na­wet prze­wa­żać nad re­flek­sją z za­kre­su teo­lo­gii ka­to­lic­kiej. Nie po­mi­jam rów­nież pew­nych wąt­ków teo­lo­gii pro­te­stanc­kiej, cho­ciaż nie sta­no­wi ona głów­ne­go nur­tu mo­ich me­dyta­cji.

Do­bór te­ma­tów zo­stał po­dyk­to­wa­ny moją oso­bi­stą wraż­li­wo­ścią. Nie cho­dzi o ca­ło­ścio­wy i wy­czer­pują­cy za­rys escha­to­lo­gii kształ­tują­cej się przez wie­le wie­ków, lecz o za­gad­nie­nia, któ­re w cią­gu lat naj­bar­dziej przy­cią­ga­ły moją uwa­gę. Przy­dat­ne oka­za­ły się zbie­ra­ne przez lata publi­ka­cje, do któ­rych chcę po­wró­cić raz jesz­cze pod ko­niec mego życia. Uzupeł­niam je, rzecz ja­sna, no­wymi studia­mi i publi­ka­cja­mi za­rów­no au­to­rów pra­wo­sław­nych, jak i myśli­cie­li re­li­gij­nych z in­nych Ko­ścio­łów. Taka wie­lo­stron­na re­flek­sja escha­to­lo­gicz­na przy­no­si peł­niej­szy ob­raz bo­gac­twa myśli i mą­dro­ści za­war­tych w wie­lo­wie­ko­wej tra­dycji chrze­ści­jań­skiej.

Sam bę­dąc wciąż studio­sus the­olo­giae, mam na­dzie­ję, że moje roz­wa­ża­nia i za­myśle­nia będą mo­gły służyć po­mo­cą tym, któ­rym za­le­ży na głęb­szym ro­zu­mie­niu wła­sne­go losu; że za­chę­cą ich do sa­mo­dziel­ne­go myśle­nia i po­szuki­wa­nia. Pyta­nia o osta­tecz­ny cel ist­nie­nia nie prze­sta­ły nur­to­wać lu­dzi. Wia­ra i na­dzie­ja szuka­ją zro­zu­mie­nia. Życia nie wy­star­czy, aby zgłę­bić to, co nam obie­ca­no. Prze­strze­nie wia­ry i na­dziei są bez­kre­sne. Zdol­ność zdu­mie­nia i po­dzi­wu jest to­wa­rzysz­ką na­szej ziem­skiej dro­gi. Tak przy­go­to­wuje­my się już te­raz do przy­ję­cia naj­więk­sze­go za­dzi­wie­nia w spo­tka­niu z Rze­czywi­sto­ścią Osta­tecz­ną.

Bar­dzo ser­decz­nie dzię­kuję ks. dr. Je­rze­mu Stran­zo­wi, Re­dak­to­ro­wi Na­czel­ne­mu Wy­daw­nic­twa Świę­ty Woj­ciech, za życz­li­wą otwar­tość i go­to­wość wy­da­nia mo­ich teo­lo­gicz­nych roz­wa­żań.

Wa­cław Hrynie­wicz OMI

29 sierp­nia 2012 roku

W prze­kła­dzie pol­skim: „I ocze­kuję… życia wiecz­ne­go w przy­szłym świe­cie”. W orygi­nal­nym tek­ście grec­kim: kai zōēn tou mél­lon­tos aiōnos, „życia przy­szłe­go wie­ku” lub „życia przy­szłe­go świa­ta”.

Tek­sty Sta­re­go (Pierw­sze­go) Te­sta­men­tu (tzw. Bi­blii He­braj­skiej) przy­ta­czał będę we­dług Bi­blii Ty­siąc­le­cia, wyd. 5, Po­znań 2003. W za­leż­no­ści od tego, czy prze­kład od­da­je wier­nie treść orygi­na­łu grec­kie­go, Nowy Te­sta­ment cyto­wa­ny bę­dzie głów­nie we­dług prze­kła­du ekume­nicz­ne­go: Pi­smo Świę­te No­we­go Te­sta­men­tu i Psal­my. Prze­kład ekume­nicz­ny z ję­zyków orygi­nal­nych. War­sza­wa 2001. W do­cie­ra­niu do wła­ści­we­go sen­su nie­zwykle po­moc­ny był tak­że Grec­ko-pol­ski Nowy Te­sta­ment. Wy­da­nie in­ter­li­ne­ar­ne z ko­da­mi gra­ma­tycz­nymi, tłum. R. Po­po­wski i M. Woj­cie­chow­ski, War­sza­wa 1993.1. Ob­ra­zo­wy ję­zyk escha­to­lo­gicz­nej na­dziei

Upra­wia­nie escha­to­lo­gii, czyli na­uki o koń­cu życia po­szcze­gól­ne­go czło­wie­ka i po­wszech­nej hi­sto­rii świa­ta, na­po­tyka dzi­siaj wie­le trud­no­ści. Żyje­my w cza­sach za­ostrzo­nej świa­do­mo­ści krytycz­nej. Wie­lu lu­dzi za­sta­na­wia się, czy chrze­ści­jań­skie prze­sła­nie o osta­tecz­nym speł­nie­niu dzie­jów ludz­ko­ści i świa­ta na koń­cu cza­sów jest wia­rygod­ne. Nie­któ­rzy skłon­ni są uznać je ra­czej za wy­twór re­li­gij­nej wy­obraź­ni, wy­ro­słej z tę­sk­no­ty za ja­kąś przy­szło­ścią osta­tecz­ną, któ­ra nada­ła­by sens wszyst­kie­mu, co wy­da­je się ab­sur­dal­ne i bez­na­dziej­ne w ludz­kim do­świad­cze­niu życia i śmier­ci. Z trudem prze­cież przyj­mu­je­my praw­dę o wła­snej skoń­czo­no­ści i nie­uchron­nej śmier­ci i dla­te­go two­rzymy wi­zje no­we­go świa­ta, szczę­śli­we­go i nie­prze­mi­ja­ją­ce­go.

Pyta­nie o cel i sens ist­nie­nia

Do ta­kiej sy­tua­cji przy­czyni­ły się z pew­no­ścią tra­dycyj­ne wy­obra­że­nia o ko­smicz­nych zna­kach i dra­ma­tycz­nej za­gła­dzie tego świa­ta w pło­mie­niach ognia na koń­cu świa­ta – wy­obra­że­nia o przyj­ściu Chrystusa na ob­ło­kach nie­bie­skich, o otwar­ciu gro­bów i zmar­twych­wsta­niu umar­łych na sąd. Do tego do­daj­my jesz­cze ma­ka­brycz­ne przed­sta­wie­nia pie­kła w sztuce i ko­ściel­nym na­ucza­niu. To wszyst­ko wy­da­je się scep­tycz­nie na­sta­wio­nym umysłom wy­two­rem czystej fan­ta­zji, do­mi­nują­cej w mi­nio­nej epo­ce hi­sto­rii i jej wy­obra­że­niach o świe­cie.

Czy jesz­cze moż­na za­tem wie­rzyć w osta­tecz­ne speł­nie­nie dzie­jów obec­ne­go świa­ta? Oto od­wiecz­ne pyta­nie, z któ­rym zma­ga się tak­że dzi­siaj wie­lu myślą­cych lu­dzi. To praw­da, że już w tym życiu do­świad­cza­my pew­nych mo­men­tów speł­nie­nia i po­czucia szczę­ścia. Prze­czuwa­my w głę­bi ser­ca nie­zwykłość sa­me­go cudu ist­nie­nia. Pyta­my wów­czas: dla­cze­go w ogó­le je­stem i do­kąd to życie mnie pro­wa­dzi? A jed­nak jest w nas tak­że rze­czywi­sta tę­sk­no­ta za czymś trwal­szym i osta­tecz­nym. Czuje­my aż na­zbyt do­brze kruchość i ulot­ność życia.

Pyta­nie o przy­szłość jest nie­od­łącz­ną czę­ścią ludz­kie­go do­świad­cze­nia. Jest to pyta­nie o sens i cel na­sze­go ist­nie­nia. Za­da­je­my je so­bie zwłasz­cza w mo­men­tach trud­nych, gdy przyj­dzie nam prze­żyć śmierć uko­cha­nej oso­by, wiel­kie cier­pie­nie, nie­po­wo­dze­nia, po­czucie da­rem­no­ści i zbęd­no­ści. Wszyst­ko wy­da­je się wte­dy skoń­czo­ne, bez­na­dziej­ne, wręcz ab­sur­dal­ne. Kie­dy na­to­miast do­świad­cza­my mi­ło­ści, ra­do­ści, do­bra, pięk­na, szczę­ścia i speł­nie­nia, pra­gnie­my, aby nie było to je­dynie kruche wra­że­nie, któ­re prze­mi­nie jak po­wiew wia­tru bez celu i sen­su. Prze­ra­ża nas owo „prze­mi­nę­ło z wia­trem”, gone with the wind. Bun­tuje­my się w głę­bi swe­go je­ste­stwa.

Sami do­świad­cza­my w ser­cu, cze­go nam naj­bar­dziej bra­kuje, a jest to brak mi­ło­ści i sen­su. Po­czucie bez­sen­su wszyst­kie­go, co czyni­my i czym żyje­my, od­bie­ra życiu cały jego urok, gasi ra­dość i na­dzie­ję. Wie­lu lu­dziom co­raz trud­niej do­pa­trzyć się sen­su wła­sne­go ist­nie­nia. Na czym miał­by po­le­gać jego cel osta­tecz­ny, któ­ry uza­sad­nia sens życia? Prę­dzej czy póź­niej prze­ko­nuje­my się, że nie może za­spo­ko­ić na­sze­go pra­gnie­nia szczę­ścia je­dynie co­dzien­na pra­ca, życie ro­dzin­ne, za­ba­wa, roz­ryw­ka czy na­wet za­an­ga­żo­wa­nie spo­łecz­ne. W mi­ło­ści i co­dzien­nym trudzie kryje się pra­gnie­nie cze­goś trwa­łe­go i nie­prze­mi­ja­ją­ce­go.

Czy za­tem tę­sk­no­ta za trwa­łą i osta­tecz­ną przy­szło­ścią jest je­dynie owo­cem myśle­nia życze­nio­we­go, owe­go zgub­ne­go wi­sh­ful thin­king, któ­re nie ma żad­nej gwa­ran­cji i szan­sy na re­ali­za­cję? Jak od­na­leźć rze­czywi­stą praw­dę o na­szym życiu? Jak przy­wró­cić wia­rygod­ność chrze­ści­jań­skie­mu prze­ko­na­niu o osta­tecz­nym speł­nie­niu ludz­kie­go losu przez Boga? Są­dzę, że na­le­ży się zwró­cić w stro­nę in­tui­cji, któ­re kryją się w naj­lep­szych świa­dec­twach myśli Wscho­du i Za­cho­du chrze­ści­jań­skie­go. Po­moc­ne są w tym wzglę­dzie rów­nież osią­gnię­cia teo­lo­gii no­wej daty w po­szcze­gól­nych Ko­ścio­łach. Do­tyczy to zwłasz­cza eg­ze­ge­zy hi­sto­rycz­no-krytycz­nej oraz re­flek­sji me­to­do­lo­gicz­nej nad wy­po­wie­dzia­mi escha­to­lo­gii. Zda­no so­bie spra­wę, że w tre­ściach i me­to­dach tra­dycyj­nej escha­to­lo­gii po­peł­nia­no i nadal jesz­cze po­peł­nia się po­waż­ne błę­dy.

Błęd­ne in­ter­pre­ta­cje sym­bo­licz­ne­go ję­zyka Bi­blii

W tra­dycji za­chod­niej współ­cze­sna eg­ze­ge­za po­mo­gła zro­zu­mieć, że w prze­szło­ści czę­sto błęd­nie in­ter­pre­to­wa­no ob­ra­zo­wy i sym­bo­licz­ny ję­zyk Bi­blii. Na pod­sta­wie roz­pro­szo­nych ob­ra­zów i sym­bo­li two­rzo­no swo­isty re­por­taż koń­ca świa­ta i dra­ma­tu cza­sów osta­tecz­nych. Uwa­ża­no, że Pi­smo Świę­te prze­ka­zuje – ni­czym nie­omyl­ny ja­sno­widz – wy­raź­ną prze­po­wied­nię o przy­szło­ści świa­ta. Był to jed­nak w su­mie urze­czo­wio­ny ob­raz wy­da­rzeń osta­tecz­nych, da­le­ki od du­cha Do­brej No­wi­ny, któ­ry wie­lu lu­dzi od­strę­czał od wia­ry. Bra­ko­wa­ło w nim od­nie­sień oso­bo­wych do osta­tecz­nej wspól­no­ty z Bo­giem i in­nych lu­dzi. Teo­lo­go­wie za­sta­na­wia­li się mię­dzy in­nymi nad ko­lej­no­ścią wy­da­rzeń osta­tecz­nych oraz nad wie­lo­ma za­gad­nie­nia­mi szcze­gó­ło­wymi. Pyta­li, czy naj­pierw doj­dzie do ka­ta­stro­fy ko­smicz­nej i do zmar­twych­wsta­nia umar­łych, a na­stęp­nie do po­wtór­ne­go przyj­ścia Chrystusa po­śród dźwię­ku trąb ar­cha­niel­skich (w ja­kiej to­na­cji, dur czy moll?), wzywa­ją­cych na sąd osta­tecz­ny.

Ta­kie na­sta­wie­nie może pro­wa­dzić do zgo­ła ab­sur­dal­nych kwe­stii, bu­dzą­cych je­dynie za­kło­po­ta­nie, zdzi­wie­nie, a na­wet po­czucie śmiesz­no­ści. Byli teo­lo­go­wie, któ­rzy ob­li­cza­li na pod­sta­wie pew­nych wy­po­wie­dzi Bi­blii tem­pe­ra­turę ognia pie­kiel­ne­go. Do dzi­siaj nie­któ­rzy ob­sta­ją przy twier­dze­niu, że ten ogień na­le­ży ro­zu­mieć cał­kiem re­al­nie, w sen­sie fi­zycz­nym, a nie tyl­ko sym­bo­licz­nie. Zda­niem wie­lu, pod­czas zmar­twych­wsta­nia Bóg na nowo ożywi i ob­le­cze cia­łem ziem­skie pro­chy zmar­łych. Wy­obra­ża­no so­bie, że przy Bo­żej po­mo­cy du­sza od­dzie­lo­na od cia­ła utwo­rzy z tych pro­chów nowe cia­ło zmar­twych­wsta­łe, oczywi­ście z za­cho­wa­niem zróż­ni­co­wa­nia płci.

W drugiej po­ło­wie XIX wie­ku ro­syj­ski fi­lo­zof re­li­gij­ny Mi­ko­łaj Fio­do­row za­chę­cał do zbie­ra­nia pro­chów zmar­łych przod­ków, aby w ten spo­sób, ko­rzysta­jąc z osią­gnięć na­uki, przy­spie­szyć „wspól­ne dzie­ło” prze­zwycię­że­nia śmier­ci i po­wszech­ne­go zmar­twych­wsta­nia ludz­ko­ści. Uwa­żał, że zmar­twych­wsta­nie Chrystusa i od­kupie­nie lu­dzi otwar­ły dro­gę do po­dej­mo­wa­nia tego dzie­ła. To pro­jekt zgo­ła uto­pij­ny, aby przez współ­dzia­ła­nie z Chrystusem trudzić się nad „im­ma­nent­nym zmar­twych­wsta­niem”, a w ten spo­sób prze­zwycię­żyć bier­ność lu­dzi w ob­li­czu śmier­ci.

Przy­kła­dy po­wyż­sze po­ka­zują, że na­uka o osta­tecz­nych wy­da­rze­niach ludz­ko­ści i świa­ta jest na­ra­żo­na na wy­pa­cze­nia w po­sta­ci urze­czo­wio­ne­go, wręcz fi­zykal­ne­go trak­to­wa­nia tej rze­czywi­sto­ści, któ­ra ma nade wszyst­ko cha­rak­ter oso­bo­wych re­la­cji z Bo­giem i ludź­mi. Jak­że czę­sto ob­ra­zo­we wy­po­wie­dzi Pi­sma trak­to­wa­no do­słow­nie, przed czym prze­strze­gał w pierw­szej po­ło­wie XX wie­ku, jak zo­ba­czymy, wy­bit­ny teo­log ro­syj­ski Ser­giusz Buł­ga­kow. Po­dob­nie czynił to inny teo­log pra­wo­sław­ny, Paul Evdo­ki­mov. Pi­sał on:

Sym­bo­licz­na za­war­tość tek­stów escha­to­lo­gicz­nych jest tak duża, że usuwa wszel­kie uprosz­cze­nia, a przede wszyst­kim każ­de zna­cze­nie do­słow­ne. Wy­ko­rzystywa­ne są ob­ra­zy, gdyż kie­dy tyl­ko do­cho­dzi do chwi­lo­we­go ze­tknię­cia się z wy­mia­rem trans­cen­dent­nym, sło­wo oka­zuje się bez­sil­ne. Zna­cze­nie do­słow­ne cał­ko­wi­cie się nam wy­myka i za­chę­ca nas do „wiel­bie­nia w mil­cze­niu” rze­czywi­sto­ści, o któ­rej zo­sta­ło po­wie­dzia­ne: „Ani oko nie wi­dzia­ło, ani ucho nie słysza­ło, ani ser­ce czło­wie­ka nie zdo­ła­ło po­jąć, jak wiel­kie rze­czy przy­go­to­wał Bóg tym, któ­rzy Go mi­łują” (Iz 64,3; 1 Kor 2,9).

Ob­ra­zy na­dziei do­tyczą­ce przy­szło­ści od­no­szą się przede wszyst­kim do oso­bo­we­go spo­tka­nia z Bo­giem. Nie ocze­kuj­my dra­ma­tycz­nych wi­do­wisk na koń­cu świa­ta. O wie­le waż­niej­sze jest to, że każ­dy czło­wiek bę­dzie mu­siał zdać spra­wę przez Bo­giem i ludź­mi ze swe­go życia; że bę­dzie po­trze­bo­wał prze­ba­cze­nia od in­nych, jak też sam bę­dzie mu­siał prze­ba­czyć tym, któ­rzy wo­bec nie­go za­wi­ni­li.

Sens ob­ra­zo­wych wy­po­wie­dzi o po­cząt­ku i koń­cu

Nie mamy tutaj, na zie­mi, bez­po­śred­niej wie­dzy o życiu po­za­gro­bo­wym. Zda­ni je­ste­śmy na nie­do­sko­na­łe po­zna­nie, cząst­ko­we in­tui­cje i wglą­dy po­znaw­cze. Świat osta­tecz­nych lo­sów ludz­ko­ści i świa­ta jest nie­do­stęp­ny na­szym zmysłom i na­sze­mu umysło­wi. Wie­le za­le­ży od ob­ra­zu Boga w na­szych po­glą­dach escha­to­lo­gicz­nych. Zmie­nia się on w za­leż­no­ści od tego, czy na pierw­szym miej­scu wi­dzi­my Jego mi­łość i ła­ska­wość, czy też jako głów­ny przy­miot przy­pi­suje­my Mu spra­wie­dli­wość i gniew. Mó­wiąc o wy­da­rze­niach osta­tecz­nych, mu­si­my po­sługi­wać się ję­zykiem ob­ra­zów i po­rów­nań. Ob­ra­zy z ko­lei za­leż­ne są od swo­jej po­jem­no­ści i uwa­run­ko­wań cza­so­wych.

W prze­szło­ści czę­sto nie zwra­ca­no na to uwa­gi. W pierw­szych wie­kach chrze­ści­jań­stwa za­zwyczaj przyj­mo­wa­no ob­ra­zo­we wy­obra­że­nia o przy­szłym świe­cie jako fak­tycz­ny stan rze­czy. Wy­obra­ża­no so­bie na przy­kład, że je­że­li więk­szość lu­dzi zo­sta­nie po­tę­pio­nych, to wraz ze wzra­sta­ją­cą ich ilo­ścią bę­dzie im trud­no po­mie­ścić się w pie­kle. Uwa­ża­no za­tem, że fe­tor i za­duch po­wsta­ją­ce wskutek tej cia­sno­ty są je­dynie do­dat­ko­wą karą za grze­chy.

Aby wła­ści­wie in­ter­pre­to­wać wy­po­wie­dzi escha­to­lo­gicz­ne, trze­ba zdać so­bie spra­wę, że po­czą­tek i ko­niec dzie­jów świa­ta kryją w so­bie pew­ne po­do­bień­stwo. Wy­da­rzeń osta­tecz­nych nie na­le­ży in­ter­pre­to­wać w ode­rwa­niu od tego, jak ro­zu­mie­my dzi­siaj pierw­sze roz­dzia­ły Księ­gi Ro­dza­ju o po­cząt­kach świa­ta i ludz­ko­ści. Opo­wie­ści bi­blij­ne o stwo­rze­niu świa­ta, raju ziem­skim i sta­nie pier­wot­nym pierw­szych ro­dzi­ców nie są szcze­gó­ło­wym opi­sem tego, co rze­czywi­ście sta­ło się na po­cząt­ku. W tych opo­wie­ściach cho­dzi o prze­ka­za­nie prawd bar­dziej pod­sta­wo­wych, ta­kich jak za­leż­ność stwo­rzeń od Boga, re­spekt Stwór­cy dla wol­no­ści czło­wie­ka oraz kon­se­kwen­cje nie­po­słuszeń­stwa Ada­ma i Ewy.

Praw­dy te zo­sta­ły prze­ka­za­ne w for­mie tzw. etio­lo­gii, czyli co­fa­nia się i po­szuki­wa­nia przy­czyn tej sy­tua­cji ludz­ko­ści, któ­rą prze­żywa­li Izra­eli­ci w hi­sto­rycz­nych do­świad­cze­niach swo­jej wia­ry w Boga. Przy­czynę usi­ło­wa­no od­na­leźć w ob­ra­zo­wo opi­sa­nych po­cząt­kach ludz­ko­ści. Wie­rzo­no, że opi­sy te wy­ja­śnia­ją obec­ny stan w dzie­jach grzesz­nych lu­dzi. Nie cho­dzi za­tem je­dynie o po­czą­tek cza­so­wy, ale o zna­le­zie­nie przy­czyny tego, co się sta­le wy­da­rza w ludz­kich dzie­jach. Ce­lem opi­su stwo­rze­nia i po­cząt­ku świa­ta nie jest bynajm­niej za­pis na­uko­wej wie­dzy o rze­czywi­sto­ści, któ­rej nikt nie był świad­kiem.

Je­że­li tak na­le­ży in­ter­pre­to­wać pierw­sze roz­dzia­ły Bi­blii, to rów­nież ob­ra­zo­we wy­po­wie­dzi od­no­szą­ce się do koń­ca nie są za­pi­sem czy futuro­lo­gicz­nym re­por­ta­żem, któ­ry w iście kro­ni­kar­ski spo­sób szcze­gó­ło­wo in­for­mu­je o przy­szłych lo­sach lu­dzi i świa­ta. Nie na­le­ży za­po­mi­nać o tej ko­re­la­cji po­cząt­ku i koń­ca. Nie ocze­kuj­my od bi­blij­nych opi­sów koń­ca świa­ta fak­tycz­nych i ści­słych in­for­ma­cji o ma­ją­cych na­stą­pić wy­da­rze­niach. Ich ce­lem nie jest za­spo­ko­je­nie ludz­kiej cie­ka­wo­ści. Nie są one wy­ra­zem na­tchnio­ne­go ja­sno­widz­twa, lecz owo­cem do­świad­czeń wia­ry w Bożą przy­szłość. Rze­czywi­stość osta­tecz­na, ku któ­rej zmie­rza­my i któ­ra jest przed­mio­tem na­szej na­dziei, jest już ta­jem­ni­czo obec­na w na­szej te­raź­niej­szo­ści. To, co osta­tecz­ne, już na­de­szło, bo­wiem Bóg „w tych ostat­nich dniach prze­mó­wił do nas przez Syna” (Hbr 1,2). Zmar­twych­wsta­nie Je­zusa jest an­ty­cypa­cją, czyli uprze­dza­ją­cym wy­da­rze­niem koń­ca dzie­jów.

Stwór­ca ogar­nia za­rów­no po­cząt­ki dzie­jów, jak i ich za­koń­cze­nie. To On na­da­je im cel i sens. Dzię­ki Nie­mu zmie­rza­ją one do osta­tecz­ne­go speł­nie­nia. On jest ab­so­lut­ną przy­szło­ścią i ce­lem swo­ich stwo­rzeń. Wszyst­ko, co mia­ło swój po­czą­tek, do Nie­go po­wra­ca. To On prze­pro­wa­dza wszyst­kich lu­dzi przez śmierć do zmar­twych­wsta­nia. Je­śli na­wet Bi­blia mówi o koń­cu i za­gła­dzie tego świa­ta, to nie jest to bynajm­niej znisz­cze­nie, lecz oczysz­cze­nie i trans­for­ma­cja. Bę­dzie o tym mowa w ko­lej­nych roz­dzia­łach tej książ­ki. Wte­dy sta­nie się bar­dziej zro­zu­mia­łe, że wy­po­wie­dzi escha­to­lo­gicz­ne są sym­bo­licz­nymi ob­ra­za­mi przy­szło­ści i no­śni­ka­mi wiel­kiej na­dziei, nie­od­łącz­nej od wia­ry w obec­ność Boga i Jego dzia­ła­nia w świe­cie.

Bóg i na­dzie­ja na do­brą przy­szłość

Bi­blij­ne tek­sty o przy­szło­ści lu­dzi i świa­ta są ob­ra­za­mi na­dziei. Prze­ko­na­nie to co­raz moc­niej do­cho­dzi do gło­su we współ­cze­snej teo­lo­gii. Przyj­rzyj­my się bli­żej temu za­gad­nie­niu, w któ­rym prze­ja­wia się nie­zwykła spe­cyfi­ka na­dziei.

W swo­jej we­wnętrz­nej struk­turze na­dzie­ja róż­ni się od wie­dzy i jed­no­znacz­ne­go po­zna­nia, choć i ona otwie­ra do­stęp do in­ne­go ro­dza­ju po­znaw­cze­go wglą­du. Po­zna­nie szuka de­fi­ni­cji i pew­ni­ków, na­dzie­ja na­to­miast znaj­du­je swój wy­raz w ob­ra­zach, sym­bo­lach i zna­kach. Jest otwar­ta na coś więk­sze­go niż to, co te­raz po­zna­je­my. Wska­zuje na przy­szłą rze­czywi­stość, któ­ra prze­kra­cza zdol­no­ści na­szej wy­obraź­ni i na­szych ocze­ki­wań. Daje prze­czucie tego, cze­go w swo­im obec­nym sta­nie nie po­tra­fi­my jesz­cze na­zwać ani wy­ra­zić. Stąd tak ści­sły zwią­zek mię­dzy na­dzie­ją a ję­zykiem ob­ra­zów i sym­bo­li. Ob­ra­zy te bu­dzą w nas na­dzie­ję i prze­no­szą w sfe­rę nie­do­stęp­ną jesz­cze obec­ne­mu do­świad­cze­niu i po­zna­niu.

Dla lu­dzi przy­wykłych do ści­słe­go i ra­cjo­nal­ne­go myśle­nia ten spo­sób poj­mo­wa­nia roli ob­ra­zów i sym­bo­li może na­strę­czać wie­le trud­no­ści. Skłon­ni są oni do ro­zu­mie­nia ob­ra­zo­wo­ści ję­zyka jako do­me­ny zwykłej me­ta­fo­ry czy ilu­stra­cji. Ich zda­niem li­czy się przede wszyst­kim pre­cyzja i jed­no­znacz­ność po­jęć, gdy tym­cza­sem ob­ra­zy są mgli­ste, wie­lo­znacz­ne i wąt­pli­we, więc nie za­sługują na za­ufa­nie.

Otóż ten spo­sób po­dej­ścia po­ka­zuje, jak bar­dzo no­wo­żyt­na me­to­do­lo­gia Za­cho­du zo­sta­ła zdo­mi­no­wa­na przez wy­mo­gi dys­kur­syw­ne­go ro­zu­mu oraz przez dą­że­nie za wszel­ką cenę do ja­snych i ści­słych po­jęć. Tego ro­dza­ju me­to­do­lo­gia unie­moż­li­wia wła­ści­wą in­ter­pre­ta­cję wy­po­wie­dzi Pi­sma i wcze­snej tra­dycji chrze­ści­jań­skiej. Nie po­zwa­la zro­zu­mieć, że ob­raz i sym­bol mają więk­szą no­śność i po­jem­ność niż naj­bar­dziej ści­słe po­ję­cia. Dzię­ki ob­ra­zom mo­że­my mieć głęb­szy wgląd w rze­czywi­stość, któ­ra jest za­wsze bo­gat­sza niż na­sze po­ję­cia i de­fi­ni­cje.

Sta­je­my za­tem w ob­li­czu trud­ne­go pro­ble­mu ję­zyko­we­go. Ję­zyk czer­pie z ogrom­ne­go bo­gac­twa kon­kret­nych do­świad­czeń życio­wych czło­wie­ka. Jego wy­ra­zem są ob­ra­zy, zna­ki i wy­obra­że­nia, za po­mo­cą któ­rych myśl ludz­ka usi­łuje prze­nik­nąć w głąb rze­czywi­sto­ści. Za­da­niem ję­zyka re­li­gii jest wy­ra­zić praw­dę o sto­sun­ku czło­wie­ka do rze­czywi­sto­ści Bo­żej. W tym celu używa­my po­jęć za­czerp­nię­tych z na­sze­go do­świad­cze­nia, a te jak­że czę­sto są za­wod­ne. Jak więc wy­ra­zić wiel­ką praw­dę o po­cząt­kach i koń­cu świa­ta? Po­sługuje­my się wte­dy nar­ra­cją i sym­bo­la­mi, któ­rych sens prze­kra­cza no­śność ludz­kich słów i po­jęć. Ję­zyk escha­to­lo­gii usi­łuje wy­ra­zić praw­dę o osta­tecz­nym speł­nie­niu ludz­kie­go losu w spo­tka­niu z Bo­giem.

Żad­ne po­ję­cie i żad­na teo­ria nie wy­czer­pują po­zna­wa­nej rze­czywi­sto­ści. Ucze­ni przy­zna­ją dzi­siaj, że wciąż tak nie­wie­le wie­my na­wet o zja­wi­sku wła­snej świa­do­mo­ści i na­sze­go po­zna­nia. Brytyj­ski fi­zyk Julian Bar­bo­ur, au­tor książ­ki The End of Time, jest zda­nia, że na­wet tak pod­sta­wo­we po­ję­cia jak czas, prze­strzeń i ruch są złudze­niem. Nie wie­my, dla­cze­go wszech­świat jest taki, a nie inny. W nie­daw­nym wy­wia­dzie mó­wił on:

Nie­sa­mo­wi­ty jest Le­ib­niz, któ­ry stwier­dził, że żyje­my w naj­lep­szym ze świa­tów. Ale kie­dy wczytać się uważ­nie w jego wy­po­wie­dzi, oka­że się, że tak na­praw­dę miał na myśli to, że żyje­my w świe­cie naj­bar­dziej zróż­ni­co­wa­nym z moż­li­wych – a za­ra­zem świe­cie rzą­dzo­nym mak­sy­mal­nie pro­stymi pra­wa­mi. Czuł, że pro­ste pra­wa mogą wy­ge­ne­ro­wać zło­żo­ne struk­tury. Tak­że słyn­na mak­sy­ma me­cha­ni­ki kwan­to­wej brzmi, że wszyst­ko, co może się zda­rzyć, zda­rzy się. Tak wła­śnie myślę o Wszech­świe­cie. Jest nie­skoń­cze­nie bo­ga­ty, po­ja­wia­ją się w nim wszyst­kie do­pusz­czal­ne lo­gicz­ne struk­tury. Sami ich do­świad­cza­my. Ma­te­ma­tycy wska­zują po­ten­cjal­ne moż­li­wo­ści, a one oka­zują się ist­nieć w przy­ro­dzie. (…) Cał­ko­wi­cie moż­li­we, że na­uka do­pie­ro za­czyna skro­bać po­wierzch­nię bo­ga­te­go Wszech­świa­ta. (…) Uwa­żam Wszech­świat za coś ab­so­lut­nie wspa­nia­łe­go. (…) Myślę, że i my je­ste­śmy jed­nym ze spo­so­bów, na ja­kie ma­ni­fe­stuje się Wszech­świat. To bar­dzo eks­cytują­ce. Po­eci mó­wią czę­sto, że są tyl­ko ro­dza­jem prze­kaź­ni­ka. Mó­wią, że to nie oni two­rzą po­ema­ty, że tyl­ko po­zwa­la­ją im się wy­do­stać na ze­wnątrz. To bar­dzo, bar­dzo praw­dzi­we. Czuję to, pi­sząc swo­je książ­ki. Nie wie­my, co po­wie­my, do­pó­ki tego nie zro­bi­my. I na­gle coś jest. Skąd przy­cho­dzi?.

Alu­zja do po­etów jest w tych sło­wach wiel­ce zna­mien­na. Co myśleć o roli in­tui­cji i na­tchnie­nia, o po­etyc­kim ję­zyku ob­ra­zów, me­ta­for, zna­ków i sym­bo­li? Oka­zuje się, że nie po­tra­fi­my za­mknąć w po­ję­ciach na­wet tak nie­zwykle istot­nych dla ludz­kie­go życia do­świad­czeń, jak mi­łość, szczę­ście, pięk­no, do­bro, en­tuzjazm, zdu­mie­nie i za­dzi­wie­nie. Wszyst­ko to prze­żywa­my, ale wy­ra­zić te sta­ny po­tra­fi o wie­le le­piej ję­zyk ob­ra­zo­wy i sym­bo­licz­ny. Nie dziw­my się za­tem, że na pyta­nie o przy­szłość świa­ta i jego sens osta­tecz­ny wia­ra bi­blij­na daje odpo­wiedź wła­śnie za po­mo­cą tego ro­dza­ju ob­ra­zo­we­go ję­zyka. Nie jest to bynajm­niej zubo­że­nie rze­czywi­sto­ści, ale wy­raz sza­cun­ku dla jej nie­ogar­nio­ne­go bo­gac­twa. Taki jest rów­nież istot­ny wy­móg escha­to­lo­gicz­nej na­dziei, któ­ra wi­dzi to, cze­go jesz­cze nie ma, ale co do­pie­ro na­dej­dzie i sta­nie się osta­tecz­nym speł­nie­niem ist­nie­nia.

Kto ma na­dzie­ję, nie musi już te­raz wie­dzieć wszyst­kie­go. Wy­star­czy, kie­dy na­dzie­ja bu­dzi w nim prze­świad­cze­nie, że w rę­kach Boga jest do­bra przy­szłość czło­wie­ka. Nie szukam szcze­gó­ło­wej wie­dzy o dra­ma­tycz­nych wy­da­rze­niach na koń­cu dzie­jów świa­ta. Nie przy­pi­suję do­słow­ne­go sen­su bi­blij­nym ob­ra­zom i sym­bo­lom, zwłasz­cza tym naj­bar­dziej ka­ta­stro­ficz­nym. Na­dzie­ja daje mi uf­ność, że Bóg, mi­łują­cy wszyst­kie stwo­rze­nia, speł­ni swo­je zbaw­cze obiet­ni­ce. To On sam jest naj­więk­szą na­dzie­ją lu­dzi.

Kto osią­gnął wie­dzę, zna fak­tycz­ny stan rze­czy. Wie­dza za­myka pe­wien etap ludz­kie­go po­szuki­wa­nia. Jej ce­lem jest osią­gnię­cie osta­tecz­nych i jed­no­znacz­nych wy­ni­ków po­zna­nia. Tym­cza­sem na­dzie­ja ma w so­bie coś do koń­ca nie­okre­ślo­ne­go. Od­zna­cza się nie­zwykłą i od­waż­ną otwar­to­ścią. Nie za­myka ludz­kie­go po­szuki­wa­nia, lecz otwie­ra na jesz­cze więk­szą przy­szłość niż to, cze­go się spo­dzie­wa­my i co poj­mu­je­my. Źró­dłem tej otwar­to­ści jest za­ufa­nie do Boga, do nie­zba­da­nych dróg Jego do­bro­ci i mą­dro­ści. Kto jest prze­ko­na­ny, że ma praw­dzi­wą na­dzie­ję, ten po­tra­fi ufać wbrew roz­po­wszech­nio­nej wie­dzy i sta­no­wi­sku ofi­cjal­nych dok­tryn.

Już w tym życiu mamy czę­sto prze­czucie, do­świad­cza­jąc licz­nych sprzecz­no­ści i bo­le­snych do­świad­czeń, że nie jest ono rze­czywi­sto­ścią osta­tecz­ną. Ufa­my, że może zmie­nić się na lep­sze. Po­mi­mo uwi­kła­nia w złe do­świad­cze­nia i sy­tua­cje, po ludz­ku mó­wiąc, bez wyj­ścia, pra­gnie­my prze­mia­ny i lep­szej przy­szło­ści. Ta po­sta­wa uczy nas cier­pli­wej na­dziei. Ufa­my, że „Bóg jest więk­szy od na­sze­go ser­ca i wie wszyst­ko” (1 J 3,20). Dzię­ki temu mo­że­my się spo­dzie­wać, że prze­ni­ka­jąc wszyst­ko swo­ją mi­ło­ścią, po­tra­fi On do­pro­wa­dzić do osta­tecz­ne­go uzdro­wie­nia wszel­kich zra­nień i po­wszech­ne­go po­jed­na­nia. Nie mu­si­my wie­dzieć z ab­so­lut­ną pew­no­ścią, jak to jest moż­li­we i jak się to ma w przy­szło­ści do­ko­nać. Po­zo­staw­my to mą­dro­ści i naj­życz­liw­szej kom­pe­ten­cji sa­me­go Stwór­cy i Zba­wi­cie­la.

Czło­wie­ka na­dziei nie­ła­two zna­leźć po­śród tych, któ­rzy chlu­bią się nie­omyl­ną wie­dzą i wy­ro­zumo­wa­ną pew­no­ścią. Czło­wiek na­dziei może spra­wiać wra­że­nie, że jest nie­roz­sąd­ny lub głupi (stąd za­pew­ne wy­wo­dzi się obie­go­we po­wie­dze­nie, że na­dzie­ja jest „mat­ką głupich”). Za­po­mi­na się wów­czas o za­sta­na­wia­ją­cych sło­wach apo­sto­ła Paw­ła: „to prze­cież, co głupie u Boga, jest mą­drzej­sze niż u lu­dzi” (1 Kor 1,24). Dla­te­go wła­śnie czło­wiek na­dziei żyje prze­ko­na­niem, że dzie­je ludz­ko­ści i świa­ta osią­gną swo­je do­bre prze­zna­cze­nie. W tym prze­ko­na­niu utwier­dza­ją go bi­blij­ne ob­ra­zy na­dziei.

Pytaj­my więc, jaka jest za­sad­ni­cza in­ten­cja i głów­ny cel ob­ra­zów, gdyż tyl­ko wte­dy bę­dzie moż­na wła­ści­wie ro­zu­mieć ich zna­cze­nie. Ob­raz wska­zuje na rze­czywi­stość po­nad na­szymi po­ję­cia­mi, otwie­ra i uwraż­li­wia na nią w spo­sób so­bie wła­ści­wy. Nie na­le­ży kon­cen­tro­wać uwa­gi na tym, co w ob­ra­zach jest drugo­rzęd­ne, obocz­ne i po­moc­ni­cze. Szcze­gól­nie waż­ne jest to w od­nie­sie­niu do spraw osta­tecz­nych. Wie­le ob­ra­zów bi­blij­nych na­le­ży do apo­ka­lip­tycz­ne­go ga­tun­ku li­te­rac­kie­go w po­sta­ci pro­roc­kich wi­zji. Za­po­wia­da­ją one to, co ma się wy­da­rzyć wraz z nad­cho­dzą­cym koń­cem cza­sów. Mó­wią o przy­szłych pró­bach i udrę­kach cze­ka­ją­cych grzesz­ną ludz­kość oraz o ka­ta­stro­fach ko­smicz­nych. Są wśród nich tak­że uspo­ka­ja­ją­ce i chwa­leb­ne wi­zje no­we­go nie­ba i no­wej zie­mi.

Escha­to­lo­gicz­ne ob­ra­zy Pi­sma nie mają na celu prze­ka­za­nia ści­słej in­for­ma­cji o przy­szłych wy­da­rze­niach zwią­za­nych z koń­cem świa­ta. Ich in­ten­cją jest bu­dze­nie wia­ry i za­ufa­nia do oso­bo­we­go Boga, zwłasz­cza wów­czas, kie­dy Jego stwo­rze­nia zbli­ża­ją się do kre­su swo­jej do­cze­snej eg­zysten­cji. To nie przy­szłe wy­da­rze­nia jako ta­kie są źró­dłem na­dziei, lecz mi­łują­cy i do­bry Bóg oraz osta­tecz­na wspól­no­ta z Nim i in­nymi ludź­mi. Nie mu­szę za­przą­tać so­bie gło­wy myśla­mi o tym, co i jak się wy­da­rzy, w ja­kiej ko­lej­no­ści i sce­ne­rii. To wszyst­ko scho­dzi na dal­szy plan. Ufam Bogu, że do­trze do wszyst­kich ze swo­ją prze­ko­nują­cą i cier­pli­wą mi­ło­ścią; że przyj­dzie­my do Nie­go, a On wyj­dzie nam na spo­tka­nie w oso­bie Chrystusa-Zba­wi­cie­la. O tym mówi bi­blij­ny ob­raz po­wtór­ne­go przyj­ścia Chrystusa w chwa­le.

Wspól­no­ta mi­ło­ści i po­ko­ju z Bo­giem i ludź­mi bę­dzie tą rze­czywi­sto­ścią, któ­rą na­zywa­my nie­bem. Na­dzie­ja nie wy­klu­cza sta­rań, aby nie roz­mi­nąć się ze swo­im osta­tecz­nym prze­zna­cze­niem. Ma­jąc na­dzie­ję, nie ocze­kuję jed­nak sądu Bo­że­go jako wiel­kie­go wi­do­wi­ska na oczach ca­łe­go świa­ta. Sąd do­ko­nuje się w sa­mej głę­bi ludz­kie­go je­ste­stwa. Boże świa­tło roz­świe­tli naj­skryt­sze za­ka­mar­ki mo­je­go ser­ca. Jaw­ne sta­ną się winy i nie­do­stat­ki ca­łe­go życia, co na­peł­ni mnie skruchą, a za­ra­zem wdzięcz­no­ścią za oca­le­nie. To bę­dzie, jak wie­rzę, bar­dzo oso­bi­ste, oczysz­cza­ją­ce spo­tka­nie z Bo­giem jako Sę­dzią mo­je­go życia. Rów­no­cze­śnie bę­dzie to rów­nież spo­tka­nie z ludź­mi, któ­rych prze­ba­cze­nia będę po­trze­bo­wał i któ­rym sam będę go­tów wszyst­ko prze­ba­czyć. Osta­tecz­ne speł­nie­nie życia nie jest moż­li­we bez wza­jem­ne­go prze­ba­cze­nia i po­jed­na­nia.

* * *

Do­brze się sta­ło, że współ­cze­sna teo­lo­gia ak­cen­tuje przede wszyst­kim oso­bo­we aspek­ty praw­dy o wy­da­rze­niach osta­tecz­nych, a nie gubi się w ja­ło­wych do­cie­ka­niach na te­ma­ty zgo­ła drugo­rzęd­ne. Per­spek­tywa per­so­na­li­stycz­na oca­la wia­rygod­ność chrze­ści­jań­skiej na­uki o lo­sach świa­ta. Dzię­ki temu po­dej­ściu już te­raz uczymy się do­strze­gać waż­ność na­szych re­la­cji z in­nymi ludź­mi. To one de­cydu­ją o ja­ko­ści na­sze­go życia. To z nich bę­dzie­my są­dze­ni: „to, co uczyni­li­ście jed­ne­mu z tych bra­ci mo­ich naj­mniej­szych, Mnie uczyni­li­ście”, „cze­go nie uczyni­li­ście jed­ne­mu z tych naj­mniej­szych, Mnie nie uczyni­li­ście” (Mt 25,40.45). Wraż­li­wość na sto­sunek do in­nych lu­dzi po­ma­ga zro­zu­mieć do­nio­słość tego, co w osta­tecz­nym roz­ra­chun­ku de­cydo­wać bę­dzie o na­szym lo­sie.

Per­so­na­li­stycz­ne ro­zu­mie­nie ob­ra­zo­we­go ję­zyka Bi­blii jako ję­zyka na­dziei na osta­tecz­ną przy­szłość świa­ta uwal­nia escha­to­lo­gię od nie­bez­pie­czeń­stwa urze­czo­wie­nia naj­wspa­nial­sze­go daru, jaki Stwór­ca za­cho­wał dla swo­je­go stwo­rze­nia. Nie za­ryso­wuje ona fak­tycz­ne­go sce­na­riu­sza przy­szło­ści na spo­sób ja­sno­wi­dza. To, co dzie­je się już te­raz we wza­jem­nych re­la­cjach mię­dzy Bo­giem i Jego stwo­rze­nia­mi, przy­bli­ża zro­zu­mie­nie tego, co naj­waż­niej­sze w na­szym spo­tka­niu z Nim po śmier­ci. Nie szukaj­my w ob­ra­zach bi­blij­nych szcze­gó­ło­wych prze­po­wied­ni o wy­da­rze­niach na koń­cu dzie­jów świa­ta. Trze­ba od­na­leźć w nich wiel­kie źró­dło na­dziei i uf­no­ści, że Bóg jest na­szą wspól­ną, szczę­śli­wą i naj­lep­szą przy­szło­ścią.

Zob. G. Gre­sha­ke, Życie sil­niej­sze niż śmierć. O na­dziei chrze­ści­jań­skiej, przeł. J. Kubasz­czyk, Po­znań 2010, s. 16-17.

Zbiór jego pism nie bez po­wo­du nosi ty­tuł „wspól­ne­go dzie­ła” (Obščee delo). Zob. B. Zen­ko­vsky, Hi­sto­ire de la phi­lo­so­phie rus­se, t. 2, 5 éd., Pa­ris 1955, s. 145-151. Prze­ciw­ko na­tura­li­zmo­wi Fio­do­ro­wa re­ago­wał S. Buł­ga­kow (zob. te­goż, Ne­ve­sta Agn­ca. O bo­go­če­lo­ve­če­stve, č. 3, Pa­riž 1945, re­print by Gregg In­ter­na­tio­nal, We­st­me­ad 1971, s. 458, 464).

P. Evdo­ki­mov, Życie du­cho­we w mie­ście, przeł. M. Żurow­ska, Po­znań 2011, s. 79.

Grec­kie sło­wo aitía zna­czy: przy­czyna, po­wód, od­po­wie­dzial­ność.

Zob. G. Gre­sha­ke, dz. cyt., s. 19-24; B. Ses­bo­üé SJ, Zmar­twych­wsta­nie i życie. Krót­ki trak­tat o rze­czach osta­tecz­nych, przeł. M. Że­rań­ska, Po­znań 2002, s. 17-20.

K. Ja­ło­chow­ski, Dla­cze­go czas i ruch jest złudze­niem? Pocz­tów­ki z Pla­to­nii. Roz­mo­wa z Julia­nem Bar­bo­urem…, „Po­li­tyka” 2011, nr 38, s. 62-64.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: