Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Opowieść o tym, jak Iwan Iwanowicz pokłócił się z Iwanem Nikiforowiczem - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Opowieść o tym, jak Iwan Iwanowicz pokłócił się z Iwanem Nikiforowiczem - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 217 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ I IWAN IWA­NO­WICZ I IWAN NI­KI­FO­RO­WICZ

Zna­ko­mi­tą be­kie­szę ma Iwan Iwa­no­wicz! Prze­wy­bor­ną! A ja­kie ba­ran­ki! Tam do kroć­set, ja­kie ba­ran­ki! Po­pie­la­te ze szro­nem! Idą o za­kład Bóg wie jaki, że nikt nie ma ta­kich na świe­cie! Spójrz­cie, na mi­łość bo­ską, na nie, zwłasz­cza gdy za­czy­na z kim­kol­wiek roz­mo­wą – spójrz­cie z boku: pal­ce li­zać! Opi­sać nie­spo­sób: ak­sa­mit! sre­bro! ogień! Boże ty mój ko­cha­ny! Mi­ko­ła­ju Cu­do­twór­co, świę­ty Pań­ski! Dla­cze­go ja nie mam ta­kiej be­kie­szy? Spra­wił ją so­bie jesz­cze wte­dy, kie­dy pani Aga­ta nie jeź­dzi­ła do Ki­jo­wa. Zna­cie pa­nią Aga­tą? To ta sama, co od­gry­zła ucho ław­ni­ko­wi.

Za­cno­ści czło­wiek jest Iwan Iwa­no­wicz! A jaki ma dom w Mir­go­ro­dzie! Do­oko­ła nie­go ze wszyst­kich stron ga­nek na słu­pach dę­bo­wych, a pod gan­kiem wszę­dzie ła­wecz­ki. Kie­dy się robi bar­dzo go­rą­co, Iwan Iwa­no­wicz zrzu­ca z sie­bie i be­kie­szę, i to, co ma pod spodem, zo­sta­je tyl­ko w ko­szu­li i od­po­czy­wa na gan­ku, i pa­trzy, co się dzie­je u nie­go na po­dwó­rzu i na uli­cy. Ja­kie on ma ja­bło­nie i gru­sze pod sa­my­mi okna­mi! Tyl­ko okno otwo­rzyć, a ga­łę­zie same wdzie­ra­ją się do po­ko­ju. Tak jest przed do­mem, a pro­szę spoj­rzeć, co się wy­pra­wia w ogro­dzie! Cze­go tam nie ma! Śli­wy, wi­śnie, cze­re­śnie, ogro­do­wi­zna wsze­la­ka, sło­necz­ni­ki, ogór­ki, ar­bu­zy, dy­nie, strącz­ki, na­wet gum­no i kuź­nia.

Za­cno­ści czło­wiek jest Iwan Iwa­no­wicz! Lubi bar­dzo ar­bu­zy; to jego ulu­bio­ny przy­smak. Niech tyl­ko spo­ży­je obiad i wyj­dzie so­bie w ko­szu­li na ga­nek, za­raz na­ka­zu­je Hap­ce, by przy­nio­sła dwa ar­bu­zy; ro­ze­tnie je wła­sno­ręcz­nie, zbie­rze pest­ki w osob­ny pa­pie­rek i roz­pocz­nie jeść. Po­tem każe Hap­ce przy­nieść ka­ła­marz i sam, ręką wła­sną, uczy­ni na­pis na pa­pier­ku z pest­ka­mi: „Ar­buz ni­niej­szy zo­stał spo­ży­ty dnia ta­kie­go to.” Je­śli przy tym obec­ny był ja­kiś gość, Iwan Iwa­no­wicz do­da­je: „udział brał ten a ten.”

Nie­bosz­czyk sę­dzia mir­go­rodz­ki nig­dy się nie mógł na­pa­trzyć na dom Iwa­na Iwa­no­wi­cza. Tak jest, do­me­czek cał­kiem ni­cze­go. Po­do­ba mi się to, że ze wszyst­kich stron przy­bu­do­wa­ne są do nie­go sie­nie i sion­ki: gdy spoj­rzeć na nie­go z da­le­ka, wi­dać tyl­ko same da­chy, po­sa­dzo­ne je­den na dru­gim, co przy­po­mi­na wiel­ce ta­lerz wy­peł­nio­ny bli­na­mi lub – le­piej jesz­cze – hub­ki na­ra­sta­ją­ce na drze­wie. Na­wia­sem mó­wiąc, wszyst­kie da­chy kry­te są ocze­re­tem. Wierz­ba, dąb i dwie ja­bło­nie opar­ły się o da­chy swy­mi roz­ło­ży­sty­mi ga­łęź­mi. Skroś drzew prze­świ­tu­ją i wy­bie­ga­ją na­wet na uli­cę nie­wiel­kie okien­ka o rze­za­nych i bie­lo­nych okien­ni­cach.

Za­cno­ści czło­wiek jest Iwan Iwa­no­wicz! Zna go na­wet sam ko­mi­sarz po­łtaw­ski! Pan Do­rosz Pu­cho­wocz­ka, kie­dy je­dzie z Cho­ro­ła, za­wsze za­je­dzie do nie­go. A pro­to­pop – oj­ciec Piotr, ten co miesz­ka w Ko­li­ber­dzie, kie­dy się zbie­rze u nie­go ja­kich pię­ciu go­ści, za­wsze po­wia­da, że nie zna ni­ko­go, kto by tak peł­nił obo­wiąz­ki chrze­ści­jań­skie i tak umiał żyć jak Iwan Iwa­no­wicz.

Mój Boże, jak ten czas leci! Już wów­czas mi­nę­ło dzie­sięć lat, jak Iwan Iwa­no­wicz owdo­wiał. Dzie­ci nie miał.

Hap­ka ma dzie­ci, któ­re czę­sto bie­ga­ją po po­dwó­rzu. Iwan Iwa­no­wicz za­wsze daje każ­de­mu z nich albo ob­wa­rza­nek, albo ka­wa­łek ar­bu­za, albo grusz­kę. Hap­ka ma jego klu­cze od ko­mo­ry i od piw­nic; klucz zaś od wiel­kie­go ku­fra, co stoi u nie­go w sy­pial­ni, i klucz od bo­ków­ki Iwan Iwa­no­wicz trzy­ma przy so­bie i nie lubi tam wpusz­czać ni­ko­go. Hap­ka – to tęga dziew­ka, cho­dzi w za­pa­sce, ma jędr­ne łyd­ki i po­licz­ki.

A jaki na­boż­ny czło­wiek jest Iwan Iwa­no­wicz! Co nie­dzie­la na­kła­da be­kie­szę i idzie do cer­kwi. Wszedł­szy tam, kła­nia się na wszyst­kie stro­ny zna­jo­mym, po czym za­sia­da zwy­kle na chó­rze i bar­dzo ład­nie za­cią­ga ba­sem. Gdy się skoń­czy na­bo­żeń­stwo, Iwan Iwa­no­wicz nie może się po­wstrzy­mać, żeby nie obejść wszyst­kich że­bra­ków. Być może, nie od­da­wał­by się tej nud­nej spra­wie, gdy­by go do tego nie po­bu­dza­ła przy­ro­dzo­na do­broć.

– Wi­taj, nie­bo­go! – mówi za­zwy­czaj, od­szu­kaw­szy naj­bar­dziej ka­le­ką babę, w po­dar­tej, po­zszy­wa­nej z sa­mych łat kiec­ce. – Skąd­żeś to, bie­dac­two?

– Ja , pa­nocz­ku, z fu­to­ru przy­szłam. Trze­ci dzień nie ja­dłam, nie pi­łam. Ro­dzo­ne dzie­ci mnie wy­pę­dzi­ły.

– Nie­bo­racz­ka! A cze­go­żeś tu przy­szła?

– A tak, pa­nocz­ku, upro­sić, co ła­ska. Może kto da na ka­wa­łek chle­ba.

– Hm. Chce ci się pew­nie chle­ba? – pyta za­zwy­czaj Iwan Iwa­no­wicz.

– Pew­nie, że chce. Głod­nam jak pies.

– Hm – od­po­wia­da za­zwy­czaj Iwan Iwa­no­wicz – to może ci się i mię­sa chce?

– Co­kol­wiek ła­ska pań­ska… Za wszyst­ko po­dzię­ku­ję.

– Hm, mię­so pew­nie lep­sze od chle­ba?

– Głod­ne­mu bez róż­ni­cy. Co­kol­wiek pa­no­czek ofia­ru­je, za wszyst­ko będę wdzięcz­na.

Przy tych sło­wach że­bracz­ka za­zwy­czaj wy­cią­ga­ła rękę.

– No, idź z Bo­giem – od­po­wia­dał Iwan Iwa­no­wicz.– Cze­góż tu ster­czysz? Prze­cie nie biję cie­bie.

Zwró­ciw­szy się z po­dob­ny­mi py­ta­nia­mi do dru­gie­go i do trze­cie­go że­bra­ka, wra­cał wresz­cie Iwan Iwa­no­wicz do domu albo za­cho­dził do są­sia­da swe­go, Iwa­na Ni­ki­fo-ro­wi­cza, na kie­li­szek wód­ki, albo do sę­dzie­go, albo do ho­rod­ni­cze­go.

Iwan Iwa­no­wicz bar­dzo lubi, je­śli mu coś po­da­ro­wać albo przy­wieźć go­ściń­ca. To mu się bar­dzo po­do­ba.

Bar­dzo za­cny czło­wiek jest tak­że Iwan Ni­ki­fo­ro­wicz. Jego po­se­sja znaj­du­je się obok po­se­sji Iwa­na Iwa­no­wi­cza. Są to przy­ja­cie­le, ja­kich świat nie wi­dział. Pan An­to­ni Go­ło­puz, któ­ry do­tych­czas jesz­cze cho­dzi w brą­zo­wym sur­du­cie z błę­kit­ny­mi rę­ka­wa­mi i co nie­dzie­la obia­du­je u sę­dzie­go, po­wia­da, że Iwa­na Iwa­no­wi­cza i Iwa­na Niki-fo­ro­wi­cza sam czort zwią­zał sznu­recz­kiem: gdzie je­den, tam i dru­gi.

Iwan Ni­ki­fo­ro­wicz nig­dy nie był żo­na­ty. Ga­da­no wpraw­dzie, że się oże­nił, ale to kłam­stwo wie­rut­ne. Znam bar­dzo do­brze Iwa­na Ni­ki­fo­ro­wi­cza i mogę po­wie­dzieć, że na­wet nie miał za­mia­ru się że­nić. Skąd się bio­rą te plot­ki? Tak na przy­kład po­szła gad­ka, że Iwan Ni­ki­fo­ro­wicz uro­dził się z ogo­nem z tyłu. Wy­mysł ten jest tak bzdur­ny, a po­nad­to plu­ga­wy i nie­przy­zwo­ity, że nie uwa­żam na­wet za sto­sow­ne pro­sto­wać go wo­bec oświe­co­ne­go czy­tel­ni­ka, któ­ry bez wszel­kie­go wąt­pie­nia wie, że tyl­ko wiedź­my, i to nie wszyst­kie, mają z tyłu ogo­ny. Wiedź­my zresz­tą na­le­żą ra­czej do płci żeń­skiej niź­li do mę­skiej.

Po­mi­mo wiel­kiej przy­jaź­ni przy­ja­cie­le ci nie­zu­peł­nie byli po­dob­ni do sie­bie. Naj­le­piej moż­na po­znać cha­rak­te­ry przez ich po­rów­na­nie. Iwan Iwa­no­wicz ma nad­zwy­czaj­ny dar nie­zwy­kle przy­jem­ne­go mó­wie­nia. Boże, jak on mówi! Wra­że­nie moż­na ze­sta­wić tyl­ko z tym uczu­ciem, ja­kie­go pań­stwo do­zna­je­cie, kie­dy was iska­ją albo le­ciu­teń­ko ła­sko­czą w pią­ty. Słu­cha czło­wiek, słu­cha – i gło­wę zwie­si. Przy­jem­nie, nie­zwy­kle przy­jem­nie – ni­czym drzem­ka po ką­pie­li. Iwan Ni­ki­fo­ro­wicz, prze­ciw­nie – ra­czej mil­czy. Ale za to, jak wrze­pi słów­ko – trzy­maj się, bra­cie: wy­go­li ni­czym brzy­twą. Iwan Iwa­no­wicz jest szczu­pły i wzro­stu wy­so­kie­go; Iwan Ni­ki­fo­ro­wicz jest nie­co niż­szy, ale za to roz­prze­strze­nia się wszerz. Gło­wa Iwa­na Iwa­no­wi­cza po­dob­na jest do rzod­kwi z ogon­kiem w dół; gło­wa Iwa­na Ni­ki­fo­ro­wi­cza – do rzod­kwi z ogon­kiem w górę. Iwan Iwa­no­wicz tyl­ko po obie­dzie leży w sa­mej ko­szu­li na gan­ku; pod wie­czór wdzie­wa be­kie­szę i uda­je się gdzie­kol­wiek: albo do skle­pu miej­skie­go, któ­re­mu do­star­cza mąki; albo w pole, ła­pać prze­piór­ki. Iwan Ni­ki­fo­ro­wicz leży cały dzień na gan­ku, a gdy nie ma zbyt wiel­kie­go skwa­ru, wy­sta­wia za­zwy­czaj ple­cy na słoń­ce i nig­dzie nie chce iść. Je­śli mu coś strze­li do gło­wy, prze­spa­ce­ru­je się z rana po po­dwó­rzu, obej­rzy go­spo­dar­stwo – i zno­wu spo­kój. Daw­niej­szy­mi cza­sy za­glą­dał, by­wa­ło, do Iwa­na Iwa­no­wi­cza.

Iwan Iwa­no­wicz jest czło­wie­kiem nad wy­raz de­li­kat­nym; w po­rząd­nym to­wa­rzy­stwie nig­dy nie uży­je słów nie­przy­zwo­itych i na­tych­miast się ob­ra­zi, je­śli je usły­szy. Iwan Ni­ki­fo­ro­wicz nie­kie­dy się ich nie ustrze­że. Wów­czas Iwan Iwa­no­wicz wsta­je i mówi:

– Do­syć, do­syć, Iwa­nie Ni­ki­fo­ro­wi­czu. Chodź­my ra­czej na sło­necz­ko, niź­li mamy mó­wić Bogu prze­ciw­ne sło­wa.

Iwan Iwa­no­wicz bar­dzo się zło­ści, je­śli mu wpad­nie do barsz­czu mu­cha; prze­bie­ra wów­czas mia­rę: i ta­le­rzem ci­śnie, i go­spo­darz obe­rwie. Iwan Ni­ki­fo­ro­wicz nad­zwy­czaj się lubi ką­pać. Gdy sie­dzi po szy­ję w wo­dzie, każe po­sta­wić rów­nież do wody stół I sa­mo­war i bar­dzo lubi w ta­kim chłod­ku pić her­ba­tę. Iwan. Iwa­no­wicz goli się dwa razy na ty­dzień; Iwan Ni­ki­fo­ro­wicz je­den raz. Iwan Iwa­no­wicz jest bar­dzo cie­ka­wy: nie daj Boże, je­śli mu coś za­cząć opo­wia­dać i nie do­koń­czyć! A gdy bywa cze­goś nie­za­do­wo­lo­ny, za­raz to po­ka­że po so­bie. Z wy­glą­du Iwa­na Ni­ki­fo­ro­wi­cza nad­zwy­czaj trud­no po­znać, czy jest za­do­wo­lo­ny, czy zły; na­wet gdy się z cze­goś ucie­szy, nie po­ka­że po so­bie. Iwan Iwa­no­wicz jest cha­rak­te­ru nie­co bo­jaź­li­we­go. Iwan Ni­ki­fo­ro­wicz – prze­ciw­nie: ma sza­ra­wa­ry tak sze­ro­ko sfał­do­wa­ne, że gdy­by je na­dąć, zmie­ści­ło­by się w nich całe po­dwó­rze wraz ze spi­chrzem i bu­dyn­ka­mi. Iwan Iwa­no­wicz ma oczy duże i wy­ra­zi­ste, ko­lo­ru ta­ba­ki, ł usta po­dob­ne nie­co do ła­ciń­skiej li­te­ry „V”; Iwan Ni­ki­fo­ro­wicz ma oczy małe, żół­ta­we, gi­ną­ce zu­peł­nie w gę­stych brwiach i pulch­nych po­licz­kach, i nos w kształ­cie doj­rza­łej śliw­ki. Iwan Iwa­no­wicz, gdy czę­stu­je was ta­ba­ką, liź­nie na­przód ję­zy­kiem wiecz­ko ta­ba­kier­ki, po­tem trza­śnie w nie pal­cem i po­da­jąc wam, po­wie, je­śli­ście jego zna­jo­my:

– Czy ośmie­lę się pro­sić pana mo­je­go? Je­śli was nie zna oso­bi­ście, doda:

– Czy ośmie­lę się pro­sić pana mo­je­go, nie ma­jąc za­szczy­tu znać imie­nia jego i god­no­ści?

Iwan Ni­ki­fo­ro­wicz za­się daje wam pro­sto do rąk ta­ba­kier­kę i mówi krót­ko:

– Racz­cie, pa­nie mój.

Za­rów­no Iwan Iwa­no­wicz jak i Iwan Ni­ki­fo­ro­wicz nie lu­bią bar­dzo pcheł, to­też ani Iwan Iwa­no­wicz, ani Iwan Ni­ki­fo­ro­wicz nie prze­pusz­czą w ża­den spo­sób Żyda z to­wa­ra­mi, żeby nie na­ku­pić od nie­go elik­si­rów w roz­ma­itych fla­szecz­kach prze­ciw tym owa­dom, wy­ła­jaws­ży go uprzed­nio po­rząd­nie za to, że wy­zna­je wia­rę ży­dow­ską.

Zresz­tą, po­mi­mo nie­któ­rych prze­ci­wieństw, za­rów­no Iwan Iwa­no­wicz jak Iwan Ni­ki­fo­ro­wicz – to prze­zac­ni lu­dzie.ROZ­DZIAŁ II Z KTÓ­RE­GO SIĘ MOŻ­NA DO­WIE­DZIEĆ, CZE­GO SIĘ ZA­CHCIA­ŁO IWA­NO­WI IWA­NO­WI­CZO­WI, JAKA SIĘ OD­BY­ŁA ROZ­MO­WA MIĘ­DZY PRZY­JA­CIÓŁ­MI I CZYM SIĘ ZA­KOŃ­CZY­ŁA

Pew­ne­go pięk­ne­go po­ran­ka – a było to w lip­cu – Iwan Iwa­no­wicz le­żał na gan­ku. Dzień był upal­ny, po­wie­trze su­che i mi­go­tli­we. Iwan Iwa­no­wicz zdą­żył już od­wie­dzić swój fol­wark za mia­stem i zlu­stro­wać pra­cę ko­sia­rzy; zdą­żył wy­py­tać spo­tka­nych chło­pów i baby, skąd oni, do­kąd, po co i dla­cze­go; na­cho­dził się, aż strach, i przy­ło­żył się, żeby od­po­cząć. Le­żąc oglą­dał dłu­go po­dwó­rze, sto­do­ły, la­mus, kury grze­bią­ce w pia­sku i roz­my­ślał:

„Pa­nie Boże mój, ja­kiż to ze mnie go­spo­darz! Cze­góż ja nie mam? Drób, bu­dyn­ki, spi­chrze, wszel­kie za­chcian­ki, go­rzał­ki i na­lew­ki; w sa­dzie gru­sze i śli­wy; w ogro­dzie mak, ka­pu­stę, groch… Cze­go mi brak? Chciał­bym wie­dzieć, cze­go mi brak?”

Za­daw­szy so­bie to głę­bo­kie py­ta­nie, Iwan Iwa­no­wicz za­my­ślił się, a oczy jego tym­cza­sem od­na­la­zły inne przed­mio­ty, prze­la­zły przez płot na dzie­dzi­niec Iwa­na Ni­ki­fo­ro-wi­cza i za­ję­ły się mimo woli cie­ka­wym wi­do­wi­skiem. Chu­der­la­wa baba wy­no­si­ła po ko­lei za­le­ża­ła odzież i roz­wie­sza­ła ją, żeby wy­wie­trzyć, na prze­cią­gnię­tym sznu­rze. Sta­ry mun­dur z wy­tar­ty­mi wy­ło­ga­mi wy­prę­żył w po­wie­trzu rę­ka­wy i ob­jął bluz­kę bro­ka­to­wą; za nim wy­su­nął się mun­dur szla­chec­ki z her­bo­wy­mi gu­zi­ka­mi, z koł­nie­rzem nad­gry­zio­nym; po­ka­za­ły się bia­łe, kasz­mi­ro­we po­pla­mio­ne pan­ta­lo­ny, któ­re nie­gdyś Iwan Ni­ki­fo­ro­wicz wcią­gał na swe nogi, a któ­re dziś wcią­gnął­by za­le­d­wie na pal­ce; za nimi za­wi­sły inne, w kształ­cie od­wró­co­nej do góry no­ga­mi li­te­ry V; po­tem gra­na­to­wa wo­łosz­ka ko­zac­ka, któ­rą spra­wił so­bie Iwan Ni­ki­fo­ro­wicz ze dwa­dzie­ścia lat temu, gdy za­mie­rzał wstą­pić do stra­ży po­rząd­ko­wej i na­wet za­pu­ścił był wąsy. Na ko­niec do kom­ple­tu wy­sta­wi­ła się szpa­da, po­dob­na do szpi­kul­ca ster­czą­ce­go w po­wie­trzu. Po­tem furk­nę­ły poły cze­goś, co przy­po­mi­na­ło ka­ftan bar­wy tra­wia­sto­zie­lo­nej, z mie­dzia­ny­mi gu­za­mi wiel­ko­ści ta­la­rów. Zza nie­go wyj­rza­ła la­mo­wa­na zło­tem ka­mi­ze­la z wiel­kim wy­cię­ciem z przo­du. Ka­mi­ze­lę wkrót­ce przy­kry­ła sta­ra spód­ni­ca nie­boszcz­ki bab­ki, ma­ją­ca kie­sze­nie tak ob­szer­ne, że w każ­dej zmie­ścił­by się ar­buz.

Wszyst­ko to, po­mie­sza­ne i fa­lu­ją­ce, sta­no­wi­ło dla Iwa­na Iwa­no­wi­cza wi­dok nie­zmier­nie zaj­mu­ją­cy. Tym­cza­sem pro­mie­nie sło­necz­ne, ogar­nia­jąc tu i tam gra­na­to­wy czy zie­lo­ny rę­kaw, czer­wo­ne wy­ło­gi czy bro­kat zło­to­li­ty, albo igra­jąc na kol­cu szpa­dy – czy­ni­ły to wi­do­wi­sko czymś nie­zwy­kłym, po­dob­nym do owej szop­ki, z któ­rą się włó­czą po fu­to­rach wę­drow­ne cwa­nia­ki – oso­bli­wie, gdy ciż­ba ludu, stło­czyw­szy się, pa­trzy na kró­la He­ro­da w zło­tej ko­ro­nie albo na pa­stusz­ka wio­dą­ce­go kozę; spo­za szop­ki pi­ska­ją skrzy­pecz­ki; cy­gan du­dli dłoń­mi na war­gach, za­miast bęb­na, a słoń­ce za­cho­dzi i świe­ży chłód nocy po­łu­dnio­wej nie­znacz­nie tuli się wciąż moc­niej do świe­żych ra­mion i pier­si jędr­nych wie­śnia­czek.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: