Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Panna Maliczewska - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Panna Maliczewska - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 215 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

AKT PIERW­SZY

Sce­na, przed­sta­wia izbę, a ra­czej iz­deb­kę, w su­te­ry­nie, bar­dzo małą i bar­dzo wą­ską. Po le­wej dwa okna małe, dwu­szy­bo­we, we fra­mu­gach. W głę­bi piec do go­to­wa­nia i łóż­ko ŻE­LA­ZNEJ, po pra­wej od wi­dzów drzwi wej­ścio­we, po trzech zmur­sza­łych i ścier­ką za­sła­nych schod­kach, i łóż­ko STEF­KI, przy nim ko­szy­czek nie­du­ży za­miast szaf­ki, na nim lu­ster­ko, książ­ki, grze­bień, bar­dzo pięk­na bom­bo­nier­ka, ja­kieś flasz­ki, jabł­ko i dużo in­ne­go śmie­cia. Mały, ob­dar­ty pa­ra­wan stoi przy ścia­nie, na nim wisi su­kien­ka i ja­skra­wa hal­ka, po le­wej pod okna­mi sofa ce­ra­to­wa, na niej po­ściel EDKA KU­LE­SZY, pacz­ka prze­wró­co­na, świe­ca, bo­che­nek chle­ba za­czę­ty, ob­dar­ty koł­nie­rzyk. Pod okna­mi stół, na nim garn­ki, książ­ki, ze­szy­ty. W głę­bi, koło ko­min­ka, lam­pa ścien­na, nad łóż­kiem ŻE­LA­ZNEJ ob­ra­zy, kwia­ty z bi­bu­ły, fo­to­gra­fie i ob­raz świę­ty, a przed nim świe­ci się lamp­ka. Ca­łość daje ob­raz cia­sno­ty i wil­go­ci. Ścia­ny po­win­ny być ciem­ne. Pod­ło­ga świe­żo wy­szo­ro­wa­na, pia­skiem wy­sy­pa­na, po niej po­roz­kła­da­ne ścier­ki i ga­ze­ty. Przy pod­nie­sie­niu za­sło­ny ŻE­LA­ZNA stoi przy ba­lii w głę­bi ko­mi­na i pie­rze. EDEK KU­LE­SZA sie­dzi przy oknie przy sto­le z za­tka­ny­mi rę­ka­mi usza­mi i gło­śno uczy się. Para na­peł­nia całą izbę. Przez chwi­lę sły­chać mo­no­ton­ny głos EDKA i plu­skot wody w ba­lii, po chwi­li EDEK wsta­je, idzie do chle­ba, kra­je ka­wa­łek, je i wra­ca na miej­sce nie prze­ry­wa­jąc gło­śne­go mam­ro­ta­nia. Wresz­cie ŻE­LA­ZNA pod­cho­dzi do sto­łu, za­czy­na prze­wra­cać wszyst­ko, zła, cze­goś szu­ka.

Sce­na pierw­sza

Edek – Że­la­zna

EDEK

No!

ŻE­LA­ZNA szu­ka na sto­le, przy któ­rym uczy się EDEK

Ty… no…

EDEK

Pro­szę nie prze­wra­cać…

ŻE­LA­ZNA

Niech Ku­le­sza się ustą­pi.

EDEK

Nie prze­wra­cać!

ŻE­LA­ZNA

Tu była farb­ka do bie­li­zny, gdzie jest?

EDEK

A mnie co do tego?

ŻE­LA­ZNA

Tu była farb­ka! gdzie jest?

EDEK

Niech mnie ŻE­LA­ZNA da spo­kój – ja mu­szę się uczyć.

ŻE­LA­ZNA

A ja mu­szę prać. Moje pra­nie wię­cej war­te jak Ku­le­szy na­uka, bo za pra­nie pła­cą, a za na­ukę Ku­le­szy pies gro­sza nie da. Gdzie farb­ka?

EDEK z pa­sją, bi­jąc w stół

Pro­szę stąd iść!

ŻE­LA­ZNA

A! A to co? Kto tu pani? ja czy Ku­le­sza? Kto to na stan­cji – ja czy Ku­le­sza? Kto komu wi­nien za trzy mie­sią­ce? ja czy Ku­le­sza, co? co?

Ku­le­sza mil­czy

Ano… ano… te­raz trza py­ska nie roz­wie­rać, jak się na to nie ma, i Bogu dzię­ko­wać, że jesz­cze trzy­mam, bo inna daw­no by po­rzą­dek zro­bi­ła.

EDEK ci­cho

Sie za­pła­ci.

ŻE­LA­ZNA

Spo­dzie­wam się. Ukrzyw­dzić się nie dam, ja cięż­ko pra­cu­ję od­cho­dzi do ba­lii.

Zno­wu sły­chać plusk wody i mo­no­ton­ny głos Edka.

EDEK od­wra­ca się ku Że­la­znej

Już ciem­no!

ŻE­LA­ZNA su­cho

Do­pie­ro trze­cia.

EDEK

To cóż, ale tu ciem­no!

ŻE­LA­ZNA su­cho

To trze­ba się do pa­ła­cu wy­nieść i elek­try­kę se fund­nąć.

EDEK uczy się, bie­rze chleb, je, sia­da na sto­le przy oknie.

Że­la­zna bie­rze ku­beł my­dlin i wy­cho­dzi, stu­ka­nie w okno. Edek klę­ka i otwie­ra okno.

Sce­na dru­ga

Edek – Filo

FILO

Sia­wus.

Edek mam­ro­cze

Ku­jesz De­mo­ste­ne­sa?

Edek mam­ro­cze w dal­szym cią­gu

Ta prze­stań, idziesz?

Edek roz­kła­da ręce

Szko­da.

EDEK bije się po gło­wie.

Cięż­ko, nie idzie – cho­le­ra, jak­by kto za­cią­gnął tu­man.

FILO

Już wszy­scy po­szli.

Edek ma­cha ręką. Filo za­glą­da do wnę­trza

A… nie ma?

EDEK cią­gle się uczy

Nie.

FILO

Ja tu dla niej coś przy­niósł.

EDEK ma­chi­nal­nie wy­cią­ga rękę

Da­waj!

FILO

Nie, ja sam.

Za­glą­da

A two­jej wiedź­my nie ma?

wcho­dzi przez okno, leci do łóż­ka Stef­ki, wy­do­by­wa spod pe­le­ry­ny bu­kie­cik kwia­tów, sta­wia na ko­szu i wra­ca do Edka za­do­wo­lo­ny.

Tak! do ko­biet tyl­ko z ki­jem Nie­tz­sche­go albo… z kwia­ta­mi… Mó­wię ci to z do­świad­cze­nia. Za­pa­mię­taj to so­bie, Kulo!

EDEK

Idź, mnie to nie w gło­wie.

FILO

Ale… jak nie te­raz, to póź­niej; za­wsze cię to na­pad­nie.

EDEK

Nie będę miał cza­su.

FILO

Na to cza­su nie trze­ba.

EDEK

Wła­śnie.

FILO sia­da na sto­le

Na­tu­ral­nie. Je­steś mło­dy, to nie po­trze­bu­jesz się dłu­go wy­słu­gi­wać. Raz, dwa, ko­bie­ta wpa­da­ci w ob­ję­cia.

EDEK

Wiel­kie szczę­ście.

FILO

No, nie jest to głów­ny czyn­nik ży­cia – ale ko­niecz­ny.

sia­da na sto­le i za­pa­la pa­pie­ro­sa.

Chcesz?

EDEK

Do­brze

Bie­rze; palą chwi­lę w mil­cze­niu

FILO pa­trzy na kąt Stef­ki i Edka

Wiesz, ja prze­cie nie mogę uwie­rzyć, że­byś tak był bli­sko niej i tak… nic… tego.

EDEK z wy­bu­chem

To­bie tyl­ko świń­stwa w gło­wie.

FILO

Wca­le nie świń­stwa, bo mu­sisz przy­znać, że ta Stef­ka, to szam­pań­ska dziew­czy­na.

EDEK

Ja mam inne za­pa­try­wa­nia w tym wzglę­dzie.

FILO

No… wiem… wiem, nie po­trze­bu­jesz mi im­po­no­wać, każ­den z nas uzna­je w ko­bie­cie czło­wie­ka, e!… po ja­kie­mu ty pa­lisz – za­cią­gaj się… sły­szysz?

EDEK

Daj mi spo­kój.

rzu­ca pa­pie­ro­sa i idzie do chle­ba, kra­je, za­czy­na jeść i pi­sze przy sto­le.

FILO sia­da na sto­le

Naj­le­piej – jak nie umiesz pa­lić, to nie pal…

po chwi­li

Ona pali?

EDEK przy sto­le

Kto?

FILO

Ma­li­czew­ska.

EDEK

E!

FILO

Wi­dzia­łem raz – wy­cho­dzi­ła z pró­by, ktoś, ja­kiś chó­rzy­sta czy co, pa­lił, ona mu wy­rwa­ła z ust pa­pie­ro­sa i sama pa­li­ła.

EDEK

Dla hecy. A zresz­tą, niech ją dia­bli, masz tu two­je pol­skie…

po­da­je mu kil­ka kar­tek

Na… prze­pisz so­bie, tyl­ko by­ków nie rób.

FILO szu­ka po kie­sze­niach

Tu jest dwa­dzie­ścia cen­tów.

EDEK twar­do

Słu­chaj, ty? a resz­ta? jesz­cześ mi wi­nien za po­przed­nie 40 cen­tów.

FILO z przy­mi­le­niem

Kula, nie sza­lej! Ku­pi­łem kwia­tów dla niej!

EDEK

Le­piej było dać jej go­tów­ką.

FILO

Tyś osza­lał? jej? ar­ty­st­ce?

EDEK

Taka ona ar­tyst­ka, jak ja dok­tor fi­lo­zo­fii. No, niech cię dia­bli…

FILO ma­chi­nal­nie kra­je ka­wa­łek chle­ba i je

Ja mam swo­je za­pa­try­wa­nia na ko­bie­ty.

Po­win­no się nie zdzie­rać po­ezji. Ja na­wet na­pi­sa­łem do niej wier­sze. O tam… na tej kar­tecz­ce w środ­ku bu­kie­tu:

I tyl­ko dzi­wię się, że kwia­ty

Pod twy­mi sto­pa­mi nie ro­sną.

EDEK z iro­nią, przy sto­le

O ty! mój pta­ku skrzy­dla­ty,

Ty raju!… ty maju… ty wio­sno!…

FILO

O! o!

EDEK

Tak, tak, bra­chu, Sien­kie­wicz! Sien­kie­wicz!

FILO

Może ona nie czy­ta­ła?

EDEK

Nie czy­ta­ła? Ona wszyst­ko już po­żar­ła, całą bi­bu­łę – ona cią­gle czy­ta. Bez wy­bo­ru. Chcia­łem to ja­koś po­kie­ro­wać, ale dia­bła tam.

FILO za­do­wo­lo­ny

Taka in­te­li­gent­na?

EDEK

Nie in­te­li­gent­na, ale oczy­ta­na. A zresz­tą nie pi­łuj mnie nią. Ja mam już tego wy­żej uszów.

FILO

Kie­dy wró­ci?

EDEK

Nie wiem.

FILO

Nie je­steś uprzej­my.

EDEK smut­no

Jak­byś miał dziu­ry w bu­tach, dziu­ry w por­t­kach, dziu­ry w mó­zgu, jak­by ci było nie­we­so­ło i cięż­ko, to byś tak­że nie był uprzej­my.

FILO ser­decz­nie

Ja bym cię, Kula, do sie­bie za­pro­sił, jak Boga ko­cham, i wszyst­ko ci dał, ale moi sta­rzy, to taka para Dul­skich, że aż w no­sie krę­ci.

EDEK

Ja wiem, tyś do­bry w grun­cie rze­czy, ale two­je śro­do­wi­sko – ba­gno!

FILO

No – a ja ro­man­tyk.

EDEK

Dia­bła tam! po­zu­jesz na ro­man­ty­ka. Szcze­ro­ści ani grdy­nia. No… idź już…

FILO

Zo­sta­wię dla niej pa­pie­ro­sów.

EDEK

Tak­że coś. Idź już.

FILO

Aha! tu masz! Ety­kę.

Wcho­dzi Że­la­zna i pa­trzy ze zło­ścią na Fila.

EDEK

Kie­dy od­dać?

FILO

Weź cał­kiem. Nie krę­puj się. Ja i tak bym spu­ścił.

Sce­na trze­cia

Ciż – Że­la­zna

ŻE­LA­ZNA

Nie lu­bię wi­zy­tów.

FILO

Sia­wus, Edek!

ŻE­LA­ZNA

Pro­szę po pa­pie­rach, bo pod­ło­ga świe­żo umy­ta.

FILO

Nikt by się tego nie do­my­ślił.

wy­cho­dzi

ŻE­LA­ZNA

Wy­ma­wiam so­bie wi­zy­ty i żeby mi przez okno nie wpusz­czać. Bo to jak­by do ja­kiej nory zło­dziej­skiej, a nie do chrze­ści­jań­skie­go domu.

EDEK

Nie żad­ne wi­zy­ty, tyl­ko ko­le­ga.

ŻE­LA­ZNA

Nie chcę. Jak ma się przyj­mo­wać ko­le­gów, to pa­łac se wy­na­jąć.

Edek wła­zi na stół, kła­dzie się we fra­mu­dze okna i uczy się. Wi­dać tyl­ko jego dłu­gie, zwi­sa­ją­ce nogi w ob­szar­pa­nych spodniach. Że­la­zna pie­rze i nuci pod no­sem pieśń ja­kąś po­boż­ną; co­raz ciem­niej, z ką­tów wy­su­wa się wil­got­ny, cho­ro­bli­wy zmrok.

Sce­na czwar­ta

Ciż – Mi­cha­sio­wa.

Mi­cha­sio­wa, bla­da i jesz­cze dość mło­da – w ka­fta­ni­ku, wno­si kosz jak do bie­li­zny, przy­kry­ty ka­wał­kiem sta­rej fi­ran­ki. W ko­szu ba­le­to­we spód­nicz­ki, lu­ster­ko, pu­deł­ko ze szmin­ka­mi, gor­set, ja­kieś ła­chy. W mil­cze­niu sta­wia kosz na łóż­ku Stef­ki, po­tem roz­wie­sza ba­le­to­we spód­ni­ce i try­ko­ty na pa­ra­wa­nie – wresz­cie idzie do pie­ca i grze­je się. Mi­cha­sio­wa mil­czy.

ŻE­LA­ZNA

Skoń­czy­ło się!

MI­CHA­SIO­WA

A jak­że.

ŻE­LA­ZNA

No? a gdzie ona?

MI­CHA­SIO­WA

Ter­ko­cze ze swo­imi. Mó­wi­ła, żeby mle­ko było go­rą­ce.

ŻE­LA­ZNA

Wła­śnie, pie­nią­dze się ro­dzą.

MI­CHA­SIO­WA

I tak się pali.

ŻE­LA­ZNA

No, to co?

Mi­cha­sio­wa mil­czy

Nie pada tam?

MI­CHA­SIO­WA

Nie. Jesz­cze.

ŻE­LA­ZNA

Dał­by Bóg; bę­dzie desz­czów­ka na ko­lo­ry.

MI­CHA­SIO­WA

I śnieg może.

ŻE­LA­ZNA

No, to już nie!

MI­CHA­SIO­WA

Zima idzie.

ŻE­LA­ZNA

Niech się skrę­ci po dro­dze.

MI­CHA­SIO­WA

E, co tam pani – ale ja.

ŻE­LA­ZNA

A jak­że! ja, wła­śnie.

MI­CHA­SIO­WA

Ze­mgli­ło mnie

pije wodę.

Znów do­sta­ła cu­kier­ki i za dużo se pod­ja­dłam.

ŻE­LA­ZNA z po­gar­dą

Cu­kier­ki!

MI­CHA­SIO­WA

Ano, taki te­raz wi­dać zwy­czaj!

Spo­glą­da na chleb

Czyj to chleb?

ŻE­LA­ZNA

Da­le­ko by za­je­cha­ła z tymi cu­kier­ka­mi.

MI­CHA­SIO­WA

Czyj to chleb?

ŻE­LA­ZNA

Ano… tego…

MI­CHA­SIO­WA uła­mu­je ka­wa­łek i je.

ŻE­LA­ZNA

Tak so­bie… ot…

MI­CHA­SIO­WA

Ta my z jed­nej wsi.

ŻE­LA­ZNA

O! jak­że to?

MI­CHA­SIO­WA

Ano z Bie­do­ty

śmie­je się gorz­ko.

To jest jed­na taka wieś, gdzie się ta­kie ro­dzą. Idę! jesz­cze trza przy­nieść. Nie dała, psia­krew, od razu wszyst­kie­go za­brać, żeby się jej kiec­ki nie po­gnio­tły. Ach! niech ją!…

Miar­ku­je się

A niech pani Że­la­zna nic jej nie mówi.

ŻE­LA­ZNA

Niby co?

MI­CHA­SIO­WA

Że ja… tro­chę…

ŻE­LA­ZNA

Ja chrze­ści­jan­ka, plot­ków nie ro­bię.

Mi­cha­sio­wa bie­rze pu­sty kosz i wy­cho­dzi. Że­la­zna chwi­lę pie­rze, wresz­cie, śpie­wa­jąc po­boż­ną pieśń, pod­cho­dzi ukrad­kiem do sto­li­ka, spo­glą­da­jąc cią­gle ukrad­kiem; wresz­cie bie­rze nóż, kra­je ka­wa­łek chle­ba szyb­ko, za­no­si go i wty­ka pod po­dusz­kę, po czym śpie­wa­jąc cią­gle ku ba­lii.

Sce­na pią­ta

Że­la­zna – Edek – Dau­mo­wa – Hi­szow­ska

Pu­ka­nie.

ŻE­LA­ZNA

Co za dia­beł?

DAU­MO­WA wsu­wa gło­wę przez drzwi

Niech bę­dzie po­chwa­lo­ny!

ŻE­LA­ZNA

Na wie­ki wie­ków!

Obie pa­nie wcho­dzą po­wo­li, wsu­wa­jąc z tru­dem swe ol­brzy­mie ka­pe­lu­sze przez wą­skie drzwi. Są bar­dzo stroj­ne, sze­lesz­czą­ce, czar­no ubra­ne, pod­śmie­chu­ją się tro­chę z ci­cha i spo­glą­da­ją na sie­bie. Że­la­zna, któ­ra na wi­dok dam tro­chę się zdu­mia­ła, za­czy­na szyb­ko od­su­wać z pod­ło­gi pa­pie­ry i ścier­ki.

DAU­MO­WA

Czy tu miesz­ka pracz­ka?

ŻE­LA­ZNA

To ja, do usług wiel­moż­nej pani.

DAU­MO­WA

Do­brze, do­brze… cóż tu tak ciem­no?

HI­SZOW­SKA

I dusz­no.

ŻE­LA­ZNA

Wia­do­mo… w pral­ni… wia­do­mo… za­raz za­pa­lę.

DAU­MO­WA

Tak. Bo to my chce­my się po­ro­zu­mieć co do ko­ro­nek… nie wiem, czy pani też umie prać ko­ron­ki?

ŻE­LA­ZNA

W lot… w lot…

HI­SZOW­SKA

A gi­piu­ry?

ŻE­LA­ZNA

W lot… w lot…

za­pa­la lam­pę, pa­nie roz­glą­da­ją się do­oko­ła, spo­strze­ga­ją ba­le­to­we spód­ni­ce i mó­wią do sie­bie:

C 'est ici, oui, oui…

DAU­MO­WA spo­strze­ga nogi Edka wi­szą­ce u okna

O! o! a to czy­je?

ŻE­LA­ZNA

To… za­raz

ścią­ga Edka.

Pro­szę na dwór – ja tu mam in­te­re­sa.

EDEK zła­zi z okna i cią­gle się ucząc i pa­trząc w książ­kę owi­ja się w pe­le­ry­nę i wy­cho­dzi z izby po­no­sząc De­mo­ste­ne­sa.

HI­SZOW­SKA

Czy to sy­nek pani?

ŻE­LA­ZNA

Gdzie zaś… to sie­ro­ta… przy­gar­nę­łam… przy­tu­li­łam za swe­go…

DAU­MO­WA

To pięk­nie, to bar­dzo pięk­nie…

ŻE­LA­ZNA

To obo­wią­zek chrze­ści­jań­ski, pro­szę wiel­moż­nej pani. Ta mat­ką je­stem mu ro­dzo­ną, Co ro­bić! Może wiel­moż­ne pa­nie sią­dą…

po­da­je stoł­ki.

DAU­MO­WA

Dzię­ku­je­my! Tro­chę tu cia­sno u pani!

HI­SZOW­SKA ci­cho do Dau­mo­wej

Niech pani me­ce­na­so­wa wprost…

DAU­MO­WA do Hi­szow­skiej

Pst… nie zdra­dzić… Tu jesz­cze ktoś sy­pia…

ŻE­LA­ZNA

A! to już lo­ka­tor­ka… pan­na Ma­li­czew­ska.

DAU­MO­WA

Zda­je mi się, ona z te­atru?

ŻE­LA­ZNA

Tak, ale to ta­kie do­pie­ro coś nie­coś, bo to mło­de jesz­cze.

DAU­MO­WA

A ona co? sie­ro­ta?

ŻE­LA­ZNA

Ta… zda­je się… nie wiem…

HI­SZOW­SKA

Dużo wam pła­ci?

ŻE­LA­ZNA po­dejrz­li­wie

Ta… róż­nie…

DAU­MO­WA

Ale… prze­cie…

ŻE­LA­ZNA

Dwa­dzie­ścia gul­de­ny… z wik­tem… a jak­że…

DAU­MO­WA
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: