Paranormalność. Dlaczego widzimy to, czego nie ma - ebook
Paranormalność. Dlaczego widzimy to, czego nie ma - ebook
Jak przesuwać przedmioty siłą woli? Na czym polega kontrolowanie cudzego umysłu?
Czy przedmioty faktycznie mogą przynosić szczęście? Czy można zobaczyć przyszłość w snach i czemu niektórzy ludzie twierdzą, że potrafią sami zdecydować, o czym będą śnić? Jak przesuwać przedmioty siłą woli? Na czym polega kontrolowanie cudzego umysłu? Dlaczego osiemdziesiąt procent Amerykanów zapewnia, że doświadczyło zjawisk paranormalnych? Jak zahipnotyzować kurczaka? Richard Wiseman daje odpowiedzi na te pytania i na wiele innych. Naukowiec, który w książce 59 sekund pokazał, jak siła sugestii może zmienić nasze życie na lepsze, tym razem postanowił rozprawić się z mitami na temat nadnaturalnego aspektu rzeczywistości.
Wiseman udowadnia, jak cienka granica dzieli rzeczywistość od świata nadnaturalnego. Dzięki wymyślonym przez niego eksperymentom od dziś każdy z nas będzie miał możliwość wywołać ducha albo przekonać obcą osobę, że wie o niej prawie wszystko - a to za sprawą niewiarygodnych zdolności umysłu, z których na co dzień mało kto zdaje sobie sprawę.
Eksperymenty ze zjawiskami paranormalnymi są niezwykłe i zajmujące, a Wiseman to dowcipny przewodnik po zagadnieniach, które mogą przyprawić o zawrót głowy. Wreszcie dowiecie się, dlaczego wasz mózg jest znacznie bardziej niesamowity niż wszystkie paranormalne zjawiska opisane w tej książce.
„New Scientist"
Przekaz książki Wisemana jest pozytywny. Zapomnijcie o szukaniu cudów w zjawiskach paranormalnych, one bowiem nie istnieją. Zamiast tego skupcie się na cudach, które otaczają nas na co dzień.
„Mail on Sunday"
Mistrz w wymyślaniu nadzwyczajnych eksperymentów, człowiek, którego nazywam pogromcą mitów myślenia magicznego.
„Scientific American"
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7747-459-4 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W kilku miejscach książki znajdziecie takie ikony:
www.richardwiseman.com/paranormality/Welcome.html
Są to tak zwane tagi QR, umożliwiające dostęp do krótkich filmów i plików dźwiękowych, które możecie odtwarzać na swoim smartfonie. W tym celu wystarczy otworzyć jakąkolwiek aplikację skanującą, skierować kamerę telefonu na ikonę, a wasz telefon automatycznie pobierze dodatkowy materiał uzupełniający treść książki. Dla tych, którzy nie dysponują smartfonem, pod każdą tego rodzaju ikoną zamieszczono adres internetowy prowadzący do danego materiału.WPROWADZENIE
W którym dowiemy się, co się stało, gdy poddano testom pewnego psa obdarzonego rzekomo zdolnościami parapsychicznymi, i rozpoczniemy naszą wyprawę do krainy, w której wszystko wydaje się możliwe i nic nie jest dokładnie takie, jakie się wydaje.
Kiedy z uwagą spoglądałem w oczy Jaytee, przez głowę przemknęło mi kilka pytań. Czy ten śliczny mały terier rzeczywiście ma zdolności parapsychiczne? A jeśli nie, to w jaki sposób trafił na pierwsze strony gazet na całym świecie? Jeśli naprawdę potrafi przewidywać przyszłość, to czy już wie, jak zakończy się nasz eksperyment? Dokładnie w tym momencie Jaytee zakasłał, pochylił się w moją stronę i zwymiotował mi na buty.
Poznałem Jaytee jakieś dziesięć lat temu. Byłem tuż po trzydziestce i prowadziłem eksperyment, który miał sprawdzić, czy ten terier, obdarzony ponoć zdolnościami parapsychicznymi, rzeczywiście potrafi przewidzieć, kiedy jego właściciele wrócą do domu. Miałem już wtedy za sobą ponad dziesięć lat rozmaitych badań nad rzekomymi zjawiskami paranormalnymi. Spędziłem wiele bezsennych nocy w domach nawiedzanych przez duchy, testowałem osoby obdarzone zdolnościami parapsychicznymi i mediumicznymi, przeprowadzałem laboratoryjne eksperymenty dotyczące telepatii.
Moja fascynacja zjawiskami niewytłumaczalnymi zaczęła się, gdy miałem osiem lat i po raz pierwszy zobaczyłem magiczną sztuczkę. Dziadek kazał mi zapisać na monecie moje inicjały, po czym sprawił, że moneta zniknęła, a następnie pokazał, że w tajemniczy sposób znalazła się w zapieczętowanym pudełku. Kilka tygodni później wyjaśnił mi sekret tego rzekomego cudu i... cóż, połknąłem bakcyla. W ciągu następnych kilku lat gorliwie gromadziłem wiedzę na temat mrocznej sztuki magii i iluzji. Przeczesywałem antykwariaty w poszukiwaniu zapomnianych książek na temat magicznych trików, wstąpiłem do miejscowego klubu iluzjonistów i popisywałem się swoimi umiejętnościami przed przyjaciółmi i rodziną. Jako nastolatek miałem już za sobą setki występów i zostałem jednym z najmłodszych członków prestiżowego Magic Circle.
Aby skutecznie oszukiwać publiczność, iluzjoniści muszą rozumieć zasady kierujące ludzkim myśleniem i zachowaniem. Muszą umieć sprawić, żeby człowiek nie dostrzegał tego, co dzieje się tuż przed jego nosem, nie pomyślał o pewnych nasuwających się wyjaśnieniach różnych trików i błędnie pamiętał to, co przed chwilą wydarzyło się na jego oczach. Po kilku latach spędzonych na niemal codziennym nabijaniu ludzi w butelkę zacząłem pasjonować się tymi aspektami ludzkich zachowań i w końcu postanowiłem zapisać się na studia psychologiczne na Uniwersytecie Londyńskim.
Podobnie jak większość iluzjonistów, bardzo sceptycznie odnosiłem się do istnienia zjawisk paranormalnych i zaliczałem je do kategorii zagadnień opatrzonych etykietką: „stek bzdur, ale wdzięczny temat do rozmów przy stole”. Gdy kończyłem właśnie pierwszy rok studiów psychologicznych, nagle zdarzyło się jednak coś, co sprawiło, że ujrzałem całą sprawę w zupełnie nowym świetle. Pewnego dnia przypadkowo włączyłem telewizor stojący w mojej studenckiej klitce i trafiłem akurat na koniec programu poświęconego nauce i zjawiskom nadprzyrodzonym. Na ekranie pojawiła się młoda psycholożka Sue Blackmore i wyjaśniła, że ona także fascynuje się „duchami”, które ponoć hałasują po nocach. Potem powiedziała coś, co wywarło ogromny wpływ na całą moją karierę zawodową. Oświadczyła, że zamiast ustalania, czy zjawiska tego rodzaju są autentyczne, o wiele bardziej sensowne wydaje jej się zastanowienie się, dlaczego ludzie przeżywają tego rodzaju dziwne doświadczenia. Dlaczego matki są przeświadczone o tym, że potrafią telepatycznie porozumiewać się ze swoimi dziećmi? Dlaczego ludzie wierzą w to, że widzieli ducha? Dlaczego niektórzy są głęboko przekonani, że ich los został zapisany w gwiazdach? Nagle klamka zapadła. Wcześniej nigdy poważnie nie myślałem o prowadzeniu badań nad zjawiskami paranormalnymi. Po co miałbym marnować czas na dociekania nad ewentualnym istnieniem rzeczy, które przypuszczalnie w ogóle nie istnieją? Jednak słowa Sue uświadomiły mi, że taka praca mogłaby mieć istotniejszy sens, gdybym nie tyle zajął się samym istnieniem takich fenomenów, ile skoncentrował się na głębszych i fascynujących zjawiskach natury psychologicznej, kryjących się za ludzkimi wierzeniami i doświadczeniami.
Zajmując się bliżej tą kwestią, wkrótce odkryłem, że Sue wcale nie była odosobniona w takim podejściu badawczym do zjawisk paranormalnych. Okazało się, że już wcześniej wielu uczonych starało się odkryć, co rzekome zjawiska paranormalne mówią nam o naszych zachowaniach, wierzeniach i o działaniu naszego mózgu. Podejmując wyzwanie, jakie stanowił świat zjawisk paranormalnych, ci niezwykli badacze przeprowadzali jedne z najdziwniejszych eksperymentów w dziejach nauki: zdekapitowali zwłoki sławnego mistrza telepatii, przenikali w szeregi wyznawców sekt, próbowali zważyć duszę osób umierających i poddawali testom mówiącą mangustę. I tak jak tajemniczy Czarnoksiężnik z krainy Oz okazał się jedynie ukrytym za kurtyną człowiekiem, który naciska guziki i pociąga dźwignie, tak ich prace przyniosły wiele zaskakujących i ważnych odkryć na temat działania ludzkiej psychiki.
Dobrym przykładem takiej postawy są także moje badania nad terierem o imieniu Jaytee, obdarzonym podobno nadprzyrodzonymi zdolnościami.
Paul McKenna, zanim został niezwykle popularnym ekspertem w zakresie technik samodoskonalenia, prowadził program telewizyjny poświęcony zjawiskom paranormalnym. Jako jeden ze stałych naukowców komentatorów zaproszonych do udziału w tym programie miałem okazję do wyrażania swoich opinii na temat najrozmaitszych niezwykłych popisów, zdarzeń i eksperymentów. A działy się tam rzeczy przeróżne. Pewnego razu w studiu pojawił się człowiek, który rzekomo potrafił krzesać iskry z czubków palców, kiedy indziej Paul poprosił miliony telewidzów, żeby za pomocą swoich sił psychicznych wywarli wpływ na wyniki ogólnokrajowej loterii, skupiając się podczas losowania na kilku wybranych liczbach (trzy z nich rzeczywiście padły).
W jednym z odcinków pokazano szczególnie interesujący film na temat teriera o imieniu Jaytee. Według autorów filmu Jaytee posiadał niezwykłą zdolność przewidywania, kiedy jego właścicielka, Pam, wróci do domu. Pam mieszkała z rodzicami, którzy zauważyli, że Jaytee najwyraźniej potrafi bezbłędnie wskazać moment powrotu ich córki do domu, siadając przy oknie. Jedna z ogólnokrajowych gazet zamieściła artykuł poświęcony zdumiewającym talentom małego teriera, a pewna austriacka stacja telewizyjna przeprowadziła pierwszy eksperyment z jego udziałem. Zapis tego eksperymentu pokazano w programie Paula McKenny. Zobaczyliśmy, jak jedna ekipa telewizyjna idzie śladem Pam, która spaceruje po centrum swojego miasteczka, a w tym czasie druga ekipa nieustannie filmuje Jaytee. Kiedy Pam postanowiła wrócić do domu, Jaytee podszedł do okna i pozostał tam do chwili pojawienia się swojej właścicielki. Razem z Pam i Jaytee wystąpiłem w programie McKenny i ucięliśmy sobie przyjazną pogawędkę na temat przedstawionego materiału. Powiedziałem wtedy, że historia wydaje mi się bardzo intrygująca, a Pam uprzejmie zaprosiła mnie do poddania parapsychicznych zdolności jej psa kolejnemu testowi, w bardziej kontrolowanych okolicznościach.
Kilka miesięcy później razem z moim asystentem Matthew Smithem pojechałem do Ramsbottom w północno-zachodniej Anglii, aby poddać Jaytee stosownej próbie. Nasze spotkanie wypadło bardzo dobrze i wszystko zmierzało we właściwym kierunku. Pam okazywała nam życzliwość, my polubiliśmy Jaytee, a Jaytee najwyraźniej odwzajemniał tę sympatię.
Podczas pierwszego testu Matthew pojechał z Pam do pubu położonego około trzynastu kilometrów od jej domu. Kiedy znaleźli się na miejscu, za pomocą urządzenia do losowego generowania liczb wybrali godzinę, o której miała wrócić do domu: dziewiątą wieczorem. W tym czasie ja nieustannie filmowałem ulubione okno Jaytee, dzięki czemu mieliśmy pełny filmowy zapis jego zachowania. Kiedy Pam i Mat wrócili z baru, przewinęliśmy film i z niecierpliwością obserwowaliśmy zachowanie Jaytee. Co ciekawe, terier znalazł się przy oknie o wyznaczonej porze. A zatem na razie wszystko szło dobrze. Jednak kiedy przejrzeliśmy pozostałą część nagrania, powoli zaczęła odsłaniać się przed nami prawda na temat rzekomych zdolności Jaytee. Okazało się, że okno najwyraźniej stale przykuwało jego uwagę. Podczas naszego eksperymentu był przy nim trzynaście razy. Podczas drugiej próby, następnego dnia, Jaytee podchodził do okna dwanaście razy. Wyglądało na to, że jego wyprawy do okna wcale nie były tak jednoznacznym sygnałem, jak można by sądzić na podstawie fragmentu filmu austriackiej telewizji. Pam wyjaśniła, że być może lato nie jest najlepszą porą na podobne eksperymenty, ponieważ zbyt wiele rzeczy przykuwa wtedy uwagę jej teriera, między innymi mieszkająca po sąsiedzku suka, która miała cieczkę, oraz wizyty sprzedawcy ryb.
W grudniu wróciliśmy do Ramsbottom i przeprowadziliśmy dwie kolejne próby. Podczas pierwszej z nich Jaytee czterokrotnie podchodził do okna i raz było to około dziesięciu minut przed tym, jak Matthew i Pam wyruszyli w stronę domu. Niewiele brakowało, ale to jeszcze nie to. Podczas ostatniej próby Jaytee osiem razy podchodził do okna. Jedna z tych wycieczek wypadła akurat w chwili, gdy Matthew i Pam rozpoczęli powrotną drogę do domu, ale pies spędził u okna tylko kilka sekund, po czym pobiegł do ogrodu i zwymiotował na moje buty.
W sumie nie było to specjalnie przekonujące świadectwo istnienia zdolności parapsychicznych u zwierzęcia.¹ Jednak interesujące w tym wszystkim jest nie pytanie o to, czy zwierzęta rzeczywiście są obdarzone takimi umiejętnościami, ale raczej pytanie, jak to się dzieje, że ludzie dochodzą do przekonania o istnieniu jakiejś parapsychologicznej więzi łączącej ich z ich ulubieńcami. Odpowiedź na to pytanie mówi nam wiele na temat jednego z najbardziej podstawowych sposobów naszego myślenia o otaczającym nas świecie.
Film przedstawiający test z udziałem Jaytee
www.richardwiseman.com/paranormality/Jaytee.html
W 1967 roku para psychologów z uniwersytetu w Wisconsin, Loren i Jean Chapmanowie, przeprowadziła pewien klasyczny eksperyment.² Chapmanowie posłużyli się wersją popularnego w latach sześćdziesiątych testu stosowanego przez psychiatrów, zwanego „Narysuj człowieka”. Według ówczesnych klinicystów wszelkie możliwe zaburzenia osobowości, takie jak paranoja, zahamowania seksualne czy depresja, można było wykryć na podstawie tego, w jaki sposób dana osoba rysowała typową postać człowieka. Jednak Chapmanowie wcale nie byli tacy pewni, czy test zachowa swoją wartość, jeśli poddamy go starannej analizie. W końcu wiele z tych rzekomych zależności, takich jak to, że osoby o skłonnościach paranoicznych rysują postacie z dużymi oczami, wydawało się zaskakująco dokładnie potwierdzać potoczne stereotypy, dlatego też Chapmanowie zastanawiali się, czy owe zależności nie istnieją przypadkiem jedynie w umysłach samych lekarzy i psychologów. Aby sprawdzić swoją hipotezę, przedstawili grupie studentów rysunki osób z zaburzeniami psychicznymi, wraz z krótkimi opisami symptomów, na jakie cierpią ich autorzy, na przykład: „Jest podejrzliwy”, „Martwi się, że nie jest dość męski”, „Niepokoi się, że jest impotentem”. Uczestnicy badania przyjrzeli się zestawom rysunków i tekstów, po czym zapytano ich, czy dostrzegli w przedstawionych danych jakieś zależności. Co ciekawe, studenci wskazywali na te same rodzaje zależności, jakimi od lat posługiwali się profesjonaliści. Mówili na przykład, że osoby o skłonnościach paranoicznych rysują postacie z nietypowymi oczami, osoby mające problemy ze swoją męskością rysują postacie o szerokich ramionach, a małe organy seksualne na rysunku wskazują na problemy związane z impotencją.
Był tylko jeden mały szkopuł. Chapmanowie losowo połączyli rysunki z opisami symptomów, toteż dane przedstawione uczestnikom badania nie zawierały żadnych realnych zależności. Ochotnicy widzieli to, czego nie ma. Eksperyment Chapmanów całkowicie zdyskredytował test „Narysuj człowieka”, ale co ważniejsze, przyniósł nam ważne odkrycie na temat działania ludzkiej psychiki. Nasze przekonania nie spoczywają biernie w naszych mózgach w oczekiwaniu na to, że zostaną następnie potwierdzone albo podważone przez napływające informacje. Przeciwnie. Odgrywają kluczową rolę w kształtowaniu naszego postrzegania świata. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, w których mamy do czynienia z koincydencjami. Potrafimy niezwykle sprawnie skupiać uwagę na zdarzeniach, które zachodzą jednocześnie, zwłaszcza gdy potwierdzają nasze przekonania. Uczestnicy eksperymentu Chapmanów już wcześniej wierzyli w to, że osoby cierpiące na paranoję będą rysowały postacie z dużymi oczami, i dlatego wychwytywali przypadki, w których postać na rysunku jakiejś osoby o skłonnościach do paranoi rzeczywiście miała większe oczy, a ignorowali rysunki innych chorych na paranoję, na których postacie miały oczy normalnej wielkości.
Ta sama zasada odnosi się do zjawisk paranormalnych. Wszyscy jesteśmy skłonni uwierzyć w to, że posiadamy pewien niezgłębiony potencjał zdolności parapsychicznych, i stajemy się bardzo podekscytowani, kiedy akurat w chwili, gdy myślimy o jednym z naszych przyjaciół, dzwoni telefon i okazuje się, że to właśnie ta osoba wykręciła nasz numer. Zapominamy w tym momencie o wszystkich wcześniejszych sytuacjach, w których myśleliśmy o tym przyjacielu, rozlegał się dzwonek telefonu i okazywało się, że to ankieter z biura badania opinii publicznej, oraz o wszystkich innych sytuacjach, w których w ogóle nie myśleliśmy o przyjacielu, a on właśnie nieoczekiwanie zadzwonił. Podobnie, jeśli mieliśmy sen, w którym pojawiło się jakieś odniesienie do wydarzeń następnego dnia, szybko dochodzimy do wniosku, że mamy dar przewidywania przyszłości, ale w tym samym momencie pomijamy wszystkie wcześniejsze sytuacje, w których nasze sny się nie sprawdziły. To samo dotyczy rzekomo nadprzyrodzonych zdolności przejawianych przez niektóre zwierzęta. Jeśli wierzymy, że właścicieli łączy jakaś telepatyczna więź z ich ulubieńcami, zwracamy uwagę na sytuacje, w których wydaje się, że zwierzę swoim zachowaniem przewiduje powrót swojej pani, i zapominamy o wszystkich pozostałych, w których zwierzę błędnie przewidziało moment jej powrotu albo dało się całkowicie zaskoczyć.
O wiele ważniejsze wydaje się jednak, że ten sam mechanizm potrafi wyprowadzić nas w pole w sprawach dotyczących naszego zdrowia. W połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku Donald Redelmeier i Amos Tversky postanowili zbadać istnienie ewentualnego związku między bólem reumatycznym a pogodą.³ Przez tysiące lat ludzie utwierdzali się w przekonaniu, że ich artretyzm zaostrza się wraz z pewnymi zmianami temperatury, ciśnienia barometrycznego i wilgotności powietrza. Aby sprawdzić, czy tak jest w rzeczywistości, Redelmeier i Tversky poprosili grupę osób cierpiących na bóle stawów o to, żeby przez ponad rok dwa razy w miesiącu oceniali poziom doświadczanego bólu. Zespół badaczy zgromadził następnie szczegółowe informacje na temat temperatury, ciśnienia barometrycznego i wilgotności powietrza w tym samym okresie. Wszyscy pacjenci byli przekonani, że istnieje pewien związek między pogodą a ich dolegliwościami bólowymi. Jednak dane uzyskane przez badaczy pokazały, że stan chorych nie miał żadnego związku ze zmianami pogody. Również w tym przypadku chorzy skupiali się na sytuacjach, w których nasilenie bólu występowało w okresie szczególnie zaskakujących zmian pogody, i zapominali o wszystkich momentach, gdy tak się nie działo, po czym błędnie wnosili, że odczucia bólowe mają związek z pogodą.
Na tej samej zasadzie słyszymy czasem, że ktoś został cudownie uzdrowiony dzięki modlitwie. Zapominamy o tych wszystkich, którzy zostali wyleczeni bez pomocy modlitwy albo nie zostali wyleczeni, chociaż się modlili, i błędnie dochodzimy do przekonania o skuteczności modlitwy. Albo czytamy, że ktoś został wyleczony z raka po tym, jak zjadł mnóstwo pomarańczy – nie myślimy więc o tych, którzy zostali wyleczeni, choć nie jedli pomarańczy, i o tych, którzy jedli dużo pomarańczy i nie zostali wyleczeni, tylko dochodzimy do wniosku, że pomarańcze są skutecznym środkiem w leczeniu raka.
Ten sam efekt może odgrywać pewną rolę w utrwalaniu stereotypów narodowościowych: ludzie oglądają sceny z udziałem członków mniejszości etnicznych, którzy dopuszczają się aktów przemocy, i zapominają o tych wszystkich członkach mniejszości, którzy są praworządnymi obywatelami, oraz o uciekających się do przemocy obywatelach nienależących do mniejszości, po czym dochodzą do wniosku, że członkowie mniejszości mają większą skłonność do popełniania przestępstw.
W moich badaniach nad Jaytee zacząłem od analizowania przypadku psa obdarzonego rzekomo zdolnościami parapsychicznymi, by w rezultacie poszerzyć swoją wiedzę na temat jednego z najbardziej podstawowych błędów zniekształcających nasze postrzeganie świata. To pokazuje, dlaczego badania nad zjawiskami nadprzyrodzonymi są dla mnie tak fascynujące. Każda wyprawa tego rodzaju jest podróżą w nieznane, do krainy, w której niczego nie da się z góry przesadzić – ani kogo możemy w niej spotkać, ani co możemy w niej odnaleźć.
Wkrótce rozpoczniemy naszą ekspedycję w głąb ukrytego dotąd świata badań nad zjawiskami nadprzyrodzonymi. W serii niezwykłych opowieści spotkamy wiele barwnych postaci, wraz z doświadczonymi iluzjonistami zajrzymy za kulisy zdumiewających pokazów, przyjrzymy się poczynaniom charyzmatycznych przywódców sekt religijnych i weźmiemy udział w oszałamiających seansach spirytystycznych. Każda z tych przygód przyniesie nam niezwykłe i zaskakujące odkrycia dotyczące mechanizmów psychologicznych kryjących się pod powierzchnią codziennego życia, jak choćby odpowiedź na pytanie, jak to się stało, że w toku ewolucji ludzie nauczyli się lękać tajemniczych hałasów rozlegających się nocą. Dowiemy się, że nasza podświadomość kryje w sobie o wiele większą moc, niż sobie wcześniej wyobrażaliśmy, i że inni mogą wywierać wpływ na działanie naszego umysłu. Podczas naszej podróży nie będziecie ograniczali się jedynie do roli biernych obserwatorów. Po drodze poproszę was o zakasanie rękawów i wzięcie udziału w kilku eksperymentach. Każdy z nich stwarza nam sposobność do eksploracji bardziej zagadkowej strony naszej psychiki, zachęcając na przykład do tego, żeby zmierzyć siłę własnej intuicji, ocenić, jak bardzo jesteście podatni na sugestię, i odkryć, czy macie wrodzoną skłonność do kłamstwa.
Za chwilę wyruszamy. Przygotujcie się na spotkanie ze światem, w którym wszystko wydaje się możliwe, a jednocześnie nic nie jest tym, czym się wydaje. Światem, w którym prawda rzeczywiście jest dziwniejsza niż fikcja. Światem, który od dwudziestu lat mam przyjemność nazywać moim domem.
A teraz szybko, zbiera się na burzę. Zaczynamy naszą podróż do świata bardziej zdumiewającego niż kraina Oz...Rozdział 1 WRÓŻENIE
W którym poznamy tajemniczego Pana D., odwiedzimy nieistniejące miasto Lake Wobegon, nauczymy się, jak przekonać nieznajomych, że wiemy o nich wszystko, oraz odkryjemy, kim jesteśmy naprawdę.
Ze względów, które wkrótce okażą się oczywiste, uczciwie będzie, jeśli zachowamy prawdziwe nazwisko Pana D. w tajemnicy. Ten niezwykły człowiek urodził się w 1934 roku w północnej Anglii i przez większą część życia zarabiał na utrzymanie jako zawodowy wróżbita. Bardzo szybko zyskał spory rozgłos z powodu swoich niezwykle trafnych przepowiedni. Kiedy studiowałem na Uniwersytecie Edynburskim, Pan D. skontaktował się ze mną i zapytał, czy nie miałbym ochoty poobserwować go podczas kilku spotkań z klientami. Natychmiast przyjąłem tę uprzejmą propozycję i zaprosiłem Pana D. na uniwersytet, abym mógł sfilmować go przy pracy. Kilka tygodni później spotkaliśmy się w holu wydziału psychologii. Zaprowadziłem go do mojego laboratorium i wyjaśniłem, że zgromadziłem kilku ochotników, którzy chętnie wezmą udział w seansie. Pan D. spokojnie przygotował swój stół, wyjął talię kart do tarota oraz kryształową kulę i czekał na swojego pierwszego gościa. Chwilę później drzwi pokoju otworzyły się i do środka weszła czterdziestotrzyletnia barmanka o imieniu Lisa. Nacisnąłem przycisk „zapis” na mojej kamerze wideo i usadowiłem się po drugiej stronie lustra weneckiego.
Przed seansem Pan D. nie wiedział nic na temat Lisy. Na początek poprosił ją o wyciągnięcie przed siebie prawej ręki, wnętrzem dłoni do góry. Po starannym obejrzeniu jej dłoni za pomocą szkła powiększającego w rogowej oprawie Pan D. zaczął opisywać jej osobowość. Już po kilku sekundach rozpromieniona Lisa radośnie kiwała głową. Następnie poprosił ją, żeby potasowała talię kart tarota, po czym umieścił je na środku stołu. Potem odwracał kolejne karty i wyjaśniał, co oznaczają. Po kilku minutach powiedział Lisie, że ma ona brata, i szczegółowo opisał jego karierę zawodową. Chwilę później Pan D. oznajmił, że jego zdaniem Lisa niedawno zerwała długotrwały związek uczuciowy.
Seans z udziałem Lisy trwał około dziesięciu minut. Kiedy opuściła laboratorium, spytałem, co sądzi o spotkaniu z Panem D. Lisa była pod wielkim wrażeniem wróżbity i powiedziała, że trafnie opisał jej osobowość, niedawne problemy w związku i karierę jej brata. Kiedy poprosiłem, aby oceniła przepowiednie, uznała je za bardzo trafne.
Również kilku kolejnych uczestników eksperymentu po wyjściu ze spotkania z Panem D. wyraziło głębokie przekonanie, że wróżbita posiada niezwykłe zdolności parapsychiczne. Po krótkim lunchu Pan D. obejrzał ze mną zapis swoich seansów i bardziej szczegółowo opowiedział o swoich umiejętnościach. Było to fascynujące i niezwykle dla mnie odkrywcze doświadczenie. W ciągu kilku godzin Pan D. nie tylko umożliwił mi rzadki wgląd w pracę zawodowego wróżbity, ale także pokazał, w jaki sposób niemal każdy może opanować taką umiejętność. Pod koniec dnia Pan D. spakował swoje karty tarota i pożegnał się ze mną. Niestety nigdy więcej go nie spotkałem, ponieważ kilka lat później zmarł nagle na atak serca. Jednak do dziś zachowałem w pamięci dzień, który spędziłem w jego towarzystwie. W dalszej części rozdziału wrócimy do sekretów kryjących się za tym na pozór magicznym darem, jaki posiadał Pan D.
Film pokazujący Pana D. przy pracy www.richardwiseman.com/paranormality/MrD.html
Każdego roku miliony ludzi odwiedzają różnego rodzaju wróżbitów i wychodzą od nich całkowicie przekonane, że są to osoby, które potrafią wejrzeć w głąb ich duszy. Czy ludzie ci zwodzą samych siebie, padając ofiarą wyrafinowanego oszustwa, czy też naprawdę dzieje się tu coś niezwykłego? Aby znaleźć odpowiedź na to pytanie, niewielkie grono badaczy poddało rzekome parapsychiczne zdolności wróżbitów, jasnowidzów i mediów starannym badaniom. Najbardziej znanym z tych badaczy jest iluzjonista i niewzruszony sceptyk James Randi.Seans w ciepłe środowe popołudnie
Randall James Hamilton Zwinge urodził się w 1928 roku w Toronto.⁴ Kiedy miał dwanaście lat, pewnego popołudnia trafił przypadkiem na występ sławnego amerykańskiego iluzjonisty, znanego jako Harry Blackstone Sr. Przedstawienie wywarło na nim tak wielkie wrażenie, że od tej chwili starał się dowiedzieć możliwie jak najwięcej na temat tajemniczego świata magii i w końcu sam zaczął regularnie występować na scenie.
Podobnie jak wielu iluzjonistów, Zwinge niezwykle sceptycznie odnosił się do istnienia zjawisk paranormalnych. Kiedy miał piętnaście lat, wybrał się do miejscowego kościoła spirytualistycznego i z niesmakiem obserwował to, co się tam odbywało. Członkowie kongregacji, zachęcani przez duchownych, przynosili zapieczętowane koperty, w których znajdowały się pytania skierowane do ich bliskich zmarłych. Duchowni po kryjomu otwierali koperty, odczytywali pytania i fabrykowali rzekome odpowiedzi od zmarłych. Zwinge usiłował zdemaskować oszustwo, ale poirytowani duchowni wezwali policję i wylądował na komisariacie.
Idąc za swoim powołaniem, z czasem zmienił nazwisko na James „Zdumiewający” Randi i rozpoczął długą i barwną karierę zawodowego iluzjonisty. Zapuścił też kozią bródkę. Specjalizował się w niezwykłych popisach w stylu Houdiniego. Wiele spośród jego licznych przedsięwzięć znalazło się na czołówkach gazet, w tym niesamowity wyczyn polegający na spędzeniu 104 minut w zapieczętowanej trumnie (pobił rekord Houdiniego o nieco ponad dziesięć minut). Dwadzieścia dwa razy wystąpił w programie Johnny’ego Carsona The Tonight Show, pojawił się także w jednym z odcinków Happy Days, uwolnił się z kaftana bezpieczeństwa, wisząc głową w dół nad wodospadem Niagara, i co wieczór wykonywał numer polegający na pozornym ścinaniu głowy legendarnemu rockmanowi Alice’a Coopera.
Równolegle do swojej kariery iluzjonisty Randi kontynuował krucjatę przeciwko oszustwom, jakich dopuszczają się osoby przypisujące sobie zdolności parapsychiczne. Jego działania nabrały takiego rozpędu i zdobyły taki rozgłos, że w 1996 roku powołał do życia James Randi Educational Foundation. Internetowa strona fundacji reklamuje ją jako „przedsięwzięcie edukacyjne poświęcone zjawiskom paranormalnym, pseudonaukowym i nadprzyrodzonym”. Fundacja rzuca także śmiałe wyzwanie rzekomym adeptom wiedzy tajemnej i osobom, które twierdzą, że posiadają nadprzyrodzone zdolności. Krótko mówiąc, chodzi o nagrodę w wysokości miliona dolarów.
Pod koniec lat sześćdziesiątych w jednej z audycji radiowych Randi wyjaśniał, dlaczego uważa, że ludzie przypisujący sobie zdolności paranormalne okłamują samych siebie albo oszukują innych. Jeden z uczestników dyskusji, zajmujący się parapsychologią, zaproponował wtedy, żeby Randi poparł swoje deklaracje konkretem i zaproponował nagrodę w gotówce dla każdego, kto potrafi dowieść, że posiada autentyczne zdolności parapsychiczne. Randi podjął wyzwanie i ustanowił nagrodę w wysokości tysiąca dolarów. Z czasem podwyższył nagrodę do stu tysięcy dolarów, a pod koniec lat dziewięćdziesiątych pewien zamożny sponsor jego fundacji podniósł wysokość nagrody do miliona dolarów. Miała ona przypaść każdemu, kto potrafi zademonstrować istnienie zdolności paranormalnych, poddając się osądowi niezależnego panelu naukowców. Jak dotąd nikomu się to nie udało, ale przez ponad dziesięć lat szansa błyskawicznego wzbogacenia się o milion dolarów skusiła wielu chętnych. Byli wśród nich jasnowidze przekonani, że potrafią odgadnąć porządek kart w potasowanej talii, radiesteci, którzy twierdzą, że umieją za pomocą powyginanych wieszaków i rozwidlonych patyków odkryć podziemne źródła wody, a nawet pewna kobieta, która próbowała siłą swojego umysłu zmusić nieznajomych do oddawania moczu. Ta próba także zakończyła się niepowodzeniem...
W 2008 roku po milionową nagrodę Randiego postanowiła sięgnąć Patricia Putt, Brytyjka obdarzona ponoć zdolnościami mediumicznymi. Putt była przekonana, że potrafi zdobywać informacje na temat osób żyjących, rozmawiając z ich zmarłymi krewnymi i przyjaciółmi. Randi poprosił mnie oraz Chrisa Frencha, profesora psychologii w Goldsmith College w Londynie, o przetestowanie zdolności Putt.⁵
Putt mieszka w Essex i jest doświadczonym medium. Przez kilka lat oferowała swoje usługi w czasie licznych seansów, w których uczestniczyły zarówno pojedyncze osoby, jak i całe grupy. Według informacji zamieszczonych na jej stronie internetowej podczas większości z nich korzystała z nieocenionej pomocy swojego egipskiego duchowego przewodnika o imieniu Ankhara, którego spotkała po raz pierwszy, gdy znalazła się w stanie regresji podczas sesji hipnoterapii. Strona internetowa Putt opisuje także wiele przypadków, w których rzekomo przedstawiła niepodważalny dowód na istnienie świata duchów, oraz wymienia kilka programów radiowych i telewizyjnych, w których występowała.
Po wielu rozmowach z Putt ustaliliśmy z Frenchem szczegóły naszego testu. Miał się odbyć w ciągu jednego dnia i miało w nim uczestniczyć dziesięcioro ochotników. Putt nie znała wcześniej żadnej z tych osób, jej zadaniem miało być nawiązanie kontaktu z którymś ze zmarłych przyjaciół albo krewnych każdego z ochotników, a następnie zdobycie z pomocą tego ducha informacji na temat osobowości i życia osoby uczestniczącej w eksperymencie.
Nadszedł wielki dzień. Poprosiliśmy każdego z ochotników, żeby zjawił się w pracowni Frencha o innej porze dnia. Aby zminimalizować prawdopodobieństwo tego, że Putt wyciągnie jakieś wnioski na temat uczestników eksperymentu na podstawie ich ubioru albo wyglądu, French poprosił ich, aby zdjęli zegarki i biżuterię, założyli długie peleryny sięgające do ziemi i włożyli na głowy czarne kominiarki.
Każdego uczestnika wprowadzano do pokoju, w którym odbywał się eksperyment, i proszono, aby usiadł na krześle twarzą do ściany. Następnie do pokoju wchodziła Putt, siadała przy biurku stojącym po drugiej stronie pokoju i usiłowała nawiązać kontakt z zaświatami. Kiedy dochodziła do przekonania, że uchwyciła bezpośredni kontakt ze zmarłymi, lokalizowała ducha, który znał daną osobę, po czym bez słowa spisywała informacje na temat osoby uczestniczącej w seansie. Moja rola w tym eksperymencie polegała na przyprowadzaniu i wyprowadzaniu Putt z pokoju, obserwowaniu jej podczas prób nawiązywania kontaktu z duchami oraz dotrzymywaniu jej towarzystwa przez cały dzień. Większość czasu między seansami spędziliśmy na przyjaznej pogawędce. W pewnym momencie spytałem ją, czy istnieją jakieś negatywne strony pracy zawodowego medium, na co bez cienia ironii odpowiedziała, że bardzo irytują ją ludzie, którzy umawiają się na sesje, a następnie nie przychodzą.
Ochotnik uczestniczący w teście Patricii Putt
Po zakończeniu wszystkich dziesięciu sesji poproszono uczestników eksperymentu o ponowne przyjście do pomieszczenia, w którym się odbywał. Ochotnicy otrzymali do wglądu zapis informacji, jakie Putt zdobyła tego dnia, kontaktując się z duchami, po czym poproszono ich o to, aby się im przyjrzeli i wskazali ten zestaw, który ich zdaniem odnosił się do nich samych. Gdyby Putt rzeczywiście posiadała zdolności, jakie sobie przypisuje, ochotnicy powinni bez trudu wskazać odpowiednie zapisy. Wyobraźmy sobie na przykład, że jedna z tych osób wychowała się na wsi, spędziła wiele czasu, podróżując po Francji, i niedawno poślubiła aktora. Gdyby Putt rzeczywiście potrafiła bezpośrednio kontaktować się z duchami, mogłaby wspomnieć o dzieciństwie wśród zieleni, wyczuć silny zapach sera brie albo usłyszeć zdanie: „Kochanie, to był wspaniały występ!”. Uczestnik eksperymentu na widok tych komentarzy od razu wiedziałby, że odnoszą się do niego, i bez problemu wybrałby właśnie ten zestaw. Ustaliliśmy wcześniej, że uznamy test za zaliczony, jeśli co najmniej pięć osób trafnie zidentyfikuje odnoszące się do nich informacje.
Każdy z uczestników eksperymentu starannie przeanalizował informacje podane przez Putt i wybrał zestaw, który wydał mu się najbardziej trafny. Następnie wszyscy zebraliśmy się w gabinecie Frencha, żeby zobaczyć, jak Putt wypadła w naszym teście. Uczestnik pierwszy wybrał zestaw, który miał odnosić się do uczestnika numer siedem. Zestaw wybrany przez uczestnika numer dwa w rzeczywistości powstał, gdy przed Putt zasiadał uczestnik numer sześć. I tak dalej. Prawdę mówiąc, żaden z uczestników nie wybrał zestawu informacji, który miał odnosić się właśnie do niego. Putt była zdumiona, ale przysięgła, że jest gotowa jeszcze raz poddać swoje zdolności próbie.⁶
Wywiad z profesorem Chrisem Frenchem
www.richardwiseman.com/paranormality/ChrisFrench.html
Oczywiście można dowodzić, że Putt poniosła porażkę, ponieważ zgodziła się pracować w sztucznych okolicznościach. W końcu, o ile nie zaangażowała się do występu na zjeździe introwertycznych sobowtórów Batmana, raczej nie miała okazji sprawdzać swoich umiejętności w obecności osób ubranych w czarną pelerynę i czarną kominiarkę, do tego siedzących do niej plecami. Problem polega jednak na tym, że inne eksperymenty, przeprowadzane w bardziej naturalnych warunkach, przynosiły te same rezultaty.
Na początku lat osiemdziesiątych psychologowie Hendrik Boerenkamp i Sybo Schouten z uniwersytetu w Utrechcie przez pięć lat badali rzekome zdolności parapsychiczne dwunastu znanych holenderskich wróżbitów.⁷
Badacze kilka razy w roku odwiedzali każdego wróżbitę w jego domu („Są państwo umówieni?”), pokazywali mu fotografie jakiejś osoby, której nigdy wcześniej nie widział, i prosili o przekazanie im jakichś informacji na temat tej osoby. Dokładnie takiej samej procedurze poddawali członków grupy kontrolnej, złożonej z losowo wybranych osób, które nie twierdziły, że posiadają zdolności paranormalne. Po przeczytaniu i przeanalizowaniu ponad dziesięciu tysięcy wypowiedzi badacze doszli do wniosku, że odpowiedzi formułowane przez wróżbitów na podstawie ich rzekomych zdolności paranormalnych nie są bardziej trafne niż czynione na chybił trafił domysły członków grupy kontrolnej oraz że żadna z tych grup nie mogła się pochwalić jakąś znaczącą trafnością swoich przewidywań.
Tego rodzaju negatywne wyniki badań nie są wyjątkiem, ale normą.⁸
Przez ponad sto lat badacze sprawdzali wiarygodność mediów oraz jasnowidzów i dochodzili do wniosku, że za ich wypowiedziami nie kryje się żadna tajemna wiedza. Prawdę mówiąc, po przeanalizowaniu ogromnej ilości materiału Sybo Schouten zauważył, że sytuacje, w których ich przepowiednie okazywały się trafne, nie były wcale częstsze, niż wynikałoby to z czystego przypadku. Wydaje się zatem, że jeśli chodzi o wróżbitów i osoby obdarzone zdolnościami mediumicznymi, milionowa nagroda Fundacji Randiego może spokojnie spoczywać w sejfie.
Prawdziwy problem polega jednak na tym, że według wszelkich badań mniej więcej jedna osoba na sześć wychodzi ze spotkania z rzekomym wróżbitą przekonana, że otrzymała trafne odpowiedzi na swoje pytania.⁹
Aby rozwiązać tę zagadkę, musimy bliżej poznać sekrety wróżbitów. Można to zrobić na kilka sposobów. Możecie na przykład przez kilka tygodni uczestniczyć w programie rozwijania zdolności jasnowidzenia, starając się otworzyć swoje wewnętrzne oko. Albo możecie zapisać się na miesięczny kurs w szkole dla mediów i spróbować kontaktować się ze zmarłymi. Możecie jednak także oszczędzić mnóstwo czasu i wysiłku i dać sobie z tym wszystkim spokój. Albowiem prawda jest taka, że świadomie lub nieświadomie większość mediów i wróżbitów posługuje się pewnym zestawem fascynujących technik psychologicznych, które mają stworzyć wrażenie, że naprawdę potrafią oni w magiczny sposób wejrzeć w naszą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Wspomniane techniki, zwane zimnym odczytem, mogą stanowić źródło cennej wiedzy na temat natury naszych codziennych kontaktów międzyludzkich. Aby się z nimi bliżej zapoznać, musimy spędzić nieco więcej czasu z jednym z naszych znajomych wspomnianych w tym rozdziale.