Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

PAX. Tom 3. Bjera - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
PAX
Data wydania:
23 września 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

PAX. Tom 3. Bjera - ebook

Czwarta część popularnej serii urban fantasy o braciach z Mariefred. W miasteczku zaczynają znikać pieniądze, wartościowe przedmioty i ukochane zwierzątka domowe. Na pierwszym miejscu listy podejrzanych znajduje się Alrik. Źródło kradzieży jest jednak zupełnie inne – ktoś wyczarował bjerę! Plany czarnej czarownicy powoli zaczynają stawać się rzeczywistością…

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8008-134-5
Rozmiar pliku: 4,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 87

Niespokojne sny

O DRUGIEJ W NOCY ROZLEGA się dźwięk budzika. Viggo od razu się rozbudza. Pora wstać, by przeprowadzić naukowy eksperyment.

Viggo słyszał bowiem, że jeśli się zanurzy palce śpiącej osoby w wodzie, zrobi ona siku do łóżka.

Gdy człowiek słyszy coś takiego, musi się oczywiście dowiedzieć, czy to prawda. A Viggo ma starszego brata, który znakomicie się nadaje na królika doświadczalnego.

Alrik śpi w łóżku obok. Viggo leży nieruchomo i nasłuchuje. Nie, dzwonek budzika nie zbudził brata. To dobrze.

Viggo się przygotował. Pod łóżkiem stoi miska z wodą Frei. Bierze teraz miskę i zakrada się do brata. Alrik leży na plecach, a jedna ręka zwisa z łóżka nad podłogą. Doskonale.

Viggo unosi miskę z wodą w stronę palców Alrika. To jest najniebezpieczniejsza część eksperymentu. Jeśli królik doświadczalny się obudzi, najprawdopodobniej zabije Vigga. Ale trzeba podjąć to ryzyko, w imię nauki.

Viggo czeka. Oddech Alrika staje się niespokojny, ale się nie budzi. Ani też nie sika do łóżka, Viggo podnosi kołdrę, żeby sprawdzić. Czeka jeszcze trochę, trzymając palce Alrika zanurzone w wodzie.

Alrik ma niespokojne sny. Są to sny prorocze, ostrzegawcze. Zaczyna się od tego, że Alrik się topi. Musi zaczerpnąć powietrza. Popłynąć do góry. A gdy tylko wydostaje się na powierzchnię, znajduje się w zupełnie innym miejscu.

Teraz unosi się pod sufitem w zimnym, ciemnym pomieszczeniu. Na środku stoi jakaś osoba, a może raczej jakiś cień.

Cień owija małą kostkę wełną i kawałkami materiału. Cały czas owija i owija, aż w końcu wygląda to jak mały pakunek.

Cień wkłada zawiniątko do kartonu po butach i coś mruczy półgłosem. Słowa w zapomnianych językach. Zaklęcia.

Co takiego leży w kartonie? Alrik we śnie zbliża się do niego coraz bardziej. Lecz tam leży tylko zwitek wełny i kawałków materiału. Alrik wyciąga rękę, aby go dotknąć, ale się powstrzymuje. Nie, nie ma odwagi. Mimo iż mały kłębek leży zupełnie nieruchomo, Alrik czuje, że został przemieniony.

Wie, że zawiniątko go widzi. Choć nie ma oczu. Wie, że żyje. Choć nie ma serca. Leży i obserwuje Alrika. Jak drapieżne zwierzę czyhające na ofiarę.

Jest nowo narodzone, lecz już teraz przerażające. I Alrikowi wydaje się, że zawiniątko wie, kim on jest.

Alrika ogarnia strach.

Nagle znów się przemieszcza, jak to często bywa w snach. Stoi teraz na dachu i widzi stamtąd, jak setki myszy w pośpiechu opuszczają budynek. Uciekają jak z tonącego statku.

Boją się, myśli Alrik. Czują obecność zawiniątka, czy co to takiego jest? I uciekają w panice. Alrik myśli, że też powinien uciekać. Nie może tu dłużej zostać. Ale jego nogi i ręce są jak sparaliżowane. W ogóle nie może się poruszyć.

Viggo przygląda się Alrikowi. Wygląda na to, że śnią mu się koszmary. Zamknięte powieki drgają, a nogi wierzgają niespokojnie. Może śni mu się, że ktoś go goni.

Nagle Alrik gwałtownie wciąga powietrze i siada na łóżku. Chwyta Vigga za koszulkę i patrzy na niego dzikim wzrokiem.

– Shit, co ci się śniło? – pyta Viggo, ostrożnie wpychając nogą pod łóżko miskę z wodą.

Alrik się zastanawia. Lecz mroczne sny zniknęły. Przed chwilą były takie wyraźne, a teraz uleciały. Zostało tylko nieprzyjemne uczucie, od którego jeżą się włosy na głowie.

– Ja… nie pamiętam – odpowiada. – Ale to było przerażające.

– Mam się położyć koło ciebie? – proponuje Viggo.

Alrik kiwa głową. Viggo idzie więc po poduszkę i kładzie się obok brata.

Po chwili Viggo zasypia, lecz Alrik wciąż nie może się uspokoić. Śniło mu się coś strasznego. Tylko dlaczego ma mokre palce? Chyba nie ssie kciuka przez sen? W takim wypadku nigdy więcej nie odważyłby się nocować u kolegów.Rozdział 88

Właśnie umieram

ALRIK I VIGGO SIEDZĄ w kuchni przy śniadaniu. Niebo na dworze jest szare i zimne, lecz na stole palą się świeczki, a Anders przygotował kaszkę z musem jabłkowym i cynamonem. Layla popija kawę. Alrik wciąga zapachy: cynamon, świeczki i zapach porannej gazety. Strasznie mu się to podoba. Och, jak bardzo chciałby zostać dziś w domu!

Lecz właśnie tego dnia szkoła w Mariefred ma dzień sportu.

– Wolę iść do więzienia niż na dzień sportu – oświadcza Viggo. – Droga Laylo, zadzwoń do szkoły i powiedz, że jestem chory. Powaga, czuję, że właśnie umieram.

Viggo opiera głowę o stół.

– Ja też – dodaje Alrik spiesznie i też kładzie głowę na stole. – Miło było z wami mieszkać, Andersie i Laylo!

– Macie grać w golfa – śmieje się Layla, tarmosząc Alrikowi włosy. – To chyba super?

– Super? – Viggo się prostuje. – Golf? Super?!

– Mamy grać w golfa, bo wybrało go tak mniej więcej zero osób – mówi Alrik. – Zapisy się odbyły, zanim zaczęliśmy chodzić do tutejszej szkoły. Nam dali odpady.

– To meganiesprawiedliwe – stwierdza Viggo. – Ja chciałem pójść na wspinaczkę. Na cokolwiek, tylko nie na golfa. Laylo, mógłbym pójść dzisiaj z tobą do pracy, serio. Możesz wiercić mi w zębach bez znieczulenia. Wolę to niż golfa.

Anders rży ze śmiechu.

– Ja wolę zmieniać pieluchy z kupą niż grać w golfa – oświadcza Alrik.

– A ja wolę zmieniać pieluchy z kupą STARUSZKOM! – woła Viggo. – I szczotkować ich protezy!

– Stop, wystarczy! – przerywa Anders. – Jemy śniadanie, mój żołądek tego nie wytrzyma…

– Ja wolę szczotkować protezy staruszków i wypić wodę od szczotkowania! – wykrzykuje Alrik. – Tylko nie golf!

– KONIEC! – woła Layla ze śmiechem. – Andersowi jest niedobrze!

– Zadzwoń i powiedz, że jestem chory – mówi Anders, opierając głowę na stole. – Właśnie umieram. Powaga.

– No tak, Anders umarł – stwierdza Viggo z poważną miną. – I to jest, Laylo, twoja wina. Gdybyś o nas dbała, nigdy by do tego nie doszło.

– Chętnie wsparlibyśmy cię w tych ciężkich chwilach – oświadcza Alrik, wstając. – Ale niestety musimy pójść na rundkę golfa. Bo nie chciałaś zadzwonić i powiedzieć, że jesteśmy chorzy!

– Moje biedaki – odpowiada Layla z uśmiechem. – Ale skoro Anders właśnie umarł, może moglibyście powstawiać naczynia do zmywarki? Aha, i nie zapomnijcie wziąć ze sobą kurtek przeciwdeszczowych.

– Postaraj się załatwić nowego tatę zastępczego, zanim wrócimy do domu – mówi Viggo do Layli. – Najlepiej takiego, co nie chrapie.

– Ja przecież chyba nie chrapię – mruczy Anders w obrus.

– Cii – ucisza go Layla, kładąc rękę na jego ogolonej głowie. – Umarli nie mówią.

Viggo wkłada do plecaka kurtkę przeciwdeszczową.

Alrik patrzy na swoją nieprzemakalną kurtkę. Jest we wzory. Jasnoszare paski, przecinające tu i tam czarny materiał kurtki. Gdy Layla pytała, czy chciałby pojechać razem z nią kupić ubrania przeciwdeszczowe, powiedział nie. Ale teraz żałuje. Gdyby wybierał sam, wziąłby kurtkę całą czarną. A nie taką brzydką. Nie, nie zabierze jej na dzień sportu.

Na pewno nie będzie padać, myśli.

Viggo i Alrik jadą w kierunku pola golfowego rowerem z platformą. Alrik pedałuje, a Viggo stoi na podpórkach.

Gdy docierają na miejsce, oczywiście zaczyna padać.

– No to luz – stwierdza Viggo. – Teraz nie może być już gorzej.

Ale tu się myli, bo dokładnie za sekundę będzie o wiele gorzej.Rozdział 89

Golf jest sportem dżentelmenów

– HALO, CHŁOPCY!

Viggo i Alrik odwracają się. Stoją tam Simon i jego tata, Thomas od techniki. Każdy z nich trzyma w ręku torbę golfową.

– Ach tak, wybraliście golfa! – mówi Thomas, siląc się na uśmiech. – Nie spodziewałem się tego.

– My nie… – zaczyna Viggo.

Ale przerywa mu Simon.

– I że niby jak mieliby grać? – mówi z wyższością. – Nie mają przecież nawet kijów golfowych.

Alrik i Viggo szybko wymieniają spojrzenia. Już wiedzą, co jest gorsze od grania w golfa w deszczowy listopadowy dzień. Najgorsze ze wszystkiego jest oczywiście granie w golfa w deszczowy listopadowy dzień razem z dokuczającym im Simonem i jego ojcem idiotą.

– Zadbamy o to, by Alrik i Viggo też mogli grać – oznajmia Thomas.

Potem odwraca się i macha do innych uczniów, którzy też wybrali dzisiaj golfa. Stają dookoła nauczyciela.

Wszyscy mają kurtki przeciwdeszczowe tej samej firmy, buty do golfa i przerzucone przez ramię własne worki golfowe.

Do Alrika dociera, że on i Viggo są jedynymi, którzy nie grają w golfa.

– Witajcie na dniu sportu – mówi Thomas od techniki. – To ja i Jennifer będziemy się dziś wami zajmować. Jennifer wkrótce przyjdzie.

Alrik trochę się rozpogadza, słysząc imię swojej wychowawczyni. Jennifer jest w porządku.

– Jak większość z was wie, golf jest sportem dżentelmenów – kontynuuje Thomas z ważną miną. – To oznacza, że jesteśmy dla siebie mili i porządnie się zachowujemy.

Wymawiając ostatnie słowa, spogląda znacząco na Alrika i Vigga.

– Nie możemy już zacząć? – pyta Simon niecierpliwie.

– Tak, ale najpierw my, golfiści, musimy zająć się naszymi kolegami bez kijów golfowych – oznajmia Thomas.

Podnosi wzrok i głośno woła do nadchodzącej właśnie nauczycielki, Jennifer.

– Halo, Jennifer! Alrik i Viggo nie mają kijów golfowych. Prawda, że mamy jakieś zapomniane kije dziecięce? Czy byłabyś tak dobra i je przyniosła?

Thomas spogląda na Alrika, stojącego w deszczu w cieniutkiej kurtce.

– I jeszcze jedno, Jennifer – dodaje. – Zobacz, czy ktoś nie zostawił też jakiejś kurtki przeciwdeszczowej, byśmy mogli ją dać Alrikowi. To się nie mieści w głowie, że ludzie wysyłają dzieci na dzień sportu bez odpowiednich ubrań.

Alrik spogląda na niego bykiem, ale się nie odzywa. Nie może wdawać się w kolejne kłótnie. Dziś musi nad sobą panować, cokolwiek by się działo. Tylko spokojnie.

– Chodźcie ze mną – zwraca się wesoło Jennifer do Vigga i Alrika. – Możecie zostawić wasze plecaki w klubie, tak jak inni.

Nie znajdują żadnej zapomnianej kurtki przeciwdeszczowej, z czego Alrik bardzo się cieszy. Już wystarczająco poniżający jest fakt, że muszą grać pożyczonymi i za krótkimi kijami golfowymi.

W przyszłości też chciałby mieć firmowe ubrania i odpowiedniego rodzaju rzeczy.

Teraz wszyscy mają ćwiczyć wybicie. Robi się to na strzelnicy golfowej, na dużym trawniku obok pola golfowego. Wszyscy ćwiczą, jak trafić w piłkę golfową i wybić ją tak daleko i prosto, jak to jest możliwe.

Tuż obok Alrika i Vigga stoją Simon i jego osiłkowaty kolega Anton. Wybijają piłkę za piłką, wygląda to na bardzo proste.

Jennifer pomaga Alrikowi i Viggowi. Wyjaśnia, jak mają trzymać kij i jak stać. Trzeba pamiętać o wielu rzeczach. Alrik jest skoncentrowany, ale Viggo słucha tylko jednym uchem, podbijając piłkę kijem. Idzie mu coraz lepiej. Wkrótce jest w tym prawie mistrzem świata.

Potem zaczynają grę swoimi dziecięcymi kijami.

Viggowi idzie tak sobie. Wprawdzie wybija dalekie piłki, ale lecą one gdzieś w bok. Nie panuje nad nimi. Wystrzeliwują raz w jedną, raz w drugą stronę. Ale Viggo nie wydaje się tym szczególnie przejmować. Wkrótce nudzi mu się wybijanie piłek i zaczyna balansować z kijem na czole.

– Alriku! Patrz na to! – woła.

– Tak, tak – mruczy Alrik.

Wówczas nadchodzi Thomas od techniki.

– Viggo Delling! – syczy. – Natychmiast skończ z tą dziecinadą! To pole golfowe, a nie plac zabaw.

– No to przepraszam – mówi Viggo, a gdy tylko Thomas odchodzi kawałek dalej, zaczyna balansować z kijem ustawionym na nodze.

Alrikowi w ogóle nie wychodzi. Najczęściej nawet nie trafia w piłkę. Parę razy wypada mu kij i musi pobiec go przynieść. A te razy, kiedy udaje mu się trafić, piłka toczy się zaledwie kilka metrów.

– Trudno ci trafić w piłkę – wyszydza go Simon, gdy żaden dorosły nie słyszy. – Masz wypite?

Alrik nie odpowiada. Próbuje skoncentrować się na piłce. Spokojnie, tylko spokojnie.

– Czy to twoja matka pijaczka nauczyła cię pić wódkę na śniadanie? – pyta Anton, nie mogąc powstrzymać śmiechu.

Wówczas w Alriku zaczyna się gotować.Rozdział 90

Pieprzone biedaki

– NO, ALRIKU, odpowiedz – kontynuuje Simon. – Trzęsą ci się ręce, bo sobie nie golnąłeś?

Anton zaraz pęknie ze śmiechu.

– Ale jesteś brzydki, Simon – stwierdza Viggo, nie odrywając wzroku od kija, który w dalszym ciągu utrzymuje na stopie. – Jakbym miał psa z twoim wyglądem, ogoliłbym mu dupę i nauczył chodzić tyłem.

– Lepiej trzymaj język za zębami – syczy Simon, popychając Vigga. – Pieprzony biedaku!

Alrik mocniej obejmuje swój za krótki kij golfowy i wpatruje się w ziemię. Czuje, jak krew zaczyna pulsować mu w skroniach. Może nie idzie mu najlepiej z trafianiem w piłkę, ale przecież głowa Simona jest znacznie większa.

– Alrik! – odzywa się Viggo, spoglądając znacząco w bok. Alrik zerka w tę samą stronę. Kawałek dalej stoi Thomas od techniki i wyciąga szyję. Zauważył, że między chłopakami coś się zaczęło dziać i ma ich na oku.

– Bieda-ki, bieda-ki, bieda-bieda-ki – nuci Simon na melodię piosenki Jingle bells tak cicho, że słyszą go tylko Viggo i Alrik.

Spokojnie, tylko spokojnie, myśli Alrik.

Zdaje sobie sprawę, że Simon chce, aby Alrik rozpoczął bójkę, bo wtedy Alrik znów popadłby w tarapaty.

Lecz Alrik bierze głęboki oddech i upuszcza kij golfowy na ziemię.

– Spadam – mówi do Vigga. – Mam to w dupie.

– Dokąd… – zaczyna Viggo.

Jednak Alrik już pobiegł do Jennifer.

– Czy mógłbym pójść do domu? – zwraca się Alrik do Jennifer, trzęsąc się z zimna. – Jestem zupełnie przemoczony i, szczerze mówiąc, czuję, jakbym miał się rozchorować.

Kaszle kilka razy, by wypaść bardziej przekonująco, i stara się wyglądać na chorego.

Thomas od techniki podchodzi do nich z władczą miną.

– A o co teraz chodzi? – pyta.

Ale Jennifer nie zwraca uwagi na Thomasa. Kładzie rękę na ramieniu Alrika i mówi, że to z pewnością słuszna decyzja. Nie jest dobrze stać na zimnie, gdy czuje się nadchodzącą chorobę.

– Idź – mówi. – I nie zapomnij zabrać plecaka z klubu.

Viggo stoi na strzelnicy golfowej i spogląda za bratem opuszczającym pole golfowe. Czy nie powinien za nim pobiec? Wie, że słowa Simona bardzo go dotknęły.

– A ty ile kieliszków wypiłeś na śniadanie, Spinko? – pyta Simon.

Viggo odwraca się w jego stronę.

– Wiesz Simson, mógłbym zjeść ciasteczka w kształcie liter i wysrać mądrzejsze rzeczy niż te, które wychodzą z twoich ust.

Zanim Simon zdążył załapać, o co chodziło Viggowi, Thomas zwołuje wszystkich gwizdkiem.

– Teraz będziemy grać w prawdziwego golfa – ogłasza. – Będzie to runda dziewięciu dołków, a na koniec zorganizuję zawody.

Zaraz pokażę temu pieprzonemu Simsonowi, myśli Viggo.Rozdział 91

To się nazywa zawody golfowe

OSIEM PIERWSZYCH DOŁKÓW jest w ramach ćwiczeń, zaś przy dziewiątym mają rozegrać zawody.

Viggo w skupieniu słucha instrukcji Jennifer. Nie wygłupia się już ani nie bawi kijem, teraz naprawdę chce się nauczyć.

– Stań w niewielkim rozkroku, z lekko ugiętymi kolanami – poleca Jennifer. – A teraz uderz.

Simon i Anton są znacznie lepsi. Viggo potrzebuje o wieje więcej uderzeń niż oni, ale cały czas słucha wskazówek Jennifer.

– Patrz na piłkę – tłumaczy nauczycielka. – Tylko na piłkę.

Teraz Viggo zaczyna pojmować. Uderza i piłka zaczyna lecieć. Za bardzo na lewo, ale całkiem okej.

– Ta była dobra! – chwali Jennifer, a uśmiech rozjaśnia jej twarz. – Załapałeś odpowiedni rytm.

W końcu są przy ostatnim dołku.

– Teraz rozegramy zawody – ogłasza Thomas od techniki. – Tylko dla zabawy, ale ten, kto wygra, dostanie tabliczkę czekolady. Kto chce brać udział… oprócz Simona oczywiście?

Nikt nie jest chętny. Wszyscy wykręcają się, mówiąc, że marzną im dłonie i że wolą popatrzeć. Wszyscy oprócz Vigga, który błyskawicznie podnosi rękę do góry.

– Ja chcę wziąć udział w meczu – mówi.

Anton i Simon wydają z siebie zduszony śmiech.

– Co? – woła Thomas, udając, że nie słyszał Antona i Simona. – Nikt inny nie chce wygrać czekolady? No dobrze, w takim razie mamy tylko Simona i Vigga. A tak poza tym, Viggo, to się nazywa zawody golfowe.

Zaczyna Simon. Wybija niską piłkę. Dobre uderzenie. Ale piłka toczy się nie w tę stronę. Za bardzo w prawo, uznaje Thomas. Z niezadowoleniem kręci głową.

Kolej na Vigga. Jedna z dziewczyn oferuje mu swoje kije, ale Viggo odmawia. Przyzwyczaił się do kijów dla dzieci.

– Stój spokojnie, rozluźnij się – instruuje Jennifer. – Ma to być jeden miękki ruch.

Viggo ustawia piłkę, koncentruje się i uderza.

Piłka leci prosto, ląduje, odbija się dwa razy i toczy się dalej, nie wpadając w znajdujące się po bokach bunkry piaskowe. Yes!

Znowu Simon.

– Tylko nie za mocno! – woła Thomas od techniki do Simona. – I nie zapomnij o ondulacji.

– Tak, Simon, nie zapomnij o masturbacji – mówi Viggo tak cicho, że słyszą go tylko Simon i Anton.

Simon zaciska usta, podchodzi do piłki i szybko uderza. Piłka upada na green, dwa metry od dołka. Robi gest zwycięstwa. W następnej kolejce ją wbije.

Viggo wie, co musi zrobić. Jeśli uda mu się teraz wbić piłkę, wygra z Simonem. Jest to trudne uderzenie, prawie niemożliwe. Ale mimo wszystko – szansa istnieje. Myśli o Alriku. Będą razem jeść tę czekoladę, Viggo opowie mu o zawodach i Alrik będzie się śmiać.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: