Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pisma prozą Kajetana Koźmiana - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pisma prozą Kajetana Koźmiana - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 481 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PI­SMA PRO­ZĄ

Ka­je­ta­na Koź­mia­na.

W Kra­ko­wie,

Na­kła­dem Księ­gar­ni J. K. Żu­pań­skie­go & K. J. Heu­man­na.

1888.

W dru­kar­nii "Cza­su" Fr. Klu­czyc­kie­go i Spół­ki pod za­rzą­dem Jó­ze­fa Ła­ko­ciń­skie­go.

Pa­mię­ci

Wła­dy­sła­wa Ma­ła­chow­skie­go po­świę­ca­ją

Wnu­ki Au­to­ra.

Tom ten za­wie­ra nie­wy­da­ne do­tąd pi­sma Ka­je­ta­na Koź­mia­na, a za­ra­zem obej­mu­je resz­to po­zo­sta­łych po nim rę­ko­pi­sów (1). Do­peł­nia on za­tem jego dzia­łal­ność pi­sar­ską. Oczy­wi­ście do tego dzia­ła Pism Pro­zą, na­le­żą trzy tomy Pa­mięt­ni­ków, Ży­cio­rys ks. Koź­mia­na bi­sku­pa ku­jaw­sko-ka­li­skie­go oraz Ży­cio­rys je­ne­ra­ła Dą­brow­skie­go lecz te uka­za­ły się w osob­nych wy­da­niach i dla­te­go nie zo­sta­ły tu po­miesz­czo­ne.

Po­czy­ta­łem so­bie za obo­wią­zek ogło­sić dru­kiem, w jed­nym zbio­rze, po­zo­sta­łe a nie­wy­da­ne jesz­cze pi­sma Ka­je­ta­na Koź­mia­na, aby prze­ka­zać spo­łe­czeń­stwu pol­skie­mu, oraz po­tom­no­ści czło­wie­ka i pi­sa­rza w ca­ło­ści. Mnie­mam przy­tem, że tom ten po­ży­tecz­nym być może tak dla dzie­jów jak dla cha­rak­te­ry­sty­ki po­roz­bio­ro­wej epo­ki, a nie­be­zu­ży­tecz­nym ani obo­jęt­nym w dzi­siej­szych tro­skach, pra­cach i za­pa­sach. Po­dwój­ny za­tem jest cel tego wy­daw­nic­twa.

–- (1) Po­zo­sta­je je­dy­nie nie­wy­da­ny a cen­ny prze­kład Bu­ko­lik Wir­gi­lu­isza.

Co się ty­czy czło­wie­ka, to nie­wąt­pli­wie ostat­nie o nim sło­wo wy­po­wie­dzia­nem do­tąd nie zo­sta­ło, do wy­po­wie­dze­nia go kie­dyś, tom ten po­moc­nym bę­dzie, a za­ra­zem rzu­cić może świa­tło na prze­ko­na­nia i re­gu­ły po­stę­po­wa­nia w pu­blicz­nem dzia­ła­niu tych, któ­rzy w now­szych cza­sach kie­ro­wa­li się temi sa­me­mi za­sa­da­mi i za­pa­try­wa­nia­mi na spra­wę na­ro­do­wą co au­tor Ste­fa­na Czar­niec­kie­go.

Ka­je­tan Koź­mian, jest jed­ną z wy­bit­nych oso­bi­sto­ści epo­ki po­roz­bio­ro­wej, uosa­bia pew­ne prze­ko­na­nia i kie­run­ki, ma on swój od­ręb­ny spo­sób my­śle­nia i za­pa­try­wa­nia na za­da­nia na­ro­do­we i nie­bez­pie­czeń­stwa gro­żą­ce spo­łe­czeń­stwu pol­skie­mu, oży­wio­ny jest sa­mo­rod­nym, wol­nym od kon­wen­cy­onal­nych form i sztucz­nych en­tu­zy­azmów czer­stwym pa­try­oty­zmem, a acz­kol­wiek jako po­eta, nie­zaw­sze od­zna­czał się sa­mo­dziel­no­ścią i chęt­nie sam do na­śla­dow­nic­twa daw­nych przy­zna­je się wzo­rów, to prze­cież nie brak mu wie­lu ory­gi­nal­nych ry­sów cha­rak­te­ru i wy­jąt­ko­wych w na­szem ży­ciu pu­blicz­nem wła­ści­wo­ści oraz przy­mio­tów.

Zwy­kle do­tąd oce­nia­no Ka­je­ta­na Koź­mia­na wy­łącz­nie jako po­etę, za­po­zna­jąc iż ży­wot jego jest ca­ło­ścią zło­żo­ną z róż­nych czę­ści, ca­ło­ścią, na któ­rą skła­da­ły się roz­licz­ne czyn­ni­ki, oraz bo­ga­ta uroz­ma­ico­na dzia­łal­ność na roz­ma­itych po­lach i że te wszyst­kie czę­ści i czyn­ni­ki, oraz ta dzia­łal­ność two­rzy­ły pa­try­otę i męża po­li­tycz­ne­go, w któ­rym po­eta był tyl­ko szcze­gó­łem i to szcze­gó­łem pra­wie za­wsze od­no­szą­cym się bez­po­śred­nio do rdzen­nych prze­ko­nań i za­sad męża sta­nu i my­śli­cie­la na­ro­do­we­go, jak o tem za­świad­czy ni­niej­szy tom, jak­to już do­strze­gły by­strzej­sze umy­sły w trzech to­mach Pa­mięt­ni­ków.

Była epo­ka, w któ­rej zby­tecz­ne może uwiel­bie­nie ota­cza­ło Ka­je­ta­na Koź­mia­na po­etę; na­sta­ła inna, w któ­rej nie­co lek­ko­myśl­nie, zlek­ce­wa­żo­no go lub po­mi­nię­to mil­cze­niem. Na po­ecie bo­wiem za­cię­ży­ły wspo­mnie­nia za­wzię­tej, prze­sad­nej i za­śle­pio­nej wal­ki ze zwy­cięz­kim ro­man­ty­zmem i wzno­szą­cym się po nad wszyst­kie­mi i wszyst­kiem Mic­kie­wi­czem. Ten, któ­ry kru­szył ko­pi­je i roz­pacz­li­we sta­czał boje z naj­więk­szym w li­te­ra­tu­rze na­szej try­um­fa­to­rem, nie mógł być mi­łym spo­łe­czeń­stwu. Upie­ra­nie się w za­pa­sach i nie­za­chwia­na wśród nich wier­ność dla kla­sycz­ne­go sztan­da­ru, jak wy­twa­rza­ły w współ­cze­snych go­rycz, tak nie po­zo­sta­ły na­wet bez od­cie­nia śmiesz­no­ści. Oce­nio­no też po­ezye Ka­je­ta­na Koź­mia­na nie po­dług ich istot­nej war­to­ści, ale ra­czej po­dług tak dłu­go przez nie­go za­prze­cza­ne­go zwy­cięz­twa no­wej szko­ły i wiel­kie­go pol­skiej po­ezyi mi­strza. Ztąd wy­rok nie mógł wy­paść spra­wie­dli­wie, ale w sa­mej nie­spra­wie­dli­wo­ści jego, była może słusz­na kara za za­po­zna­nie ge­niu­sza.

A prze­cież ani po­etę, ani za­pal­czy­we­go prze­ciw­ni­ka Mic­kie­wi­cza traf­nie oce­nić nie po­dob­na, je­że­li się nie po­zna czło­wie­ka po­li­tycz­ne­go i męża sta­nu, bo tak w po­ecie jak w roz­pacz­li­wym prze­ciw­ni­ku ro­man­ty­zmu i Mic­kie­wi­cza, gó­ru­je, przedew­szyst­kiem i nie­mal wy­łącz­nie wy­stę­pu­je, sta­ty­sta i pa­try­ota. Nie do­da­je ani doda to war­to­ści ar­ty­stycz­nej utwo­rom po­etycz­nym, ale po­zwa­la po­znać we wła­ści­wy spo­sób in­dy­wi­du­al­ność czło­wie­ka i rzu­ca świa­tło na epo­kę, na za­słu­gi i grze­chy, na dzia­ła­nia do­dat­nie i błę­dy owych cza­sów, na cha­rak­te­ry wy­stę­pu­ją­cych lu­dzi, uspo­so­bie­nie na­ro­du, na wal­kę z prze­ciw­ne­mi lo­sa­mi i kie­run­ki, któ­re; na ma­now­ce wpro­wa­dzić mia­ły spo­łe­czeń­stwo pol­skie.

Ka­je­tan Koź­mian jest zaj­mu­ją­cą i na­ucza­ją­cą oso­bi­sto­ścią, tem wię­cej, że tych roz­mia­rów i tego ga­tun­ku lu­dzi co­raz mniej, że bo­daj czy ich cał­kiem już nie­ma. Przed­sta­wia on wy­dat­nie, pu­blicz­ne i umy­sło­we ży­cie w epo­ce po­roz­bio­ro­wej, oraz po­roz­bio­ro­we pa­try­otyzm opar­ty nie na uczu­ciach wy­łącz­nie, lecz na ro­zu­mie sta­nu. Po­wta­rzam, że zda­niem mo­jem, po­eta jest tu tyl­ko szcze­gó­łem; ca­ło­ścią zaś jest czło­wiek pu­blicz­ny, ze swe­mi pi­sma­mi, prze­ko­na­nia­mi i czy­na­mi, a jako taki, wart za­sta­no­wie­nia, zgłę­bie­nia, oce­ny bez­stron­nej i spo­koj­nej, któ­ra­by i po­etę ob­ję­ła.

Ka­je­tan Koź­mian za­pa­mię­tał roz­bio­ro­we cza­sy i pa­le­stranc­kie oby­cza­je; dzia­łał i zna­czył w epo­ce po­roz­bio­ro­wej. To ze­tknię­cie się w nim dwóch krań­co­wych dzia­łów na­sze­go bytu i na­szych dzie­jów, na­da­je mu od­ręb­ną cha­rak­te­ry­sty­kę, ory­gi­nal­ne zna­mio­na i spra­wia, że jest oso­bi­sto­ścią nie­obo­jęt­ną, tak pod wzglę­dem psy­cho­lo­gii jak hi­gie­ny na­ro­do­wej. Z cza­sów roz­bio­ro­wych po­wziął on głę­bo­ki wstręt do tych wszyst­kich grze­chów, na­ło­gów, na­ro­wów i wad, któ­re je spro­wa­dzi­ły i zgro­zą prze­ję­tym był na wspo­mnie­nie, uosa­bia­ją­cej je wszyst­kie, anar­chii szla­chec­kiej. W cza­sach po­roz­bio­ro­wych sam był czyn­ni­kiem i dzia­ła­czem, a bo­leść któ­rą przej­mo­wa­ły go roz­bio­ro­we, była wśród tych mia­rą i igłą ma­gne­so­wą jego pa­try­oty­zmu, a za­ra­zem po­li­tycz­ne­go ro­zu­mu. Wi­dział on w epo­ce roz­bio­ro­wej, jak obo­jęt­ność dla spra­wy pu­blicz­nej i sty­gną­ca mi­łość oj­czy­zny zgu­bi­ły ją; wi­dział w po­roz­bio­ro­wej, jak cho­ro­bli­wy pa­try­otyzm, jak prze­sa­da pod któ­rą nie­raz oso­bi­ste zno­wu ukry­wa­ły się wi­do­ki i nie­ro­zum­na mi­łość, ale go­rącz­ko­wy fa­na­tyzm, jak po­ry­wy wy­obraź­ni, czy­niąc roz­brat z roz­sąd­kiem, wtrą­ca­ły na­ród w prze­paść i z tego po­dwój­ne­go do­świad­cze­nia wy­ro­bił so­bie po­li­tycz­ny i pa­try­otycz­ny ka­te­chizm za­war­ty w jego pi­smach.

Grun­tow­nie wy­kształ­co­ny kla­sycz­nie, na­mięt­nie roz­mi­ło­wa­ny we wzo­rach sta­ro­żyt­nych, zwłasz­cza w rzym­skich, mi­strzach, w rzym­skich lu­dziach, pu­blicz­nych oby­cza­jach i cno­tach, na wzór mę­żów sta­re­go Rzy­mu, roz­wi­jał na róż­nych po­lach swo­ją czyn­ność, któ­ra na wszyst­kich była – oby­wa­tel­ską. Urzęd­nik, ad­mi­ni­stra­tor, pra­wo­daw­ca, mąż po­li­tycz­ny, zie­mia­nin, pu­bli­cy­sta, mow­ca, po­eta, pro­za­ik, kry­tyk, dzie­jo­pi­sarz, dzia­łał on w jed­nej my­śli i jed­nym pa­try­otycz­nym celu, róż­ne­mi środ­ka­mi, a ży­wot jego bo­ga­tym był w tę roz­ma­itość speł­nio­nych obo­wiąz­ków i pod­ję­tych dzieł, któ­ra była jesz­cze udzia­łem tam­te­go po­ko­le­nia pol­skie­go, któ­rej na­sze, co­raz bar­dziej przy­ci­śnię­te i w swem ży­ciu oraz roz­wo­ju ści­śnię­te, po­zba­wio­nem jest.

Na tych róż­nych po­lach dzia­łal­no­ści po­li­tycz­nej i umy­sło­wej, oka­zu­je się Ka­je­tan Koź­mian mę­żem jed­no­li­tym, zgod­nym ze sobą w sło­wach i czy­nach, w ry­mach i pro­zie. W Ra­dzie Sta­nu W. Księ­stwa War­szaw­skie­go, w se­kre­ta­rzu Kon­fe­de­ra­cyi Je­ne­ral­nej, w Dy­rek­to­rze mi­ni­ster­stwa spraw we­wnętrz­nych za Kró­le­stwa Kon­gre­so­we­go, w Se­na­cie, w To­wa­rzy­stwie Przy­ja­ciół Nauk, w Odach, w Zie­miań­stwie, w od­da­lo­nym od spraw pu­blicz­nych przez dłu­gie lata od 1830 r. zie­mia­ni­nie, w Ste­fa­nie Czar­niec­kim, w wier­szach do Zyg­mun­ta Kra­siń­skie­go, w Li­stach do Fran­cisz­ka Mo­raw­skie­go i Kasz­te­la­na Wę­ży­ka, na­resz­cie w Pi­smach Pro­zą – od­naj­du­je­my za­wsze tego sa­me­go czło­wie­ka, oży­wio­ne­go go­rą­cą mi­ło­ścią oj­czy­zny, lecz prze­ko­nań sta­łych, za­pa­try­wań czer­stwych a nie­zmien­nych, co do po­ło­że­nia, za­dań i obo­wiąz­kow po­roz­bio­ro­wych na­ro­du i jego prze­wód­ców; a sta­łość w zda­niu, nie­zmien­ność prze­ko­nań, od­wa­ga w ich wy­zna­wa­niu, hart du­cha i wier­ność sa­me­mu so­bie w czy­nach i sło­wach, skła­da­ją się tu na cha­rak­ter i na oso­bi­stość, od­mien­ną nie­co od tych, któ­re w dzie­jach na­szych zbyt czę­sto na­po­ty­ka­my.

Ka­je­tan Koź­mian, w znacz­nej czę­ści przy­czy­nił się do wy­two­rze­nia pol­skie­go kon­ser­wa­ty­zmu po­roz­bio­ro­we­go i by] przez dłu­gi czas jed­nym z jego fi­la­rów. W pi­smach swo­ich i po­ezy­ach ze sta­now­czo­ścią sta­wiał i roz­wi­jał za­sa­dy za­cho­waw­czej szko­ły po­roz­bio­ro­wej, a jej pod­wa­li­ny od­na­leźć moż­na za­rów­no w Pa­mięt­ni­kach, w Li­stach, w Pi­smach Pro­zą jak zwłasz­cza w Ste­fa­nie Czar­niec­kim.

Wiel­kiem nie­szczę­ściem na­sze­go na­ro­du, że w dzie­jach jego od­na­leźć nie moż­na sta­łe­go i wy­trwa­le wy­stę­pu­ją­ce­go obo­zu za­cho­waw­cze­go, ani też uszy­ko­wa­ne­go i or­ga­nicz­nie zło­żo­ne­go stron­nic­twa kon­ser­wa­tyw­ne­go z cią­gło­ścią wła­snej tra­dy­cyi i z nie­prze­rwal­no­ścią w dzia­ła­nia. W epo­ce przed­ro­zbio­ro­wej po­dob­ne stron­nic­two, mu­sia­ło­by było dą­żyć kon­se­kwent­nie do usta­le­nia i wzmoc­nie­nia wła­dzy kró­lew­skiej, do upo­rząd­ko­wa­nia sto­sun­kow pań­stwo­wych i spo­łecz­nych. Były w tym kie­run­ku usi­ło­wa­nia zbio­ro­we, zwłasz­cza in­dy­wi­du­al­ne, nie było w nich cią­gło­ści hi­sto­rycz­nej, kar­no­ści i nie­prze­rwal­no­ści, nie było ztąd w nich siły, ani tej, któ­ra wy­twa­rza stron­nic­two po­li­tycz­ne i jego tra­dy­cye, ani tej, któ­rą na­da­je roz­wo­jo­wi dzie­jo­we­mu, ro­zum­nie urzą­dzo­ne stron­nic­two.

W epo­ce po­roz­bio­ro­wej za­da­nie zmie­ni­ło się znacz­nie, sta­ło się skom­pli­ko­wa­nem i o wie­le trud­niej­szem, a wszyst­ko było do zro­bie­nia, chcąc wy­two­rzyć stron­nic­two za­cho­waw­cze, jego pier­wiast­ki, za­sa­dy i re­gu­ły po­stę­po­wa­nia. Za­stęp lu­dzi dzie­lą­cych prze­ko­na­nia i za­pa­try­wa­nia Ka­je­ta­na Koź­mia­na dał po­czą­tek temu, co na­zwać moż­na po­roz­bio­ro­wym kon­ser­wa­ty­zmem pol­skim, ale w nim Ka­je­tan Koź­mian za­jął jed­no z naj­wy­bit­niej­szych miejsc, bo po­świę­cił ży­cie całe swo­jej po­li­tycz­no-na­ro­do­wej wie­rze, gło­sząc ją wier­szem, pro­zą i czy­na­mi. Ka­mie­niem wę­giel­nym tej szko­ły i jej bu­do­wy była od­wa­ga cy­wil­na, po­cho­dzą­ca z mi­ło­ści oj­czy­zny.

Je­że­li w cza­sach bytu nie­za­leż­ne­go kon­ser­wa­tyzm miał i mieć mu­siał wy­żej wska­za­ne cele, to w epo­ce po­roz­bio­ro­wej, w któ­rej naj­pierw­szem jego za­da­niem sta­wa­ło się za­cho­wa­nie na­ro­do­wo­ści, zna­mie­niem jego głów­nem, mu­sia­ła być zim­na ra­chu­ba po­li­tycz­na, bacz­ność, wy­traw­ność sądu, oraz su­mie­nie, któ­re­by umia­ło mie­rzyć przed­się­wzię­cia roz­po­rzą­dzal­ne­mi środ­ka­mi i w tem upa­try­wa­ło naj­wyż­szy pa­try­otyzm, aby wła­sne uczu­cia, po­ry­wy i chę­ci miar­ko­wać po­żyt­kiem istot­nym lub do­tkli­wą szko­dą na­ro­do­wą. Tu nie szło już o strze­że­nie atry­bu­cyj tego lub owe­go pier­wiast­ku, tego lub owe­go czyn­ni­ka w spo­łe­czeń­stwie, lecz o sam byt, o samo ist­nie­nie, względ­nie o siłę na­ro­do­wą. Wa­że­nie wa­run­ków po­wo­dze­nia i oce­nie­nie nie­bez­pie­czeństw wszel­kich dzia­łań i przed­się­wzięć, prze­waż­ne mu­sia­ły tu za­jąć miej­sce.

W tej mie­rze Ka­je­tan Koź­mian oka­zał się przez cały swój za­wód, sta­ty­stą wy­traw­nym, my­śli­cie­lem głęb­szym, znaw­cą swo­je­go na­ro­du prze­ni­kli­wym, a to po­cząw­szy od wal­ki z ro­man­ty­ka­mi o ile oni uosa­bia­li prą­dy po­li­tycz­ne – aż do oce­ny i po­tę­pie­nia re­wo­lu­cyi 1830 r.

Jest to roz­po­wszech­nio­nym – w znacz­nej czę­ści na­sze­go spo­łe­czeń­stwa – ko­mu­na­łem, roz­po­wszech­nio­nym z wy­ra­cho­wa­nia, cza­sem z na­mięt­no­ści, nig­dy z prze­ko­na­nia i po­wta­rza­nym przez całą na­szą spi­sko­wą i re­wo­lu­cyj­ną szko­łę – że kon­ser­wa­ty­ści pol­scy grze­szy­li i grze­szą chło­dem w uczu­ciach pa­try­otycz­nych, a ztąd bra­kiem pa­try­oty­zmu. Już sam ten naj­do­tkliw­szy za­rzut zbi­ja to mnie­ma­nie, bo aby na nie­go się na­ra­zić i przed na­ra­że­niem się nie cof­nąć, po­trze­ba w spra­wach pu­blicz­nych, tego har­tu du­cha, któ­ry na­da­je tyl­ko wiel­kie ser­ce, głę­bo­ka mi­łość oj­czy­zny, przy­wią­za­nie nie­za­chwia­ne do rze­czy o któ­rą idzie.

Po­roz­bio­ro­wi kon­ser­wa­ty­ści pol­scy tem że za­wsze miar­ko­wać mu­sie­li i mu­szą, o ile zdo­łać umie­ją, uczu­cia, za­mia­ry, przed­się­wzię­cia, skła­da­li i skła­da­ją na oł­ta­rzu oj­czy­zny, naj­cięż­szą ofia­rę ludz­ką, a ten kon­ser­wa­tyzm był, jest i po­zo­sta­nie – naj­wyż­szym pa­try­oty­zmem.

Ka­je­tan Koź­mian był jed­nym z pierw­szych, któ­ry w pi­smach i ży­ciu zło­żył jego nie­za­chwia­ne do­wo­dy.

Kie­dy po upad­ku nie­za­leż­ne­go bytu uj­rzał po raz pierw­szy wa­run­ki od­bu­do­wa­nia i od­ro­dze­nia Pol­ski w ge­niu­szu i zwy­cięz­twach Na­po­le­ona, wi­dział traf­nie i ro­zum­nie; przy­stą­pił też z za­pa­łem, sło­wem i czy­nem oda­mi i służ­bą pu­blicz­ną do dzia­ła­nia. Ogło­szo­ne w tym to­mie pro­kla­ma­cye Kon­fe­de­ra­cyi Je­ne­ral­nej, jego pió­ra, oży­wio­ne są pa­try­oty­zmem tak go­rą­cym, tak dziel­nym, tak zdro­wym, że wszel­kie ha­sła na­szych spi­skow­ców daw­niej­szych i póź­niej­szych, że wszel­kie fra­ze­sa na­szych nie­za­cho­waw­czych za­stę­pów, wy­dać się mu­szą, przy tych ogni­stych i cie­płych ode­zwach – sztucz­ne­mi i mdłe­mi.

Kie­dy po klę­skach i za­wo­dach uj­rzał w by­cie na­ro­do­wym za­pew­nio­nym przez Alek­san­dra I na Kon­gre­sie wie­deń­skim, przy­stań pew­ną, te­raź­niej­szość cen­ną, za­da­tek przy­szło­ści; zno­wu wi­dział traf­nie i ro­zum­nie, i z całą siłą prze­ko­na­nia utrzy­ma­niu i roz­wo­jo­wi tego dzie­ła po­świę­cił swe siły. Chciał jego utrwa­le­nia, usta­le­nia/roz­kwi­tu, a wszyst­ko, co jego wy­kształ­co­ny zmysł po­li­tycz­ny wska­zy­wał mu jako szko­dli­we i nie­bez­piecz­ne dla nie­go, prze­ra­ża­ło go, jako na­ra­ża­ją­ce ist­nie­nie na­ro­du i jego przy­szłość; z tem też wal­czył z od­wa­gą cy­wil­ną i silą prze­ko­na­nia, rzad­kie­mi u nas. W naj­lep­szym i naj­do­sko­nal­szym na­wet czło­wie­ku róż­ne wy­stę­pu­ją czyn­ni­ki i sta­cza­ją ze sobą wal­kę. Kie­dy Ka­je­tan Koź­mian po­dej­mo­wał na polu li­te­rac­kiem za­cię­te boje z ro­man­ty­ka­mi, od­zy­wał się nie­wąt­pli­wie w nim wiel­bio­ny za cza­sów na­po­le­oń­skich kla­sycz­ny po­eta, wy­so­ce ce­nio­ny na obia­dach u je­ne­ra­ła Kra­siń­skie­go au­tor Zie­miań­stwa, ale i to pew­na, że przedew­szyst­kiem wy­stę­po­wał tu mąż po­li­tycz­ny, sil­nie prze­świad­czo­ny, że nowy kie­ru­nek w li­te­ra­tu­rze nie­ochyb­nie po­pchnie na ma­now­ce, że roz­ma­rzy na­ród, któ­ry po­trze­bo­wał ca­łej przy­tom­no­ści i czer­stwo­ści umy­słu, aby spro­sto­wać swo­je dro­gi, i że tam, gdzie mia­ła wszech­wład­nie za­pa­no­wać wy­obraź­nia, ogół nie zdo­ła za­sto­so­wać przed­się­wzięć do roz­po­rzą­dzal­nych środ­ków. Je­że­li Koź­mian nie był na­tchnio­nym po­etą, to był na­tchnio­nym po­li­ty­kiem. Dal­sze dzie­je na­ro­du i smut­ne losy dzi­siej­sze, zu­peł­ną dają słusz­ność jego prze­wi­dy­wa­niom i tłó­ma­czą, choć nie uspra­wie­dli­wią za­pew­ne nig­dy w oczach na­sze­go spo­łe­czeń­stwa, pod­ję­tą przez nie­go z ro­man­ty­zmem wal­kę.

Po­zo­sta­nie on też ty­pem pol­skie­go, po­roz­bio­ro­we­go kon­ser­wa­ty­sty, wzo­rem od­wa­gi cy­wil­nej, przy­kła­dem służ­by pa­try­otycz­nej, bacz­nej na spra­wę a nie na sie­bie, mi­ło­ści oj­czy­zny wiel­kiej, bo da­ją­cej mu moc po­trzeb­ną do znie­sie­nia na­wet po­są­dze­nia o jej brak. Tyl­ko bar­dzo sil­ne i głę­bo­kie przy­wią­za­nie do Pol­ski i jej lo­sów mo­gło na­tchnąć owe go­rą­ce, na­mięt­ne, na­wet fa­na­tycz­ne sło­wa, któ­re czy­ta­my w Frag­men­cie o Jo­achi­mie Le­le­we­lu i Re­wo­lu­cyi 1830 r., co przed­sta­wia­ła mu się jako zgu­ba wszyst­kie­go, co ko­chał, jako ot­chłań, w któ­rą na­ród wtrą­co­nym zo­stał.

Ka­je­tan Koź­mian znacz­nie przy­czy­nił się do po­ło­że­nia pod­wa­lin pod za­cho­waw­czy w Pol­sce obóz, gdy­by taki po­wstał i usta­lił się istot­nie, dla­te­go głów­nie, że wier­nym po­zo­stał do koń­ca swo­im prze­ko­na­niom i za­pa­try­wa­niom, że była w nich ta cią­głość, któ­rej wszel­kim za­cho­waw­czym u nas ro­bo­tom bra­kło, że był wy­trwa­łym w swem zda­niu a twar­dym w ob­sta­wa­niu przy niem; że nie mó­wił in­a­czej pu­blicz­nie, jak w czte­ry oczy, a zwłasz­cza in­a­czej przed sa­mym sobą, a in­a­czej przed ludź­mi; że nie czuł owej po­trze­by nie­po­trzeb­nych kom­pro­mi­sów z lek­ko­myśl­no­ścią, bez­ro­zu­mem lub nie­uczci­wo­ścią po­li­tycz­ną, któ­rej tylu u nas ule­ga, ani żąd­nym był owej w rze­ko­mej po­pu­lar­no­ści, co się za­sła­nia czu­łost­ko­wo­ścia, prze­ma­wia­ją­cą w imie­niu zgo­dy ogól­nej i mi­ło­ści, a pra­gnie być do­brze ze wszyst­kie­mi, prócz z wła­snem zda­niem i su­mie­niem. Tych bar­dzo u nas roz­po­wszech­nio­nych wad, co sta­no­wią i za­wsze sta­no­wić będą je­dy­ną, ale nie­ste­ty nie małą silę szar­la­ta­nów po­li­tycz­nych, bez­ro­zu­mu i nie­uczci­wo­ści, prze­sa­dy wszel­kiej i bez­myśl­no­ści w na­szem ży­wo­cie pu­blicz­nem, wzo­ro­wo umiał się ustrzedz za­wsze i wszę­dzie Ka­je­tan Koź­mian, i dla­te­go na po­zo­sta­wio­nym przez nie­go przy­kła­dzie moż­na­by zbu­do­wać za­cho­waw­czy obóz, gdy­by star­czy­ło na­śla­dow­ców.

Pod tym wzglę­dem po­zo­sta­nie on mę­żem nie­po­spo­li­tym, a dzie­ła jego i wier­sze god­ne są głęb­sze­go zba­da­nia i za­sta­no­wie­nia. Jego siłę prze­ko­nań prze­ciw­sta­wić moż­na uży­tecz­nie mięk­ko­ści na­ro­do­wej; ży­wot jego bo­wiem świad­czy, że miał moc du­cha, któ­ra wbrew temu, co się zwy­kle u nas dzia­ło i dzie­je, spra­wi­ła, że bę­dąc całe ży­cie kon­ser­wa­ty­stą, nie stał się w chwi­lach sta­now­czych, osta­tecz­nych, koń­co­wych, za wzo­rem tylu in­nych, ani od­stęp­cą od swo­ich prze­ko­nań i za­pa­try­wań, ani też szko­dli­wym dla spra­wy pu­blicz­nej na to tyl­ko, aby przed chwi­lo­we­mi za­rzu­ta­mi za­sło­nić się. Tego spo­so­bu słu­że­nia rze­czy pu­blicz­nej, któ­ry po­le­ga na przy­kla­śnię­ciu lu­dziom i wy­pad­kom bez prze­ko­na­nia, a wbrew su­mie­niu i ro­zu­mo­wi, nie poj­mo­wał Ka­je­tan Koź­mian.

"Niech ro­zum, mówi on w frag­men­cie o Le­le­we­lu i re­wo­lu­cyi 1830 r., cho­ciaż­by w naj­lep­szych ce­lach, nig­dy się z błę­da­mi mor­der­cze­mi dla Oj­czy­zny nie ukła­da. Na­tu­ra im wiecz­ny roz­brat prze­zna­czy­ła. Je­śli nie jest w sta­nie lub nie ma od­wa­gi iść z nie­mi w za­pa­sy i po­ko­nać, nie­chaj od nich stro­ni; in­a­czej sko­ro nie zwró­ci cio­sów, przy­kła­da­jąc do ostrza rękę, po­więk­sza siłę kie­ru­ją­cą ku temu łonu, któ­re ży­ciem swo­jem ura­to­wać­by rad." "Ich sła­bość i ule­ga­nie, mówi da­lej, jest nie do prze­ba­cze­nia, bo na­ród w nich sła­bo­ści i ule­ga­nia nie przy­pusz­czał, a, wi­dząc ich pod­pi­sy, czy­ta­jąc ich imio­na, mnie­mał, że to jest zgod­ne z ich prze­ko­na­niem."

Tak więc Ka­je­tan Koź­mian od­py­chał teo­ryą so­li­dar­no­ści w rze­czach szko­dli­wych spra­wie pu­blicz­nej, wspól­no­ści w zgub­nych dla oj­czy­zny: i dla­te­go był w Pol­sce praw­dzi­wym kon­ser­wa­ty­stą, któ­ry w za­mian trzy­mał się za­sa­dy, nie za­wsze bę­dą­cej u ra­dy­ka­łów i za­pa­leń­ców w po­sza­no­wa­niu, "iż le­piej gi­nąć ze wszyst­kie­mi, niż oca­leć sa­me­mu."

Gdy wbrew nie­mu po­szły wy­pad­ki, a lu­dzie in­ne­mi to­ra­mi, gdy spra­wę po­czy­tał za stra­co­ną po­li­tycz­nie, umiał oso­bi­stą osła­nia­jąc się god­no­ścią, po­zo­stać na ubo­czu, zda­la od urzę­dów i god­no­ści, prze­cież wier­ny sam so­bie i swo­je­mu o wy­pad­kach i lo­sach na­ro­du są­do­wi, skła­da­jąc pió­rem świa­dec­two temu, co po­czy­ty­wał za zba­wien­ną dla swo­je­go spo­łe­czeń­stwa praw­dę, a mnie­mał być dla jego zdro­wia po­trzeb­nem.

Wzo­rem też po­zo­stał męża za­cho­waw­czych w po­roz­bio­ro­wej Pol­sce prze­ko­nań i po­stę­po­wa­nia. We wzór ten wpa­try­wać się, bę­dzie za­wsze uży­tecz­nem dla tych, coby chcie­li tra­dy­cyę ta­kiej za­cho­waw­czo­ści prze­cho­wać i upra­wiać; a tak­że i na­ucza­ją­cem, bo wzmoc­nić to musi cha­rak­te­ry, a utrwa­lić sta­no­wi­sko obo­zu, opie­ra­jąc go o za­szczyt­ną prze­szłość.

Kra­ków, 14 Paź­dzier­ni­ka 1887 r.

St. Koź­mian.O ŻY­CIU TA­DE­USZA KO­ŚCIUSZ­KI I PA­MIĄT­KACH PO NIM ZA­CHO­WA­NYCH

W ŚWIĄ­TY­NI SY­BIL­LI W PU­ŁA­WACH (1) .

Si Per­ga­ma de­xtra

De­fen­di po­ssent haec etiam de­fen­sa fu­is­sent.

Virg.

Nie masz i nie bę­dzie na zie­mi pol­skiej miesz­kań­ca, któ­ry­by nie wspo­mi­nał ze czcią imie­nia ostat­nie­go obroń­cy wol­no­ści i nie­pod­le­gło­ści na­ro­do­wej; pie­śni o nim z rzew­nem czu­ciem po wiej­skich nu­co­ne cha­tach, i ta mo­gi­ła na uwiecz­nie­nie pa­mię­ci jego, rę­ka­mi lud­no­ści kra­jo­wej usy- – (1) Księż­na je­ne­ra­ło­wa Czar­to­ry­ska na­gro­ma­dziw­szy w Świą­ty­ni Sy­bil­li w Pu­ła­wach pa­miąt­ki na­ro­do­we, po­le­ci­ła ów­cze­snym naj­zna­ko­mit­szym li­te­ra­tom, aby do każ­dej do­łą­czy­li sto­sow­ny opis. Ka­je­tan Koź­mian miał so­bie po­wie­rzo­ny opis pa­mią­tek po Ko­ściusz­ce.

pana, w miej­scu, w któ­rem pod­niósł oręż za oswo­bo­dze­nie Oj­czy­zny, są świa­dec­twem sła­wy jego i na­szej wdzięcz­no­ści.

Nie tu jest miej­sce opo­wie­dzieć z do­kład­no­ścią spra­wy jego; ro­dzaj pi­sma zmu­sza nas do ści­słej zwię­zło­ści, rys ten tyle tyl­ko roz­cią­głym być może, ile się łą­czy z pa­miąt­ka­mi w zbio­rze tej świą­ty­ni umiesz­czo­ne­mu Chcą­cych do­kład­niej po­znać ży­cie jego, ode­słać mu­si­my ze smut­kiem do ob­cych dzie­jo­pi­sów, skwa­pliw­szy­mi oni nie­ste­ty! od nas byli w wy­pła­ce­niu hoł­du chwa­le jego, nie dla tego, iżby le­piej umie­li oce­nić wiel­kie przy­mio­ty i czy­ny tego męża, lecz, że swo­bod­niej od nas my­śleć i tłó­ma­czyć się mogą.

Ta­de­usz Ko­ściusz­ko uro­dził się 1746 r. w wo­je­wódz­twie Brze­skiem Li­tew­skiem we wsi Siech­nie­wi­cach, któ­rą przod­ko­wie jego za po­ło­żo­ne u Ka­zi­mie­rza Ja­giel­loń­czy­ka za­słu­gi, dzie­dzic­twem od tego kró­la otrzy­ma­li (1). Wy­cho­wa­nie ode­brał w szko­le ry­cer­skiej w War­sza­wie, wy­do­sko­na­lił we Fran­cyi; umiesz­czo­ny w woj­sku, nie­mo­gąc znieść wi­do­ku gwał­co­nej bez­kar­nie nie­pod­le­gło­ści i wol­no­ści na­ro­do­wej, od­da­lił się z Oj­czy­zny i wraz z ochot­ni­ka­mi fran­cu­ski­mi po­chwy­cił oręż na wspar­cie wol­no­ści Ame­ry­ka­nów, któ­rzy pod cho­rą­gwią Wa­syng­to­na jarz­mo cie­mię­ży­cie­li swo­ich kru­szy­li. W cią­gu tej woj­ny prze­cho­dząc na – (1) Ka­mień z pro­gu domu, w któ­rym się Ko­ściusz­ko ro­dził, jest umiesz­czo­ny na po­wierzch­ni Domu Go­tyc­kie­go.

pla­cu bi­tew stop­nie, tyle się ta­len­ta­mi i od­wa­gą wsła­wił – iż po­wo­ła­ny do boku Wa­syng­to­na, aż do koń­ca woj­ny naj­bliż­szym był po­wier­ni­kiem i wy­ko­naw­cą za­mia­rów tego wo­dza. Lecz ani przy­zna­ne mu pra­wo oby­wa­tel­stwa w oswo­bo­dzo­nej Ame­ry­ce, ani związ­ki z to­wa­rzy­sza­mi bro­ni, ani na­mo­wy przy­ja­ciół nie­zdo­ła­ły go wstrzy­mać od po­wro­tu do Oj­czy­zny, sko­ro mógł prze­wi­dy­wać, że ta wkrót­ce ra­mie­nia jego po­trze­bo­wać bę­dzie. W roku 1789 otrzy­mał sto­pień je­ne­ra­ła bry­ga­dy, i za­raz pierw­szem jego sta­ra­niem było na­tchnąć ry­cer­stwo na­ro­do­we du­chem oby­wa­tel­stwa i mi­ło­ści praw, bez któ­rych żoł­nierz czę­ściej bywa na­rzę­dziem nie­wo­li kra­ju, niż tar­czą swo­bód. Wkrót­ce w woj­nie o nie­pod­le­głość Pol­ski z Ro­syą to­czo­nej, pod do­wódz­twem księ­cia Jó­ze­fa Po­nia­tow­skie­go, pierw­szy z swo­im od­dzia­łem wy­sta­wił pier­si za Oj­czy­znę, nie­jed­nę szczę­śli­wą sto­czył wal­kę, do wszyst­kich na­le­żał, w wie­lu błę­dy przy­tom­no­ścią swo­ją na­pra­wiał, że zda­ło się, jak­by sam je­den tę woj­nę pro­wa­dził. Naj­wię­cej mu zjed­na­ła sła­wy bi­twa pod Du­bien­ką, w któ­rej oto­czo­ny przez nie­przy­ja­ciół prze­pusz­czo­nych przez ga­li­cyj­ską gra­ni­cę, gdy go zgu­bio­nym mnie­ma­no, on z znacz­ną klę­ską nie­przy­ja­ciół od­parł i nie­spo­dzie­wa­nie z głów­nym obo­zem się po­łą­czył. Ra­dził pod Mar­ku­sze­wem złą­czo­ne­mi si­ła­mi do­świad­czyć orę­ża i w tym celu obóz wy­tknął i oko­py sy­pał. Lecz gdy przy­stą­pie­nie kró­la do kon­fe­de­ra­cyi tar­go­wic­kiej i wkrót­ce ogło­szo­ny ro­zejm ko­niec na­dzie­jom obro­ny po­ło­ży­ły, wte­dy wraz z in­ny­mi wo­dza­mi po­rzu­ca­jąc oj­czy­stą służ­bę, ści­snąw­szy oręż (1) wy­rzekł z za­pa­łem sło­wa, któ­re się wkrót­ce speł­ni­ły. "Boże, do­zwól mi jesz­cze raz pod­nieść go za Oj­czy­znę." Wten­czas to ba­wią­ce­mu krót­ką chwi­lę we Lwo­wie, spół­ro­da­cy ga­li­cyj­scy ofia­ro­wa­li pa­łasz, któ­ry zdo­bi ścia­ny ko­ścio­ła Sy­bil­li (2).

Lecz cho­ciaż od­da­lił się za gra­ni­cę, nie­przy­tom­ne­go, uf­ność współ­ro­da­ków, mi­łość woj­ska, a na­de­wszyst­ko trwo­ga wra­żo­na w nie­przy­ja­ciół, za je­dy­ne­go mści­cie­la krzywd na­ro­do­wych prze­zna­cza­ły. Wier­ni kon­sty­tu­cyi 3go maja Po­toc­ki i Koł­łą­tay pierw­si wy­ja­wi­li mu w Dre­znie po­wszech­ne ży­cze­nia. Ko­ściusz­ko nie ta­jąc przed nimi i przed sobą nie­po­do­bień­stwa przy roz­dzie­lo­nym na­ro­dzie i przy sła­bych środ­kach obro­ny skru­sze­nia wtło­czo­ne­go jarz­ma, wła­snym zdol­no­ściom nie­uf­ny, oświad­czył go­to­wość wal­cze­nia, lecz od prze­wod­nic­twa się wy­ma­wiał, utrzy­mu­jąc jed­nak sto­sun­ki z Dre­znem i War­sza­wą, a czę­ste­mi po­dró­ża­mi to do Włoch, to do Fran­cyi, usu­wa­jąc się od po­dej­rze­nia nie­przy­ja­ciół, nie uchy­lał się – (1) Ten­sam pa­łasz w po­chwach że­la­znych, któ­ry Ko­ściusz­ko za­wsze przy boku swo­im no­sił, jest w zbio­rze tej świą­ty­ni pa­mią­tek.

(2) Sza­bla ta z głow­nią tu­rec­ką zło­tem na­bi­ja­na, tur­ku­sa­mi i ru­bi­na­mi z jed­nej stro­ny wy­sa­dza­na, któ­rej Ko­ściusz­ko pod­czas re­wo­lu­cyi czę­sto uży­wał, po bi­twie ma­cie­jo­wic­kiej za sta­ra­niem jen. Bie­gań­skie­go zło­żo­na jest w tej świą­ty­ni.

od związ­ków z współ­ziom­ka­mi, szu­kał ta­jem­nie w Pa­ry­żu u na­czel­ni­ków wol­ne­go rzą­du wspar­cia i po­myśl­nej pory do­cze­ki­wał. Nie­szczę­ściem spiesz­niej na­stę­po­wa­ły uci­ski, obe­lgi i cio­sy, a za nie­mi roz­pacz, niż rady o środ­kach od­wró­ce­nia ich lub ze­msz­cze­nia: przy­spie­szy­ły ją za­śle­pie­nie związ­ko­wych Tar­go­wic­kich, nie­do­łęż­ność kró­la i sro­gość pro­kon­su­lów ro­syj­skich. Po­dział kra­ju z ohy­dą na­ro­du do­ko­na­ny na sej­mie 1793 w Grod­nie i za­miar roz­bro­je­nia woj­ska już nie­wąt­pli­wą ogło­si­ły zgu­bę. – Obu­rzył się na to żoł­nierz i za­przy­siągł ra­czej umrzeć niż do­zwo­lić, aby mu ostat­nią na­dzie­ję ra­tun­ku: oręż z ręki bez­kar­nie wy­trą­co­no. Pierw­szy Ma­da­liń­ski pod­niósł sztan­dar po­wsta­nia, a Ko­ściusz­ko już nie miał wy­bo­ru, jak tyl­ko umrzeć wspól­nie z to­wa­rzy­sza­mi bro­ni lub z nimi zwy­cię­żyć; ta­ko­wą też przy­się­gę wziąw­szy za go­dło, sta­nął w Kra­ko­wie; tam wy­krzyk­nio­ny na Ryn­ku od miesz­kań­ców i woj­ska naj­wyż­szym na­czel­ni­kiem siły zbroj­nej na­ro­do­wej, roz­wi­nął cho­rą­giew po­wszech­nej wal­ki (1) za wol­ność, ca­łość i nie­pod­le­głość Oj­czy­zny. Za­miast zbroi lub pan­ce­rza przy­wdział wiej­ską sier­mię­gę i w kil­ka dni ze­braw­szy na­pręd­ce nie­co woj­ska i więk­szą część w piki i kosy uzbro­jo­nych wie­śnia­ków, wy­szedł z Kra­ko­wa w 4, 000 lu­dzi prze­ciw­ko woj­skom ro­syj­skim pod do­wódz­twem De­ni­so­wa i Tor­men­so­wa, na przy­tłu­mie­nie pier- – (1) Cho­rą­giew ta mie­ści się mię­dzy pa­miąt­ka­mi tej świą­ty­ni.

wszej iskry po­ża­ru dą­żą­cym, i w krwa­wej pod Ra­cła­wi­ca­mi bi­twie nad oby­dwo­ma zu­peł­ne od­niósł zwy­cię­stwo w tej pra­wie chwi­li, w któ­rej w War­sza­wie nik­czem­ni rzą­du na­czel­ni­cy śle­po ule­ga­jąc woli Igiel­stro­ma, po­sła ro­syj­skie­go, gło­wę jego, jako bun­tow­ni­ka na po­kup wy­sta­wi­li. Ośm mie­się­cy trwa­ły te szla­chet­ne za­pa­sy roz­pa­czy z prze­mo­cą, po­cząt­ki ich były ra­zem świet­ne i okrop­ne. Na­ród, woj­sko i obie­dwie sto­li­ce od­po­wie­dzia­ły Ko­ściusz­ce po­wszech­nem po­wsta­niem. War­sza­wa spły­nę­ła krwią nie­przy­ja­ciół, a nie obe­szło się i bez wła­snych ofiar, rów­nie spra­wie­dli­wie jak bez­praw­nie uka­ra­nych. Wzdry­gnę­ła się pra­wa du­sza Ko­ściusz­ki na tę bez­praw­ną acz za­słu­żo­ną roz­ją­trzo­ne­go gmi­nu po­mstę. Przy­ja­ciel ro­zum­nej wol­no­ści nie­na­wi­dził naj­ochyd­niej­sze­go ro­dza­ju gmi­no­wład­nej nie­wo­li; na­po­mi­nał za­raz na­ród i rząd i w kar­by ule­gło­ści pra­wom, nie­sfor­ne u nie­sie­nia ująć za­le­cił, a gdy nie­szczę­ściem za prze­wod­nic­twem kil­ku bu­rzy­cie­li gwał­tow­niej i bez­praw­niej po­wtó­rzy­ły się, zgro­mił ich su­ro­wo, prze­wód­ców pod miecz spra­wie­dli­wo­ści od­dać ka­zał. Jemu Pol­ska, jemu dzie­je na­ro­do­we win­ny, że ich kart krwa­we sce­ny pa­ryz­kich zbrod­ni nie spla­mi­ły. Gdy jed­ną ręką od­pie­rał i gro­mił nie­przy­ja­ciół, dru­gą roz­kieł­zna­ne­go po­spól­stwa w sto­li­cy za­pę­dom ha­mul­ce za­rzu­cał, i cno­tli­wy lecz błęd­ny za­pał ku obro­nie Oj­czy­zny zwra­cał. Wszyst­ko z sie­bie czy­nił, wszyst­kie­go do­peł­niał, cze­go tyl­ko wy­ma­ga­ła po­win­ność oby­wa­te­la wo­dza i na­czel­ni­ka; dzie­ląc wła­sne siły, roz­dzie­lał nie­przy­ja­ciół – we wszyst­kich czę­ściach Pol­ski woj­nę roz­nie­cał i oży­wiał, na­wet ją na zie­mię, spik­nio­nych prze­ciw so­bie prze­no­sił, do swo­ich i ob­cych o po­moc sil­nie prze­ma­wiał. Lecz gdy się nas wszy­scy pra­wie wy­par­li, a nie­przy­ja­cie­le wy­szedł­szy z chwi­lo­we­go prze­stra­chu wzmoc­nie­ni po­sił­ka­mi, nie­licz­ne i nie­ćwi­czo­ne od­dzia­ły od­pie­rać za­czę­li, gdy Ro­sy­anie złą­czyw­szy się z Pru­sa­ka­mi, od­por­ną woj­nę, jaką do­tąd wie­dli, w za­czep­ną za­mie­ni­li, gdy jed­nej pra­wie chwi­li Wiel­hor­ski pod Wil­nem, Za­ją­czek pod Cheł­mem, a sam na­czel­nik pod Szcze­ko­ci­na­mi, prze­ma­ga­ją­cej sile dro­go przedaw­szy zwy­cię­stwo, nie bez stra­ty z pla­cu ustą­pić mu­sie­li, ze wszech stron na­ci­śnio­ne­mu nie­po­zo­sta­wa­ło jak sku­pio­ne­mi si­ła­mi za­sła­niać od na­pa­du i ze­msty sto­li­cę, je­dy­ny i ostat­ni skład wszyst­kich środ­kow obro­ny kra­ju. Dzie­je opo­wie­dzą te cuda wa­lecz­no­ści, któ­re­mi się pod mu­ra­mi oszań­co­wa­nej sto­li­cy i sam Ko­ściusz­ko i wo­dzo­wie pod nim wsła­wi­li, z nie­więk­szą jak 20, 000 siłą. Wspar­ty za­pa­łem i od­wa­gą miesz­kań­ców, przez trzy mie­sią­ce na ob­szer­nej prze­strze­ni trzy­mał on na ostrzu orę­ża trzy­kroć sil­niej­sze ob­le­ga­ją­cych a przez sa­me­go Fry­de­ry­ka Wil­hel­ma kró­la Pru­skie­go do­wo­dzo­ne obo­zy. Uf­ność w wo­dzu była tak wiel­ka, iż grzmot dzień i noc ry­czą­cych dział, gdy dla mło­dzie­ży sta­wał się ha­słem do wy­sy­pa­nia się na szań­ce, spo­koj­nych star­ców i ma­tek na­wet snu nie prze­ry­wał, ale każ­dy dzień po­mna­żał sła­wę, nie od­da­lał nie­bez­pie­czeń­stwa; bo cho­ciaż znu­że­ni nie – przy­ja­cie­le i za­gro­że­ni z tyłu na­pa­dem Wiel­ko­po­la­nów, od­stą­pi­li na­gle od ob­lę­że­nia sto­li­cy, już dą­żył do niej okrut­ny Su­wa­row. Nie­świa­do­ma i chwi­lo­wem po­wo­dze­niem łu­dzą­ca się War­sza­wa, wy­la­ła się na ucie­chy i ra­do­sne okrzy­ki, try­umf na­wet zbaw­cy swe­mu prze­zna­czy­ła, nie przy­jął go Ko­ściusz­ko, gdyż wła­śnie w tej chwi­li i roz­ter­ki we­wnętrz­ne i smut­ne wia­do­mo­ści o po­raż­ce Sie­ra­kow­skie­go pod Brze­ściem, du­szę jego utra­pi­ły. Nie­ta­jąc więc przed Radą Naj­wyż­szą wąt­pli­we­go sta­nu rze­czy, gdy z wy­bo­rem woj­ska na sta­now­czą bi­twę po­spie­szać za­mie­rza z War­sza­wy, w celu prze­szko­dze­nia złą­cze­niu się Su­wa­ro­wa z co­fa­ją­cym się od War­sza­wy Fe­rze­nem, wy­szedł z moc­nem przed­się­wzię­ciem po­ledz lub zwy­cię­żyć. Pod Ma­cie­jo­wia­mi sto­czo­ną, zo­sta­ła ta krwa­wa i mor­der­cza bi­twa, któ­ra klęsk kan­nej­skich przy­po­mnia­ła ob­raz; z jej po­bo­jo­wi­ska usły­sza­ło Nie­bo tę­sa­mą pa­mięt­ną skar­gę, któ­rą go ostat­ni obroń­ca wol­no­ści Rzym­skiej prze­szy­wa­jąc pierś że­la­zem ob­wi­niał. Z wal­czą­cych mało kto uszedł zwy­cię­skie­go mie­cza, bo każ­dy za przy­kła­dem na­czel­ni­ka śmier­ci szu­kał. Ko­ściusz­ko ra­na­mi okry­ty, i bez przy­tom­no­ści spa­da­ją­cy z ko­nia, wzię­ty w nie­wo­lę wraz z przy­ja­cie­lem i ad­ju­tan­tem swo­im Ju­lia­nem Niem­ce­wi­czem, do Pe­ters­bur­ga za­pro­wa­dzo­ny zo­stał. Ję­czał on tam przez dwa lata w wię­zie­niu (1), osła­bio­ny rana- – (1) Ko­ściusz­ko tę­sk­ne chwi­le nie­wo­li roz­ry­wał nie­kie­dy to­kar­stwem; wa­zon z ko­ści sło­nio­wej i he­ba­nu mi, wię­cej ubo­le­wa­jąc nad lo­sem Oj­czy­zny niż swo­im, gdy na­gle uj­rzał przed sobą Paw­ła I-go, już wte­dy po śmier­ci Ka­ta­rzy­ny, ce­sa­rza Ro­syi. "Ge­ne­ra­le – ode­zwał się ce­sarz – je­steś wol­nym, od­bierz ten oręż któ­rym jak pra­wy oby­wa­tel i wa­lecz­ny wódz bro­ni­łeś Oj­czy­zny swo­jej, daj mi tyl­ko sło­wo, że go wię­cej prze­ciw Ro­syi nie pod­nie­siesz. Gdy­bym był pa­no­wał, nie­do­zwo­lił­bym po­dzia­łu Pol­ski, te­raz tyle wy­pad­ków od­wra­cać nie w mo­jej mocy. Je­że­li­by ci się po­do­ba­ło wy­brać sto­pień w mo­jem woj­sku, lub schro­nie­nie w mo­ich pań­stwach, po­wiedz, a do­świad­czysz za­wsze mo­ich wzglę­dów i sza­cun­ku."

"Gdy już Oj­czy­zna moja w gro­bie, po­zwól mi Wa­sza ce­sar­ska Mość udać się do Ame­ry­ki, gdzie mam To­wa­rzy­szów bro­ni, i gdzie nie­ja­kie zo­sta­wi­łem wspo­mnie­nia", od­po­wie­dzią było Ko­ściusz­ki. Za­sę­pi­ło się na te sło­wa nie­na­wy­kłe­go do od­mo­wy sa­mo­wład­cy czo­ło, lecz się wię­zień jego nie za­chwiał. Sta­li wte­dy obok ce­sa­rza dwaj mło­dzi ksią­żę­ta sy­no­wie jego Alek­san­der i Kon­stan­ty; na pierw­sze­go twa­rzy spo­strze­gać się dało moc­ne wzru­sze­nie, nie mógł uta­ić łzy… któ­ra po szla­chet­nem a na­dob­ną mło­do­ścią roz­kwi­ta­ją­cem licu jego spa­da­ła (1). Od­cho­dząc, ści­snął z roz- – przez sie­bie wy­to­czyw­szy, prze­słał jako pa­miąt­kę księż­nie Czar­to­ry­skiej, któ­ry przez nią umiesz­czo­ny jest w tym zbio­rze.

(1) Od kogo ce­sarz Alek­san­der pierw­sze za spra­wą nie­szczę­śli­wej Pol­ski ode­brał na­tchnie­nia, kto rzew­nie­niem dłoń Ko­ściusz­ki. Wi­dok naj­wyż­szej po­tę­gi obok ob­ra­zu wszyst­kich nie­szczęść, któ­re się na wy­bla­dłej po­sta­ci, na czo­le szla­chet­ne­mi bli­zna­mi zo­ra­nem i w sło­wach Ko­ściusz­ki ma­lo­wa­ły, na­tchnę­ły jego ser­ce li­to­ścią, któ­ra po­tem sta­ła się źró­dłem tylu do­bro­dziejstw dla zła­go­dze­nia doli nie­szczę­śli­we­go a ber­łu jego pod­da­ne­go na­ro­du; kto wie, czy­li to nie była owa chwi­la uro­czy­stej przed wła­snem su­mie­niem przy­się­gi, o któ­rej tyle razy wspo­mi­nał, wró­cić ży­cie nie­szczę­śli­wej Pol­sce, z cze­go się w czę­ści wy­wią­zał i mo­że­by był do­ko­nał, gdy­by nie­szczę­śli­wa gwiaz­da lo­som na­szym przy­świe­ca­ją­ca i śmierć za­wsze skwa­pli­wa po­li­czać dni na­szych do­bro­czyń­ców, na­dziei wraz z nim nie za­mknę­ła w gro­bie, a przy­szło­ści po­sęp­nym nie okry­ła zmro­kiem. Uwol­nio­ny Ko­ściusz­ko prze­był skwa­pli­wie mo­rza, aby do­go­dził po­trze­bie zbo­la­łe­go ser­ca i zdał spra­wę z czy­nów i nie­szczęść swo­ich Wa­syng­to­no­wi, któ­re­go za swe­go wo­dza i na­uczy­cie­la zwykł był uwa­żać. Nie za­par­ła się wol­na zie­mia mniej szczę­śli­we­go we wła­snej Oj­czy­znie, niż na jej ło­nie obroń­cy swo­bód i praw ludz­ko­ści; ota­cza­ła go usza­no­wa­niem, opa­trzy­ła po­trze­by i za­bez­pie­czy­ła spo­koj­ność na sę­dzi­we lata.

–- w jego ser­cu te uczu­cia utrzy­my­wał, ży­wił i pie­lę­gno­wał, nie po­trzeb­nie tu wy­ra­żać bo pi­sze do ro­da­ków: "Ja­kiż że to wróg za­wist­ny i jego wiel­ko­ści i Po­la­ków szczę­ścia prze­szko­dził mu uiścić się z świę­tych przy­rze­czeń?"

Nie za­trzy­ma­ła go jed­nak, udał się wkrót­ce do Pa­ry­ża, aby try­um­fu­ją­cej Fran­cyi oso­bą swo­ją przy­po­mnieć nie­szczę­ścia Pol­ski, prze­cież już się wię­cej na sce­nie świa­ta nie uka­zał, siły star­ga­ne, zdro­wie osła­bio­ne ra­na­mi, nie­do­zwo­li­ły mu jak tyl­ko ży­cze­niem na­le­żeć do lo­sów Oj­czy­zny, o któ­re wa­lecz­ne jego sze­re­gów szcząt­ki, pod cho­rą­gwią Dą­brow­skie­go na wło­skiej do­bi­ja­ły się zie­mi, był ich jed­nak za­wsze du­szą i wę­złem. Oto ten pa­łasz So­bie­skie­go, po zwy­cię­stwie wie­deń­skiem za­wie­szo­ny w Lo­re­cie, a przez wa­lecz­ne le­gio­ny Pol­skie zdo­by­ty i jed­no­gło­śnie, po naj­wa­lecz­niej­szym z kró­lów, naj­cno­tliw­sze­mu i naj­wa­lecz­niej­sze­mu z wo­dzów, da­rem prze­sła­ny, do­wo­dzi, z jaką czcią było ry­cer­stwo Pol­skie dla daw­ne­go swo­je­go na­czel­ni­ka.

Wie­le on wró­żył po ta­len­tach i for­tu­nie Na­po­le­ona, do­pó­ki ten po wła­dzę naj­wyż­szą nie­po­się­gnął, lecz sko­ro na­przód do­ży­wot­nim kon­su­lem, a na­stęp­nie Ce­sa­rzem ogło­sić się ka­zał, Ko­ściusz­ko uchy­lił się z Pa­ry­ża na wieś, przed okiem władz­cy, któ­ry gdy go ująć nie mógł, po­dzie­rać za­czął. Od­tąd cią­gle pra­wie na ło­nie cno­tli­wej fa­mi­lii Ze­lt­ne­ra, po­sła kan­to­nów Szwaj­car­skich w zam­ku Be­rvil­le pod Pa­ry­żem ob­raw­szy spo­koj­ne ży­cie, jako praw­dzi­wy fi­lo­zof mię­dzy na­tu­rę, na­uki, przy­jaźń i do­bro­czyn­ność chwi­le po­dzie­lał, a lubo uni­kał pu­blicz­nych związ­ków, przed usza­no­wa­niem świa­ta i czcią wszyst­kich przy­ja­ciół wol­no­ści ukryć się nie­mógł. Po bi­twie pod Jena i klę­skach mo­nar­chii pru­skiej wzy­wał go Na­po­le­on, aby sta­nął na cze­le Po­la­ków. Ko­ściusz­ko oświad­czył go­to­wość, lecz za­rę­cze­nia do­ma­gał się, że roz­dar­ta Pol­ska wró­co­ną bę­dzie i swo­bo­dy od­zy­ska; gdy go zaś bez­wa­run­ko­wo użyć chcia­no, do nie­pew­nych acz łu­dzą­cych wi­do­ków za na­rzę­dzie słu­żyć nie chciał. Do­pie­ro po upad­ku Na­po­le­ona wy­wo­ła­ny od Ce­sa­rza Alek­san­dra z spo­koj­nej ustro­ni, usły­szaw­szy z ust tego Mo­nar­chy uro­czy­ste za­rę­cze­nie je­dy­ne­go pra­gnień swo­ich celu, prze­ję­ty wdzięcz­no­ścią przy­rzekł wró­cić na oj­czy­stą zie­mię, aby kró­lo­wi swe­mu i Oj­czy­znie resz­tę dni po­świę­cić. Wkrót­ce z na­rad kon­gre­su wie­deń­skie­go nowe o le­gio­ny pol­skie po­wziąw­szy oba­wy, po­spie­szył do Wied­nia go­to­wy przy za­mia­rach Ce­sa­rza Alek­san­dra raz jesz­cze sta­nąć na cze­le uzbro­jo­ne­go na­ro­du, lecz dla nie­spo­dzie­wa­ne­go wy­lą­do­wa­nia Na­po­le­ona na brze­gi Fran­cyi, nie­za­staw­szy już zgro­ma­dzo­nych mo­nar­chów, a skut­kiem przy­spie­szo­nych ukła­dów uj­rzaw­szy na­dzie­je swe i ro­da­ków szczu­płym ogra­ni­czo­ne ob­rę­bem, z za­smu­co­nem ser­cem, wy­je­chał do Szwaj­ca­ryi i w So­lu­rze ob­rał miesz­ka­nie na ło­nie tej sa­mej ro­dzi­ny, z któ­rą 17 lat spo­koj­ne­go i ni­czem nie­zach­mu­rzo­ne­go wie­ku prze­pę­dził. List do księ­cia Ada­ma Czar­to­ry­skie­go w tej oko­licz­no­ści przez nie­go pi­sa­ny naj­le­piej ma­lu­je du­szę tego oby­wa­te­la i bo­ha­te­ra.

Od­tąd zdro­wie jego słab­nąć za­czę­ło, po dwóch la­tach ży­cia ude­rzo­ny cho­ro­bą na dniu 12 paź­dzier­ni­ka 1817 roku wy­rwa­ny zo­stał ludz­ko­ści, wol­no­ści i Oj­czy­znie (1). Ostat­nia wola jego do­wo­dzi, jak go cią­gle Pol­ska, jak go cią­gle ludz­kość zaj­mo­wa­ły. We wsi swo­jej uda­ro­wał wol­no­ścią wło­ścian i szko­ły dla nich za­ło­żyć za­le­cił; szpi­ta­le w So­lu­rze ob­da­rzył; na za­kład szko­ły woj­sko­wej w Ame­ry­ce za ży­cia jesz­cze u przy­ja­cie­la swe­go Jef­fer­so­na upo­sa­że­nie zo­sta­wił. Zgon jego ob­cho­dzi­ły ża­łob­nym ob­rzę­dem wszyst­kie wol­nych na­ro­dów sto­li­ce. Oj­czy­zna za­pra­gnę­ła od­zy­skać zwło­ki jego, ce­sarz Alek­san­der upo­mnieć się o nie do­zwo­lił; ode­brał je uro­czy­ście w imie­niu Pol­ski, nie­szczę­śli­wy te­raz ksią­żę An­to­ni Ja­bło­now­ski i w gro­bie kró­lów pol­skich w Kra­ko­wie obok So­bie­skie­go i Po­nia­tow­skie­go zło­żył Tak duch jego ode­brał tę po­cie­chę, iż się na wol­nej zie­mi ro­dził, wol­nej bro­nił, na wol­nej żył i wol­na zwło­ki jego okry­wa.

–- (1) Po zgo­nie Ko­ściusz­ki za sta­ra­niem za­ło­ży­cie­li świą­ty­ni Sy­bil­li, na­stę­pu­ją­ce pa­miąt­ki po nim ze­bra­ne i za­cho­wa­ne są:

1) Ta­ba­kier­ka buksz­pa­no­wa jego ro­bo­ty, w któ­rej jest ta­sa­ma ta­ba­ka, któ­rą za ży­cia za­ży­wał.

2) Pier­ścień z po­pier­siem jego.

3) Ob­rącz­ka gład­ka mała.

4) Ku­bek ro­go­wy, z któ­re­go le­kar­stwa w cza­sie cho­ro­by za­ży­wał.

5) Szlaf­mi­ca, w któ­rej umarł.

6) Wło­sy jego.

7) Na­ko­niec uła­mek trum­ny, w któ­rej po­cho­wa­nym zo­stał.

Ko­ściusz­ko nie ura­to­wał gi­ną­cej Oj­czy­zny, lecz ura­to­wał droż­szą część jej świet­ne­go nie­gdyś bytu, ura­to­wał sła­wę na­ro­do­wą. Po­słusz­ny we­zwa­niom na­ro­du, tkli­wy na jego obe­lgi, nie mie­rzył prze­pa­ści, lecz się w nią jak ostat­nia ofia­ra rzu­cił, a świę­to­ścią i czy­sto­ścią ce­lów, wiel­kim wzo­rem cnót ry­ce­rza i oby­wa­te­la, umiar­ko­wa­niem w po­wo­dze­niu, nie­ugię­to­ścią w nie­szczę­ściu, przy­po­mniaw­szy świa­tu sta­ro­żyt­ne rzym­skich wo­dzów przy­kła­dy, god­nie wy­obra­ził na so­bie cha­rak­ter ca­łe­go na­ro­du. On pierw­szy ude­rze­niem w zmar­twia­łą pod dłu­gie­mi cio­sa­mi zie­mi oj­czy­stej bry­łę, wy­wiódł tę iskrę, z któ­rej pło­mień ogar­nął wszyst­kie ser­ca i umy­sły; on przez samo nie­szczę­ście swo­je za­snuł wą­tek na pa­smo tylu zna­ko­mi­tych czy­nów, któ­re­mi nie­do­bit­ki jego wa­lecz­nych huf­ców zmu­si­ły do usza­no­wa­nia i spra­wie­dli­wo­ści nie­przy­ja­zne nam na­ro­dy.

Je­że­li są lu­dzie, z któ­ry­mi za­szczyt­niej jest gi­nąć niż z in­ny­mi try­um­fy od­no­sić, upa­dek nasz pod Ko­ściusz­ką le­piej nam się we wzglę­dzie chwa­ły przy­słu­żył, ni­że­li wie­lu na­ro­dom zwy­cięz­twa. – Rzad­ki to przy­kład wo­dza, któ­ry się w obo­zach wy­cho­wał na oby­wa­te­la i dla tego w szczę­ściu, ani za­zdrość, ani po­dej­rze­nie do­tknąć go nie śmia­ły, a wraz z uro­kiem for­tu­ny cześć i usza­no­wa­nie świa­ta nie od­stą­pi­ły. Po upad­ku jego, a z nim Oj­czy­zny, dzie­lił na­ród, dzie­li­ło po­zo­sta­łe ry­cer­stwo łzy na mo­gi­łach Ma­cie­jo­wic­kich mię­dzy Oj­czy­znę i nie­szczę­śli­we­go jej na­czel­ni­ka; ści­ga­li go ża­la­mi do ciem­nych wię­zień, w któ­rych za jej spra­wę ję­czał, ota­cza­li usza­no­wa­niem za­cne­go wy­gnań­ca i tu­ła­cza, w przed­się­wzię­tych na nowo usi­ło­wa­niach wzy­wa­li go, a gdy go na­czel­ni­kiem mieć nie mo­gli, za prze­wod­ni­ka sa­mych na­czel­ni­ków swo­ich po­czy­ty­wa­li. Od­da­le­ni od Oj­czy­zny, jego świa­dec­twem za­grze­wa­li się i krze­pi­li; Oj­czy­zna i Ko­ściusz­ko byli w ich my­ślach jed­no­zna­czą­ce­mi wy­ra­za­mi. Świat nowy i daw­ny li­czy Ko­ściusz­kę mię­dzy naj­wa­lecz­niej­szych wo­dzów, ludz­kość za­szczy­tem go swo­im mia­nu­je jako obro­nę wol­no­ści spól­ne­go i naj­droż­sze­go wszyst­kim lu­dom dzie­dzic­twa.

Wie­dzą ci, co bez­stron­nym i prze­zor­nym są­dem spra­wy ludz­kie ważą, iż wiel­kość czło­wie­ka ani od da­rów for­tu­ny, ani od wyż­szych za­let, któ­re ge­niu­szem na­zy­wa­my, nie za­le­ży. Du­sza pra­we­go męża sama z sie­bie czer­pie tą po­tę­gę i wła­dzę, któ­rą na­wet w wię­zach nad ucie­mię­ży­cie­la­mi swo­imi pa­nu­je i dumę ich upo­ka­rza. Ko­ściusz­ko w cza­sach na­szych nie­płod­nych w po­dob­ne wzo­ry i oso­bą swo­ją i czy­na­mi tę praw­dę po­parł; wszę­dzie i za­wsze to­wa­rzy­szy­ła mu świę­ta i su­mien­na wier­ność cno­cie, dla­te­go moc du­szy nie od­stą­pi­ła go nig­dy. Uf­no­ści po­wszech­nej żad­nym nie­god­nym czy­nem, żad­ną nie oby­wa­tel­ską my­ślą nie za­wiódł, ani cha­rak­te­ru, któ­ry pia­sto­wał, żad­ną sła­bo­ścią nie ska­ził. Do­trzy­mał wia­ry ziom­kom i Oj­czy­znie, bo na­wet nie­przy­ja­cio­łom do­trzy­mał, naj­niż­szy sto­pień w od­zy­ska­nej Oj­czy­znie był­by go nie po­ni­żył, naj­wyż­szy w upo­ko­rzo­nej za ubli­ża­ją­cy po­czy­ty­wał. Mo­gli­by się nas za­py­tać obcy, ja­kiem nie­po­ję­tem zda­rze­niem w cza­sach po­wszech­ne­go spodle­nia i ze­psu­cia, w cza­sach, w któ­rych co tyl­ko jest szla­chet­nem i za­cnem, zda­wa­ło się na zie­mi pol­skiej za­tar­tem i za­tra­co­nem, mógł na jej ło­nie po­wstać mąż, któ­ry­by ozdo­bił świet­ne Gre­cyi i Rzy­mu wie­ki? Lecz je­że­li mniej wpływ ro­dzin­ne­go kra­ju, jak ode­bra­ne­go w nim wy­cho­wa­nia nad po­pęd wie­ku umy­sły wzno­si i do wiel­kich rze­czy spo­so­bi, i my wie­my komu win­ni je­ste­śmy Ko­ściusz­kę i Ko­ściusz­ko wie­dział i wy­zna­wał, komu był wi­nien sa­me­go sie­bie. Nie wspo­mnę na­czel­ni­ka tej świet­nej szko­ły ry­cer­skiej, w któ­rej Ko­ściusz­ko na­uki od­bie­rał, oby­cza­je kształ­cił. Imię jego jest wy­ry­te rów­nie na mar­mu­rze w przy­sion­ku świą­ty­ni nauk przez współ­ucz­niów Ko­ściusz­ki wznie­sio­nym, jak za­wsze bę­dzie na ser­cach wszyst­kich pra­wych i oświe­co­nych Po­la­ków. Szczę­śli­wem dla sie­bie, Szczę­śli­wem dla Pol­ski zda­rze­niem, czem się w wła­snej Oj­czy­znie z pra­wi­deł na­po­ił, w tego się wzór w no­wym świe­cie wpa­try­wał. Wy­cho­wa­niec prze­to ta­kich mi­strzów mógł być tyl­ko ta­kim, ja­kim był; za­iste mąż, któ­re­go groź­na Paw­ła I. po­stać nie za­trwo­ży­ła, wszech­wład­na Na­po­le­ona po­tę­ga nie ugię­ła – urok po­chleb­nych na­dziei, któ­re­mi Alek­san­der ser­ca i umy­sły pod­bi­jał, z dro­gi, jaka mu je­dy­nie przy­sta­ła, nie zbłą­kał, miał za­pew­ne wiel­kość du­szy i nie wie­lu ze współ­cze­snych wiel­ko­ścią umy­słu rów­nać się z nim może.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: