Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pisma. Tom 3 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pisma. Tom 3 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 632 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SPIS RZE­CZY.

Str

Dwa ide­ały… 1

Lek­ka li­te­ra­tu­ra w Pol­sce… 20

O pi­śmien­nic­twie pe­ry­odycz­nem… 40

Zbi­gniew Ole­śnic­ki… 65

Ka­zi­mierz Ja­giel­loń­czyk… 128

Prze­zna­cze­nia Fran­cyi… 172

WSPO­MNIE­NIA PO­ŚMIERT­NE:

Ste­fan Wi­twic­ki (1847)… 210

Jó­zef Gor­res (1848)… 212

Ju­liusz Sło­wac­ki (1849)… 214

Ka­ro­li­na z Wo­dzic­kich My­ciel­ska, (1849)… 216

Fry­de­ryk Cho­pin (1849)… 217

Oj­ciec Ka­rol An­to­nie­wicz (1852)… 221

Fry­de­ryk Oza­na­in (1853)… 238

Adam Mic­kie­wicz 855)… 241

Ka­je­tan Koź­mian (1856)… 259

An­drzej Nie­go­lew­ski (1857)… 262

Zyg­munt Kra­siń­ski (1859)… 263

Ty­tus hr. Dzia­łyń­ski (1861)… 269

Ro­gier hr. Ra­czyń­ski (1864)… 270

Mowa żal… na po­grze­bie Woj­cie­cha Hazy z Ra­dlic… 272

Mowa na cześć O. Hie­ro­ni­ma Kaj­sie­wi­cza… 283

Ka­za­nie na ob­łó­czy­nach Wi­toł­do­wy ks. Czar­to­ry­skiej… 311

Za­koń­cze­nie wy­daw­nic­twa Prze­glą­du Po­znań­skie­go… 320

Prze­mó­wie­nie (dnia 28 grud­nia 1876)… 326DWA IDE­AŁY.

(1851.)

Kto­kol­wiek żyje na świe­cie ży­ciem ser­ca i umy­słu, kto­kol­wiek czu­je w so­bie god­ność du­szy nie­śmier­tel­nej, obie­ra ko­niecz­nie ja­kiś ide­ał i dąży do nie­go. Ide­ał raz przy­ję­ty, pro­wa­dzi, przy­świe­ca, ogrze­wa, i cho­ciaż nie wy­peł­nio­ny, do usi­ło­wań po­bu­dza. Oprócz tego wy­wię­zu­je się on w na­stęp­stwa nie­uchron­ne. I nie­tyl­ko lu­dzie po­je­dyń­czy za ide­ałem jak za gwiaz­dą prze­wod­nicz­ką wzrok ob­ra­ca­ją; wszyst­ko co się na świe­cie we wspól­ność za­wią­za­ło, ro­dzi­ny, po­ko­le­nia, na­ro­dy, ma ide­ały swo­je, dąży za ide­ała­mi.

Bez­względ­ny dla ca­łe­go ka­to­lic­kie­go świa­ta ide­ał sta­no­wi sło­wo Boże, spo­czy­wa­ją­ce pod stra­żą Ko­ścio­ła. Ka­to­lic­kie na­ro­dy pod­no­sić się ku nie­mu wia­rą sil­ną, cno­tli­wą wolą i cno­tli­we­mi dzie­ła­mi po­win­ny. Koło nie­go do­pie­ro mają krą­żyć inne ide­ały sfer po­mniej­szych. War­tość tych ostat­nich pró­bu­je się, jak oczy­wi­sta, ich har­mo­nią z owym ide­ałem chrze­ściań­skim. Im któ­ry ide­ał bar­dziej tu zbli­żo­ny, tem pew­niej­sze jego świa­tło; im dal­szy, choć­by gło­śny, obiet­ni­ca­mi po­nęt­ny, tem więk­szą, tem su­mien­niej­szą w obec nie­go ostroż­ność mieć na­le­ży. Tyl­ko ide­ały zgod­ne z praw­dą Bożą po­sia­da­ją siłę trwa­nia i siłę płod­no­ści; ide­ały jej prze­ciw­ne prze­mi­ja­ją, a prze­mi­ja­ją bez­owoc­nie.

Ide­ały na­ro­dów po­je­dyń­czych są albo dzie­jo­we, albo cza­so­we. Cza­so­we za­le­żą od prze­szło­ści, od obaw i na­dziei, od am­bi­cyi, od uprze­dzeń na­wet. Jed­ne i dru­gie świad­czą o wy­so­ko­ści mo­ral­nej na­ro­dów, wy­rze­ka­ją o ich lo­sach. Do­bre ide­ały wio­dą na­ro­dy do wiel­kich prze­zna­czeń, chro­nią od zgu­by, ra­tu­ją w nie­bez­pie­czeń­stwach. Złe ide­ały ścią­ga­ją na kra­je wiel­kie klę­ski, i wszel­kiej po­pra­wie sku­tecz­nej dro­gę za­gra­dza­ją.

Pan Bóg tak zrzą­dził, że po­ezya pi­sa­rza czy opo­wia­da­cza naj­do­bit­niej ide­ały ma­lu­je, w naj­przy­stęp­niej­sze dla wszyst­kich przy­oble­ka je sza­ty. Inni mogą czuć pro­ściej i le­piej, po­eci do naj­więk­szej licz­by prze­ma­wia­ją. Go­deł i za­klęć po­ezya za­wsze do­star­cza­ła.

W tej chwi­li mamy za­miar po­rów­nać z sobą dwa ide­ały cza­so­we pol­skie, w pi­smach dwóch wiel­kich po­etów od­bi­te. Za­nim prze­cież bli­żej myśl na­szę ozna­czy­my, po­da­my kil­ka hi­sto­rycz­nych uwag. Trze­ba zro­zu­mieć, wśród ja­kiej rze­czy­wi­sto­ści owe dwa ide­ały za­bły­sły, co je wy­wyż­szy­ło, i co sta­no­wi­ło albo sta­no­wi ich zna­cze­nie, żeby módz je­den i dru­gi na­le­ży­cie oce­nić.

W epo­ce nie­szczę­śli­we­go za­koń­cze­nia woj­ny Ko­ściusz­kow­skiej, po upad­ku kra­ju, ide­ał pol­ski, wo­jen­ny i pa­try­otycz­ny, wcie­lał się z jed­nej stro­ny w ży­ją­cą po­ezyę le­gio­nów, z dru­giej w uczu­cio­wy kie­ru­nek Wo­ro­ni­cza, Niem­ce­wi­cza, tu­dzież ca­łe­go to­wa­rzy­stwa pu­ław­skie­go, tak­że w usi­ło­wa­nia Ta­de­usza Czac­kie­go. Jego urze­czy­wist­nie­nie ma swo­je wznio­słe stro­ny, ma pa­miąt­ki chwa­ły wo­jen­nej i uczest­nic­twa w wiel­kich spra­wach świa­ta, ma za­słu­gę szko­ły krze­mie­niec­kiej i ku­ra­to­ryi wi­leń­skiej. Cóż­kol­wiek­badź, że bra­ko­wa­ło tam pod­sta­wy re­li­gij­nej, a czę­sto i pro­ste­go po­ję­cia obo­wiąz­ku, wy­ro­dzi­ły się w kra­ju złe na­stęp­stwa, mia­no­wi­cie ko­smo­po­li­tyzm woj­sko­wy i osła­bie­nie mo­ral­nych prze­ko­nań. Już to zwy­kle dłu­gie woj­ny, tu­dzież cią­głe ko­le­je prze­mian po­li­tycz­nych, pro­wa­dzą za sobą roz­przę­że­nie mo­ral­ne i osła­bie­nie naj­zwy­czaj­niej­szych wy­obra­żeń o tem co cno­tli­we, a na­wet o tem co go­dzi­we. Owóż kie­dy z upad­kiem Na­pe­le­ona na­dzie­je pol­skie upa­dły, za­chwia­ły się umy­sły Po­la­ków. Mało kto jął się uży­tecz­nej pra­cy; więk­szość lu­dzi czyn­nych po­wie­rzy­ła się zwod­nym wiel­ko­ściom wol­ne­go ma­lar­stwa i kar­bo­na­ry­zmu, za­pu­ści­ła się w ko­lej sprzy­się­żeń. Na­stą­pi­ło w lat kil­ka­na­ście po­wsta­nie na­ro­do­we, naj­po­tęż­niej­sze z po­wstań pol­skich. Ob­ja­wi­ły się wte­dy wia­ra w od­ro­dze­nie i za­pał; oko­licz­no­ści sprzy­ja­ły, moż­na było zwy­cię­żyć. Upa­dli­śmy; i ja­każ na­uka zo­sta­ła z ka­ta­stro­fy? Oto że naj­mniej gor­li­wo­ści po­ka­za­li daw­ni sprzy­się­że­ni lóż mu­lar­skich, że nowi sprzy­się­źe­ni nie po­do­ła­li za­da­niu, i że naj­lep­szych ży­wio­łów do or­ga­ni­za­cyi sił na­ro­do­wych do­star­czy­li ci, co nie na­le­że­li do żad­nych spi­sków, albo co uży­tecz­ne­mi za­ję­ci ro­bo­ta­mi, byli spi­skom prze­ciw­ni.

Wśród sprzy­się­żeń li­tew­skich wy­ro­bił się Adam Mic­kie­wicz. Zna­lazł on w kra­ju wia­rę w pod­ziem­ne środ­ki, i wszedł w otwar­ty przed sobą za­wód kno­wań ta­jem­nych. Cno­tli­wej, pro­stej, naj­ko­rzyst­niej­szej praw­dy nie przej­rzał, nie sta­nął prze­ciw gło­śnym mnie­ma­niom, dał się po­rwać prą­do­wi. Czy się dzi­wi­my temu? By­najm­niej. Trud­no się oprzeć wpły­wom ze­wnętrznjm, zwłasz­cza wpły­wem lu­dzi, z któ­ry­mi się żyje, któ­rych się ko­cha, któ­rych uwiel­bie­nie wy­wo­łu­je wza­jem­ność my­śli i unie­sień. Bądź co bądź, bo­le­je­my że się wte­dy my­lił pol­ski na­ród, i że się wieszcz jego omy­lił. To­rem wiel­kich umy­słów po­chwy­ciw­szy my­śli fał­szy­we, Mic­kie­wicz przy­dał jesz­cze do złe­go; za wiel­kie­mi tak­że idąc przy­kła­da­mi, swo­je zbo­cze­nia mo­ral­ne (cóż to są za obo­wiąz­ki pa­try­otycz­ne, któ­re mo­ral­nych po­świę­ceń, mo­ral­nej su­ro­wo­ści nie wjma­ga­ją?) upo­ety­ze­wał, wy­tłó­ma­czył. Dzie­je oso­bi­ste po­ety wy­kła­da­ją naj­le­piej jego po­ję­cia daw­niej­sze i póź­niej­sze. Z razu prze­cho­dził pró­by cier­pień ser­ca ( wte­dy na­le­żał już do taj­nych związ­ków, ale pod­rzęd­nie przyj­mu­jąc po­pęd), za­grzązł po­tem w zmy­sło­wych [roz­ko­szach, co opo­wie­dział po­tęż­ną i ogni­stą mową, nie­do­bry wzór mło­de­mu po­ko­le­niu sta­wia­jąc. Do­pie­ro póź­niej za­czął jaw­nie pra­co­wać w kie­run­ku pa­try­otycz­nym i błęd­ny ide­ał wzno­sić. Przy­szła chwi­la na­wro­tu do re­li­gii, już po upad­ku re­wo­lu­cyi 1831 roku. W tej epo­ce ży­cia swe­go Mic­kie­wicz wy­warł wpływ po­tęż­ny, prze­ko­nał, po­cią­gnął wie­lu, po­kie­ro­wał umy­sły na dro­gę prawd wy­so­kich i rze­czy­wi­stej tra­dy­cyi na­ro­do­wej. Wiel­ka to za­słu­ga, wszak­że i tu ode­zwa­ło się w jego pie­śni kil­ka fał­szy­wych akor­dów. Póź­niej­sze zbo­cze­nia mi­stycz­ne po­ety, po­mi­ja­my. Nie przy­da­ły one ani jed­ne­go pro­mie­nia do ide­ału, jaki na­ród już był z rąk jego przy­jął.

Ide­ał Mic­kie­wi­cza, we­dle nas szko­dli­wy dla Pol­ski, ozna­cza­my te­raz bli­żej, bio­rąc pod uwa­gę: Odę do Mło­do­ści, Wa­len­ro­da, wiersz Do Mat­ki Po­lki, trze­cią część Dzia­dów, Księ­gi Piel­grzym­stwa i ustęp Ro­zum i Wia­ra.

Oda do Mło­do­ści za­czy­na się od słów po­gar­dy dla świa­ta. Po­eta za­raz obu­dza nie­chęć, kry­tycz­ne uspo­so­bie­nia pod­sy­ca. Przez to, że wzbi­ja w dumę bez gra­nic, że za­śle­pia oczy na wszyst­ko co czcić i - ko­chać na świe­cie na­le­ży, po­zba­wia on mło­de ser­ca po­go­dy i uf­no­ści, któ­re są rów­nie po­trzeb­ne­mi do roz­wi­nię­cia przy­mio­tów du­szy, jak jest ko­niecz­nem słoń­ce do wzro­stu drzew i ich kwit­nię­cia,

Wiersz wstęp­ny brzmi jak na­stę­pu­je:

Bez serc, bez du­cha, to szkie­le­tów ludy !

Zie­mia dla po­ety to:

Ob­szar gnu­śno­ści za­la­ny od­mę­tem.

Mówi on tak­że:

W kra­jach ludz­ko­ści jesz­cze noc głu­cha.

Do­pie­ro tak ode­pchnąw­szy rze­czy­wi­stość, w kraj ułud­ny mło­dzień­cze umy­sły z sobą po­ry­wa. Pój­dzie­my, po­wia­da:

Kędy za­pał two­rzy cudy,

No­wo­ści po­trzą­sa kwia­tem.

War­toż sta­rać się zro­zu­mieć, war­toź ko­chać to co ist­nie­je? Oczy­wi­ście że nie; wy­jąt­ku tam żad­ne­go nie ma ani dla rze­czy, ani dla lu­dzi; na­wet o Oj­czy­znie naj­mniej­szej nie na­po­ty­ka­my wzmian­ki. No­wość, no­wość to wszyst­ko. Cóż po­tem? Po­eta co­raz wy­żej próż­ność roz­ko­ły­su­je:

Mło­do­ści! ty nad po­zio­my

Wy­la­tuj, a okiem słoń­ca,

Ludz­ko­ści całe ogro­my,

Prze­ni­kaj z koń­ca do koń­ca.

To nie dość,

Ra­zem mło­dzi przy­ja­cie­le!…..

W szczę­ściu wszyst­kie­go są wszyst­kich cele. '

Owóź ba­ła­mut­ny ko­smo­po­li­tyzm! Tak jest, ko­smo­po­li­tyzm tli się w głę­bi tych orze­czeń o ogro­mach ludz­ko­ści i o szczę­ściu wszyst­kich.

Jed­no­ścią sil­ni, ro­zum­ni sza­łem,.

do­da­je jesz­cze po­eta, do­star­cza­jąc za­wcza­su tłó­ma­cze­nia wszyst­kim za­chce­niom py­chy nie­do­łęż­nej. O! ileż to su­mień te wy­ra­zy ro­zum­ni ssa­łem, wy­ra­zy tak sprzecz­ne, tak się na­wza­jem wy­klu­cza­ją­ce, za­kłó­ci­ły i wy­krzy­wi­ły?

Wiersz koń­czy się sza­lo­ną obiet­ni­cą, obiet­ni­cą, któ­ra o tyle lat po­prze­dzi­ła wszyst­kie ma­rze­nia so­cy­ali­stów:

Da­lej bry­ło z po­sad świa­ta!

No­we­mi cię pchnie­my tory,

Aż ople­śnia­łej zbyw­szy się kory,

Zie­lo­ne przy­po­mnisz lata.

Wspa­nia­ła to zką­di­nąd li­rycz­na po­ezya; nie­szczę­ściem wy­ko­ły­sa­ła ona roje próż­nych my­śli i czczych za­mia­rów. Po­wta­rza­ła ją, po­wta­rza jesz­cze do­tąd mło­dzież szu­ka­ją­ca w przed­wcze­snem na świat obu­rze­niu, wy­mów­ki dla wła­snych zbo­czeń, albo dla nie­chę­ci do uży­tecz­ne­go ży­cia. Czy­stych, płod­nych na­tchnień nie wy­pia­sto­wa­ła Oda do Mło­do­ści.

Jest wiel­ki prze­dział od sza­łu do fał­szu mo­ral­ne­go; prze­dział po­dob­ny ist­nie­je mię­dzy Odą do Mło­do­ści a Wal­len­ro­dem. Po­emat Kon­rad Wal­len­rod tak bo­ga­ty w my­śli wznio­słe, w ob­ra­zy uro­cze, taką mu­zy­kal­no­ścią for­my po­cią­ga­ją­cy, na­ce­cho­wa­ny taką do­sko­na­ło­ścią ję­zy­ko­wą, po­wstał z naj­szko­dliw­sze­go wy­obra­że­nia. Po­eta wy­ide­ali­zo­wał w nim kłam­stwo i zdra­dę na ko­rzyść kra­ju, nik­czem­nej dok­try­nie złych środ­ków dla do­brych ce­lów, naj­złud­niej­szej pięk­no­ści uży­cza­jąc. Ileż to ma­rzeń o naj­roz­ma­it­sze­go ro­dza­ju Wal­len­ro­dy­zmie po­go­dę dusz mło­dych od­tąd zmą­ci­ło? Ża­den Wal­len­rod się nie zna­lazł ( to psy­cho­lo­gicz­ne nie­po­do­bień­stwo), a po­ję­cie pro­ste cno­ty wiel­ki w na­ro­dzie szwank po­nio­sło. Miło jest przy­najm­niej po­my­śleć, że pierw­sza idea tego skrzy­wio­ne­go bo­ha­ter­stwa nie w Pol­sce się zja­wi­ła, i że Mic­kie­wicz tyl­ko Szpie­ga Co­ope­ra w pew­nej mie­rze od­two­rzył.

Po­wsta­nie li­sto­pa­do­we, na któ­re­go przy­go­to­wa­nie nie mógł był jesz­cze prze­waż­nie wpły­nąć Mic­kie­wicz ( jego wzię­tość rze­czy­wi­sta, po­wszech­na, jest póź­niej­szą), prze­dzie­la Wal­len­ro­da od trze­ciej czę­ści Dzia­dów i od wier­sza: Do Mat­ki Po­lki. W Dzia­dach wi­dzi­my za­pa­sy dumy czło­wie­czej z Pa­nem Bo­giem, dumy zwy­cię­żo­nej, ale nie upo­ko­rzo­nej praw­dzi­wie; wszyst­ko udra­ma­ty­zo­wa­ne pa­tiy­otycz­nie i opraw­ne w ramy epi­zo­dów z dzie­jów sprzy­się­żeń li­tew­skich. Tu zno­wu, całe po­świę­ce­nie, cała za­słu­ga, przy – zna­ne mło­dym spi­sko­wym, co w pierw­szem unie­sie­nia bez prze­świad­cze­nia o tem co ro­bią, prze­świa­dze­nia, któ­re do­pie­ro war­tość mo­ral­ną czy­nom daje, czę­sto przy­pad­kiem wplą­ta­li się w od­po­wie­dzial­ność. To­wa­rzy­stwo zaś, obok któ­re­go sta­wia ich po­eta ( mó­wi­my tu o to­wa­rzy­stwie pol­skiem w War­sza­wie), do tego stop­nia śmiesz­no­ścią okry­te, że obryzg iro­nii na­wet na Ka­zi­mie­rza Bro­dziń­skie­go pada. Me za­prze­cza­my wiel­ko­ści trze­ciej czę­ści Dzia­dów. Rzad­ko w po­ezyi wszyst­kich kra­jów i wszyst­kich cza­sów śmiel­sza myśl w po­tęż­niej­sze przy­oble­kła się sza­ty. Me brak tam ustę­pów naj­de­li­kat­niej­szej, naj­czyst­szej pięk­no­ści, nie brak rzew­nych opo­wia­dań, co pła­czem myśl na­peł­nia­ją, i dłu­go zo­sta­wia­ją tę­sk­ne śla­dy w pa­mię­ci. Ale nam w tej chwi­li cho­dzi je­dy­nie o mo­ral­ne zna­cze­nie po­ema­tu. (1) W wier­szu Do Mat­ki Po­lki, wier­szu peł­nym go­ry­czy rze­czy­wi­stej, rzew­no­ścią głę­bo­ką po­ry­wa­ją­cym, znaj­du­ją, się te nie­do­bre zwrot­ki:

Każ­że mu wcze­śnie w ja­ski­nię sa­mot­ną

Iść na du­ma­nie…. za­le­gać ro­ho­że,

Od­dy­chać parą zgni­łą i wil­got­ną,

I z ja­do­wi­tym ga­dem dzie­lić łoże.

Tam się na­uczy pod zie­mię kryć z gnie­wem,

I być jak ot­chłań w my­śli nie­do­ści­gły!

Mową truć z ci­cha, jak zgni­łym wy­zie­wem,

Po­stać mieć skrom­ną jako wąż wy­sty­gły.

Prze­pi­sów dzi­kie­go sto­icy­zmu nikt w ży­ciu nie za­sto­so­wał; ale co wie­lu zro­zu­mia­ło, to że wol­no mową truć z ci­cha.

Są pięk­ne i szla­chet­ne, są zba­wien­ne rze­czy w Księ­gach Piel­grzym­stwa. Czę­sto na­po­ty­ka się tam my­śli zdro­we, do­wo­dzą­ce o zwro­cie do po­jęć pro­stej mo­ral­no­ści, czę­sto wi­dać wska­za­ny kie­ru­nek dro­gi, na któ­rej Pol­ska uj­rza­ła po­tem Bro­dziń­skie­go, Wi­twic­kie­go, Za­le­skie­go, ks. Kaj­sie­wi­cza. Wszak­że obok rze­czy wy­pró­bo­wa­nej war­to­ści, razą w tej książ­ce chwal­ba na­ro­do­wa – (1) W trze­ciej czę­ści Dzia­dów po­eta bluź­nier­stwa Kon­ra­da re­li­gij­ne­mi ob­ra­za­mi i sło­wa­mi księ­dza Pio­tra umiar­ko­wał. Sam dał od­po­wiedź na sza­leń­stwa, na zwąt­pie­nia. Ależ to rzecz do­świad­czo­na, że wszyst­kie po­dob­ne od­po­wie­dzi wra­że­nia nie ro­bią. Czło­wiek za­wsze ła­twiej rani jak goi, psu­je jak na­pra­wia. Stru­te wy­ra­zy tra­fia­ją do wszyst­kich; sło­wa po­ko­ju i mi­ło­ści, do nie­któ­rych tyl­ko. Je­ste­śmy prze­ko­na­ni, że praw­dzi­we uko­rze­nie "się wie­dzie do tro­skli­wo­ści, by wy­drzeć z ży­wo­ta swo­je­go kar­ty świad­czą­ce o zbo­cze­niach. Kto chęt­nie i z upodo­ba­niem grze­chy opo­wia­da, ten się jesz­cze nie po­pra­wił. Uwa­żaj­my co naj­wię­cej u nas z Dzia­dów po­wta­rza­no, co naj­łac­niej w pa­mię­ci utkwi­ło. Czy owa ślicz­na mo­dli­twa Ewu­ni… czy cud­ne anio­łów śpie­wy, czy chwi­la­mi peł­ne na­masz­cze­nia wy­ra­zy księ­dza Pio­tra? Nie, by­najm­niej. Na­sza mło­dzież po­wta­rza Im­pro­wi­za­cyę i śpiew o tej pie­śni, co z gro­bu, krew po­czu­ła. Zwrot­ka:

Tak! ze­msta, ze­msta, ze­msta na wro­ga,

Z Bo­giem i choć­by mimo Boga!

tkwi we wszyst­kich pa­mię­ciach, draż­ni da­lej kosz­tem siły we­wnętrz­nej już i tak roz­draż­nio­ne uczu­cia, co wię­cej, bez­boż­ne zu­chwal­stwo obu­dza.

i ujem­ny kry­ty­cyzm, skry­ty pod kwia­ta­mi po­etycz­ne­mi, pod za­rę­cze­nia­mi mi­ło­ści. Kow­nie jest źle na­ro­dom jak po­je­dyn­czym lu­dziom po­chle­biać. Po­chleb­stwo za­wsze upa­ja i za­śle­pia, za­wsze po­pra­wie prze­szka­dza. Tym­cza­sem Mic­kie­wicz w Księ­gach Piel­grzym­stwa wię­cej się roz­wo­dzi o do­sko­na­ło­ści Po­la­ków, o ich wyż­szo­ści nad inne ludy, jak o po­trze­bie za­słu­gi i po­pra­wy. W nich to znaj­du­je­my pierw­sze śla­dy kil­ku zbyt śmia­łych albo fał­szy­wych my­śli, któ­re od­tąd po wszyst­kich za­kąt­kach oj­czy­zny dźwię­czą. Jest tam po­rów­na­nie mę­czeń­stwa Pol­ski do mę­czeń­stwa Syna Bo­że­go, ( po­rów­na­nie tak dziś nad­uży­wa­ne, tak zu­ży­te), jest za­le­ce­nie so­ju­szu z wol­no­ścią świa­ta ( nie­bez­piecz­ny ogól­nik, któ­re­go na­stęp­stwa wi­dzie­li­śmy), jest za­le­ca­nie wszel­kiej emi­gra­cyi jako wy­raź­ne­go obo­wiąz­ku. (1)

Ale może naj­szko­dliw­sze owo­ce wy­da­ła owa dum­na re­li­gij­ność, wy­wyż­sza­ją­ca cią­gle gło­wę nad lu­dzi: re­li­gij­ność, któ­ra się ob­ja­wi­ła w pro­roc­kich urosz­cze­niach, albo w dziw­nym try­bie bra­ta­nia się z Pa­nem Bo­giem. Prze­po­wied­nie na­po­ty­ka­my szcze­gól­niej w trze­ciej czę­ści Dzia­dów. Zu­chwal­stwo re­li­gij­ne ude­rza nas i w Dzia­dach i w wier­szu Ro­zum i Wia­ra, w któ­rym czy­ta­my;

Kie­dy ro­zum­ne, gro­mo­wład­ne czo­ło,

Zgią­łem przed Pa­nem jak chmu­rę przed słoń­cem:

Pan je wzniósł w nie­bo, jako tę­czy koło,

I uma­lo­wał pro­mie­ni ty­sią­cem.

I bę­dzie błysz­czyć na świa­dec­two wie­rze,

Gdy luną klę­ski z nie­bie­skie­go stro­pu:

I gdy mój na­ród zlęk­nie się po­to­pu,

Spoj­rzy na tę­czę i wspo­mni przy­mie­rze.

Od­tąd ileż to pro­roctw, ile mi­stycz­nych śmia­ło­ści w li­te­ra­tu­rze na­szej! Rzad­ko któ­ry pi­sarz z tych co Pana Boga cią­gle na ustach mają, przy­po­mni so­bie pięk­ne wier­sze au­to­ra Ma­ryi:

… Nad prze­pych świa­ta i bla­sków po­zo­ry,

Wid­niej­sze pió­ra bia­łe zni­żo­nej po­ko­ry. –

albo myśl spo­lsz­czo­na przez sa­me­go Mic­kie­wi­cza:

Niech się twa du­sza jako do­li­na po­ło­ży.

A wnet po niej jak rze­ka po­pły­nie duch boży.

–- (1) Nie­raz wspo­mi­na­li­śmy, jak sza­nu­je­my emi­gra­cyę i jak wy­so­ko jej po­wo­ła­nie sta­wia­my. W obec na­ro­du wy­obra­ża ona cier­pie­nie i po­świę­ce­nie. Cóż­kol­wiek­badź, je­ste­śmy prze­ko­na­ni, że nie ma po­win­no­ści, nie ma po­trze­by emi­gro­wać cią­gle, cią­gle kra­ju i tam­tej­szych spraw od­bie­gać. Oj­czy­zna na tej dro­dze się wy­cień­cza, a in­dy­wi­dua mar­nu­ją się w wiel­kiej czę­ści. Pod­no­śmy dziś głos wszy­scy, tłó­macz­my do­bit­nie obo­wiąz­ki miej­sco­we. Dal­sze emi­gra­cyę ko­niecz­nie po­wstrzy­mać na­le­ży.

Zbie­ra­jąc w jed­no roz­pro­szo­ne na­sze uwa­gi, po­wie­my, że Mic­kie­wicz ra­czej du­szę w mło­dzie­ży pol­skiej pod­no­sząc i uczu­cie jej draż­niąc, jak wzmac­nia­jąc w ser­cach i umy­słach mo­ral­ne po­ję­cia, ra­czej po­chle­bia­jąc na­mięt­no­ściom, jak ucząc po­wścią­gli­wo­ści, ra­czej przy­sta­jąc na du­alizm mo­ral­ny, jak na­pro­wa­dza­jąc na dro­gi sło­necz­ne, ra­czej da­jąc przy­kład jak wy­zy­wać Pana Boga, niź­li jak się mo­dlić do nie­go, przy­czy­nił się do obłą­ka­nia su­mień pol­skich.

Jed­na ogól­na o po­ezyi na­strę­cza nam się tu­taj uwa­ga. Mó­wią es­te­ty­cy, że po­ezya so­bie sa­mej ce­lem być po­win­na. My temu za­prze­cza­my. Wszel­ka po­ezya i wszel­ka sztu­ka mają po­słan­nic­two przy­po­mi­nać nie­skoń­czo­ne pięk­no, nie­skoń­czo­ne do­bro, nie­skoń­czo­ną mi­łość; bu­dzić, po­pra­wiać, pod­no­sić ku Bogu, do zba­wie­nia zbli­żać. Po­ezya, któ­ra tego nie do­peł­nia, albo co gor­sza, któ­ra ob­ra­ża praw­dy wie­ku­iste, za­po­zna­ła swe­go po­wo­ła­nia i jest tyl­ko próż­nem ba­wi­deł­kiem.,

We­dle tej za­sa­dy oce­ni­li­śmy dzi­siaj po­ezyę Mic­kie­wi­cza i ide­ał, jaki ona przed oczy na­ro­du po­sta­wi­ła. Dla wiel­ko­ści ta­len­tu li­tew­skie­go po­ety, mamy jak naj­wyż­sze usza­no­wa­nie; uzna­je­my wszyst­ko do­bre co zro­bił; we wdzięcz­nej pa­mię­ci za­cho­wu­je­my wszyst­kie pięk­ne my­śli, ja­kie­mi skar­biec na­ro­do­wy zbo­ga­cił. 1) Wsze­la­ko ciąg wy­da­rzeń kra­jo­wych po­ka­zał nam tru­ci­znę w nie­któ­rych jego zda­niach, a su­mien­ne za­sta­no­wie­nie po­twier­dzi­ło wra­że­nie tych ze­wnętrz­nych ob­ja­wów. Kie­dy miną rze­czy co nas bolą i kło­po­cą, kie­dy po­tom­ność prze­bie­rze w utwo­rach mi­strza i tym spo­so­bem wie­niec jego z kwia­tów szko­dli­we­go za­pa­chu oczy­ści, nie bę­dzie po­trze­ba ostrze­żeń; dzi­siaj są one ko­niecz­no­ścią i obo­wiąz­kiem.

My przy­zna­je­my, że­śmy nie za­wsze su­ro­wo Mic­kie­wi­cza są­dzi­li. Był czas, kie­dy­śmy ni­ko­mu w unie­sie­niu dla nie­go nie da­wa­li się wy­prze­dzić. Dłu­go w jego sło­wach znaj­do­wa­li­śmy wy­raz na naj­czyst­sze ude­rze­nia ser­ca na­sze­go. Czy zmie­ni­ły się w nas uczu­cia, czy mniej Boga i oj­czy­znę ko­cha­my, czy nie tak szcze­rze szu­ka­my praw­dy na świe­cie, lub też czy chłod­ne do­świad­cze­nie stra­wi­ło go­rą­cość du­szy na­szej? Nie, by­najm­niej. Dziś tak jak kie­dyś mi­łu­je­my Boga i oj­czy­znę, wiel­bi­my po­świę­ce­nie, cier­pie­nie i ofia­rę, praw­dy gor­li­wie w mia­rę sił na­szych pa­tay­my. Ale nas oświe­ci­ły wy­pad­ki. Już od lat kil­ku spo­strze­gli­śmy, że się źle dzie­je w oj­czyź­nie, i ba­da­jąc, gdzie źró­dło po­jęć nie­bez­piecz­nych, a przy­najm­niej gdzie ich naj­po­nęt­niej­sze uoso­bie­nie, zna­leź­li­śmy się ra­zem w obec wiel­kiej po­sta­ci au­to­ra Wal­len­ro­da. Nie za wszyst­kie zresz­tą dziś w kra­ju fał­szy­wie dzwię­czą­ce my­śli ro­bi­my po­etę odpo- – (1) W zna­mie­ni­tość we­wnętrz­ną Mic­kie­wi­cza wie­rzy­my jak naj­moc­niej. Dla tego nie prze­sta­li­śmy się nig­dy spo­dzie­wać, ze to wznio­słe ser­ce raz się praw­dzi­wie przed Pa­nem Bo­giem uko­rzy i wszyst­kie błę­dy po­peł­nio­ne gło­śno uzna­jąc, da świa­tu naj­pięk­niej­szy po­ko­ry chrze­ściań­skiej przy­kład. Wie­le dusz czy­stych bła­ga Pana Boga o tę ła­skę dla wiel­kie­go po­ety. Oby go­rą­ce mo­dły wy­słu­cha­ne zo­sta­ły!

wie­dzial­nym. On tyl­ko głów­ne za­ło­że­nia przy­jął i ozna­czył. Na­stęp­stwa wy­cią­ga­ją albo wy­cią­gnę­li inni mniej wznio­słe­go du­cha lu­dzie, któ­rzy się mało jego cał­ko­wi­tych na­tchnień ra­dzi­li, i wy­bra­li z jego pism to tyl­ko, co im się po­ży­tecz­nem wy­da­ło. Wi­dzie­li­śmy ich cho­dzą­cych po szla­kach błę­dów fran­cuz­kich i błę­dów nie­miec­kich. Wie­lu z nich na­wet daw­no się już prze­ciw Mic­kie­wi­czo­wi ob­ró­ci­ło.

Cóż­kol­wiek­badź, przez prze­ciąg ostat­nich lat dwu­dzie­stu ide­ał Mic­kie­wi­cza za­przą­tał u nas ser­ca i umy­sły, su­mie­nia­mi kie­ro­wał. Sprzy­się­źe­nia wy­wię­zy­wa­ły się jed­ne z dru­gich 1) od­bie­ga­no kra­ju na… wy­ści­gi, dum­na, w kar­by mo­ral­nych zo­bo­wią­zań nie uję­ta re­li­gij­ność, na trój­nóg pro­ro­czy się wdzie­ra­ła, Co wię­cej, po­eci za­miast – (1) Skry­te sprzy­się­źe­nia mają wiel­ki urok dla wy­obraź­ni. Przy­cią­ga­ją po­nę­tą nie­bez­pie­czeń­stwa du­sze szla­chet­ne, draż­nią gor­li­wość na­dzie­ją bli­skie­go dzia­ła­nia. Sprzy­się­źe­nia jed­nak­że na­ra­ża­ją na utra­tę wszyst­kich po­jęć mo­ral­nych. One gorz­kie­mi, tra­wią­ce­mi uczu­cia­mi prze­peł­nia­ją ser­ca, one krzy­wią umy­sły so­fi­zma­ta­mi pod­ziem­nej lo­iki. Źe ry­chło doj­rze­wa­ją, że bli­ski, pręd­ki wy­buch pra­wo dla nich sta­no­wi, po­pa­da­ją w ko­niecz­ność chwy­ta­nia się wszyst­kich, choć­by naj­sprzecz­niej­szych z mo­ral­no­ścią środ­ków. Me tak uży­tecz­na, po­czci­wa pra­ca, po­trze­bu­ją­ca cza­su, wy­trwa­łych za­bie­gów, przy­go­to­wa­nia i pil­no­ści; ta musi iść dro­ga­mi środ­ków cno­tli­wych. Sprzy­się­że­nie wszyst­ko na­raz chce uczy­nić i dla tego nisz­czy prę­dzej niż sta­wia. Spi­ski zwy­kle stron­nic­twa za­wię­zu­ją… żeby ubiedz po­li­tycz­nych współ­za­wod­ni­ków i przez or­ga­ni­za­cyę przy­go­to­wa­ną wpływ wy­łącz­ny osią­gnąć. Do­świad­cze­nie prze­cież po­ka­za­ło, na co taka or­ga­ni­za­cya przy­dat­na, do cze­go wy­łącz­ność stron­ni­cza pro­wa­dzi. Spi­ski nie prze­ma­wia­ją do wol­nej a oświe­co­nej woli – one po­trze­bu­ją sza­łu z jed­nej stro­ny, przy­mu­su wzglę­dem dru­giej. Ach! nie mów­cie, że sprzy­się­że­nia są ko­niecz­ne do wy­zwo­le­nia na­ro­du! Sprzy­się­że­nia uda­wa­ły się cza­sem, sprzy­się­że­nia na­ro­do­we albo za­wo­dzi­ły, albo były nie­po­trzeb­ne. Bez spi­sku by­ło­by się po­wio­dło po­wsta­nie w r. 1830., spi­sek je tyl­ko na nie­bez­pie­czeń­stwo na­ra­ził. Kie­dy się mia­ra krzywd do­zna­nych w na­ro­dzie ja­kim prze­bra­ła, wten­czas bez sprzy­się­żeń jed­no sło­wo, w porę przez małą licz­bę waż­niej­szych lu­dzi wy­mó­wio­ne, po­ru­sza go do grun­tu. Spi­sko­wi w ra­zie wy­bu­chu, któ­ry się udał, są naj­czę­ściej za­wa­dą, kło­po­tem, i or­ga­ni­zu­ją­ce się spo­łe­czeń­stwo czem­prę­dzej ich usu­wa. A wie­leż się spi­sków uda­je? Zwy­kle mar­ny ich ko­niec. Spi­ski do­star­cza­ją do wię­zień nie­przy­ja­ciel­skich naj­po­świę­ceń­szą, naj­go­ręt­szą mło­dzież. Na tej dro­dze wy­lud­nia się kraj z oby­wa­te­li, któ­rych za­pał i zdol­ność do­brze skie­ro­wa­ne, si­łę­by jego mo­ral­ną i umy­sło­wą były pod­nio­sły. Nie mów­cie tak­że, że spi­ski są po­trzeb­ne, żeby pod­sy­cać w ser­cach pło­mien­ną mi­łość oj­czy­zny. Je­śli tra­dy­cya ro­dzin­na, je­śli wi­dok wszyst­kich po­mni­ków wiel­ko­ści na­ro­do­wej, je­śli pa­mięć daw­nych rze­czy i cią­gle od­na­wia­ją­ca się ura­za krzywd za­da­nych nie wpły­ną do­sta­tecz­nie na umy­sły i ser­ca, je­śli do­bre po­ję­cie obo­wiąz­ku, sta­lo­wym pu­kle­rzem god­no­ści na­ro­do­wej cha­rak­te­ru nie za­sło­ni, cóż po­mo­gą wszyst­kie kno­wa­nia i draż­nie­nia? Draż­nie­nia od­bie­ra­ją tyl­ko praw­dzi­wy hart du­szom, tyl­ko roz­pa­czy i roz­pacz­li­wym na­tchnie­niom dro­gę to­ru­ją. Jest jed­na stro­na, któ­ra w oczach każ­de­go Po­la­ka bro­ni sprzy­się­źe­nia w prze­szło­ści; mó­wi­my tu o wy­cier­pia­nych ofia­rach, o tym dłu­gim sze­re­gu lu­dzi, co śmierć za spra­wę po­nie­śli. Nie­za­wod­nie każ­de po­świę­ce­nie, każ­de cier­pie­nie dla oj­czy­zny za­słu­gu­je na cześć i pa­miąt­kę; ale go­dzi się, ale jest obo­wiąz­kiem po­wta­rzać kra­jo­wi, że ist­nie­ją inne po­świę­ce­nia uży­tecz­niej­sze, inne cier­pie­nia płod­niej­sze w owo­ce. Nie­ste­ty, u nas urok po­etycz­ny ota­czał tyl­ko do­tąd Sy­bir, wię­zie­nia, rusz­to­wa­nia. Rwa­ła się mło­dzież nie­doj­rza­ła, rwa­li się lu­dzie nie­py­ta­ją­cy o do – koić i wzmac­niać, ani na chwi­lę nie prze­sta­li draż­nić ran za­ognio­nych, i skrwa­wio­nej sza­ty oj­czy­zny przed oczy­ma roz­cią­gać(1).

Wszyst­kie ujem­ne dą­że­nia sko­rzy­sta­ły z tych uspo­so­bień. Scep­ty­cyzm fran­cuz­ki To­wa­rzy­stwa de­mo­kra­tycz­ne­go, pan­te­izm nie­miec­ki, iro­nia Sło­wac­kie­go, mi­sty­cyzm re­li­gij­ny ( tyle u nas mamy ro­dza­jów mi­sty­cy­zmu do­gmat ła­mią­ce­go), po­mie­ści­ły się w ob­szer­nych, na oścież otwo­rzo­nych szran­kach. Z na­stępstw w na­stęp­stwa do­szli­śmy, do Prawd ży­wot­nych i do Wier­sza do au­to­ra trzech psal­mów, że nie wspo­mni­my mniej­szych utwo­rów.

Po owo­cach ich, po­zna­cie ich, mówi Pi­smo świę­te. Z czy­nów są­dzić mu­si­my,. Ja­kież czy­ny przed­sta­wia­ją nam się w tej dwu­dzie­sto­let­niej epo­ce? Kil­ka świet­nych mę­czeństw! Mę­czeń­stwa te, je­śli od­ku­pu­ją wie­le win, nie na­gra­dza­ją klęsk przez pol­skie w znacz­nej mie­rze ręce Pol­sce za­da­nych.

Pa­trz­my.

W wy­obra­że­niach o słusz­nem i o go­dzi­wem zro­bił się za­męt taki, że dziś peł­no nie­po­czci­wych po­jęć sła­nia się po Oj­czy­znie, a ci na­wet, co w su­mie­niu nie­po­kój o nie czu­ją, nie mają do­syć od­wa­gi cy­wil­nej, by głos pod­nieść. Uczu­cia za­zdro­ści, nie­chę­ci, po­dejrz­li­wo­ści, roz­wiel­mo­ży­ły się jak nig­dy. Idee gwał­tu, przy­mu­su, in­te­re­su stron­ni­cze­go, owład­nę­ły umy­sły. Zaś im kto sam wy­raź­niej grze­szy, tem gło­śniej in­nych po­są­dza i oskar­ża.

Re­li­gia żyje w lu­dzie, co­raz się wię­cej do niej wy­kształ­co­nych umy­słów na­wra­ca, wszak­że zbyt jesz­cze wiel­ka licz­ba oświe­co­nych uwa­ża ją tyl­ko jako je­den z kształ­tów my­śli na­ro­do­wej, jako sza­now­ny za­by­tek prze­szło­ści, je­śli nie jako śro­dek po­li­tycz­ny. Księ­ży czu­ją­cych całą wy­so­kość po­wo­ła­nia, wie­rzą­cych go­rą­co, przy­go­to­wa­nych na­uko­wo, czyn­nie bliź­ni­mi za­ję­tych, mało znaj­dzie. Ma­te­ry­aalizm, ospa­łość, albo go­rącz­ka po­li­tycz­na, gra­su­ją w niż­szem du­cho­bro kra­ju, o ja­kąś myśl ogól­niej­szą, by czem­prę­dzej na… pal­mę mę­czeń­ską za­ro­bić. Tego nie ro­zu­mie­li, że oj­czyź­nie po­trzeb­niej­si wy­trwa­li a przy­go­to­wa­ni pra­cow­ni­cy, i ze mo­ral­ne po­świę­ce­nie ca­łej py­chy ży­wo­ta, mę­czeń­stwo pra­cy nie­prze­rwa­nej wśród oko­licz­no­ści bo­le­snych dla uczuć pol­skich, wier­na wy­trwa­łość przy obo­wiąz­ku z za­cho­wa­niem nie­po­ka­la­nie god­no­ści na­ro­do­wej, wię­cej zna­czą i bez­piecz­niej­szą przy­szłość i rę­koj­mię dają. Sprzy­się­że­nia mar­nu­ją lu­dzi umy­sło­wo i mo­ral­nie, oj­czy­znę do­tkli­wie wy­cień­cza­ją; wy­trwa­ła, rze­czy­wi­sta pra­ca, uzac­nia po­je­dyń­czych pa­try­otów i zna­cze­nie mo­ral­ne ca­łej spół­ecz­no­ści pod­no­si. Wszyst­kie spi­ski, któ­re się nie po­wio­dły, zo­sta­wu­ją tyl­ko kraj bar­dziej na dzia­ła­nie nie­przy­ja­ciół otwar­ty. Nie tak usi­ło­wa­nia pra­co­wi­cie na­ro­do­we; te go nie­sły­cha­ną siłą opo­ru ob­da­rza­ją.

–- (1) Po­eci nasi nie mają wstrze­mięź­li­wo­ści i cią­gle bó­lów oj­czy­zny jako środ­ka uży­wa­ją. Ile razy do­tkną się tej stru­ny, czu­ją jak drga i ję­czy; ude­rza­ją też w nią bez prze­stan­ku. Jest to w wiel­kiej czę­ści świę­to­kradz­twem. Nie każ­de­mu wol­no kłaść dło­nie na rany oj­czy­zny. Po­boż­ność, głę­bo­kie prze­ję­cie, za­po­mnie­nie o so­bie, są tu ko­niecz­ne­mi wa­run­ka­mi. Po­wta­rza­my, ci co spo­koj­nie ob­li­cza­ją ef­fekt i wie­dzą ja­kie po­ru­szą uczu­cia, cięż­ki grzech po­peł­nia­ją. Zresz­tą co­dzień po­na­wia­ne zło­rze­cze­nia, co­dzień roz­ta­cza­ne okrop­no­ści, ileż to już uro­ku naj­rze­czy­wist­szym bo­le­ściom od­ję­ły?

wień­stwie, kie­dy wyż­sze, ( z kil­ku sza­now­ne­mi wy­jąt­ka­mi) ra­czej się za ży­cze­nia­mi wła­dzy świec­kiej albo wy­ma­ga­nia­mi ha­ła­śnej bez­boż­no­ści, jak za wzo­ra­mi Świę­tych Pań­skich oglą­da. Mię­dzy ludź­mi po­boż­niej­szy­mi iluż jest po­boż­nych z pro­sto­tą i po­słu­szeń­stwem? Jed­ni sys­te­ma­ta ro­zu­mo­we, inni ma­rze­nia fan­ta­zyi, inni swo­je za­chce­nia, inni swo­je ustą­pie­nia, inni jesz­cze swo­je sła­bo­ści chcą ko­niecz­nie w gra­ni­cach pra­wo­wier­nej na­uki po­mie­ścić. Rzad­ko kto wy­niósł re­li­gię z domu, rzad­ko kto wie o jej naj­prost­szych ka­te­chi­zmem ob­ję­tych prze­pi­sach; ztąd tyle za­dzi­wień, tyle za­strze­żeń, tyle o wpro­wa­dza­nie no­wo­ści oskar­żeń ci­ska­nych na lu­dzi trzy­ma­ją­cych się sta­rych po­dań. Są co wie­rzą szcze­rze, tyl­ko że chcą ucho­dzić za lu­dzi nie­prze­sa­dzo­nych, za to­le­ran­tów, wy­rze­ka­ją się gło­śno wy­znaw­ców ści­słej za­sa­dy. Inni ra­dzi­by coś ustą­pić dla zgo­dy. Uzna­je­my po­jed­naw­cze za­mia­ry, zwłasz­cza u tych ostat­nich; trud­no nam jed­nak nie wspo­mnieć, że gdy­by ze­brać w jed­no to co każ­dy u nas po­je­dyń­czo od­rzu­ca, nic­by z mą­drej i pięk­nej ka­to­lic­kiej bu­do­wy nie po­zo­sta­ło.

Oby­cza­je po­pra­wi­ły się nie­co, to praw­da, wszak­że wzgląd na oj­czy­znę, któ­ra po­trze­bu­je czer­stwo­ści mo­ral­nej i fi­zycz­nej w dzie­ciach swo­ich, któ­ra od nich moż­no­ści dłu­gich usług wy­ma­ga, nie wpły­wa na su­ro­wość po­stę­po­wa­nia. Za­gro­żo­ne lub oba­lo­ne na zie­mię spra­wy, je­dy­nie się wiel­kie­mi cno­ta­mi, wiel­kie­mi po­świę­ce­nia­mi ra­tu­ją. U nas ani w na­ro­dzie, ani w ro­dzi­nach nie wi­dać ta­kie­go sku­pie­nia mo­ral­ne­go, ja­kie re­li­gia, ja­kie wzgląd na oj­czy­znę na­ka­zu­je. Czę­sto, zbyt czę­sto u mło­dzie­ży pol­skiej na­po­ty­ka się ra­żą­cy du­alizm. Kie­dyś to­wa­rzy­stwo za Sta­ni­sła­wą Au­gu­sta mia­ło cią­gle w ustach re­to­rycz­ny ustęp Kra­sic­kie­go: "Świę­ta mi­ło­ści ko­cha­nej oj­czy­zny" a ta­rza­ło się w szka­ra­dach i oj­czy­znę gu­bi­ło; dziś czy­liż nie wi­dzi­my roz­pust­ni­ków, co nisz­czą w so­bie mło­dość du­szy i cia­ła, po­wta­rza­ją­cych z unie­sie­niem Odę do mło­do­ści? Je­śli nie wi­dać wię­cej lek­ko­myśl­no­ści, nie sile za­sad, ale po­nie­kąd wiel­kim nie­po­ko­jom epo­ki przy­pi­sać to na­le­ży.

Każ­dy zresz­tą po­wia­da, że go­tów ży­cie oj­czyź­nie po­świę­cić, każ­dy obie­cu­je wziąść za sza­blę w po­trze­bie, i nie­za­wod­nie­by do­trzy­mał, bo po­czci­wość pa­try­otycz­ną tkwi w głę­bi, a ocho­ta wo­jen­na nie wy­ga­sła. Tym­cza­sem mi­ja­ją lata po la­tach, spo­sob­ność słu­że­nia oj­czyź­nie się nie otwie­ra, a jędr­ność we­wnętrz­na kra­ju słab­nie, a jego za­so­by mo­ral­ne i ma­te­ry­al­ne nisz­cze­ją. I temu trud­no za­prze­czyć, że sfe­ra umy­sło­wa znacz­nie się zni­ży­ła. Pi­szą­cych jest wię­cej niż kie­dy, mię­dzy nimi błysz­czą wy­so­kie ta­len­ta; wszak­że znacz­na więk­szość czy­ta­ją­cych co­raz lżej­sze­mi rze­cza­mi się bawi, co­raz bar­dziej obo­jęt­nie­je na dzie­ła istot­nej war­to­ści. Cóż do­pie­ro mó­wić o wy­kształ­ce­niu po­li­tycz­nem, któ­re­go daw­ne na­ro­do­we tra­dy­cye już się skoń­czy­ły, a któ­re­go dziś na­być cięż­ko, czę­sto nie­po­dob­na.

Zwróć­my oczy na­sze na po­je­dyń­cze klas­sy na­ro­du. Mię­dzy ludź­mi gło­śny­mi z imie­nia i do­stat­ków jest wie­lu uczci­wie oj­czyź­nie słu­żą­cych, to nie­za­wod­na. Co tyl­ko tam ude­rza obok wy­so­kiej ho­no­ro­wo­ści po­stę­po­wa­nia, to brak rze­tel­ne­go sma­ku do rze­czy pol­skich. Któ­ry z pa­nów ima się czyn­nej pra­cy, zwy­kle nie przy­stę­pu­je do ro­bót go­to­wych, nie pró­bu­je po­de­przeć wzno­szą­cych się in­sty­tu­cyi, tyl­ko, albo się od­su­wa od wspól­nych za­jęć, i nowe so­bie obie­ra dro­gi, lub wszyst­ko za­raz na wstę­pie chce mieć od­mie­nio­nem. Każ­dą rzecz u ro­da­ków su­ro­wo są­dząc, sam fan­ta­zy­uje, sam ka­pry­śnie po­mię­dzy kie­run­ka­mi, ludź­mi i rze­cza­mi wy­bie­ra. W niż­szej sfe­rze, sta­no­wią­cej u nas do­tąd na­ród my­ślą­cy i dzia­ła­ją­cy, złe i do­bre mię­sza się z sobą i spla­ta Ileż tam nie­pew­no­ści w kie­run­kach, ile pier­wiast­ków ujem­nych! Żywe uczu­cie dla oj­czy­zny, ocze­ki­wa­nie i na­dzie­ja po­wsta­nia, u wie­lu co chwi­la się wy­ra­dza­ją w na­mięt­ne współ­czu­cie dla wszel­kiej re­wo­lu­cyi. Jak dzi­cy w la­sach Ame­ry­ki czczą nie Boga, któ­ry rzą­dzi bu­rza­mi, ale bły­ska­wi­cę i pio­run, tak u nas ogrom­na licz­ba nie przy­czyn wstrzą­śnień bada, nie sądy Boże uwiel­bia, ale się dla wstrzą­śnień jako ta­kich po­dzi­wie­niem uno­si. Zką­di­nąd, nie­do­sta­tecz­ność wy­kształ­ce­nia i za­mknię­cie sfe­ry pu­blicz­ne­go ży­cia po­wo­du­ją w Pol­sce tę ru­cha­wość opi­nii pu­blicz­nej, i ten brak cri­te­rium w oce­nie­niach ogól­nych. Zda­nia naj­osta­tecz­niej­sze, naj­nie­bez­piecz­niej­sze, pan­sla­wizm ro­syj­ski i so­cy­alizm za­chod­ni, i inne nie­wy­pró­bo­wa­ne idee znaj­du­ją licz­nych zwo­len­ni­ków. Ży­wioł miej­ski mniej u nas licz­ny jak w in­nych kra­jach, prę­dzej jed­nak od ludu wcią­gnął w sie­bie wszyst­kie za­zdro­ści i nie­chę­ci ku wyż­szym, łac­niej całą bez­po­śred­ność re­li­gij­ną utra­cił. W lu­dzie żyje wia­ra, żyje praw­dzi­we usza­no­wa­nie dla wszyst­kie­go co ma zwią­zek z re­li­gią; do­bre oby­cza­je się utrzy­mu­ją. Wsze­la­ko i tam zdra­dziec­ki wpływ cu­dzo­ziem­ców za­ra­ził umy­sły po­dej­rze­niem, ocze­ki­wa­nia chci­wo­ści w ser­cach obu­dził. Obca zwierzch­ność chwy­ci­ła się obu­rącz ła­twe­go, środ­ka rzą­dze­nia za po­mo­cą nie­zgo­dy 1). W Ga­li­cyi roz­brat spro­wa­dzo­ny zbrod­ni­cze­mi czy­na­mi, ist­nie­je w ca­łej sile, tak jak w pro­win­cy­ach Ro­syi pod­le­głych obiet­ni­ca przez rząd ogól­nie rzu­co­na a nie­urze­czy­wist­nio­na do­tąd, jest cią­głą groź­bą na ho­ry­zon­cie. Naj­le­piej pod tym wzglę­dem dzie­je się w Wiel­kiej Pol­sce i Pru­siech Za­chod­nich, gdzie trud­ność uwłasz­cze­nia wło­ścian wcze­śnie roz­strzy­gnię­tą zo­sta­ła.

W Wiel­kiej Pol­sce wzma­ga się cią­gle nie­bez­pie­czeń­stwo wy­na­ro­do­wie­nia. Myśl i ję­zyk Wiel­ko­po­lan psu­ją się co­raz bar­dziej. Gor­li­wi Po­la­cy wi­dzą prze­paść, wsze­la­ko dróg, któ­re do niej wio­dą, nie dość uni­ka­ją. Mało u nas na­przy­kład kto zwra­ca uwa­gę, że zbyt żywe za­ję­cie się spra­wa­mi po­li­tycz­ne­mi nie­miec­kie­mi, że związ­ki po­li­tycz­ne z li­be­ra­li­sta­mi Nie­miec od­cią­ga­ją umy­sły od rze­czy naro- – (1) Smut­na to rzecz a jed­nak praw­dzi­wa, że nie­przy­ja­cio­łom oj­czy­zny na­szej uła­twi­ły za­da­nie z jed­nej stro­ny lek­ko­myśl­na nie­dba­łość znacz­nej licz­by oby­wa­te­li, z dru­giej pro­pa­gan­da pol­ska.

do­wych. Naj­lep­si pa­try­oci już bez zdzi­wie­nia na­mięt­no­ści małe na ni­wie pol­skiej spo­ty­ka­ją. (1)

Na­dzie­je na­sze mu­szą spo­czy­wać i spo­czy­wa­ją na mło­dych po­ko­le­niach. Ja­kież prze­cie te po­ko­le­nia od­bie­ra­ją wy­cho­wa­nie? Po­mi­ja­my wy­cho­wa­nie do­mo­we męż­czyzn, wą­tłe naj­czę­ściej, po­mi­ja­my wy­cho­wa­nie ko­biet w ogó­le bar­dzo te­raz za­nie­dba­ne; o szko­łach chce­my sło­wo po­wie­dzieć. Otóż w szko­łach pań­stwa ro­syj­skie­go nie ma ani mo­ral­no­ści, ani re­li­gii, ani na­uki. Mło­dzież lub nik­czem­nie­je oby­cza­jo­wo, lub z bra­ku ja­kie­go bądź wy­kształ­ce­nia bio­rąc za pa­try­otyzm naj­gwał­tow­niej­sze, naj­ujem­niej­sze wy­obra­że­nia, wcze­śnie cześć ide­om roz­przę­gu­ją­cym spo­łe­czeń­stwo za­przy­się­ga. W Ga­li­cyi do­tąd znie­chę­ca­no tyl­ko umy­sły do pra­cy. Mło­dzież wy­cho­dzi­ła bez in­te­re­su dla na­uki, bez wy­obra­że­nia o obo­wiąz­kach, i otrzą­snąw­szy się z wię­zów nie­wo­li szkol­nej, rzu­ca­ła się na oślep w lek­ko­myśl­ne ży­cie. W Wiel­ko­pol­sce zno­wu i Pru­siech Za­chod­nich, gdzie na­uko­wość stoi naj­wy­żej, na­uko­wość ta ode­rwa­na, nie­ma­ją­ca związ­ku z rze­czy­wi­sto­ścią, z obo­wiąz­ka­mi, nie­za­le­żą­ca w ni­czem od re­li­gii i mo­ral­no­ści, nie jest ni­czem in­nem jak po­wol­nym środ­kiem wy­na­ro­do­wie­nia. Książ­ki do na­uki słu­żą­ce wsz­cze­pia­ją tyl­ko w mło­de umy­sły uprze­dze­nia do naj­święt­szych rze­czy. Mło­dzież uczą­ca się na­by­wa cią­gle prze­sa­dzo­nej czci dla umy­sło­wo­ści nie­mie­kiej, pew­ne­go lek­ce­wa­że­nia dla oświa­ty na­ro­do­wej; oprócz tego myśl i ję­zyk na­le­cia­ło­ścia­mi nie­miec­kie­mi so­bie kazi. Pa­try­otyzm jaw­nie ży­ją­cy w gim­na­zy­ach Księ­stwa Po­znań­skie­go ochro­ny tu wca­le nie sta­no­wi, a to­tem mniej, że pa­try­otyzm ten wie­le­kroć się już ra­czej prze­ciw rze­czom w kra­ju po­waż­nym jak prze­ciw ob­czy­znie zwra­cał.

–- (1) Nas to wszyst­ko bar­dzo do­ty­ka. I tak, żywo uczu­li­śmy całą roz­cią­głość złe­go, wi­dząc jak pol­skie pi­sem­ka dla luda, wło­ścia­nom nie­zna­ją­cym zgo­ła tylu za­słu­żo­nych Po­la­ków, jęły o Wal­dec­ku i o in­nych wiel­ko­ściach opo­zy­cyi pru­skiej roz­po­wia­dać. W Pru­siech Za­chod­nich pi­sem­ka pol­skie, któ­re taką nie­wia­do­mość rze­czy oj­czy­stych wie­le­kroć po­ka­za­ły, peł­ne były na­mięt­nej po­le­mi­ki nie­miec­kiej.

Raz się prze­świadcz­my ja­sno i do­kład­nie,. że wy­na­ro­do­wie­nie wszel­kie­mi dro­ga­mi przyjść może.Żeby myśl na­szę w tym wzglę­dzie jak naj­do­bit­niej ozna­czyć, się­gnie­my naj­wyż­szych, naj­sza­now­niej­szych rze­czy.

Nie­za­wod­nie sza­nu­je­my ob­ja­wy ży­cia ka­to­lic­kie­go u ob­cych. Co wię­cej, mnie­ma­my, ze je­że­li gdzie to w rze­czach ka­to­lic­kich, tam gdzie wszyst­ko nosi na so­bie ce­chę po­wszech­no­ści, wszyst­ko od jed­nej wspól­nej wła­dzy za­le­ży, na­tu­ral­nem jest po­ro­zu­mie­nie się, zbra­ta­nie jed­nych kra­jów z dru­gie­mi. Wsze­la­ko oświad­cza­my prze­ko­na­nie, że my Po­la­cy po­win­ni­śmy i tu ostroż­ność za­cho­wać. Te­raz na­przy­kład ist­nie­ją w Niem­czech peł­ne gor­li­wo­ści i świę­to­ści brac­twa Ś. Bo­ni­fa­ce­go i Piu­sa. Owoż choć uzna­je­my za­słu­gi oby­dwu, nie przy­ło­ży­li­by­śmy ręki do wpro­wa­dze­nia ich do Pol­ski. I te uczu­cia na­sze nie sprze­ci­wia­ją się tra­dy­cyi ko­ściel­nej. Ko­ściół uzna­je od­ręb­no­ści na­ro­do­we, nie gnie­wa on się wca­le, że pew­ne in­sty­tu­cye ka­to­lic­kie wy­łącz­niej na­ro­do­wym od­po­wia­da­ją­ce po­trze­bom, w na­ro­do­wych zo­sta­ją gra­ni­cach.

Cóź­kol­wiek­bądź, od przy­go­to­wa­nia, ja­kie z domu ucznio­wie do szkół przy­no­szą, za­le­ży wie­le, bar­dzo wie­le. Żeby ro­dzi­ce sta­ra­li się z mło­du przy­kła­dem i sło­wem wzmac­niać roz­są­dek dzie­ci, żeby dba­li o pie­lę­gno­wa­nie ich wia­ry i o uchro­nie­nie od wszel­kiej ska­zy czy­sto­ści ich dusz nie­win­nych, żeby nie da­wa­li tru­ją­cym kwa­som świa­ta, nie­uf­no­ści, kry­ty­cy­zmo­wi, fał­szy­we­mu draż­nie­niu pa­try­otycz­ne­mu prze­ni­kać aż do mło­do­cia­nej sfe­ry, in­a­czej, le­piej­by się zły wpływ obcy od serc i umy­słów od­trą­cał.

Wina za wszel­kie złe w Oj­czy­znie ist­nie­ją­ce nie na sa­mych Po­la­kach cią­ży, to pew­na. Wpływ nie­przy­ja­ciół wła­dzę pia­stu­ją­cych wie­le i wie­le roz­przę­ga w na­szem spół­e­czeń­stwie. Wi­dzie­li­śmy to już mó­wiąc o szko­łach. Rzą­dy obce jesz­cze za­wzię­ciej jak naj­osta­tecz­niej­szy ra­dy­ka­lizm pra­cu­ją nad znisz­cze­niem pod­staw re­li­gii, tra­dy­cyi hi­sto­rycz­nej, ję­zy­ka, oby­cza­jów i zwy­cza­jów. Ro­sya kra­je pol­skie so­bie pod­da­ne za­ra­ża zgni­łą nie­mo­ral­no­ścią swo­ich wyż­szych i niż­szych urzęd­ni­ków; tam roz­pu­sta i przedaj­ność sto­ją jaw­nie na świecz­ni­ku. Ro­sya sys­te­ma­tycz­nie ka­to­li­cyzm nisz­czy, mniej­sza o to, czy gwał­tu jak w spra­wie uni­tów, czy­li po­zor­nej ła­god­no­ści, jak te­raz, uży­wa­jąc. Ro­sya sta­ra się obłą­kać su­mie­nie na­ro­du, wsz­cze­pia­jąc na dro­dze urzę­do­wej i nie­urzę­do­wej fałsz w dzie­je pol­skie. Ro­sya prze­śla­du­je wszel­kie po­da­nia prze­szło­ści; znio­sła na­zwy i po­dzia­ły kra­ju, pięt­nu­je sta­re pol­skie Szla­chec­two swo­jem szcze­gól­nem za­twier­dze­niem, na­gro­ma­dzo­ne przez tyle cza­sów skar­by na­uko­we wy­dar­ła; Po­la­kom i na bez­u­ży­te­ezność w Pe­ters­bur­gu ska­za­ła. Ro­sya nad­we­rę­że­niem pra­wa wła­sno­ści, kon­fi­sko­wa­niem ma­jąt­ków, to­ru­je dro­gę wszyst­kim so­cy­ali­zmom. Ro­sya tak­że roz­dmu­cha­ła nie­uf­ność wło­ścian do pa­nów, i te­raz w ręku swo­jem go­to­we bu­rze prze­ciw szlach­cie trzy­ma. Ro­sya otwie­ra dla mło­dzie­ży in­sty­tu­ta, w któ­rych wszyst­kie wy­go­dy cie­le­sne i wszyst­kie draż­nie­nia próż­no­ści słu­żą ku wy­pie­lę­gno­wa­niu niz­kich in­stynk­tów. Na­wet po przy­szłe mat­ki się­ga zdrad­na ręka Ro­syi. By wpły­nąć na ko­bie­ty, za­ło­żo­no tam szko­łę zbyt­ku i lek­ko­myśl­no­ści w Pu­ła­wach. W ca­łej hi­sto­ryi nie ma przy­kła­du za­wzięt­szej wzglę­dem ujarz­mio­ne­go ludu po­li­ty­ki. Coż po­wie­dzieć o Au­stryi, gdzie, pod­stęp­na za­wzię­tość po­róż­ni­ła sta­ny i ple­mio­na, i do­pro­wa­dzi­ła do okrop­no­ści r. 1846 i do roz­dar­cia r. 1848? Cóż o Pru­siech, gdzie sys­te­mat bez­względ­ne­go zniem­cze­nia z taką nie­ubła­ga­ną kon­se­kwen­cyą wszyst­kie re­li­gij­ne, oby­cza­jo­we i spo­łecz­ne za­po­ry roz­wa­la? Po­wta­rza­my: to co za­cie­kły ra­dy­ka­lizm robi za gra­ni­cą, to u nas rzą­dy obce za za­da­nie so­bie wzię­ły. One naj­głów­niej­szych czyn­ni­ków roz­kła­du do­star­cza­ją.

Od nas prze­cież za­le­ży uła­twić lub utrud­nić ro­bo­ty nie­przy­ja­ciół. Wzmac­niaj­myż się do tyla tę­go­ścią mo­ral­ną, że­by­śmy uda­rem­ni­li za­bie­gi ku znisz­cze­niu na­sze­mu przed­siew­zię­te.

Owoż nie dają po­trzeb­nej tę­go­ści mo­ral­nej cią­głe ko­le­je sprzy­się­żeń i do­szłych albo nie­do­szłych wy­bu­chów; nie dają jej, nie­ustan­ne draż­nie­nia ze­msty i obu­rzeń, od któ­rych nie chro­ni­my na­wet dzie­ci na­szych w wie­ku, gdzie te draż­nie­nia tyl­ko za­tru­wa­ją ser­ca i krzy­wią cha­rak­te­ry; nie dają wszyst­kie wy­si­le­nia na raz, wszyst­kie fan­ta­zye i wiel­kie za­rę­cze­nia bez czy­nów. Trze­ba cno­ty pro­stej, czyn­nej, wy­trwa­łej, cno­ty z obo­wiąz­ku, nie z prze­mi­ja­ją­cej ocho­ty, cno­ty ugrun­to­wa­nej na nie­po­ży­tej opo­ce re­li­gii, by wszyst­kie pró­by i wszyst­kie ko­le­je wy­trzy­mać.

Ale cięż­ka jest rzecz prze­ko­nać, lu­dzi któ­rzy jed­ne tyl­ko środ­ki zba­wie­nia zna­ją, i któ­rzy jak­by me­cha­nicz­nie jed­nych się cią­gle trzy­ma­ją spo­so­bów. Na­szym pa­try­otom zda­je się, że kie­dy nie wią­żą się w kra­ju sprzy­się­że­nia, duch pu­blicz­ny osłabł, przy­wią­za­nie do oj­czy­zny zmniej­szy­ło się; zda­je im się, że wszyst­ko stra­co­ne, je­śli nie ma za­raz wy­buch na­stą­pić. Ro­bo­ty wy­trwa­łe albo po­gar­dą okry­wa­ją, albo się od nich od­wra­ca­ją z lek­ce­wa­że­niem; wy­obra­że­nia pro­stej mo­ral­no­ści uwa­ża­ją za szko­dli­we lub prze­sąd­ne, mie­nią je ma­ską hy­po­kry­zyi. Tym­cza­sem sprzy­się­że­nia jed­ne po dru­gich prze­mi­ja­ją, a dla tego jesz­cze zgu­ba nie na­de­szła, i ci sami, któ­rzy za­po­wia­da­li że każ­de wy­si­le­nie jest ostat­niem, i że się musi udać, bo in­a­czej oj­czy­zna na wie­ki prze­pad­nie, zno­wu wi­dzą się w ko­niecz­no­ści nowe ro­bo­ty roz­po­czy­nać. Otoż czas jest zro­zu­mieć, ja­kie za­sa­dy po­win­ny stać pod­sta­wą, by się ro­bo­ty naj­uży­tecz­niej dla oj­czy­zny ob­ró­ci­ły, by zo­sta­wi­ły naj­mniej po­do­bień­stwa za­wo­dów.

Nam się zda­je, że w su­mie­niu na­ro­du zbio­ro­wo wzię­tem, już się po­ja­wia­ją prze­czu­cia o zba­wien­nym dla Pol­ski kie­run­ku. In­dy­wi­dua jesz­cze wy­zna­ją zda­nia szko­dli­we, albo się do śmia­ło­ści gło­śne­go wy­po­wie­dze­nia in­nych prze­ko­nań nie pod­nio­sły; ogól­nie jed­nak czuć wpływ orzeź­wia­ją­cy na wszyst­kich. Cóż prze­szka­dza pręd­sze­mu na­wro­to­wi do do­bre­go? Oto siła na­wyk­nień. Naj­szla­chet­niej­si na­wet lu­dzie do dróg ujem­nych tyl­ko przy­wy­kli. Boją się czy im się zdra­dy nie pod­su­wa, kie­dy się im czy­ste, pro­ste kie­run­ki wska­zu­je. Od­stęp­stwo wy­raź­ne nie tyle ich kło­po­ce; oni jesz­cze po od­stęp­cach, umie­ją­cych od­stęp­stwo wiel­kie­mi po­zo­ra­mi ubar­wić, spo­dzie­wa­ją się ja­kie­goś Wal­len­ro­dy­zmu, ale oba­wia­ją się od­stępstw tam, gdzie jest przej­rzy­sta praw­da.

Od ja­kie­goś cza­su świ­ta w Pol­sce na lep­sze. Bro­dziń­ski, Wi­twic­ki, że nie wspo­mni­my in­nych usi­ło­wań, przy­go­to­wa­li nie­ja­ko pole; w koń­cu przy­szedł wieszcz, któ­ry nowy ide­ał po­sta­wił. Wieszcz ten nie od razu po­czuł i zro­zu­miał co się dzie­je w na­ro­dzie. Dłu­go błą­kał się po ciem­nych cze­lu­ściach zwąt­pie­nia; raz w prze­wi­dze­niu tego co na­stą­pi w Eu­ru­pie wzdry­gał się je­nial­nym dresz­czem; znów się na­chy­lał ku prze­pa­ści złe­go i o ubó­stwie­niu ze­msty ma­rzył; albo sny fan­ta­zyi bio­rąc za rze­czy­wi­stość, raj­skie lu­dziom szczę­ście obie­cy­wał; pro­ro­ko­wał na­wet o przyj­ściu po­cie­szy­cie­la, i w nie­bacz­nym za­pa­le wstrzą­sał sta­rym do­gma­tem, by i tę za­wa­dę z dróg w obie­ca­ną przy­szłość usu­nąć (1) – ale że ko­chał, że cier­piał z mi­ło­ści, że w raj czy­sty wie­rzył i dro­gi do nie­go nie­ska­la­ne wska­zy­wał, że praw­dy szu­kał szcze­rze, bez­in­te­re­sow­nie, na­tra­fił na jej czy­stą kry­ni­cę i oto do niej lu­dzi na­wo­łu­je. Tem więk­sza jego za­słu­ga, że kie­dy po­eta Dzia­dów wy­ide­ali­zo­wał tyl­ko po­pęd ogól­ny, wziął go­to­we zda­nia, ja­kie mu burz­li­wa fala nie­po­ko­jów na­ro­do­wych pod nogi przy­nio­sła, wieszcz Psal­mów sta­nął na­prze­ciw gło­śnych, wzię­tych po­jęć, i swój ide­ał wy­żej jak na­mięt­no­ści spół­ziom­ków od razu po­sta­wił.

Wieszcz Psal­mów nie rzu­ca się w osta­tecz­no­ści; nie zwąt­pił on o te­raź­niej­szo­ści, lep­szej przy­szło­ści się nie wy­rzekł. Z ja­sne­go sta­no­wi­ska po za wszyst­kie­mi prze­sa­da­mi, na­wo­łu­je do tych wiecz­nych prawd, któ­rych za­po­mnie­nie sta­je się przy­czy­ną śmier­ci mo­ral­nej, i za­kli­na by wszel­ki du­alizm w ży­ciu pry­wat­nem i po­li­ty­ce od­rzu­cić. Mówi bła­ga­ją­co:

Czas aniel­ski pod­jąć trud,

Czas od­rzu­cić wszel­ki brud, i za­raz prze­cho­dzi po ko­lei cały sze­reg złych i nie­bez­piecz­nych po­jęć za­gnież­dżo­nych na pol­skiej ni­wie.

Jak­że on so­bie pięk­nie wy­obra­ża tę Pol­skę wte­dy, kie­dy wznio­śle ostrze­ga;

Sza­ta Pol­ski nie­ska­la­na…..

Do­tąd w Pol­ski gro­bie leży! –

Ten kto wznie­sie pierw­szy rękę

By śnieg ze­trzeć z tej odzie­ży,

Kto prze­mie­ni w zbrod­nię – mękę,

Eto prze­ku­je w nóż – kaj­da­ny,

A nie w sza­blę – ten prze­klę­ty!

Tu za­raz wy­wi­ja­ją się u nie­go jed­ne z dru­gich rady uczci­we, mą­dre, w naj­przej­rzyst­sze, w naj­szczyt­niej­szej pro­sto­ty sło­wa ob­le­czo­ne. Słu­chaj­my!

Nie jest czy­nem – rzeź dzie­cin­na!

Nie jest czy­nem – wy­nisz­cze­nie. –

–- (1) Nie za­po­mnie­li­śmy żad­nej błęd­nej my­śli, żad­ne­go nie­bez­piecz­ne­go po­ję­cia przez au­to­ra Iry­dio­na, Trzech My­śli i Psal­mów (przed ro­kiem 1846., epo­ką, w któ­rej ja­sno śród klęsk kra­jo­wych przej­rzał) na­ro­do­wi po­da­nych. Praw­da, pro­ro­ko­wał on rów­nie jak Mic­kie­wicz, praw­da, wo­łał tak­że:

Z krwi i bło­ta daw­ny świat,

My do in­nych dą­żym lat.

Wsze­la­ko ta jest w po­ło­że­niu dwóch po­etów róż­ni­ca, że Pol­ska u jed­ne­go wśród wznio­słych i cud­nie pięk­nych rze­czy zro­zu­mia­ła naj­le­piej to, co się tam szko­dli­we­go wkra­dło, kie­dy od dru­gie­go przy­ję­ła, nie za­tru­te kwia­ty fan­ta­zyi, ale doj­rza­łe owo­ce cno­tli­we­go na­tchnie­nia.

Młod­szy po­eta przy­czy­nił się do na­pro­wa­dze­nia na roz­dro­ża złej ma­nie­ry kil­ku pi­sa­rzy kra­jo­wych, to przy­zna­je­my. W mas­sy on jed­nak żad­nej złej idei nie wsz­cze­pił.

Jed­na praw­da bo­ska, czyn­na,

To, przez mi­łość, prze­mie­nie­nie!

Albo:

Gdy zstę­pu­ją w świat ge­niu­sze,

In­nym spra­wę wio­dą to­rem!

Nikt przez mor­dy i ka­tu­sze

Nie był wie­ków Dyk­ta­to­rem!

Gdzie in­dziej wi­dzi­my do­bit­nie na­pięt­no­wa­ne złe uczu­cia, któ­re duch stron­ni­czy w sa­mo­lub­nych wi­do­kach roz­dmu­chu­je:

Nic nie spy­chać nig­dy w dół,

Lecz do co­raz wyż­szych kół

Iść przez dru­gich pod­no­sze­nie. –

Wszyst­ko, wszyst­ko, wiecz­nie, wszę­dzie

Ewie się w górę, z Bo­żej my­śli!

Z wiecz­nym Bo­giem ten nie bę­dzie

Kto in­a­czej świat swój kry­śli!

Da­lej jest prze­mo­wa do so­fi­stów:

Kto chce iskier z czar­ta kuź­ni,

By prze­pa­lić czar­ta moc,

Ten, świat w gor­szą wpy­cha noc,
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: