Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Podróże ekstremalne - ebook

Data wydania:
1 stycznia 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Podróże ekstremalne - ebook

Niegdyś podróżowanie wiązało się z doświadczaniem trudności, a wędrowcy podejmowali ryzyko i towarzyszyło im prawdziwe niebezpieczeństwo. Wraz z rozwojem turystyki, wyjazdy stały się łatwe. Wystarczy kupić wycieczkę i można odpoczywać. Ale nie wszystkim to odpowiada. Wolą organizować sobie wyjazdy na własną rękę. Szukają wrażeń w nietypowych miejscach, często nawet nie wiedzą, dokąd jadą. O miejscach, w których łatwo o przygodę, często piszemy w miesięczniku „Focus" – tutaj znajdziecie najlepsze teksty na ten temat.

Z tej książki dowiece się m.in.:
– Który kraj jest najszczęśliwszy?
– Czy dzikie plemiona są faktycznie dzikie?
– Kto spędza urlop w slumsach?
– Jak wyglądają egzotyczne znaki drogowe?
– Kim są współcześni nomadzi?

Kategoria: Podróże
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7778-242-2
Rozmiar pliku: 707 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

In­a­czej niż w raju

Gdy­by na­szych cza­sów do­żył au­tor Po­dró­ży Gu­li­we­ra, mógł­by z sa­tys­fak­cją oświad­czyć: „a nie mó­wi­łem!”. Nie zna­le­zio­no co praw­da wysp li­li­pu­tów ani ol­brzy­mów, jed­nak na za­gu­bio­nych wśród oce­anów skraw­kach lądu od­kry­to spo­łecz­no­ści ska­za­ne na ży­cie bar­dzo od­mien­ne od na­sze­go.

Ka­zi­mierz Pyt­ko

W sło­necz­ny dzień wio­ski na ato­lu Pin­ge­lap w ar­chi­pe­la­gu Ka­ro­li­nów spra­wia­ją wra­że­nie wy­mar­łych. Cza­sem tyl­ko prze­bie­gną dzie­ci z gło­wa­mi owi­nię­ty­mi płach­ta­mi ciem­ne­go ma­te­ria­łu. Do­pie­ro pod wie­czór z do­mów wy­nu­rza­ją się do­ro­śli. Ten dziw­ny tryb ży­cia za­in­te­re­so­wał na­ukow­ców już w la­tach 20. XX wie­ku. Pin­ge­lap to jed­nak miej­sce tak od­lud­ne, że na­wet dziś mało kto tam do­cie­ra. Pierw­sze po­waż­niej­sze ba­da­nia prze­pro­wa­dzo­no więc nie­daw­no, a ich wy­ni­ki spo­pu­la­ry­zo­wał w la­tach 90. ame­ry­kań­ski neu­ro­log Oli­ver Sacks. Oka­za­ło się, że przy­czy­ną nie­co­dzien­ne­go za­cho­wa­nia miesz­kań­ców jest rzad­kie scho­rze­nie oczu.

Wy­spa dal­to­ni­stów

Sacks nadał swo­jej książ­ce in­try­gu­ją­cy ty­tuł Wy­spa dal­to­ni­stów, co jed­nak tyl­ko czę­ścio­wo od­da­je praw­dę. Kla­sycz­ny dal­to­nizm, czy­li nie­zdol­ność od­róż­nia­nia zie­le­ni lub czer­wie­ni, jest sze­ro­ko roz­po­wszech­nio­ny i do­tknię­tych nim lu­dzi moż­na spo­tkać wszę­dzie. Tym­cza­sem miesz­kań­cy Pin­ge­lap w ogó­le nie wi­dzą ko­lo­rów. Ich świat jest sza­ry, choć i to okre­śle­nie nic dla nich nie zna­czy.

Do­tknię­ci pa­ra­li­żem miesz­kań­cy wy­spy Guam w mil­cze­niu i bez­ru­chu trwa­ją ca­ły­mi dnia­mi.

Nikt z nas nie jest w sta­nie wy­obra­zić so­bie, jak po­strze­ga­ją rze­czy­wi­stość. Od­bie­ra­ją je­dy­nie róż­ne stop­nie ja­sno­ści i ciem­no­ści. Świa­tło sło­necz­ne jest zbyt ja­skra­we, wy­wo­łu­je ból i oczo­pląs, dla­te­go mu­szą go uni­kać. Pod­czas eks­pe­ry­men­tów rze­czy bia­łe, żół­te, błę­kit­ne po­strze­ga­li jako iden­tycz­ne, po­dob­nie czer­wo­ne, ciem­no­zie­lo­ne i czar­ne. Ze wzglę­du na słab­szą ostrość wzro­ku, nie wi­dzą też drob­nych przed­mio­tów, nie są więc w sta­nie opa­no­wać pi­sa­nia i czy­ta­nia.

Ba­da­nia wy­ka­za­ły, że w siat­ków­ce ich oczu bra­ku­je czop­ków (ko­mó­rek od­po­wie­dzial­nych za po­strze­ga­nie barw i de­ta­li). W me­dy­cy­nie scho­rze­nie to na­zy­wa się achro­ma­top­sją. Ze sta­ty­styk wy­ni­ka, że do­ty­ka ono jed­ną oso­bę na 30-40 tys. Wśród wy­spia­rzy z Pin­ge­lap jed­ną na 12!

Co wię­cej, scho­rze­nie jest tam dzie­dzicz­ne i moż­na spo­tkać wie­lo­po­ko­le­nio­we ro­dzi­ny, w któ­rych dziad­ko­wie, ro­dzi­ce i dzie­ci nie mają żad­ne­go wy­obra­że­nia o ko­lo­rach. Lu­dzie ci zda­ją so­bie spra­wę ze swej od­mien­no­ści. Nie zna­ją jej przy­czyn, więc jak zwy­kle w ta­kich sy­tu­acjach winą obar­cza­ją siły nad­przy­ro­dzo­ne i ob­cych. We­dług wer­sji mi­tycz­nej spraw­cą nie­szczę­ścia był bóg ciem­no­ści Iso­apa­hu, któ­ry no­ca­mi współ­żył z nie­wier­ny­mi ko­bie­ta­mi. W wer­sji la­ic­kiej cho­ro­bę spro­wa­dzi­li ko­lo­ni­ści nie­miec­cy, któ­rzy po wy­bu­chu bun­tu prze­ciw­ko ich pa­no­wa­niu wy­wieź­li mło­dych męż­czyzn do ka­torż­ni­czej pra­cy w ko­pal­niach fos­fo­ry­tów na wy­spie Na­uru. Gdy po dzie­się­ciu la­tach ro­bot­ni­cy wró­ci­li, byli – zda­niem lo­kal­nych mę­dr­ców – za­ra­że­ni cho­ro­bą, któ­rą prze­ka­za­li dzie­ciom.

Dzię­ki wy­sił­kom hi­sto­ry­ków i le­ka­rzy uda­ło się po­znać rze­czy­wi­ste przy­czy­ny tej ułom­no­ści. W 1725 roku. Pin­ge­lap na­wie­dził po­tęż­ny taj­fun, któ­ry prze­ży­ło za­le­d­wie 20 osób, nie­mal wy­łącz­nie człon­ków ro­dzi­ny kró­lew­skiej. Od naj­bliż­szych są­sia­dów od­dzie­la­ło ich nie­mal 300 km burz­li­we­go mo­rza, więc ska­za­ni na izo­la­cję mo­gli wy­bie­rać part­ne­rów i pło­dzić po­tom­ków tyl­ko w ob­rę­bie tak nie­licz­nej gru­py. Sacks po­dej­rze­wał, że wśród oca­la­łych znaj­do­wał się no­si­ciel uszko­dzo­ne­go genu po­wo­du­ją­ce­go achro­ma­top­sję. To gen re­ce­syw­ny, któ­ry uak­tyw­nia się je­dy­nie wte­dy, gdy dziec­ko otrzy­ma go od oboj­ga ro­dzi­ców. W więk­szej spo­łecz­no­ści praw­do­po­do­bień­stwo ta­kie­go spo­tka­nia jest mi­ni­mal­ne, na­to­miast na Pin­ge­lap po kil­ku po­ko­le­niach wszy­scy byli spo­krew­nie­ni ze wszyst­ki­mi i ry­zy­ko gwał­tow­nie wzro­sło.

Już po uka­za­niu się Wy­spy dal­to­ni­stów na­ukow­cy z Uni­wer­sy­te­tu Hop­kin­sa po­bra­li do ba­dań prób­ki krwi od wszyst­kich jej miesz­kań­ców. W roku 2000 ogło­si­li wy­ni­ki tej mrów­czej pra­cy i po­twier­dzi­li hi­po­te­zę ge­ne­tycz­ną. Jako spraw­cę cho­ro­by zi­den­ty­fi­ko­wa­li gen ozna­czo­ny sym­bo­lem CNG­B3. Usta­li­li, że jego no­si­cie­la­mi jest 35% po­pu­la­cji!

Wy­spa głu­chych

„Czy po prze­nie­sie­niu na sta­ły ląd lu­dzi z Mar­tha’s Vi­ney­ard moż­na spro­wo­ko­wać wy­buch epi­de­mii głu­cho­ty?” – py­tał z nie­po­ko­jem Ale­xan­der Gra­ham Bell. Uczo­ny, zna­ny głów­nie jako wy­na­laz­ca te­le­fo­nu, był tak­że fi­zjo­lo­giem i te­ra­peu­tą, zaj­mo­wał się le­cze­niem wad wy­mo­wy i słu­chu. Jed­na z pod­opiecz­nych zo­sta­ła jego żoną, o rękę po­pro­sił ją na migi. Ze wzglę­dów za­wo­do­wych i oso­bi­stych za­in­te­re­so­wał się więc re­la­cja­mi z po­ło­żo­nej u wy­brze­ży USA wy­sep­ki, na któ­rej żyło za­dzi­wia­ją­co dużo osób nie­sły­szą­cych. Wy­je­chał, by zwe­ry­fi­ko­wać te opo­wie­ści, i stwier­dził, że są praw­dzi­we.

Scho­rze­nie mia­ło cha­rak­ter dzie­dzicz­ny i drę­czy­ło wy­spia­rzy od tak daw­na, że wy­pra­co­wa­li na­wet wła­sny, inny niż uży­wa­ny w Sta­nach, ję­zyk mi­go­wy. Po­słu­gi­wa­li się nim nie tyl­ko głu­si, ale rów­nież lu­dzie z nor­mal­nym słu­chem, gdyż był uży­tecz­ny w po­ro­zu­mie­wa­niu się na od­le­głość – pod­czas pra­cy w polu, po­ło­wu ryb czy plot­ko­wa­nia w ko­ście­le. Na pod­sta­wie po­bież­nych ob­ser­wa­cji żąd­ni sen­sa­cji dzien­ni­ka­rze pi­sa­li, że na wy­spie po­wsta­ła ory­gi­nal­na bez­gło­śna cy­wi­li­za­cja. Tro­chę prze­sa­dza­li, jed­nak sta­ty­sty­cy usta­li­li, że głu­cho­ta wy­stę­po­wa­ła tam 20 razy czę­ściej niż w po­zo­sta­łych re­gio­nach USA.

Na po­cząt­ku XX wie­ku wła­dze zde­cy­do­wa­ły o ob­ję­ciu dzie­ci z Mar­tha’s Vi­ney­ard pro­gra­mem, w ra­mach któ­re­go kie­ro­wa­no je do szkół na lą­dzie. Część z nich wró­ci­ła po la­tach już z wła­sny­mi ro­dzi­na­mi, jed­no­cze­śnie wy­sep­ka sta­ła się ku­ror­tem wy­po­czyn­ko­wym i przy­cią­ga­ła no­wych osad­ni­ków. W efek­cie cho­ro­ba za­czę­ła za­ni­kać – w roku 1952 zmar­ła Ka­tie West, uzna­na za jej ostat­nią ofia­rę.

Dla na­ukow­ców było oczy­wi­ste, że scho­rze­nie mia­ło cha­rak­ter ge­ne­tycz­ny. Kon­ty­nu­owa­li za­tem ba­da­nia, gdyż od­izo­lo­wa­na od świa­ta spo­łecz­ność daje rzad­ką moż­li­wość prze­śle­dze­nia ge­ne­zy i roz­prze­strze­nia­nia się cho­rób dzie­dzicz­nych. Re­zul­ta­ty tych prac przed­sta­wi­ła w książ­ce Eve­ry­one Here Spo­ke Sign Lan­gu­age (Każ­dy tu mó­wił ję­zy­kiem mi­go­wym) dr Nora El­len Gro­ce.

Dla roz­wi­kła­nia ta­jem­ni­cy wy­spy głu­chych trze­ba się było cof­nąć o trzy wie­ki, do cza­sów, gdy na Mar­tha’s Vi­ney­ard przy­by­ła garst­ka pierw­szych osad­ni­ków z an­giel­skie­go hrab­stwa Kent. Był wśród nich głu­cho­nie­my cie­śla Jo­na­than Lam­bert. Jego dzie­ci odzie­dzi­czy­ły gen re­ce­syw­ny. W nie­licz­nej, stro­nią­cej od ob­cych pu­ry­tań­skiej wspól­no­cie po kil­ku po­ko­le­niach mu­sia­ło dojść do związ­ków mię­dzy da­le­ki­mi po­tom­ka­mi Lam­ber­ta i w wy­ni­ku krzy­żo­wa­nia „złych” ge­nów za­czę­ły się ro­dzić dzie­ci po­zba­wio­ne słu­chu. Im było ich wię­cej, tym szyb­ciej sze­rzy­ła się pla­ga.

WY­SPA ŚMIE­JĄ­CEJ SIĘ ŚMIER­CI

W wio­skach ple­mie­nia Foro na No­wej Gwi­nei wy­mie­ra­ło z po­wo­du nie­spo­ty­ka­nej w in­nym za­kąt­ku świa­ta cho­ro­by na­wet 90% miesz­kań­ców. Jej ob­ja­wy na­si­la­ły się stop­nio­wo przez kil­ka­dzie­siąt lat. Cho­rzy tra­ci­li pa­mięć i zdol­ność sa­mo­dziel­ne­go po­ru­sza­nia się, nie pa­no­wa­li nad czyn­no­ścia­mi fi­zjo­lo­gicz­ny­mi.

W sta­dium ter­mi­nal­nym po­pa­da­li w de­pre­sję prze­pla­ta­ną okre­sa­mi nad­po­bu­dli­wo­ści, w cza­sie któ­rych wy­ko­ny­wa­li dzi­wacz­ne plą­sy, gryź­li i ssa­li, wy­bu­cha­li hi­ste­rycz­nym śmie­chem i umie­ra­li. Przy­czy­nę scho­rze­nia, na­zy­wa­ne­go przez tu­byl­ców kuru lub z po­wo­du ob­ja­wów po­prze­dza­ją­cych zgon „śmie­ją­cą się śmier­cią”, od­krył w 1957 roku. Da­niel Car­le­ton Gaj­du­sek. Oka­za­ło się, że ele­men­tem ce­re­mo­nii po­grze­bo­wych Foro było zja­da­nie lub roz­ma­zy­wa­nie na twa­rzy przez współ­ple­mień­ców mó­zgu zmar­łe­go. Gaj­du­sek wy­ka­zał, że w ten spo­sób wpro­wa­dza­no do or­ga­ni­zmu wi­ru­so­po­dob­ne biał­ko, któ­re prze­ni­ka­ło do mó­zgu uczest­ni­ków ry­tu­al­nej uczty, po­wo­li się w nim na­mna­ża­ło i po­wo­do­wa­ło jego zwy­rod­nie­nie. Od­kry­cie do­ty­czą­ce po­zor­nie jed­ne­go ple­mie­nia z da­le­kiej wy­spy ode­gra­ło prze­ło­mo­wą rolę w roz­po­zna­niu no­we­go czyn­ni­ka cho­ro­bo­twór­cze­go – prio­nów, od­po­wie­dzial­nych m.in. za cho­ro­bę Creutz­feld­ta-Ja­ko­ba, czy­li gąb­cza­ste zwy­rod­nie­nie mó­zgu.

Z usta­leń dr Gro­ce wy­ni­ka, że w po­ło­wie XIX wie­ku w nie­któ­rych osa­dach nie­sły­szą­cy sta­no­wi­li 25% miesz­kań­ców (dla po­rów­na­nia w ca­łej po­pu­la­cji USA – 0,04%). Gdy wy­spa otwo­rzy­ła się na świat, wbrew oba­wom Gra­ha­ma Bel­la nie wy­bu­chła epi­de­mia, lecz na sku­tek więk­sze­go zróż­ni­co­wa­nia ge­ne­tycz­ne­go ro­dzi­ców cho­ro­ba za­ni­kła.

Wy­spa pa­ra­li­ty­ków

„Miesz­kań­cy są zdro­wi i dłu­go­wiecz­ni” – pi­sał kro­ni­karz wy­pra­wy Ma­gel­la­na w re­la­cji z od­kry­tej pod­czas rej­su do­oko­ła świa­ta wy­spy Guam na Pa­cy­fi­ku. Zu­peł­nie in­a­czej brzmiał ra­port Har­ry’ego Zim­mer­ma­na, le­ka­rza ame­ry­kań­skiej ma­ry­nar­ki wo­jen­nej. We­dług nie­go człon­ko­wie za­miesz­ku­ją­ce­go Guam ludu Cha­mor­ro wy­jąt­ko­wo czę­sto za­pa­da­ją na stward­nie­nie za­ni­ko­we bocz­ne rdze­nia (ALS). Do­ku­ment spo­rzą­dzo­ny tuż po za­koń­cze­niu II woj­ny świa­to­wej był prze­zna­czo­ny dla ar­mii i do­pie­ro w la­tach 50. zo­stał upu­blicz­nio­ny. Na wy­spę na­tych­miast wy­je­cha­ły ze­spo­ły na­ukow­ców. Neu­ro­lo­dzy z Na­ro­do­we­go In­sty­tu­tu Zdro­wia USA Le­onard Kur­land i Do­nald Mul­der usta­li­li, że to nie­zwy­kle rzad­kie i za­wsze śmier­tel­ne scho­rze­nie sta­no­wi na wy­spie przy­czy­nę aż co dzie­sią­te­go zgo­nu.

Co wię­cej, spo­strze­gli, że rów­nie roz­po­wszech­nio­na jest tam cho­ro­ba Par­kin­so­na. Jak­by tego było mało, od­kry­li, że oba scho­rze­nia są dzie­dzicz­ne i współ­wy­stę­pu­ją w tych sa­mych ro­dzi­nach. Ro­dzi­ło to po­dej­rze­nia, że cho­dzi o jed­ną, lecz ob­ja­wia­ją­cą się w dwóch róż­nych po­sta­ciach nie­zna­ną cho­ro­bę. Cha­mor­ro na okre­śle­nie pa­ra­li­żu uży­wa­li ter­mi­nu ly­ti­co, par­kin­so­ni­zmu – bo­dig, na­zwy te prze­ję­ła ofi­cjal­na me­dy­cy­na.

W trak­cie dal­szych ba­dań zdia­gno­zo­wa­no ko­lej­ną za­dzi­wia­ją­cą ce­chę ly­ti­co-bo­dig – jego prze­bieg u każ­de­go był inny. Nie­któ­re ob­ja­wy w przej­mu­ją­cy spo­sób opi­sał Oli­ver Sacks. Je­den z ob­ser­wo­wa­nych przez nie­go męż­czyzn trwał w bez­ru­chu i mil­cze­niu ca­ły­mi dnia­mi, ale gdy go o coś py­ta­no – od­po­wia­dał, gdy rzu­ca­no mu pił­kę – chwy­tał ją. Z wła­snej woli nie był jed­nak w sta­nie za­ini­cjo­wać żad­ne­go dzia­ła­nia. Ko­bie­ta o imie­niu Es­tel­la za­cho­wy­wa­ła się jak lal­ka; gdy uno­szo­no jej ra­mię – utrzy­my­wa­ła je w do­wol­nej po­zy­cji przez wie­le go­dzin, gdy ka­za­no wy­ko­nać ja­kąś czyn­ność – wyjść z domu, przy­łą­czyć się do śpie­wu – ro­bi­ła to au­to­ma­tycz­nie, pa­trząc szkla­nym wzro­kiem gdzieś w prze­strzeń. Jej mąż pró­bo­wał dla od­mia­ny dzia­łać sa­mo­dziel­nie, ale każ­da pró­ba ru­chu była gwał­tow­nie wy­ha­mo­wy­wa­na i za­sty­gał w dzi­wacz­nych po­zach. Inny pa­cjent do­zna­wał ty­po­we­go dla par­kin­so­na drże­nia rąk tyl­ko wte­dy, gdy za­mie­rzał się po­ru­szyć – wy­star­czy­ło, by o tym po­my­ślał; je­śli nie ro­bił nic, dło­nie prze­sta­wa­ły dy­go­tać.

WY­SPY PO­TWO­RÓW

Pod­czas po­lar­nej nocy wie­lu Eski­mo­sów z wysp pół­noc­nej Ka­na­dy po­pa­da w de­pre­sję, jed­nak u nie­któ­rych za­paść po­głę­bia się i pro­wa­dzi do uro­jeń. Cho­rzy wy­obra­ża­ją so­bie, że są lo­do­wym po­two­rem – Win­din­go, któ­ry żywi się ludz­kim mię­sem. Po­bu­dze­ni tą wi­zją od­czu­wa­ją żą­dzę ka­ni­ba­li­zmu i sta­ją się bar­dzo nie­bez­piecz­ni dla oto­cze­nia. Dziś przy­pa­dłość tę le­czy się środ­ka­mi psy­cho­tro­po­wy­mi, w prze­szło­ści do­tknię­te nią oso­by współ­ple­mień­cy za­bi­ja­li. Przy­czy­na cho­ro­by po­zo­sta­je nie­zna­na.

Bar­dziej dra­ma­tycz­ny był los do­tknię­tych symp­to­ma­mi ly­ti­co. U jed­nych pa­ra­liż po­stę­po­wał po­wo­li, na­wet przez kil­ka­na­ście lat, u in­nych – bły­ska­wicz­nie, od­bie­ra­jąc im w kil­ka mie­się­cy zdol­ność po­ru­sza­nia się, a w koń­co­wym sta­dium po­ły­ka­nia i od­dy­cha­nia.

Na­ukow­cy, któ­rzy przy­je­cha­li na Guam, spo­dzie­wa­li się szyb­kie­go po­zna­nia przy­czy­ny cho­ro­by. Oko­licz­no­ści wska­zy­wa­ły, że tak jak na Pin­ge­lap i Mar­tha’s Vi­ney­ard od­po­wiedź kry­je się w ge­nach. Jed­nak po zba­da­niu hi­sto­rii do­tknię­tych nią ro­dzin oka­za­ło się, że dzie­dzi­cze­nie nie prze­bie­ga zgod­nie z żad­nym ze zna­nych sche­ma­tów i spra­wia wra­że­nie przy­pad­ko­we­go. Za­czę­to więc szu­kać przy­czyn ze­wnętrz­nych, zwłasz­cza tok­sycz­nych sub­stan­cji, któ­re mo­gły prze­ni­kać do ludz­kich or­ga­ni­zmów z je­dze­nia lub wody. Szcze­gól­nie przy­glą­da­no się sa­gow­com – pra­sta­rym, przy­po­mi­na­ją­cym pal­my ro­śli­nom, któ­re po­ja­wi­ły się na Zie­mi jesz­cze przed di­no­zau­ra­mi. Tu­byl­cy ro­bi­li z ich na­sion mąkę, a od cza­sów Ma­gel­la­na wie­dzia­no, że owo­ce sa­gow­ców po­wo­du­ją za­tru­cia po­kar­mo­we. Jed­nak Cha­mor­ro też byli tego świa­do­mi i oczysz­cza­li na­sio­na z tru­cizn, mo­cząc je dłu­go w wo­dzie, pra­żąc, a na­wet pod­da­jąc fer­men­ta­cji.

W 1986 roku tok­sy­ko­log Pe­ter Spen­cer wy­izo­lo­wał z mąki sago sub­stan­cję (ami­no­kwas BMAA), któ­ra u małp wy­wo­ły­wa­ła ob­ja­wy po­dob­ne do ly­ti­co-bo­dig. Suk­ces wy­da­wał się bli­ski, ale gdy po­rów­na­no daw­ki tru­ci­zny, stwier­dzo­no, że lu­dzie, by za­cho­ro­wać, mu­sie­li­by przez kil­ka mie­się­cy zja­dać co­dzien­nie po 20 kg mąki sago i to z nie­oczysz­czo­nych zia­ren. Nie­traf­ne oka­za­ły się rów­nież hi­po­te­zy wią­żą­ce cho­ro­bę z nie­do­bo­rem wap­nia i ma­gne­zu w wo­dzie ani nad­mia­rem alu­mi­nium w gle­bie.

W de­spe­ra­cji prze­pro­wa­dzo­no la­bo­ra­to­ryj­ne ba­da­nia mó­zgów po­nad 200 zdro­wych Cha­mor­ro, któ­rzy pa­dli ofia­rą wy­pad­ków sa­mo­cho­do­wych i in­nych nie­szczęść. Za­miast od­po­wie­dzi uzy­ska­no ko­lej­ną za­gad­kę – u 70% zna­le­zio­no zmia­ny przy­po­mi­na­ją­ce zwy­rod­nie­nia ty­po­we dla cho­ro­by Par­kin­so­na i ALS. Tyle że wy­stę­po­wa­ły one u nie­mal wszyst­kich osób uro­dzo­nych przed II woj­ną świa­to­wą, a nie było ich w ogó­le u uro­dzo­nych po roku 1952. Ozna­cza­ło to, że cho­ro­ba na­gle wy­ga­sła. Dla­cze­go?

Jak do­tąd na­ukow­cy zdo­ła­li je­dy­nie usta­lić, że miesz­kań­cy Guam byli, a być może nadal są, obar­cze­ni ge­ne­tycz­ną po­dat­no­ścią na cięż­kie scho­rze­nie. Od­kry­cie, co ją wy­wo­ła­ło i co spra­wia­ło, że do­cho­dzi­ło do za­cho­ro­wań, bar­dzo wzbo­ga­ci­ło­by wie­dzę o przy­czy­nach i me­cha­ni­zmach prze­ka­zy­wa­nia cho­rób dzie­dzicz­nych. Nie­ste­ty, wy­spa wciąż strze­że swej ta­jem­ni­cy.

Ka­zi­mierz Pyt­ko

Dzien­ni­karz, pu­bli­cy­sta, po­dróż­nik, z wy­kształ­ce­nia po­li­to­log. Pu­bli­ko­wał m.in. we „Wprost”, w „Suk­ce­sie”, „Ży­ciu War­sza­wy”. Lau­re­at Na­gro­dy Ki­sie­la z 1990 roku.Faj­ny ad­res

Cu­dacz­na na­zwa uli­cy, osie­dla czy miej­sco­wo­ści nie musi za­wsty­dzać ani spra­wiać kło­po­tów. Może po­pra­wiać hu­mor i przy­cią­gać tu­ry­stów. Na­wet w Pol­sce są miej­sca słyn­ne tyl­ko z na­zwy.

Max Su­ski

Re­dak­cja „Fo­cu­sa” nie po­win­na się nig­dy prze­pro­wa­dzać. Zmie­nia­jąc ad­res, stra­ci­li­śmy bo­wiem po­tęż­ny atut. Może nie wszy­scy czy­tel­ni­cy zwró­ci­li na to uwa­gę, ale na­sze wy­daw­nic­two wcze­śniej mie­ści­ło się w biu­row­cu przy uli­cy Wy­na­la­zek. Na­praw­dę trud­no o lep­szy ad­res dla pi­sma po­pu­lar­no­nau­ko­we­go. Zresz­tą cała oko­li­ca ob­fi­tu­je w po­dob­nie obie­cu­ją­ce na­zwy ulic: Po­stę­pu, Cy­ber­ne­ty­ki, Ra­cjo­na­li­za­cji, Kom­pu­te­ro­wa.

Nie każ­dy ma tyle szczę­ścia, co my, nie­któ­rzy sta­ra­ją się więc po­móc lo­so­wi. Bu­du­ją fir­mę w szcze­rym polu, by trze­ba było do niej wy­ty­czyć nową uli­cę i zgło­sić pro­po­zy­cję jej na­zwy. Dla­te­go szwedz­ki sklep Ikea w Jan­kach stoi przy pla­cu Szwedz­kim, pol­ska cen­tra­la Mer­ce­de­sa przy Got­tlie­ba Da­im­le­ra, a fa­bry­ka Cad­bu­ry We­del w Bie­la­nach Wro­cław­skich przy – jak­że­by in­a­czej – Cze­ko­la­do­wej.

Rów­nie traf­nie (a na­wet prze­sad­nie) cha­rak­ter miej­sca pod­kre­śla swym ad­re­sem wię­zie­nie w Ło­dzi. Uli­ca Smut­na, za­nim do­trze pod za­kład kar­ny, prze­ci­ska się mię­dzy mu­ra­mi dwóch cmen­ta­rzy i krzy­żu­je z uli­cą Doły (tak zresz­tą na­zy­wa się cała dziel­ni­ca). Wprost nie spo­sób utrzy­mać wy­so­kie­go mo­ra­le.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: