Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Portret pięknej pani - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Portret pięknej pani - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 308 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

POR­TRET PIĘK­NEJ PANI

Wy­da­nie II.

War­sza­wa.

Na­kła­dem księ­gar­ni G. Cent­nersz­we­ra.

Mar­szał­kow­ska 143.

Druk J. Si­kor­skie­go, Wa­rec­ka 14.

Дозволено Цензурою Варшава, 9-го Апреля 1896 г.

TE­GOŻ SA­ME­GO AU­TO­RA WY­SZŁY NA­STĘ­PU­JĄ­CE DZIE­ŁA:

Dzi­siej­sze mał­żeń­stwa… 1 tom 1 Rs 80 kop.

Jesz­cze mał­żeń­stwa… 1 tom 1 Rs 80 kop.

Wil­ma… 1 tom 1 Rs 80 kop.

Hra­bia-Sta­ro­sta… 2 tom 3 Rs 60 kop.

Ję­drzek… 1 tom 1 Rs 20 kop.

Li­no­skocz­ka… 1 tom 2 Rs 40 kop.

Wczo­raj­si, Se­erya I…. 1 tom 1 Rs 50 kop.

Wczo­raj­si, Se­rya II…. 1896…….1 tom 1 Rs 40 kop.

Nok­turn Szo­pe­na… 1 tom 1 Rs 20 kop.

Ta­jem­ni­ca… 1 tom 1 Rs 20 kop.

Z róż­nych puł­ków. 1 tom 2 Rs 40 kop.

Zię­cio­wie domu Kohn et C-ie II wy­da­nie… 2 tom 3 Rs –

Nera Po­lac­ca. 1895… 1 tom 2 Rs –

Swat, 1895… 1 tom 1 Rs 80 kop.

Hra­bi­na, 1895… 1 tom 2 Rs –

Ak­tor­ka, 1886… 1 tom 2 Rs –

High-life, – Dok­tór, 1896… 1 tom 2 Rs –

Przy na­szych dwo­rach, 1895… 1 tom 2 Rs –-

Re­zy­den­ci, 1896… 1 tom 2 Rs –

Ostat­ni, 1896… 1 tom 2 Rs –

Hi­sto­rycz­ne To i Owo 1897… 1 tom 2 Rs –

Ze Star­żów pani Ap­pel­ste­in 1897… 2 tom 3 Rs 20 kop.

Nie­dy­skre­cja 1897… 1 tom 2 Rs –

Pan­na Sta­rzyń­ska 1897… 1 tom 2 Rs –

Od­ręb­na isto­ta… 1 tom 2 Rs –

Pa­ra­fian­ka 1897… 2 tom 3 Rs –

POD PRA­SĄ

Chłop.

Wiel­ka sche­da.

Dru­gie ży­cie pani Ap­pel­ste­in.

Z pra­cow­ni na­szych mi­strzów.

Skład głów­ny u G. Cent­nersz­we­ra, War­sza­wa, Mar­szał­kow­ska 143.I.

Już jako czter­na­sto­let­ni chło­piec, do­wie­dzia­łem się przy­pad­ko­wym spo­so­bem, że moja bab­ka mia­ła sio­strę. Cho­ciaż jej też wca­le nie zna­łem, a na­wet na­zwi­sko jej nig­dy o uszy mi się nie obi­ło, hi­sto­rya jej przy­gód ob­fi­tu­je w tyle wspo­mnień, że one po­tra­fią za­peł­nić sze­ro­kie do­syć ramy cie­ka­we­go opo­wia­da­nia.

O ist­nie­niu tej oso­by za­cho­wy­wa­no w domu głę­bo­kie mil­cze­nie, jak­by do niej przy­wią­za­nym był ja­kiś strasz­ny dra­mat ro­dzin­ny. Stra­szy­dło tra­dy­cyi zda­wa­ło się tu być sil­niej­szem, od naj­bar­dziej roz­bu­dzo­nej cie­ka­wo­ści młod­szych po­ko­leń.

Ale cóż uj­dzie cie­ka­wo­ści po­psu­te­go wnu­ka?

Raz ba­wiąc się w "cho­wa­ne­go" z ro­dzeń­stwem, scho­wa­łem się do sza­fy mo­jej bab­ki, umiesz­czo­nej w mu­rze, a prze­zna­czo­nej jako scho­wa­nie mało uży­wa­nych su­kien. Tam przy­cup­nąw­szy, po­trą­ci­łem ob­raz, któ­ry jak zwy­kle ob­ra­zy, wiel­ce za­in­te­re­so­wał moją mło­dą wy­obraź­nię.

Dla cze­go ten ob­raz był ukry­tym, pod­czas gdy inne zdo­bi­ły ma­je­sta­tem sław­nych an­te­na­tów ścia­ny po­waż­nych kom­nat, sal i kruż­gan­ków sta­ro­żyt­nej re­zy­den­cyi daw­ne­go hi­sto­rycz­ne­go rodu?

W se­kre­cie tedy, ko­rzy­sta­jąc z pierw­szej chwi­li, gdy bez­piecz­nie mo­głem zro­bić re­wi­zyę w sza­fie ba­bu­ni, wy­do­by­łem z niej płót­no, któ­re ma­lo­wi­dłem, ja­kie się na niem znaj­do­wa­ło, okrut­nie mi za­im­po­no­wa­ło.

Był to por­tret prze­ślicz­nej ko­bie­ty z cza­sów pierw­sze­go ce­sar­stwa. Twarz jej peł­na i owal­na, mia­ła ala­ba­stro­wą cerę, od­bi­ja­ją­ca przy he­ba­nie wło­sów za­cze­sa­nych a la Jo­se­phi­ne. Uśmie­cha­ła się do wi­dza na­mięt­nym i roz­kosz­nym wy­ra­zem swych ko­ra­lo­wych ust, któ­re po nie­bie­skich du­żych oczach, naj­pięk­niej­szą były ozdo­bą, jej twa­rzy.

Ubra­nie tej pani skła­da­ło się z mu­śli­no­wej bia­łej, de­kol­to­wa­nej suk­ni, ozdo­bio­nej nie­bie­skie­mi wstąż­ka­mi, jako też tiu­lo­we­mi bu­fa­mi. A jej ślicz­na fi­gu­ra uję­ta była srebr­nym pa­skiem, zdob­nym w tur­ku­sy i ema­lie.

Por­tret ten chwi­lę tyl­ko wi­dzia­łem, ale go za­pa­mię­ta­łem w naj­drob­niej­szym szcze­gó­le, choć li­czy­łem wów­czas czter­na­sty rok ży­cia.

– Dla cze­go nie wisi w ga­bi­ne­cie bab­ci na ścia­nie, przy­kry­tej por­tre­ta­mi fa­mi­lij­ne­mi? – upar­cie sam sie­bie py­ta­łem.

Wszak był on naj­pięk­niej­szym z nich wszyst­kich.

Nie mo­gąc sam roz­wią­zać tej ta­jem­ni­cy, uda­łem się do mat­ki, od­kry­wa­jąc jej pod wiel­kim se­kre­tem kry­jów­kę por­tre­tu "bar­dzo pięk­nej pani" i ta­jem­ni­cę ba­bu­ni.

Ale mat­ka w od­po­wie­dzi zbur­cza­ła mnie, że po sza­fach, jak zło­dziej jaki szpe­ram, na­ka­zu­jąc mi przy­tem naj­głęb­sze mil­cze­nie co do por­tre­tu.

Nie po­trze­ba było wię­cej, by roz­bu­dzić do naj­wyż­sze­go stop­nia dzie­cię­cą jesz­cze cie­ka­wość.

To też od tego cza­su tra­wi­ła mnie chęć do­wie­dze­nia się hi­stor­ji tego ob­ra­zu, bo prze­cież hi­sto­ryę mieć on mu­siał.

Ta pięk­na pani, któ­ra mi żywo sta­ła w pa­mię­ci, mu­sia­ła przed­sta­wiać oso­bę strasz­ną i dra­ma­tycz­ną, jak ten por­tret bia­łej damy w Ry­dzy­nie, któ­ry w dzień za­dusz­ny wy­cho­dził z ram i stra­szył w zam­ku, we­dług opo­wia­dań na­szej bony.

Od tego cza­su, żą­dza do­cie­cze­nia hi­sto­ryi por­tre­tu "pięk­nej damy", sta­ła się nie­ja­ko idee fixe mego, za­czy­na­ją­ce­go pra­co­wać mó­zgu.

Ztąd wszyst­ko znaj­du­ją­ce się w po­ko­ju mej bab­ki, przed­sta­wia­ło w mo­ich oczach wie­le in­te­re­su. Za­czą­łem się przy­glą­dać bacz­niej wszyst­kim przed­mio­tom, znaj­du­ją­cym się w jej ga­bi­ne­cie, aby z nich ja­kiś zwią­zek z por­tre­tem wy­do­być.

I po dłu­gich usi­ło­wa­niach, na­tra­fi­łem znów na szcze­gół, któ­ry po­łą­czy­łem z ta­jem­ni­cą por­tre­tu.

Na biur­ku ba­bu­ni sta­ły dwie mi­nia­tu­ry, opraw – ne w czar­ny he­ban, na ma­cho­nio­wych, zdob­nych w bron­zy sta­luż­kach.

Te mi­nia­tu­ry nie­zmier­nie się po­do­ba­ły mym cie­ka­wym oczom, tak były one ład­nie i barw­nie na­ma­lo­wa­ne, a tak małe, ja­skra­we, tak ślicz­ne ob­raz­ki.

Przy­glą­dać im się było praw­dzi­wą przy­jem­no­ścią. Ale wkrót­ce po od­kry­ciu w sza­fie por­tre­tu, sam za­uwa­ży­łem mię­dzy nie­mi mi­nia­tu­rę, przed­sta­wia­ją­cy dziew­czyn­kę ba­wią­cą się z ba­ran­kiem.

Ta dzie­ci­na mia­ła nie­bie­skie oczy, czar­ne wło­sy i pulch­ne usta, przy­po­mi­na­ła por­tret "pięk­nej pani". Z chwi­lą też, gdy to po­do­bień­stwo od­kry­łem, sza­lo­na mnie ogar­nę­ła chęć do­wie­dze­nia się, kogo mi­nia­tur­ka przed­sta­wia­ła. Bo i dzie­ci mają swo­je prze­bie­gło­ści – i mylą się ro­dzi­ce, któ­rzy są­dzą że im byle czem oczy za­my­dlić moż­na.

To też raz, gdy ba­bu­nia sie­dzia­ła na swej ka­na­pie i ro­bi­ła poń­czo­chy dla wnu­ków, opar­łem się o biur­ko i przy­pa­tru­jąc się mi­nia­tur­ce, spy­ta­łem.

– Ba­bu­niu, a kto to?

Ma­tro­na pod­nio­sła oczy, a prze­nió­sł­szy je na biur­ko, spo­glą­da­ła na ob­ra­zek któ­ry pal­cem wska­zy­wa­łem.

– To pod­cza­szyc – mó­wi­ła – brat mój, a twój dzia­du­nio…

– A ten ba­bu­niu?

– To żona jego.

– A ta pani?

– To two­ja pra­bab­ka.

– A ten ułan ba­bu­niu?

– To twój stryj.

– Aaaa… stryj­cio… a ta dziew­czyn­ka z pie­skiem ba­bu­niu? taka ład­na?

Tym ra­zem ma­tro­na dłu­go nic nie od­po­wia­da­ła tak dłu­go, iż po­wtór­nie za­py­ta­łem, a pa­mię­tam że mi ser­ce wów­czas z cie­ka­wo­ści biło.

– Ta ład­na dziew­czyn­ka ba­bu­niu?

– To jest… ład­na dziew­czyn­ka – od­par­ła ma­tro­na wzdy­cha­jąc.

Spoj­rza­łem na nią zdzi­wio­ny i od tego cza­su nie­jed­ne bez­sen­ną go­dzi­nę spę­dzi­łem w łóż­ku, pra­cu­jąc nad roz­wią­za­niem ta­jem­ni­cy pani i dziew­czyn­ki.

Jak­kol­wiek już nie by­łem dziec­kiem, ba­łem się od tego cza­su o zmierz­chu, po­ko­ju ba­bu­ni i tej sza­fy w mu­rze i tej mi­nia­tu­ry, z któ­rej prze­cież wyjść do mnie mo­gła ślicz­na dziew­czyn­ka.

Za nie na świe­cie nie był­bym po­szedł do tego po­ko­ju gdy noc za­pa­dła, a księ­życ, wdzie­rał się przez okno i oświe­cał sto­ją­cych na biór­ku: pod­cza­szy­ca i stryj­cia i dziew­czyn­kę z ba­ran­kiem.

Ale ni­cze­go dłu­go do­wie­dzieć się nie mo­głem. Raz jed­nak pod­słu­cha­łem na­stę­pu­ją­cą roz­mo­wę, z któ­rej wy­nio­słem prze­ko­na­nie, że por­tret pięk­nej pani i dziew­czyn­ki, ma dra­ma­tycz­ną hi­sto­ryę, po­dob­ną do po­wie­ści o Ry­dzyń­skiej bia­łej pani.

Ba­bu­nia pew­ne­go cza­su za­sła­bła, a jej po­wier­ni­ca do­no­sząc o tem mej mat­ce, tak mó­wi­ła:

– Bo co też pani się tak mar­twić? Mój Boże! po tylu la­tach! toć­by i sam Bóg za­po­mniał.

Urwa­ła i do­da­ła ci­szej.

– Gdy pani list z War­sza­wy prze­czy­ta­ła, to za­raz się za­sę­pi­ła. Wy­ję­ła por­tret sio­stry ze sza­fy i dłu­go, dłu­go mu się przy­glą­da­ła i pła­ka­ła… pła­ka­ła.

Moja mat­ka mil­cza­ła, a sta­ra słu­żą­ca ba­bu­ni do­da­ła jesz­cze:

– Bo co też ta pani Olim­pia zgry­zo­ty mo­jej pani na­ro­bi­ła. I na sta­rość się jesz­cze tak gryść. Co się sta­ło, nie od­sta­nie! A pani się tak tra­pi, że jej sio­stra wi­dzieć nie chce. Ot…

Wię­cej nie usły­sza­łem, ale i to mi wy­star­czy­ło do na­bra­nia pew­no­ści, że por­tret "pięk­nej pani" przed­sta­wiał sio­strę mo­jej bab­ki, któ­rej na imię było Olim­pia i że ta była przy­czy­ną nie­zli­czo­nych jej zmar­twień.

Był­bym za­pew­ne w buj­nej czter­na­sto­let­niej wy­obraź­ni le­piej od­two­rzył hi­sto­rya por­tre­tu pięk­nej pani, gdy­by nie oko­licz­ność, że w kil­ka dni póź­niej wy­sła­ny zo­sta­łem do szkół pu­blicz­nych do Kra­ko­wa.

O por­tre­cie pięk­nej i strasz­nej pani, na śmierć za­po­mnia­łem.II.

Po upły­wie sied­miu lat po­wró­ci­łem do ro­dzi­ciel­skie­go domu, opa­trzo­ny w świa­dec­two ukoń­czo­nych szkół.

Moją, bab­kę za­sta­łem przy ży­ciu i zdro­wiu, była to bo­wiem jed­na z tych sta­rej daty ma­tron, co do gro­bo­wej de­ski za­cho­wu­ją, za­so­by sił i pe­wien od­blask mło­do­ści,

Ko­bie­ta ta zresz­tą do­pie­ro sześć­dzie­się­cio­let­niem żyła ser­cem, a ser­ce, je­śli nie ska­mie­nie­je pod wpły­wem oko­licz­no­ści, to się i nie sta­rze­je.

Zna­la­zła mnie "bar­dzo do­brze", jak się z fran­cuz­ka wy­ra­ża­ła, za­pew­nia­jąc, że wyj­dę na ka­wa­le­ra oby­te­go i edu­ko­wa­ne­go, któ­ry na­zwi­ska nie skom­pro­mi­tu­je.

Bab­ka moja, bę­dąc jak wszyst­kie ma­tro­ny pa­mię­ta­ją­ce jesz­cze cza­sy Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta, wiel­ką ary­sto­krat­ką, szcze­gól­ną przy­wią­zy­wa­ła war­tość do ów­cze­snej re­pre­zen­ta­cyi na­zwi­ska.

Znaj­do­wa­ła mnie po­dob­nym do pod­cza­szy­ca, któ­ry, jak za­pew­nia­ła, ozdo­bą był sa­lo­nów z cza­su pa­ła­cu pod Bla­chą, pani So­bo­lew­skiej i Ju­lii Po­toc­kiej.

Wkrót­ce po moim po­wro­cie do domu ura­dzo­no, że po­wi­nie­nem dla wy­po­le­ro­wa­nia się mię­dzy ludź­mi i na wiel­kim świe­cie, spę­dzić jesz­cze ja­kiś czas w sto­li­cy na roz­ryw­kach memu wie­ko­wi od­po­wied­nich.

Po­sta­no­wio­no więc opa­trzyć mnie w li­sty re­ko­men­da­cyj­ne do róż­nych do­mów w War­sza­wie i wy­słać tam na kil­ka mie­się­cy.

Już wszyst­ko do po­dró­ży było przy­go­to­wa­nem, już na­za­jutrz mia­łem na dłuż­szy czas opu­ścić dom ro­dzi­ciel­ski, gdy mnie ba­bu­nia… za­we­zwa­ła do sie­bie, i od­kła­da­jąc dru­ty od poń­czoch, a za­głę­bia­jąc się w fo­te­lu, temi sło­wy za­czę­ła:

– Je­steś ka­wa­le­rem do­ro­słym i mogę z tobą, mó­wić o rze­czy, o któ­rej mó­wić nie lu­bię, a któ­ra za­pew­ne zu­peł­nie igno­ru­jesz.

Nad­zwy­czaj za­cie­ka­wio­ny, ski­ną­łem tyl­ko gło­wa na znak, że go­tów je­stem z uwa­gą, bab­ki słu­chać. To też jak­by się za­no­si­ło na dłu­gie po­sie­dze­nie, da­lej cią­gnę­ła:

– Je­dziesz do War­sza­wy i wy­pa­da, abyś bę­dąc w tem mie­ście, znał pew­ną oso­bę, bar­dzo bliz­ko mnie i cie­bie ob­cho­dzą­cą, tą oso­bą jest moja ro­dzo­na sio­stra, pani Olim­pia…

Tu bar­dzo się za­my­śli­ła i dłu­go mil­cza­ła, aż po chwi­li, jak­by się bu­dząc z za­du­my, pod­chwy­ci­ła wą­tek opo­wia­da­nia, ale już w in­nem miej­scu.

– Jest to moja star­sza sio­stra, de fac­to księż­na Izy­do­ro­wa X…; ba­ła­mu­cę cię, bo nie­wiem, jak ci to wszyst­ko po­wie­dzieć.

Bab­ka znów urwa­ła i znów po chwi­li za­czę­ła.

– Na­zy­wa się pani Olim­pia… to ci wy­star­czy. Bar­dzo bo­le­sny wy­pa­dek za­szły w r. 1814 roz­dzie­lił nas na za­wsze, choć nie mógł jej z mego ser­ca, jako star­szej i uko­cha­nej sio­stry, wy­ru­go­wać.

Tu ma­tro­na znów się za­my­śli­ła i jak­by za­po­mi­na­jąc, że na­prze­ciw niej sie­dzę, sama do sie­bie zmie­nio­nym to­nem mó­wi­ła:

– Bo to Olimp­ka była za­wsze eg­zal­to­wa­na i ide­alist­ka i taka… niech jej Bóg prze­ba­czy… pa­try­ot­ka.

Bab­ka-opu­ści­ła gło­wę i umil­kła, głę­bo­ko roz­stro­jo­na i za­du­ma­na. Krząk­ną­łem, by jej przy­po­mnieć moja obec­ność. Ock­nę­ła się też za­raz i da­lej mó­wi­ła.

– Na czem­że to skoń­czy­łam? A! tak! od 1814 nie wi­dzia­ły­śmy się. Sio­stra mnie wi­dzieć nie chce, bo, trze­ba ci wie­dzieć, ka­wa­le­rze, że wy­pa­dek ten oba­ła­mu­cił tro­chę wła­dze umy­sło­we pani Olim­pii. Gnie­wa się na mnie, ale nie gnie­wa się na twą mat­kę, i są­dzę że nie­ma ra­cyi, aby cie­bie do­brze wi­dzieć nie mia­ła. Po­trze­ba, abyś się sta­rał przy­po­do­bać pani Olim­pii. Nie­tyl­ko do tego skła­niać cię po­wi­nien afekt fa­mi­lij­ny, ale jesz­cze i inna waż­na oko­licz­ność. Sio­stra jest bar­dzo bo­ga­ta i je­śli i ty nie zdo­łasz łask jej so­bie za­skar­bić, to może być bar­dzo ła­two, że to co się nam słusz­nie na­le­ży, w obce pój­dzie ręce, je­śli­by pani Olim­pia nie za­po­mnia­ła i w ostat­niej go­dzi­nie ura­zy do mnie…

Tu bab­ka urwa­ła, a wy­glą­da­ła bar­dzo zmę­czo­na i stra­pio­na. Dwie duże łzy sta­nę­ły jej w oczach, ale nie spły­nę­ły po po­licz­kach, tyl­ko za­schły pod po­wie­ka­mi. Po do­brej prze­rwie, za­czę­ła, nie wią­żąc słów swych z urwa­nym wąt­kiem my­śli:

– Pani Olim­pia ma apar­ta­ment i żyje wy­god­nie, ale zda­je mi się, że ze­rwa­ła ona od lat wie­lu wszel­kie świa­to­we sto­sun­ki. Bied­na! na­tu­ral­nie ze­rwa­ła sama, a inne, nowe! ze­rwał los. Bywa jed­nak u niej co­dzien­nym go­ściem pan ka­pi­tan Woj­da, z któ­rym je­stem w ko­re­spon­den­cyi cza­sa­mi i do któ­re­go ci dam list po­le­ca­ją­cy, aby cię sio­strze za­re­ko­men­do­wał,

Zdzi­wie­nie uwy­dat­ni­ło się na mej gwa­rzy i to spo­strze­gł­szy bab­ka, za­raz do­da­ła:

– Bo to wi­dzisz, Olimp­ka nie po­szła, tak jak ja, jak inne… z prą­dem epo­ki. U niej wszyst­ko tak, jak było w zwy­cza­jach i uży­ciu za księ­cia Jó­ze­fa i w tych cza­sach. Za­nad­to mnie boli, ob­szer­niej ci o tem mó­wić. Zresz­tą po­wie­dzia­łam ci wszyst­ko i czu­ję się bar­dzo znu­żo­na. Me mó­wi­łam o tem od daw­na… Je­śliś cze­goś jesz­cze cie­ka­wy, to się z cza­sem do­wiesz, czy do­my­ślisz. Ka­pi­tan Woj­da wca­le do rze­czy czło­wiek, choć i to Na­po­le­oń­czyk i pew­ne dzi­wak i fa­na­tyk. To lu­dzie, co się sto­su­ją do epo­ki; są i inni…

Tu bab­ka skoń­czy­ła i wię­cej do te­ma­tu tego nie po­wró­ci­ła.

Ja zaś opu­ści­łem ją pod dziw­nem wra­że­niem cie­ka­wo­ści, wy­do­by­wa­ją­cej się z pod przy­gnę­bie­nia mo­ral­ne­go, ja­kie mnie pod­czas opo­wia­da­nia bab­ki ogar­nę­ło. Smu­tek jej udzie­lił mi się, a w wy­obraź­ni sta­nę­ły mi żywo moje mło­de lata, w któ­rych od­kry­łem ta­jem­ni­czy por­tret "pięk­nej pani".

Przy­po­mnia­ła mi się pod­słu­cha­na roz­mo­wa po­wier­ni­cy bab­ki z moją mat­ka. Ale wszyst­ko, przy po­mo­cy na­wet tego co mi te­raz bab­ka opo­wie­dzia­ła, nie od­sła­nia­ło ani tro­chę ta­jem­ni­cy, jaka pa­nią Olim­pie ota­cza­ła. Ni­cze­go do­my­śleć się nie mo­głem z ury­wa­ne­go opo­wia­da­nia ma­tro­ny, w któ­rem prze­bi­jał tyl­ko ból z daw­nej, lecz nie­za­bliź­nio­nej rany. Pani Olim­pia nie prze­sta­wa­ła być da­lej dla mnie ta­jem­ni­czym por­tre­tem, tem wię­cej cie­ka­wym, iż przy­wią­za­na do nie­go rze­czy­wi­ście była ja­kaś dra­ma­tycz­na hi­sto­rya, o któ­rej po tylu la­tach moja bab­ka mó­wić nie chcia­ła. Szcze­gól­nie in­try­go­wa­ły mnie jej jak­by bez­wied­nie wy­po­wie­dzia­ne uwa­gi o sio­strze: – Olimp­ka była za­wsze eg­zal­to­wa­na, ide­alist­ka i pa­try­ot­ka!

Zda­wa­ło­by się, iż w tych wła­śnie cno­tach, trze­ba było szu­kać le mot de l'enig­me. Ale my­śli te pręd­ko się roz­wia­ły, gdyż wy­bie­ra­łem się do War­sza­wy, pe­łen cie­ka­wo­ści lu­dzi i ży­cia w daw­nej sto­li­cy. Je­cha­łem aby się ba­wić, aby wi­dzieć świat. Pani Olim­pia któ­rą mia­łem po­znać, któ­rej rze­czy­wi­ście na­wet na­zwi­sko było mi ob­cem, choć bab­ka ja zwa­ła "de fac­to księż­na Izy­do­ro­wą, " uro­kiem swej dra­ma­tycz­nej ta­jem­ni­czo­ści pod­nie­ca­ła tyl­ko in­te­res tej po­dró­ży.III.

Na jed­nej z daw­niej­szych ulic War­sza­wy, sta­ła wów­czas ka­mie­ni­ca a ra­czej sta­ry pa­łac z po­dwó­rzem i ofi­cy­na­mi. Re­al­ność ta nic się nie zmie­ni­ła od cza­sów Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta, prócz tego, że za­bu­do­wa­no ją od uli­cy wy­so­kie­mi i mod­ne­mi do­ma­mi.

Mi­nąw­szy bra­mę, szło się przez dłu­gi jak­by ko­ry­tarz, po­wsta­ły mię­dzy dwo­ma ka­mie­ni­ca­mi, a pro­wa­dzą­cy na ście­śnio­ne nie­mi daw­ne pa­ła­co­we po­dwó­rze. Tu do­pie­ro od­sła­nia­ła się sta­ro­świec­ka bu­dow­la nie­za­wod­nie bę­dą­ca przed­mio­tem dumy se­na­to­ra cza­sów Au­gu­sta III, od któ­re­go ją na­był pan pod­cza­szyc.

Nie pięk­nem nie­sty­lo­wem, nie im­po­nu­ją­ce­ni, lecz nie­zmier­nie cie­ka­wem było to do­mo­stwo, nie­tknię­te kiel­nią od lat stu, A na mnie tak­że zro­bi­ło cha­rak­te­ry­stycz­ne wra­że­nie, od­bi­ja­jąc ja­skra­wiej, przy trzy­pię­tro­wych bu­dow­lach, któ­rych tyły za­sła­nia­ły mu wi­dok na uli­cę. Pa­łac nie­gdyś pana pod­cza­szy­ca, a wów­czas sio­stry mo­jej bab­ki, za­mknię­ty i ście­śnio­ny, wy­glą­da­ją­cy swe­mi drzwia­mi i okna­mi na wy­so­kie no­wo­cze­sne mury, ro­bił wra­że­nie nie­po­trzeb­ne­go, wy­szłe­go z mody i wzgar­dzo­ne­go an­ty­ka. Smu­tek wiał z jego ścian, na ciem­ny ko­lor po­ma­lo­wa­nych, a opusz­cze­nie wy­zie­ra­ło przez szy­by, po­ro­słe mchem od dołu, po­pie­la­te od ku­rzu, po­kry­te pa­ję­czy­ną i wie­ko­wym py­łem.

Bu­dy­nek ten za­sę­piał sam przez się czło­wie­ka, przy­pa­tru­ją­ce­go mu się ba­daw­czem okiem, bo opo­wia­dał całą smut­ną hi­sto­ryę, jaką jest każ­da prze­szłość, jaką jest sta­rość.

Pa­ła­czy­sko wy­ru­go­wa­no na tyły z fron­tu, ście­śnio­no mu po­dwó­rze, za­mknię­to mu wi­dok, ode­bra­no mu świa­tło i uję­to mu po­wie­trza. Przy­po­mi­na­ło ono tych sta­rusz­ków, któ­rzy prze­żyw­szy się, aby lu­dziom do koła nie za­wa­dza­li, po­zwo­li­li się za­mknąć w naj­cia­śniej­szej iz­deb­ce swe­go wła­sne­go miesz­ka­nia. Bu­dow­la była jed­no­pię­tro­wa, o niz­kich dol­nych, a wy­so­kich gór­nych oknach. Nad nią wzno­sił się ol­brzy­mi dach czer­wo­ną ce­głą kry­ty, któ­re­go jed­no­staj­ność przy­kry­wa­ła fa­sa­da głów­na, o jed­no pię­tro pod­wyż­szo­na, o trzech oknach i że­la­znym bal­ko­nie. Na szczy­cie tego fron­to­nu wzno­sił się herb, wy­obra­ża­ją­cy pod­ko­wę, na któ­rym ster­cza­ła nie­gdyś pię­cio­pał­ko­wa ko­ro­na, a z któ­rej jed­nak tyl­ko trzy gał­ki po­zo­sta­ły.

Pa­łac ten miał i bocz­ne pa­wi­lo­ny, od­po­wia­da­ją­ce fron­to­wi, ale na te tak po­wcho­dzi­ły ka­mie­ni­ce swe­mi ty­ła­mi, że ich nic wi­dać nie było.

Sta­nąw­szy w po­środ­ku po­zo­sta­łe­go pasa po­dwó­rza, sta­ra­łem się na­próż­no ob­jąć ca­łość bu­dow­li, na któ­rej da­chu uwi­ja­ły się go­łę­bic, od­bi­ja­ją­ce swą bia­ło­ścią od ce­gły. Nic nie zdra­dza­ło ży­cia we­wnątrz, nic go nie zdra­dza­ło nie tyl­ko wte­dy, lecz zda­wa­ło się, że już od lat wie­lu.

Uwa­ża­łem za nie­po­dob­ne, aby sio­stra mej bab­ki miesz­ka­ła w tych po­nu­rych kom­na­tach, do któ­rych świa­tło z trud­no­ścią do­cho­dzi­ło przez za­ku­rzo­ne po­dwój­nych okien szy­by.

A prze­cież tak mnie po­in­for­mo­wa­no! Tak mi opi­sa­ła bab­ka miesz­ka­nie pani Olim­pii. Tak też mnie ob­ja­śnił stróż.

– Wła­ści­ciel­ka miesz­ka – po­wie­dział – w po­dwó­rzu, w "sta­rym dwo­rze". "Sta­rym dwo­rem" na­zwał ten dom, któ­ry so­bie po­sta­wił kasz­te­lan ino­wro­cław­ski, aby mieć gdzie wy­god­nie re­zy­do­wać, gdy zjeż­dżał na sejm da sto­li­cy, lub gdy go król po­wo­łał do swe­go boku.

Śmia­ło wsze­dłem do wnę­trza, skła­da­ją­ce­go się naj­pierw z po­nu­rej sie­ni, miesz­czą­cej scho­dy pro­wa­dzą­ce na pię­tro. Na pra­wo mia­ły się znaj­do­wać drzwi do miesz­ka­nia ka­pi­ta­na Woj­dy.

Te drzwi za­raz zo­czy­łem i za­pu­ka­łem do nich.

– Pro­szę! – ode­zwał się z po­ko­ju głos sil­ny i iście woj­sko­wy.

Wsze­dłem i zna­la­złem się na­prze­ciw męż­czy­zny lat sie­dem­dzie­się­ciu, o po­wierz­chow­no­ści po­wsze­dniej sta­rych we­te­ra­nów z cza­sów Na­po­le­oń­skich. *

Pan Woj­da był śred­nie­go wzro­stu je­go­mo­ścia o okrą­głej twa­rzy, bia­łych jak mle­ko wło­sach, z bia­łym sta­ran­nie pod­mu­ska­nym wą­sem. Fi­zy­ogno­mia nie była po­spo­li­tą wsku­tek nad­zwy­czaj­nej ru­mia­no­ści ob­li­cza, od­bi­ja­ją­cej od bia­łe­go za­ro­stu. Ka­pi­tan miał nad­to nad­zwy­czaj ru­chli­we, strze­la­ją­ce, oży­wio­ne małe oczy, któ­re wciąż zda­wa­ły się nie­ja­ko "ko­men­de­ro­wać, jak­by na polu bi­twy.

Zmie­rzył mnie od stóp do głów i za­wo­łał!

– Nie znam Wać­pa­na!

Wrę­czy­łem mu list od mej bab­ki. Ka­pi­tan pręd­ko prze­czy­taw­szy pi­smo, wska­zał mi do­pie­ro krze­sło, a nie wyj­mu­jąc z ust dłu­gie­go cy­bu­cha, da­lej, z pew­nej znacz­nej od­le­gło­ści od oczu czy­tał raz wtó­ry pa­pie­ry od mej bab­ki.

Usia­dłem na tę ko­men­dę i roz­glą­da­łem się po po­nu­rej kom­na­cie. Była to skle­pio­na sala o niz­kich ścia­nach, bo ar­ka­dy o dwa łok­cie nad zie­mią wy­bie­ga­ły z tych­że, ume­blo­wa­ne po sta­ro­świec­ku, za­kop – cone dy­mem, ubra­ne w broń róż­ne, i cy­bu­chy, któ­re ra­zem po­miesz­czo­ne sta­ły po ką­tach i le­ża­ły po sto­łach.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: