Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Poznaj swój głos ... Twoje najważniejsze narzędzie pracy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lutego 2002
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Poznaj swój głos ... Twoje najważniejsze narzędzie pracy - ebook

Aneta Łastik - pieśniarka, pedagog, kobieta niezwykła, z zacięciem społecznikowskim w najlepszym tego słowa znaczeniu. Opracowała własną metodę pracy z ludźmi, którzy maja kłopoty z własnym głosem. Wie, jak rozszyfrować ukryte emocje, które głos blokują. Wie też, bo do tego doszła przez doświadczenie, że kto ma z głosem problemy, ma też je z samym sobą, z własną tożsamością, że droga do odkrycia sekretów zablokowania głosu prowadzi przez ćwiczenia relaksujące, wymowy oddechowe, na wyobraźnie. Pomyślmy co oznacza określenie, że ktoś śpiewał ""z duszą"", ""z sercem"" lub ""bez serca"". Gdy odpowiemy na te pytania, stanie się jasne, że jednym z podstawowych celów pracy z głosem jest uwalnianie i wyrażanie uczuć.

"Nie spodziewałam się, że na temat głosu można napisać tak fascynującą i interesująca książkę. Wiedziałam, że Aneta potrafi pracować nad głosem - w ciągu kilku lekcji wyćwiczyła u mnie wysokie C - natomiast nie zdawałam sobie sprawy, że posiada tak rozległą wiedzę na ten temat. Przeczytałam książkę Anety bardzo szybko, bo ciągle byłam ciekawa, co dalej. Będę często wracać do tej lektury, bo dla mnie - osoby, której głos jest narzędziem pracy, jest tu wiele praktycznych porad. Dziękuję Ci, Moja Przyjaciółko, za tę książkę."
Bożena Dykiel

"Cudowna książka! Napisana przez mądrą, dobrą, życzliwą ludziom osobę, a co równie ważne - przez piosenkarkę, a więc fachowca, doskonale znającego tajniki prawidłowego władania głosem. Polecam ją wszystkim tym, którym brak wiary w siebie utrudnia porozumienie się z innymi ludźmi. Książka Anety Łasik uświadamia, jak w stosunkowo prosty sposób możemy sami sobie pomóc."
Magdalena Zawadzka

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-63773-52-6
Rozmiar pliku: 564 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Słowo wstępne

Dy­na­micz­ny roz­wój go­spo­dar­ki świa­to­wej nie był­by moż­li­wy bez szyb­kiej wy­mia­ny in­for­ma­cji. Jej pod­sta­wę sta­no­wi ko­mu­ni­ka­cja gło­so­wa uży­wa­na w środ­kach ma­so­we­go prze­ka­zu i te­le­ko­mu­ni­ka­cji. Ostat­nio znacz­nie wzro­sło za­in­te­re­so­wa­nie pro­ble­ma­mi gło­su.

Zwięk­szy­ła się licz­ba za­wo­dów wy­ma­ga­ją­cych spe­cjal­nej ja­ko­ści gło­su; do tej gru­py na­le­żą m.in.: śpie­wa­cy so­lo­wi, chó­ral­ni, spi­ke­rzy, ak­to­rzy, lek­to­rzy ra­dio­wi i te­le­wi­zyj­ni, a tak­że na­uczy­cie­le, przed­szko­lan­ki, tłu­ma­cze sy­mul­ta­nicz­ni, te­le­fo­nist­ki i po­li­ty­cy. Więk­szej niż prze­cięt­na wy­daj­no­ści gło­so­wej wy­ma­ga­ją za­wo­dy wy­ko­ny­wa­ne w śro­do­wi­sku, w któ­rym pa­nu­je ha­łas, w ja­kim zwy­kli pra­co­wać np. praw­ni­cy, woj­sko­wi, księ­ża, sprze­daw­cy i le­ka­rze.

Nad­mier­ny wy­si­łek gło­so­wy, pra­ca w nie­ko­rzyst­nych wa­run­kach, w gwar­nym lub kli­ma­ty­zo­wa­nym po­miesz­cze­niu, w cią­głym po­śpie­chu i stre­sie jest przy­czy­ną róż­ne­go ro­dza­ju za­bu­rzeń gło­su.

Je­że­li do­le­gli­wość do­ty­ka na­uczy­cie­la, ad­wo­ka­ta czy ak­to­ra, może ozna­czać za­koń­cze­nie lub gwał­tow­ne za­ła­ma­nie ka­rie­ry. Ale na­wet je­śli czło­wiek nie pra­cu­je gło­sem pro­fe­sjo­nal­nie, utra­ta gło­su, któ­ry jest środ­kiem eks­pre­sji emo­cjo­nal­nej i umoż­li­wia kon­tak­ty oso­bo­we, może do­pro­wa­dzić do de­pry­mu­ją­cej izo­la­cji.

Pa­cjen­ci skar­żą się na nie­moż­ność by­cia zro­zu­mia­nym, za­kło­po­ta­nie, brak wia­ry w sie­bie, uni­ka­nie spo­tkań to­wa­rzy­skich, strach przed zwol­nie­niem z pra­cy, trud­no­ści w awan­so­wa­niu, przy­mus zmia­ny za­wo­du na taki, w któ­rym nie ma po­trze­by mó­wie­nia, uni­ka­nie mó­wie­nia, nie­moż­ność by­cia usły­sza­nym w tłu­mie, lęk przed za­wie­ra­niem no­wych zna­jo­mo­ści, re­zy­gna­cja z wszel­kiej ak­tyw­no­ści spo­łecz­nej, na­ra­że­nie na cią­głe, mę­czą­ce wy­py­ty­wa­nia: co ci do­le­ga?

Pro­blem jest tym więk­szy, im bar­dziej głos jest zwią­za­ny z wy­ko­ny­wa­nym za­wo­dem.

Ist­nie­je wie­le przy­czyn za­bu­rzeń gło­su. Jack­son&Jak­son wy­mie­nia 60 cho­rób zwią­za­nych z chryp­ką u do­ro­słych i 35 u dzie­ci.

W ra­zie ja­kie­go­kol­wiek za­bu­rze­nia gło­su na­le­ży zwró­cić się o po­ra­dę do fo­nia­try w celu usta­le­nia roz­po­zna­nia, po­nie­waż więk­szość tego typu do­le­gli­wo­ści wy­ma­ga le­cze­nia, a na­stęp­nie in­dy­wi­du­al­ne­go po­dej­ścia te­ra­peu­ty wo­kal­ne­go i wła­sne­go pla­nu.

Na­le­ży pa­mię­tać, że za­rów­no przy mó­wie­niu, jak i śpie­wa­niu an­ga­żo­wa­ne są te same mię­śnie. Po­cząt­ki cho­ro­by czę­sto są nie­uchwyt­ne. Nie le­czo­ne za­pa­le­nie krta­ni może pro­wa­dzić do obrzę­ków, po­li­pów czy guz­ków gło­so­wych. Guz­ki po­wsta­ją w wy­ni­ku nad­mier­nych, nie­pra­wi­dło­wych wy­sił­ków gło­so­wych. Są jak od­ci­ski na sto­pach two­rzą­ce się od dłu­gie­go no­sze­nia cia­sne­go obu­wia. Je­śli zmie­nisz buty, otar­cia znik­ną. Ale gdy po­now­nie za­ło­żysz sta­re buty, one wró­cą. Od­po­czy­nek gło­so­wy po­zwo­li gło­so­wi po­pra­wić się, jed­nak gdy za­czniesz mó­wić z daw­ny­mi na­wy­ka­mi, cho­ro­ba wró­ci. Dla­te­go wła­śnie ćwi­cze­nia gło­su i od­dy­cha­nia zmie­nia­ją­ce przy­zwy­cza­je­nia funk­cjo­nal­ne mogą po­móc tam, gdzie nie po­mo­że trwa­le żad­na ku­ra­cja me­dycz­na ani od­po­czy­nek gło­so­wy.

Nie ma dwóch jed­na­ko­wych przy­pad­ków. Pod­czas gdy jed­ne­mu pa­cjen­to­wi wy­star­czy kil­ka dni, aby uzy­skać po­pra­wę gło­su, in­ne­mu za­bie­rze to wie­le ty­go­dni. Po­stę­py za­le­żą od ro­dza­ju scho­rze­nia, in­ten­syw­no­ści ćwi­czeń i woli pa­cjen­ta do eks­pe­ry­men­to­wa­nia z no­wy­mi spo­so­ba­mi two­rze­nia dźwię­ków. Po­stę­py pa­cjen­ta przy re­ha­bi­li­ta­cji gło­su lub stu­den­ta przy na­uce śpie­wu wy­zna­cza­ją ko­lej­ne eta­py te­ra­pii. Ćwi­cze­nia mu­szą być pro­wa­dzo­ne „na ucho”, po­nie­waż ucho ludz­kie jest naj­lep­szym ana­li­za­to­rem dźwię­ku.

Na po­cząt­ku te­ra­pia gło­su jest bia­łą kar­tą – trze­ba usta­lić za po­mo­cą wy­wia­du ro­dzaj pro­ble­mów, nie­jed­no­krot­nie zmie­nić na­wy­ki ca­łe­go ży­cia osób do­tknię­tych do­le­gli­wo­ścią, wy­brać ćwi­cze­nia gło­su i inne for­my te­ra­pii.

Po­nie­waż za­bu­rze­nia gło­su są róż­ne, więc i tech­ni­ki ćwi­czeń są od­mien­ne. Na­uka śpie­wu, ćwi­cze­nia wo­kal­ne to pro­ces od­kry­wa­nia, co twój głos może zro­bić dla cie­bie. Jest to nie tyle kwe­stia na­ucze­nia się, jak wy­twa­rzać dźwię­ki, ile na­ucze­nia się, aby dźwię­ki same się ro­dzi­ły. Po­przez do­świad­cze­nie i ćwi­cze­nia sta­je­my się świa­do­mi tego, co się wy­da­rza. Po­przez pro­ces se­lek­cji wzmac­nia­my to, co jest przy­jem­ne i ła­twe dzię­ki czę­ste­mu po­wta­rza­niu.

Pod­su­mo­wu­jąc, są­dzę, że przed­sta­wio­ne w tej książ­ce tech­ni­ki ćwi­czeń, prak­ty­ki i prze­my­śle­nia będą cen­nym wkła­dem w roz­wój pe­da­go­gi­ki gło­su. Dzię­ki kre­atyw­ne­mu po­dej­ściu do pe­da­go­gi­ki po­mo­gą szko­lić na­uczy­cie­li, śpie­wa­ków, a tak­że lu­dzi, któ­rzy z róż­nych po­wo­dów do­zna­li za­bu­rzeń gło­su.

W książ­ce tej są za­war­te całe de­ka­dy prak­ty­ki Ane­ty – wo­ka­list­ki, Ane­ty – pe­da­go­ga, i wie­le udo­ku­men­to­wa­nych przy­pad­ków. Za­wie­ra ona mnó­stwo in­for­ma­cji prze­ka­za­nych z per­spek­ty­wy na­uczy­cie­la śpie­wu, któ­re są istot­ne dla śpie­wa­ków i ich na­uczy­cie­li.

Książ­ka ta bę­dzie cen­nym uzu­peł­nie­niem bi­blio­te­ki każ­de­go na­uczy­cie­la śpie­wu, śpie­wa­ka czy pro­fe­sjo­na­li­sty zaj­mu­ją­ce­go się gło­sem.

dr Ali­cja Ró­żak-Ko­mo­row­ska

fo­nia­traCza­sem ści­ska nas coś w gar­dle, by nie do­pu­ścić gło­su ser­ca do gło­wy lub vice ver­sa.

Sta­ni­sław Je­rzy Lec

Za­nim na do­bre za­bio­rę głos

Do na­pi­sa­nia tej książ­ki za­in­spi­ro­wa­ło mnie przede wszyst­kim ze­tknię­cie się w cią­gu mo­jej wie­lo­let­niej prak­ty­ki z wie­lo­ma ofia­ra­mi tra­dy­cyj­nych me­tod na­ucza­nia śpie­wu, a tak­że moje wła­sne do­świad­cze­nie. Po­dam w niej kil­ka po­my­słów do prze­my­śle­nia wie­rząc, że uła­twią one czy­ta­ją­ce­mu zna­le­zie­nie wła­ści­wej dro­gi do pra­cy nad gło­sem i nad sobą.

Prze­szłam przez kla­sycz­ną szko­łę śpie­wu, uczą­cą tech­ni­ki, któ­ra mia­ła słu­żyć świa­do­me­mu kon­tro­lo­wa­niu od­de­chu i gło­su.

Kie­dy po szko­le mu­zycz­nej za­czę­łam sta­wiać pierw­sze kro­ki na sce­nie i gdy po­tem na­gra­łam pierw­szą pły­tę, nie mo­głam zro­zu­mieć, dla­cze­go nie lu­bię swo­je­go gło­su i, mimo aplau­zu słu­cha­czy, źle się z nim czu­ję. W szko­le za­de­cy­do­wa­no, że je­stem so­pra­nem (wręcz su­ge­ro­wa­no, że może na­wet ko­lo­ra­tu­rą), pod­czas gdy ja naj­le­piej czu­łam się w dol­nym re­je­strze. Na szczę­ście chcia­łam być pio­sen­kar­ką, a nie śpie­wacz­ką, więc dano mi spo­kój. Dru­gim moim szczę­ściem było to, że skoń­czy­łam pię­cio­let­nią szko­łę w czte­ry lata, uczęsz­cza­jąc na czwar­ty i pią­ty rok jed­no­cze­śnie, czym oszczę­dzi­łam so­bie o rok ćwi­cze­nia mo­je­go „so­pra­nu”, któ­ry, po la­tach, oka­zał się mez­zo­so­pra­nem! Gdy pra­co­wa­łam już w za­wo­dzie pio­sen­kar­ki, zda­rza­ło mi się udzie­lać do­raź­nej po­mo­cy pio­sen­ka­rzom i ak­to­rom, gdy mie­li trud­no­ści z wy­ko­na­niem ja­kie­goś utwo­ru lub – to naj­czę­ściej – za­śpie­wa­niem wy­so­kie­go dźwię­ku. Za­ję­ta wy­stę­pa­mi nie mia­łam wie­le cza­su na sys­te­ma­tycz­ne ucze­nie ko­go­kol­wiek (z wy­jąt­kiem okre­su, gdy pra­co­wa­łam w Stu­diu Pio­sen­ki). Pod­czas tych krót­kich (jed­no-, dwu­dnio­wych lub dwu­ty­go­dnio­wych) se­sji pe­da­go­gicz­nych osią­ga­łam za­dzi­wia­ją­ce na­wet dla mnie sa­mej re­zul­ta­ty. Za­czę­łam się nad tym za­sta­na­wiać i do­szłam do wnio­sku, że se­kret kry­je się w mo­jej po­sta­wie wo­bec lu­dzi, w wie­rze w ludz­kie moż­li­wo­ści. Czę­sto stwa­rza­łam sy­tu­acje, w któ­rych uczeń nie­świa­do­mie osią­gał „nie­osią­gal­ne”, by po­tem móc świa­do­mie z tego do­świad­cze­nia ko­rzy­stać. Gdy zna­la­złam się we Fran­cji, do­sta­łam pra­cę asy­stent­ki u na­uczy­ciel­ki śpie­wu. Była ona au­tor­ką no­wej me­to­dy szko­le­nia śpie­wa­ków, po­le­ga­ją­cej na wy­ko­ny­wa­niu sze­re­gu ćwi­czeń gim­na­stycz­nych, przede wszyst­kim twa­rzy, szczę­ki i ję­zy­ka. Nie­wie­le ro­zu­mia­łam z me­dycz­nych wy­ja­śnień me­to­dy, bo wte­dy moja zna­jo­mość ję­zy­ka fran­cu­skie­go rów­na­ła się zeru (po­słu­gi­wa­łam się głów­nie an­giel­skim). Kie­dy wraz z upły­wem cza­su (po na­by­ciu lep­szej zna­jo­mo­ści ję­zy­ka i do­świad­czeń z ucznia­mi) stwier­dzi­łam, że na­wet cał­ko­wi­te opa­no­wa­nie me­to­dy nie da­wa­ło ucznio­wi umie­jęt­no­ści śpie­wa­nia, po­rzu­ci­łam tę pra­cę. Po­wró­ci­łam do mo­ich daw­nych po­my­słów i jed­no­cze­śnie za­czę­łam szu­kać no­wych spo­so­bów na­ucza­nia. Za­przy­jaź­nio­ny mu­zyk zna­lazł dla mnie – w Sta­nach Zjed­no­czo­nych – książ­ki, któ­re po­twier­dzi­ły moje prze­czu­cia na te­mat roli psy­chi­ki w pra­cy nad gło­sem. Za­czę­łam od sto­so­wa­nia me­to­dy Kri­stin Lin­kla­ter, opi­sa­nej w książ­ce Fre­eing the na­tu­ral vo­ice, a po­tem ko­rzy­sta­łam rów­nież z do­świad­czeń in­nych pro­fe­so­rów, naj­czę­ściej po­cho­dzą­cych z An­glii i USA.

Sta­ło się dla mnie ja­sne, że gdy trak­tu­je się głos jako zja­wi­sko bę­dą­ce wy­łącz­nie wy­ni­kiem kon­kret­nej pra­cy mię­śni, od­ry­wa­jąc go od jego „wła­ści­cie­la”, czy­ni się go nie­cie­ka­wym, po­dob­nym do ca­łej masy in­nych gło­sów (pew­nie stąd licz­ne sce­ny ope­ro­we, te­atral­ne czy es­tra­do­we peł­ne są pu­sto­sło­wia i pu­sto­dź­wię­ków). Po­wtó­rzę za Cor­ne­liu­sem L. Re­idem:

głos jest prze­dłu­że­niem oso­by, a więc:

GŁOS = OSO­BA

Każ­de­mu z nas zna­ne są sy­tu­acje z ży­cia, w któ­rych głos zdra­dza nasz praw­dzi­wy stan emo­cjo­nal­ny. Na przy­kład gdy mamy pro­ble­my z za­śpie­wa­niem wy­so­kich dźwię­ków (w ra­mach po­sia­da­nej ska­li); gdy gar­dło się za­my­ka lub nie po­tra­fi­my utrzy­mać dłu­giej fra­zy, naj­czę­ściej ozna­cza to, że blo­ku­je­my na­szą agre­sję, złość. Prze­cież w kłót­ni je­ste­śmy w sta­nie nie­by­wa­le dłu­go wy­trzy­mać od­dech wy­do­by­wa­jąc z sie­bie gło­śne, wy­so­kie dźwię­ki! Wy­ni­ka to z tego, że w sy­tu­acji, w któ­rej głos jest środ­kiem wy­ra­zu na­szych praw­dzi­wych uczuć, uży­wa­my go bez tru­du. Na­to­miast gdy głos jest obiek­tem sa­mym w so­bie, ode­rwa­nym od na­sze­go cia­ła i od na­szych po­trzeb ko­mu­ni­ko­wa­nia uczuć, na­tra­fia­my na trud­no­ści w emi­sji. Po­myśl­my, co zna­czą okre­śle­nia, że ktoś śpie­wał: „z du­szą”, „ser­cem” lub „bez ser­ca” itp. Gdy od­po­wie­my na te py­ta­nia, sta­nie się ja­sne, że jed­nym z pod­sta­wo­wych ce­lów w pra­cy z gło­sem jest uwal­nia­nie i wy­ra­ża­nie uczuć. W tym celu pro­po­nu­ję trak­to­wać głos tak, jak­by to było dziec­ko – za­ak­cep­to­wać go ta­kim, jaki jest, i w ten spo­sób po­zwo­lić mu się roz­wi­jać. W wie­lu te­ra­piach spo­tkać się moż­na z ter­mi­nem „we­wnętrz­ne dziec­ko”.

W moim ro­zu­mie­niu okre­śle­nie „we­wnętrz­ne dziec­ko” jest sy­no­ni­mem na­sze­go dzie­ciń­stwa, a wraz z nim na­szych emo­cji i od­ru­chów wy­ro­bio­nych od pierw­szych dni na­sze­go ży­cia.

Na po­mysł pra­cy z DZIEC­KIEM wpa­dłam przez przy­pa­dek, gdy szu­ka­łam spo­so­bu na wy­ja­śnie­nie uczen­ni­cy, jak ma unik­nąć for­so­wa­nia gło­su. Przy­szło mi wte­dy do gło­wy, żeby za­pro­po­no­wać jej trak­to­wa­nie gło­su tak, jak­by to było dziec­ko, do któ­re­go trze­ba mieć cier­pli­wość. Pra­cu­jąc z nią w tym du­chu, pil­no­wa­łam, by dała temu DZIEC­KU = gło­so­wi c z a s na roz­wój, nie „po­py­cha­ła go”, nie kry­ty­ko­wa­ła. Do­syć szyb­ko za­czę­ła mieć po­zy­tyw­ne wy­ni­ki i to nie tyl­ko gło­so­we, bo ana­lo­gie z ży­ciem i we­wnętrz­ny­mi pro­ble­ma­mi same się na­su­wa­ły. Wy­stę­pu­ją­ca u niej nie­cier­pli­wość wo­bec gło­su, wo­bec sa­mej sie­bie była od­zwier­cie­dle­niem za­cho­wań jej mamy wo­bec niej, gdy nie uzy­ski­wa­ła na­tych­mia­sto­wych re­zul­ta­tów pra­cy!

Szu­ka­jąc wła­sne­go gło­su szu­ka­my sie­bie, swo­je­go praw­dzi­we­go „ja”, kon­tak­tu z we­wnętrz­nym dziec­kiem.

Ak­tor czy śpie­wak musi umieć otwo­rzyć się, dać DZIEC­KU głos, nie bać się swo­ich uczuć. Gdy mó­wię o da­niu DZIEC­KU gło­su, mam na my­śli rów­nież mó­wie­nie do n i e g o na głos.

Pra­ca nad gło­sem jest bar­dzo in­tym­ną pra­cą, wy­ma­ga za­tem wła­ści­wej at­mos­fe­ry, w któ­rej uczeń nie czu­je się cen­zu­ro­wa­ny i w związ­ku z tym może so­bie po­zwo­lić na­wet na śmiesz­ność – bez ry­zy­ka, że bę­dzie wy­śmia­ny. Wte­dy tyl­ko, wraz z na­uczy­cie­lem, uczeń bę­dzie mógł szu­kać dro­gi do uwol­nie­nia, roz­wi­nię­cia swo­je­go gło­su i wy­pra­co­wać tech­ni­kę wo­kal­ną opar­tą na jego wła­snej per­cep­cji od­czuć zwią­za­nych ze śpie­wem. Przy­po­mi­nam, że w pra­cy tej cho­dzi o zdo­by­cie co­raz więk­szej świa­do­mo­ści sie­bie sa­me­go.

Głos jest pa­pier­kiem lak­mu­so­wym wska­zu­ją­cym stan psy­chicz­ny czło­wie­ka.

Ci, któ­rzy nie lu­bią swo­je­go gło­su, naj­czę­ściej nie lu­bią sa­mych sie­bie.

Pra­ca z gło­sem i od­de­chem jest za­glą­da­niem w głąb sie­bie, w na­sze za­blo­ko­wa­nia. To czę­sto wy­wo­łu­je strach. A pierw­szym od­ru­chem na strach jest za­trzy­ma­ny (za­mknię­ty) od­dech, a w związ­ku z tym za­ci­śnię­te gar­dło, szczę­ki, dół brzu­cha i po­ślad­ki. Dla­te­go też pierw­szym eta­pem pra­cy jest opa­no­wa­nie umie­jęt­no­ści roz­luź­nia­nia mię­śni.

Trud­no so­bie wy­obra­zić więk­sze zło dla twór­czo­ści niż skur­cze mię­śni i za­ha­mo­wa­nie or­ga­ni­zmu. Je­że­li do­tknię­ty jest tym or­gan gło­su, lu­dzie o naj­pięk­niej­szym z na­tu­ry gło­sie za­czy­na­ją chry­pieć, rzę­zić lub wprost tra­cą zdol­ność mó­wie­nia.

Kon­stan­tin S. Sta­ni­sław­ski

Głos i jego „wła­ści­ciel” to jed­no i to samo. Po­wtó­rzę: gdy mamy pro­ble­my z gło­sem – mamy pro­ble­my z sobą. Do­bre pod­ręcz­ni­ki me­to­dycz­ne o na­uce śpie­wu o tym wspo­mi­na­ją, ale się tym nie zaj­mu­ją. Chcia­ła­bym wła­śnie na tę część po­ło­żyć ak­cent.

Głos jest środ­kiem ko­mu­ni­ka­cji z in­ny­mi, a tak­że z sobą sa­mym – sło­wo mó­wio­ne do sie­bie na głos przy­bie­ra inną for­mę niż to, któ­re zo­sta­ło wy­łącz­nie po­my­śla­ne.

A co my ta­kie­go ko­mu­ni­ku­je­my na­szym gło­sem, poza tre­ścią, któ­rą wy­ra­ża­ją sło­wa? Słu­cha­jąc po raz pierw­szy czy­je­goś gło­su uzy­sku­je­my pew­ne wy­obra­że­nie o oso­bie mó­wią­cej, ojej wy­glą­dzie, wzro­ście, płci, wie­ku, cha­rak­te­rze.

Bywa, że wy­ro­bio­ne na pod­sta­wie gło­su po­ję­cie o czło­wie­ku nie od­po­wia­da jego praw­dzi­we­mu wy­glą­do­wi. Na przy­kład sły­sze­li­śmy dzie­cię­cy, pisz­czą­cy gło­sik – a mamy przed sobą do­ro­słą ko­bie­tę. Czy też do­biegł nas sła­by głos chłop­ca – a mamy przed sobą do­ro­słe­go męż­czy­znę lub od­wrot­nie. Jest to czę­sto znak we­wnętrz­ne­go kon­flik­tu da­nej oso­by.

Gdy ni­ski czło­wiek ma po­tęż­ny głos, może to być ozna­ką czło­wie­ka o sil­nej oso­bo­wo­ści albo ta­kie­go, któ­ry „bro­ni się” gło­sem lub ukry­wa swo­je sła­bo­ści, lę­kli­wość.

Znam ak­to­ra, któ­ry pró­bu­je „po­więk­szyć się” gło­sem (na­da­jąc mu bar­dzo ni­ską bar­wę) i przyj­mu­jąc wy­zy­wa­ją­cą po­sta­wę cia­ła.

Oso­by, któ­re mają pisz­czą­cy głos, naj­czę­ściej go nie lu­bią. Przy­szła kie­dyś do mnie tan­cer­ka, któ­rej ja­zgo­tli­wy głos był nie do wy­trzy­ma­nia. Lu­dzie uni­ka­li z nią kon­tak­tu z tego wła­śnie po­wo­du. Głos odzie­dzi­czy­ła po ma­mie. Po­nie­waż nie lu­bi­ła go, po­sta­no­wi­ła za­milk­nąć i od­dać się tań­co­wi. Jed­nak po pew­nym cza­sie trud­no­ści w ko­mu­ni­ka­cji z in­ny­mi i nie­uda­ne ży­cie oso­bi­ste zmu­si­ły ją do po­szu­ki­wa­nia wyj­ścia z tej sy­tu­acji. Za­czę­ła brać lek­cje śpie­wu. Dzię­ki pra­cy nad ak­cep­ta­cją swo­je­go gło­su i uży­wa­niem go nie tyl­ko do krzy­ku (jak to czy­ni­ła jej mama), ale tak­że do wy­ra­ża­nia nim cie­płych uczuć, stop­nio­wo głos jej ła­god­niał i tra­cił swo­ją nie­przy­jem­ną ostrość. Nie obe­szło się, na­tu­ral­nie, bez po­ru­sze­nia i prze­ana­li­zo­wa­nia kwe­stii jej wza­jem­nych sto­sun­ków z mat­ką.

Gło­sem mo­że­my oczy­wi­ście rów­nież ma­ni­pu­lo­wać.

Wilk z baj­ki o Czer­wo­nym Kap­tur­ku mu­siał ubrać się nie tyl­ko w ubra­nie bab­ci, ale tak­że w jej głos!

W za­leż­no­ści od tego, ja­kie chce­my wy­wrzeć na kimś wra­że­nie, taki do­bie­ra­my (naj­czę­ściej nie­świa­do­mie) głos. In­a­czej roz­ma­wia­my z oso­bą, od któ­rej wie­le za­le­ży, in­a­czej z czło­wie­kiem, któ­re­go sy­tu­acja za­le­ży od nas. Moż­na to ła­two za­ob­ser­wo­wać w pra­cy, w domu czy w ukła­dach mi­ło­snych. Tak­że bar­dzo czę­sto wo­bec le­ka­rza przyj­mu­je­my głos i za­cho­wa­nie dziec­ka, któ­re nie­wie­le ro­zu­mie i zda­je się cał­ko­wi­cie na jego wer­dykt.

W szpi­ta­lach pie­lę­gniar­ki czy sa­lo­we zwra­ca­ją się do cho­rych, jak­by to były dzie­ci. Te sy­tu­acje za­leż­no­ści, kie­dy na­sze ży­cie jest w czy­ichś rę­kach, au­to­ma­tycz­nie przy­wra­ca­ją nam głos i za­cho­wa­nia ma­łe­go dziec­ka. Zmie­nia­my głos w celu osią­gnię­cia kon­kret­ne­go celu. Oglą­da­łam do­ku­ment o na­krę­co­nych ukry­tą ka­me­rą za­cho­wa­niach opie­ku­nek do dzie­ci, któ­re w obec­no­ści pani domu mia­ły de­li­kat­ny, bu­dzą­cy za­ufa­nie głos, a gdy tyl­ko zo­sta­wa­ły sam na sam z dziec­kiem, ich głos i oczy­wi­ście za­cho­wa­nie ule­ga­ły cał­ko­wi­tej zmia­nie. Każ­de­mu z nas zda­rza się odło­żyć na póź­niej wy­ko­na­nie bar­dzo dla nas waż­nych te­le­fo­nów, bo nie czu­je­my się do­brze. Wie­my lub czu­je­my, że bę­dzie nam bra­ko­wa­ło w gło­sie tego cze­goś, cze­go po­trze­bu­je­my, by na przy­kład zo­stać wy­słu­cha­nym i za­ła­twić spra­wę. Cze­ka­my wte­dy na lep­sze sa­mo­po­czu­cie, kie­dy nasz głos oznaj­mi słu­cha­czo­wi, że mamy wia­rę w sie­bie i wie­my, cze­go chce­my. Czę­sto też sta­ra­my się nie dać po­znać po gło­sie, że czu­je­my się nie­do­brze, że na­sze spra­wy sto­ją nie naj­le­piej. Jest to oszu­ki­wa­nie gło­sem, w do­brym czy złym celu.

Dzie­ci bar­dzo lu­bią ba­wić się gło­sem, uda­wać ko­goś in­ne­go. Zda­rza mi się oglą­dać z dzieć­mi „Małą Sy­ren­kę” Di­sneya. Dzie­ciom cza­sem ła­twiej niż do­ro­słym do­trzeć do głę­bi in­for­ma­cji za­war­tych w baj­kach, oczy­wi­ście pod wa­run­kiem że do­ro­sły, z któ­rym roz­ma­wia­ją, umie na­pro­wa­dzić je na to py­ta­nia­mi. Gdy oma­wiam z dzieć­mi tę baj­kę, tak mniej wię­cej wy­glą­da dia­log: „Dla­cze­go kró­le­wicz nie chciał po­ślu­bić Sy­ren­ki?”. Od­po­wiedź brzmi: „Bo nie wie­dział, że to ona jest tą, któ­rą po­ko­chał i któ­ra go ura­to­wa­ła”. „A dla­cze­go jej nie po­znał?” – py­tam. – „Bo nie mo­gła wy­do­być z sie­bie gło­su”. „A więc co się da­lej sta­ło?” – drą­żę. „Kró­le­wicz chciał po­ślu­bić cza­row­ni­cę, bo ona mia­ła głos Sy­ren­ki”. „Czy­li po­znał Sy­ren­kę nie po wy­glą­dzie, ale po gło­sie, co więc z tego wy­ni­ka?” – do­cie­kam. Od­po­wiedź za­wsze jest jed­no­znacz­na, że nie wol­no od­da­wać swo­je­go gło­su na­wet za naj­więk­sze skar­by (Sy­ren­ka w za­mian za głos otrzy­ma­ła nogi i wy­glą­da­ła jak nor­mal­na ko­bie­ta). Po ta­kiej roz­mo­wie gra­tu­lu­ję dzie­ciom traf­nej od­po­wie­dzi i wy­ja­śniam, że od­da­nie ko­muś swo­je­go gło­su jest rów­no­znacz­ne ze zre­zy­gno­wa­niem z sie­bie, a tego na pew­no nie wol­no ro­bić, za żad­ną cenę.

„Prze­bie­ran­ki” gło­su mo­że­my na­zwać rów­nież prze­bie­ra­niem się DZIEC­KA.

Po­dam parę przy­kła­dów na to, jak roz­po­znać prze­bra­ne­go za do­brą bab­cię wil­ka (patrz: baj­ka o Czer­wo­nym Kap­tur­ku).

Dziew­czy­na, o któ­rej w po­da­wa­nych da­lej przy­kła­dach będę jesz­cze pi­sać, całe dzie­ciń­stwo c z e k a ł a na mi­łość ro­dzi­ców, na to, by się nią za­in­te­re­so­wa­li. (Chcę tu pod­kre­ślić, że ocze­ki­wa­nie jest sta­nem cha­rak­te­ry­stycz­nym dla dziec­ka, dziec­ko bo­wiem nie jest w sta­nie za­pew­nić so­bie tego, cze­go mu brak, może je­dy­nie cze­kać). W jej domu, na przy­kład, je­dy­nym ele­men­tem ko­mu­ni­ka­cji były pie­nią­dze i ten sche­mat po­wtó­rzy­ła w swo­im mał­żeń­stwie, w któ­rym mąż po­dob­nie jak jej oj­ciec, w za­mian za duże pie­nią­dze, żą­dał po­słu­szeń­stwa. Mię­dzy in­ny­mi za­bra­niał jej po­bie­ra­nia lek­cji śpie­wu. Po uzy­ska­niu nie­za­leż­no­ści (w wy­ni­ku in­ten­syw­nej pra­cy nad sobą) pod­ję­ła de­cy­zję o zna­le­zie­niu so­bie pra­cy, któ­ra spra­wi jej przy­jem­ność. Słusz­nie. Zde­cy­do­wa­ła się pra­co­wać przy dub­bin­gu. Wy­da­wa­ło­by się, że już wszyst­ko jest w po­rząd­ku. Tym­cza­sem to tu wła­śnie DZIEC­KO „prze­bra­ło się” za do­ro­słe­go i w ten spo­sób po­wró­ci­ło do dzie­ciń­stwa. By zro­zu­mieć, co mam na my­śli, trze­ba w dia­lo­gu z DZIEC­KIEM po­su­nąć się o parę kro­ków da­lej, czy­li – w przy­to­czo­nym przy­kła­dzie – wspo­mnia­na ko­bie­ta nie po­win­na była za­trzy­mać się na ar­gu­men­tach DZIEC­KA, że wresz­cie bę­dzie ro­bi­ła to, co spra­wia jej przy­jem­ność, i do­sta­nie go­dzi­wą za­pła­tę, ale na in­nym aspek­cie tej pra­cy, czy­li na c z e k a n i u na te­le­fon, na ofer­tę. Te­raz ła­twiej za­uwa­ży­my, że oso­ba ta „wró­ci­ła” do domu. Oso­by z po­dob­nym pro­ble­mem nie po­win­ny wy­ko­ny­wać wol­ne­go za­wo­du, gdyż wy­cze­ki­wa­nie wy­ma­ga du­żej od­por­no­ści. Jed­nym z roz­wią­zań, ja­kie jej za­pro­po­no­wa­łam, było zna­le­zie­nie in­nej, sta­łej pra­cy i po­trak­to­wa­nie tej wy­ma­rzo­nej jako do­dat­ko­wej, jako hob­by.

Inny przy­pa­dek to mło­dy czło­wiek o pięk­nym gło­sie, któ­ry ma wszyst­kie dane, by zro­bić ka­rie­rę. Jego mat­ka przez całe dzie­ciń­stwo i okres mło­dzień­czy szer­mo­wa­ła za­rów­no kom­ple­men­ta­mi – że jest ge­nial­ny, wspa­nia­ły, jak i in­wek­ty­wa­mi, typu „idio­ta”, „zero” itp. By umoż­li­wić so­bie zro­bie­nie ka­rie­ry, mu­siał uwol­nić się od mat­ki i od uczu­cia, że co­kol­wiek w tej spra­wie robi, jest dla niej lub z jej po­wo­du. Na­uczył się mil­czeć, czy­li n i e in­for­mo­wać mat­ki o swo­ich ar­ty­stycz­nych po­czy­na­niach. Za­czął ćwi­czyć głos, zna­lazł kom­po­zy­to­ra i przy­stą­pił do przy­go­to­wy­wa­nia re­per­tu­aru. Na­gle ma oka­zję za­pi­sać się na kurs te­atral­ny, o któ­rym kie­dyś ma­rzył. Wo­bec tego de­cy­du­je się prze­rwać swo­je śpie­wa­nie na dwa mie­sią­ce w celu do­sko­na­le­nia się, ar­gu­men­tu­jąc, że i to się przy­da na sce­nie (do­dam, że ma już po­nad trzy­dzie­ści lat). Ar­gu­ment, owszem, słusz­ny, tyle tyl­ko, że opóź­nia, a może i unie­moż­li­wia ka­rie­rę pio­sen­kar­ską. Cho­ciaż­by dla­te­go, że kom­po­zy­tor, któ­ry już tyle cza­su pra­co­wał z nim nad re­per­tu­arem, może – znie­chę­co­ny – od­wró­cić się i za­nie­chać dal­szej współ­pra­cy (nasz śpie­wak już wie­lo­krot­nie za­trzy­my­wał się „pięć przed dwu­na­stą”). W ta­kiej sy­tu­acji trze­ba, jak przy­sta­ło na praw­dzi­we­go ro­dzi­ca, za­bro­nić DZIEC­KU kur­su te­atral­ne­go i zmu­sić do do­pro­wa­dze­nia do koń­ca raz pod­ję­te­go dzia­ła­nia – co w tym wy­pad­ku bę­dzie cał­ko­wi­tą no­wo­ścią, czy­li praw­dzi­wą edu­ka­cją dziec­ka.

W pra­cy z sobą jest taki mo­ment, kie­dy sza­le­je w nas nie­wy­ży­ty w dzie­ciń­stwie nar­cyzm – z dzie­cin­nym ar­gu­men­tem „ja chcę” na­le­ży bar­dzo uwa­żać. Ar­ty­ści po­win­ni pa­mię­tać, że ich za­wód daje im cu­dow­ną szan­sę świa­do­me­go re­ali­zo­wa­nia nar­cy­stycz­nych uczuć. A że wcho­dzi­my obec­nie w epo­kę cał­ko­wi­te­go sku­pie­nia się na swo­im pęp­ku w naj­gor­szym tego sło­wa zna­cze­niu i ła­two jest się zgu­bić, mu­si­my na­uczyć się ra­dzić so­bie z tymi uczu­cia­mi. Uczu­ciom nar­cy­stycz­nym na­le­ży po­świę­cić dużo miej­sca w pra­cy z sobą, na­uczyć się je kon­tro­lo­wać i uży­wać ich tak, by nie de­ter­mi­no­wa­ły po­waż­nych de­cy­zji ży­cio­wych. Na przy­kład je­śli nie zre­ali­zo­wa­ne w dzie­ciń­stwie uczu­cia nar­cy­stycz­ne są j e d y n y m po­wo­dem wy­bo­ru za­wo­du ar­ty­sty, to le­piej od razu zmie­nić za­wód. W pierw­szym eta­pie pra­cy z sobą, a więc i w pra­cy z uczu­cia­mi nar­cy­stycz­ny­mi, re­ali­zu­je się (w mia­rę moż­li­wo­ści) to, na co DZIEC­KO ma ocho­tę, po­tem zaś na­stę­pu­je ucze­nie g o do­ro­śle­nia i roz­waż­ne­go osią­ga­nia tego, o czym ono ma­rzy – za­tem nic już nie musi się stać n a t y c h m i a s t, jak­by tego chcia­ło DZIEC­KO.

W pra­cy z sobą trze­ba uwa­żać, żeby nie po­zo­stać za dłu­go na eta­pie nar­cy­stycz­nym, w sa­mo­za­chwy­cie i ocze­ki­wa­niu, że świat po­wi­nien się krę­cić wo­kół nas. Na­sze ży­cie i prze­szłość ni­ko­go oprócz nas nie ob­cho­dzą – to my mamy za­jąć się DZIEC­KIEM, ucząc je żyć z in­ny­mi.

O nar­cy­zmie wie­le już na­pi­sa­no, więc nie będę się nad tym te­ma­tem za­trzy­my­wać, po­wtó­rzę tyl­ko, że jest bar­dzo waż­ne, by­śmy jako ide­al­ni ro­dzi­ce tego DZIEC­KA umie­li od­po­wie­dzieć na jego nie zre­ali­zo­wa­ne po­trze­by i po­kie­ro­wać nim. To wła­śnie w zda­niach: „ja tego chcę” lub „nie chcę”, „to mi się po­do­ba, a to nie po­do­ba” i temu po­dob­ne, wy­ra­ża się DZIEC­KO. Pod­kre­ślam, iż nie chcę przez to po­wie­dzieć, że na­szych chę­ci nie trze­ba brać pod uwa­gę, wręcz prze­ciw­nie. Ale mu­szą im to­wa­rzy­szyć dal­sze py­ta­nia i prze­my­śle­nia, któ­re po­zwo­lą pod­jąć do­ro­słą de­cy­zję, w któ­rej chęć czy nie­chęć nie od­gry­wa­ją głów­nej roli. War­to pa­mię­tać, że i w na­szych chę­ciach i nie­chę­ciach mo­że­my od­na­leźć „za­pro­gra­mo­wa­nie” z daw­nych cza­sów i że nie za­wsze jest to na­sza praw­dzi­wa re­ak­cja. Czę­sto sły­szę od ko­biet, że pod wie­czór są tak strasz­nie zmę­czo­ne, iż nic już tego dnia nie zro­bią. Ich głos po­twier­dza ich stan. Naj­czę­ściej ta­kiej zmę­czo­nej mło­dej ko­bie­cie za­da­ję py­ta­nie – co by było, gdy­by te­raz, w tej chwi­li, za­dzwo­nił do niej uro­czy, atrak­cyj­ny męż­czy­zna i za­pro­sił na ko­la­cję? Naj­czę­ściej na jej twa­rzy po­ja­wia się uśmiech i zni­ka, ma­ni­fe­sto­wa­ne przed chwi­lą, zmę­cze­nie. Wy­ła­pu­jąc ten mo­ment, py­tam – czy jej mat­ka była oso­bą, któ­ra dużo pra­co­wa­ła i wie­czo­ra­mi była bar­dzo zmę­czo­na? Od­po­wiedź, jak do­tąd, za­wsze była twier­dzą­ca. Otóż, acz­kol­wiek to praw­da, że w tym mo­men­cie ko­bie­ta od­czu­wa zmę­cze­nie, dzie­je się tak jed­nak głów­nie dla­te­go, że tak na­uczy­ła się od swo­jej mamy re­ago­wać na pra­cę i tru­dy ży­cia. Pra­cu­jąc z sobą, może tę ten­den­cję zmo­dy­fi­ko­wać.

In­nym nar­cy­stycz­nym po­czu­ciem jest prze­ko­na­nie, że je­stem „naj” – naj­lep­sza(y), naj­wspa­nial­sza(y) itd.

Trze­ba wte­dy przy­po­mnieć DZIEC­KU, że choć dla nas jest ono „naj…”, ma wie­dzieć o tym, że inni też są „naj…”.

Pra­ca nad gło­sem, któ­rą pro­po­nu­ję uczniom, jest skie­ro­wa­na do tych, któ­rych pa­sjo­nu­je po­zna­wa­nie sa­me­go sie­bie (a przez to i in­nych) i któ­rzy nie boją się wy­sił­ku i zmian. Pra­ca taka, jak wszel­kie „za­glą­da­nie” w sie­bie, wy­ma­ga od­wa­gi i musi być wy­ko­ny­wa­na stop­nio­wo. Re­kom­pen­sa­tą za wy­sił­ki jest przy­jem­ność wy­ni­ka­ją­ca z od­zy­ski­wa­nia po­czu­cia wła­snej war­to­ści i co­raz więk­szej wia­ry w swo­je moż­li­wo­ści. Książ­ka ta nie ma am­bi­cji ode­gra­nia roli pod­ręcz­ni­ka (pro­po­zy­cje ksią­żek o pra­cy nad gło­sem czy­tel­nik znaj­dzie na koń­cu). Nie będę po­da­wać żad­nej me­to­dy pra­cy nad gło­sem, mię­dzy in­ny­mi dla­te­go, że z każ­dym pra­cu­ję in­a­czej. Na­to­miast przed­sta­wię pew­ne sta­le ele­men­ty pra­cy i ćwi­cze­nia, któ­re wy­da­ją mi się mało zna­ne. Głów­nym ce­lem tej książ­ki jest zwró­ce­nie uwa­gi na pro­ble­my zwią­za­ne z gło­sem, z jego kształ­to­wa­niem i, co za tym idzie, z kształ­to­wa­niem na­szej oso­bo­wo­ści.ROZDZIAŁ I Główne elementy pracy nad głosem

Bez od­de­chu nie ma ży­cia

Lek­cja jest oka­zją do eks­plo­ra­cji i zna­le­zie­nia tego, co dla nas jest wła­ści­we. A prze­wod­ni­kiem jest na­sze po­czu­cie kom­for­tu, ła­two­ści i przy­jem­no­ści. (…) Je­że­li trak­tu­jesz sie­bie z sza­cun­kiem, na jaki za­słu­gu­jesz, ko­rzy­ścią, któ­rą znaj­dziesz, bę­dzie więk­sza ła­twość i spraw­ność, któ­ra może ła­two prze­kro­czyć two­je ocze­ki­wa­nia i wy­obra­że­nia.

Mo­sze Fel­den­kra­is, The ma­ster mo­ves

Nie ma nic groź­niej­sze­go dla ak­to­ra niż świa­do­mość, że głos może za­stę­po­wać emo­cje. Mu­szą te dwie rze­czy iść jed­no­cze­śnie (…) czło­wiek, któ­ry ma dość kon­tro­li nad gło­sem, by pre­zen­to­wać (kon­se­kwent­nie) „miły” ton – ukry­wa wie­le rze­czy, krót­ko mó­wiąc, trze­ba spró­bo­wać otwo­rzyć swój ro­zum na po­jed­na­nie uczu­cia z dźwię­kiem i po­zwo­lić im wza­jem­nie się sty­mu­lo­wać.

Kri­stin Lin­kla­ter, Fre­eing the na­tu­ral vo­ice

Pierw­szym eta­pem pra­cy nad gło­sem jest po­zna­nie wła­sne­go na­tu­ral­ne­go ryt­mu od­dy­cha­nia, roz­po­zna­nie na­pięć, za­ha­mo­wań i na­ucze­nie się roz­luź­nia­nia, a tak­że uspraw­nia­nia sła­bych punk­tów cia­ła. Trze­ba na­uczyć się słu­cha­nia sa­me­go sie­bie. Głów­ne punk­ty na­pięć to: czo­ło, szczę­ki, gar­dło, ję­zyk (czę­sto cof­nię­ty tak, że blo­ku­je gar­dło), ra­mio­na, brzuch, po­ślad­ki. Tu wła­śnie do­ty­ka­my bar­dzo de­li­kat­nej ma­te­rii, po­nie­waż na­pię­cia te za­wsze zwią­za­ne są z prze­ży­cia­mi z dzie­ciń­stwa. Więc „uwal­nia­nie się” od na­pięć stwa­rza ko­niecz­ność po­sta­wie­nia pod zna­kiem za­py­ta­nia wie­lu „pew­ni­ków” do­ty­czą­cych nas sa­mych i domu, z któ­re­go po­cho­dzi­my, oraz spraw­dze­nia ety­kie­tek, ja­kie nam w dzie­ciń­stwie przy­le­pio­no.

Naj­pierw bę­dzie­my mu­sie­li za­po­znać się z na­szym od­de­chem. Przy­po­mi­nam, że od­dech za­czy­na na­sze ży­cie, a jego brak je koń­czy. Dla­te­go też na­ukę trze­ba za­cząć nie od kon­tro­lo­wa­nia od­de­chu, ale od ob­ser­wo­wa­nia go, w sta­nie roz­luź­nie­nia, by po­znać jego na­tu­ral­ny rytm. Trze­ba stop­nio­wo na­uczyć się mieć za­ufa­nie do wła­sne­go cia­ła, to zna­czy pa­mię­tać, że nasz sys­tem ner­wo­wy „za­ma­wia” tyle po­wie­trza, ile nam po­trze­ba do zre­ali­zo­wa­nia kon­kret­nej ak­cji, a w tym do wy­ra­że­nia tego, co chce­my wy­ra­zić. Je­śli czło­wiek nie wie, co chce prze­ka­zać, i wy­po­wia­da sło­wa, któ­rych do koń­ca nie po­my­ślał, bę­dzie miał pro­blem z od­de­chem (w śpie­wie wy­ra­ża się to tym, że śpie­wa­ją­cy ma wra­że­nie, że brak­nie mu cza­su na wzię­cie od­de­chu). Nie­raz wy­star­czy mieć bar­dzo do­brą dyk­cję, by od­dech sam się wspa­nia­le re­gu­lo­wał – po­le­cam ćwi­cze­nie spół­gło­sek z kor­kiem w ustach. (De­mo­ste­nes użył do tego ka­mie­ni). Cho­dzi o bar­dzo pre­cy­zyj­ne wy­ma­wia­nie sy­lab lub, na po­czą­tek, sa­mych spół­gło­sek.

Cia­ło, od­dech czło­wie­ka re­agu­ją na za­ist­nia­łą w mó­zgu myśl. Weź­my na przy­kład każ­de­mu z nas zna­ną sy­tu­ację, gdy na­gle wy­da­je nam się, że zo­sta­wi­li­śmy w domu za­pa­lo­ny gaz lub zgu­bi­li­śmy klu­cze. W cią­gu se­kun­dy ro­bi­my się czer­wo­ni, ser­ce nam ło­mo­cze i je­ste­śmy w cał­ko­wi­tej pa­ni­ce. Za­re­ago­wa­li­śmy na myśl, a nie na fak­tycz­ną sy­tu­ację.

Lo­gicz­nie ro­zu­mu­jąc, tak samo za­re­agu­je na­sze cia­ło na in­for­ma­cję typu: tego nie je­stem w sta­nie zro­bić, to mi się nie uda, tego nie dam rady za­śpie­wać, mnie się nie da ko­chać.

Na­sze ży­cie jest ta­kim, ja­kim uczy­ni­ły je na­sze my­śli

Ma­rek Au­re­liusz

Za­tem pierw­sze ćwi­cze­nia od­de­cho­we to pięt­na­sto­mi­nu­to­we re­lak­sa­cje, któ­re po­zwa­la­ją ob­ser­wo­wać od­dech, a nie dy­ry­go­wać nim! W cza­sie tych ćwi­czeń uczy­my się roz­po­zna­wać na­sze na­pię­cia i szu­ka­my co­raz to no­wych spo­so­bów ich roz­ła­do­wy­wa­nia. Jak we wszyst­kim, tak i w tych ćwi­cze­niach trze­ba być twór­czym, to zna­czy nie po­wta­rzać tych sa­mych tech­nik roz­luź­nia­nia się, tyl­ko szu­kać no­wych i wy­my­ślać je. Ce­lem jest, mię­dzy in­ny­mi, na­ucze­nie się od­dy­cha­nia usta­mi, z roz­luź­nio­ną szczę­ką, i po­zwo­le­nie cia­łu na peł­ny od­dech (włą­cza­jąc w to brzuch i dół ple­ców). Na roz­luź­nie­nie szczę­ki jest wie­le ćwi­czeń: ma­so­wa­nie miejsc, w któ­rych znaj­du­ją się „za­wia­sy” szczę­ko­we, lub w trak­cie prze­ły­ka­nia śli­ny jed­no­cze­sne za­trzy­ma­nie ję­zy­ka przy gór­nych zę­bach i opusz­cze­nie dol­nej szczę­ki; a po­tem pusz­cze­nie luź­no ję­zy­ka, tak by opadł sam – a nie był po­ło­żo­ny. Po­tem moż­na ro­bić to ćwi­cze­nie bez prze­ły­ka­nia śli­ny. Wbrew po­zo­rom nie jest to naj­ła­twiej­sze ćwi­cze­nie, ale za to bar­dzo po­ży­tecz­ne. Po pierw­sze, uświa­da­mia nam, do ja­kie­go stop­nia mamy na­pię­tą szczę­kę, a tak­że, że nasz ję­zyk jest „przy­le­pio­ny” do niej. By móc śpie­wać, ko­niecz­nie trze­ba unie­za­leż­nić ję­zyk od szczę­ki, tak by po­tem na­uczyć się go trzy­mać pła­sko przy dol­nych zę­bach. Mo­że­my za­ob­ser­wo­wać, co robi ję­zyk, gdy sze­ro­ko otwo­rzy­my usta przed lu­strem. Naj­czę­ściej usu­wa się w tył gar­dła, za­my­ka­jąc je i po­wo­du­jąc, że mimo otwar­tych ust, co po­win­no w kon­se­kwen­cji za­pew­nić od­dy­cha­nie przez gar­dło, w dal­szym cią­gu od­dy­cha­my no­sem. Od­dy­cha­nie usta­mi sta­je się moż­li­we w mia­rę, jak czło­wiek uwal­nia się od stra­chu przed swo­imi nie­zna­ny­mi uczu­cia­mi, uczy się je roz­po­zna­wać i wy­ra­żać. Prak­tycz­ne też jest ćwi­cze­nie, któ­re po­le­ga na śpie­wa­niu lub mó­wie­niu przy jed­no­cze­snym wy­krę­ca­niu ust na wszel­kie spo­so­by. Wspo­mnia­na prze­ze mnie pra­ca z kor­kiem jest jed­nym z naj­lep­szych ćwi­czeń, a w każ­dym ra­zie moim ulu­bio­nym.

Po­cząt­ko­we ćwi­cze­nia po­win­ny po­móc ucznio­wi w na­bra­niu za­ufa­nia do wła­sne­go cia­ła po­przez ob­ser­wa­cję swo­ich re­ak­cji na im­pul­sy, po­trze­by, emo­cje. Przyj­rzyj­my się każ­de­mu z nas zna­ne­mu po­mru­ko­wi „uhm”, któ­rym in­for­mu­je­my słu­cha­cza, że sły­szy­my, co do nas mówi (na przy­kład przez te­le­fon). Ten ma­lut­ki, ale za to nie­by­wa­le ko­mu­ni­ka­tyw­ny dźwięk może nam po­móc w po­szu­ki­wa­niu otwar­to­ści i re­zo­nan­su. Po­tem prze­cho­dzi­my do in­nych, już wy­raź­niej ar­ty­ku­ło­wa­nych dźwię­ków.

Na przy­kład za­czy­na­my od po­mru­ki­wa­nia „hmm” wy­obra­ża­jąc so­bie, że od­po­wia­da­my ko­muś, z kim roz­ma­wia­my. Jed­no­cze­śnie ob­ser­wu­je­my ten dźwięk. Po­tem wy­ra­ża­my nim zdzi­wie­nie, a więc prze­dłu­ża­my go, „aha mm” idąc w górę ska­li. Po­ma­łu do­cho­dzi­my do wy­raź­niej­sze­go „aha”, „ooo”, „mmm” itp. Trze­ba też ob­ser­wo­wać sie­bie w cią­gu dnia, kie­dy wie­lo­krot­nie wy­ra­ża­my róż­ne sta­ny bar­dzo cie­ka­wy­mi ma­leń­ki­mi dźwię­ka­mi.

Na­stęp­nym eta­pem jest spo­strze­ga­nie, w jaki spo­sób na­sze cia­ło ko­mu­ni­ku­je moc­niej­sze uczu­cia: zmie­nia się nam głos; robi się nam go­rą­co; za­czy­na­my się ją­kać; mó­wi­my co­raz szyb­ciej i bez skła­du, milk­nie­my i nie mo­że­my wy­do­być z sie­bie gło­su; głos sta­je się ra­do­sny, mó­wi­my w wyż­szym re­je­strze; głos się ob­ni­ża itd. Tego ro­dza­ju ob­ser­wa­cje i idą­ce za tym prze­my­śle­nia po­win­ny uła­twić pra­cę nad uzy­ska­niem funk­cjo­nal­nej swo­bo­dy i co­raz głęb­szej sa­mo­świa­do­mo­ści. Kri­stin Lin­kla­ter pi­sze:

Uwol­nić głos zna­czy uwol­nić oso­bę, a każ­dy czło­wiek jest nie­roz­dziel­nie umy­słem i cia­łem (…) Naj­bar­dziej wi­docz­ne za­blo­ko­wa­nia i wy­krzy­wie­nia na­tu­ral­ne­go gło­su są spo­wo­do­wa­ne na­pię­cia­mi fi­zycz­ny­mi. Cier­pi on tak­że z po­wo­du za­ha­mo­wań na­tu­ry emo­cjo­nal­nej, in­te­lek­tu­al­nej, słu­cho­wej, du­cho­wej. Wszyst­kie te prze­szko­dy są psy­cho­fi­zycz­ne z na­tu­ry i, raz usu­nię­te, po­zwa­la­ją gło­so­wi od­dać peł­ny wa­chlarz ludz­kich uczuć i wszyst­kie niu­an­se my­ślo­we.

Po­wtó­rzę, że wszel­kie pro­ble­my psy­chicz­ne, za­blo­ko­wa­nia dają swój wy­raz w pra­cy od­de­chu.

Umie­jęt­ność od­dy­cha­nia całą pier­sią po­zwa­la w kon­se­kwen­cji żyć peł­ną pier­sią!

Dla­te­go pod­kre­ślam, że pierw­sze pod­sta­wo­we ćwi­cze­nia po­win­ny być skie­ro­wa­ne na od­na­le­zie­nie spo­ko­ju, za­ufa­nia do sa­me­go sie­bie i na po­zwo­le­nie cia­łu na od­dy­cha­nie w jego na­tu­ral­nym ryt­mie. W cza­sie ćwi­cze­nia, w któ­rym uczeń zaj­mu­je się je­dy­nie ob­ser­wa­cją wła­sne­go od­de­chu, bar­dzo wy­raź­nie wi­dać mo­ment, w któ­rym myśl jego od­bie­ga gdzieś in­dziej. A to dla­te­go, że w tej sa­mej chwi­li za­ob­ser­wu­je­my u ucznia zmia­nę ryt­mu od­dy­cha­nia. Naj­czę­ściej spo­ty­ka­nym pro­ble­mem jest to, że n i e d a j e m y so­bie cza­su na wdech.

Czas na wdech to czas na ży­cie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: