Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przyjaciel czy wróg? - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 października 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
13,99

Przyjaciel czy wróg? - ebook

Andi, dziennikarka śledcza, pomogła policji przy kilku sprawach, na przykład przy tropieniu groźnych bandytów odpowiedzialnych za śmierć jej ojca. Dzięki pracy zyskała wielu fanów, ale też zajadłych wrogów. Coraz częstsze listy i telefony z pogróżkami zmuszają ją do wyjazdu z Teksasu. Podejmuje pracę w lokalnej gazecie w Whitehorse w Montanie. Liczy na to, że w sennym miasteczku odzyska spokój. Jednak pewnego dnia znajduje na biurku stary wycinek prasowy i taśmę z intrygującym nagraniem. Wszystko wskazuje na to, że zabójcy jej ojca znaleźli schronienie właśnie w Whitehorse i byli ściśle powiązani z rodziną miejscowego szeryfa…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-238-8378-4
Rozmiar pliku: 971 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OSOBY:

Cade Jackson – kowboj, po raz pierwszy od sześciu lat czekający z niecierpliwością na święta Bożego Narodzenia. To znaczy – tak było, póki w mieście nie pojawiła się niejaka Andi.

Miranda West Blake, czyli „Andi” – nowa reporterka lokalnego tygodnika. W Whitehorse natrafia na temat swojego życia, w konsekwencji czego znajdzie się nie tylko w bardzo niebezpiecznej sytuacji, lecz także w ramionach mężczyzny, z którym absolutnie nie powinna się wiązać.

Grace Browning Jackson – kiedyś bała się panicznie, by nikt nie odkrył jej tajemnicy. Chyba że dopiero po jej śmierci.

Houston Calhoun – nic dziwnego, że wybrał życie przestępcy, skoro przyszedł na świat w rodzinie, która z napadów na bank uczyniła profesję.

Lubbock Calhoun – czeka tylko, kiedy wypuszczą go z więzienia i będzie mógł powrócić do Whitehorse. Chce dokończyć to, co kiedyś zaczął.

Bradley Harris – pracuje w teksaskiej telewizji jako asystent dziennikarza. Wyszukuje informacje, poza tym lubi przyjaźnić się z reporterami, a najbardziej ze znaną dziennikarką śledczą Andi Blake.

Arlene Evans – matka trojga już dorosłych dzieci jest coraz bardziej przygnębiona, ponieważ sądzi, że najprawdopodobniej nie będzie jej dane widzieć, jak pociechy osiągają wiek dojrzały. Podejrzewa bowiem, że przynajmniej jedno z nich – o ile nie więcej – nadal pragnie jej śmierci.

Violet Evans – córka Arlene, najstarsza z rodzeństwa, planuje swój powrót do Whitehorse.

Charlotte Evans – druga córka Arlene, najmłodsza z rodzeństwa. Trudno jej uwierzyć, że rodzona matka nie zauważyła, jaki to sekret już od kilku miesięcy nosi pod swoim sercem jej córka.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Tego roku było inaczej. Cade Jackson nie był jeszcze w stanie sprecyzować, na czym dokładnie to polegało, chociaż jednej, konkretnej zmiany trudno było nie zauważyć. Czekanie na zbliżającą się rocznicę śmierci żony nie było już tak przytłaczające i bolesne. Podchodził do tego zdecydowanie spokojniej, może więc czas faktycznie zrobił swoje. Zagoił ranę w sercu, choć to wcale nie znaczyło, że Cade zapomniał o zmarłej żonie. Tęsknił za nią, wspominał, choć teraz, po sześciu latach, niewątpliwie rzadziej.

W sumie to bardzo smutne, pomyślał z goryczą, usadowiony na najwyższym szczeblu ogrodzenia wokół areny, skąd obserwował zmagania kowboi. Siedział tu sobie od dłuższego czasu. Patrzył, rozmyślał, wsłuchiwał się w tętent kopyt, wzbijających tumany kurzu. Pachniało końmi i wyprawioną skórą. Znajome zapachy, tak samo bliskie jak cała ta kraina rozpościerająca się dookoła. Preria, teraz przykryta białym śniegiem, która ciągnie się aż do przełomów rzeki Missouri, wijącej się przez stan Montana. I wzgórza, zwane Małymi Górami Skalistymi, których ciemne sylwety widniały na horyzoncie.

Czuł się tak, jakby budził się ze śpiączki. Wszystko wydawało się inne, nowe, każdy zapach wyjątkowo intensywny. I – o dziwo – czekał na święta. Przez lata całe, zapamiętały w swoim żalu, unikał rodziny, a podczas świąt uciekał do swojej chaty albo na jezioro, do budki rybackiej. Tam czekał, aż święta miną. Dopiero w tym roku przyszła mu do głowy myśl, że mógłby je spędzić inaczej.

Nagle zadrżał. Ale to, co teraz poczuł, nie było chłodem. Coś innego. Lęk? Dlaczego? Czego niby miałby się bać?!

Niczego. Dość. Nie pozwoli, by znów zaczęły dręczyć go zmory przeszłości, akurat teraz, kiedy wreszcie poczuł, że jest w stanie zapanować nad nimi i obudzić się do życia.

Andi Blake swój pierwszy poranek w redakcji tygodnika „Milk River Examiner” spędziła na porządkowaniu biurka, odziedziczonego po poprzedniku. Owszem, trochę się zdenerwowała, kiedy dowiedziała się, że jej poprzednik został zamordowany, ale naprawdę tylko trochę. Ów poprzednik, reporter Glen Whitaker, niestety nie był człowiekiem schludnym. Po spakowaniu do kartonu wszystkich jego notatek Andi zmuszona była zabrać się za czyszczenie biurka, by usunąć z niego brud z wielu miesięcy, może nawet i lat.

Po tym niezbyt miłym zajęciu poszła na lunch, a kiedy wróciła do redakcji, zauważyła, że na jej biurku pojawiła się jakaś szara duża koperta. Zaadresowana była na nią, wysłana została stąd, z Whitehorse. W sumie nic nadzwyczajnego, oprócz pewnego drobiazgu. Ktoś napisał: Andi West.

Zadrżała, czując nagle dziwny lęk. Nikt tutaj, w Whitehorse, nie znał jej jako Andi, a tym bardziej jako Andi West.

Tak naprawdę nazywała się Miranda West Blake. West – po ojcu, który miał na imię Weston. I który kiedyś pierwszy zaczął nazywać ją pieszczotliwe „Andi”.

Kiedy zaczęła pracować w telewizji w stacji Fort Worth, wymyśliła sobie, że na wizji będzie występować jako Andi West. Ale po podjęciu decyzji o wyjeździe z Teksasu, ubiegała się o posadę w tygodniku wydawanym w Whitehorse, małym mieście w Montanie, jako Miranda West Blake. Teraz podpisywała się M. W. Blake.

Jaka była naiwna! Łudziła się, że przeprowadzka do Montany i powrót do prawdziwego nazwiska pomogą uciec przed tym, co wygnało ją z Teksasu. Przed panicznym strachem.

Nie udało się. Ten strach przyjechał tu za nią.

Drżącą ręką podniosła kopertę i obróciła ją w palcach. W porządku, nie ma w niej nic ciężkiego, nic nie tyka… Nagle w kopercie coś się przesunęło. Przeraziła się, po sekundzie jednak strach znikł, pojawił się gniew. O, nie, miała już powyżej uszu gróźb wrednego psychola. Przez niego musiała wyjechać z Teksasu, zostawić wszystko, na czym jej tak bardzo zależało. A ten łajdak ją wytropił!

Nie można dać się tak zaszczuć. Spokój, tylko spokój. Zaraz sprawdzi, co jest w kopercie.

Nożykiem do papieru rozcięła z boku kopertę i przechyliła ją, by zawartość wysunęła się na blat biurka. Najpierw pojawiło się coś białego, twardego. Kaseta magnetofonowa. Zaraz po niej na biurko sfrunął kawałek gazety, jakiś stary wycinek prasowy.

Bardzo ostrożnie wzięła do ręki kasetę, niedużą, wielkości talii kart. Do magnetofonu starego typu. Odtwarzacz CD, stojący na biurku, był w tym momencie całkowicie bezużyteczny. Trzeba będzie popytać, może ktoś ma tu stary magnetofon…

Nie, nie powinna tej taśmy przesłuchiwać. Andi miała już okazję przekonać się, że w tego rodzaju sytuacji lepiej nie być dociekliwym. W przypadku telefonu – od razu się rozłączyć, listów – nie czytać. Chociaż ona, niestety, większość listów przed przekazaniem ich policji jednak przeczytała. A policja okazała się całkiem bezsilna. Nie złapali psychola, nie byli nawet w stanie go spłoszyć, żeby wreszcie się od niej odczepił, przestał dzwonić i przysyłać listy z pogróżkami.

Odłożyła kasetę i wzięła do ręki pożółkły wycinek z lokalnej gazety. Krótka informacja o wypadku samochodowym, który wydarzył się poza miastem, na południe od Whitehorse. Ofiara wypadku, Grace Jackson, żona Cade'a, przypuszczalnie, jadąc z wielką prędkością, straciła panowanie nad kierownicą. Samochód kilkakrotnie przekoziołkował, stoczył się do jaru i stanął w płomieniach.

Straszne. Co ta nieszczęsna kobieta przeżywała przed śmiercią, uwięziona w płonącym samochodzie…

Ale kto przysłał jej, Andi Blake, ten wycinek? Przecież wiadomo, że nie psychol z Teksasu. Po co jej to przysłano? Ktoś uważa, że warto, by lokalna prasa zajęła się tym wypadkiem? Może, niemniej jednak jest to zastanawiające. Ten wypadek przecież miał miejsce sześć lat temu, w Wigilię Bożego Narodzenia. Ale przynajmniej nie ma to żadnego związku z jej prześladowcą z Teksasu, czyli nie ma powodu do zdenerwowania.

Jest. Jej nazwisko. Przesyłkę wysłano z Whitehorse do Andi West, a tu, w Whitehorse, tylko Mark Sanders, wydawca tygodnika, wiedział, pod jakim nazwiskiem występowała w telewizji.

– Andi?

Wspomniany Mark Sanders stanął w drzwiach. Andi bez słowa wyciągnęła do niego rękę z wycinkiem. Mark podszedł do biurka, odebrał wycinek i szybko przebiegł po nim oczami.

– Tak, to bardzo przykra sprawa. Byli świeżo po ślubie – powiedział, kładąc wycinek na biurku.

– Chcesz, żebym się tym zajęła?

– Bo ja wiem… Minęło sześć lat, chyba nie ma sensu do tego wracać.

– Ale ktoś mi to przysłał!

– Odłóż więc ad acta i po kłopocie. Aha, pamiętasz, że dziś wieczorem bierzesz na siebie Paradę Świateł? W Whitehorse to naprawdę wielkie wydarzenie. Jesteś pewna, że możesz porobić zdjęcia?

– Jasne.

Sprawy nazwiska nie poruszyła. Bo i po co? Mark Sanders najprawdopodobniej komuś o tym wspomniał, do czego miał zresztą prawo i na tym jego rola się kończyła. Skąd mógł wiedzieć, że ta informacja dotrze do kogoś, komu zachce się stworzyć jej problem?

Mark wyszedł. Andi uśmiechnęła się do siebie. Parada Świateł! Proszę, proszę! Dobrze, że nie wie o tym Bradley, jej najlepszy kumpel ze stacji telewizyjnej w Fort Worth. Na pewno umarłby ze śmiechu. Ona, gwiazda telewizji, teraz reporterka małomiasteczkowej gazety, lata na jakieś parady i pstryka zdjęcia. Co za upadek!

Bradley… Może do niego zadzwonić? Na pewno się o nią niepokoi, był przecież zdecydowanie przeciwny jej wyjazdowi do Montany. Tęskniła za nim, ale jeszcze do niego nie dzwoniła. Postanowiła, że zrobi to wtedy, kiedy jakoś się tu wszystko ułoży. Pomyślnie. Żeby uniknąć komentarzy typu – a nie mówiłem? Ale do Parady Świateł jeszcze sporo czasu, trzeba czymś się zająć. Poza tym ona naprawdę miała wielką ochotę pogadać z serdecznym przyjacielem.

Bradley odezwał się jakoś dziwnie niepewnym, wyciszonym głosem.

– Halo?

– To ja! Andi! Bradley, u ciebie wszystko w porządku?

– Andi?! Cześć! – Głos Bradleya brzmiał już normalnie. – Wszystko gra, myślałem tylko, że to ktoś inny. Zdarzają się takie świńskie telefony, może i bym je polubił, gdybym, jak to mówią dowcipnie, nie kochał inaczej. Ale nieważne…. Andi, wreszcie się odezwałaś! A ja tu szaleję z niepokoju! Myślałem, że już o mnie zapomniałaś!

– O tobie? Nie ma takiej opcji! – oświadczyła Andi zdecydowanym głosem, wygodniej sadowiąc się w krześle. Cudownie, że zadzwoniła. Nie ma to jak stary kumpel. Z Bradleyem potrafiła gadać godzinami, o starych filmach, książkach, o wszystkim i o niczym.

– Andi? Jak jest?

– Przede wszystkim… ciekawie.

– Ciekawie?! Żartujesz. Jestem pewien, że konasz z nudów. Mówiłem ci, żebyś nie brała tej roboty. Po co w ogóle wyjechałaś? Nikt cię stąd nie wyganiał, dobrze wiesz. Wsiadaj do najbliższego samolotu, za kilka godzin będziesz w Teksasie. O której mam cię odebrać z lotniska?

Andi roześmiała się.

– Oj, kusisz mnie, kusisz! Ale nic z tego, Bradley. Zostaję.

– Trudno, jakoś to przeżyję. W takim razie opowiadaj. Jak to jest na tym najbardziej dzikim z dzikich, czyli na tym twoim Dzikim Zachodzie?

– Dla kogoś, kto stawia tu pierwsze kroki, przede wszystkim okropnie zimno.

– Wiem. Słuchałem prognozy pogody. Uważaj na siebie, bo jeszcze odmrozisz sobie swój zgrabniutki tyłeczek. Andi, ale tak na serio, nie jest ci tam źle?

– Sama jeszcze nie wiem, jak mi jest. Chociaż już zaczynam tęsknić… oczywiście za tobą, ale także za ładną pogodą i za moją ulubioną kuchnią meksykańską. W Whitehorse to towary deficytowe! Powiedz, co tam w robocie?

– Młyn, jak zawsze. Poza tym pole bitwy. O to miejsce po tobie doszło do prawdziwej walki. Chociaż wiadomo, że nie jest to robota na stałe.

Fakt. Szef obiecał, że przez pół roku stanowisko Andi będzie na nią czekało. Może wracać w każdej chwili.

– Powiedz, kto w końcu dostał moją robotę? Ktoś, kogo znam?

Bradley westchnął, prychnął i zamilkł, czyli wiadomo już było, kto. Jego antypatia Rachel.

– Jednak Rachel? Super. Bardzo się cieszę.

Andi była zaprzyjaźniona z Rachel jak z żadną inną reporterką zatrudnioną w stacji.

Bradley jęknął.

– Andi, proszę! Ze mną możesz być szczera!

– Ależ ja naprawdę się cieszę, że to Rachel! A ty się wściekasz, bo ona nigdy nie pozwala ci przymierzyć swoich pantofli!

– Przede wszystkim wściekam się, że to nie ty! Tak bardzo mi ciebie brak, Andi!

– Ja też tęsknię. Bradley, powiedz mi, czy po moim wyjeździe były jakieś listy czy telefony z pogróżkami?

– Owszem. Dopilnowałem, żeby przekazane zostały na policję. Andi, nie odpuszczę gliniarzom, dopóki nie znajdą tego świra i go nie przymkną. Wtedy wrócisz do nas. Bo wrócisz, prawda?

– Jasne. I dzięki, Bradley. Jesteś kochany.

Pożegnali się. Rozmowa z serdecznym przyjacielem bardzo podniosła ją na duchu, umocniła też w przekonaniu, że decyzja o wyjeździe do Montany była słuszna. Skoro do stacji telewizyjnej nadal przychodzą listy z pogróżkami, lepiej od Fort Worth trzymać się jak najdalej.

Przed odłożeniem wycinka z gazety ad acta przeczytała go jeszcze raz. Grace Jackson, żona Cade'a Jacksona… Chwileczkę, a czy przypadkiem tutejszy szeryf nie nazywa się także Jackson? Oczywiście, że tak! Carter Jackson. Przypomniała to sobie, ponieważ przed wyjazdem do Montany poczytała trochę miejscowych gazet, żeby zapoznać się z nową rzeczywistością. Nazwisko szeryfa przewijało się dość często, między innymi w związku z zamordowaniem reportera Glena Whitakera, który przedtem urzędował właśnie przy tym biurku.

Ciekawe, czy szeryf Carter Jackson i Cade Jackson to rodzina. Całkiem możliwe…

Zajrzała do koperty, sprawdzając, czy czegoś jeszcze w niej nie ma, na przykład krótkiego listu od nadawcy, z jakimś wyjaśnieniem. Ale koperta była pusta. Koperta, na której napisano „Andi West” i którą nadano na poczcie w Whitehorse… Tak, to wszystko razem jest dość niepokojące i tę taśmę w białej kasecie jednak powinna przesłuchać…

Parada Świateł w Whitehorse, starym miasteczku w stanie Montana, dla jego mieszkańców faktycznie była wielkim wydarzeniem. Przybyli tłumnie, Andi podejrzewała, że nie tylko mieszczuchy z Whitehorse, lecz i okoliczni ranczerzy z rodzinami. Wszyscy, szczelnie opatuleni w ten mroźny grudniowy wieczór, stali na chodnikach i bardzo podekscytowani podziwiali przeciągające jezdnią platformy. Platform było bardzo dużo, wszystkie własnej roboty, każda inna. Widać było, że twórcy włożyli w nie sporo pracy i inwencji.

Andi ustawiła się na krawężniku i zrobiła sporo zdjęć. Podobała jej się ta parada, ta specyficzna atmosfera małego miasta, gdzie wszyscy się znają, tworząc jedną wielką rodzinę. A znali się, bo bez przerwy do siebie pokrzykiwali, ci z platform do tych, co stali na ulicy, i na odwrót.

Nagle usłyszała, jak ktoś zawołał:

– Cade! Halo! Cade! Pamiętasz mnie?

Natychmiast spojrzała tam, skąd dobiegł głos. Zauważyła, że jedna z dziewcząt na przejeżdżającej platformie macha bardzo gorliwie, spoglądając w prawo. Andi szybko spojrzała w tę samą stronę.

Pod ścianą domu stał jakiś mężczyzna, wysoki, barczysty, ubrany jak kowboj ze starego westernu. Kowbojskie buty, dżinsy, skórzana kurtka, na głowie stetson, nasunięty nisko na czoło. Z tyłu, na karku, spod kapelusza wymykały się ciemne, wijące się włosy.

Ustawił się wyraźnie na uboczu, jakby wcale nie miał ochoty, żeby ktoś go zauważył. Cade. Czyżby Cade Jackson? Mąż kobiety, która zginęła w wypadku, o którym napisano w tym wycinku z gazety?

Andi odruchowo podniosła aparat i pstryknęła zdjęcie. Miała szczęście, bo kiedy opuszczała aparat, mężczyzna znikał już w tłumie.

Zziębnięta i zmęczona wróciła do redakcji, na szczęście miała blisko, tylko kilka domów dalej. Było już bardzo późno, dlatego postanowiła, że przekopiuje tylko zdjęcia do komputera i wraca do domu. Kiedy jednak trochę się rozgrzała, postanowiła iść za ciosem i od razu napisać artykuł. Szczerze mówiąc, wcale jej się nie spieszyło do obecnego domu, czyli do małego, kompletnie pozbawionego duszy wynajętego mieszkania. Oczywiście, że z czasem i to mieszkanie da się oswoić, może nawet zrobić przytulnym, ale jak na razie wcale jej tam nie ciągnęło.

Było dokładnie na drugim krańcu miasta, tak naprawdę jednak bardzo niedaleko. W takim mieście jak Whitehorse było przecież zaledwie dziesięć kwartałów domów. Owszem, do redakcji jeździła samochodem, ale bardziej z przyzwyczajenia niż z konieczności. Poza tym wcale jej się nie uśmiechało dwa razy dziennie brnąć przez śnieg.

Przekopiowała zdjęcia, zrobiła podpisy i zabrała się za pisanie artykułu. Szło opornie, bo tak naprawdę głowę miała zajętą czymś innym. Raczej kimś. Mężczyzną, do którego wołała dziewczyna z platformy.

Mark mówił, że Cade Jackson i Grace pobrali się na krótko przed jej tragiczną śmiercią. W gazecie na pewno było zawiadomienie o ich ślubie, wystarczy poszperać w komputerowym archiwum gazety…

Po pięciu minutach miała już na ekranie monitora zawiadomienie o ślubie i zdjęcie pary młodej. Pobrali się czternastego listopada – na kilka tygodni przed śmiercią Grace.

Andi, spojrzawszy na pannę młodą tylko przelotnie, skupiła się przede wszystkim na panu młodym. Porównała jego zdjęcie ze zdjęciem kowboja, którego widziała tego dnia na ulicy. Nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że kowboj i pan młody, Cade Jackson, to jedna i ta sama osoba.

Teraz spojrzała uważniej na zdjęcie panny młodej, Grace Browning Jackson. Spojrzała raz, drugi i serce zabiło jej zdecydowanie szybciej.

Tak, to na pewno ona. Bardzo dobrze znana jej osoba, problem tylko w tym, że kobieta ta nazywa się inaczej. Wcale nie Grace, i wcale nie Browning.

ROZDZIAŁ DRUGI

Andi Blake, wpatrując się w zdjęcie na ekranie monitora, powtarzała sobie w duchu, że to niemożliwe. Na pewno jej się tylko tak wydaje. Jednocześnie była w pełni świadoma, że jednak nic jej się nie wydaje.

Młoda kobieta na zdjęciu to Starr Calhoun. Osoba, której Andi nigdy w życiu nie byłaby w stanie zapomnieć, choć widziała ją tylko raz, tamtego dnia. Spojrzały na siebie przelotnie, a potem… potem zaczął się ten koszmar.

Starr Calhoun alias Grace Browning. Czemu nie? Jako Grace Browning wyszła za mąż za kowboja z Montany i u jego boku znalazła sobie bezpieczną przystań. Na zawsze, czy tylko na jakiś czas, żeby przeczekać? Może i tak. Ale jeśli tak, to na co czekała? Na kogo? Wiadomo, na kogo. Na Lubbocka, swego brata. Przecież Lubbock tu był! Sześć lat temu aresztowano go niedaleko Whitehorse, zaledwie godzinę jazdy samochodem stąd.

Teraz do Whitehorse przyjechała ona, Andi West…

Przeznaczenie? Czyżby Starr Calhoun wezwała ją tu zza grobu?

Andi wstała i zasunęła żaluzje. Po dwukrotnym sprawdzeniu, czy drzwi frontowe istotnie zamknięte są na klucz, wróciła do komputera. Odnalezienie zdjęcia Starr Calhoun na liście osób pilnie poszukiwanych przez FBI nie zajęło jej zbyt wiele czasu. Nacisnęła „drukuj” i stanęła koło drukarki, czekając na kopię. Taka sobie, ale nie ma co się dziwić, skoro zdjęcie, które opublikowało FBI, zrobione zostało przez kamery nadzoru policyjnego w banku.

Sześć lat temu w sierpniu pewien mężczyzna i pewna kobieta, zamaskowani i z odbezpieczoną bronią, zrobili sobie dwutygodniową rundkę po teksaskich bankach. Zrabowali w sumie ponad trzy miliony dolarów. Podczas ostatniego napadu kasjerowi udało się ściągnąć maskę z twarzy Starr. Ten moment zarejestrowała kamera.

Wydano nakaz aresztowania Starr Calhoun, do dziś jednak jej nie złapano. I ona, i jej wspólnik zapadli się pod ziemię, tak samo jak zrabowane przez nich pieniądze. Tym wspólnikiem prawdopodobnie był jej rodzony brat, Houston Calhoun. Co nie dziwiło, ponieważ członkowie rodziny Calhounów mieli ze sobą wiele wspólnego, nie tylko jasnoniebieskie oczy i wijące się kasztanowate włosy. Także upodobanie do łamania prawa.

Twarz Starr Calhoun przed sześcioma laty nie po raz pierwszy została zarejestrowana przez kamery w banku. Po raz pierwszy stało się to, gdy miała zaledwie trzy lata. Wtedy to jej rodzice, Hodge i Eden Calhounowie, napadli na bank w Orange, w Teksasie, zabierając za sobą szóstkę swoich dzieci. Najstarsze miało lat piętnaście, najmłodsze – trzy.

Hodge i Eden zostali w końcu pojmani, dzieci oddano pod opiekę przybranym rodzicom. Andi pilnie śledziła dalsze losy rodziny Calhounów. Jej komputer miał za zadanie wychwytywanie wszystkich informacji, w których pojawiło się nazwisko Calhoun. Dzięki temu wiedziała, że Starr Calhoun sześć lat temu została zarejestrowana na taśmie kamery nadzoru policyjnego w banku. Dotarła do niej także informacja o aresztowaniu starszego brata Starr, Lubbocka.

Aresztowano go wkrótce po tym ostatnim napadzie Starr. Andi z czasem umknęło z pamięci miejsce, gdzie go aresztowano. Przypomniała sobie o tym niedawno, gdy szukając w internecie pracy jak najdalej od Fort Worth, znalazła ofertę pracy w tygodniku w Montanie. W Whitehorse. I wtedy to komputer automatycznie podsunął informację o aresztowaniu Lubbocka Calhouna w pobliżu Whitehorse.

Była tym tak podekscytowana, że natychmiast zadzwoniła do Bradleya Harrisa, który pracował w tej samej stacji telewizyjnej jako asystent reporterów. Z Andi niemal od pierwszego dnia połączyła go serdeczna przyjaźń. Oboje uwielbiali kuchnię meksykańską i stare filmy, poza tym Bradley był gejem. Dla Andi był to wielki plus, bo rzeczywiście mogła być to tylko przyjaźń, nic więcej, a Andi nigdy nie umawiała się z kolegami z pracy. Dla zasady. Z tym, że ona, szczerze mówiąc, odkąd postawiła na karierę zawodową, nie umawiała się z nikim.

Zadzwoniła do Bradleya, ale w ostatniej chwili postanowiła informację o aresztowaniu Calhouna w pobliżu Whitehorse zachować dla siebie. Powiedziała mu tylko o ofercie pracy. Tymczasem w trakcie rozmowy okazało się, że Bradley jest już doinformowany.

Najpierw wydziwiał, że po co aż do Montany, do jakiejś mieściny o tak głupiej nazwie. Jeśli Andi koniecznie musi się gdzieś schować, może to zrobić w jakimś sensowniejszym miejscu, bliżej Teksasu.

A potem zaskoczył ją.

– Chwileczkę… powiedziałaś Whitehorse? A czy to nie tam gdzieś aresztowano Lubbocka Calhouna? Niedaleko tego całego Whitehorse?

Bradley należał do bardzo nielicznego grona osób, które wiedziały o jej zainteresowaniu – a zdaniem Bradleya raczej już obsesji – Calhounami, tą rodziną kryminalistów. O aresztowaniu Lubbocka, jak się okazało, też wiedział, Andi nie pozostawało więc nic innego, jak uzupełnić informację. Zgadza się. Lubbocka Calhouna aresztowano sześć lat temu w sklepiku spożywczym w Glasgow, godzinę jazdy samochodem z Whitehorse.

– Wiesz, myślę, że to jakiś znak. Powinnam zainteresować się tą pracą w Whitehorse – powiedziała, pewna, że Bradley natychmiast zacznie ją przekonywać, że nie warto. I faktycznie, natychmiast wysunął argument, że Lubbocka aresztowano przecież sześć lat temu, poza tym prawdopodobnie znalazł się tam przypadkiem. Po prostu przejeżdżał przez Montanę.

– Sześć lat! Czego można się dowiedzieć po sześciu latach? Nie wspominając o tym, że masz zamiar zaszyć się w jakiejś dziurze!

Nie szkodzi. Teraz, kiedy wiedziała, że Lubbock w jakiś sposób związany jest z Whitehorse, praca właśnie tam wydawała jej się jeszcze bardziej atrakcyjna.

– Andi, ta twoja obsesja na punkcie Calhounów doprowadza mnie do rozpaczy!

O obsesji wiedział, o jej przyczynie – nie. Teoretycznie, bo Andi podejrzewała, że Bradley, człowiek wyjątkowo dociekliwy, wie, skąd wzięło się u niej zainteresowanie Calhounami. Nigdy się jednak z tym nie zdradził.

W końcu przestał ją przekonywać, wiedząc, że i tak skazany jest na porażkę. Wiadomo było, że Andi, by dowiedzieć się czegoś więcej o Calhounach, będzie starała się wykorzystać każdą, nawet najbardziej nikłą szansę.

Teraz, wpatrując się w zdjęcie Starr alias Grace, zastanawiała się, czy mógł być to zbieg okoliczności. Starr przyjeżdża do Montany i wychodzi za mąż za kowboja z Whitehorse. W tym samym czasie w pobliżu Whitehorse aresztują Lubbocka.

Nie, chyba nie. Żaden zbieg okoliczności. Andi czuła coraz większe podniecenie. Dzięki takim właśnie sprawom wypłynęła w telewizji. Dobry temat plus instynkt dziennikarza śledczego równa się sukces.

Tak, to jest właśnie to, z czym po półrocznej przerwie wróci do pracy na wizji. Będzie to znakomity reportaż o Calhounach. Przedtem może napisze o nich artykuł. A zabrać się za to trzeba już, od teraz. Od czego zaczynamy? Wiadomo, od Cade'a Jacksona. Posłuchamy, co on, mąż Starr Calhoun, ma do powiedzenia.

Ciekawe, czy wiedział, z kim się żeni…

Cade Jackson, wracając z Parady Świateł, wszedł w tunel pod torami kolejowymi. Nad głową zagruchotało. Pociąg przejechał, Cade wyszedł z tunelu i poszedł dalej, w mroźną, ciemną noc.

Ulice zasypane były śniegiem i oblodzone. Mimo mrozu w powietrzu czuło się wilgoć, chmury były nisko, zanosiło się na kolejną zamieć. Zgodnie z prognozami mogła nadejść w każdej chwili, najpóźniej rankiem.

Przyspieszył kroku. Chciał jak najszybciej znaleźć się już u siebie, w swoim mieszkaniu za sklepem. Nie powinien był iść na tę paradę. Wielki błąd, bo tylko obudziła w nim wspomnienia, o tym, jak kiedyś oglądał paradę razem z Grace. Stali na chodniku, wtuleni w siebie, a z przejeżdżającej platformy słychać było muzykę z Dzikiego Zachodu. Grace patrzyła na wszystko roziskrzonym wzrokiem, policzki miała zaróżowione od mrozu.

Pocałował ją. Smak tego pocałunku pamiętał do dziś. Słodki i trochę miętowy, bo przedtem Grace zjadła miętowego cukierka. Pamiętał, jak cudownie było trzymać ją w objęciach. Czuł się taki szczęśliwy, pewien, że mają przed sobą wiele wspólnych wspaniałych lat życia.

Tamtego wieczoru mówili też o tym, jak bardzo chcieliby mieć dzieci…

Był już pod swoim domem. Minął sklep, zamierzając wejść od razu do mieszkania, ale zatrzymał się, kątem oka dostrzegając, że w drzwi sklepu ktoś wsunął złożoną kartkę.

Cofnął się i wyjął kartkę. Tych drzwi nigdy nie zostawiał otwartych, natomiast drzwi do prywatnego mieszkania – zawsze, jak większość mieszkańców Whitehorse.

Wszedł do środka i zapalił światło. Zadowolony, że ktoś zostawił kartkę, że coś się dzieje, a to pomoże mu oderwać się od niewesołych myśli. Kiedy rozkładał kartkę, wysunęła się z niej druga, o wiele mniejsza i sfrunęła na podłogę. Ale nie zwrócił na nią uwagi, zaintrygowany tym, co może być napisane na kartce, którą trzymał w ręku.

Okazało się, że jest tylko jedno krótkie zdanie:

„Panie Jackson, muszę z Panem porozmawiać. M. W. Blake”.

Pod nazwiskiem widniał numer telefonu stacjonarnego i króciutki dopisek: „Chodzi o Pańską żonę”.

O żonę?!

Spojrzał na podłogę, nachylił się i podniósł to, co wysunęło się z kartki. Wizytówka z logo lokalnego tygodnika „Milk River Examiner”. Na niej nazwisko – M. W. Blake, reporterka.

Na moment przed oczami zrobiło mu się ciemno. Zaklął, zmiął w garści i kartkę, i wizytówkę. Nie miał pojęcia, kto to jest ta cała M. W. Blake. Wszystko jedno, on i tak nie ma najmniejszego zamiaru rozmawiać z jakąś tam reporterką o Grace.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: