Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Putin. Źródła imperialnej agresji - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 października 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Putin. Źródła imperialnej agresji - ebook

Składają się na ten zbiór teksty, jakie publikowałem między 2003 a 2014 rokiem. Najobszerniejszą część, skomponowaną z trzech bloków: „Geopolityka”, „Inteligencja” i „Historia”, tworzą artykuły naukowe, w jakich starałem się – długo jeszcze przed Majdanem, przed Smoleńskiem, przed Gruzją – analizować głębokie źródła odnawiającego się imperializmu w Rosji. Wszystko, prawie wszystko, było już wtedy widać jak na dłoni. Sukces Putina nie wziął się znikąd. Jego fenomen można próbować rozumieć, nie tylko na płaszczyźnie osobistych emocji, ambicji i urazów Putina, ale przede wszystkim jako część większej, historycznej całości, element dynamiki regionalnej i globalnej – potężniejszej od samego prezydenta Rosji. W tym przede wszystkim przydatna ma być ta część, poniekąd także będąca dowodem, że znajomość historii pozwala na lepsze zrozumienie teraźniejszości. I że owa „teraźniejszość” imperialnej agresji Putina nie zaczęła się dopiero na Krymie w roku 2014. Teksty zebrane w pozostałych dwóch blokach to publicystyczne komentarze z ostatnich trzech lat, a także wybór rozmów, drukowanych w pismach takich, jak „Tygodnik Powszechny”, „Gazeta Polska” czy „Rzeczpospolita”. Starałem się z rozmaitych perspektyw nie tylko analizować, ale i oceniać zjawisko appeasementu, krótkowzrocznego „zaspokajania” agresora – zjawisko, którego najbardziej przygnębiającą dla mnie ilustracją stała się polityka polska od końca roku 2007.

Andrzej Nowak

Kategoria: Inne
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-61967-73-6
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pierścień Gygesa

„Przekażcie pozdrowienia swojemu prezydentowi! Okazał się bardzo silnym mężczyzną! Dziesięć kobiet zgwałcił! Nigdy bym się po nim tego nie spodziewał! Wszystkich nas zadziwił! Wszyscy mu zazdrościmy!” – te słowa Władimira Putina wydają mi się ważne. Prezydent Rosji skierował je 19 października 2006 roku do swojego rozmówcy, premiera Izraela, Jehudy Olmerta, nawiązując do aktualnej wówczas sprawy oskarżenia izraelskiego prezydenta, Mosze Kacawa, o napaść seksualną wobec swoich pracownic. Mikrofon nie był wyłączony, szczere słowa poszły w eter. Odnotowały je wszystkie agencje światowe (tu podaję je za Polską Agencją Prasową). I nic.

Władimir Putin miał już magiczny pierścień władzy na ręku – pierścień Gygesa (opisał jego moc Platon w II księdze swego Państwa). Czyni on jakby niewidzialnym i pozwala bezkarnie nie tylko mówić, ale i działać w zgodzie z wypowiedzianymi, najciemniejszymi pragnieniami złej natury: gwałcić, zabijać, podbijać, zabierać innym. Inni widzą to, owszem, ale udają, że nie widzą. Bo co mogą zrobić? Komuś, kto rządzi drugim arsenałem nuklearnym świata; komuś, kto dostarcza gazu do dziesiątków milionów europejskich mieszkań, ropy do dziesiątków milionów europejskich samochodów; kto pozwala zarabiać miliardy dolarów biznesowym partnerom jego politycznych planów – i kto potrafi bez litości zabijać swoich przeciwników?

To był dopiero siódmy rok władzy Putina nad Rosją. Owszem, już było 150 czy 200 tysięcy zabitych Czeczeńców, jak się wyraził prezydent Rosji, „wytropionych nawet w kiblu” – i uśmierconych dlatego, że przeszkadzali wizji imperialnej Rosji. Były już zamachy bombowe, w których zginęły setki „zwyczajnych” Rosjan: w Bujnaksku, Wołgodońsku, Moskwie – żeby utorować drogę do pierwszej prezydentury Władimirowi Putinowi. Już nie było za to w Rosji wolnych mediów elektronicznych (telewizji), jakie funkcjonowały jeszcze w czasach Jelcyna i pierwszych miesiącach po jego odejściu.

Dwa tygodnie przed wspomnianą na wstępie uwagą na temat przyjemności z gwałtu Władimir Putin miał urodziny. Tego właśnie dnia, 7 października 2006 roku, ktoś zastrzelił Annę Politkowską w windzie do jej mieszkania, w centrum Moskwy. To była najbardziej dociekliwa badaczka ciemnych interesów Putina i zbrodni rosyjskich służb specjalnych. W dodatku po rodzicach, Ukraińcach, nosiła nazwisko – skazę: Mazepa. Nazwisko – symbol zdrady dla każdego wyznawcy imperium. Ona pokazywała, że pierścień Gygesa, pierścień groźnej władzy, który obracał na palcu prezydent Rosji, na nią nie działa, że ona widzi zbrodnie, nie boi się nazywać ich po imieniu. No więc zginęła. Akurat w urodziny prezydenta. Przy innych okazjach zginęło pod jego rządami jeszcze ponad 300 dziennikarzy. Na pewno nie są zabijani na jego zlecenie. Ale ich śmierć pomaga nauczyć się innym, że moc pierścienia Gygesa nie może być zlekceważona, że pewnych rzeczy, zjawisk, tragedii – widzieć nie wolno. Nie wolno głośno mówić.

Przypomniała o tym wkrótce śmierć – od polonu – Aleksandra Litwinienki, potem opozycyjnego oligarchy Borysa Bieriezowskiego, który nie dość, że się powiesił w swoim londyńskim domu, to jeszcze potem, na wszelki wypadek, utopił się we własnej wannie. Później jeszcze zgnił w lochu zbyt dociekliwy prawnik, Siergiej Magnicki. Doszukiwał się w służbach Putina korupcji... Więc nie tylko musiał umrzeć, ale nawet pośmiertnie jeszcze wytoczono mu proces i skazano. Zrobiła to ta sama prokuratura, która zajęła się śledztwem w sprawie katastrofy smoleńskiej i której oddał premier Tusk kontrolę nad wszystkimi dowodami w tej sprawie. To ona prowadziła „śledztwa” w sprawach Politkowskiej, Litwinienki, Magnickiego... Ci sami ludzie, ten sam prokurator Czajka... Pierścień Gygesa uczynił niewidzialnym, także dla polskich mediów, związek między stopniem uczciwości w tamtych postępowaniach i wiarygodnością w sprawie smoleńskiej.

Śmierć Politkowskiej-Mazepy to był dopiero początek. Putin był wciąż „carem-reformatorem”. Już wkrótce, w lutym 2007 roku, na konferencji bezpieczeństwa w Monachium zapowiedział jednak z całą otwartością powrót do zimnej wojny z Zachodem, a w każdym razie z Ameryką, w odpowiedzi na plany budowy tarczy antyrakietowej w Polsce i Rumunii. Polska Donalda Tuska szybko z tych planów faktycznie zrezygnowała. Nowy prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama porzucił je całkowicie, wybierając na ogłoszenie tej pokojowej decyzji symboliczną dla nas datę: 17 września. Powstał tymczasem Nordstream, powstaje Southstream, dwa ogromne ramiona gazowych przewodów, oplatające Europę w przyjacielskim uścisku firmy Gazprom. Władimir Putin wahał się, którego z europejskich premierów wziąć na żołd w swoim przedsiębiorstwie: może Romano Prodi? Nie, jednak lepiej będzie wyglądał niemiecki kanclerz, Gerhard Schröder, jako opłacany (zdaje się tylko skromnym milionem euro rocznie) funkcjonariusz Gazpromu.

Francuskie stocznie budują wielkie okręty desantowo-śmigłowcowe potrzebne Rosji Putina wyłącznie do zastraszania krajów nad Morzem Czarnym (Gruzji, Ukrainy) i nad Bałtykiem (Polski, Litwy, Łotwy, Estonii). Niemiecka firma Rheinmetall, doświadczona we współpracy militarnej z Rosją od 1905 roku, pogłębiająca tę współpracę w czasach sowieckich, po Rapallo w roku 1922, znów ma wspaniały kontrakt: na budowę wyposażenia elektronicznego i „ekologiczną amunicję” dla największego w Eurazji poligonu artyleryjskiego – w Mulino, za okrągłe pół miliarda euro. Włosi z zaprzyjaźnionych firm premiera Berlusconiego nie tylko budują Southstream, ale mają także obietnicę udziału w kontraktach wojskowych dla Putina, chociażby na pojazdy bojowe nowej generacji.

Scytowie, piękny wiersz Aleksandra Błoka z roku 1918 zapowiadał ten moment w proroczym natchnieniu. Adresował swoją przestrogę w imieniu Rosji do Europy:

Nie wińcie nas, gdy szkielet waszych ciał

Zachrzęści w ciężkich, czułych łapach...

O, przyjdźcie do nas! Od gróz wojny precz!

W spokojnych objęć naszych ciszę.

Dopóki czas – do pochwy stary miecz!

Będziemy braćmi, towarzysze!

Do nas należy wybór: możemy znaleźć „spokojnych objęć ciszę” albo ryzykować walkę, i tak – ostrzega nas „barbarzyńska lira” Błoka – daremną. Jest coraz więcej chętnych, by rzucić się w te objęcia. Cała reszta jest przecież taka słaba, zgniła, bez wyrazu. Może jest nawet jakiś ratunek w tym Podpułkowniku z Leningradu?

Widzę, z jakim entuzjazmem na głębokiej prawicy komentuje się rolę Putina jako ostatniego obrońcy krzyża, pogromcy muzułmańskiego zagrożenia dla chrześcijańskiej Europy (wzmianka z mowy Putina w Dumie z 4 lutego 2013 roku o tym, że Rosja nie potrzebuje żadnych mniejszości, wzbudziła prawdziwą falę entuzjazmu na internetowych forach europejskiej i amerykańskiej prawicy). Sam Władimir Władimirowicz jakby igrał z myślą o tym, by uczynić z konserwatyzmu nowe narzędzie globalnej ideologii dla swojego moskiewskiego imperium, na miejsce zużytego (przynajmniej częściowo) komunizmu. Przecież po to wyjeżdżał do środowisk francuskiej i niemieckiej pogańskiej „nowej prawicy” już w początku lat osiemdziesiątych młody syn generała-pułkownika GRU, Aleksander Dugin, później główny ideolog imperialnej rekonkwisty, twórca specyficznej mistyki totalitarnych służb z KGB i GRU, nazwanych przez niego „templariuszami proletariatu”. Dziś służby Putina opłacają hojnie dziesiątki organizacji skrajnej prawicy na zachodzie Europy. A sam prezydent coraz częściej używa w swoich oficjalnych wystąpieniach nawiązań do konserwatyzmu: cytuje już nie tylko Sołżenicyna i Lwa Gumilowa, ale także Mikołaja Bierdiajewa, mówi wprost, że tylko konserwatyzm może uratować świat. Oczywiście konserwatyzm przez niego definiowany i kontrolowany.

I tu, na prawicy, oślepia pierścień Gygesa na palcu władcy, który może wreszcie używać starych, wspaniałych narzędzi panowania, takich jak armia rzucona w bój, jak płatni zabójcy – „templariusze imperium” – skierowani do bohaterskiej akcji, żeby podtrzymać „święty porządek”. Są tacy miłośnicy „porządku” i w Polsce, są i na Zachodzie. Nie czytają Zygmunta Krasińskiego i jego analiz stosunku, jaki łączy Rosję imperialną z konserwatyzmem chrześcijańskim (przypominam te wspaniałe analizy w mej poprzedniej książce Strachy i Lachy. Przemiany polskiej pamięci). Szkoda. Szkoda też, że nie chcą czytać samego Putina, dokładnie, nie selektywnie. Także tego, który marzy o gwałceniu kobiet. I tego, który ogłasza, że relikwie (tak jest!) Lenina powinny spoczywać w mauzoleum, taka jest bowiem chrześcijańska tradycja, by relikwie świętych trzymać w świętych miejscach, jak na Górze Atos czy w Pieczerskiej Ławrze w Kijowie. Tak, Lenin jest świętym, który powinien spoczywać w swoim mauzoleum, sanktuarium rosyjskiego imperium. To powiedział prezydent Putin nie tak dawno, 10 grudnia 2012 roku, na spotkaniu ze swoimi zaufanymi pretorianami (wyselekcjonował takich 550, wśród nich słynnych uczonych, politologów, śpiewaków, a nawet popularnych futbolistów – jak Andriej Arszawin czy Aleksandr Kierżakow).

Oczywiście najważniejszym sanktuarium dla samego prezydenta Rosji pozostaje wielki gmach przy placu na Łubiance: stolica SŁUŻB. Tam, w cieniu Dzierżyńskiego, Jagody, Jeżowa, Berii, Sierowa i Andropowa, Władimir Putin składał na spotkaniu z kadrą oficerską KGB/FSB – w czerwcu 2000 roku, tuż po zwycięskich wyborach prezydenckich – uroczysty meldunek: „Towarzysze oficerowie, zadanie wykonane, przejęliśmy władzę”. Podobnie jak wypowiedź o Kacawie i kobietach, również ta, o wiele ważniejsza jeszcze, jest nagrana na żywo, na taśmie filmowej, powszechnie dostępna. Niech wiedzą. I niech udają, że nie widzą.

Niech wiedzą prawicowi wielbiciele Putina, że ten uznaje tylko autorytet Łubianki, że Lenin pozostaje jego świętym, którego można porównać do najświętszych męczenników prawosławia, że jego ideał moralności – to gwałcić, byle bezkarnie. Niech wiedzą miłośnicy Putina na lewicy (wielbią go za to, że jest anty-Ameryką), i ci, którzy nawet udają, że go nie czczą, ale oddają mu jednak korne pokłony – niech wiedzą, że on gardzi nimi. Traktuje ich jak Schrödera, jak Tuska (w roku 2008, 2009, 2010), jak Depardieu czy innych, polskich czy amerykańskich aktorów ostatniej akcji – traktuje ich jak pożytecznych błaznów na swoim dworze. I tylko tak.

Dla nich ta książka nie jest przeznaczona. Bo oni nie chcą wiedzieć, a w każdym razie będą do końca udawać, że nie wiedzą, że nie widzą. A jednak coraz trudniej jest zaciskać oczy, udawać, jak pewien dziennikarz „Gazety Wyborczej”, kiedy na pierwszą rocznicę katastrofy smoleńskiej pokazano jemu i jego kolegom z innych polskich redakcji wypucowany wrak prezydenckiego samolotu, poczuł się zmuszony zaprzeczyć oczywistemu świadectwu swoich własnych zmysłów – i powiedział: „no, może ten wrak nie jest umyty?”. Coraz trudniej jednak umyć wizerunek Putina, wizerunek polityki imperium, którą realizuje. Po agresji militarnej na Gruzję jeszcze trwało udawanie: może to Gruzja napadła na Moskwę, chciała ją podbić? Może wszystkiemu był wtedy winien prezydent Lech Kaczyński, który niepotrzebnie do Tbilisi poleciał? Trwało, a nawet dramatycznie nasiliło się to udawanie po katastrofie smoleńskiej: tu już „na pewno” zawinili polscy piloci, jeśli jakiś prezydent – to tylko polski, i oczywiście tradycyjna polska brawura i pijany generał... Udawanie trwa i teraz. Przecież nie ma żadnej agresji rosyjskiej na Ukrainę, jest tylko pokojowa operacja, Putin ratuje demokrację na Krymie, jest ostatnią deską ratunku przed „nacjonalistami i faszystami” z Majdanu...

A jednak udawać jest coraz trudniej. Dlatego właśnie pozwalam sobie przedłożyć uwadze innych Czytelników ten zbiór, żeby pomóc zerwać z udawaniem, żeby lepiej zrozumieć rzeczywistość, a nie odwracać od niej oczy.

Składają się na ten zbiór teksty, jakie publikowałem między 2003 a 2014 rokiem. Najobszerniejszą część, skomponowaną z trzech bloków: „Geopolityka”, „Inteligencja” i „Historia”, tworzą artykuły naukowe, w jakich starałem się – długo jeszcze przed Majdanem, przed Smoleńskiem, przed Gruzją – analizować głębokie źródła odnawiającego się imperializmu w Rosji. Wszystko, prawie wszystko, było już wtedy widać jak na dłoni. Sukces Putina nie wziął się znikąd. Wielu obserwowało wnikliwie jego przesłanki w ideowej, politycznej i społecznej sytuacji Rosji ostatniego ćwierćwiecza i całej jej historii. Mam nadzieję, że i zespół tekstów, jaki tutaj przywołuję ponownie, może takim obserwacjom służyć nadal. Fenomen Putina można próbować rozumieć, nie tylko na płaszczyźnie jego osobistych emocji, ambicji i urazów, ale przede wszystkim jako część większej, historycznej całości, element dynamiki regionalnej i globalnej – potężniejszej od samego prezydenta Rosji. W tym przede wszystkim przydatna ma być ta część, poniekąd także będąca dowodem, że znajomość historii – a ona jest dla mnie punktem wyjścia – może pozwalać na lepsze zrozumienie teraźniejszości. I że owa „teraźniejszość” imperialnej agresji Putina nie zaczęła się dopiero na Krymie w roku 2014.

Teksty zebrane w pozostałych dwóch blokach – to publicystyczne komentarze z lat 2012-2014 (wcześniejsze teksty publicystyczne, poświęcone tematyce Rosji Putina przedstawiłem we wspomnianym już tutaj tomie Strachy i Lachy), a także wybór siedmiu rozmów, drukowanych w pismach takich, jak „Tygodnik Powszechny”, „Gazeta Polska” czy „Rzeczpospolita”. Starałem się z rozmaitych perspektyw nie tylko analizować, ale i oceniać zjawisko appeasementu, krótkowzrocznego „zaspokajania” agresora – zjawisko, którego najbardziej przygnębiającą dla mnie ilustracją stała się polityka polska od końca roku 2007. Może niektórych Czytelników ten publicystyczny, często surowy ton drugiej części niniejszego zbioru razić. Wydaje mi się jednak, że obok bardziej zdystansowanych analiz warto postawić właśnie „gorące” świadectwa czasu. To świadectwa moich osobistych nadziei, rozterek i rozczarowań, wynikających z przymierzania marzeń o „innej” Rosji do rzeczywistości ostatnich pięciu i pięciuset lat. To świadectwa indywidualnych obserwacji, czasem trafnych, czasem (z czasem?) może mylnych. Ktoś inny, z większego dystansu, je osądzi.

Wiem teraz tyle: nie można „zimno” pisać o agresji, o nienawiści, o strachu. Nie można tak pisać o polityce Władimira Putina, o jej głębiej schowanych „biesach” i rzeczywistych ofiarach. Operacji zdzierania pierścienia Gygesa z palca złej władzy nie da się przeprowadzić w znieczuleniu. Niezależnie od tego, czy dokonujemy jej w Moskwie, czy w Warszawie, czy gdziekolwiek indziej.

Kraków, 8 IV 2014
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: