Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Puzzle - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
30 stycznia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
9,90

Puzzle - ebook

Kim jest Tori – bohaterka i zarazem autorka pamiętnika „Puzzle”? To niezłomna kobieta pełna pasji, chęci życia, radości. Wojowniczka. Matka, która walczy o dzieci. Kobieta, która walczy o siebie i lepsze życie. To postać, która całe życie zmagała się z demonami przeszłości. Brutalnej przeszłości, w której ojciec jawił się jako diabeł, a zamiast marzeń, w głowie małej dziewczynki były lęki, że za nieposłuszeństwo zostanie wrzucona do kotła ze smołą lub zabierze ją Baba Jaga.

„Puzzle” to przejmująca relacja jej życia, w której opowiada, jak każdego dnia walczy o „normalność”, miłość, jak godzi się z postępującą chorobą oczu. Jej historia daje wiele do myślenia. Pokazuje niewiarygodną siłę przetrwania, która drzemie w każdym człowieku. Tori to postać, która już od najmłodszych lat nie zgadzała się na alkoholizm ojca i dawała temu wyraz, mówiła głośno, że tak być nie może. Minęło jednak wiele lat, zanim odkryła w sobie siłę, by stawić temu czoło. Poprosiła o pomoc, chociaż jako DDA – nie było jej łatwo. Dorosłe dzieci alkoholików są samowystarczalne i często żyją w przekonaniu, że nie zasługują na pomoc, są obwiniane za alkoholizm któregoś z rodziców. Tori powiedziała „dość”! Wybrała własną drogę, którą konsekwentnie zmierza do celu. Czy ułoży układankę swojego życia tak, jak chce?

Autorka "Puzzli", mimo niełatwej sytuacji życiowej, postanowiła część dochodu ze sprzedaży książki oddać potrzebującym dzieciom. Na ostatnich stronach książki znajdziesz także Czytelniku informacje o osobach liczących na wsparcie oraz numery kont, na które można przekazać 1% podatku przy okazji rozliczenia podatkowego. Warto pomagać!

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7900-166-8
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

List do Czytelnika

Witam Cię serdecznie na kartach mojej opowieści. Cieszę się, że po nią sięgnąłeś. Może czytając ją znajdziesz tu cząstkę siebie? A może, gdy skończysz czytać, zechcesz coś w swoim życiu zmieć? Maże coś w Twoim życiu stanie się jaśniejsze, a może zatopisz się w refleksji?

Czasami w życiu człowieka dzieje się coś, czego nie sposób ogarnąć umysłem, to ciąg wydarzeń prowadzących do jakiegoś rozwiązania. Wierzę, iż nic nie dzieje się bez przyczyny. Często wydarzenia, z którymi nie umiemy sobie poradzić tak nas przytłaczają, że nie dopuszczamy do siebie nikogo, pozostajemy sami z tym, co się w nas dzieje. Wiem, jak to boli, bo wiele razy zostawałam sama ze swoim żalem, smutkiem, goryczą, bólem, chaosem wewnętrznym, który nie pozwalał mi racjonalnie myśleć i w konsekwencji pociągał za sobą kolejne bolesne doświadczenia.

Pamiętam, jak zamykałam się w sobie i jedyne co byłam w stanie powiedzieć, to: „Poradzę sobie sama". Czasami mam wrażenie, że zamiast ludzi, chodzą po ulicach roboty, tylko że te roboty mają wewnątrz serca, bardzo ciepłe i pragnące miłości. Nie ma wyjątków, każdy człowiek pragnie miłości, pragnie kochać i czuć się kochany. Jednak nie każdy ma odwagę przyznać się do tego. Wierzę, że Bóg istnieje i tak wszystko stworzył, że jeśli człowiek nie żyje w zgodzie ze sobą, to przytrafiają mu się różne dziwne, niewyjaśnione historie, które są jakby wezwaniem: „Zatrzymaj się i zobacz, w jakim jesteś miejscu!"

Kiedyś sama chciałam naprawiać świat, ale gdy zrozumiałam, że naprawianie powinnam zacząć od siebie, mój świat przewrócił się do góry nogami. Człowiek żyje w pewnych schematach i przyzwyczaja się do nich, wydają mu się one znajome, bezpieczne. Wie, jak sobie w życiu z tymi schematami radzić. Niestety wiele z nich wypala, stwarza pustkę, spopiela to, co w człowieku najlepsze – potrzebę dawania i otrzymywania miłości. Czasami jakieś wydarzenie rozdmuchuje ów popiół i nagle okazuje się, iż drzemie w człowieku coś, co chce się uwolnić, dzieje się coś, co rozwala puzzle, które były układane przez lata. Nieistotne, że ich części często do siebie nie pasowały. Gdy zdarzało się, że jakiś kawałek wyskakiwał, był niedopasowany,siłą wpychano go na miejsce. Nieważne, że to nie było jego miejsce, ważne, że wypełnił lukę i dzięki temu można było dalej funkcjonować. Kiedy jednak puzzle się rozsypują, a sami nie potrafimy już uzupełnić luk, wtedy czujemy, że tracimy grunt pod nogami, że cały stworzony przez nas świat wartości, rozpada się na kawałki.

To bolesne, gdy nagle odkrywamy, że nasze przekonania i wartości okazują się nietrwałą mgiełką. Najpierw rodzi się strach: „Co ja bez tego pocznę?” Potem czujemy, że coraz trudniej zapanować nad światem wewnętrznym, a kiedy jeszcze zaczynają grać emocje, chaos robi się tak wielki, że splata się z bałaganem świata zewnętrznego.

Wiesz, co się dzieje, kiedy spotykają się dwa fronty atmosferyczne? Jest wielka burza, błyskawice i ulewa. Taka pogoda niszczy to, co wcześniej zostało stworzone. Ale kiedy fronty się rozchodzą, zaczyna się wielkie sprzątanie połamanych konarów drzew, porozrzucanych śmieci. Wtedy łatwiej zobaczyć, co jest niepotrzebne. Drzewa pomału odbudują to, co im połamała wichura. Słabsze zostały wyrwane z korzeniami, inne spaliło uderzenie pioruna: selekcja naturalna. Jest jednak jeszcze to, co ocalało, co ma szansę na odrodzenie.

Każdy człowiek od chwili narodzin zaczyna układać swoje puzzle. Wielu do końca życia tylko ponownie dociska kawałki w przekonaniu, że znajdują się na właściwym miejscu. Do kresu dochodzą nieświadomi tego, co utracili. Inni, w chwili rozsypania się układanki rezygnują i umierają za życia, jeszcze inni zbierają kawałki na kupkę i zamykają się w swym małym świecie, nie dopuszczając do siebie nikogo. Żyją jak roboty, chorągiewki, podatne na każdy podmuch wiatru. Jeszcze inni zbierają się w sobie i zaczynają układać wszystko od nowa. Przyglądają się kawałeczkom układanki, a potem wyznaczają cel i podnoszą pierwszy element. Wtedy zaczyna rodzić się świadomość, że z chwilą podjęcia decyzji poprawnego ułożenia puzzli, trzeba będzie pożegnać się z tym, co znane, z układem, w którym funkcjonowało się do tej pory. Podjęcie takiej decyzji to ponowne narodziny, często bolesne. Ból będzie pojawiał się za każdym razem, kiedy kawałek układanki trafi na niewłaściwe miejsce.

Przyjrzyj się swoim puzzlom i nie bój się. Podnieś pierwszy kawałek. Zacznij żyć na nowo w zgodzie ze sobą i swoją wewnętrzną mądrością. TY jesteś wspaniałym człowiekiem i kiedy prawidłowo ułożysz układankę, przyjrzyj się jej dokładnie, a zobaczysz jaka jest piękna, barwna i pełna harmonii. Zobaczysz w niej samego siebie. Ta układanka to Ty, Twoje pragnienia, marzenia, dążenia, uczucia. Twoja szlachetność, dobroć, Twoje ciepło i postrzeganie świata. Jeśli zdecydujesz się podnieść pierwszy kawałek, możesz czuć ból i może tak się dziać za każdym razem, gdy będziesz popełniał błąd, a kiedy bezbłędnie będziesz ją składał - zobaczysz jak wiele harmonii zagości w Twoim życiu, ile wykrzeszesz z siebie uczuć, których wcześniej nie znałeś, ile dasz miłości i ciepła. Gdy skończysz układać, będziesz z siebie dumny i zobaczysz jak piękną układanką jesteś sam, jak piękną układanką jest otaczający Cię świat i ludzie. Kiedy poczujesz ból, podziel się nim z kimś, a będzie Ci łatwiej. Nie zamykaj się, poproś o pomoc.

Wiem jedno i tego jestem absolutnie pewna, kiedy rozsypuje się świat, kiedy człowiek rodzi się na nowo, potrzebny jest przyjaciel. Nie odtrącaj przyjaźni tylko dlatego, że uważasz, iż nikt nie może Ci pomóc. Wszystko, co jest przed Tobą, będzie dokonane tylko przez Ciebie, a poczucie, że obok ktoś jest - przynosi ulgę. Czasami człowiek się kaleczy - potrzebna jest szklanka wody, uśmiech, może uścisk dłoni, chwila wytchnienia. Wierz mi, że poczucie osamotnienia jest straszne...

Kiedy rozsypały się moje puzzle, zaczęłam układać je na nowo. W mojej mozaice znajdziesz uczucia, które zapewne są Ci znane. Może kiedyś przeżywałeś coś w podobny sposób? Może szukałeś recepty na ułożenie własnych puzzli?

Tymczasem zapraszam Cię na wędrówkę w świat uczuć i przeżyć, w świat rodzących się w człowieku wewnętrznych potrzeb, w świat marzeń i w głąb siebie.

Trzeba marzyć

Żeby coś się zdarzyło
Żeby mogło się zdarzyć
I zjawiła się miłość
Trzeba marzyć
Zamiast dmuchać na zimne
Na gorącym się sparzyć
Z deszczu pobiec pod rynnę
Trzeba marzyć
Gdy spadają jak liście
Kartki dat z kalendarzy
Kiedy szaro i mgliście
Trzeba marzyć
W chłodnej, pustej godzinie
Na swój los się odważyć
Nim twe szczęście cię minie
Trzeba marzyć
W rytmie wiecznej tęsknoty
Wraca fala do plaży
Ty pamiętaj wciąż o tym
Trzeba marzyć
Żeby coś się zdarzyło
Żeby mogło się zdarzyć
I zjawiła się miłość
Trzeba marzyć

Jonasz KoftaW poszukiwaniu miłości

Pomysł napisania tego pamiętnika wpadł mi do głowy całkiem przypadkowo. Kiedyś, jako nastolatka, zapewne jak wiele z Was, pisałam pamiętnik. Był to jedyny wierny przyjaciel, który z ogromną cierpliwością przyjmował wszystkie moje radości i smutki, który w największej tajemnicy przed światem skrywał moje sekrety i dziewczęce marzenia, pierwsze zauroczenie i pierwszy pocałunek z chłopcem...

Pisałam w nim, że wyobrażam sobie, jak zostaję sławnym botanikiem, odkrywam coś szczególnego. Wtedy jeszcze nie umiałam sprecyzować, co odkryję, ale byłam przekonana, że moje życie będzie wyjątkowe. Chciałam zostać sławnym botanikiem, albo sławną pisarką...W każdym razie w swoich marzeniach byłam kimś zupełnie wyjątkowym. Mój przyjaciel pamiętnik skrywał również mroczne tajemnice, o których bałam się mówić.

Są na świecie rodziny, w których żyją dzieci pełne lęku przed powrotem do domu, przed tym, co może się wydarzyć, co przyniesie dzień następny. Rodziny, w których nie okazuje się uczuć, chyba kocha się w nich inaczej. Ja nie czułam miłości swoich rodziców. Czułam się zagubiona, niechciana, niepotrzebna, niekochana i inna - gorsza.

Nie wiedziałam na czym polega miłość, co się czuje, gdy kogoś się kocha, ani co się czuje, gdy jest się kochanym? Nie wiedziałam również, że to, co czasami zdarzało mi się czuć, było czymś normalnym - a czułam... radość i dumę, gdy na przykład kiedyś udało mi się narysować konia. Wydawał mi się tak piękny i byłam przekonana, że nikt na świecie lepiej ode mnie nie narysuje konia. Mój był najwspanialszy! Miałam wtedy kilka lat. Pokazałam swoje dzieło mamie. Powiedziała, że ładny. Tata był bardziej krytyczny, uznał, że ma za duży łeb i za krótkie nogi. A ja widziałam w nim arcydzieło - konik był taki piękny! Przecież byłam z niego tak dumna!

Czułam zawstydzenie, gdy widziałam trzymającą się za ręce parę. Wtedy wydawało mi się, że jest to coś wstydliwego. Nie wiedziałam, że taki sposób okazywania sympatii jest czymś zupełnie naturalnym. Nie widziałam tego typu zachowań w swoim domu, a nawet jeśli czasem się pojawiało, to towarzyszył temu lęk:- Co będzie dalej?- Czy to przypadkiem nie jakaś pułapka?

Zdarzało się również, że byłam poirytowana. Zazwyczaj wtedy, gdy nie wiedziałam, jak mam się zachować w danej sytuacji. Kiedy słyszałam jakim to jestem „zdolnym leniem", odczuwałam złość i zażenowanie. Gdy wychodziłam na podwórko czy ulicę, miałam wrażenie, że wszyscy wiedzą, że mam tatę, który pije. Bardzo się tego wstydziłam i zawsze starałam się chodzić bocznymi ulicami, by jak najmniej ludzi mogło mnie widzieć. Czułam się również odpowiedzialna za mojego brata, a z czasem zaczynałam się także bać o matkę.

Pamiętam, że najcieplejszą osobą na świecie jaką znałam, była moja babcia. Babunia szyła mi sukienki, zabierała do lasu na grzyby, na spacery, do swoich znajomych. Pamiętam ciepłe mleko prosto od krowy i jak pomagałam jej ubijać masło. Biegałam szczęśliwa po strychu w domu babci. Udawałam, że jestem piratem, a w wielkim kufrze, który tam stał, ukrywałam swoje skarby - stare żelazko z duszą, kamienie, patyki i... święte broszurki. Wówczas jeszcze nie wiedziałam, że poszukiwanie Boga będzie czymś tak trudnym. Babunia nawet swoim ciałem chroniła mnie przed gniewem mojego taty. Z biegiem lat zrozumiałam, że to ona pokazała mi, iż istnieje miłość taka, jakiej pragnie każdy człowiek. Jakiej pragnę ja... W mojej pamięci babcia pozostanie dla mnie zawsze kimś wyjątkowym - ciepłym, bezpiecznym „schronieniem" i uzdrowicielką. Tak, uzdrowicielką, bo potrafiła uzdrawiać. Wtedy myślałam, że babcia umie czarować i myślę, że późniejsze moje zainteresowania właśnie tu mają swoje źródło. Gdy mieszkałam na wsi u babci, dużo się śmiałam. Dziadek robił mi z pończochy umieszczonej na długim kiju łapki na motyle. Biegałam po łące łapiąc je, zrywałam stokrotki i mlecze, z których babcia robiła mi wianuszki, łaziłam po drzewach i kulałam się z górki, która była tuż przy domu. Babcia często śpiewała mi piosenkę o Dorotce i tańczyła ze mną jak w piosence „dokolusia". Zawsze zabierała mnie ze sobą, gdy wychodziła z domu. Tylko przy niej czułam się bezpiecznie. Wyjątek stanowiło jedno miejsce... Nie rozumiałam, dlaczego bałam się sama chodzić po górce, a jedyny stok, z którego mogłam się kulać, był tuż przy domu. Była to spora górka, która wyglądała jak jakaś kaskada. Rosły na niej wiśniowe drzewka i mieszany lasek. Wyższe partie tej górki były dla mnie strasznym miejscem. Miałam wrażenie, że umarło tu wielu ludzi, i że są zakopani bez trumien, tuż pod ziemią. Miałam wtedy zaledwie kilka lat, ale kiedy zamykałam oczy, widziałam szkielety ludzi w tamtym miejscu. Pamiętam, że opowiedziałam o tym babci. Babcia wzięła mnie wtedy za rękę i poszła ze mną na górkę. Pokazała, że tam nic nie ma. Trzymałam jej rękę bardzo mocno. Wiedziałam, że babcia mnie obroni, gdyby te potwory wyszły spod ziemi. Mimo, że czułam babcię przy sobie, był we mnie lęk, ów lęk pozostał na bardzo długo... Nawet teraz, kiedy przejeżdżam pociągiem i spoglądam na górkę, z której kiedyś fikałam koziołki, zastanawiam się, czy tam coś jest? Jak dawniej, czuję lęk patrząc na rosnące tam drzewa.

Babcia była dla mnie najważniejszą osobą i bardzo nie lubiłam od niej wyjeżdżać, gdy rodzice zabierali mnie do swojego domu. Kiedy umarła, miałam kilka lat. Chciałam wtedy umrzeć razem z nią. Pamiętam swoją rozpacz. Pamiętam, jak wspinałam się do trumny, by być bliżej niej. Gdy zmarła, jej dom nie był już taki bezpieczny. Bałam się biegać po strychu, a mój kufer ze skarbami pokrył kurz.

Kiedy wraz z rodzicami odwiedzałam dziadka, moją uwagę przykuwał zawsze obraz, który wisiał w kuchni. Był to obraz Matki Boskiej, która ukazywała się w obłoczku między konarami drzew. Byłam przekonana, że moja babcia też jest w takim obłoczku i widzi, jak za nią tęsknię.

Gdy sięgam pamięcią do lat dzieciństwa, przypominam sobie tylko strach. Strach przed paskiem, który wisiał przy drzwiach, strach przed powrotem taty do domu - czy znowu będzie pijany - strach czy mama wróci wcześniej z pracy, byśmy z bratem zbyt długo nie byli sam na sam z pijanym ojcem, strach czy ojciec w swoim gniewie nie chwyci za pasek, czy nie wymyśli jakiejś innej kary za to, że ocena otrzymana w szkole go nie zadawała, strach, że znów będę musiała pójść do sklepu po kolejną butelkę alkoholu. Mogłam zostać zbita za to, że nie dopilnowałam brata, albo za cokolwiek innego... Nigdy nie było wiadomo, jakie wymagania w danym momencie wpadną tacie do głowy. Jednak najbardziej bałam się zostawania pod stołem w kuchni. Czasem dla towarzystwa miałam brata - musieliśmy tam siedzieć przywiązani do nogi stołu, by nie przeszkadzać ojcu w jego zabawach w pokoju obok. Siedziałam pod tym stołem i wpatrywałam się w kratkę wentylacyjną. Tata mówił, że jeśli się ruszę wyjdzie stamtąd Baba Jaga i mnie zabierze. Siedziałam sparaliżowana strachem i patrzyłam na kratkę starając się nie ruszać. Czasami po wypłacie tata dawał nam drobne na rurki z kremem, by mógł zostać w domu sam ze swoimi gośćmi.

Ponieważ w domu moich rodziców nie okazywano żadnych uczuć, wiec myślałam, że jestem chora, kiedy takowe się we mnie pojawiały. Wszystko co czułam, ukrywałam bardzo skrzętnie, by przypadkiem ktoś nie pomyślał, że zwariowałam. Kiedy byłam napiętnowana, karcona i straszona, że za swoje grzechy i za to, że jestem taka zła, będę smażyć się w piekle, czułam lęk. Ojciec często powtarzał mi, że przyjdzie po mnie diabeł i... przyszedł. Pamiętam letni dzień i mamę, która powtarzała, że naprawdę przyjdzie diabeł, bo jesteśmy z bratem niegrzeczni, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Mama stwierdziła:

-Oho, już idzie!

Do pokoju weszła czarna, usmolona postać, świeciły się tylko oczy. W rękach trzymała widły. Diabeł majtał ogonem i miał na głowie dwa rogi. Matka stała w drzwiach i uśmiechała się widząc, jak krzyczę z przerażenia. Od krzyku bolało mnie gardło, a diabeł wchodził do pokoju i krzyczał, że zabierze mnie do piekła. Tego dnia w naszym mieszkaniu był również brat mamy. Oboje z matką spokojnie patrzyli na krzyk i płacz przerażonego dziecka. Dopiero, gdy nie mogłam wydobyć z siebie głosu: matka z wujkiem wypchnęli tę postać z pokoju mówiąc:

- Idź już.

Latem, gdy z komórek znajdujących się na podwórku spadał lepik,tworzyłam z niego czarne postacie - diabełki z rogami. Diabełki, które lepiłam z rozgrzanej smoły były rodzinami. Największy - tata diabeł, miał rogi i najdłuższy ogon, mama diablica - mniejsza i uśmiechnięta - patykiem robiłam na ich twarzach miny. Było też pokaleczone dziecko diabełek. Nóżki i ręcemiałam zazwyczaj oblepione smołą, czułam się wtedy taka brudna i wierzyłam, że naprawdę wrzucą mnie do kotła ze smołą. Bałam się tego, więc z całych sił starałam się robić wszystko, najlepiej jak umiałam. Najlepiej jak umiałam donosiłam mamie o kolejnych wyczynach taty, najlepiej jak umiałam opiekowałam się bratem, a jak była potrzeba, to najlepiej jak umiałam, biłam się z nim. Przepisywałam zeszyty, by każda strona była czysta i bez poprawek, musiały być prowadzoneschludnie i przejrzyście. Biegałam do szkoły, by śpiewać i tańczyć w zespole „Kubusiów”. Chciałam, by rodzice byli ze mnie dumni. Nauczyłam się nawet kłamać... najlepiej jak umiałam. Ponieważ, kiedy mówiłam prawdę, byłam bita. Zaczęłam kłamać, by tego uniknąć. Starałam się pomagać wszystkim staruszkom wokoło, choć niekoniecznie tej pomocy potrzebowały. Przeprowadzałam przez ulicę, zbierałam na łąkach kwiaty i ofiarowywałam je swoim ulubionym „babciom”, które były miłymi sąsiadkami. Starałam się być miła, dobra i uczynna. Liczyłam na to, że moje dobre uczynki będą zauważane i nie trafię do kotła ze smołą. Najlepiej jak umiałam, obmyśliłam plan zagłady swojego domu. Wymyśliłam, że pod oknem zasadzę drzewo, które będę podlewać. Drzewo szybko wyrośnie i swoimi korzeniami powali dom. Moja dziecięca wyobraźnia widziała, że drzewo wyrośnie bardzo szybko, a dom powali wtedy, gdy mnie w nim nie będzie. Zaplanowałam i z wielkim strachem, że ktoś domyśli się jaki uknułam spisek, przysypałam pod oknami kilka pestek wydłubanych z ogryzka jabłka. Żeby mieć pewność, że mój plan się powiedzie, moja wyobraźnia nakazała mi zasadzić drzewo także z drugiej strony kamiennicy. Niezbyt umiałam sobie wyobrazić, jak mogą się rozrastać korzenie, więc drugie drzewo zasadziłam kilka metrów od domu. Była to akacja. Zamiast przylepić sobie akacjowy listek do swojego nosa, zakopałam kilka w nadziei, że wraz z jabłonią, poradzą sobie z tym budynkiem. W mojej wyobraźni ten plan miał w zupełności wystarczyć, by pozbyć się koszmaru. To był najlepszy, jaki zdołałam wymyślić, i byłam przekonana, że mnie nie zawiedzie. Wiedziałam, że wytrzymam tyle czasu, ile potrzeba, aby drzewa urosły. Było jeszcze coś, co robiłam najlepiej jak umiałam. Modliłam się. Napisałam na kartce swoją własną modlitwę do Boga - moje pierwsze dzieło literackie. Mama była zajęta chronieniem wielkiej tajemnicy rodzinnej - alkoholizmu ojca - a tata rzadko bywał trzeźwy, więc przez jakiś czas wiersz do Boga był tylko moją tajemnicą. Tak było do chwili, kiedy znalazłam sobie nową babcię. Była to sąsiadka - starsza, bardzo miła kobieta. Dostawałam od niej owoce i w przypływie wielkiego zaufania pokazałam jej swoją modlitwę. Jakaż byłam dumna, gdy usłyszałam, że jest piękna! Dużo czasu spędzałam ze swoją „nową babcią”. Czasami zabierała mnie do siebie na obiad i zawsze chwaliła mnie, że jestem mądra. Nie zdradziłam jej jednak swojej tajemnicy z zasadzonymi drzewami. Być może nie do końca jej ufałam i bałam się, że nie pochwali mojego wyczynu...

Czas mijał. Zmarła moja „babcia – sąsiadka”, znowu został tylko dom z zapracowaną mamą, tatą i jego wódką, bratem, którym musiałam się opiekować i... strachem. Umiałam już nie czuć, a raczej nie okazywać swoich uczuć... Umiałam już na życzenie mamy nie mówić o tym, co dzieje się w naszym domu, a z czasem udoskonaliłam umiejętność - nikomu nie ufać. Byłam przekonana, że każdy, oprócz starowinek, które całkowicie mnie rozumiały, chce mnie skrzywdzić. Wzrastał we mnie lęk przed przemocą, biciem, straszeniem, wyzwiskami, uciekaniem z domu, przed głodem... Ta nowa umiejętność była bardzo przydatna do tego, by wokół widzieć samych wrogów. Nie ufałam więc nikomu.

- Dzieci i ryby głosu nie mają! - często słyszałam od ojca. Więc cierpiałam w milczeniu i zastanawiałam się czy jestem normalna, bo czuję wewnątrz żal, ból, a z tego wszystkiego, przestałam ufać nawet Bogu. Nie zobaczył małej, rudowłosej dziewczynki, która starała się być najlepsza we wszystkim co robiła, wymyślała modlitwy do i prosiła go o pomoc. Nie słyszał moich modlitw, więc w rojnej dziecięcej główce zaświtał nowy pomysł: będę się z Bogiem targować! Ale najwidoczniej Bóg był bardziej zajęty kimś innym i wcale nie chciał moich kolejnych dobrych uczynków - nie dostawałam tego, o co prosiłam. A chciałam niewiele. Wyspać się, nie bać się taty, nie być bita, nie trafić do kotła ze smołą, nie chciałam spotkać na ulicy żadnego diabła, który zabierze mnie pod ziemię. Chciałam być ładna i chciałam być kochana, chciałam, by moje drzewa rosły szybciej, bo było mi coraz ciężej.

Pamiętam noce, kiedy budziłam się z krzykiem po koszmarach sennych . Gdy zostawałam sama w domu, słyszałam syk węży. Skulona siedziałam wówczas na wersalce i wpatrywałam się na podłogę - czy przypadkiem nie wije się jakiś... Gdy kładłam się spać, bałam się, że wąż skrył się pod moim łóżkiem i gdy tylko zasnę, wyjdzie i mnie ukąsi. Pamiętam, że bu­dziłam się z krzykiem i widziałam klęczącą przy łóżku mamę - która modliła się nade mną.

Targowanie się z Bogiem poniosło sromotną klęskę. Uznałam więc, że Boga w ogóle nie ma i że koniecznie muszę znaleźć jakiś nowy sposób, by przetrwać. Wówczas znałam tylko jedną prawdę: - Boga nie ma! Ale jest diabeł. Przecież go widziałam: krzyczał, miał widły, był strasznie usmolony, miał rogi i skoro raz po mnie przyszedł, może to zrobić raz jeszcze. Koniecznie musiałam znaleźć sposób, by skutecznie się przed nim uchronić. Nie do końca zgadzałam się ze swoją mamą, która godziła się na to, by dla świętego spokoju zostawić wszystko z ojcem jak jest. Dla spokoju w domu wszystko pozostało niezmienione - tata pił, mama go ochraniała, a ja usiłowałam doskonalić swoje zdolności kulinarne, gotując obiady. Moją pierwszą zupą była grochówka z zielonego groszku. Zalałam groszek wodą, wrzuciłam kartofle i warzywa i z dumą nakarmiłam brata i siebie. Dziwiło mnie, że nie chciał jeść tej „zupy”, może dlatego, że wcale jej nie przyprawiłam? Nie rezygnowałam jednak z uczenia się gotowania. Niektóre efekty to: spalony garnek po bigosie, wyrzucona patelnia po przypalonej strawie, wielkie kanapki, które często nie mieściły się w buzi. Starałam się sprzątać mieszkanie, by, gdy wróci z pracy zmęczona mama, nie musiała już zajmować się domem, tylko nami. Najczęściej jednak zajmowała się ojcem...

Pewnego dnia obejrzałam w kinie ekranizację powieści Henryka Sienkiewicza „W pustyni i w puszczy”. Byłam pod ogromnym wrażeniem bohaterskiego Stasia i marzyłam wówczas, by ktoś zaopiekował się mną tak dzielnie, jak on opiekował się małą Nel. Pamiętam jak pewnej zimy wracałam ze szkoły ze swoją koleżanką i przewracając się na śniegu udawałyśmy, że to piasek pustyni. Najzabawniejsze było to, żeobie chciałyśmy być Nel, brakowało nam tylko Stasia, który pospieszy nam na ratunek. Często po szkole oglądałyśmy z Zosią wystawy sklepowe i planowałyśmy, co kupimy naszym dzieciom, kiedy już będziemy dorosłe. Z wystaw „kupowałyśmy” zawsze najbardziej kolorowe ciuszki dla „naszych dzieci” i na­jmodniejsze ubrania dla siebie. Lubiłam zabawę w marzenia, ale lubiłam też bawić się w bezpieczny dom. Zrobiłam sobie kartonowy domek dla lalek. Okna i drzwi były w nim zawsze otwarte. Miałam w tym domku mebelki porobione z pudełek po zapałkach, ozdobione wycinankowym papierem. Różne szmatki były pięknymi dywanami i zasłonami w oknach, a z czasem moje małe lokatorki – lalki, zyskały modne ubranka. Moje rodziny składały się głównie z mam i dzieci. W moim kartonowym domu nie było miejsca dla mężczyzny. Bardzo często zmuszałam swoje lalki do „przeprowadzek”, zmieniając im kartonowe mieszkania. Działo się to zazwyczaj wtedy, gdy któryś z podwórkowych kolegów, bądź brat, za bardzo zaglądał do mieszkania moich lalek. Wtedy szukałam nowego kartonu. Wycięte okna były zamknięte, drzwi również, „opuszczałam dach”, by nikt nie mógł naruszyć spokoju moich zabawek. Otwierałam dom wówczas, gdy czułam, że nikt nie zakłóci mi spokoju i bez obaw będę mogła się bawić.

Teraz, kiedy wspominam swoje zabawy w dom, wyraźnie widzę, że zachowania z zabaw przeniosłam na swoje dorosłe życie. Wiele razy zmieniałam miejsce zamieszkania - szukałam domu, w którym razem ze swoimi dziećmi będę mogła poczuć się bezpiecznie, a moje związki z mężczyznami nie były trwałe. Nawet mając przy boku mężczyznę, czułam się samotna, zagrożona i bez poczucia bezpieczeństwa.

Mijały lata, lata z czterema umiejętnościami: nieokazywania uczuć, niemówienia, nieufania i niezmieniania życia (na życzenie mamy). Moje dorastanie to strach i uciekanie z domu, gdy ojciec szalał po upiciu się, to nieustanne zmęczenie i odrabianie lekcji tuż przed szkołą. Czułam, że jestem inna od moich rówieśników, chyba bardziej dojrzała. Nie okazywałam tego, że jestem w czymkolwiek dobra, bo zawsze słyszałam, że jestem nic nie warta, zła, głupia, leniwa - dostosowywałam się więc do opinii o mnie. Może wtedy ktoś zacznie mnie kochać? – myślałam. Często nie mówiłam prawd, które dla mnie były oczywiste. W szkole nie byłam prymuską, bo byłam „zdolnym leniem”, więc usilnie chciałam sprostać tej opinii naiwnie wierząc, że w ten sposób znajdę akceptację rodziny. Jednak w głębi duszy pragnęłam się uczyć, więc z namiętnością i w wielkiej tajemnicy, by nie wykryto mojej „zbrodni”, biegałam do biblioteki i czytałam. Zwiedzałam antykwariaty i muzea. Oglądając afisze i zdjęcia z przedstawień teatralnych, wyobrażałam sobie siebie siedzącą w teatrze na balkonie i oglądającą wszystkie spektakle. Czasami nawet udawało mi się być w teatrze i zawsze prosiłam o miejsce w pierwszym rzędzie, by wszystko dokładnie widzieć. W pogoni za wiedzą wpadła mi w ręce książka o parapsychologii. Uznałam wówczas, że skoro siła woli ma taką moc, może to być doskonały sposób na życie. Zaczęłam wyobrażać sobie, jak wspaniale mi się żyje. Zwiedzając muzea wyobrażałam sobie, że jestem księżniczką, z dumą i elegancją schodzę po wielkich schodach. Buszując wśród półek z książkami, wyobrażałam sobie, że wśród nich jest ta, którą sama napisałam. Tak właśnie zaczynałam zmieniać swoje życie - w marzeniach i wyobraźni. Zapomniałam o drzewach, które miały powalić mój dom, a całkowicie oddałam się parapsychologii. Tak bardzo chciałam, by mój umysł miał ogromną moc, że z większą odwagą zaczęłam samotną walkę z alkoholizmem taty. Jako jedyna w domu wzywałam policję, gdy jego czyny stawały się zbyt dokuczliwe i jako jedyna zaczęłam wręcz pokazywać mamie to, że krzywdzi mnie, brata i siebie, nie reagując na to, co wyprawia ojciec… Chciałam, by tata umarł...

Zapraszamy do skorzystania z oferty naszego wydawnictwa.

Wydawnictwo Psychoskok

18 letnia Anna Dziuba choruje na mukowiscydozę. Choroba ta stopniowo wyniszcza organizm, w efekcie często doprowadza do zwłóknienia płuc, a nawet śmierci. Rodzice Ani zbierają środki na bardzo drogie lekarstwa oraz utrzymanie Ani przy odpowiedniej diecie wysokokalorycznej , muszą jednak uważać stosując taką dietę na wciąż pogarszający się stan zdrowia Ani i jej narządów wewnętrznych, które ulegają wyniszczeniu. Za zbierane środki zakupują również sprzęty rehabilitacyjne utrzymujące Anię w odpowiedniej kondycji fizycznej.

Ośmioletni Kacperek Śmietana ma osłabiony układ odpornościowy, dodatkowo choruje na astmę wczesnodziecięcą i refluks żołądkowo przełykowy. Rodzice Kacperka fundusze zbierają na rehabilitacje sanatoryjne, ponieważ chłopczyk może tam w pełni korzystać z zabiegów inhalacyjnych, trenować płynne i głębokie oddychanie i wspomagać układ odpornościowy.

Kamilek, ma 11 lat, urodził się z Zespołem Downa. Oprócz Zespołu Downa chłopiec ma niedoczynność tarczycy, wadę wzroku, 93 obustronny niedosłuch o typie przewodnictwa oraz obniżone napięcie mięśniowe. Przed dziewiątym rokiem życia przestał rosnąć, dlatego konieczne jest leczenie hormonalne. Rodzice Kamilka środki zbierają na kosztowne leczenie synka oraz jego rehabilitację sanatoryjną. Postępy Kamilka można zobaczyć www.kamilek2002.bloog.pl

Maja ma 11 lat urodziła się z bardzo rzadką chorobą metaboliczną tzw. Chorobą Syropu Klonowego jest to wrodzone zaburzenie przemiany aminokwasów. Późne rozpoznanie choroby doprowadziło do śpiączki, która spowodowała nieodwracalne uszkodzenie mózgu. Maja ma czterokończynowe porażenie z przewaga kończyn dolnych. Nie chodzi samodzielnie. Wymaga diety niskobiałkowej. Mama Mai, środki zbiera na leczenie córeczki, sprzęt rehabilitacyjny oraz ortopedyczny.

Dawidek ma 11 lat, urodził z porażeniem mózgowym pod postacią diparezy spastycznej, niedoczynnością tarczycy, wodogłowiem pokrwotocznym z obustronnym wnętrostwem oraz dysplazją oskrzelowo płucną. Dawidek ma przed sobą operację, do której musi być dobrze przygotowany, poprzez rehabilitację u rożnych specjalistów. Środki potrzebne są na leczenie i rehabilitację Dawida, by chłopczyk mógł stać się samodzielny. Maciek w roku 1997 uległ wypadkowi, doznając urazu czaszkowo mózgowego. Jest osobą niezdolną do samodzielnej egzystencji. Środki jego mama zbiera na leczenie i rehabilitacje neurologiczne syna.

FUNDACJA NA RZECZ POWIATU WIELUŃSKIEGO

Rejonowy Bank Spółdzielczy o/Wieluń

53–9256–0004–0070–2760–2000–0010

Z dopiskiem Na leczenie i rehabilitację Macieja Lubicz Ciesielskiego

Można tez przeznaczyć 1% Podatku KRS 0000115352 dla Macieja Lubicz Ciesielskiego
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: