Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rak i pomoc aniołów - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 lipca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
16,99

Rak i pomoc aniołów - ebook

Rak, to nie jest choroba, która szybko się kończy. To wszystko trwa miesiącami, a nawet latami. Jest cierpienie pacjenta i jego strach. Pacjenci szybko  przyzwyczajają  się do nowych okoliczności. Usiłują wprawdzie nadal funkcjonować w świecie ludzi zdrowych, ale szpital staje się ich drugim światem. W szpitalu są również, jak w domu, „u siebie”. Chory obraca się wśród pacjentów,  lekarzy i leków. Zaczyna czuć i myśleć inaczej. Bliscy, choć zdrowi,  są w trudniejszej  sytuacji. Widzą Obserwują,  chcą chronić. Nie zawsze im się to udaje. Jest im trudno, nie potrafią pomóc, więc często ranią. Potem wszystko wraca do normy. Bohaterka książki żyje, a czas choroby to jej życiowe doświadczenie.

Wokół nas wszystkich krążą anioły. To ludzie, którzy mają do spełnienia misję, choć może o tym nawet nie wiedzą. Ci, którzy otrzymują pomoc od nich, nie spodziewali się jej, nie liczyli na nią. Rzeczywiście, czują wtedy, jakby doświadczyli raju.

 

 

Choroby zmieniają. Są czasem przemyśleń, weryfikacji postaw. Zaczynamy wtedy dostrzegać więcej, bo zwalniamy i rozglądamy się. Robimy też coś, na co nie mieliśmy czasu w naszym codziennym pędzie.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-940812-6-3
Rozmiar pliku: 496 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Znowu jest styczeń. Minęło trzynaście lat. Jestem bogatsza o całą tę wiedzę, której wolałabym nie znać. Ale czy tylko o wiedzę medyczną chorującego pacjenta? Zobaczyłam ludzi i ich zmagania z własną słabością. Poznałam też bliskie mi osoby, od zupełnie innej strony. Już wiem, że człowiek w niezwyczajnej sytuacji, w poczuciu zagrożenia, kiedy grunt usuwa mu się spod stóp, zachowuje się w sposób zupełnie nieprzewidywalny.

Rak, to nie jest choroba, która szybko się kończy. To wszystko trwa miesiącami, a nawet latami. Jest cierpienie pacjenta i jego strach. I jest jeszcze rozpacz, kiedy odchodzi kolejna, bliska już osoba, pacjentka z sąsiedniego łóżka.

Chora osoba zaczyna czuć i myśleć inaczej. Pacjenci szybko przyzwyczajają się do nowych okoliczności. Usiłują wprawdzie nadal funkcjonować w świecie ludzi zdrowych, ale szpital staje się ich drugim światem. W szpitalu są również, jak w domu, „u siebie”. Chory obraca się wśród pacjentów, lekarzy i leków. Bliscy, choć zdrowi, są w trudniejszej sytuacji. Obserwują, chcą chronić. Nie zawsze im się to udaje. Jest im trudno, nie potrafią pomóc, więc często ranią.

Dlaczego tak się dzieje?

Oni mają swoje sprawy, swoje zdrowe życie. Mają swój zwykły sposób myślenia. Nagle niepokój, lęk i poczucie zagrożenia, wkraczają w ich codzienność. Są bezradni.

Poznają się wszyscy od nowa.Początek roku

Sylwester był wyjątkowo udany. Wszyscy bawiliśmy się świetnie. Dwadzieścia kilka osób, wspaniałe nastroje, szampańska zabawa.

Sylwestra organizowaliśmy wspólnie z Karolem, w nowym domu, w nowej siedzibie firmy. Były tańce, wszyscy otaczali bar, gdzie serwowano alkohole. O północy, kiedy ci „sparowani” składali sobie życzenia, stałam sącząc szampana, samotnie oparta o bar. Zastanawiałam się, co mi ten nowy rok przyniesie. Trudno w takim momencie nie posmutnieć, tyle refleksji pcha się do głowy. Byłam sama.

Poszłam spać nad ranem, kiedy wyszli ostatni goście. Obudziłam się z silnym bólem głowy. Czułam się bardzo chora, ale nie bardzo wiedziałam na co. Właściwie alkoholu piłam mało. Widocznie ta nie przespana noc, gwar, dym papierosów, to wszystko naraz, spowodowało zmęczenie. Trochę posnułam się po domu, trochę posprzątałam. Robiłam to wszystko bez entuzjazmu. Pola z Michałem spędzali Sylwestra w domku w górach. Składkowi balowicze po swoje puste naczynia po potrawach, które przywieźli, mieli przyjechać w najbliższych dniach.

Śnieg sypał obficie. Drogi zostały zasypane tak, że Pola i Michał ze znajomymi nie mogli wrócić. Robert załatwiał odśnieżenie lokalnych dróg, żeby młodzi mogli przejechać. Wrócili w końcu, po trzech dniach.

Trzeciego stycznia, po południu, wybrałam się z wizytą do ginekologa. Cały rok był bardzo pracowity, a robiąc podsumowania w różnych tematach, postanowiłam się też przebadać. Większość badań zrobiłam już przed świętami Bożego Narodzenia, wyniki były bardzo dobre.

Lekarz zaczął badanie od sprawdzenia piersi.

- A co to jest? – usłyszałam niespodziewanie.

W prawej piersi wykrył guz. Zaprosił mnie następnego dnia rano do swojego szpitala na badanie USG. Wyszłam z gabinetu przerażona. Karol czekał w samochodzie.

- Boję się – powiedziałam do niego. - Coś strasznego wisi w powietrzu.

Minęło tylko kilka lat i poczucie zagrożenia znowu wkradło się w moje życie. Następny dzień zapamiętałam doskonale.

Badanie potwierdziło obawy. Diagnoza była zła. Guz o średnicy osiemnastu mikimetrów, węzły chłonne zajęte „do górnego piętra pachy włącznie”. Doktor od razu zaczął załatwiać operację w swoim szpitalu. Chirurg był nieobecny, a że był już piątek, po południu, wróciliśmy do domu.

Byłam jak sparaliżowana. Trwała właśnie akcja uświadamiająca konieczność badania się. W całym mieście ustawiono mnóstwo bilboardów z wielkim napisem ”guz do 1 cm jest uleczalny”. A ja? Przy tak złym wyniku nie mam szans. Byłam przekonana, że umieram. Mój guz był większy od tego z bilboardów. Nie byłam wcześniej na tyle rozsądna, żeby zrobić mammografię, ale treść wyniku zrozumiałam. Moja mama miała raka piersi, a ja nie zastanawiałam się nad tym, że jestem zagrożona. Żyłam chyba w przeświadczeniu, że mnie to nie dotyczy. Dlaczego? Nie wiem, dlaczego tak myślałam.

Mogłam być nieświadoma, ale przecież byłam pod stałą, prywatną opieką lekarza. Tego samego, od czasu narodzin mojej córki. Analizowałam sytuację. Półtora roku wcześniej robiłam USG piersi, na które wysłał mnie mój lekarz. Wtedy, tamto badanie nic nie wykazało. Dlaczego nie skierował mnie na mammografię? Miał wiedzę o chorobie mojej mamy. Dlaczego nie powiedział, że w moim wieku trzeba zrobić przede wszystkim mammografię? Zażywałam środki hormonalne, a lekarz, który je przepisał, nie uświadomił mnie, jakie są związane z tym zagrożenia i że w takim przypadku, szczególnie mammografia jest niezbędna. Dowiedziałam się o tym później, w szpitalu.

Zdenerwowany Karol powtarzał w kółko:

- Na pewno nie jest aż tak źle, nie może być tak źle.

Usiłowałam zrozumieć to, co przecież już mi powiedziano. Mam raka, a to jest początek umierania. Oboje z Karolem byliśmy w panice.

- Zadzwoń do Elżbiety – poprosiłam. Elżbieta specjalizuje się w diagnostyce obrazowej. Potrzebowałam teraz rzetelnych konsultacji, ale sama nie byłam w stanie rozmawiać. Karol był nie mniej roztrzęsiony, ale zadzwonił. Siedziałam w fotelu, wpatrzona w niego. Czytał opis wyniku. Słyszałam, jak głos mu drżał. Informacje z drugiej strony nie były pocieszające, były przerażające. Widziałam twarz Karola, kiedy słuchał tego, co mu tłumaczyła Elżbieta.

Elżbieta mieszkała niedaleko. Wkrótce przybiegła do nas. Starała się nie straszyć, ale też nie oszukiwała.

- Guz duży, przyklejony do klatki piersiowej – mówiła - Węzły chłonne też niekorzystnie zdiagnozowane.

Wykluczyła możliwość operacji w tamtym szpitalu.

- Trzeba iść tam - powiedziała - gdzie się w tym specjalizują, do Instytutu Onkologii na Garncarską. Skierowała mnie do doktor Kowalczyk, również radiologa.

Na tą wizytę szłam wciąż jeszcze pełna wiary, że to jakaś pomyłka. Zaraz się okaże, że to mnie nie dotyczy. Karol nie opuszczał mnie ani na krok. Doktor Kowalczyk przyjęła nas w swoim gabinecie. Po chwili rozmowy, zadzwoniła po docenta Mitusia. Ten od razu zabrał mnie do ambulatorium. Wykonano biopsję. Głosem pewnym, nie dopuszczającym sprzeciwu powiedział:

- Amputujemy.

Siedziałam na krześle, jak mała dziewczynka przed nauczycielem. Nie mogłam z siebie wydobyć głosu. W końcu powiedziałam tylko:

- Dobrze.

Doktor wyznaczył termin przyjęcia do szpitala na 17 stycznia, a operację na dzień następny. Działo się wszystko zdecydowanie zbyt szybko.Nowa rzeczywistość

Trudno opisać, co się ze mną działo przez te dwa tygodnie pomiędzy diagnozą, a operacją. Byłam roztrzęsiona. Żyłam jak we śnie. Usiłowałam sobie wyobrazić, jak to będzie, coś przewidzieć.

Niedawni imprezowicze nie spieszyli się po swoje garnki. Ominęły mnie więc spotkania, których bardzo się obawiałam. Wiedziałam, było po mnie widać, że stało się coś ważnego. Nie chciałam z nikim o tym rozmawiać. Nie byłam gotowa na takie rozmowy. Świat nagle stał się obcy, zaczęłam się go bać. Możliwie dużo czasu spędzałam w swoim pokoju. Tu czułam się w miarę bezpieczna. Wyjście z pokoju powodowało lęk przed czymś nieokreślonym.

Robiłam wyznaczone przed operacją badania. Pracowałam, miałam świadomość, że bardzo muszę się pilnować w pracy, bo w takim stanie rozkojarzenia, nietrudno o błąd. Nie dopuszczałam myśli, że będę musiała przerwać pracę, ale też porządkowałam wszystkie swoje sprawy.

Pola i Michał bardzo przejęli się moją chorobą. Starali się pomóc jak mogli, a mogli niewiele. Kupili mi w aptece na wzmocnienie Ecomer. Początkowo wydawało się, że w niczym więcej nie są w stanie mi pomóc. A jednak odkrywali wciąż nowe możliwości. Starali się oderwać mnie od złych myśli. Michał przynosił filmy do oglądania na komputerze. Razem z Polą walczyli o moje samopoczucie. Przesiadywali ze mną wieczorami. Gdyby nie okoliczności uznałabym to za wspaniały okres w życiu. Robili mi seanse filmowe. Starali się mnie jakoś zająć. Razem ze mną oglądali te filmy, żebym nie była sama. Dużo później dziwili się bardzo, że nic z nich nie zapamiętałam. Zdobywali informacje na temat choroby. Wszyscy troje z Karolem, starali się wyciągnąć mnie z dołka, w który wpadłam. Nie było we mnie ani odrobiny nadziei, że z tego wyjdę.

- Musiałby stać się cud – tak wtedy myślałam.

To były trudne przeżycia. Wszyscy wiedzą, że kiedyś umrą, ale nikt nie myśli o tym codziennie. Paraliż mózgu następuje wtedy, gdy chwila ta jest blisko.

Bałam się. Nie potrafiłam rozmawiać o chorobie, nie potrafiłam powiedzieć o niej swoim rodzicom. Nie pomyślałam wtedy, że te bardzo bliskie osoby już raz były doświadczone przez tę samą chorobę. Mama była przecież z tematem oswojona. Od jej choroby minęło piętnaście lat i wciąż żyła.

- Ale mamy guz był wielkości zielonego groszku – myślałam - a i tak spowodował, że przeszła amputację i naświetlania.

W wyniku naświetlań mama była bardzo mocno poparzona. Ktoś wtedy zrobił jakiś błąd. Właśnie dlatego, że mama sama chorowała, rozumiała problem i przejęła się bardzo.

Pola przyniosła książkę o metodzie Silvy, o sposobie psychicznego samoleczenia.

- Pola, jak można wyleczyć się z raka przy pomocy literatury? – zapytałam zdziwiona.

Pola przekazała mi wszystko, co usłyszała od mamy przyjaciółki, psychologa z zawodu. Zaczęłam czytać. Wcale nie miałam nastroju na eksperymenty. Prawdę mówiąc, robiłam to chyba tylko po to, żeby nie zrobić córce przykrości. Nie wierzyłam w cudowne metody, inne niż lekarze i medycyna.

A jednak ćwiczyłam. Leżałam w swojej sypialni, w zupełnej ciszy. Rozluźniałam ciało. Pozbywałam się napięć i stresu. Zamykałam oczy i skupiałam się na oddechu. Następowało takie błogie odpływanie, prawie drzemka. Czułam, że zaczynam się odprężać. Rozluźniałam się od głowy, aż po czubki palców u stóp. Przyglądałam się w myślach, zgodnie z instrukcją, każdej części ciała. Wyobrażałam sobie osobno serce, żyły, układ krwionośny, płuca. Przypominałam sobie zapamiętane ze szkoły wiadomości o budowie człowieka. Sprawdzałam każdy fragment, każdą swoją część, czy jest wystarczająco rozluźniona. Wyobrażałam sobie swoje zdrowe ciało. Skupiałam się na tym, jak to wszystko razem działa.

Myśli zaczynały krążyć swobodnie. Wyobrażałam sobie jak wypełnia mnie światło, wpływa do ciała, wypełnia każdy mięsień, organ i nerw. Uwierzyłam, że tworzę wokół siebie barierę ochronną. Dopiero w ten sposób zrozumiałam, że nie chodzi o samoleczenie się z raka, lecz o leczenie psychiki, własnego wnętrza, o uspokojenie siebie. „Przerabiałam” kolejne rozdziały książki i dostrzegałam u siebie pierwsze efekty. Może to był wynik potrzeby, efekt oczekiwania? Kolejne dni przynosiły mi ulgę, coraz chętniej więc ćwiczyłam.

- Ta metoda pomaga.

Po raz pierwszy od diagnozy popatrzyłam z nadzieją w stronę córki. Pola pomagała mi uczyć się uspokajać. Książki pomagały leczyć skurczoną ze strachu duszę i sparaliżowany złymi myślami umysł. Obie uwierzyłyśmy w skuteczność takiej pracy nad sobą.

Szybko przybywało mi literatury i kaset z metodami psychoterapii. Pochłaniałam je, choć nie do końca wierzyłam, że mi w pełni pomogą. Mój stan fizyczny był dobry, na razie zachorowała w sposób gwałtowny tylko dusza. Uczyłam się nowej sytuacji, ćwiczyłam zalecane w książce techniki relaksacji i starałam się uspokoić. Podobnie ćwiczyła, kilkanaście lat wcześniej, moja mama. Siadała na małym stołeczku na balkonie i ćwiczyła napełnianie siebie kolorem. Tylko, że ja wtedy jeszcze jej nie rozumiałam. Wtedy śmiałam się do mamy i żartowałam z tego.

- Mamusia, kochana, niebieska!

Co trzeba przeżyć? Jaką drogę trzeba przejść, żeby poczuć i w pełni zrozumieć? Co jest potrzebne, żeby osiągnąć taki stan świadomości? Jaka siła musi zadziałać, żeby to, co wydawało się śmieszne, potraktować poważnie. Trzeba doświadczyć tego samego. Starałam się zmienić sposób własnego myślenia. Musiałam to zrobić. Widziałam w takim działaniu ratunek. Robiłam teraz to samo, co wcześniej moja mama i czułam jak mojej psychice pomaga wyobrażenie, że wypełnia mnie błękit. Ta choroba, którą początkowo identyfikowałam jako nieszczęście przekazane z matki na córkę, zaczęła być pomostem bliskiego zrozumienia i miłości? Chyba tak to należało rozumieć. Byłoby jednak niepoważne nazywać chorobę śmiertelną darem.

Efekt pracy nad sobą przez tylko dwa tygodnie był zdumiewający. Przez tych kilkanaście dni przed operacją przerobiłam potężny, jak na swoje możliwości i dostępny czas, zakres psychologii. Musiałam szybko ułożyć sobie to wszystko w głowie. Cały świat się wtedy zawalił. Byłam przekonana, że moja śmierć, to kwestia kilku miesięcy. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to nie tak. Umieranie koleżanek trwało dwa i trzy lata.

W tamtym okresie Michał stał się dla Poli wielką podporą. To jemu Pola wypłakiwała cały swój niepokój i nieszczęście. Wtedy czułam, że to dobrze, że Pola ma kogoś tak bliskiego, że w tym bardzo trudnym okresie, nie jest sama.

Tuż przed operacją, byliśmy z Polą, Michałem i Karolem, na kolacji u Dany i Roberta. Były świece. Robert wyciągnął kamerę video, powiedział:

- Zatrzymać chwilę.

Dla mnie wszystko kręciło się wtedy wokół śmierci. Po takich słowach, wstałam od stołu i wyszłam do toalety. Stałam tam przed lustrem, wpatrując się we własną twarz.

- Jestem jeszcze – myślałam - Niedługo już mnie nie będzie.

Miałam czterdzieści lat, kiedy po raz pierwszy dotarło do mnie zagrożenie i strach, że Pola może zostać sama. Wtedy, wszystko skończyło się dobrze. Operacja i kłopoty zdrowotne minęły. Wiedziałam jednak, że zostałam ostrzeżona, że moje zdrowie nie jest pewne, nie zostało dane raz na zawsze.

Kiedy w wieku czterdziestu sześciu lat zachorowałam na raka, byłam przekonana, że nie zdążę rozmawiać z Polą. A Pola na dorosłość i odpowiedzialność, zupełnie nie była gotowa. Miała wprawdzie już dziewiętnaście lat, nie była już małym dzieckiem, ale była bezbronna, nie miała też, może na szczęście, żadnych trudnych doświadczeń.

We mnie walczyły bezradność i rozpacz. Nie chciałam się w życiu minąć z córką. Nie chciałam, żeby moją córkę spotkał taki sam los, jaki spotkał moją mamę. Jej mama, a moja babcia osierociła ją w wieku czternastu lat. Potrzebowałam bardzo bliskiego kontaktu z córką i świadomości, że w sercu Poli zostanie po mnie, na całe życie, uczucie ciepła.

Dana i Robert załatwiali dla mnie, na po operacji, chemioterapię w zaprzyjaźnionym szpitalu. Byłam im bardzo wdzięczna za takie zaangażowanie. Wprawdzie później nie miałam okazji z tego skorzystać, bo zostałam w Instytucie, ale czułam atmosferę rodzinnego zaangażowania.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: