Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Raven - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
16 marca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Raven - ebook

Niepełnosprawna, poruszająca się o lasce Raven Wood zajmuje się renowacją starych obrazów w galerii Uffizi we Florencji. Pewnego wieczoru, w drodze powrotnej do domu, jest świadkiem brutalnego napadu na bezdomnego. Próbując interweniować, sama ściąga na siebie wściekłość napastników. Wydaje się, że już nic nie może jej ocalić… A jednak. Z mroku wyłania się tajemnicza postać, która bezwzględnie rozprawia się z bandziorami. Kiedy zagadkowy wybawca pochyla się nad nią i szepcze jej do ucha niezrozumiałe słowa, Raven traci przytomność. Odzyskawszy ją stwierdza ze zdumieniem, że uległa niewytłumaczalnej przemianie: po jej ułomności nie został żaden ślad, jest teraz przepiękną, atrakcyjną kobietą. Jeszcze bardziej zaskakuje ją fakt, że minął tydzień, że w galerii wszyscy traktują ją jak obcą osobę oraz że ze zbiorów znikła kolekcja bezcennych ilustracji Boticellego. Traktowana przez policję jako główna podejrzana, Raven szuka pomocy u najbogatszego i najbardziej wpływowego człowieka w mieście. Poszukiwania sprawców zuchwałej kradzieży oraz próby ustalenia tożsamości jej anonimowego wybawcy prowadzą ją w mroczne zakamarki Florencji, gdzie słowa „namiętność” i „strach” nabierają nowego znaczenia, i gdzie mieszkają istoty rodem z przerażających legend i sennych koszmarów.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-287-0247-9
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wciągająca i hipnotyzująca historia pachnąca Florencją, ryzykiem, krwią i miłością! Uwaga, ta książka uzależnia i pochłania od pierwszej strony! Idealna lektura również dla miłośników wampirów.

Magdalena Tomczak, zapiski-okularnicy.pl

Ta książka nie pozwoliła mi zasnąć! Reynard nieustannie zaskakuje… Raven to intensywnie romantyczny, wciągający i soczyście zmysłowy romans paranormalny wyłamujący się z jakichkolwiek schematów. Kompletnie zatraciłam się w lekturze!

Dominika Piątek, Recenzje Ami, recenzjeami.blogspot.com

Włochy znane są z pięknych krajobrazów oraz pysznego jedzenia. Raven pokazuje jednak zupełnie inny świat: mroczny, pełen nadprzyrodzonych istot i… erotyzmu. Gwarantowane niezapomniane doznania czytelnicze (i nie tylko). Serdecznie polecam.

Magdalena Łaziuk, Recenzje knigoholiczki, recenzjeknigoholiczki.blogspot.com

Przygoda. Tajemnice. Spiski. Groza. Miłość. Pożądanie. To wszystko znajdziecie w Raven – błyskotliwej, romantycznej i nietuzinkowej powieści w gotyckiej oprawie. Niczym żywioł wciąga już od pierwszych stron i porywa czytelnika w fascynująco-przerażającą podróż po florenckich zaułkach, gdzie odruchy dobroci mieszają się z okrucieństwem, a strach z porywami namiętności. Prawdziwa perełka w swoim gatunku, którą koniecznie trzeba przeczytać!

Krystyna Meszka, Literacki świat Cyrysi,
cyrysia.blogspot.com

Ciekawa i intrygująca propozycja nie tylko dla fanów paranormal romance, która budzi najgłębiej skrywane emocje i mrozi krew w żyłach. Sylvain Reynard serwuje nam nieskazitelną historię o sztuce, istotach ciemności, pożądaniu i namiętności. Raven to niebezpieczna przygoda warta każdego ryzyka. Na taką właśnie książkę czekałam.

Ewelina Bartocha, Książkomania,
ksiazkomania-recenzje.blogspot.com

Sylvain Reynard stanął/ęła na wysokości zadania. Jeśli szukacie książki paranormal romance, która przełamuje utarte schematy, to właśnie ją znaleźliście. Wartka akcja, doskonale nakreśleni bohaterowie oraz nietuzinkowa fabuła sprawiają, że lekturę czyta się szybko i z nieustającym zaciekawieniem. Ta książka jest skazana na sukces. Znacznie lepsza od serii Zmierzch!

Klaudia Skiedrzyńska, Nowe horyzonty,
nhoryzonty.blogspot.com

Raven to jedna z książek, od których ciężko jest się oderwać. Można przez nią zarwać noc i zapomnieć o wszelkich obowiązkach. Tak, mam „kaca książkowego”: cały czas tkwię w świecie pełnym wampirów, nie mogę przestać myśleć o Raven i jej wielbicielu… Jestem zachwycona i z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg.

Kornelia Pikulik-Czyż, Korci mnie czytanie, korcimnieczytanie.blogspot.com

Mądra książka o wampirach? Macie ją przed sobą. Oto opowieść o tym, co z pozoru niemożliwe – uczuciu rodzącym się pomiędzy kaleką dziewczyną a niezdolnym do miłości Księciem Florencji. Ich spotkanie zmienia losy całego miasta, dostarczając czytelnikom wielu emocji.

Ania Szczurek, Lego ergo sum, shczooreczek.blogspot.com

Raven wprowadza czytelnika w sekrety historii sztuki, a zarazem otwiera drzwi do świata paranormalnego, w którym nic nie jest takie, jakim się wydaje. Możecie mi wierzyć – tak zbudowanego napięcia seksualnego między bohaterami już dawno nie było w żadnej książce. Warto!

Natalia Pych, Książkowe Kocha, Nie Kocha,
www.ksiazkowe.pl

Piękna i Bestia w wersji z wampirem. Powieść Sylvaina Reynarda hipnotyzuje od pierwszych stron. Raven to książka, która długo nie pozwoli o sobie zapomnieć!

Sylwia Niemiec, My Books My Life,
ravenstarkbooks.blogspot.com

Oto opowieść o księciu i księżniczce, jakiej jeszcze nie było. Raven to przykład dobrej, mrocznej historii z nutą namiętności w tle. Po prostu nie można się jej oprzeć. Gorąco polecam!

Beata Moskwa, thievingbooks.blogspot.com

Raven to intensywna i pełna emocji literacka podróż do świata, w którym jasny podział na dobro i zło nie istnieje, a siły ciemności bezwzględnie gaszą każdą iskierkę dobra. Tajemnicza, przesycona artyzmem Florencja staje się miejscem narodzin niebezpiecznego romansu. Tak dynamicznej i frapującej powieści paranormalnej nie było od czasu Kronik wampirów Anne Rice.

Angelika Zdunkiewicz-Kaczor, www.lustrorzeczywistosci.pl

Ciekawie skonstruowane postaci, mroczny, intensywny klimat, piękne miasto, dzieła sztuki, wątek kryminalny i intrygująca akcja. Książkę zaczęłam czytać i nie odłożyłam na półkę, dopóki nie poznałam zakończenia. Raven sprawi, że zmienicie plany na wakacje – Florencja wydaje się świetnym wyborem.

Sylwia Czekańska, recenzentkaksiazek.blog.pl

Wampir i kobieta, miłość i śmierć – czyżby w takim połączeniu nie było być już niczego zaskakującego? Sylvain Reynard skutecznie zaprzecza temu twierdzeniu. Odważ się zajrzeć w mroczne zakamarki Florencji, gdzie strach miesza się z pożądaniem, a życie ze śmiercią. Ta książka cię zahipnotyzuje.

Wioleta Sadowska, www.subiektywnieoksiazkach.pl

Raven roztrzaskała moje serce na milion kawałeczków, które do dziś próbuję zebrać w całość. Akcja i barwni bohaterowie porywają czytelnika w niezwykły świat tajemnic, grozy, bólu, krwi, namiętności i pożądania. Dzięki dopracowanej w najmniejszych detalach historii czytelnik ma wrażenie, że znajduje się w centrum wydarzeń. Raven pokochałam całym sercem – i nie mogę się doczekać kolejnej części.

Magda Zimna, czytamybokochamy.blogspot.com

Już dawno nie czytałam tak porywającej książki. Mroczna fabuła, romans oraz cudowni bohaterowie sprawiły, że zatraciłam się w jej treści, zapominając o rzeczywistości. Rewelacja – to słowo najbardziej pasuje do Raven.

Izabela Drozdowska, niebo-pieko-ziemia.blogspot.com

Oto bogata opowieść, w której świat ludzki łączy się ze światem wampirów. Doprawiona szczyptą subtelnej erotyki historia o uczuciu rodzącym się między Raven a Williamem może stanowić nie lada gratkę dla miłośników fantasy. Pełna przygód i zwrotów akcji – idealna dla tych, co szukają w lekturze mocnych wrażeń.

Malwina Latko, malwinaczyta.blogspot.com

Jeśli szukacie historii, w której nie brak tajemnic, intryg i odwiecznej walki o władzę; gdzie wyraźnie odczuwamy głód krwi i seksu, a granica między czystym pożądaniem a prawdziwą miłością jest cienka, koniecznie sięgnijcie po Raven. Dawno już nie czytałam tak dobrej powieści z gatunku paranormal!

Sylwia Węgielewska, magicznyswiatksiazki.pl

W końcu dostałam to, czego chciałam – wampira równie inteligentnego co niebezpiecznego, wzorowanego na klasyce gatunku. Zapierająca dech w piersi sceneria Florencji, piękne dzieła sztuki i nawiązania do mitologii są niczym wisienka na niezwykle pociągającym torcie.

Pamela Janik, Mocno subiektywna,
mocnosubiektywna.blog.pl

Klimat Raven jest niesamowity. Czułam się dokładnie tak, jakbym spacerowała uliczkami Florencji. Dla tego przeżycia z pewnością sięgnę po kolejną część.

Karolina Szpilka, papierowemiasta.blogspot.com

Niebezpieczny wampir, który zabija bez mrugnięcia okiem i niepełnosprawna kobieta, która sądzi, że nie ma prawa do miłości. Namiętność narasta z każdą stroną, by w kulminacyjnym momencie wybuchnąć. Raven to pasjonująca opowieść o morderstwie i walce dwóch światów, a jednocześnie historia z przesłaniem: piękno zewnętrzne przemija, ale to, co wewnątrz, trwa, czyniąc nas wyjątkowymi.

Klaudia Błaszczyk,
moje-ukochane-czytadelka.blogspot.com

Zaskakująca i oszałamiająco uwodzicielska! Raven to nowa era dla wampirów i ich literackiego piękna. Ocieplenie duszy i krwi gwarantowane!

Natalia Zdziebłowska, natalax3recenzje.blogspot.comProlog

Maj 2013
Florencja, Włochy

Na szczycie kopuły katedry Brunelleschiego, w cieniu złotej kuli zwieńczonej krzyżem stała samotna postać. Jej czarny strój wtapiał się w zapadającą ciemność, przez co ów ktoś był niewidoczny dla ludzi w dole.

To nie znaczy, że w ogóle mogliby go zobaczyć.

Z jego punktu obserwacyjnego wyglądali jak mrówki. Zresztą dla niego byli mrówkami, irytującymi, lecz niezbędnymi w jego mieście.

Florencja należała do niego od blisko siedmiuset lat. Kiedy był na miejscu, właśnie tutaj spędzał chwile tuż przed zachodem słońca. Obserwował swoje królestwo z iście lucyferyczną pychą. Było dziełem jego rąk, owocem jego pracy i tutaj twardo, bez litości sprawował władzę.

Jego niemałą siłę zwiększały jeszcze inteligencja i cierpliwość. Upływały stulecia, a on ciągle pozostawał taki sam. Czas był luksusem, który posiadał w wielkiej obfitości; nigdy też żadnej zemsty nie dokonywał pospiesznie. Minęło ponad sto lat, od kiedy zrabowano mu kilka najcenniejszych skarbów. Cierpliwie czekał, aż ponownie gdzieś się pojawią – i tak też się stało. Tej nocy odzyskał ilustracje. Z powrotem trafiły do jego prywatnych zbiorów; skomplikowane zabezpieczenia Galerii Uffizi były dla niego tylko niewiele znaczącą przeszkodą.

Teraz stał, triumfując, na tle coraz ciemniejszego nieba, jak książę z rodu Medyceuszy, i obserwował panoramę Florencji. Powietrze było przesycone gorącem, podczas gdy on rozmyślał nad losem tych, którzy odpowiadali za kradzież jego ilustracji. Dwa lata temu rozważał, czy ich zlikwidować, ale zniechęcił go męczący proces przygotowywania morderstw. Potem był zajęty wojną, która się wywiązała pomiędzy podziemnymi światami Florencji i Wenecji. Ostatecznie ją wygrał i zaanektował Wenecję razem z jej wszystkimi terytoriami. W końcu jego zdobycz wróciła do Florencji. Teraz nastała pora zemsty.

Miał dość czasu, żeby zaplanować zabójstwa; stał więc spokojnie i napawał się własnym sukcesem, kiedy z nieba zaczął padać ciepły, uporczywy deszcz. Mrówki w dole rozbiegły się w poszukiwaniu schronienia. Już po chwili na ulicach nie było żywej duszy.

Mocniej przycisnął do boku trzymany pod pachą futerał – zdawał sobie sprawę, że ilustracje muszą się znaleźć w jakimś suchym miejscu. W mgnieniu oka zjechał po rudych dachówkach do niższej części katedry, zeskoczył na ziemię i pędem przebiegł przez plac. Już po paru chwilach wspinał się na dach przyległego starego gmachu – Arciconfraternita della Misericordia. Swego czasu służył w Arciconfraternita, wypełniał ich misję miłosierdzia, którego wtedy nie uważał za życiową przeszkodę. Ale już od tysiąc dwieście siedemdziesiątego czwartego roku zapomniał, co to miłosierdzie. Od czasu, kiedy zmienił postać, to pojęcie nigdy nawet nie pojawiło się w jego świadomości.

Kilka godzin później pędził przez dachy, umykając przed kroplami deszczu. Spieszył się do Mostu Złotników. Poczuł zapach krwi. Woń dochodziła z różnych źródeł, ale ta jedna, która przyciągnęła jego uwagę, była młoda i niezwykle słodka. Wskrzesiła w nim dawno za­pomniane wspomnienia, obrazy miłości i straty.

W ciemnościach poruszały się też inne potwory. Zbiegały się ze wszystkich stron miasta do miejsca, w którym z ziemi wołała niewinna krew.

Zmienił kierunek i ruszył jeszcze prędzej w stronę mostu Trójcy Świętej. Jego czarna sylwetka rysowała się niewyraźnie na tle nocnego nieba, kiedy skakał z jednego dachu na drugi.

Gdy tak pędził, myślał: kto dopadnie jej pierwszy?Rozdział 1

W sobotę, o wpół do drugiej w nocy ulice Florencji były niemal opustoszałe.

Niemal.

Kręciło się paru turystów, miejscowych szukających rozrywki i kilku bezdomnych żebraków. Była tam też Raven Wood – kulejąc, szła wolno nierówną uliczką, która prowadzi od Galerii Uffizi do mostu Trójcy Świętej.

Wracała z imprezy z kolegami z galerii – jak głupia odrzuciła propozycję, że podrzucą ją do domu. Patrick chciał jej pomóc, bo jej vespa była w naprawie; Raven jednak wiedziała, że wolałby nie wychodzić teraz z mieszkania Giny. Już od paru miesięcy podkochiwał się w niej w tajemnicy, a tego wieczoru miał nadzieję nareszcie zwrócić na siebie jej uwagę.

Choćby trochę.

Raven nie miała serca rozdzielać ewentualnych kochanków. Chociaż już się pogodziła z myślą, że miłość nie jest dla niej, czerpała skrytą przyjemność z mi­łosnych relacji innych, zwłaszcza swoich przyjaciół. Właśnie dlatego się uparła, że sama wróci do domu, i teraz szła, podpierając się laską, w kierunku swojego mieszkanka przy placu Świętego Ducha, po drugiej stronie rzeki.

Nie zdawała sobie sprawy, że jej decyzja – odmowa skorzystania z podwiezienia do domu – będzie mieć tak daleko idące konsekwencje dla niej i dla jej przyjaciół.

Koledzy błędnie zakładali, że utyka już od urodzenia, i z grzeczności nie zwracali uwagi na jej kalectwo. Była im za to wdzięczna, bo utykanie wiązało się z jej mrocznym sekretem, o którym nie miała ochoty opowiadać.

Nie uważała siebie za kalekę: w myślach oceniała się jako lekko niepełnosprawna. Prawą nogę miała odrobinę krótszą od lewej, a stopę lekko zwróconą na zewnątrz pod trochę nienaturalnym kątem. Nie mogła biegać, a kiedy szła, patrzyło się na to z przykrością. Starała się, żeby przynajmniej jej laska, z którą się nie rozstawała, była atrakcyjna: sama ozdobiła ją żartobliwymi rysunkami. Ze śmiechem nazywała tę laskę swoim chłopakiem i nawet nadała jej imię: Henry.

Z pewnością wiele kobiet bałoby się chodzić po ulicach Florencji późno w nocy, ale nie Raven. Rzadko zwracała na siebie uwagę, jeśli nie liczyć nieeleganckich, nachalnych spojrzeń na jej nogę. Co więcej, ludzie często wpadali na nią albo ją potrącali, zupełnie jakby była przezroczysta. Tylko taki kontakt miała z ludzkimi ciałami.

Prawdopodobnie wpływał na to jej wygląd. Najgrzeczniejszy mógłby określić jej kształty jako rubensowskie – oczywiście pod warunkiem, że dopatrzyłby się ich pod zawsze zbyt obszernymi ubraniami. Dla oczu współczesnych była za tęga. Tę nadwagę optycznie zwiększały jeszcze workowate ciuchy, a podniszczone tenisówki nie dodawały ani centymetra do jej metra sześćdziesięciu pięciu wzrostu. Włosy miała ciemne, niemal tak czarne jak skrzydła kruka, niedbale związane w koński ogon, który – gdy szła – lekko podskakiwał z tyłu. W porównaniu z mnóstwem atrakcyjnych i eleganckich mieszkanek Florencji można ją było uznać za brzydką.

Ale oczy miała naprawdę piękne: wielkie, głęboko osadzone, a ich zieleń przywodziła na myśl absynt. Niestety, nikt nigdy nie zadawał sobie trudu, żeby przyjrzeć się jej oczom, w dodatku przesłoniętym szkłami okularów w przesadnie dużych, czarnych oprawkach. Co nie znaczy, że Raven dobrze by się czuła, gdyby ktoś się jej przyglądał.

Kiedy już dochodziła ulicą Lungarno Acciaiuoli do mostu Trójcy Świętej, była zła, że nie wzięła ze sobą parasolki. Uporczywy deszcz oczyścił ulice i most z przechodniów, ale nie był aż tak ulewny, żeby ją przemoczyć do suchej nitki. Postanowiła więc nie szukać schronienia i po prostu kuśtykała dalej, jak zawsze – wytrwale, z determinacją.

Zauważyła, że trzech podejrzanych typków wchodzi na most od strony Via de Tornabuoni. Deszcz ich nie odstraszał: szli chwiejnie, rozmawiali głośno i chrapliwie. Widok pijanych mężczyzn w centrum miasta nie był niczym nadzwyczajnym, ale Raven na wszelki wypadek zwolniła kroku. Wiedziała aż za dobrze, jak nieprzewidywalni potrafią być tacy ludzie.

Mocniej przycisnęła do piersi swój stary, znoszony plecaczek i weszła na most. I w tym momencie zobaczyła Angela.

Był bezdomnym, który żebrał dniami i nocami. Raven często go spotykała w drodze do galerii i z powrotem. Zawsze przystawała, żeby się przywitać, i dawała mu kilka monet albo coś do jedzenia. Czuła, że coś ich łączy, bo też chodził o lasce. Był upośledzony umysłowo, przez co jeszcze bardziej mu współczuła.

Raven przeskakiwała wzrokiem od Angela do pijaków. Nagle przeszył ją okropny lęk.

– Dobry wieczór, przyjaciele! – Pozdrowienie Angela przeniknęło mokre ciemności. – Parę groszy… proszę!

Ton radosnej nadziei w jego głosie sprawił, że Raven aż ścisnęło w dołku. Znała okrutny los takiej nadziei, kiedy jest skierowana w złą stronę.

Pokuśtykała prędzej, z oczami utkwionymi w żebraku, modląc się w duchu, żeby tylko się nie potknąć i nie upaść. Już prawie dotarła do mostu, kiedy Angelo z wrzaskiem wyrzucił ręce w górę.

Najwyższy z mężczyzn właśnie zaczął na niego sikać. Angelo próbował się odsunąć, ale pijak podchodził coraz bliżej. Dwaj pozostali ryczeli ze śmiechu.

Ta scena wcale nie zaskoczyła Raven.

Angelo był bezdomny, brudny, kaleki i niezdarny. Każda z tych cech mogła rozbudzić okrucieństwo we florentyńczykach, w dodatku pijanych.

Czuła, jak w jej gardle rodzi się krzyk protestu. Ale nie otworzyła ust.

Powinna interweniować. Wiedziała o tym. Jeżeli porządni ludzie przechodzą obojętnie, bez słowa – zło ma okazję rozkwitnąć.

Szła dalej.

Była zmęczona po długim dniu pracy i wieczornej imprezie u Giny. Bardzo chciała już wrócić do swojego małego, spokojnego mieszkania przy placu Świętego Ducha.

Słyszała jednak krzyki Angelo, a także rechot i przekleństwa napastników.

Największy z nich przestał sikać i teraz zamaszyście zapinał dżinsy. Nagle, ni stąd, ni zowąd podniósł nogę i kopnął Angela w żebra. Biedak krzyknął z bólu i osunął się na ziemię.

Raven stanęła.

Drugi z pijaków przyłączył się do kompana – kopał i przeklinał Angela, nie zważając na jego głośne jęki. Z ust bezdomnego popłynęła krew, biedak skręcał się z bólu.

– Dość!

W uszach Raven rozbrzmiał donośny krzyk, po włosku. Natychmiast poczuła radość, że ktoś, obojętne kto, przyszedł bezdomnemu z pomocą.

Jej radość jednak przeszła w przerażenie, bo mężczyźni znieruchomieli i zaczęli gapić się w jej stronę.

– Dość… – powtórzyła już o wiele spokojniej.

Obwiesie wymienili spojrzenia, a ten największy powiedział coś drwiąco do swoich kompanów, po czym ruszył w jej stronę.

Kiedy podszedł blisko, Raven mogła wyraźnie dostrzec, że facet ma szerokie bary, jest wysoki, z ogoloną głową, o ciemnych oczach. Powstrzymała się, żeby nie uciec.

– Wynocha. – Mężczyzna lekceważąco machnął ręką.

Zielone oczy Raven spojrzały poza niego, tam gdzie leżał zwinięty w kłębek Angelo.

– Pozwólcie mi mu pomóc. Krwawi.

Łysol zerknął przez ramię na swoich kolesiów. Jakby na przekór jeden z nich kopnął Angela w brzuch. Krzyki przyjaciela długo rozbrzmiewały jej w uszach, w końcu zapadła cisza.

Facet odwrócił się do niej z powrotem z drapieżnym uśmiechem. Palcem wskazał w kierunku, z którego szła.

– Spadaj.

Właściwie powinna podejść do Angela, ale ostatecznie zrezygnowała. Tak czy owak, nie mogła przejść przez most i dotrzeć do domu. Łysy blokował drogę.

Niepewnym krokiem zaczęła się wycofywać.

Facet podszedł bliżej. Wymachiwał rękami i pociągał prawą nogą, przedrzeźniając jej krok. Jeden z jego kumpli ryknął coś, co zabrzmiało jak „Quasimodo”.

Raven pohamowała chęć, żeby im powiedzieć, że są potworami. Starała się odejść jak najszybciej. Usłyszała za sobą pospieszne kroki. Koledzy Łysego zostawili Angela i ruszyli za nią.

Usłyszała komentarz jednego, jaka jest brzydka, za brzydka na to, żeby ją przelecieć.

Pozostali parsknęli śmiechem.

Jeden z nich zauważył, że przecież można by ją bzykać od tyłu. Wtedy nie będą musieli oglądać jej twarzy.

Raven kuśtykała jeszcze szybciej, bez skutku rozglądała się choćby za jednym przechodniem. Ale nad rzeką Arno było zupełnie pusto.

– Nie tak szybko! – Sarkazm jednego znów wywołał śmiech całej grupki.

– Chodź, zabaw się z nami! – wrzasnął któryś z nich.

– Chyba tego chce…

Raven jeszcze bardziej przyspieszyła, mimo to już po chwili ją dopadli i otoczyli jak stado wilków zranionego jelenia.

– Co teraz? – spytał najmniejszy, spoglądając na kumpli.

– Teraz się zabawimy. – Łysy, najwyraźniej ich przywódca, uśmiechnął się do Raven. Wyrwał jej laskę z ręki i rzucił na ziemię.

Inny zerwał jej plecak z ramienia.

– Oddawaj! – Starała się odzyskać swoją własność.

Drań z radosnym okrzykiem rzucił plecak koledze, nad jej głową.

Odwróciła się i chciała złapać plecak, ale znowu szybko przerzucili go nad nią. Bawili się tak parę minut, drażnili się z nią i kpili, chociaż błagała, żeby już przestali. Oczywiście o tym nie wiedzieli, ale w plecaku miała paszport i inne ważne dokumenty.

Nie mogła biec. Nie była w stanie – nie przy jej kalectwie. A jeżeli się schyli po laskę, złapią ją i jeszcze wrzucą do Arno. Zrezygnowana, wywinęła się i pokuśtykała jak najdalej od napastników, znowu w stronę Mostu Złotników.

Jeden z łobuzów rzucił jej plecak na bok.

– Łapcie ją!

Próbowała iść szybciej, ale już kuśtykała najprędzej, jak mogła. Łysy mężczyzna szedł trzy kroki za nią.

Wystraszona, zerknęła przez ramię. W tym momencie czubkiem buta zahaczyła o szczelinę na drodze i się potknęła. Gdy usiłowała utrzymać równowagę, poczuła ostry ból w całym ciele.

Łysy złapał ją od tyłu za włosy. Krzyknęła, kiedy jej ściągnął gumkę z końskiego ogona. Długie, czarne pasma rozsypały się na ramiona. Facet podniósł ją na nogi za włosy, okręcając je sobie wokół dłoni.

Próbowała się rozejrzeć, szukała jakiejś drogi ucieczki albo kogoś, kto mógłby jej pomóc, ale już po paru sekundach napastnik ciągnął ją przez ulicę w kierunku alejki tak wąskiej, że jej szerokość można by wymierzyć rozłożonymi rękami.

Celowo znów się potknęła i poleciała do przodu.

Łysy zaklął i ją puścił.

Chlipiąc, po raz drugi upadła na kolana; ręce miała podrapane, z ranek sączyła się krew. Poczuła smród w nozdrzach. Zapewne używano tej alejki jako toalety.

Zakasłała, żeby nie zwymiotować.

Łysy chwycił ją za ramię i pociągnął głębiej w alejkę.

– Wstawaj! – warknął.

Raven próbowała się wyrwać, ale ją przytrzymał. Wykręcała się, aż w końcu kopnęła go z całej siły. Potem szybko zaczęła się gramolić na nogi.

Nagle mężczyzna zawisł nad nią, złapał ją za ręce i odwrócił twarzą do siebie. Potężny cios pięścią złamał jej nos i stłukł okulary. Buchnęła krew, duże krople tryskały na ziemię.

Zawyła z bólu. Zerwała z twarzy stłuczone szkła. Z oczu strumieniem popłynęły jej łzy, starała się oddychać ustami.

Mężczyzna poderwał ją na nogi. Ciągnąc za włosy, rzucił nią o ścianę.

Raven zobaczyła wszystkie gwiazdy, ból rozrywał jej czaszkę.

Świat wirował… potem stopniowo zwalniał, gdy dwaj pozostali pijacy przygnietli ją do ściany. Przywódca stanął za nią i zaczął jej zadzierać koszulę.

Szorstkie ręce sięgały coraz wyżej po nagiej skórze, aż dotarły do stanika. Ścisnął jej piersi i ordynarnie zakpił. Kumple wyraźnie go zachęcali, ale Raven już nie rozumiała, co mówią.

Miała wrażenie, że tonie. W głowie jej dudniło, nie mogła złapać tchu, starała się nie udławić krwią, która zalewała jej gardło.

Mężczyzna rozsunął rozporek i przycisnął się do niej od tyłu. Sięgał do jej paska. Szybkim ruchem rozpiął jej dżinsy.

Walczyła, ale jego ręka już się wślizgnęła do majtek…

– Przestań! Proszę. Proszę…

* * *

Do uszu Księcia doszły krzyki jakiejś dziewczyny – niewyraźne, pełne rozpaczy. Wyczuł na odległość, że nadchodzi porucznik Lorenzo i Gregor, jego asystent. Reszta jego ludzi też była niedaleko.

Książę przyspieszył kroku, ponieważ nie chciał z nikim dzielić źródła najsłodszej z woni, jaką poczuł od stuleci. Ten zapach wydawał mu się niemal znajomy – na tyle, że jego już i tak wzmożone pragnienie wzrosło dwukrotnie przez tę tęsknotę. Na którą bynajmniej nie miał ochoty sobie pozwolić. Spryt i rozwaga służyły mu dotąd doskonale: dzięki nim potrafił przeżyć, podczas gdy innych już dawno odesłano do wszelkich możliwych pośmiertnych okropności, na jakie w końcu i on zasłużył. Postępował niezwykle ostrożnie i właśnie dlatego się zatrzymał na samej krawędzi dachu, skąd popatrzył w dół.

Wąziutką alejkę pod nim słabo oświetlała pojedyncza latarnia. Zdołał dojrzeć, jak trzech facetów trzyma dziewczynę – jeden usiłował ją brać od tyłu: rozporek miał rozpięty, a sztywny członek ocierał się o ciało nieszczęsnej ofiary. Kumple go zachęcali, przygniatając przy tym dziewczynę do ściany, jakby ją krzyżowali.

Ta symbolika zrobiła na nim wrażenie.

Książę mógłby bez trudu wyrwać ofiarę z rąk napastników, uprowadzić ją i przenieść do innej ciemnej alejki, żeby tam wyssać z niej wszystko, co cenne. Na chwilę przymknął oczy i głęboko odetchnął, ogarnięty wspomnieniem półnagiej kobiety leżącej pod kamiennym murem: ciało miała poranione, niewinność odebraną; jej krew wołała do niego z ziemi.

Zemsta…

Apetyt na pokarm zastąpiło inne, większe pragnienie, to przez stulecia karmione bez przerwy gniewem i żalem.

Kiedy zeskakiwał z dachu, wypadły mu z rąk ilustracje, które tak bardzo chronił przed kradzieżą.

– Co, u… – Zanim mężczyzna skończył zdanie, był już martwy: głowa odpadła mu od ciała i niedbale potoczyła się w bok jak piłka.

Drugi puścił kobietę i próbował uciekać, ale Książę z łatwością go złapał i kilkoma zwinnymi ruchami też posłał do piekła.

Kiedy się odwrócił po swoją nagrodę, zobaczył, że dziewczyna upadła na ziemię; powietrze było aż ciężkie od słodkiego zapachu jej krwi. Wyglądała na nieprzytomną: powieki miała zamknięte, twarz zmaltretowaną…

– Cassita vulneratus – szepnął, przykucając obok niej.

Otworzyła wielkie, zielone oczy i patrzyła na niego poprzez krople deszczu.

– Dziewczyna… Co za rozczarowanie! – Ciszę przerwał głos kobiecy. – Szkoda! Wydawało mi się, że to zapach dziecka.

Książę się odwrócił do czworga swoich poddanych, którzy stali w pobliżu. Byli to: Aoibhe, wysoka kobieta z długimi, rudymi włosami, oraz Maximilian, Lorenzo i Gregor. Wszyscy mieli blade twarze i głodnym wzrokiem spoglądali na Raven, przedtem jednak skłonili się przed swoim Księciem.

– Jakim cudem dotąd nie zauważyłam takiego smakołyku? Gdybym ją wywąchała na ulicy, już bym ją miała! – Aoibhe podsunęła się bliżej, posturę miała wytworną, wręcz królewską. – Chodźcie. Jest dostatecznie dorosła, żeby starczyło dla nas wszystkich. Nie piłam tak słodkiej krwi od czasu, kiedy popróbowałam angielskich dzieci.

– Nie – odezwał się cicho Książę. Poruszał się niemal niewidocznie, teraz stał pomiędzy dziewczyną a resztą.

– Ależ, Książę, z pewnością nam nie odmówisz. – Największy z mężczyzn, Maximilian, wskazał rozrzucone części ciał trzech zabitych. – Tamci są nieżywi i śmierdzą przemocą.

– Obok mostu leży jeszcze jedno niezniszczone ciało. To sobie możecie wziąć z pocałowaniem ręki. Ale do tej dziewczyny tylko ja mam prawo. – Głos Księcia brzmiał spokojnie, choć kryły się w nim stalowe dźwięki.

– Twoja zdobycz to prawie zwłoki – parsknęła Aoibhe. – Słyszę, jak serce nierówno jej bije.

W odpowiedzi na te słowa Książę odwrócił się do Raven. Oczy znów miała zamknięte i z trudem oddychała.

– A co to za bałagan?! – wykrzyknął Gregor po włosku, ale z lekkim akcentem rosyjskim. Wysunął się o krok do przodu, uważnie obejrzał ciała napastników dziewczyny i podszedł niebezpiecznie blisko do ich ofiary.

Z gardła Księcia wydobył się groźny pomruk.

Rosjanin błyskawicznie się zatrzymał.

– Wybacz, mój panie. – Ostrożnie się cofnął. – Nie miałem na myśli nic złego… z całym szacunkiem.

– Rozejrzyj się po okolicy, Gregor. Jeżeli nikt nie chce tamtego ciała, usuń je.

Młody asystent rzucił się w kierunku ulicy.

– Nawet dzikie zwierzę nie miałoby ochoty na ich krew.

Wszyscy spojrzeli na Maximiliana, który stał i gapił się na okaleczone szczątki mężczyzn. Potem przeniósł wzrok na swojego dowódcę i przymrużył oczy.

– Myślałem, że Książę nigdy nie zabija dla sportu.

– Cave, Maximilian… – W tonie Księcia zabrzmiała groźba.

– Czyżbyś podważał sens tego zabójstwa? – Lorenzo, porucznik Księcia, wystąpił naprzód.

Powietrze zrobiło się ciężkie od napięcia. Cała grupka wpatrywała się w Maximiliana, oczekując odpowiedzi.

A on spoglądał błękitnymi, zamyślonymi oczami to na Księcia, to na krwawiącą dziewczynę i z powrotem.

– Skoro Książę nigdy nie zabija dla sportu, to dlaczego ci ludzie nie żyją, co? Przecież mógł ją z łatwością wykraść.

– Dosyć! – zawołała niecierpliwie Aoibhe. – Ona umiera, a my tylko marnujemy czas!

– Przecież to właśnie Książę ustanowił prawa przeciwko bezmyślnym zabójstwom. – Teraz Maximilian zrobił krok do przodu. Jego wzrok niemal niedostrzegalnie przebiegł po Lorenzu i zatrzymał się na Księciu.

Aoibhe stanęła przed nim; jej wysoka sylwetka wydawała się bardzo smukła przy jego potężnym ciele.

– Czyżbyś wyzywał Księcia naszego miasta z tego powodu? Oszalałeś!

Maximilian wykonał taki ruch, jakby chciał ją odsunąć na bok.

Ruda błyskawicznie chwyciła jego lewą rękę i wykręciła na plecy tak, że bark wyłamał się z trzaskiem.

– Nigdy więcej się nie waż podnosić na mnie ręki. Inaczej ją stracisz. – Rzuciła go na kolana i postawiła mu na karku stopę w aksamitnym bucie.

Dryblas zgrzytnął zębami.

– Czy ktoś mógłby mi zdjąć z pleców tę wściekłą harpię?

– Aoibhe… – Głos Księcia był cichy, ale rozkazujący.

– Chciałam się tylko upewnić, że ten pruski żołdak rozumie, o czym mówię. Bo jego włoski jest naprawdę bardzo słaby.

– Zjeżdżaj ze mnie, żałosna dziwko! – warczał Maximilian, starając się ją zrzucić z siebie.

– Ależ z prawdziwą przyjemnością. – Aoibhe uwolniła towarzysza, obrzucając go stekiem irlandzkich przekleństw i wieloma groźbami.

Max wstał i zaczął wpychać bark na właściwe miejsce: jęczał i wykręcał sobie ramię.

– Ponieważ jestem, jak się okazuje, jedynym zainteresowanym prawami tego miasta, wycofuję wyzwanie. – Tu przerwał, jakby czekał, że ktoś się odezwie.

Ale wszyscy milczeli.

– Nareszcie – westchnęła Aoibhe i z powrotem zwróciła się do Księcia, który stał plecami oparty o mur, tuż przy swojej zdobyczy. – Twoja wyjątkowa krew zaraz wyda ostatnie tchnienie. Jeżeli to ma być ona, musisz już zaczynać. Podzielisz się?

Pod wpływem nagłego impulsu Książę chwycił dziewczynę w ramiona i jednym susem skoczył na dach. Swoich poddanych zostawił za sobą.Rozdział 2

Cassita vulneratus…

Raven ocknęła się nagle.

Usłyszała jakiś obcy głos, który szeptał jej do ucha. Oczywiście w malutkiej sypialni oprócz niej nie było nikogo. Nie mogła sobie przypomnieć, czy ten ktoś mówił po włosku, czy po angielsku… Wydawało się jej, że ani tak, ani tak, ale w końcu to przecież sen. Czasem jej się zdarzało śnić jakieś słowa po łacinie.

Zmrużyła oczy, oślepiona słońcem. Zasłony w oknach sypialni były odsunięte. Dziwne, pomyślała, co nie znaczy, że jakoś szczególnie się tym przejęła.

Miała bardzo niesamowity sen, ale zapamiętała z niego tylko krąg wirujących emocji i barw. Była artystką, więc zdarzało się jej myśleć i śnić w kolorze. Co jednak zupełnie niezwykłe, jej pamięć, zazwyczaj ostra jak brzytwa, tym razem zawiodła.

Ziewając, opuściła nogi z łóżka – wąskiego, pojedynczego, co świadczyło o tym, że jest samotna – i ruszyła po laptopa. Otworzyła folder „Muzyka” i zaczęła odsłuchiwać swój ulubiony album zespołu Mumford & Sons.

Kiedy weszła do łazienki, nie zadała sobie trudu, żeby spojrzeć w lustro nad umywalką. Było małe, odbijało tylko to, co miała najlepszego: twarz, ale i tak unikała patrzenia w nie.

Gdy tylko się umyła, poszła do malutkiej kuchni i zaczęła szykować poranną kawę.

Miała wrażenie, że jest sobota albo niedziela, choć równocześnie doskonale sobie zdawała sprawę, że musi iść do pracy. Wiedziona nagłą obawą, zajrzała do sypialni. Kiedy dostrzegła swój plecak obok małego stolika, którego używała jako biurka, odetchnęła z ulgą.

Przy kawie, jak to miała w zwyczaju, chciała sprawdzić skrzynkę e-mailową. Sięgnęła przez blat kuchenny po laptopa. Wtedy zauważyła, że coś się zmieniło.

Już wcześniej powinna zwrócić uwagę na staroświecką koszulę nocną, którą miała na sobie: z pewnością nie należała do niej. Ale zamiast na koszuli skupiła się na tym, co było widać spod spodu.

Jej prawa stopa, zawsze przecież wykręcona, teraz stała symetrycznie obok lewej – a tak przecież nie było już ponad dziesięć lat!

Zamarła. Dotychczas nie mogła przejść bez laski z sypialni do łazienki czy do kuchni. Ani ustać na obu nogach bez bólu. A jednak przed chwilą właśnie to zrobiła.

Raven omal nie upadła z wrażenia. Z przejęciem podnosiła swoją dotychczas kaleką stopę i próbowała kręcić nią w kostce. Potem powtórzyła ten sam ruch lewą nogą. I jedna, i druga poruszała się z zupełną łatwością i bez odrobiny bólu.

Raven przeszła do sypialni i z powrotem. Wstrzymała oddech i podskoczyła.

Z szeroko rozpostartymi ramionami skakała w miejscu – jeszcze i jeszcze raz – z szaleńczym entuzjazmem, że oto zrobiła coś, co się wydawało niemożliwe.

Najwyraźniej stał się cud!

Raven, co prawda, nie wierzyła w cuda ani w ogóle w żadnego boga czy bogów, którzy mogliby czegoś podobnego dokonać. Zamknęła oczy, próbowała przypomnieć sobie cokolwiek z poprzedniej nocy – coś, co byłoby kluczem do tej nagłej, a tak bardzo dla niej ważnej odmiany. Nie pamiętała jednak niczego – poza tym głosem, szepczącym jej słowa, których też nie umiała odtworzyć.

Chyba po prostu jeszcze ciągle śpię.

Jakby chcąc sprawdzić tę hipotezę, wysunęła do tyłu nogę i wykonała arabeskę – dość chwiejną, ale zawsze. Stała tak najdłużej jak mogła i rozkoszowała się wspomnieniami, choć jej mięśnie ledwo pamiętały te ruchy. Kiedy w końcu straciła równowagę i stanęła na obu nogach, niemal szlochała. Prawa stopa i noga wreszcie robiły to, co chciała. Uszkodzenia, których doznała tamtej strasznej, strasznej nocy, zostały uleczone!

Ekspres do kawy zaczął szumieć i parskać na kuchence, więc popędziła wyłączyć gaz. Otworzyła małą lodówkę i wyciągnęła karton mleka.

Zerknęła na datę ważności. Szeroko otworzyła oczy. Obracała karton w rękach i kilkakrotnie odczytywała drobny druczek. Zamrugała, sprawdziła, czy ma na nosie okulary.

Nie miała.

Bez okularów nie była przecież w stanie odczytać napisów drukowanych na etykiecie! Tymczasem dzisiaj widziała je bardzo wyraźnie.

To przecież się nie mogło wydarzyć. To na pewno urojenia.

Postawiła mleko na blacie i pobiegła do łazienki.

Aż wrzasnęła, kiedy w lustrze zobaczyła odbicie jakiejś nieznajomej twarzy.

Ta dziewczyna naprzeciwko miała długie, błyszczące, czarne włosy. Oczy barwy lśniącej zieleni dominowały w owalnej twarzy o wysokich kościach policzkowych. Takie twarze zasługują na portrety, pomyślała Raven. Prawdę mówiąc, ta przypominała jej twarz aktorki Vivien Leigh.

Odskoczyła z przerażeniem.

Osoba w lustrze zrobiła to samo.

Odwróciła się w prawo.

Dziewczyna w lustrze też się odwróciła.

Chwilę trwało, zanim Raven zrozumiała wreszcie, że to po prostu jej odbicie.

Zdumiona, zaczęła dotykać swojej twarzy, kości policzkowych, ust z pełną dolną wargą…

Raven przecież wiedziała, jak wygląda: brzydka, gruba, ze zdeformowaną, niesprawną nogą. Tak czy inaczej, stała się piękną, młodą kobietą z dwiema całkiem zdrowymi nogami.

Halucynacje?

Ale… przecież moje zmysły są chyba w porządku. Słyszę, widzę, czuję dotyk, zapachy.

Czyżby jej wcześniejszy wygląd i kalectwo to był jakiś senny koszmar? Wyszła na korytarz i zajrzała do swojej sypialni, ozdobionej oprawionymi w ramy reprodukcjami Wiosny i Narodzin Wenus Botticellego. Obrazy wisiały obok fotografii rodzinnych. Z półek regału patrzyły na nią podobizny jej samej i siostry Carolyn, które potwierdzały poprzedni wygląd Raven.

Nie wierzyła w cuda, w zjawiska nadprzyrodzone, w nic, czego nie można by potwierdzić naukowo. To jednak musiały być halucynacje. Innego wytłumaczenia nie widziała.

Próbowała odtworzyć w głowie, co robiła poprzedniego dnia. Pamiętała, że poszła do pracy, ale zupełnie sobie nie mogła przypomnieć, co się działo później. Czyżby była pod wpływem narkotyków?

Może gdyby wróciła do pracy, koledzy by jej pomogli. Gdyby była chora, zaprowadziliby ją do lekarza. Ale gdyby była po narkotykach…?

Ściągnęła przez głowę koszulę nocną i przez chwilę sprawdzała materiał. Chyba to była bawełna – kiedyś biała, ale teraz pożółkła. Wycięcie szyi ozdobione delikatną koronką i różową wypłowiałą wstążką. Z przodu, od szyi do pasa, biegł rząd ozdobnych perłowych guziczków. Krótko mówiąc, ta koszula nie tylko nie należała do Raven, ale wyglądała jak strój z zeszłego wieku.

Dziewczyna nago podeszła do lustra.

Po drodze zabrała z kuchni mały stołek i stanęła na nim.

Dotychczas nigdy nie oglądała siebie bez ubrania. Starannie unikała tego widoku. Ale teraz przeklinała fakt, że ma tylko tak małe lustro.

Jej skóra była kremowa, doskonała, nieskażona plamkami czy rozstępami. Piersi, o wiele jędrniejsze, tkwiły uniesione wysoko. Talia osy, łagodnie zaokrąglone biodra. Odwróciła się na stołku tak, żeby lepiej obejrzeć uda i pośladki. Co jak co, ale nie dostrzegła nawet małego cellulitu.

Nie wiem, czym mnie nafaszerowali, ale to musiał być bardzo mocny narkotyk.

Zaniepokojona, że być może została zaatakowana, dokładnie obejrzała całe ciało w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów… Niczego nie znalazła.

Ostrożnie rozstawiła nogi i wsunęła ręce między uda, żeby sprawdzić, czy jakieś miejsce nie jest zbyt czułe. Ale kiedy wszystko się okazało w jak najlepszym porządku, wydała głębokie westchnienie ulgi.

Oczywiście, skoro mam halucynacje dotyczące własnego wyglądu, może też mi się tylko zdawać, że nie padłam ofiarą przemocy…

Zastanowiła się jednak, czy każdy z urojeniami rozumuje tak rozsądnie, ale znów przypisała to zjawisko narkotykowi, który jej bez wątpienia podano.

Zarzuciła na siebie szlafrok, chociaż był już o wiele za duży na jej obecną figurę, i wzięła telefon komórkowy; niestety był rozładowany. Podeszła do biurka, żeby go podłączyć do ładowarki. Spojrzała na ekran laptopa i zorientowała się, że jest poniedziałkowy ranek. Nie miała pojęcia, jakim cudem tak doszczętnie zapomniała o tym, co się działo przez cały weekend, ale na razie musiała przejrzeć pocztę i pospieszyć się, jeśli chciała zdążyć do pracy w Galerii Uffizi na ósmą.

Przełknęła kawę i ubrała się: włożyła stare spodnie do ćwiczeń jogi i koszulkę – jedyne rzeczy w jej i tak dość ubogiej garderobie, które na nią teraz pasowały. W pośpiechu umyła zęby i wyszczotkowała włosy, wyłączyła muzykę i wcisnęła do plecaka komórkę z ładowarką.

Próbowała znaleźć swoje ulubione tenisówki, ale już po paru chwilach dała temu spokój i wskoczyła w wygodne czarne pantofle, wrzucone kiedyś niedbale do szafy. Tenisówek postanowiła poszukać później pod łóżkiem.

Dlatego nie zobaczyła nieznanego jej pudełka, ukrytego właśnie tam, gdzie spała.

Kiedy zamknęła drzwi do mieszkania i wyszła na korytarz, zobaczyła Dolcezzę, kota sąsiadów.

– Buongiorno, Dolcezza! – Uśmiechnęła się do futrzaka i wyciągnęła rękę, żeby ją pogłaskać.

Kotka się jednak cofnęła, fuknęła i wygięła grzbiet w łuk.

– Dolcezza! Co ci się stało? – Raven przykucnęła i znów spróbowała się zbliżyć do zwierzęcia, ono jednak nadal prychało, sztywno machając ogonem, i nawet wysunęło pazury.

W tym momencie signora Lidia Di Fabio otworzyła drzwi i zaczęła wołać swoją pupilkę. Kotka przebiegła pod jej nogami i wpadła do mieszkania, jakby ją sam diabeł gonił.

– Dzień dobry. – Raven pomachała sąsiadce, zastanawiając się, jak kobieta zareaguje na zmianę jej wyglądu.

– Dzień dobry, kochanie. – Lidia odpowiedziała uśmiechem.

– Jak się pani dzisiaj czuje?

Kobieta potarła skronie.

– Och, trochę zmęczona. Już od kilku dni nie jestem w zbyt dobrej formie.

Raven podeszła bliżej.

– Może w czymś pomóc?

– O, nie trzeba. Bruno niedługo przyjdzie. Chyba najlepiej, jak się położę. Miłego dnia.

Raven pomachała jej na pożegnanie i zbiegła po schodach. Dziwne, Lidia najwyraźniej nie zauważyła jej nowej, szczuplejszej figury. Może dlatego, że nie miała na nosie okularów…

Jednak jeszcze bardziej zaskoczyła Raven nagła zmiana humoru kotki. Zawsze były z Dolcezzą w bardzo serdecznych stosunkach, często ją karmiła i pieściła. Traktowały się po przyjacielsku.

Zazwyczaj Raven schodziła z drugiego piętra jak żółw, powoli, podparta laską. Dzisiaj niemal sfrunęła.

Wspaniale było się poruszać bez dźwigania nadmiernej wagi i bez bólu, którego dotąd stale doświadczała. Niewiele myśląc, przebiegła całą drogę od mieszkania przy placu Świętego Ducha przez most Trójcy Świętej… I nagle się zatrzymała.

Tam gdzie zawsze siadywał bezdomny Angelo, nie było nikogo.

Chwilę się rozglądała – może po prostu zmienił miejsce? Nigdzie go jednak nie dostrzegła. Zniknęły też rzeczy, które zwykle układał przy sobie w jednym, ulubionym miejscu.

Poczuła jakby ukłucie w karku. Od kiedy mieszkała przy placu, Angelo zawsze rano i wieczorem był tu, przy moście.

Zanotowała w myślach, żeby po pracy wstąpić do misji franciszkańskiej, którą czasami odwiedzał, i dowiedzieć się o niego.

Zerknęła na zegarek: już za parę minut powinna być na swoim stanowisku pracy, pobiegła więc w kierunku Uffizi, zostało jej do pokonania mniej więcej półtora kilometra. Kiedy czuła, jak jej stopy uderzają o chodnik, jak wibrują łydki i kolana – miała ochotę uściskać siebie samą!

Lekki wiaterek pieścił jej policzki, głaskał włosy, rozrzucone na ramionach i plecaku. Czuła się silniejsza, odważniejsza, bardziej ufna. Czuła się tak, jakby jej podarowano niemal nowe życie.

Z każdym krokiem coraz mniej się przejmowała tym, co mogło spowodować tak radykalną zmianę jej dotychczasowego złego losu.

Dlatego nie zauważyła tajemniczej postaci, która za nią podążała od samego domu.

To był najszczęśliwszy ranek w jej życiu.

* * *

koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: