Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rodzina kota Alfiego - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
Grudzień 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Rodzina kota Alfiego - ebook

Edgar Road była zwyczajną londyńską uliczką. Mieszkali przy niej ludzie, którzy znali się tylko z widzenia. Potem pojawił się Alfie – i wniósł miłość, radość i nadzieję w życie wszystkich rodzin. Dzięki niemu ludzie naprawdę zbliżyli się do siebie…
Teraz na Edgar Road wprowadza się kolejna rodzina. I tak jak wiele innych, potrzebują pomocy Alfiego. Czy mądry kot będzie potrafi ł rozjaśnić ich życie? Czy jest już za późno, żeby utrzymać rodzinę razem?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-5728-0
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Ziewnąłem, przeciągnąłem się i zamrugałem wpatrzony w ciemną noc. Niebo było czyste, gwiazdy migotały wysoko nade mną, a księżyc oświetlał nas jak reflektor.

– Chyba już pójdę, Tygrysko – stwierdziłem niechętnie. – Mogą się o mnie martwić. – Rzadko się zdarzało, że tak późno wracałem do domu, ale Tygryska i ja brykaliśmy sobie z innymi kotami z sąsiedztwa i straciłem poczucie czasu.

– Dobra, Alfie, odprowadzę cię do domu.

Co prawda Tygryska, moja najlepsza przyjaciółka, to kotka, czyli dziewczyna, ale jest twarda i o wiele groźniejsza niż ja. W sumie po tym wszystkim, przez co przeszedłem, cieszyłem się, że mam właśnie ją za ochroniarza. Nawet kiedy szliśmy razem Edgar Road, mijając ciemne domy, zapalone latarnie i zaparkowane samochody, nieraz aż podskoczyłem, tak się przestraszyłem własnego cienia. Nie czułem się zbyt pewnie w ciemności; wracały wspomnienia, przypominały mi się rzeczy, o których wolałbym zapomnieć. Jednak koło mnie maszerowała Tygryska, więc starałem się pamiętać, że teraz jestem bezpieczny.

– Posłuchaj, Tygrysko! – krzyknąłem. Zapomniałem o strachu, gdy zatrzymaliśmy się przed domem tuż obok mojego, przy Edgar Road 48.

– O rany, wygląda na to, że ktoś tu się sprowadza – zauważyła.

– O tej porze? – Doprawdy przedziwne. Doskonale wiedziałem, że ludzie nocami śpią, a jeśli się przeprowadzają, to za dnia.

Zakradliśmy się do ogródka i ukryliśmy w krzakach. Dobrze znaliśmy to miejsce. Stamtąd obserwowaliśmy przebieg wydarzeń.

Nieraz buszowaliśmy w tym domu z Tygryską. Szczerze mówiąc, znaliśmy go prawie tak dobrze, jak nasze.

Kilka miesięcy temu obecny właściciel wyprowadził się i na trawniku pojawiła się tabliczka: do wynajęcia. Czasami udało mi się namówić Tygryskę, żeby razem ze mną śledziła rozwój sytuacji.

Widzicie, nawet po tak długim czasie nie mogłem się oprzeć na widok pustego domostwa. Kilka lat temu wylądowałem na ulicy i wtedy pewien mądry kot nauczył mnie, że pusty dom zwiastuje nowych lokatorów, a więc potencjalną rodzinę dla kota w potrzebie. I tak puste domy wabiły mnie jak ćmę ogień. Choć teraz miałem kochającą rodzinę i absolutnie nie byłem kotem w potrzebie, nadal mnie fascynowały.

Przed domem stał wielgachny biały samochód. Pojawiło się przy nim dwóch mężczyzn. Obaj byli ubrani w dżinsy i swetry. Jeden miał na głowie wełnianą czapkę, drugi bardzo mało włosów. Obaj wysocy; pierwszy szczupły, drugi ciut beczkowaty. Prawie się nie odzywali, tylko wyciągali ciężkie pudła z furgonetki i wnosili je do domu.

Zamruczałem z podekscytowania.

– Nowi właściciele! Nie mogę się doczekać, kiedy ich poznam – powiedziałem do Tygryski.

– O, bracie, ale z ciebie kot wielorodzinny. Kiedy pojawia się nowa rodzina, nie możesz się powstrzymać, co?

– No, trochę tak – przyznałem.

– Ale kto się wprowadza w środku nocy?

Fakt, pomyślałem. Nie mogłem zrozumieć, czemu, do diaska, muszą się wprowadzać ciemną nocą.

Kiedy po raz pierwszy zawędrowałem na Edgar Road ponad trzy lata temu, dowiedziałem się, że tabliczka przed domem oznacza, że wprowadzą się do niego nowi lokatorzy. Przybyłem tu jako kot bezdomny i samotny, po tym jak moja poprzednia właścicielka umarła. Byłem przerażony, sam, bez własnego kąta, ale dzięki tym tabliczkom znalazłem cztery nowe przyjazne schronienia. Nie wiadomo kiedy stałem się kotem wielorodzinnym; kotem, który odwiedza wiele domów albo w nich pomieszkuje. Tym sposobem miałem pewność, że już nigdy nie będę głodny, że nie zabraknie mi pieszczot i czułości. Kiedy byłem na świecie sam jak palec, bez nikogo bliskiego, myślałem, że pęknie mi serce. I wiedziałem, że drugi raz czegoś takiego nie przeżyję.

Początkowo na Edgar Road miałem cztery domy, ale po pewnym czasie zrobiły się z nich dwa. Moje rodziny się przeprowadziły. Choć wydawało mi się, że jestem raczej bezpieczny, trudno się pozbyć starych nawyków, dlatego ciągle obserwowałem domy z tabliczkami. Kto wie, co przyniesie los.

– To spory dom – zauważyła moja przyjaciółka. – Czyli pewnie wprowadzi się duża rodzina.

Tygryska mieszkała kilka domów ode mnie, ale w mniejszym budynku. Moja główna rodzina – Jonathan i Claire – pobrali się w końcu, po tym jak ich wyswatałem, i zamieszkali u Jonathana, w wielkim domu, który aż się prosił o dużą rodzinę. Był za duży nawet dla dwóch osób; wystarczyłoby w nim miejsca dla gromadki rozbrykanych dzieci, bo nawet nie dla jednego dziecka, choć na razie ja byłem ich jedynym maleństwem. Nie żebym się na to jakoś specjalnie uskarżał.

– Mam nadzieję, że wprowadzi się duża rodzina z dzieciakami. I że nie mają kota.

– Dlaczego?

– No wiesz, pomyślałem sobie, że może wtedy przydałby im się kot wielorodzinny.

Tygryska ułożyła się w krzakach z zadumą na pyszczku.

– Przecież masz kochające rodziny: Jonathana i Claire, Matta i Polly. Nie wydaje ci się, że najwyższy czas wbić sobie do głowy, że naprawdę nie musisz szukać nowego domu? – Tygryska ziewnęła przeciągle, leniwie; miałem wrażenie, że zawsze tak reaguje po tym, jak mnie poucza.

W głębi serca wiedziałem, że ma rację, ale wiedzieć coś, a to czuć – to dwie zupełnie różne sprawy.

Obserwowaliśmy, jak mężczyźni wynoszą z furgonetki ostatnie pudło i zamykają drzwi auta. Zatachali je do domu, a kilka minut później znów stali na zewnątrz.

– Naprawdę nie wiem, jak ci dziękować – odezwał się szczuplejszy. Wydawał się smutny.

Podczołgałem się bliżej, żeby lepiej słyszeć.

– Nie ma o czym mówić. W końcu od czego jest rodzina? – odparł ten drugi i poklepał go po plecach.

– Niby tak, ale teraz, po tym co się stało, sam … – Głos mu się załamał.

Szeroko otworzyłem oczy z wrażenia.

– To wszystko? – Szczupły zmienił temat.

– Tak, właściwie wszystko. Teraz. – Roześmiał się gorzko.

– Nie przejmuj się, braciszku, jakoś się ułoży – zapewnił ten drugi.

– Chciałbym – mruknął smutno beczułkowaty, potem wsiedli do furgonetki i odjechali.

– O rany, ależ mnie zaintrygowali – stwierdziłem, gdy odprowadzaliśmy ich wzrokiem.

– Alfie, słuchaj, naprawdę powinieneś już przestać szukać nowego domu – oznajmiła Tygryska z kolejnym ziewnięciem.

Zerknąłem na nią i doszedłem do wniosku, że najwyższy czas spać. Może Tygryska wygląda na młodego kota, tak jak ja, ale, moi drodzy, bardzo potrzebowała snu.

– Oczywiście, racja – odparłem. – Ale kto raz został kotem wielorodzinnym, być nim nie przestanie.Rozdział 2

Kiedy wszedłem do domu przez kocie drzwiczki, otoczyła mnie ciemność. W sumie nic dziwnego, bo było już późno. Napiłem się wody, potem pobiegłem na swoje posłanie na półpiętrze.

Początkowo, kiedy Claire i Jonathan zostali parą, nadal dzieliłem swój czas między ich dwa domy a pozostałe dwa mieszkania moich rodzin. Uważam, że to dzięki mnie są razem, bo dzięki mnie się poznali. Zabawna historia; od dawna zamierzałem ich jakoś ze sobą spiknąć, ale właściwie stało się to zupełnie przypadkiem. Kiedy dochodziłem do siebie u weterynarza, zjawił się Jonathan, który mnie szukał, i wtedy Claire zrozumiała, że jestem także jego kotem. A że byli dla siebie stworzeni, zakochali się w sobie i po pół roku Claire i ja wprowadziliśmy się do Jonathana. Rok później wzięli ślub. Po raz pierwszy brałem udział w takiej uroczystości. Odbyła się w malutkim kościele niedaleko naszej ulicy. Byłem bardzo rozentuzjazmowany, póki nie założyli mi obróżki i smyczy – co za hańba – ale wybaczyłem im, bo chcieli, żebym uczestniczył w ich wielkim dniu, a poza tym dali mi sardynki! Pycha! Potem wybrali się na, jak to nazwali, miesiąc miodowy, a ja w tym czasie ulokowałem się u swojej drugiej rodziny: Matta, Polly, Henry’ego i malutkiej Marty. Teraz jednak znowu mieszkałem z Claire i Jonathanem.

Kiedy tak sobie leżałem i dumałem o nowej rodzinie, nie mieściło mi się w łebku, dlaczego ktoś miałby się wprowadzać w środku nocy. Nie mogłem też zapomnieć smutku, który wyczułem w mężczyźnie. Doświadczenie podpowiadało mi, że to człowiek w potrzebie, ktoś, komu przyda się moja pomoc. Głowiłem się nad tym tak długo, aż zasnąłem.

Następnego ranka obudziłem się później niż zwykle. Przeciągnąłem się porządnie, potem pobiegłem do sypialni Claire i Jonathana. Jeszcze spali. W weekend nie musieli rano wstawać, ale ja byłem głodny, a pora mojego śniadania już minęła. Na szczęście nie zamknęli drzwi na klamkę, więc wszedłem do środka.

Wskoczyłem na łóżko, na Claire i miauknąłem głośno.

– Ej, Alfie! – sapnęła i usiadła. – Dlaczego zawsze wskakujesz na mnie, nie na niego?

Zamiauczałem, chciałem powiedzieć, że wskakuję na nią, bo Jonathan rano bywa bardzo marudny. Ona to mniejsze ryzyko.

– Jasne, rozumiem – ciągnęła. – Czas na śniadanko. – Wzięła szlafrok z krzesła przy łóżku i go włożyła.

– Skoro już wstałaś, mogłabyś zaparzyć kawę – zaproponował Jonathan, nadal z zamkniętymi oczami.

Stanąłem nad nim i łaskotałem go ogonem w policzek, aż musiał unieść powieki. Usiadł.

– Odczep się, Alfie. Nie znoszę tego – mruknął. Pogłaskał mnie, ale jednocześnie lekko odepchnął.

– Nieźle, Alfie. – Claire zachichotała. Wzięła mnie pod pachę i zabrała na dół.

– Claire, Claire! – Zdyszany Jonathan wpadł do kuchni trochę później. – Widziałaś może moje adidasy? – zapytał i pochylił się, żeby mnie pogłaskać. Zanim przyszedł, zdążyłem zjeść śniadanie i starannie umyć sobie pyszczek.

– W szafce pod schodami, tam gdzie zawsze – odparła kąśliwie.

Claire bardzo lubiła porządek; dom zawsze lśnił czystością, a jednak Jonathan ciągle nie mógł czegoś znaleźć. Mówiła, że to typowe dla facetów, choć na pewno nie dla mnie. Na szczęście jestem bardzo czystym i schludnym kotem, który ceni sobie ład, więc wszyscy razem jakoś dawaliśmy sobie radę.

– Spojrzę jeszcze raz, sama wiesz, jaki jestem beznadziejny. – Pocałował ją.

To był jeden z tych długich pocałunków, które widzi się w filmach, i miałem wrażenie, że im przeszkadzam, więc zakryłem sobie oczy łapkami. Kiedy je odsłoniłem, Jonathan uszczypnął ją w pośladek i pobiegł na poszukiwanie zaginionych adidasów. Claire zarumieniła się ze szczęścia. Ilekroć widziałam ją w takim stanie, przypomniało mi się, dlaczego właściwie chciałem, żeby stworzyli parę. Związek nie był idealny, ale już zdążyłem się zorientować, że idealne związki chyba nie istnieją ani wśród ludzi, ani wśród kotów. Mimo to Jonathan i Claire wydawali się szczęśliwi i ogólnie tworzyliśmy pogodny, słoneczny dom. Tygryska miała rację – pofarciło mi się w życiu i czasami sam sobie musiałem o tym przypomnieć.

– Są! – Jonathan wpadł do kuchni, tryumfalnie wymachując adidasami. – Dobra, kochanie, lecę na siłownię. Jak wrócę, skoczymy na lunch?

– Jasne, super, a ja sobie odpocznę, kiedy cię nie będzie – odparła i go uściskała. – A tak przy okazji, pamiętasz, co dzisiaj jest, prawda?

– Sobota? – upewnił się.

– Wiesz, co mam na myśli – powiedziała cicho. Choć właściwie nie musiała szeptać, bo i tak nie rozumiałem, o co chodzi.

– Nie zapomniałem, skarbie. – Uśmiechnął się i pocałował ją w policzek. – Zobaczymy się później.

Widziałem, jak puścił do niej oko, zanim wyszedł.

Ludzie, powtarzam często, to dziwne stworzenia. Bardzo ich kocham i cudownie się mną opiekują, ale nie sądzę, żebym kiedyś potrafił ich do końca zrozumieć. Weźmy Jonathana i jego adidasy. Wie doskonale, gdzie są, ale kiedy otwiera szafkę, w ogóle ich nie widzi, pyta Claire, a potem znajduje te buty tam, gdzie za pierwszym razem ich nie dostrzegał. Dla Claire to chyba zabawne i słodkie, według mnie to denerwujące. Przecież wcale nie jest głupi, chociaż czasami zachowuje się jak ktoś mocno nierozgarnięty.

A Claire? W mojej obecności dużo szepcze, choć nie ma pojęcia, ile tak naprawdę ogarniam. Hm, prawdę mówiąc, całkiem sporo. Jestem przekonany, że kiedy mówi tak cichutko, chodzi o to, że chce mieć dziecko. Wiem, co to dziecko; mam już pewne doświadczenia z małym Henrym i Martą. Mieszkają kilka domów dalej. A poza tym my, koty, uwielbiamy dzieci – są nieduże, ciepłe i pod pewnymi względami dość podobne do nas.

Ale na razie Claire nie jest w ciąży. Czuję, że to ją stresuje. To mnie martwi, bo kiedy ją poznałem, była bardzo smutna. Choć teraz jest szczęśliwa, nigdy nie wiadomo, co przyniesie los – wszystko może się zmienić w jednej chwili.

Jakiś czas po tym, jak Jonathan wyszedł, rozległ się dzwonek do drzwi. Podbiegłem do nich za Claire. Na progu stała Polly, z mojego drugiego domu. Uśmiechała się radośnie. Claire i Polly bardzo się zaprzyjaźniły. Do tego także ja się przyczyniłem.

– Cześć. – Claire odwzajemniła uśmiech.

Zamruczałem i podreptałem się przywitać. Kiedy ją poznałem, nigdy się nie uśmiechała, a teraz właściwie zawsze wyglądała pogodnie. Była tak piękna, że na widok jej uśmiechu każdy się rozpromieniał, nawet ja. Uważam, że wszyscy moi ludzie są piękni na swój sposób, ale Polly była oszałamiająca. Każdy tak mówił, tylko ona zbywała to śmiechem. To chyba najmniej zarozumiała osoba, jaką znam, a już na pewno mogę powiedzieć, że poświęcała pielęgnacji swojej urody mniej czasu niż ja.

– Przepraszam, że tak wpadam znienacka, ale mówiłaś, że Jonathan wybiera się na siłownię. Matt zabrał dzieci do parku i udało mi się wyrwać na chwilę. Mogę? Nie przeszkadzam?

– Nie wygłupiaj się! Wchodź, oczywiście, że nie przeszkadzasz. – Claire zaprosiła ją do środka.

– Cześć, Alfie. – Polly pochyliła się i pogłaskała mnie.

Teraz byliśmy przyjaciółmi, ale odkąd się poznaliśmy, pokonaliśmy długą drogę.

Claire zaparzyła kawę. Usiadły przy okrągłym kuchennym stole, a ja usadowiłem się przy nogach Polly i od czasu do czasu muskałem je ogonem.

– Właściwie nie wiem, czy powinnam pić kawę – zaczęła Claire, unosząc filiżankę do ust.

– Jesteś…? – zaciekawiła się Polly.

– Nie, nie jestem w ciąży, ale mam owulację.

– Posłuchaj mnie, kochana, wyluzuj trochę. Ja, zanim zaszłam w ciążę, piłam rzeczy o wiele gorsze niż kawa. Nie przesadzaj. – Polly była zaniepokojona, więc otarłem się o jej nogi.

– Sama sobie to powtarzam, ale wiesz, jaka jestem; nakręcam się i stresuję wszystkim. Obawiam się, że odkąd podjęliśmy decyzję o dziecku, nie będę mogła myśleć o niczym innym, dopóki to się nie stanie, no wiesz. – Claire się zamyśliła.

Mnie też to martwiło; wiedziałem, że ma skłonność do depresji, dlatego swój pomysł, żeby poznała Jonathana, uznawałem za przebłysk kociego geniuszu. Jonathan to bardzo złożony człowiek – pod wieloma względami podobny do mnie – ale jest dobry dla Claire. W pewnym sensie bardzo staroświecki; opiekuje się nią i jednocześnie pozwala, żeby ona opiekowała się domem, co chyba bardzo jej odpowiada. Jako kot nie do końca to rozumiem, ale szybko się uczę. Jonathan to silny mężczyzna, przy którym Claire nie musi się zbytnio denerwować, poza tym czuje się przy nim bezpieczna. Jasne, czasami Jonathan zachowuje się jak gbur, ale ma złote serce i jest wobec niej bardzo lojalny. A sam się przekonałem, że lojalność to ważna rzecz.

– To najzupełniej normalne, chociaż naprawdę nie możesz pozwolić, żeby ta sprawa wszystko ci przesłoniła. Zastanów się, jak to jest z niechcianymi ciążami. Idę o zakład, że dziewczyny zaliczają wpadki właśnie dlatego, że tak obsesyjnie nie myślą o dzieciach. – Polly roześmiała się głośno.

– Tylko że ja nie mogę się powstrzymać – wyznała Claire. – Choć oczywiście masz rację, powinnam wyluzować. – Podeszła do kredensu, wyjęła metalową puszkę z ciastkami i postawiła na stole.

– A co na to Jonathan? – zapytała Polly, sięgając po ciastko.

– Jak typowy facet uważa, że na razie powinniśmy rozkoszować się tym, że próbujemy, i starać się bawić jak najlepiej.

– I właśnie tak powinniście robić.

– Wiem, ale Jonathan, w przeciwieństwie do mnie, jest wybuchowy, szybko się nakręca, a potem równie szybko mu przechodzi; nie gryzie się jedną sprawą bez końca, na szczęście. Będzie cudownym ojcem.

Polly pochyliła się i wzięła Claire za rękę.

– Oboje będziecie wspaniałymi rodzicami. A już na pewno lepszymi niż ja – zapewniła ze smutnym uśmiechem.

– Proszę cię, Polly! Kiedy wreszcie dasz sobie spokój?

Kiedy poznałem Polly, była w kiepskiej formie. Okazało się, że cierpi na depresję poporodową, cały czas chodziła bardzo smutna. W pewnym sensie to dzięki mnie uzyskała pomoc. Henry – zdrowy, radosny bobas – wkrótce wyrósł na pogodnego brzdąca, ale minęło sporo czasu, zanim stan Polly się poprawił. Kiedy nieco ponad rok temu urodziła córeczkę, obawiała się, że sytuacja się powtórzy, ale na szczęście to się nie sprawdziło. Teraz są szczęśliwą rodziną, a ja mam wspaniałych kompanów do zabawy: malutką Martę i Henry’ego.

– Chyba nigdy – odparła po chwili. – Niby zdaję sobie sprawę, że to nie była moja wina, ale że z Martą wszystko poszło jak z płatka, do końca życia będę miała wyrzuty sumienia względem Henry’ego. Tak czy siak, po prostu muszę się z tą sytuacją pogodzić, ale ty się tym nie martw. – Polly spochmurniała.

– Nie, no jasne, wystarczy, że się martwię tym, że nie mogę zajść w ciążę. – Claire przerwała na moment. – Moja przyjaciółka Tasha chodzi na akupunkturę.

– Auuu.

– Cóż, ona twierdzi, że to nie boli. Od jakiegoś czasu starają się o dziecko… Zaczęłam się zastanawiać, czy też nie spróbować. Ale Jonathan obawia się, że im bardziej zacznę się starać zajść w ciążę, tym może być gorzej. Taki zaklęty krąg.

– Zgadzam się. Poza tym w życiu nie zdecydowałabym się na coś takiego; nienawidzę igieł. – Polly wzdrygnęła się.

Claire dolała kawy. Uciąłem sobie drzemkę, kiedy rozmawiały o pracy i o domu i już nie poruszały niebezpiecznego tematu dzieci.

– No dobrze, idę przygotować im obiad. – Polly dopiła kawę. – Nie zapomnij, że jutro przyjdą Frania i chłopcy. Bardzo chcą zobaczyć Alfiego.

Otworzyłem oczy i miauknąłem głośno, że ja też bardzo chcę ich zobaczyć.

– Mogłabym przysiąc, że ten kot rozumie wszystko, o czym mówimy – stwierdziła Claire. Wzięła mnie na ręce i razem odprowadziliśmy Polly do drzwi.

Jejku, kocham swoich ludzi, ale czasami są strasznie głupi. Oczywiście, że wszystko rozumiem. No, prawie wszystko.

Koniec wersji demonstracyjnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: