Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Rozmowy z psem, czyli komunikacja międzygatunkowa - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
16 kwietnia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rozmowy z psem, czyli komunikacja międzygatunkowa - ebook

W książce Rozmowy z psem, czyli komunikacja międzygatunkowa autorka przedstawia możliwości porozumienia się człowieka z psem. Na podstawie własnych doświadczeń i sytuacji zaobserwowanych w najbliższym otoczeniu pokazuje, jak wieloma sposobami opiekun może przekazać psu swoje wobec niego oczekiwania, komendy i polecenia, i równocześnie, jak może czytać i rozumieć przekaz psich sygnałów wyrażających potrzeby, emocje i troskę o ludzkiego towarzysza życia. Książka, bez uciekania się do zabiegu uczłowieczania psa i jego emocji, odkrywa świat psiej inteligencji i sposoby postrzegania ludzi i otoczenia. Jest w pełni autorską, w formie i treści, próbą pokazania możliwości przekraczania granic gatunkowych przy poszukiwaniu sposobów komunikacji światów ludzi i zwierząt.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-244-0369-1
Rozmiar pliku: 4,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Podziękowania

Ta książka zawdzięcza bardzo wiele przede wszystkim Elżbiecie Muskat-Tabakowskiej, która czytała ją dwa razy: raz korygując jej układ merytoryczny i informacyjny, drugi raz wyłapując wszelkie usterki stylistyczne i interpunkcyjne. Poświęciła tej książce wiele czasu, tak jak jej mąż Piotr Tabakowski, któremu również dziękuję za wsparcie.

Dziękuję Marcie Gibińskiej i Mirosławowi Skarżyńskiemu za czytanie tej książki i ufność, jaką pokładali w jej sens i wartość. Bez wyobraźni Ady Kopeć-Pawlikowskiej nie byłoby też kompozycji zdjęć, których w większości jest autorką.

Dziękuję Jakubowi i Marcie Pstrągom oraz Adzie i Sobiesławowi Pawlikowskim za zdjęcia oraz opowieści o ich dzieciach i psach.

Dziękuję też całemu Psiemu Klubowi za wspólne spacery, rozmowy i inspiracje.Wstęp

Pies w mieście to zupełnie inna wizja kulturowa niż pies na wsi.

Ludzie mają swoje bardzo różne, kulturowe i indywidualne wyobrażenia koegzystencji z psem: np. wiejskie, chłopskie – pies przy budzie, ostrzegający szczekacz; sarmackie – pies rasowy, piękny, szlachetny partner myśliwego; miejskie, mieszczańskie – kundelek obsikujący podwórkowy trawnik, szczekacz z klatki schodowej; snobistyczne – bywalec salonowych wystaw psów rasowych czy pachnący i wyszczotkowany pies kanapowy, towarzysz wieczorów z chipsami i telewizją, niedzielny kompan rodzinnych wycieczek i ewentualnie pies, którym można się pochwalić sąsiadom. Rasowy i drogi, świadczący tym samym o zamożności i statusie społecznym właściciela-znawcy.

W tej książce zaproponuję zupełnie inną wizję psa i inną wizję relacji z psem. Nie będzie to ani wizja psa użytkowego, ani wizja psa salonowego, ani psa – klatkowego szczekacza, ale Wizja psa – przyjaciela lub równoprawnego członka rodziny. Wizja psa towarzyszącego i żyjącego nie na marginesie rodziny, ale jej pełnoprawnego członka, o którego rozwój osobowy dba się tak samo jak o rozwój osobowy dziecka. Wizja psa-brata – brata innego gatunku.

Ta książka będzie także o błędach porozumienia z psem, błędach wynikających, niestety, z naszej ludzkiej skłonności do uczłowieczania innych gatunków, z braku zrozumienia, że istoty różne od nas gatunkowo inaczej odczuwają i inaczej myślą. Przez naszą pyszałkowatą ludzką próżność sądzimy, że inne czujące istoty mają doznania podobne do naszych. W związku z tym myślowym uzurpatorstwem tracimy szanse na porozumienie z nimi, często wręcz krzywdzimy je i nie pozwalamy im rozwijać się przy nas. A najwięcej takich krzywd doznaje właśnie pies, który – mimo wszystko – jako jedyny przedstawiciel innych gatunków zdecydował się żyć z nami, a nie obok nas, jak na przykład kot.

Ta książka jest adresowana do ludzi, którzy przekroczyli pewien próg świadomości kulturowej i zrozumieli, że rozwój cywilizacji polega na tolerancji, ale nie obojętności, dla innych ras i gatunków żyjących na ziemi i w kosmosie. Dla ludzi, który pozbyli się uprzedzeń rasowych i zaczęli na tyle szanować inne rasy i kultury ludzkie, by otworzyć się także na poznanie innych gatunków życia. Na poznanie przez próbę zrozumienia, a nie podporządkowania. To udało się już w zakresie ludzkich ras – jak mniemam. Czas zatem na krok następny – poznawcze otwarcie się na inne gatunki. I psu się to należy w pierwszej kolejności, bo – i tu powtórzę – pierwszy zdecydował się żyć z nami, a nie obok nas.

Jest taka powiastka. Dawno, dawno temu świat zalał potop. I człowiek oraz zwierzęta schroniły się na krze, która odpływała w nieznane. Nagle kra przełamała się i człowiek został sam, a zwierzęta znalazły się na drugiej części. Obie zaczęły się szybko oddalać od siebie i w ostatniej chwili pies przeskoczył na połówkę człowieka.Zasady rozmowy z psem

W tej książce napotkasz wiele zasad, które nazywam zasadami komunikacji z psem. Niektóre z nich dotyczą słownych poleceń, inne gestów, jeszcze inne odnosić się będą tylko do twoich zachowań, które będą sygnałami komunikacyjnymi dla psa – na przykład sygnały terytorialne. Niektóre z nich zabrzmią może dziwnie, jak zasada „Szanuj wszelkie życie” czy „Nie wybieraj psa dla jego urody”. I mogą ci się wydać niekoniecznie zasadami rozmowy z psem. Ale tak nie jest. Pojęcie komunikacji rozumiem w tej książce bardzo szeroko, nie ograniczam go tylko do języka słów, bo ten właśnie w komunikacji międzygatunkowej odgrywa znikomą rolę. Pomost porozumienia międzygatunkowego wzmacnia swoją siłę właśnie przez zminimalizowanie języka werbalnego i oparcie go na dialogu zbudowanym na sygnałach niewerbalnych, do których należą nie tylko gesty, miny i intonacyjne modulacje głosu, ale też sygnały z najwyższego poziomu komunikacji, jakimi są działania sygnalizowane zachowaniami i reakcjami ciała i zdradzające pewną postawę światopoglądową i filozoficzną – autentyczny szacunek i poważanie dla innego gatunku. Dlatego może dziwnie zabrzmi, jako podstawa do dialogu z psem, zasada „Szanuj wszelkie życie”, ale uwierz mi, bez jej przyjęcia rozmowa z psem nie będzie prawdziwa, przynajmniej z perspektywy psa.

Mówi się, że mową ciała nie da się do końca sterować. I to jest prawda. Sygnały na tym poziomie są odruchowe i nie całkiem można je kontrolować. Po prostu bywają szybsze niż refleksja umysłowa. A pies bardziej niż człowiek ufa prawdziwości tych sygnałów, ponieważ one właśnie stanowią dla niego informacje o szczerości naszych intencji. I nikogo się nie da oszukać. Fałszywy gest sympatii wysłany językiem ciała będzie dla psa sygnałem ostrzegawczym. I na nic zdadzą się miłe słówka, jeśli będziesz miał w sobie choćby cień obawy przed wejściem z nim w kontakt.Historia powstania tej książki

To nie ja zaczęłam tę książkę, a nawet myślałam, że nigdy nie zostanie napisana. Powstała ona w marzeniach pewnego dziecka – małej Ani – i dzięki jej wierze w moje zrozumienie psiej natury, a także w marzeniach miłej, strasznie, wręcz nieprawdopodobnie, oddanej psiej opiekunki – pani Reni z Koninek. To te dwie osoby, tak różne i tak sobie pokoleniowo odległe, poprosiły mnie o tę książkę. Wcale nie byłam do tego pomysłu przekonana, chociaż całe życie kocham psy, które towarzyszyły mi zawsze – z mojej własnej potrzeby bycia blisko nich. Mimo to nie uważałam, że moja potrzeba kochania i zrozumienia psiej natury może być na tyle ważna, żeby opowiadać o niej innym.

Od dziecka po prostu kochałam psy. I nie wiem dlaczego włóczyły się za mną gromadą po Tarnówku, wsi mojego dzieciństwa, rodzinnej wsi mojej babci. Ale myślę, że je jakoś przywoływałam do siebie uwagą, jaką dla nich zawsze miałam. Ja je po prostu zauważałam i one to czuły. Psy na polskiej wsi za rzadko są zauważane. Na ogół ich obecność traktuje się jak element tła – są, łażą, siedzą przy budzie, szczekają. Istnieją, ale nie są ważne. Nikt się nie zastanawia nad tym, czy coś czują i że w ogóle czują. Mają tylko być i szczekać. Nawet nie wiem po co. Chyba tylko po to, żeby uprzedzić kołatanie sąsiada do drzwi, bo ugryźć złodzieja taki pies na łańcuchu nie może, a biegający gdzie chce wolny kundel przecież nie zauważy obcego. Psy zatem szwendają się bezużytecznie albo wiodą żywot przykutych łańcuchem niewolników i pełnią funkcję kołatki. I stanowią – jak mi to powiedział pewien weterynarz – ostatnie ogniwo w procesie pokarmowym, czyli jedzą jako ostatnie.

Lepiej karmiony i oceniany jest kot, który łowi myszy i ma na wsi wyższą wartość użytkową. Kot dostaje mleko, często ze świeżego udoju, a pies ochłapy, pomyje, kości i kartofle – te ostatnie są mniej dla niego wartościowe niż pomyje, po prostu są zupełnie w żywieniu psa bezwartościowe. Wie to Renia. I jej oddam głos w sprawie żywienia psa.

Kiedyś powiedziała do mnie:

– Ty napisz tę książkę o psach, a ja wypowiem się w niej w sprawie jedzenia. Mam już sześćdziesiąt lat i dopiero teraz nauczyłam się, jak prawidłowo karmić psy. Po tylu latach. Ale teraz naprawdę to wiem.

I rzeczywiście. Renia to wie. W tej kwestii jest dla mnie autorytetem.Moje psy. Perełka i Jock

Pierwszy mój pies? To była pomyłka. Jako dziecko przyniosłam do domu ze szkolnego miotu szczeniaków psa rasy ratlerek; nazwaliśmy go Perełka – nie pamiętam go dobrze, ale pamiętam własne wygłupy: na przykład zakładałam mu na głowę większy od niego czerwony kapelusz w czarne kropki i cieszyło mnie, jak przerażony się w nim szamotał.

Perełka zniknęła z mojego życia nagle.

– Dlaczego? – zapytałam ojca.

– Bo za dużo szczekała.

Dziecko we mnie nie mogło się z tym pogodzić, pojąć i zrozumieć.

Ale małe ratlerki są rzeczywiście nieznośne – szczekają zawsze, kiedy wychodzą z domu. Zastawiałam się, dlaczego taki pies to robi. Później poznałam ich wiele i zrozumiałam, że one się boją – im więcej hałasu robi pies, tym bardziej się boi. Pies nerwowy hałasuje, pies, który czuje się bezpiecznie – nie. A mały pies musi dodać sobie animuszu. Zrozumiałam też, dlaczego trzyma się na wsi tyle małych kundli – one po prostu hałasują, ile wlezie, szczypią po nogach i nieznośnie ujadają. Spełniają swoją funkcję. Ale przeniesienie tych obyczajów i zadań do miasta jest nieporozumieniem – ujadanie takich małych nerwowych psiaków w bloku przy każdym wychodzeniu na siusiu jest nieznośne. Pies pełni swoją rolę w niewłaściwej przestrzeni i wypełnia puste zadanie. A właściciel o tym nie wie i nie zwalnia psa z tej jakże nerwicowo spełnianej powinności, utrudniając życie innym i psu – a uciążliwości znosi z fałszywie pojmowanej miłości do psa.

Dziś po wielu latach wiem, że ten mały pies nie musiał szczekać. Albo raczej: musiał, bo go nie rozumieliśmy, choć można go było tego oduczyć, a raczej zwolnić z tego szczekania. Nikt jednak nie zastanawiał się, dlaczego on to robił. Dziś to wiem.

Mały pies wybiega z domu puszczany zawsze przodem i nie zdajemy sobie sprawy z tego, jakie to jest dla niego wyzwanie. Normalnie w każdym stadzie, a pies jest na wskroś zwierzęciem stadnym, zawsze pierwszy idzie przewodnik stada, tak zwany osobnik alfa, najsilniejszy, który sprawdza, czy nie ma żadnych zagrożeń dla stada. To on bierze na siebie odpowiedzialność za bezpieczeństwo stada i to on w razie konieczności pierwszy przystąpi do ataku. Inne, słabsze osobniki są pod jego opieką i mogą czuć się bezpiecznie. Brak sygnałów głosowych z jego strony to wiadomość dobra – nie ma się czego obawiać. Tak jest w każdym psim i wilczym stadzie. Psy genetycznie dziedziczą tę wiedzę komunikacyjną.

Spróbujmy sobie wyobrazić, co czuje taki mały, wcale niemający aspiracji do bycia psem alfa kundelek, który wychodząc z bezpiecznej budy blokowego mieszkanka na siódmym piętrze, jest puszczony pierwszy na pastwę nieznanych zagrożeń ze strony świata. Bo wychodzi – pierwszy, gdyż jego opiekun nie ma świadomości, co mu sygnalizuje, przepuszczając go przez drzwi przodem. A jest tak, jakby mu mówił: „Idziesz pierwszy, więc ty jesteś przywódcą i na tobie spoczywa ciężar naszego bezpieczeństwa. Ty odpowiadasz za mnie i za siebie”.

I ten nasz „bohater” musi sobie poradzić z zadaniem całkowicie przerastającym jego siły: za nim kroczy wielki człowiek, sześć razy od niego większy i silniejszy, a nasza malizna ma go chronić. I to go przeraża, dlatego właśnie wybiega z histerycznym jazgotem, jak kamikadze pędzący na śmierć. I tak codziennie albo kilka razy dziennie. Dlatego małe psy tak przeraźliwie i nerwowo szczekają. Duży pies lepiej radzi sobie z tym podstawowym błędem komunikacyjnym, jakim jest wypuszczanie go pierwszego przez drzwi, bo jest po prostu większy – także przejmuje niepotrzebny obowiązek bycia przewodnikiem, ale idzie w milczeniu, bo mniej go to kosztuje stresu – przynajmniej potencjalne „małe płotki” za drzwiami są do połknięcia.

Zatem wyłania się nam pierwsza zasada komunikacji z psem:

■ Pies zawsze wychodzi i wchodzi drugi lub ostatni.

A więc jeśli chcesz, by Twój pies nie musiał spełniać obowiązku przywódcy stada, by nie brał na siebie bardzo dla niego stresującego obowiązku bycia przywódcą w świecie – nie stepów i nie lasów pełnych niebezpiecznego zwierza – ale ulic i chodników, rządzących się nie prawami węchu, ale kolorem ulicznych świateł – w c h o d ź i w y c h o d ź p i e r w s z y!

Może gdyby mój ojciec rozumiał, co robił „głupi” mały ratlerek tym swoim nieznośnym szczekaniem – tak się poświęcał – może by go nie usunął? Ale on, prosty chłop, myślał w kategoriach użyteczności zwierzęcia – pies może być, kiedy jego szczekanie nam odpowiada, ale w mieście psy mają nie szczekać, przynajmniej na klatce schodowej.

Nie zadajemy sobie trudu zrozumienia, dlaczego on szczeka lub nie. Dobry pies to ten, który szczeka, gdy człowiek chce, by szczekał, a zły to taki, który nie szczeka lub szczeka, gdy człowiek tego od niego nie oczekuje. A w razie potrzeby można zmienić psa.

Drugi mój pies zniknął z mojego życia dlatego, że ciągnął na smyczy. Kupiłam go za figurowe łyżwy, które dostałam pod choinkę. To był piękny wilczur. Pamiętam, jak starannie wybierałam mu imię – chciałam tym imieniem podkreślić jego indywidualność. Ale byłam jeszcze dzieckiem i magicznie wierzyłam, że wytworne imię psa zmusi ludzi do respektowania jego podmiotowo-gatunkowej indywidualności, choć może nie potrafiłabym wtedy tego tak określić i zanalizować. Ale czułam jakoś, że chcę, żeby ten pies był kimś, a nie czymś. Imię jak magia miało to załatwiać. Ostatecznie dostał ode mnie głupie i pretensjonalne imię Jock. Pamiętam, jak stanęło mu jedno ucho. I moją radość. A potem dziecięcy lęk i nagły histeryczny płacz o to drugie, które ciągle nie stawało i nie stawało.

Mój ojciec był chory na serce i wyprowadzanie na smyczy dużego wilczura bardzo go męczyło, gdyż pies niemiłosiernie go szarpał. I chociaż to był mój pies, ojciec bez uzgodnień ze mną nagle się go pozbył. Byłam wtedy w liceum. Wróciłam do domu i dowiedziałam się, że psa już nie ma. Podobno ojciec oddał go w dobre ręce, gdzieś do ludzi, którzy mieli willę. Ale to był mój pies, a mnie nie pozwolono się z nim pożegnać. Taki jednak jest los dziecka – kupiłam tego psa za moje pieniądze, rezygnując z głupich, ale wtedy jednak bardzo modnych figurówek, ale i tak odebrano mi go bez pytania o zdanie i bez wyjaśnień. Ojciec umarł na serce niedługo po tym, a ja – pytana przez moich znajomych – mówiłam: nie mam psa i ojca.

Ojciec pozbył się psa w obawie o swoje zdrowie, ponieważ mój wilczur nie został przez nikogo nauczony chodzenia na smyczy. Ja jeszcze nie umiałam go tego nauczyć, a w rodzinie nikt o tym nie pomyślał. Na ogół problem chodzenia na smyczy dużych psów ludzie rozwiązują, kupując kolczatkę. To metalowy łańcuch samozaciskowy, zakończony ostrymi kolcami. Kiedy prowadzisz w niej psa, jego każda próba pociągnięcia smyczy kończy się duszącym uściskiem i bolesnym ukłuciem w szyję przez cały zestaw kolców. Pies dusi się, odczuwa ból i ciągnie dalej. Dziś wiem, że kolczatka dla psa to nie tylko rozwiązanie barbarzyńskie, ale i głupie. Wynika ono wyłącznie z myślowego lenistwa właściciela psa, który nie zadał sobie podstawowego pytania: dlaczego pies ciągnie na smyczy? Odpowiedź jest bardzo prosta: dlatego, że wtedy osiąga swój cel, czyli porusza się do przodu. I to jest druga zasada komunikacji z psem:

■ Naucz psa chodzić na luźnej smyczy i zakomunikuj mu stanowczo, że nie będzie mógł poruszać się do przodu, jeśli będzie cię wyprzedzał lub szarpał.

Nauczenie psa chodzenia na smyczy to nie lada wyzwanie, ale opłacalne. Kiedy to osiągniesz, twój pies już zawsze będzie chodził na luźnej smyczy, a ty będziesz mógł go trzymać nawet na małym paluszku. K a ż d e g o p s a m o ż n a t e g o n a u c z y ć bez potrzeby bycia okrutnym, bez zadawania mu bólu, bez duszenia, poniewierania nim przez szarpanie, ale musisz wiedzieć jak.

Aby zrozumieć, jak to zrobić, trzeba najpierw zrozumieć, dlaczego pies to robi (ciągnie), i znaleźć w sobie wystarczającą (i wielką) determinację, by smycz cały czas, kiedy na jej drugim końcu jest pies, była dla ciebie komunikacyjnym znakiem twojej z nim nieprzerwanej ani na sekundę relacji.

Wychodząc na spacer, pies spełnia swoje psie zadania: musi przede wszystkim przeczytać „kronikę towarzyską” zawartą w kropelkach moczu pozostawionych przez inne psy z sąsiedztwa. Z książki Inteligencja psów Stanleya Corena dowiedziałam się, że psy z tych kropelek potrafią wyczytać nie tylko płeć innego psa, ale i to, czy jest chory, czy zdrowy, a nawet to, w jakim aktualnie jest nastroju. Wiele razy widziałam, jak człowiek gwałtownie odrywa swojego psa od detektywistycznej czynności wąchania, i wyobrażałam sobie niedoczytany list w rodzaju: „U mnie na razie w porządku, chociaż kręgosłup znów mi dokucza, a mój pan jest w podłym nastroju”. Tu następuje oderwanie i pies nie może doczytać: „ale i tak cię kocham”.

Jest i drugi, bardziej humanitarny sposób korygowania ruchów psa na spacerze – smycz automatyczna wysuwająca się na kilka metrów przez zwalnianie blokady. Nikomu tego nie polecam. NIGDY. N i g d y.

Dlaczego? Nazywam ten zabieg „wolnością pozorowaną”. Pies na takiej lince niby jest trochę swobodniejszy – węszenie można przeciągnąć o parę kroków – ale pozostaje bardzo niemiły i zawsze gorzki smak takiej wolności. Pies zaczyna biec, rozkoszując się swobodą, i nagle trach – następuje gwałtowne zatrzymanie. I tak co chwilę: „zapach wolności” i stop – gwałtowne szarpnięcie. I tak w kółko. Szarpaniem zabawiają się obaj – właściciela szarpie pies, a psa właściciel. Nie mówiąc już o tym, że przy silnym psie ręka prowadzącego narażona jest na nadwerężenie, a na pewno na przetrenowanie mięśniowe. I jest całkowicie zajęta.

Gdy prowadzę moje psy na smyczy, zawsze mam rękę luźną i prawie wolną, bo mogę mieć koniec smyczy na małym palcu, a pies i tak jej nie napina. No właśnie – nie napina smyczy. I to jest klucz – pies musi nauczyć się tej smyczy nie napinać. Sztuka prowadzenia psa na smyczy polega na osiągnięciu całkowitego jej luzu. Kiedy jednak ktoś używa smyczy automatycznej i to rozluźnia ją, to znów skraca i napina, kiedy się cała rozwinie, sygnalizuje swojemu psu, że luźna smycz to wolność, a smycz napięta to niewola. Taki pies nigdy nie nauczy się chodzić na wolnej smyczy. Nigdy, ponieważ dostaje od człowieka sprzeczne sygnały komunikacyjne – chwilami jest wolny, chwilami hamowany. A pies przecież nie wie, kiedy automatyczna taśma się do końca rozwinie. Nie znam psa, który zatrzyma się w biegu, ponieważ przewidzi, że za moment taśmy zabraknie. Za dużo od nich wymagamy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: