Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ściśle tajne - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
29 lipca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Ściśle tajne - ebook

Pisarz ze szczytów list bestsellerów „New York Timesa” powraca z opowieścią o zimnej wojnie i nowym rodzaju wojowników, których zrodziła.

„Tajne operacje” – nowa seria rewelacyjnego duetu autorskiego!

Ta niesamowita mieszanka intryg, dyplomacji i romansu sprawia fantastyczne wrażenie. Na czytelników czeka nuta koszmaru wojennego i opis działań wywiadu, który odegrał znaczącą rolę w zwycięstwie. Innymi słowy: po tym popisie umiejętności świetnego pisarskiego duetu czytelnicy będą wyczekiwać części drugiej. - „Suspense Magazine”

Jesień 1945. Początki zimnej wojny. Świeżo awansowany młody kapitan Jim Cronley zostaje przerzucony do Amerykańskiej Strefy Okupacyjnej w Niemczech w celu namierzenia rosyjskich agentów, którzy zinfiltrowali amerykańskie służby i ich tajną Operację Ost. Na miejscu nawiązuje współpracę z byłym niemieckim generałem Gehlenem, który okazuje się człowiekiem dużo bardziej godnym zaufania niż wielu kolegów Cronleya…

Sam środek europejskiego zimnowojennego teatru działań, barwne postaci i soczyste dialogi – miłośnicy twórczości Griffina będą usatysfakcjonowani i na pewno polubią nowego bohatera.

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7818-918-3
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dla zmarłych

WILLIAMOWI E. COLBY’EMU

porucznikowi zespołu Jedburgh Biura Służb Strategicznych, który został dyrektorem Centralnej Agencji Wywiadowczej

AARONOWI BANKOWI

porucznikowi zespołu Jedburgh Biura Służb Strategicznych, który został pułkownikiem i ojcem sił specjalnych

WILLIAMOWI R. CORSONOWI

legendarnemu oficerowi Wywiadu Korpusu Piechoty Morskiej, którego KGB nienawidziło bardziej niż jakiegokolwiek innego oficera
wywiadu USA –
nie tylko dlatego, że napisał o KGB niezrównaną książkę

RENÉ J. DÉFOURNEAUX

podporucznikowi zespołu Jedburgh Biura Służb Strategicznych, oddelegowanemu do brytyjskiego Kierownictwa Operacji Specjalnych, który samotnie działał na terytorium okupowanej Francji, a z czasem stał się legendarnym oficerem kontrwywiadu Armii USA

Dla żyjących

BILLY’EMU WAUGHOWI

legendarnemu sierżantowi z Dowództwa Sił Specjalnych, który przeszedł na emeryturę, a potem ścigał niesławnego Carlosa Szakala.

We wczesnych latach dziewięćdziesiątych Billy mógł wyeliminować Osamę bin Ladena, lecz nie uzyskał na to zgody.

Po pięćdziesięciu latach w zawodzie Billy wciąż ściga przestępców.

JOHNOWI REITZELLOWI

oficerowi armii USA i legendzie Delta Force, który mógł wyeliminować szefa grupy terrorystów i opanować statek wycieczkowy Achille Lauro, ale nie uzyskał na to zgody

RALPHOWI PETERSOWI

oficerowi wywiadu armii USA, który napisał najlepszą analizę naszej wojny przeciwko terrorystom i wrogom, jaką kiedykolwiek widziałem

I dla nowego pokolenia

MARCOWI L.

wyższemu oficerowi wywiadu, który mimo młodego wieku z każdym dniem coraz bardziej przypomina mi Billa Colby’ego

FRANKOWI L.

legendarnemu oficerowi Obronnej Agencji Wywiadowczej, który przeszedł na emeryturę i teraz podąża szlakiem Billy’ego Waugha

Oraz

Pamięci pułkownika w stanie spoczynku

JOSÉ MANUELA MENENDEZA

z Armii Argentyńskiej,

który poświęcił życie walce z komunizmem i Juanem Domingo Peronem

NARÓD AMERYKAŃSKI MA WOBEC TYCH PATRIOTÓW
DŁUG, KTÓREGO NIE SPOSÓB SPŁACIĆProlog

Wielu członków środowiska wywiadu uważa, że pierwszy amerykański kontratak w tym, co nazwano potem zimną wojną, nastąpił, zanim jeszcze zakończyła się druga wojna światowa – a konkretnie wtedy, gdy generał dywizji Reinhard Gehlen nawiązał kontakt z Allenem W. Dullesem (albo Dulles z Gehlenem – choć minęło ponad pół wieku, szczegóły tej sprawy wciąż są utajnione).

Gehlen był oficerem niemieckiego wywiadu, szefem Abwehr Ost – sekcji prowadzącej działania głównie przeciwko Związkowi Sowieckiemu. Dulles był pracownikiem amerykańskiego Biura Służb Strategicznych (OSS) w neutralnej Szwajcarii.

Rozumiejąc doskonale, że upadek nazistowskich Niemiec jest nieunikniony, Gehlen obawiał się z jednej strony sowieckich planów dominacji w Europie, z drugiej zaś tego, co zwycięscy Rosjanie gotowi są zrobić z jego oficerami, żołnierzami i ich rodzinami.

I właśnie dlatego ubił interes z Dullesem: postanowił przekazać OSS całą swoją siatkę wywiadowczą, ze wszystkimi aktywami. Były wśród nich na przykład dane osobowe sowieckich szpiegów, którzy zdołali zinfiltrować Projekt Manhattan, a także dane agentów Abwehry działających na Kremlu. W zamian za to Dulles zobowiązał się do otoczenia amerykańską ochroną samego Gehlena, a także jego ludzi i ich rodzin, którym groziły tortury i śmierć z rąk Sowietów.

Do dziś nie odtajniono także informacji o tym, kto z najwyższych kręgów władzy w Stanach Zjednoczonych wiedział o Operacji Gehlen i kiedy taką informację pozyskał. Oczywiste wydaje się jednak to, że musiał o niej wiedzieć generał armii Dwight David Eisenhower, najwyższy dowódca sił sprzymierzonych w Europie.

Równie oczywiste jest, że prezydent Franklin Roosevelt nie miał o niej pojęcia. Po pierwsze, był już wówczas śmiertelnie chorym człowiekiem, a po drugie, podobnie jak jego małżonka Eleanor, nie ukrywał, iż nie uważa Związku Sowieckiego i jego przywódcy, Józefa Stalina, za zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych. Przekonanie, że w kręgu współpracowników Roosevelta znajdują się komuniści, było dość powszechne.

Były jednak i inne problemy.

Sekretarz skarbu w gabinecie Roosevelta, Henry Morgenthau, był – co zrozumiałe – zszokowany potwornościami, jakich Niemcy dopuścili się względem Żydów; nie potrafił przyjąć do wiadomości, że wśród tak wielu „złych Niemców” mimo wszystko istnieli „dobrzy”. Morgenthau całkiem serio wspierał politykę, wedle której każdy starszy oficer niemiecki powinien zostać zastrzelony na miejscu, bez względu na to, gdzie i kiedy zostanie ujęty. Wszyscy wiedzieli, że i Gehlen był na liście tych, których należało odnaleźć.

J. Edgar Hoover, dyrektor Federalnego Biura Śledczego, stanowił osobny problem. Sprzeciwiał się już samemu pomysłowi stworzenia OSS. Żarliwie wierzył, że FBI lepiej poradzi sobie z takimi zadaniami. Nie ukrywał niechęci do dyrektora OSS, Williama J. Donovana – w pełni odwzajemnianej, nawiasem mówiąc. Hoover został upokorzony przed prezydentem, gdy Donovan ujawnił zdobyte przez Dullesa nazwiska sowieckich szpiegów działających wśród personelu Projektu Manhattan. Dostał szału, gdy Dulles odmówił ujawnienia swojego informatora, a ujawnić go naturalnie nie mógł, gdyż był nim Gehlen. Nawet Donovan nie wiedział o układzie z Gehlenem do czasu, aż prezydent Roosevelt umarł w ramionach kochanki w Warm Springs, w Georgii.

Dulles uważał, że gdyby Donovan wiedział, czułby się zobligowany do powiadomienia o sprawie prezydenta Roosevelta. To zaś oznaczałoby koniec tajemnicy – Sowieci dowiedzieliby się o wszystkim w ciągu paru godzin.

Roosevelt i były senator z Missouri, wiceprezydent Harry S. Truman, widzieli się po swej wspólnej inauguracji tylko dwukrotnie, zawsze w obecności świadków. Potem Truman został trzydziestym trzecim prezydentem Stanów Zjednoczonych.

W pierwszym dniu jego urzędowania generał broni Leslie R. Groves z Armii, szef Projektu Manhattan, udał się na spotkanie do Gabinetu Owalnego. Oznajmił Trumanowi, że jego zdaniem prezydent powinien wiedzieć, iż Stany posiadają nową broń, najpotężniejszą, jaką kiedykolwiek skonstruowano, zwaną „bombą atomową”.

Wiadomo również, że Allen Dulles i generał Donovan spotykali się prywatnie z Trumanem na samym początku jego prezydentury. Wielu ludzi uważa, że właśnie podczas jednego z tych spotkań Truman został poinformowany o Operacji Gehlen.

Wkrótce potem, w połowie lipca 1945 roku, Truman spotkał się ze Stalinem w Poczdamie. Powiedział o bombie atomowej sowieckiemu dyktatorowi. Brak reakcji z jego strony utwierdził Trumana w przekonaniu, że Donovan miał rację – J. Edgar Hoover nie umiał utrzymać rosyjskich szpiegów z dala od Projektu Manhattan.

Prezydent nakazał generałowi George’owi C. Marshallowi wstrzymanie wszelkiej pomocy dla Związku Sowieckiego.

Natychmiast. Jeszcze tego samego popołudnia.

OSS, często przy wsparciu Watykanu, w ciągu paru dni rozpoczęło operację przerzutu ludzi Gehlena do Argentyny. Wielu innych umieszczono w doskonale strzeżonym ośrodku Biura w Kloster Grünau, dawnym klasztorze w bawarskim Schollbrunn – ten obiekt także został udostępniony przez Watykan. Żadne z tych posunięć nie doszłoby do skutku bez wiedzy i aprobaty Trumana.

6 sierpnia 1945 roku Stany Zjednoczone unicestwiły za pomocą bomby atomowej pierwsze japońskie miasto, Hiroszimę. Trzy dni później kolejny ładunek zniszczył Nagasaki.

2 września 1945 roku na wodach Zatoki Tokijskiej, na pokładzie pancernika USS Missouri, odbyła się oficjalna ceremonia kapitulacji Japonii.

Druga wojna światowa dobiegła końca.

Argentyna, która dopiero w marcu tego roku wypowiedziała wojnę państwom Osi, teraz znalazła się wśród zwycięzców, choć przecież ani jeden argentyński żołnierz czy marynarz nie zginął w tym konflikcie, ani jedna bomba czy pocisk artyleryjski nie spadły na argentyńską ziemię. Co więcej, kraj ten, jako dostawca żywności dla obu walczących stron, był teraz bogatszy niż kiedykolwiek.

To jednak nie oznacza, że rola Argentyny w drugiej wojnie światowej była zakończona.

W 1942 roku większość czołowych postaci partii nazistowskiej – włącznie z Martinem Bormannem, powszechnie uważanym za ustępującego wpływami jedynie Hitlerowi, a także z Reichsführerem SS Heinrichem Himmlerem – rozumiała już, że tak zwane ostateczne zwycięstwo nie jest wcale tak bliskie, jak wmawiał to Niemcom minister propagandy Josef Goebbels, przystąpiono więc do realizacji Operacji Feniks.

Był to plan stworzenia w Ameryce Południowej – głównie w Argentynie i Paragwaju – bezpiecznych kryjówek, w których wysocy rangą funkcjonariusze nazistowskiego reżimu mogliby znaleźć schronienie, gdyby żywot Tysiącletniej Rzeszy okazał się krótszy, niż na to liczyli. Narodowy socjalizm miał się tam odrodzić – niczym feniks z popiołów.

Do Argentyny popłynął szeroki strumień pieniędzy – częściowo zwykłymi kanałami bankowymi, ale w większości całkiem dosłownie: w ładowniach okrętów podwodnych. U-booty przerzuciły za ocean skrzynie gotówki, złota, diamentów i innych kamieni szlachetnych. Przerzucano także wysokich rangą oficerów SS – niektórych legalnie jako akredytowanych dyplomatów, ale większość po cichu, również drogą podwodną – z misją nabywania nieruchomości, w których przywódcy Niemiec mogliby znaleźć schronienie przed represjami ze strony aliantów.

Alianci wiedzieli o Operacji Feniks i próbowali ją przerwać, jednakże bez większych sukcesów. Przyglądali się jej postępom z rosnącym niepokojem, w miarę jak zbliżał się koniec wojny. Niepokój ów pogłębił się, gdy uzyskali informację, iż czwartego maja, gdy admirał Dönitz wydał rozkaz wstrzymania działań wojennych, po morzach i oceanach pływały jeszcze sześćdziesiąt trzy u-booty.

Pięć z nich, zgodnie z rozkazem, weszło pod czarną banderą do portów kontrolowanych przez aliantów lub państw neutralnych, w których zostały internowane. Wiarygodne informacje wywiadowcze pozwalały wierzyć, że kolejnych czterdzieści jeden okrętów zatopiły załogi, by zapobiec przejęciu ich przez zwycięzców – wraz z ładunkiem, czymkolwiek on był.

Pozostało zatem siedemnaście u-bootów, o których nie było żadnych informacji. Intrygujący był zwłaszcza los jednostek U-234 i U-977. Były to okręty podwodne typu XB, stawiacze min, które zamiast min mogły przewieźć w dowolne miejsce na świecie pokaźne ilości ładunku i wielu pasażerów.

Wywiadowi udało się zdobyć informację o tym, że U-234 wypłynął z Narwiku 16 kwietnia – dwa tygodnie przed kapitulacją Niemiec – z dość zróżnicowanym ładunkiem, którego częściowo nie ujęto w manifeście, a częściowo zapisano pod nieprawdziwymi danymi. Była tam między innymi tona listów, czyli w rzeczywistości niemal na pewno pieniądze i diamenty. Wśród pasażerów znaleźli się niemieccy i japońscy oficerowie oraz grupa niemieckich naukowców. Jeszcze bardziej niepokojące było jednak to, że w ładowni umieszczono 560 kilogramów tlenku uranu – pozostałość po niedokończonym niemieckim programie budowy bomby atomowej. Logika nakazywała przyjąć, iż U-977 wypłynął w morze z podobnym ładunkiem^().

Podjęto zakrojone na wielką skalę poszukiwania wszystkich niemieckich okrętów podwodnych, ze szczególnym uwzględnieniem U-234, U-405 i U-977 – z morza i z powietrza, z baz we Francji, Anglii i Afryce. Wykorzystano także specjalnie skonfigurowane bombowce B-24 Liberator należące do Sił Powietrznych Armii Stanów Zjednoczonych, które już od 1942 roku stacjonowały w bazach na terytorium Brazylii i zajmowały się polowaniem na u-booty.

Poszukiwania, rzecz jasna, miały ograniczony zakres ze względu na zasięg samolotów. Jeśli chodzi o akcję prowadzoną na morzu, to głównym czynnikiem utrudniającym misję siłom amerykańskim były same rozmiary południowego Atlantyku.

Mimo to udało się odnieść pewne sukcesy. Niektóre z poszukiwanych okrętów podwodnych dało się zlokalizować i zaatakować bombami głębinowymi albo lotniczymi. Rachunek prawdopodobieństwa pozwalał wierzyć, że kilka zatonęło, lecz nikt nie był w stanie określić które.

Obawy, iż pozostałe u-booty – być może z tlenkiem uranu na pokładzie – mogły skierować się ku brzegom Japonii, osłabły, gdy kraj ten skapitulował 2 września 1945 roku. Najbardziej prawdopodobnym celem ich rejsu pozostała Argentyna.

Informacje o tym, czy Amerykanie kiedykolwiek namierzyli niemieckie okręty podwodne, być może wiozące tlenek uranu do Japonii lub Argentyny, a jeśli tak, to co się stało z tymi jednostkami i ich ładunkiem, do dzisiaj pozostają ściśle tajne.

------------------------------------------------------------------------

^() W rzeczywistości U-234 poddał się Amerykanom 14 maja 1945 roku, U-977 zaś – po dramatycznym, trwającym 108 dni rejsie – zawinął do Argentyny, gdzie załoga została internowana. Niemniej ów tajemniczy rejs wywołał lawinę spekulacji (utrzymywano nawet, że na pokładzie tego okrętu do Argentyny dotarł Adolf Hitler – cały i zdrowy) i przyczynił się do tworzenia mitów na temat powojennych losów u-bootów i ich sekretnych ładunków.I

Port lotniczy

Alexandria, Wirginia

25 października 1945, 04.05

Lockheed constellation, samolot o charakterystycznym ogonie z trzema statecznikami, ozdobiony napisem Howell Petroleum na kadłubie, właśnie obniżał lot nad Potomakiem. Wypuścił podwozie, odchylił potężne klapy i gładko przyziemił na lotnisku krajowym w Waszyngtonie, na samym końcu głównego pasa północ–południe.

Cztery silniki zawyły, gdy pilot czym prędzej odwrócił ciąg i pchnął dźwignię przepustnicy. Minęła jeszcze chwila, zanim maszyna nazywana poufale connie zatrzymała się niebezpiecznie blisko końca pasa, na dymiących oponach.

– Tu Howell jeden – odezwał się pilot do mikrofonu. – Stoimy na pasie, sześć po godzinie. Proszę o instrukcję kołowania.

– Howell jeden, zawróć i kieruj się na zjazd numer jeden, po prawej. Tam czekaj.

– Tu Howell jeden, zrozumiałem: czekać na zjeździe numer jeden.

Constellation był w owym czasie najlepszym samolotem transportowym na świecie. Mógł przewieźć czterdziestu pasażerów w kabinie ciśnieniowej na większej wysokości – osiągał pułap 35 tysięcy stóp, i szybciej, z prędkością przelotową ponad 300 węzłów, oraz na dalszym dystansie, sięgającym 4300 mil – niż jakakolwiek inna maszyna transportowa. Gdy w czerwcu 1941 roku otwarto krajowy port lotniczy, samolot ten był ledwie ołówkowym szkicem w notatniku legendarnego pioniera lotnictwa, Howarda Hughesa, właściciela między innymi firmy Lockheed Aircraft Company. Hughes, który zaprojektował także myśliwiec Lockheed P-38 Lightning, doszedł do wniosku, że jeśli odpowiednio powiększy skrzydło owego myśliwca, dołoży cztery silniki i doda wielki, smukły kadłub z nietypowym ogonem o trzech statecznikach, powstanie piekielnie dobry samolot.

– Budujcie – nakazał swym ludziom. – Ci z Korpusu Powietrznego kupią tę maszynę, gdy tylko ją zobaczą, a jeśli nie, to wiem o co najmniej jednej linii lotniczej, która to zrobi.

Choć Kongres w swej zbiorowej mądrości zabronił liniom lotniczym posiadania własnych firm produkujących samoloty – i vice versa – wielu specjalistów nie miało wątpliwości co do tego, że Hughes jest w tajemnicy właścicielem linii TWA, znanej wówczas jako Transcontinental & Western Airlines, a później jako Trans-World Airlines.

Gdy tylko Howell jeden zatrzymał się na zjeździe numer jeden, otoczyła go niewielka, ale całkiem efektowna flota pojazdów kołowych: cztery kombi marki Ford oraz dwie spore ciężarówki. Wszystkie wozy miały na drzwiach oznaczenia Federalnego Biura Śledczego. Dołączyły do nich po chwili trzecia ciężarówka z dźwigiem na pace oraz czarny buick roadmaster, rocznik 1942 – bez żadnych oznaczeń. Na przednim zderzaku buicka, po lewej stronie, zamontowano pokaźną, chromowaną obudowę mieszczącą syrenę i czerwone światło. W końcu do samolotu zbliżyła się jeszcze jedna ciężarówka, z logo lotniska na burcie, wioząca schody dla pasażerów.

Dwaj mężczyźni w garniturach wysiedli z buicka i energicznym krokiem wspięli się po stopniach ku kadłubowi samolotu.

Zaczekali cierpliwie u szczytu, aż wreszcie otworzyły się przed nimi drzwi.

Młody, przystojny oficer – jasnowłosy, sześć stóp i cal wzrostu, dwieście dwanaście funtów żywej wagi – stał na progu, ubrany w oliwkową, wełnianą kurtkę typu „Ike” i spodnie do kompletu. Oznaczenia przypięte do krótkiej kurtki świadczyły o tym, że jest podporucznikiem kawalerii. Rozpięte guziki i poluzowany krawat świadczyły o czymś innym.

Dwaj mężczyźni w garniturach, nieco zaskoczeni, popatrzyli nań z dezaprobatą, przeciskając się obok, by wejść do kabiny.

A była to kabina bardziej przypominająca salon uwieczniony na fotografiach w „Architectural Digest” niż typowe wnętrze samolotu pasażerskiego. Zamiast rzędów siedzeń umieszczono w nim skórzane fotele i kanapy, a także biurko i dwa stoły. W przedniej części znalazło się miejsce na dobrze wyposażony bar. Pokład ukryty był pod miękkimi dywanami.

W fotelach siedziało troje ludzi: wysoki, dobrze ubrany siedemdziesięcioparolatek o ostrych rysach; dość krępa, krótko ostrzyżona blondynka przed pięćdziesiątką oraz atrakcyjna, opalona, mniej więcej dwudziestoletnia kobieta o wysportowanej sylwetce.

Byli to odpowiednio Cletus Marcus Howell, prezes i przewodniczący rady nadzorczej Howell Petroleum Corporation, jego synowa Martha Williamson Howell oraz jej córka – a jego wnuczka – Marjorie.

– Młodszy wicedyrektor FBI Kelly – przedstawił się starszy z dwóch intruzów, krótko ostrzyżony jegomość po pięćdziesiątce, w okularach. – Witamy w Waszyngtonie.

Nikt mu nie odpowiedział.

– Gdzie oficer dowodzący? – spytał Kelly.

Starszy pan wskazał na młodego oficera wciąż stojącego u drzwi.

– Właśnie go panowie minęli.

– Pytałem o dowodzącego, proszę pana – warknął Kelly.

– Synku, pewnie będziesz rozczarowany, ale jeśli ta armia FBI, którą tu sprowadziłeś, miała mnie oszołomić, to niestety nic z tego – odparł starszy pan.

– Tato! – rzuciła ostrzegawczo starsza kobieta.

Jej córka tylko się uśmiechnęła.

Zawyła syrena, po chwili zapiszczały hamulce, a zaraz potem rozległ się daleki trzask zamykanych drzwi samochodu.

Kolejni trzej mężczyźni weszli po stopniach do kabiny samolotu.

Pierwszy z nich miał na sobie mundur wiceadmirała. Drugi, generał brygady, nosił „róże i zielenie” – zieloną bluzę mundurową i różowawe spodnie. Trzeci, w randze pułkownika, był ubrany w zwykły oliwkowy mundur oficera Armii.

I właśnie ten ostatni, gdy tylko wszedł na pokład samolotu, uścisnął dłoń młodego podporucznika i przyjaźnie poklepał go po plecach.

– Naprawdę dobrze się spisałeś, Jimmy – powiedział pułkownik Robert Mattingly.

– Dziękuję – odpowiedział podporucznik James D. Cronley Junior.

– Panie admirale – odezwał się Kelly.

– A pan co tu robi, Kelly? – spytał chłodno wiceadmirał Sidney W. Souers z Marynarki.

– To chyba oczywiste – rzekł Kelly. – FBI jest na miejscu, by zapewnić bezpieczeństwo ładunkowi tego samolotu do czasu, aż zostanie przekazany w ręce ludzi związanych z Projektem Manhattan.

Drzwi kokpitu otworzyły się i do kabiny pasażerskiej wkroczył mężczyzna w mundurze pilota linii lotniczej. Jego bluzę zdobiły cztery złote kapitańskie belki.

Admirał Souers zwrócił się ku niemu.

– Jakieś problemy, Ford?

„Kapitan” Richard W. Ford, który był w rzeczywistości komandorem Marynarki, stanął na baczność.

– Żadnych – odpowiedział.

Souers spojrzał znowu na Kelly’ego.

– Dziękuję za zainteresowanie, panie Kelly. A teraz jest pan wolny, podobnie jak pańscy ludzie.

– Funkcjonariusze FBI zostaną tutaj, dopóki Projekt Manhattan nie przejmie ładunku.

Souers skinął dłonią w stronę oficera w różach i zieleniach.

– To generał Tomlinson z Projektu Manhattan, panie Kelly. Może pan zameldować Hooverowi, jeśli to on wydał panu rozkazy, że był pan świadkiem, jak przekazałem ładunek oficerowi związanemu z Projektem Manhattan.

Kelly pobladł, ale nie odpowiedział.

– Zechce pan się oddalić i wycofać swoich ludzi? Czy może mam zejść do samochodu, przez radio obudzić prezydenta, wyjaśnić mu sytuację i poprosić, żeby zadzwonił do dyrektora Hoovera z informacją, że pańska obecność tutaj nie jest konieczna?

Kelly obrócił się na pięcie i niecierpliwie machnął ręką na swego człowieka, który czym prędzej w ślad za nim opuścił kabinę.

Souers pokręcił głową, odwracając się plecami do drzwi.

– Jakim cudem te skurwysyny dotarły tu przed nami? – spytał retorycznie i dodał prędko: – Panie wybaczą.

– Moja synowa i wnuczka słyszały już to słowo – rzekł Cletus Marcus Howell.

– Mattingly, sądzi pan, że Hoover ma kogoś w moim biurze? – spytał Souers.

Pułkownik wzruszył ramionami.

– Wolałbym wierzyć, że nie, ale...

– Panie admirale – odezwał się komandor Ford – myślę, że FBI ma swoich ludzi na lotnisku w Miami...

– ...gdzie tankowaliście po drodze – podchwycił myśl Souers. – A ludziom tym rozkazano mieć oko na cywilną maszynę typu Constellation powracającą z Ameryki Południowej.

– Zadzwonili do Waszyngtonu – dodał Mattingly – gdy tylko ustalili, że złożyli państwo plan lotu bez międzylądowań prosto na tym lotnisku.

– I zamiast zadzwonić do mnie – podsumował Souers – bossowie FBI, a może i sam J. Edgar, postanowili przysłać tu komitet powitalny.

– Ale dlaczego? – spytał generał Tomlinson.

– J. Edgar ma niewątpliwy talent do sterowania dowolną sytuacją w taki sposób, by rzuciła korzystne światło na FBI – odparł Souers.

To rzekłszy, odwrócił się i podszedł do podporucznika Cronleya.

– Synu, mam dla ciebie wiadomość od prezydenta Trumana – powiedział.

– Tak?

– Cytuję: „Dobra robota”, koniec cytatu.

– Dziękuję.

– Prezydent powiedział też, że chciałby się z tobą spotkać. Naturalnie nie dzisiaj, lecz kiedy już do tego dojdzie, nie byłbym zaskoczony, gdybyś usłyszał, że możesz zamienić swoją złotą belkę na srebrną. Jednakże...

Souers urwał, gdy w drzwiach stanął pułkownik w oliwkowym mundurze Korpusu Saperów.

– Dzień dobry, Broadhead – rzekł generał Tomlinson. – Niech pan wejdzie.

– Dzień dobry.

– Admirale Souers, przedstawiam panu pułkownika Broadheada, który przejmie ładunek – ciągnął generał.

Souers skinął głową, po czym spytał Cronleya:

– Gdzie on jest, synu?

– W luku bagażowym.

– Jak bardzo jest niebezpieczny? – spytał pułkownik Broadhead.

Komandor Ford odpowiedział za Cronleya:

– Mamy sześć paczek, pułkowniku. Każda waży nieco ponad dwieście funtów. Są owiązane linami w taki sposób, by dało się je nieść. Spowijają je po dwa ołowiane koce, mniej więcej po sto funtów każdy. Bez koców mój licznik Geigera wskazuje w okresach dwugodzinnych znaczący, ale niegroźny dla życia poziom promieniowania. Z kocami na miejscu poziom radioaktywności jest praktycznie niedostrzegalny.

– Kim pan jest? – spytał Broadhead.

Ford spojrzał pytająco na Souersa, a gdy admirał ledwie zauważalnie skinął głową, przedstawił się:

– Komandor Richard Ford.

– Kiedy przeprowadził pan pierwszy pomiar, komandorze? – zapytał Broadhead. – Jeszcze na okręcie podwodnym?

– Pułkowniku, kto panu powiedział o okręcie podwodnym? – warknął Souers.

– Admirale – wtrącił się generał Tomlinson – pułkownik Broadhead od trzech lat pracuje dla mnie przy Projekcie Manhattan. Ma wszystkie niezbędne certyfikaty bezpieczeństwa.

– To pięknie, generale – odparł nieprzyjemnym tonem Souers – ale pytałem pana pułkownika ze wszystkimi niezbędnymi certyfikatami bezpieczeństwa o to, kto mu powiedział – lub choćby wspomniał – o okręcie podwodnym.

– Jednym z moich obowiązków, które wypełniam w ramach Projektu Manhattan, jest śledzenie niemieckich poczynań na analogicznym polu – odpowiedział Broadhead. – Wiem, że Niemcy posiadali pewną ilość tlenku uranu z Konga Belgijskiego, i słyszałem, że zaginęło kilka u-bootów. Kiedy więc dowiedziałem się, że OSS ma nam przekazać pół tony tego materiału pozyskanego w Argentynie, najbardziej logiczny wydał mi się scenariusz, w którym OSS zajęło ładunek jednego z zaginionych u-bootów.

– A czy swoim najbardziej logicznym scenariuszem, pułkowniku, podzielił się pan może przy piwku z gromadą innych pułkowników posiadających równie niezbędne certyfikaty bezpieczeństwa? – spytał Souers.

Broadhead, który przeczuwał już, dokąd zmierza ta wymiana zdań, skinął głową.

– Tak. Obawiam się, że tak właśnie zrobiłem.

– Nie mówię tego, by pana usprawiedliwić – rzekł lodowato Souers – ale prawdą jest, że jest pan tylko jednym z bardzo wielu głupich wysokich rangą skur... oficerów, naturalnie posiadających wszelkie niezbędne certyfikaty bezpieczeństwa, którym się zdaje, że nic się nie stanie, jeśli będą się wymieniać między sobą informacjami. Rozumie pan, o czym mówię? Czy może mam panu wydać jednoznaczny rozkaz, by nie dzielił się pan z nikim ani słowem z rozmowy, którą tu prowadzimy, a także żadnymi przypuszczeniami, które się zrodzą w pańskiej głowie, gdy coś pan tu zobaczy albo usłyszy?

– Rozumiem.

Souers odczekał pełnych dwadzieścia sekund, by mieć pewność, że wszyscy obecni przemyślą głęboko to, co powiedział, po czym rozkazał:

– Ford, proszę odpowiedzieć na pytanie pułkownika.

– Gdy Cronley przejął ładunek, nie miał przy sobie licznika Geigera – rzekł Ford.

– Czy mogę spytać, kim jest Cronley? I dlaczego nie miał urządzenia do pomiaru promieniowania?

Admirał Souers spojrzał na Cronleya.

– Synu, zamierzam zaufać pułkownikowi Broadheadowi, a ściślej mówiąc, założyć, że nie zadał tego pytania z czystej ciekawości. I dlatego też zezwalam ci na udzielenie odpowiedzi.

– Tak jest – odpowiedział mechanicznie Cronley, po czym przedstawił się Broadheadowi. – Podporucznik James D. Cronley Junior. Pierwszy licznik Geigera w całym moim życiu zobaczyłem dopiero w rękach komandora Forda, gdy badał nim... te paczki, które mu powierzyłem, zabrane z... stamtąd, skąd je zabrałem.

– Widzę przed tym świetnym młodym oficerem świetlaną przyszłość w siłach zbrojnych – orzekł admirał Souers. – Zapewne wszyscy zauważyli, że nie użył ani słowa „okręt podwodny”, ani „u-boot”, ani „tlenek uranu”.

Admirał odczekał kolejnych dziesięć sekund, zanim dodał:

– Przyznam, że jestem zaciekawiony. Pułkowniku Broadhead, dlaczego chciał pan wiedzieć, czy użyto licznika Geigera w... miejscu, w którym Cronley przechwycił paczki?

– Miałem nadzieję, że ktoś poszuka śladów promieniowania, na wypadek gdyby okazały się nieszczelne owe paczki transportowane okrę... – Broadhead urwał w pół słowa.

– Skoro sprawa już się wydała, pułkowniku, może pan używać określenia „okręt podwodny” – zezwolił łaskawie Souers. – Może pan nawet mówić „u-boot” oraz „tlenek uranu”.

– Tak jest.

Souers zerknął na Cletusa Marcusa Howella, który uśmiechał się szeroko.

– Niech się panu nie zdaje, że to zabawne, panie Howell – powiedział.

– To raczej uśmiech aprobaty, admirale. Tak między jednym wrednym skurwysynem a drugim.

– Tato, na miłość boską! – nie wytrzymała Martha Howell.

– Potraktuję to jako komplement – rzekł Souers.

– Taka była moja intencja – odparł stary.

Souers zwrócił się znowu do Broadheada:

– Podejrzewa pan, że okręt może być skażony?

– To możliwe. Tlenek uranu leżał w ładowni przez dwa miesiące, a może i dłużej.

– Mattingly, skontaktuje się pan z Frade’em, gdy tylko skończymy – rozkazał Souers. – Nie chcemy przecież wysterylizować połowy najlepszych oficerów Armada Argentina, nieprawdaż?

– Tak jest – odparł z uśmiechem pułkownik Mattingly. – I nie, z pewnością tego nie chcemy.

Podporucznik Cronley zachichotał.

– Tego nie rozumiem – mruknął Cletus Marcus Howell.

– Pewnie dlatego, tato – wtrąciła się znowu jego synowa – że wcale nie powinieneś. W końcu to nie twoja sprawa.

– Pozwolę sobie przeprosić łaskawe panie, istotnie, powinienem był użyć sformułowania „narazić na skażenie radioaktywne” – rzekł Souers. – Trzeba pani wiedzieć, że prezydent rozkazał mi udzielać odpowiedzi na wszelkie pytania pana Howella.

– Zdawało mi się, że już ci mówiłem, Martho, że mamy z Harrym zaszczyt być masonami trzydziestego trzeciego stopnia. Możemy więc darzyć się wzajemnym zaufaniem, czyż nie? – dodał starzec.

– Mogę spytać, kim jest Frade? – odezwał się Broadhead. – I czy jest to człowiek posiadający niezbędne kwalifikacje do przeprowadzenia takiego badania?

– Nie, pułkowniku, nie może pan, albowiem nie zachodzi Potrzeba Wtajemniczenia – odparł Souers. – Czy pan i generał Tomlinson jesteście gotowi do transportu ładunku?

– Czekamy na rozkaz, admirale – odpowiedział Tomlinson.

– Mogę więc zasugerować, że już czas?

– Tak jest.

– Ford, proszę wskazać drogę do luku.

– Tak jest.

Cronley drgnął, jakby chciał podążyć za nimi.

Souers uniósł dłoń.

– Zostaniesz tu, synu, chyba że komandor nie zdoła znaleźć ładunku bez twojej pomocy.

– Tak jest.

Admirał zaczekał, aż Tomlinson, Broadhead i Ford wyjdą, po czym wyjrzał za drzwi, by się upewnić, że są już na płycie lotniska.

Wtedy znowu zwrócił się do Cronleya:

– Problem polega na tym, synu, że nie wiem, co z tobą zrobić. Początkowo – gdy usłyszałem, co zrobiłeś – żałowałem nawet, że zjawisz się tu razem z ładunkiem.

– Na miłość boską, admirale! – wybuchnął Cletus Marcus Howell. – Nie dostałby pan w swoje ręce tego radioaktywnego pyłu, gdyby nie Jimmy! Mam wrażenie, że wypada okazać mu nieco wdzięczności. Na początek choćby dając urlop, niech leci do Teksasu zobaczyć się z ojcem i matką.

Souers zignorował te słowa.

– W najlepszym z możliwych światów – ciągnął – byłbyś już z powrotem w Niemczech. Niestety, rozegrał się scenariusz najgorszy. Hoover zna twoje nazwisko, wie też, że miałeś do czynienia z uranem. Teraz z uporem będzie dążył do tego, by się dowiedzieć, co cię z nim łączy.

– A Truman nie mógłby mu powiedzieć, żeby się zajął swoimi sprawami? – wtrącił Howell. – Sądzę, że by to zrobił, gdybym go poprosił. Co więcej, właśnie taki mam zamiar, do cholery. Staruszek Harry jest mi winien małą przysługę... nie, do diabła, nawet wielką! Wie pan, ile kosztuje godzina lotu takiej maszyny? Zamierzam wypomnieć to Harry’emu.

– Mam nadzieję, że uda mi się odwieść pana od tego zamiaru, panie Howell. Problem polega na tym, że jeśli prezydent każe Hooverowi zająć się własnymi sprawami, tylko pobudzi jego ciekawość. A przecież musimy pamiętać, że Cronley wie co nieco nie tylko o tlenku uranu.

– Że niby o Niemcach, których przerzuciliśmy do Argentyny?

Souers skinął głową.

– O całej operacji.

– I nie ufa pan, że Jimmy będzie trzymał gębę na kłódkę, czy tak? To wręcz obraźliwe!

– Im mniej powie agentom, których Hoover niewątpliwie za nim wyśle, tym większa będzie ciekawość Hoovera. Nie chcę i nie mogę pozwolić na to, by topór wiedzy Hoovera o Operacji Gehlen zawisł nad głową prezydenta.

– Rozumiem, panie Howell – odezwał się Cronley, po czym spojrzał w oczy Souersowi. – Admirale, jestem gotowy natychmiast wrócić do Niemiec.

– I gdzie wtedy weźmiemy ślub? – spytała Marjorie Howell. – W ruinach Berlina? Może w tym bunkrze, w którym Hitler ożenił się ze swoją kobietą, by dzień później ją zastrzelić. Romantyczne jak cholera, co?

– Moja krew, nieprawdaż, admirale? – rzekł stary Howell, uśmiechając się z dumą. – Moje geny. Radzę nie wchodzić jej w drogę.

– Squirt, to naprawdę ważna sprawa – odezwał się Cronley.

– A według mnie naprawdę ważną sprawą jest ślub – odparowała.

– Nie wydaje mi się, żeby to zbytnio interesowało pana admirała – wtrąciła Martha Howell – ale zdawało mi się, że chciałyście z Beth podwójnego wesela. Nie ma mowy, żebym zorganizowała coś takiego w mniej niż trzy miesiące.

– To ty chciałaś podwójnego wesela, mamo – odrzekła Marjorie. – Niech się nikomu nie zdaje, że było inaczej. Beth najchętniej wyszłaby za mąż choćby dziś. I myślę sobie, że ja, do ciężkiej cholery, też nie miałabym nic przeciwko temu.

– Obawiam się, że pani plany małżeńskie będą musiały zaczekać do czasu, aż załatwimy naszą sprawę, panno Howell – powiedział Souers.

– Zaczekać? Jak długo? – spytała Marjorie. – A może i to jest tajne?

– Istotnie – przytaknął Souers. – Ściśle tajne. A porucznik Cronley ma rację, panno Howell, to sprawa najwyższej wagi.

– Zatem odsyła go pan z powrotem do Niemiec? – upewniła się Marjorie. – „Dzięki za wszystko, poruczniku, a teraz radzę uważać, żeby klamka nie wbiła się panu w dupę, gdy będzie pan wbiegał na pokład samolotu”.

– Dość tego, Marjorie! – nie wytrzymała jej matka.

– Spokojnie, Squirt – rzucił Cronley. – Jestem żołnierzem. Wykonuję rozkazy.

– Rzeczywiście, chciałbym go jak najprędzej odesłać do Niemiec, panno Howell – przyznał Souers. – Niestety, to niemożliwe. Prezydent Truman zechce się z nim najpierw zobaczyć – bezdyskusyjnie.

– Może pan wyrażać się jaśniej? – spytał Cletus Marcus Howell.

– Zrobimy tak, jak sugerował mi pułkownik Mattingly: wsadzimy porucznika Cronleya do lodówki, że się tak wyrażę, czyli wstrzymamy się od dalszych działań do czasu, aż prezydent znajdzie chwilę, żeby się z nim spotkać.

– A co dokładnie znaczy „do lodówki”? – spytała nieufnie Marjorie.

– Jako że nie możemy go umieścić w hotelu ani w Fort Myer, gdzie natychmiast znaleźliby go ludzie J. Edgara, wyślemy porucznika do Przejściowej Kwatery Oficerskiej w Camp Holabird. Czyli do Baltimore. Mattingly twierdzi, że zatrzymuje się tam wielu młodszych oficerów CIC, to znaczy Counter Intelligence Corps, Korpusu Kontrwywiadu, w podróży do Waszyngtonu, więc kolejny chętny na nocleg za półtora dolara nie wzbudzi niczyich podejrzeń. Mattingly postara się też, żeby karta meldunkowa podporucznika Cronleya się zawieruszyła, tak że nawet jeśli ktoś z FBI będzie tam węszył, usłyszy, że w Kwaterze Oficerskiej nie ma nikogo o takim nazwisku.

– Ile czasu tam spędzi? – spytał Howell.

– Tylko do spotkania z prezydentem. A skoro już o tym mowa, panie Howell, to prezydent chciałby jednocześnie zobaczyć się z panem. Co więcej, byłby na mnie wściekły, gdyby się dowiedział, że pani Howell i pańska wnuczka także były w okolicy, a nie znalazły drogi do Białego Domu przy okazji spotkania z porucznikiem Cronleyem.

– Rozumiem, że gdy już złoży wizytę prezydentowi, poleci prosto do Niemiec? – upewniła się Marjorie.

Souers skinął głową.

– Jeśli Jimmy wybiera się do Niemiec, to ja też – oznajmiła.

– Porozmawiamy o tym później, moja droga – odpowiedziała Martha Howell.

– Jeśli Jimmy wybiera się do Niemiec, to ja też. Kropka. Temat zamknięty.

Klub oficerski

Centrum i Szkoła Kontrwywiadu Armii Stanów Zjednoczonych

Camp Holabird

Dundalk Avenue 1019, Baltimore 19, Maryland

25 października 1945, 17.30

Dzieło sztuki wiszące za barem, przy którym podporucznik Cronley sączył właśnie drugą szkocką, było mniej więcej obrazem olejnym. Przedstawiało trzech żołnierzy w hełmach z czasów pierwszej wojny światowej, ze wszystkich sił starających się nie wypaść z dżipa, który właśnie podskoczył na trzy stopy w górę. Nie było to jednak dzieło oryginalne – powstało na podstawie fotografii zrobionej w Camp Holabird w 1939 roku. Korpus Kwatermistrzowski Armii USA, pod którego łaskawym panowaniem znajdowało się Centrum, testował wtedy nowy projekt Willysa, a jeden z artystów w mundurze podjął się powiększenia zdjęcia i odtworzenia go w kolorze za pomocą farb olejnych.

Cronley słyszał kiedyś plotkę, jakoby właśnie tu, w Camp Holabird, pojazd ów – oficjalnie nazywany „ciężarowym, ¼ tony, 4 x 4, ogólnego przeznaczenia” – po raz pierwszy nazwano dżipem^().

Nie był pewny, czy to prawda, czy półprawda, czy może gówno prawda, jak większość plotek krążących między przyszłymi oficerami i żołnierzami na temat „My Brother’s Place”, baru położonego po drugiej stronie Dundalk Avenue, naprzeciwko bramy głównej. Jedna z nich głosiła na przykład, że niesprecyzowane „obce mocarstwo” posiadało w oknie na piętrze ukryty aparat z teleobiektywem, za pomocą którego fotografowano wszystkie osoby przekraczające bramę.

Ponoć miało to oznaczać ogromne kłopoty dla absolwentów, którzy dali się sfotografować, a potem trafiali do czynnej służby.

Rozmyślania o plotkach przerwał mu głos zza pleców.

– Cronley, prawda?

Odwrócił się. Pytanie zadał major.

– Tak jest.

Major podał mu rękę.

– Pamięta mnie pan, Cronley? Major Derwin. Techniki obserwacji.

– Oczywiście. Miło mi znowu pana zobaczyć.

– Odesłali pana? Żeby mógł pan dokończyć kurs?

– Nie, ja tylko przejazdem.

– A skąd dokąd, jeśli wolno spytać?

– Z Monachium do Monachium. Z krótkim przystankiem tutaj. Eskortowałem pewne tajne dokumenty.

Jakże naturalnie wcisnąłem ten kit. Nie musiałem się nawet zastanawiać, jaką historyjkę najlepiej będzie mu sprzedać.

– Monachium? A ja myślałem, że skierowano pana do Dwudziestego Drugiego w Marburgu.

– Tak było. A potem zostałem przeniesiony do Dwudziestego Siódmego.

Jednostki Korpusu Kontrwywiadu oznaczano numerami. Gdy o nich pisano, z powodów, których Cronley nie potrafił wyjaśnić – nie licząc wyjaśnienia najprostszego, z wykorzystaniem jedenastego przykazania, które głosi, że sprawy można załatwiać na trzy sposoby: prawidłowy, nieprawidłowy oraz armijny – stosowano cyfry rzymskie, stąd na przykład oficjalna nazwa to XXVII Oddział CIC.

– Nie słyszałem o Dwudziestym Siódmym. Kto jest tam starszym agentem?

Czy to tajna informacja? Nie. XXIII Oddział CIC i jego zadania – tak, to sprawy tajne, jeszcze jak! Ale XXVII nie. Bo XXVII to przykrywka dla XXIII.

– Major Harold Wallace.

– Wallace? Harold Wallace?

– Tak jest.

– Nie wydaje mi się, żebym go znał.

– Nie jestem pewny, czy to prawda, ale słyszałem, że major Wallace służył w Japonii, skąd skierowano go do Niemiec, bo tak bardzo brakowało nam kadry.

A prawda jest taka, że zanim prezydent Truman zlikwidował OSS, Wallace był zastępcą dowódcy OSS Forward. Tyle że nie mogę o tym wspomnieć temu facetowi; przecież nie zachodzi Potrzeba Wtajemniczenia. A nawet gdybym mu powiedział, i tak by nie uwierzył. Jako niezgorszy bystrzak nauczyłem się dziś z samego rana od admirała Souersa – który naprawdę wie, jak wygryźć bliźniemu drugą dziurę w dupie – że należy unikać za wszelką cenę dzielenia się utajnionymi informacjami nawet z kimś, kto teoretycznie ma uprawnienia. I że dotyczy to nawet niezgorszych bystrzaków, takich jak ja.

– To wyjaśnia sprawę – odparł major Derwin. – Problemy z personelem są wręcz gigantyczne. Skrobią już najwyraźniej z samego dna beczki dalekowschodniego dowództwa CIC, tak jak wyskrobali z naszej.

– Tak jest.

Prawdę mówiąc, majorze, w porannym raporcie XXIII Oddziału CIC można znaleźć nazwiska dwóch oficerów – majora Wallace’a i moje – oraz dwóch podoficerów, sierżanta Chaunceya L. Dunwiddiego i plutonowego Friedricha Hessingera. Przy czym majora Wallace’a z XXVII widujemy niezmiernie rzadko.

– Bez obrazy, Cronley... – dodał po chwili major Derwin.

– Tak?

– ...bo to oczywiście nie pańska wina, że skrobiąc z dna beczki, skierowali pana w teren przed ukończeniem szkolenia, ale czy nie poczuł się pan rzucony na zbyt głęboką wodę?

– To poważne niedopowiedzenie, majorze. I oczywiście nie obrażam się.

Choć z drugiej strony właśnie tego ranka pułkownik Mattingly poklepał mnie po ramieniu i powiedział: „Dobrze się spisałeś, Jimmy”.

Rozmowę przerwał im barman, plutonowy dorabiający do żołdu przyrządzaniem drinków.

– Czy jest tu porucznik Crumley?

O wilku mowa. Oto pułkownik Mattingly dzwoni, żeby mi oświadczyć, że prezydent nie znajdzie dla mnie czasu i że wysyła po mnie samochód, który zawiezie mnie na lotnisko, skąd polecę do Niemiec. I pewnie nawet nie będę miał okazji pożegnać Squirt. Szlag by to!

– Porucznik Cronley to ja – zawołał Jimmy.

Barman przyniósł mu telefon na długim kablu.

– Porucznik Cronley – zameldował się Jimmy do słuchawki.

– Plutonowy Killian, posterunek przy bramie, poruczniku – odpowiedział mu nieznany głos. – Jakaś dama, cywilka, chciałaby się z panem zobaczyć. Niejaka panna Howell. Mam wpuścić?

Serce Cronleya podskoczyło.

– Koniecznie, a także wskazać jej drogę do klubu oficerskiego!

– Tak jest.

Cronley oddał telefon barmanowi.

– Przyjechała moja dziewczyna – zameldował majorowi Derwinowi.

Niby dziewczyna, a nigdy nie byliśmy na zwyczajnej randce. W jednej chwili Squirt była irytującą siostrzyczką Clete’a, a w następnej byliśmy już... razem.

– Ach, młodość! – wzruszył się major Derwin. – Ledwie pan przyjechał, a już piłka w grze, że tak powiem.

Cronley uśmiechnął się, ale nie odpowiedział.

Derwin uznał za stosowne pospieszyć z dobrą radą:

– Może powinien pan zaczekać na pannę na zewnątrz? Szyld klubu oficerskiego jest marnie oświetlony.

– To wyjątkowo zaradna młoda dama. Znajdzie mnie.

I znalazła, pięć minut później.

Zatrzymała się w drzwiach baru tylko na moment, po czym ruszyła w jego stronę. Serce waliło mu jak młot, gdy na nią patrzył.

– Cześć – powiedziała.

– Cześć – odpowiedział Jimmy, po czym zwrócił się do Derwina: – Majorze Derwin, pozwoli pan, że przedstawię pannę Marjorie Howell.

Błagam, majorze, bąknij „miło mi panią poznać” i zostaw nas samych.

– Jakże mi przyjemnie, panno Howell. Gdy porucznik był uczniem tej szkoły, szkoliłem go w technikach obserwacyjnych. I najwyraźniej z doskonałym skutkiem, sądząc po tym, kogo sobie wypatrzył.

Panna Howell posłała mu lodowate spojrzenie.

Proszę, Squirt, tylko nie powiedz głośno tego, co właśnie pomyślałaś!

– Doprawdy? – spytała. – Jimmy, może poprosisz już o rachunek. Mam bardzo mało czasu.

– A właśnie, jest z tym pewien problem – przypomniał sobie Cronley. – Mam przy sobie tylko śmieszną forsę, to jest talony Armii Okupacyjnej, których tutaj nie przyjmują. Mogłabyś mi pożyczyć parę dolarów?

Spojrzała mu w oczy, żeby się upewnić, czy nie zmyśla, a potem sięgnęła do torebki. Wyjęła z niej gruby plik banknotów złożony na pół. Składał się najwyraźniej z nowiutkich studolarówek.

Rozłożyła i podała mu wszystko, ale zabrał tylko trzy setki.

– Dziękuję – powiedział, a potem ciekawość wzięła górę. – Po co ci tyle pieniędzy?

– Pomyślałam, że przydadzą mi się w Niemczech, więc spieniężyłam czek.

– Wybiera się pani do Niemiec, panno Howell? – zainteresował się major Derwin.

– Owszem – odrzekła. – Jimmy, zapłać już, proszę.

– Ach, więc należy pani do wojskowej rodziny?

– Jeszcze nie – odpowiedziała. – Dziękuję, majorze, że uprzyjemnił pan czas Jimmy’emu, zanim się zjawiłam.

Ciąg dalszy w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

------------------------------------------------------------------------

^() Z ang. „ogólnego przeznaczenia” to general purpose, w skrócie GP, co w wymowie brzmi jak dżip (przyp. tłum.).XIII

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: