Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Serce z popiołu (t.3) - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
12 października 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Serce z popiołu (t.3) - ebook

Juli nie może tego pojąć: Charlie żyje! To mógłby być koniec cierpień Davida. On i Juli mogliby żyć długo i szczęśliwie. Problem w tym, że Charlie poruszy niebo i ziemię, by odzyskać byłego narzeczonego, a duch Madeleine Bower coraz bardziej wpędza Juli w obłęd. David widzi tylko jedną możliwość, by ochronić ukochaną: musi z nią zerwać. Kiedy wizje Juli stają się coraz bardziej przerażające, dziewczyna postanawia złamać klątwę raz na zawsze – nawet jeśli będzie musiała poświęcić wszystko, co jest jej drogie…

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-287-0404-6
Rozmiar pliku: 3,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Jakie to uczucie, kiedy wszystko, co wydawało się prawdą, w jednej chwili zmienia się w pył? Gdy wszystko, co wcześniej budziło w tobie strach, nagle przestaje mieć znaczenie, bo nagle rzeczywistość staje się znacznie gorsza niż najstraszniejszy koszmar?

Do dziś zadaję sobie pytanie, dlaczego w tamtym momencie, kiedy wszyscy staliśmy na skraju urwiska, nie znalazłam w sobie dość siły. Tamtego dnia powinnam skoczyć w otchłań. Nie ukrywam, że chciałam to zrobić.

Zabrakło mi odwagi.

Głupota?

Skok z urwiska oszczędziłby mi wielu cierpień. Nie tylko mnie, również tym, których kocham…

– Cześć, David – powiedziała Charlie.

Tylko tyle. Tylko te dwa słowa, jakby najzwyczajniej w świecie chciała się przywitać. Jakby przez ostatnich kilka miesięcy nie była uznawana za zmarłą.

I tak tam stała, na klifach Gay Head, a na horyzoncie zbierały się chmury i wypiętrzały, by zasłonić słońce. Objęła się ramionami, jakby chciała osłonić się przed nadciągającą burzą. Nie miała na sobie czerwonej sukni, w której widywałam ją w snach. Włożyła sprane, wyblakłe dżinsy z podwiniętymi nogawkami i przykrótki T-shirt. Zatrzymałam wzrok na jej eleganckich czółenkach na wysokich obcasach. Zaskakujące, lecz to dzięki nim nabrałam pewności, że nie jest zjawą.

David pierwszy odzyskał głos.

– Nie! – wyszeptał.

Już wcześniej był blady wskutek terapii konfrontacyjnej Walta, lecz teraz miałam wrażenie, że w jego twarzy nie została ani kropla krwi. Jakby był śmiertelnie ranny. Nie wstydziłam się melodramatycznych myśli, bo sytuacja była melodramatyczna.

I nie tylko. Była też całkowicie surrealistyczna.

David wpatrywał się w Charlie… i chwiał się na nogach. Jak my wszyscy przez kilka minut patrzył tylko bez słowa, jak wiatr porusza jej długimi czarnymi włosami. Kołysał się w przód i w tył, w przód i w tył… Na jego widok bolało mnie serce.

– Nie! – powtórzył.

Charlie miała szeroko otwarte oczy. Wyciągnęła do niego dłoń, lecz stała zbyt daleko, by go dosięgnąć. Ani na chwilę nie ruszyła się spod wielkiego głazu kończącego ścieżkę.

– Nie! – wyszeptał David po raz trzeci i się cofnął.

– Charlie. – Jason również zdobył się jedynie na szept. – Ty… ty żyjesz? Ale jak… jak to… – jęknął. Głęboko i tak boleśnie, że zaczęłam się obawiać kolejnego ataku serca.

Za to Walt zachowywał się bardzo spokojnie. Gdybym w tamtym momencie nie była aż tak rozbita emocjonalnie, pewnie podziwiałabym jego opanowanie.

– David, nie idź dalej – ostrzegł go.

Dopiero jego słowa uświadomiły mi, że David stoi zbyt blisko krawędzi. Odłamki skalne pod jego stopami chrzęściły groźnie, lecz on zdawał się tego nie zauważać. Wciąż jeszcze patrzył na Charlie, jakby zobaczył ducha.

Walt chwycił go za łokieć i przeciągnął w bezpieczne miejsce.

Starałam się uspokoić, lecz nie mogłam nabrać powietrza i kręciło mi się w głowie. Tak strasznie kręciło mi się w głowie…

– Charlie… – Głos Davida brzmiał, jakby dochodził spod ziemi.

Dziewczyna skinęła głową. Oddychała szybko i ciężko, a ja pamiętam, że dziwiłam się, dlaczego i ona nie jest blada. Miała zdrowe, zaróżowione policzki i czerwone usta.

Dopiero Miley zdjęła z nas zaklęcie milczenia.

– Co tu się wyrabia?! – parsknęła oschłym i poirytowanym tonem.

W tym momencie jakby wróciło w nas życie. David splótł dłonie na karku. Domyśliłam się, że przymknął oczy, lecz nie mogłam tego zobaczyć, bo spuścił głowę, a długie włosy zasłoniły mu twarz. Miley rzuciła mi szybkie spojrzenie. Przycisnęłam dłoń do ust.

A Jason zacisnął pięść i uderzył się w pierś.

– Jak… dlaczego żyjesz?

Moje serce waliło jak szalone, więc tym lepiej potrafiłam sobie wyobrazić, co on musi przeżywać.

On i Charlie…

…kochankowie…

Świadomość tego wirowała mi w głowie i odbijała się echem, aż po chwili nie potrafiłam myśleć o niczym innym.

Charlie całkowicie go zignorowała. Jej oczy zaczęły błyszczeć, jakby z trudem powstrzymywała łzy.

– Przepraszam… – wymamrotała.

David opuścił ramiona i uniósł wzrok, a ona jak na zawołanie padła w tej samej chwili zemdlona.

– Charlie! – wrzasnął David i rzucił się ku niej. W kilku krokach pokonał dzielący ich dystans, rzucił się na kolana, wziął ją w ramiona i przycisnął do piersi. – Charlie!

Stałam jak skamieniała. Musiałam oglądać, jak przytula ją do siebie i jak z jego gardła wydobywa się krzyk, którego nie umiałam zinterpretować.

Oczy zaszły mi mgłą, a świat wyglądał, jakbym patrzyła przez mokrą szybę. Widziałam niewyraźnie, że Walt kuca obok Davida i bada Charlie.

– Nic jej nie jest, tylko straciła przytomność. – Jego głos docierał do mnie przytłumiony, jakbym miała watę w uszach. Chciał podnieść nieprzytomną dziewczynę z ziemi, lecz David przycisnął ją mocniej do piersi i odwrócił się, żeby mu to uniemożliwić.

– Nie!

Dopiero po chwili przyszło opamiętanie.

– Sam ją zaniosę – zadecydował. Wziął ją na ręce i z trudem wstał z ziemi.

– Poczekaj, pomogę ci… – Jason ruszył w kierunku syna, żeby go wesprzeć.

– Nie waż się jej dotknąć! – syknął David przez zaciśnięte zęby i spojrzał na ojca z mieszaniną złości i urazy.

Jason cofnął się urażony.

– Dobrze już, dobrze! – Uniósł ręce w uspokajającym geście, a ja zobaczyłam, że drżą.

– Chodźmy już. – Walt chciał położyć Davidowi dłoń na ramieniu, lecz chłopak i taką formę pomocy odrzucił poirytowany. Psychiatra w milczeniu wskazał więc drogę prowadzącą do rezydencji i trójka mężczyzn ruszyła.

– Niech mnie diabli! – stęknął ktoś niedaleko. Odwróciłam się. To był szeryf O’Donnell. Całkowicie zapomniałam, że tu z nami przyszedł! Wyraźnie zagubiony podrapał się po brodzie.

– Tak jak powiedziałem: martwa dziewczyna w Maine to nie ona.

Nie ruszając się z miejsca, spoglądał za Jasonem, Waltem i Davidem niosącym Charlie, aż zniknęli między jałowcami. Dopiero wtedy przypomniał sobie o broni, którą trzymał w dłoniach: swojej służbowej i tej, którą oddał mu Walt. Własny pistolet wsunął wyćwiczonym gestem do kabury, a kolta od psychiatry włożył za pasek spodni. Przez chwilę przyglądał mi się uważnie, po czym ruszył ścieżką za pozostałymi.

Na klifach zostałyśmy tylko ja i Miley.

– Cholera. – Przyjaciółka wzruszyła ramionami. – Jak to w ogóle skomentować?

Na horyzoncie niebo przecięła pierwsza błyskawica.

Ramię w ramię maszerowałyśmy na samym końcu korowodu. Z każdą chwilą wzmagał się wiatr, a od strony morza dobiegały coraz głośniejsze grzmoty. Niebo przybrało kolor siarki, powietrze było naelektryzowane i czułam mrowienie na skórze.

– Dlaczego straciła przytomność? – zapytała Miley, zanim dogoniłyśmy mężczyzn. – Przecież nie wyglądała na osłabioną, co?

W milczeniu wpatrywałam się w plecy Davida. Niósł Charlie tak, że jej głowa spoczywała na jego ramieniu. Miała wprawdzie zamknięte oczy, lecz byłam gotowa przysiąc, że wcale nie jest nieprzytomna. Wyglądała raczej jak kobiety z dziewiętnastego wieku, które padały zemdlone, by zwiększyć dramatyzm swojego wystąpienia. Jeśli z nich właśnie brała przykład, musiałam przyznać, że jest świetną aktorką. Zmyliła przecież Walta.

– Mhm – mruknęłam. Charlie jakby wyczuła mój wzrok, bo niespodziewanie otworzyła oczy.

Spojrzała na mnie, nie podnosząc głowy z ramienia Davida.

Wiem, że to może zabrzmieć idiotycznie, lecz w chwili, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, poczułam niebezpieczeństwo, jakie z niej emanowało. Grozę wywoływał nawet sposób, w jaki się uśmiechała – pełen tryumfu i jednocześnie wyzywający. Z jakiegoś powodu pomyślałam, że wygląda jak szczupła, przepiękna kocica, która pozwala, by ktoś ją głaskał, lecz przez cały czas jest spięta i gotowa wyciągnąć pazury.

Lepiej ze mną nie pogrywaj!

Całe jej ciało, każde spojrzenie i każdy gest zdawały się przekazywać mi tę wiadomość. Poczułam się tak zagubiona i nieswoja, że musiałam odwrócić wzrok.

Kiedy znów spojrzałam na Charlie, miała zamknięte oczy, a na jej twarzy malowało się zadowolenie.

David nie miał pojęcia, co się właśnie wydarzyło. Za to Miley wszystko widziała. Spojrzała na mnie i znacząco pokręciła głową.

Ledwie znaleźliśmy się na parkingu przed domem, Grace otworzyła drzwi i stanęła w progu. Z początku patrzyła zaskoczona, jakby nie rozumiejąc tego, co widzi, lecz kiedy nasza mała grupa podeszła nieco bliżej, dotarło do niej, kogo David trzyma w ramionach.

– Chryste Panie! – usłyszałam jej jęk. Potem odsunęła się, by zrobić nam miejsce, i jeszcze szerzej otworzyła drzwi.

Chciałam wejść razem z pozostałymi, lecz Miley złapała mnie za ramię i przytrzymała.

– Poczekaj – powiedziała.

Odwróciłam się do niej zniecierpliwiona.

Przez kilka długich sekund patrzyła mi prosto w oczy. Nie mam pojęcia, co w nich dostrzegła, lecz w końcu pokiwała głową.

– Niezależnie od tego, co się wydarzy – powiedziała półgłosem – pamiętaj, że nie jesteś tu sama.

Powinnam była jakoś podziękować jej za to zapewnienie, zareagować odpowiednio, może uśmiechem, a może skinieniem głowy, lecz nie byłam w stanie. Niemalże się jej wyrwałam i pospieszyłam za resztą grupy. Miley westchnęła ciężko i ruszyła za mną.

Grace stała u szczytu schodów i spoglądała w moją stronę. Kiedy stanęłam przed nią, powiedziała:

– Dzień dobry, panno Wagner.

– Wiedziałaś? – zapytałam. Każde uderzenie mojego serca miało w sobie moc potężnej maszyny parowej, która tłoczy krew do tętnic. Byłam zdziwiona, jak obco zabrzmiał mój głos.

Grace uśmiechnęła się delikatnie.

– Że panna Sandhurst żyje?

Potaknęłam.

Pokręciła przecząco głową.

– Nie. Skąd miałabym to wiedzieć?

„Od Madeleine” – chciałam powiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język i bez słowa ją minęłam.

– A ostrzegałam panienkę! – usłyszałam jej głos. – Ostrzegałam, żeby nie wracać do Sorrow. Powtarzałam to. Ten dom potrafi unieszczęśliwić każdego.

Chciałam puścić jej słowa mimo uszu, lecz nie potrafiłam. Poczułam ciarki na plecach i chłód ogarniający całe ciało. Nie zdziwiłabym się, gdybym na najwyższym stopniu schodów prowadzących na piętro dostrzegła niewyraźną postać w staromodnej czerwonej sukni.

Ale nikogo tam nie było. Widziałam jedynie zabytkowy zegar stojący, którego wahadło niestrudzenie poruszało się tam i z powrotem. W pewnej chwili niebo nad rezydencją rozdarła błyskawica, zalewając hol kolorowymi refleksami rzucanymi przez witraż na półpiętrze.

David z Waltem, ojcem i Charlie zniknęli w gabinecie pana domu. Przez uchylone drzwi słyszałam ich przytłumione głosy. Szeryf O’Donnell stał przy schodach i przyciskał telefon do ucha.

– Tak – powiedział. – Pojawiła się tutaj… nie, nie mam zielonego…

Nie słuchałam dalej i weszłam do gabinetu.

David kładł akurat Charlie na skórzanej kanapie. Dziewczyna uznała najwyraźniej, że to właściwy moment, by odzyskać przytomność, bo poruszyła się i otworzyła oczy.

Uniosła wzrok i spojrzała na pochylonego nad sobą Davida, a ja znów nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że przypomina mi niebezpieczną kotkę.

David znieruchomiał. Dopiero po dłuższej chwili się wyprostował, lecz jego ruchy były sztywne. Widziałam, że jest strasznie spięty.

Charlie zacisnęła usta, po czym opadła wygodniej na poręcz i skrzyżowała nogi w kostkach.

Chrząknęłam cicho.

David odwrócił się i spojrzał w moją stronę.

Przestraszyłam się.

Jego oczy były równie czerwone jak wtedy, gdy po raz pierwszy ujrzałam go na schodach Sorrow.No dobrze. – Walt spojrzał na każdego po kolei. Przypominał dowódcę armii, który po krwawej bitwie dokonuje przeglądu wojska i ocenia, ilu jego ludzi pozostało przy życiu. Zaciskał szczęki, a kiedy nabierał powietrza, drżały mu płatki nosa. – Mamy chyba kilka spraw do omówienia. – Spojrzał wyczekująco na Charlie, która siedziała na kanapie z dłońmi złożonymi na brzuchu.

Dziewczyna skinęła słabo. Popatrzyła przez chwilę na Davida, a potem swoje wielkie oczy skierowała na Jasona.

David się nie ruszał, za to Jason odwrócił się gwałtownie, podszedł do biurka i przysiadł na blacie. Skrzyżował ramiona na piersi i czekał. Ten gest wyrażał zdecydowanie, które kłóciło się z wyrazem zagubienia, jakie malowało się na jego twarzy.

Charlie przełknęła głośno ślinę.

Kilka sekund upłynęło w całkowitej ciszy, a ja, sama nie wiem dlaczego, pomyślałam, że do nastroju pasowałby jakiś ogłuszający grzmot. Burza była jednak jeszcze zbyt daleko i nie podkreśliła absurdu tej sytuacji.

– Tak strasznie mi przykro, za wszystko… – wyszeptała Charlie.

Akurat – pomyślałam. – Poza tym się powtarzasz. Na klifach już przepraszałaś.

Kiedy pędziłam ścieżką wśród letniego krajobrazu i starałam się nadążyć za mężczyznami, wstrząs zaczął zmieniać się w coś innego, czego na razie nie umiałam określić. Czułam się troszeczkę tak, jakby ktoś zamienił moje mięśnie i ścięgna w druty kolczaste i naciągnął je jak struny w fortepianie.

Miley weszła do gabinetu zaraz za mną i podtrzymała mnie za łokieć. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie sama ustać na nogach.

Charlie spojrzała na Miley.

– Chciałabym to wyjaśnić sobie z Davidem w cztery oczy… – zaczęła, ale zaraz przerwała, spuszczając wstydliwie wzrok, i uśmiechnęła się słabo. Miała blade dłonie i niemal białe kostki. Dół jej koszulki był pognieciony i wilgotny, bo ściskała go mokrymi dłońmi.

– Mowy nie ma! – zaprotestował Walt.

Charlie uniosła wzrok i popatrzyła na lekarza. W końcu skinęła niechętnie głową i spojrzała wyzywająco na mnie i Miley, jakby chciała, żebyśmy chociaż my opuściły gabinet.

Chyba na głowę upadłaś! – pomyślałam, lecz zanim zdążyłam otworzyć usta i cokolwiek powiedzieć, szeryf O’Donnell zakończył rozmowę i do nas dołączył.

– Okej! – zawołał głębokim, pełnym energii głosem. – Teraz chciałbym się dowiedzieć, co tu się właściwie dzieje!

Charlie zaczęła od trzecich przeprosin, po czym zalała się łzami. Przez dłuższą chwilę nie mogła się uspokoić, a David stał nieruchomo jak słup soli. Zebrałam się w sobie i podeszłam do niego, lecz nie starczyło mi odwagi, by go dotknąć. Dopiero kiedy mnie zauważył i zobaczyłam jego oczy – w których dostrzegłam niemy krzyk o pomoc – ujęłam go za rękę. Jego palce były zimne niczym lód i sztywne. Chwycił mnie, jakbym mogła uratować mu życie.

Charlie nie mogła wiele zobaczyć, bo cały czas płakała, lecz pewnie udało jej się jakoś dostrzec, że stoję obok jej ukochanego Davida i trzymamy się za ręce. Mimo to nie dała tego po sobie poznać.

Całkiem logiczne – przyznałam w duchu. – Teraz przecież musi się skupić na swoim występie.

Po jakimś czasie przestała płakać, wzięła się w garść i zaczęła opowiadać. Z początku przerywała jeszcze z powodu napadów szlochu, lecz szeryf O’Donnell chłodnym tonem zadawał jej bardzo precyzyjne pytania, więc wkrótce mówiła coraz płynniej i sprawniej. Pierwszą część już znałam, lecz i tak słuchałam jej zafascynowana. Charlie miała w sobie coś, co sprawiało, że nie dało się oderwać od niej wzroku.

Zaczęła od tego, że przeczytała Rebekę, a potem poprosiła Davida, by spotkał się z nią na klifach, bo chciała z nim porozmawiać.

– Przyszedłeś wtedy – zwróciła się bezpośrednio do niego. – Ale nie chciałeś mnie wysłuchać. A ja chciałam ci powiedzieć, że potrafię i pragnę się zmienić i że zrozumiałam, jaka dotychczas byłam podła i wyrachowana.

– Byłam?! – Mina Miley świadczyła o tym, że pomyślała to samo co ja. Przesunęłam wzrokiem po twarzach pozostałych uczestników tego spotkania, bo chciałam wybadać, czy tylko my we dwie uważamy ją za podłą manipulantkę. David i jego ojciec mieli podobne zdanie, widać to było po wyrazie ich twarzy. Profesjonalnie neutralna mina Walta, bądź co bądź lekarza psychiatry, stanowiła skuteczną barierę uniemożliwiającą mi odgadnięcie jego nastawienia, a szeryf O’Donnell był skupiony, jakby badał nas niczym próbkę pod mikroskopem.

– Nie chciałeś mnie nawet wysłuchać – powtórzyła Charlie, a David zacisnął zęby. Wytrzymał jej wzrok i nie odwrócił głowy, choć czułam, że wewnątrz trzęsie się ze wzburzenia. W gabinecie znów zapadło krępujące milczenie; cisza, podczas której się zastanawiałam, jakie myśli czają się za tym idealnie gładkim, śnieżnobiałym czołem. Było w niej coś, co nie tylko budziło moją czujność, lecz już teraz pozwalało się domyślić, jak bardzo jest zepsuta i zakłamana. Słysząc, co mówi, czułam przejmujący niepokój, który miał mi towarzyszyć przez całą naszą znajomość.

Charlie westchnęła.

– A potem… zostawiłeś mnie tam… – Pokręciła głową jak ktoś, kto musi przyznać, że nie znajduje odpowiednich słów, by kontynuować.

David dał jej znać, by mówiła dalej. Ściskał moją dłoń tak mocno, że czułam się, jakby miażdżyło ją imadło.

– Zostawiłeś mnie tam… – Spróbowała pociągnąć opowieść. – A ja… – Niebo za oknem przecięła błyskawica. Zaraz po niej rozległ się potężny grzmot, dodając dramatyzmu jej słowom. – Zostawiłeś mnie tam – zaczęła po raz trzeci. – A ja podeszłam do krawędzi. Wiedziałam, że to niebezpieczne, lecz w tamtej chwili w ogóle się nad tym nie zastanawiałam. Zostawiłeś mnie. Porzuciłeś. O niczym innym nie mogłam myśleć. Wtedy pękła. Pękła skała, na której stałam.

Z gardła Davida wydobył się trudny do zrozumienia dźwięk, jakby jęk zmieszany z rzężeniem. Spróbowałam uwolnić się z jego uścisku, bo ryzykowałam połamanie palców. Nie pozwolił na to. Coraz mocniej mnie trzymał. Delikatnie położyłam drugą dłoń na jego ramieniu, lecz i to nie przyniosło żadnego rezultatu, więc chwyciłam go za nadgarstek i silnym szarpnięciem uwolniłam swoje zmaltretowane palce.

Spojrzałam na szeryfa O’Donnella i dostrzegłam w jego oczach błysk podejrzliwości, lecz pomyślałam, że to normalne w czasie każdego przesłuchania. I choć dotychczas miałam wrażenie, że kontroluje sytuację, naraz wydał mi się nieco zagubiony. Zanim otworzył usta, by zadać kolejne pytanie, w pokoju rozległ się szept Davida.

– Czyli ja do ciebie… nie strzelałem?

Tych kilka słów niosło w sobie ciężar jego przeżyć z ostatnich kilku dni, a ja, słysząc to, poczułam się nagle zupełnie inaczej.

Charlie otworzyła szeroko oczy i spojrzała na niego zaskoczona.

– Nikt do mnie nie strzelał! Skąd w ogóle taki pomysł?

Davidowi kamień spadł z serca. Spuścił głowę, a włosy zasłoniły mu twarz, więc nie widziałam jego miny. Położyłam dłonie na jego przedramieniu, na co on uniósł wzrok i… uśmiechnął się do mnie! To był tylko przelotny, słaby uśmiech, lecz poczułam go w samym środku serca.

Jason stał oparty o blat biurka i nachylał się lekko w naszą stronę, łapczywie chłonąc każde słowo. Rozchylił pobladłe usta, a na pokrytej zmarszczkami skórze jego szyi wystąpiły ciemnoczerwone plamy. Pokiwał głową z ulgą.

– Nikt do ciebie nie strzelał… – wymamrotał. Wyraźnie cieszył się z tego, co właśnie usłyszał, a ja domyślałam się dlaczego: musiał pamiętać, co zarzuciłam mu na klifach. Że to on strzelał do Charlie.

Szeryf O’Donnell i Walt milczeli zamyśleni. Czułam ciepło bijące od ramienia Davida. W końcu mnie też udało się do niego uśmiechnąć.

Teraz już wszystko będzie dobrze.

To idiotyczne, wiem, ale wtedy naprawdę w to wierzyłam. I szybko mi uświadomiono, jak bardzo się myliłam.

Szczegółowe pytania szeryfa O’Donnella rzuciły sporo światła na to, co wydarzyło się po upadku Charlie z klifu. Jakimś cudem dziewczyna praktycznie bez najmniejszej szkody wylądowała w zimnym oceanie. Charlie twierdziła, że mimo to mało nie zginęła, bo niewiele brakowało, a silne prądy porwałyby ją w głąb Atlantyku. Na szczęście świetnie pływa i dobrze wie, co robić daleko od brzegu. Udało jej się dopłynąć na prywatną plażę Bellów. Była w takim szoku, że popędziła prosto do domu. Miała nadzieję, że spotka Adama, lecz nie zastała swojego adopcyjnego ojca. Pod wpływem przeżytego właśnie wstrząsu przebrała się pospiesznie, spakowała kilka starych ciuchów do plastikowej torby i wybiegła z domu, nie zastanawiając się w ogóle, dokąd ucieka. Z pobocza zabrali ją jacyś turyści, którzy wynajętym samochodem przyjechali na jeden dzień na wyspę. Dowiedziała się, że właśnie zmierzają do przystani, skąd odpływają szybkie promy bezpośrednio do Nowego Jorku, dokąd właśnie wracali.

Latem szybkie promy kursują z Martha’s Vineyard do kilku miast w promieniu od stu do dwustu mil, za to w listopadzie funkcjonuje już tylko połączenie z Nowym Jorkiem, a i to jedynie przy sprzyjającej pogodzie. Charlie uznała to za znak. Kupiła bilet w jedną stronę i opuściła wyspę. W Nowym Jorku miała przyjaciółkę, którą postanowiła odwiedzić.

– Tak po prostu? – W głosie Miley słychać było zaskoczenie i niedowierzanie.

Szeryf O’Donnell rzucił jej szybkie spojrzenie, lecz zaraz skupił się na Charlie.

– Nie przyszło ci do głowy, że ktoś cię będzie szukał? – Walt pociągnął myśl Miley.

Mimo nieprzeniknionej miny dostrzegłam w jego oczach delikatny błysk niedowierzania. Kiedy Charlie zaczęła swoją opowieść, zajął miejsce na drugiej kanapie, obok niej, i nie ruszał się z miejsca. Założył nogę na nogę i bawił się kantem starannie wyprasowanych szarych spodni.

Charlie zrobiła skruszoną minę.

– Przez pierwsze dwadzieścia cztery godziny w ogóle nie – przyznała. – Byłam zbyt… – Westchnęła. – Pojechałam do koleżanki, wypiłyśmy trochę i dużo rozmawiałyśmy.

– Ale przecież musiałaś zdawać sobie sprawę, że rodzina będzie umierać ze strachu! – Jason był poruszony jak my wszyscy.

Wiedziałam, że Charlie jest egocentryczką o narcystycznej osobowości, jednak to, co mówiła, nie mieściło mi się po prostu w głowie. Czy naprawdę ani przez chwilę nie pomyślała o swoich rodzicach? Ani o Davidzie, którego podobno cały czas kochała?

Charlie wzruszyła ramionami i zrobiła smutną minę.

– Wiem, powinnam się wstydzić.

Odruchowo przypomniałam sobie o wszystkich wzmiankach na temat urodzin Jasona, które ukazały się w większości brukowców. O Davidzie pisano jako o wciąż rozpaczającym po tragicznej śmierci narzeczonej synu majętnego wydawcy. Byłam pewna, że i w listopadzie te same gazety musiały pisać o wypadku i śmierci Charlie, podobnie jak wszystkie lokalne dzienniki.

– Przecież musiałaś wiedzieć, że wszyscy uznali cię za zmarłą! – włączyłam się do rozmowy.

Charlie spuściła wzrok.

– Dowiedziałam się, ale dopiero za jakiś czas. Tyle że wtedy było już za późno.

Miałam wrażenie, że drży, kiedy to mówiła.

– Stchórzyłaś! Nie starczyło ci odwagi! – zarzucił jej Jason. Czerwone plamy powędrowały w górę i przeniosły się z szyi na policzki. – Nie starczyło ci odwagi, żeby podnieść słuchawkę, zatelefonować i powiedzieć, że nic ci…

– Byłam chora! – krzyknęła Charlie. Jason zamilkł w pół słowa. Dziewczyna emanowała jakąś energią, a ja znów poczułam się nieswojo. Tym razem naprawdę się trzęsła, jakby miała dreszcze, a na koniec zaniosła się szlochem. Wydawało się, że naprawdę cierpi.

– Chora! – syknęła Miley, zbliżając usta do mojego ucha. – Akurat!

David odwrócił głowę. Nie widziałam jego twarzy, lecz potrafiłam się domyślić, co czuje, słuchając tego wszystkiego. Chciałam wziąć go w ramiona i przytulić, lecz wyglądał, jakby zaraz miał eksplodować. Wszystkie mięśnie miał napięte jak postronki, a kiedy w końcu uniósł brodę i spojrzał na Charlie, w jego ciemnych oczach pojawiły się niebezpieczne błyski.

Potem odwrócił się na pięcie i nie kryjąc złości, wyszedł szybkim krokiem z gabinetu.Charlie zerwała się z kanapy i pognała za nim.

– David! – Z przestronnego holu dobiegł jej głos, a ja i wszyscy zebrani podeszliśmy do drzwi, by wyjrzeć na zewnątrz. David zatrzymał się przy pierwszym stopniu. Przez chwilę miałam wrażenie, że oglądamy przedstawienie teatralne, że Walt i szeryf O’Donnell wahają się, czy się przyglądać, czy raczej interweniować. W końcu podjęli decyzję, że poczekają.

David stał tyłem do Charlie, z dłonią na poręczy schodów.

Dziewczyna nie ruszała się z miejsca.

– David! – powtórzyła. – Proszę!

Nie zareagował od razu. Domyślałam się, co się dzieje w jego głowie.

– Czego chcesz? – wyrzucił z siebie i nie słysząc odpowiedzi Charlie, kontynuował: – Czego ode mnie chcesz, Charlie?

W końcu się odwrócił. Miał czerwone oczy, lecz nie płakał, zupełnie jak w dniu, kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy.

Głuchym głosem mówił dalej:

– Wtedy na klifach, pamiętasz? Wtedy płakałaś i mówiłaś, że mnie kochasz. – Przeczesał dłonią włosy. – Siedem miesięcy, Charlie! Siedem miesięcy! – Opuścił rękę. – Jak mogłaś mi to zrobić? – Chciał się odwrócić, lecz Charlie podeszła, zatrzymała się tuż przy nim i ujęła jego dłoń, po czym przycisnęła sobie do piersi.

– Ale to nie tak! Naprawdę! – krzyknęła. – Nie chciałam… nie chciałam cię skrzywdzić! Proszę, uwierz mi. Po tym wszystkim byłam całkowicie rozbita i zdezorientowana… to, że ze mną zerwałeś… a potem wpadłam do lodowatej wody… – Przez dłuższą chwilę spoglądała mu prosto w oczy, po czym dokończyła szeptem: – Trafiłam do kliniki Graceland. Spędziłam tam kilka długich miesięcy.

– Graceland? – David oswobodził dłoń z jej uścisku. Poczułam bolesne ukłucie w sercu, kiedy zobaczyłam, że ociera oczy.

Charlie potaknęła.

– Sama się tam zgłosiłam. Ja po prostu… po prostu nie wiedziałam, jak dalej żyć… jak poradzić sobie z twoim odejściem… – Zamilkła i spojrzała mu błagalnie w oczy.

– Rany, dobra jest, co nie? – szepnęła Miley. – Budzi teraz w Davidzie poczucie winy. Spryciara.

Kiwnęłam głową. To, co myślałam o niej wcześniej, okazało się nieaktualne. Nie była podobna do kotki, która pokazuje pazurki – przypominała raczej jakieś egzotyczne zwierzę, które przyjaźnie mrucząc, pociera głową o czyjeś nogi, lecz jednocześnie jest spięte i gotowe, by zaatakować i zadać śmiertelne uderzenie.

– Graceland – powtórzył David. Oczywiście, że wiedział, co to za klinika. Ja również o niej słyszałam: Graceland Psychiatric and Neurological Clinic na dolnym Manhattanie to luksusowy ośrodek, w którym piękni i bogaci leczą swoje problemy nerwicowe i choroby psychiczne.

Charlie, drżąc na całym ciele, westchnęła głęboko.

– Zadzwoń do doktora Hintzmana, jeśli mi nie wierzysz!

– Nie omieszkam – mruknął szeryf O’Donnell zza moich pleców. – Później.

– Dlaczego nie teraz? – zapytał Walt, wyjął z kieszeni telefon i uniósł go na wysokość oczu. – Przez przypadek doktor Hintzman to mój dobry znajomy i mam jego numer w komórce.

Spojrzał na szeryfa, czekając na jego decyzję. O’Donnell się zawahał, ale w końcu kiwnął głową.

Po kilku minutach Walt dodzwonił się do doktora Hintzmana. W napięciu słuchaliśmy, jak w kilku słowach tłumaczy znajomemu, o co chodzi:

– Cześć, Terry, Walt z tej strony. Słuchaj, tak się składa, że pracuję jako konsultant przy biurze szeryfa na Martha’s Vineyard i chciałem cię o coś zapytać. Czy miałeś może ostatnio w klinice pacjentkę, młodą dziewczynę, Charlie Sandhurst? Ponoć spędziła tam kilka miesięcy? Nie, nie wiem dlaczego… ale stoi teraz przede mną i twierdzi, że leczyła się u was. Od grudnia do teraz, kilka dni temu wyszła… tak… Zgadza się… około dwudziestki… Czarne włosy, ładna… Nie. – Umilkł i przez jakiś czas słuchał, co mówi jego rozmówca, jednak ani na chwilę nie spuszczał z Charlie wzroku. Kilka razy potaknął, a potem zrobił minę pełną zaskoczenia i otworzył szeroko oczy. – Rozumiem – powiedział w końcu. – Możliwe, że szeryf też będzie chciał się czegoś dowiedzieć. Tak, tak, w ramach prowadzonego śledztwa. Masz coś przeciwko, żebym przekazał mu twój numer?… Dzięki, Terry. Jestem ci winien przysługę. – Rozłączył się.

– Wygląda na to, że mówisz prawdę – oznajmił, po czym westchnął i zreferował zakończoną właśnie rozmowę. – Doktor Hintzman potwierdził, że przez ostatnie siedem miesięcy w jego klinice przebywała młoda, czarnowłosa dziewczyna. Z jego słów wynika, że rzeczywiście sama zgłosiła się na leczenie, jednak nie pod nazwiskiem Sandhurst, tylko jako Summer Adams.

Summer Adams. Niewiele brakowało, a roześmiałabym się głośno.

– A oni nie sprawdzają, czy takie dane są prawdziwe? – zapytał szeryf O’Donnell.

Walt pokręcił głową.

– To miejsce, do którego trafia wielu sławnych ludzi, w tym członkowie bogatych i wpływowych rodzin, które cenią dyskrecję i nie chcą, by opinia publiczna się dowiedziała, że ktoś o takim nazwisku ma problemy psychiczne. Dlatego przymyka się oko na fałszywe dane osobowe, przynajmniej tak długo, jak długo czeki przychodzą na czas. W przypadku pani Sandhurst płatności musiały wpływać punktualnie.

Tylko kto wpłacał pieniądze? – pomyślałam, a w następnej chwili to samo pytanie zadał głośno szeryf O’Donnell. Charlie wyjaśniła, że przyjaciółka wsparła ją większą sumą, lecz miałam wrażenie, że nie był do końca usatysfakcjonowany taką odpowiedzią.

Przyglądałam się, jak zapisuje telefon do doktora Hintzmana w swojej komórce. Miał zdecydowany wyraz twarzy. Byłam przekonana, że w najbliższym czasie zechce zadać jeszcze niejedno pytanie. Charlie wykorzystała okazję i znów skupiła na sobie naszą uwagę. Dalej stała tuż przy Davidzie i zachowywała się tak, jakby bawiła ją ta sytuacja. Patrzyłam na nią i nie miałam wątpliwości, że uwielbia być w centrum uwagi.

– Nie byłam w stanie podnieść się z łóżka – wyznała Davidowi. – Dlatego nie mogłam dać wam znać, że żyję.

David cofnął się aż do schodów. Widziałam, że chce się od niej odsunąć, lecz przy kolejnym kroku mógł stracić równowagę.

Szeryf O’Donnell spojrzał na Walta, jakby oczekiwał wyjaśnienia, dlaczego Charlie się w ten sposób zachowała.

Walt stanął na wysokości zadania.

– Doktor Hintzman mi zdradził, że Charlie cierpiała na depresję z objawami psychozy. – Wyszedł z gabinetu i podszedł do Davida. Chłopak położył dłoń na poręczy, szukając wsparcia. – Davidzie, ona mówi prawdę.

– Co za ściema! – Miley mruknęła pogardliwie, lecz na tyle cicho, bym tylko ja ją usłyszała.

Psychiatra delikatnie ujął Davida za łokieć.

– Wróćmy do gabinetu – powiedział spokojnie.

Charlie weszła do środka i przycupnęła na brzeżku kanapy, na której wcześniej leżała, jednak David wciąż się wahał. W końcu podjął decyzję, wrócił do gabinetu i usiadł obok niej na obitym miękką skórą meblu. Pilnował przy tym, by zanadto się do niej nie zbliżać.

Jason, który obserwował scenę w holu z progu pokoju, wrócił teraz na swoje miejsce przy biurku.

O’Donnell odchrząknął.

– Na razie bardzo chciałbym ustalić jedno, panno Sandhurst, a mianowicie, od jak dawna jest pani na wyspie. – Miałam wrażenie, że czyta w moich myślach.

Charlie się zawahała.

– Od kilku dni – powiedziała w końcu.

David otworzył szeroko oczy.

– Od kilku dni?! – wysapał wstrząśnięty. Wszyscy rozumieli niewypowiedziany zarzut, który krył się za tymi słowami: „Dlaczego nie odezwałaś się zaraz po powrocie? Dlaczego tak długo mnie męczyłaś?”.

I jeśli dobrze rozumiałam wyraz twarzy Walta, szeryfa, Miley i Jasona, każde z nich myślało dokładnie to samo.

Z wyjątkiem Charlie, lecz to mnie nie dziwiło.

Zdawała się zaskoczona jego gwałtowną reakcją.

– Musiałam się przygotować na spotkanie z tobą. Chyba nie myślałeś, że to takie proste przyjść tutaj i stanąć z tobą twarzą w twarz!

Miley parsknęła pogardliwie. Odwróciłam się, na co ona się skrzywiła i zakreśliła palcem kółko na prawej skroni. Uważała, że Charlie ma nierówno pod sufitem. Cieszyłam się, że jest tu ze mną, bo choć pozostali reagowali z podobnym niedowierzaniem, mimo wszystko nie miałam pewności, czy to aby nie ja mam problemy z głową. Dziwnie się z tym czułam, jednak po wszystkim, co spotkało mnie w tym okropnym domu, naprawdę nie byłam pewna, czy to nie kolejny koszmar i czy Charlie naprawdę istnieje. Jakkolwiek by patrzeć, to nie byłby pierwszy raz, kiedy śnię hiperrealistyczne sny.

Głos szeryfa wyrwał mnie z zamyślenia.

– Gdzie spędziła pani ten czas?

Charlie uśmiechnęła się zawstydzona.

– U matki.

Summer?

Usłyszałam jeszcze, że Walt zaczyna mówić, a potem pojęłam coś, co nie pozwoliło mi się skupić na jego słowach. Jeśli Charlie rzeczywiście już przed kilkoma dniami wróciła na wyspę, musiała być na miejscu, kiedy odwiedziłam jej matkę. Hałas na poddaszu, który usłyszałam, mógł nie być sprawką kota w rude paski, tylko… Charlie. Na samą myśl o tym zrobiło mi się zimno.

Nagle rozległo się przeciągłe, bolesne westchnienie i wszyscy spojrzeli w stronę Jasona. Nie miał już bladej twarzy jak na początku i nie pokrywały jej czerwone plamy, jego skóra przybrała kolor popiołu.

– Panie Bell! – Walt ruszył w jego stronę, żeby sprawdzić, co się dzieje, lecz zanim zrobił kilka kroków, Jason odepchnął się od biurka i machnął rękoma, jakby chciał się zasłonić przed jakąkolwiek pomocą.

– Dajże pan spokój! – powiedział głośno. A potem rzucił się do drzwi i chciał chwycić za klamkę, lecz nie trafił na nią dłonią. Odwrócił się i spojrzał na Charlie.

– Ty… ty… ty jędzo! – wyrzucił z siebie i zaraz potem tak gwałtownie otworzył drzwi, że z głośnym trzaskiem odbiły się od ściany. W milczeniu słuchaliśmy, jak dopada schodów, wbiega na górę i po chwili zatrzaskuje za sobą drzwi. Nie musiałam zgadywać, żeby wiedzieć, do którego wpadł pomieszczenia.

– Jest w pokoju liliowym – powiedziałam cicho.

Walt jako jedyny z nas miał wykształcenie medyczne, więc poczuł się w obowiązku pobiec na piętro i sprawdzić, w jakim stanie jest Jason. Kiedy wyszedł, w pokoju zapanowała nieprzyjemna cisza, a ja poczułam mrowienie w żołądku. W pewnej chwili szeryf zadzwonił do któregoś ze swoich ludzi i polecił mu sprawdzić Summer Sandhurst.

Usiadłam obok Davida i położyłam mu dłoń na udzie. Ileż bym dała, żeby móc zostać z nim teraz sam na sam i w spokoju porozmawiać. Chciałam wiedzieć, co czuje i czy cieszy się z powrotu Charlie, czy nie. I co będzie z nami. Siedział obok mnie wyprostowany, jakby kij połknął, i wpatrywał się nieobecnym wzrokiem przed siebie, chyba nie zdając sobie sprawy, że wszyscy czekają w skupieniu na jego reakcję.

Po jakimś czasie wrócił Walt.

– Nic mu nie jest – uspokoił nas. – Mimo to poprosiłem Grace, żeby wezwała jego lekarza. Na wszelki wypadek. Atak serca to nie byle co i lepiej zrobić mu EKG.

Zatrzymał się pośrodku gabinetu i przyjrzał się nam uważnie, najpierw Davidowi, potem mnie, a na koniec spojrzał na Charlie. Potem odchrząknął i zadał pytanie, które wprawiło mnie w stan osłupienia:

– Czy twój ojciec wie, że żyjesz?

Przez ostatnich kilka minut Charlie bawiła się w milczeniu kosmykiem włosów. Teraz nagle znieruchomiała i podniosła wzrok.

– Adam – powiedziała. Pobladła nieco, a Walt i ja natychmiast się zorientowaliśmy, że jej ojciec adopcyjny nie ma pojęcia, iż jego córka żyje – jest w takiej samej sytuacji, jak my godzinę wcześniej na klifach.

– Boże…! – stęknął David.

– Myślę, że powinniśmy teraz do niego podjechać i przekazać mu tę wiadomość, choć w nieco delikatniejszy sposób, niż my się dowiedzieliśmy – zaproponował Walt.

Spojrzałam na niego i poczułam wdzięczność za jego trzeźwy ogląd sytuacji. Ja miałam wrażenie, że siedzę na krzesełku kręcącej się karuzeli, której obroty ktoś ustawił na prędkość światła. Jeszcze chwila, a wylecę z niej i pomknę gdzieś szerokim łukiem.

Charlie przygryzła górną wargę.

– Słusznie. Bardzo dobry pomysł. – Niespodziewanie znów mówiła głosem małej dziewczynki, na co Miley zareagowała – kolejnym już – pogardliwym prychnięciem.

Walt skinął głową.

– Zatem chodźmy. – Poczekał, aż Charlie wstanie, po czym ruszył w stronę wyjścia z gabinetu. Dziewczyna podążyła za nim. Szeryf O’Donnell zakończył kolejną rozmowę przez telefon i powiódł za nią złym wzrokiem.

– Nie wiem jeszcze, czy mamy podstawy prawne, by je o coś oskarżyć – zwrócił się do Davida. – Ale sprawdzę, czy ona i jej matka nie złamały prawa. – Po czym pożegnał się krótkim dotknięciem ronda kapelusza. Kilka chwil później usłyszeliśmy dźwięk uruchamianego silnika i policjant odjechał.

W gabinecie zostaliśmy ja, Miley i David.

Przyjaciółka popatrzyła na niego uważnie.

– Chyba skoczę i obwieszczę nowinę – powiedziała. Zmusiła się do uśmiechu, jakby chciała nas przekonać, że nie może się doczekać min Lizz, Kimmi i pozostałych, kiedy się dowiedzą, co się wydarzyło.

– Tylko nie doprowadź nikogo do zawału! – zawołałam jeszcze, ale nie wiem, czy mnie usłyszała, bo zaraz zamknęły się za nią drzwi.

Po raz pierwszy od wydarzeń na klifie zostaliśmy w końcu sami.

Zastanawiałam się gorączkowo, co powinnam powiedzieć, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Wpatrywałam się więc milcząco, jak David sztywno podnosi się z kanapy. Wiedziałam, że chce podejść do okna, lecz w połowie drogi stracił samokontrolę i musiał oprzeć się o biurko, bo inaczej pewnie by się przewrócił.

– David! – Zerwałam się na równe nogi i znieruchomiałam, widząc jego spojrzenie. Patrzył gdzieś daleko przed siebie, a jego twarz przybrała wyraz, który widziałam już wcześniej. I którego się bałam.

To był moment, kiedy przeżywał przebłyski wspomnień.

Nie pozostawało mi nic, tylko czekać, aż do mnie wróci.

– Hej, już dobrze? – zapytałam, kiedy się otrząsnął z tego odrętwienia, i zaraz pomyślałam, że chyba nie mogłam zadać głupszego pytania. Wystarczyło przecież spojrzeć, by wiedzieć, że nie jest dobrze.

Milczał. Długo. Włosy zsunęły mu się na czoło i zasłoniły oczy.

– Gdyby to nie było tak absurdalne… – wyjęczał w pewnej chwili, lecz nie dokończył myśli.

Czekałam.

– Jej powrót powinien sprawić, że wszystko dobrze się skończy. To znaczy, wiesz, to, że żyje, wszystko zmienia, prawda? Nie popchnąłem jej do samobójstwa i nie ma żadnych podstaw, aby dalej uważać, że mogłem ją postrzelić.

A mimo to znów nawiedziły go wyparte wspomnienia.

Myśl o tym tkwiła niczym drzazga pod skórą.

– Nie popełniła samobójstwa. Zerwałem z nią, a ona nie popełniła samobójstwa. – Zaśmiał się cicho. Dziwny dźwięk. – To był wypadek. Skała pękła pod jej ciężarem i Charlie spadła. – Miałam wrażenie, że musi wszystko ubrać w słowa, żeby zrozumieć – nie, żeby uwierzyć – że to prawda.

Skinęłam głową.

– Masz rację – mruknęłam, lecz z jakiegoś powodu wciąż czułam się spięta, bo nie byłam przekonana, by sam wierzył w to, co powiedział. – Cieszysz się? – zapytałam.

Nie mogłam zobaczyć jego twarzy, bo zwrócony był do mnie tyłem.

– Z czego? Z tego, że żyje?

Przełknęłam nerwowo.

– Tak. – Bałam się, jaką usłyszę odpowiedź, lecz on milczał.

– Już wszystko dobrze – powiedziałam cicho.

Odwrócił się i spojrzał na mnie, jakbyśmy widzieli się po raz pierwszy w życiu. Jego wzrok wędrował po mojej twarzy, na chwilę zatrzymał się na moich oczach, by spocząć na skroni. Uniósł dłoń i delikatnie dotknął guza, którego sam mi nabił w napadzie złości.

– Przepraszam, że przeze mnie przechodzisz teraz piekło – wyszeptał.

Jego słowa sprawiły, że poczułam ukłucie w sercu. Niewiele brakowało, a zalałabym się łzami.

Wzięłam go za rękę i przytrzymałam mocno.

– To już bez znaczenia, bo… – zaczęłam, ale nie dane mi było dokończyć.

W tej samej chwili na piętrze padł strzał.

* * *

koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: