Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Skrawki błękitu - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
19 listopada 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Skrawki błękitu - ebook

„Bądź dumna ze swego bólu”, powiedziała matka. „Jesteś silniejsza od tych, którzy go nie zaznali”.
Kiedy Kira, utalentowana dziewczynka z okaleczoną nogą, zostaje sierotą, musi walczyć o przetrwanie w brutalnej, prymitywnej społeczności, zaślepionej własnymi uprzedzeniami. Według mieszkańców wioski jest leniwa i bezużyteczna – najlepiej byłoby, jak wcześniej innych, porzucić ją na żer dzikich bestii…
Ocalona od pewnej śmierci przez Radę Opiekunów, która pragnie wykorzystać jej mistyczny talent, Kira stopniowo odkrywa, że ratunek ma swoją cenę i wiąże się z ogromną odpowiedzialnością. Gdy powoli odkrywa mroczne sekrety swojego świata, zaczyna pojmować, że duma z przeżytego bólu nie wystarczy – teraz musi odnaleźć w sobie siłę, by zakwestionować fundamenty całej społeczności i po raz pierwszy stawić czoło prawdzie.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64297-38-0
Rozmiar pliku: 868 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Matko?

Nie usłyszała odpowiedzi. Nie oczekiwała jej. Matka nie żyła już od czterech dni i Kira wiedziała, że resztka jej duszy odpływa.

– Matko… – powtórzyła cicho do tego, co umykało.

Wydało jej się, że wyczuwa to pożegnanie, tak jak czuje się cichy powiew nocnej bryzy.

Teraz została zupełnie sama. Zalała ją fala samotności, niepewności i wielkiego smutku.

To była jej matka, ciepła, pełna życia kobieta imieniem Katrina. A potem, po krótkiej, nieoczekiwanej chorobie stała się ciałem Katriny, w którym wciąż pozostawała cząstka duszy. Po czterech zachodach i wschodach słońca dusza także odeszła. Teraz leżały tu już tylko zwłoki. Wkrótce zjawią się kopacze i zasypią ciało warstwą ziemi, lecz nawet to nie uchroni go przed pożarciem przez szponiaste, wygłodniałe stworzenia przychodzące nocą. Potem rozsypane kości zmurszeją i rozpadną się w pył, stając się cząstką ziemi.

Kira szybkim gestem otarła łzy z oczu. Kochała matkę i będzie bardzo za nią tęsknić. Ale czas już iść. Wbiła w miękką glebę swój kij, wsparła się na nim i dźwignęła.

Rozejrzała się niepewnie. Była jeszcze młoda i wcześniej nie doświadczyła śmierci, nie w ich małej, dwuosobowej rodzinie, złożonej z niej samej i matki. Oczywiście oglądała innych uczestniczących w rytuałach. Widywała ludzi na rozległym, cuchnącym Polu Pożegnań, skulonych obok tych, których odchodzących dusz doglądali. Wiedziała, że w tej chwili przebywa tam Helena patrząca, jak duch opuszcza jej maleńkie, urodzone zbyt wcześnie dziecko. Kobieta przybyła na Pole zaledwie wczoraj. Noworodki nie wymagały czterech dni czuwania: drobiny ich dusz, ledwie przybyłe, szybko odpływały. Helena zatem niedługo wróci do wioski i rodziny.

Kira nie miała już rodziny. Ani domu. Chata, którą dzieliła z matką, została spalona. Zawsze tak postępowano po chorobie. Niewielki dom, jedyny, jaki znała, zniknął. Czuwając przy zwłokach, w oddali widziała dym. Patrząc, jak duch matki ulatuje, oglądała też wzbijające się w niebo zwęglone cząstki swojego dzieciństwa.

Po plecach przebiegł jej lekki dreszcz strachu. Strach zawsze stanowił nieodłączną część życia ludzi. To on sprawiał, że budowali schronienia, znajdowali strawę, uprawiali rośliny i hodowali zwierzęta. Z tego samego powodu przechowywali w magazynach broń. Dręczył ich strach przed chłodem, chorobą i głodem. Strach przed bestiami.

A teraz gdy tak stała wsparta na kiju, nią również kierował strach. Po raz ostatni spojrzała na pozbawione życia ciało, które kiedyś zamieszkiwała jej matka, i zastanawiała się, co dalej.

Pomyślała o odbudowie. Gdyby ktoś jej pomógł, choć to mało prawdopodobne, szybko powstałaby nowa chata, zwłaszcza o tej porze roku, na początku lata, gdy gałęzie wciąż były giętkie, a nadrzeczne błoto gęste i obfite. Często patrzyła, jak inni budują, i stwierdziła, że nawet sama zdołałaby wznieść sobie jakieś schronienie. Zapewne nie miałoby prostego komina ani kątów, nie poszłoby jej też zbyt łatwo z dachem, bo chora noga praktycznie uniemożliwiała wspinaczkę, ale wymyśliłaby jakiś sposób. Zbuduje schronienie. A potem odnajdzie sposób na życie.

Przez dwa dni niedaleko na Polu siedział brat jej matki. Nie strzegł zwłok siostry, lecz w milczeniu czuwał przy ciele własnej kobiety, zapalczywej Solory, i nowo narodzonego dziecka, zbyt małego, by miało własne imię. Kira z bratem matki pozdrowili się skinieniem głowy. Odszedł jednak, gdy jego czuwanie na Polu Pożegnań dobiegło końca. Musiał zająć się dziećmi – mieli z Solorą jeszcze dwójkę prócz tego, które sprowadziło na nią śmierć. Wciąż były małe, o zaledwie jednosylabowych imionach: Dan i Mar. Może mogłabym się nimi zająć, pomyślała przelotnie Kira, próbując znaleźć sobie jakąś przyszłość w wiosce. Lecz gdy tylko myśl ta zrodziła się w jej głowie, Kira zrozumiała, że nikt się na to nie zgodzi. Dzieci Solory zostaną oddane, przekazane tym, którzy nie mają własnych. Zdrowe, silne maluchy są bardzo cenne; właściwie wyuczone mogą pracować dla rodziny, toteż znajdzie się wielu chętnych, którzy ich zapragną. Nikt nie zapragnie Kiry. Nikt nigdy jej nie chciał oprócz matki. Katrina często opowiadała córce historię jej narodzin: narodzin pozbawionej ojca dziewczynki o wykręconej nodze – i o tym, jak walczyła, by utrzymać ją przy życiu.

– Przyszli cię zabrać – szeptała do niej Katrina wieczorem w ich chacie, gdy dołożyła już do huczącego ognia. – Miałaś zaledwie dzień i nie dostałaś jeszcze jednosylabowego dziecięcego imienia.

– Kir.

– Tak, zgadza się: Kir. Przynieśli mi posiłek i zamierzali zabrać cię na Pole…

Kira zadrżała. Zawsze tak robiono, nakazywał to zwyczaj i czyste miłosierdzie – oddać nienazwanego, niedoskonałego noworodka ziemi, nim wypełni go dusza i uczyni człowiekiem. Mimo to zadrżała.

Katrina pogładziła włosy córki.

– Nie mieli złych zamiarów – przypomniała jej.

Kira kiwnęła głową.

– Nie wiedzieli, że to byłam ja.

– Bo jeszcze nie byłaś.

– Opowiedz mi znowu, dlaczego się nie zgodziłaś – wyszeptała Kira.

Jej matka westchnęła na to wspomnienie.

– Wiedziałam, że nie będę mieć więcej dzieci. Twojego ojca odebrały mi bestie. Minęło kilka miesięcy, odkąd wyruszył na łowy i nie wrócił. Więcej dzieci już bym nie urodziła. Och – dodała – może w końcu daliby mi dziecko, sierotę na wychowanie. Lecz kiedy cię przytuliłam… Nawet wówczas gdy twoja dusza jeszcze nie przybyła, a nóżkę miałaś wygiętą, więc dobrze wiedziałam, że nigdy nie pobiegniesz, nawet wtedy twoje oczy lśniły jasno. I dostrzegłam w tych oczach zaczątki czegoś niezwykłego. A palce miałaś długie, dobrze ukształtowane…

– I silne. Moje ręce były silne – dodała z satysfakcją Kira. Tak często słyszała tę historię i za każdym razem z dumą patrzyła na swe mocne dłonie.

Matka roześmiała się.

– Tak silne, że chwyciły mnie z całą mocą za kciuk i nie chciały puścić. Czując, jak szarpiesz mi palec, nie mogłam pozwolić, by cię zabrali. Toteż powiedziałam: „Nie”.

– Byli źli?

– Tak. Ale nie ustępowałam. I oczywiście mój ojciec jeszcze żył. Był już stary, miał cztery sylaby, i od bardzo dawna przewodził ludowi jako najwyższy opiekun. Szanowali go. A gdyby twój ojciec nie zginął podczas długich łowów, także zostałby wielce szanowanym przywódcą. Wybrano go już na opiekuna.

– Powiedz mi imię mojego ojca – błagała Kira.

Matka uśmiechnęła się w blasku ognia.

– Christopher – rzekła. – Przecież wiesz.

– Ale i tak lubię to słyszeć. Lubię słyszeć, jak je wymawiasz.

– Mam mówić dalej?

Kira przytaknęła.

– Nie ustąpiłaś. Nalegałaś – przypomniała matce.

– Mimo wszystko kazali mi przysiąc, że nie staniesz się ciężarem.

– I nie stałam się, prawda?

– Oczywiście, że nie. Twoje silne ręce i mądra głowa rekompensują kulawą nogę. Ciężko pracujesz i można na tobie polegać w szopie tkaczek; wszystkie tamtejsze kobiety to potwierdzą, a krzywa noga nie liczy się w zestawieniu z twoim sprytem. Historie, które opowiadasz maluchom, obrazki, jakie tworzysz słowami – i nićmi! Twoje hafty! Nie przypominają żadnych znanych dotąd ludziom. Wykraczają poza wszystko, co kiedykolwiek oglądałam! – Matka urwała. Roześmiała się. – Wystarczy. Nie możesz wyciągać ze mnie pochlebstw. Nie zapominaj, że wciąż jesteś dziewczynką, często zbyt upartą, i zaledwie dziś rano zapomniałaś posprzątać w chacie, a przecież obiecałaś.

– Jutro nie zapomnę – odparła sennie Kira, tuląc się do matki na macie do spania. Ułożyła na noc wygodniej wykręconą nogę. – Obiecuję.

Teraz jednak nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc. Nie miała już żadnej rodziny, a w wiosce nie uważano jej za osobę szczególnie użyteczną. Na co dzień Kira pomagała w szopie tkaczek, zbierając skrawki i resztki, lecz kulawa noga zmniejszała jej wartość jako robotnicy, a w przyszłości także żony.

Owszem, kobiety lubiły barwne historie, które opowiadała niespokojnym maluchom, i podziwiały jej piękne hafty, ale to była rozrywka, nie praca.

Niebo, na którym słońce nie wisiało już nad głową, lecz rzucało cienie drzew i ciernistych krzewów w głąb Pola Pożegnań, świadczyło o tym, że dawno minęło południe. Dręczona niepewnością pozostała tu zbyt długo. Ostrożnie zebrała skóry, na których przespała ostatnie cztery noce, strzegąc duszy matki. Ognisko zamieniło się w zimny popiół, czarną smugę. Pojemnik z wodą był pusty, nie miała już jedzenia.

Powoli, wspierając się na kiju, pokuśtykała w stronę ścieżki wiodącej do wioski, kurczowo trzymając się słabej nadziei, że zostanie tam miło przyjęta.

Na skraju polany bawiły się maluchy, ganiając po porośniętej mchem ziemi; do ich nagich ciał i włosów lepiły się sosnowe szpilki. Kira uśmiechnęła się. Rozpoznawała każdego z nich. Oto żółtowłosy syn przyjaciółki jej matki; pamiętała, jak przyszedł na świat dwie letnie pory temu. A dziewczynka, której siostra bliźniaczka zmarła, młodsza od żółtowłosego, ledwie zaczęła chodzić, lecz już chichotała i krzyczała z pozostałymi, bawiąc się w berka. Maluchy siłowały się, tłukły i kopały, dzierżyły patyki zabawki i wymachiwały drobnymi piąstkami. Kira przypomniała sobie, jak oglądała swoich towarzyszy z dzieciństwa podczas podobnych zabaw, szykujących się na prawdziwe zmagania dorosłego życia. Nie mogąc w nich uczestniczyć z powodu kalekiej nogi, z zazdrością obserwowała je z boku.

Starszy spośród maluchów, chłopczyk o brudnej twarzy mający najwyżej dziewięć lat, wciąż czekający na wejście w dojrzałość i nadanie dwusylabowego imienia, spojrzał na nią z miejsca, gdzie zbierał chrust i układał go w wiązki. Kira uśmiechnęła się. Matt od zawsze się z nią przyjaźnił. Lubiła Matta. Mieszkał na bagnistych, nieprzyjemnych Moczarach i zapewne był dzieckiem kopacza albo ciągacza, ale biegał swobodnie po wiosce wraz z rozbrykanymi kolegami i zawsze towarzyszył mu pies. Często, jak teraz, zatrzymywał się, by wykonać jakąś drobną pracę w zamian za kilka monet bądź słodycze. Kira pozdrowiła go głośno. Wygięty ogon psa, pełen wplątanych gałązek i liści, zabębnił o ziemię, a chłopak uśmiechnął się w odpowiedzi.

– No i żeś wróciła z Pola – powiedział we włas­nym dialekcie. – Jak tam było? Żeś się bała, co nie? Czy nocą przyszły jakieś stwory?

Pokręciła głową i uśmiechnęła się do niego. Młodszych, jednosylabowych maluchów nie dopuszczano na Pole, naturalne zatem, że Matt był ciekawy i lekko przerażony.

– Żadnych stworów – zapewniła. – Miałam ognisko, które je płoszyło.

– Czyli Katrina wyszła z ciała? – spytał.

Ludzie z Moczarów byli dziwni, inni od reszty. Zawsze dawało się ich rozpoznać po osobliwej mowie i nieokrzesanym zachowaniu i większość mieszkańców patrzyła na nich z góry. Ale nie Kira. Bardzo lubiła Matta.

Skinęła głową.

– Dusza mojej matki odeszła – przyznała. – Patrzyłam, jak opuszcza ciało. Wyglądała jak mgła. Odpłynęła.

Matt podszedł do niej, wciąż dźwigając naręcze chrustu. Zmrużył żałośnie oczy i zmarszczył nos.

– Twoja chata okropnie spalona.

Kira przytaknęła. Wiedziała, że jej dom został zniszczony, choć w głębi ducha miała nadzieję, że się myli.

– Tak. – Westchnęła. – A rzeczy, które tam były? Moja obręcz? Spalili moją obręcz do haftów?

Matt zmarszczył brwi.

– Próbowałżem coś uratować, ale większość spalona. Tylko twoja chata, Kiro. Nie jak kiedy wybuchła choroba. Tym razem umarła tylko twoja mama.

– Wiem.

Kira znów westchnęła. W przeszłości zdarzały się choroby przechodzące z chaty do chaty i wiele śmierci. Gdy tak się działo, dochodziło do wielkiego palenia, a potem odbudowy, która zdawała się niemal świętem, gdy powietrze wypełniały głosy robotników rozsmarowujących metodycznie mokrą glinę na uplecionych z gałęzi ścianach nowych chat, oklepujących je i gładzących. Swąd starych spalonych domostw wciąż wisiał w powietrzu, choć wokół wyrastały nowe.

Ten dzień jednak nie przypominał święta. Słyszała tylko zwykłe dźwięki. Śmierć Katriny niczego nie zmieniła w życiu ludzi. Była tu, a teraz odeszła. Oni żyli dalej.

Wciąż z chłopcem u boku Kira przystanęła przy studni i napełniła pojemnik wodą. Zewsząd dobiegały ją odgłosy kłótni; w wiosce stale słyszało się melodię sprzeczek – szorstkie uwagi mężczyzn konkurujących o władzę, piskliwe przechwałki i drwiny kobiet zazdroszczących sobie nawzajem i zirytowanych na maluchy, które marudziły i płakały u ich stóp, często odtrącane na bok kopniakami.

Osłoniła dłonią oczy i mrużąc je w blasku popołudniowego słońca, poszukała wzrokiem miejsca, w którym jeszcze niedawno stała jej chata. Westchnęła głęboko. Zbieranie gałęzi wymagało długich wędrówek, a kopanie błota nad rzeką ciężkiej pracy. Trudno też będzie unieść i przywlec drągi na narożne podpory.

– Muszę zacząć budować – poinformowała Matta, wciąż ściskającego w podrapanych, brudnych ramionach naręcze chrustu. – Chcesz mi pomóc? We dwójkę byłoby zabawniej. Nie mogę ci zapłacić, ale opowiem kilka nowych historii – dodała.

Chłopak pokręcił głową.

– Jakbym nie skończył zbierać gałęziów na opał, zbiliby mnie… – Odwrócił się. Po chwili wahania obejrzał się na Kirę i dodał cicho: – Słyszałżem, jak rozmawiali, i nie chcą, cobyś została. Teraz gdy twoja mama umarła, mają cię wypędzić. Chcą cię wysłać na Pole, na łup bestiów. Mówią, że każą ciągaczom cię tam zawlec.

Kira poczuła, jak żołądek ściska się jej ze strachu. Postarała się jednak, by jej głos zabrzmiał spokojnie. Potrzebowała od Matta jak najwięcej informacji, a gdyby zorientował się, że się boi, zamknąłby się w sobie.

– Jacy oni? – spytała rozdrażnionym, wyniosłym tonem.

– Kobiety – odparł. – Słyszałżem, jak gadali przy studni, gdziem zbierał drzazgi drewna ze śmieciów, a oni nie zauważyli nawet, że słucham. Chcą twój kawałek ziemi. Chcą miejsce, gdzie stała twoja chata. Zamiarują zbudować tam zagrodę, by zamknąć maluchy i drób i nie musieć cały czas ganiać za nimi.

Kira wbiła w niego wzrok. Cóż za przerażające, niemal niewiarygodne, przyziemne okrucieństwo. Kobiety chciały wypędzić ją z wioski i skazać na pożarcie przez żerujące na Polu bestie z lasu tylko po to, by zamknąć nieposłuszne dzieci i kury.

– Kto przemawiał najgłośniej przeciw mnie? – spytała po chwili.

Matt zastanowił się, poprawił chrust i Kira widziała, że nie ma ochoty angażować się w jej problemy w obawie o własny los. Ale zawsze był jej przyjacielem. W końcu, rozejrzawszy się najpierw i sprawdziwszy, że nikt nie podsłuchuje, podał jej imię osoby, z którą będzie musiała stanąć do walki.

– Vandara – wyszeptał.

Nie była zaskoczona. Mimo to serce zamarło w jej piersi.Już w sprzedaży I tom serii:

Dawca

– Jonaszu, kiedyś ludzie mieli uczucia. Wiemy, że kiedyś ludzie czuli dumę, smutek…

– Miłość – dorzucił Jonasz. – I ból.

– Nie ból jest najgorszy w posiadaniu wspomnień, ale samotność.

W społeczności, w której żyje Jonasz, wszystko jest idealne. Specjalnie dobrane kobiety rodzą dzieci, które trafiają potem do odpowiednich jednostek zwanych komórkami rodzinnymi. Każdy ma przypisanych rodziców i pracę. Nikomu nawet nie przyjdzie do głowy, by zadawać pytania. Wszyscy są posłuszni. Nie ma konfliktów, nierówności, rozwodów, bezrobocia, niesprawiedliwości… ani możliwości wyboru.

Wszyscy są tacy sami.

Z wyjątkiem Jonasza.

Podczas ceremonii dwunastolatków dzieci z dumą przyjmują przydzielone im życiowe role. Ale dla Jonasza wybrano coś specjalnego. Ma rozpocząć szkolenie u tajemniczego starca zwanego Dawcą. Jonasz stopniowo uczy się, że moc tkwi w uczuciach. Ale kiedy jego własna siła zostaje wystawiona na próbę – kiedy musi uratować kogoś, kogo kocha – może nie być gotowy.

Czy jest za wcześnie? Czy za późno?

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: