Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ślady sprzed milionów lat - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Sierpień 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Ślady sprzed milionów lat - ebook

Narodziny cywilizacji miały miejsce przed milionami lat!
Odkrycia, które rzucają wyzwanie konwencjonalnej nauce i każą zrewidować dogmaty oficjalnej wiedzy historycznej
• Odcisk buta sprzed 213 000 000 lat
• Odciśnięte w skale sprzed 100 000 000 lat tropy dinozaura i człowieka.
• Kamienny moździerz sprzed 33 000 000 lat.
• Żelazny gwóźdź sprzed 387 000 000 lat.
• Zastygłe w lawie wulkanicznej ślady stóp człowieka sprzed 3 600 000 lat.
• Precyzyjnie wykonany drewniany artefakt sprzed 500 000 lat.
Tych dat nie można pogodzić z przyjętym obrazem naszych dziejów.
Jak solidne podstawy ma jednak „naukowa” wizja przeszłości? Może inteligentne istoty zamieszkiwały Ziemię już przed milionami lat?
Może ludzkość tworzyła w odległej przeszłości cywilizacje, które potem zostały zniszczone przez wielkie kataklizmy?

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-6110-2
Rozmiar pliku: 7,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Pewnego upalnego dnia w lipcu 1989 roku izraelska archeolog profesor Naama Goren-Inbar wraz ze swoimi kolegami rozpoczęła wykopaliska na północy doliny Jordanu. Stanowisko było bardzo stare, liczyło około 500 000 lat, i leżało na podmokłym terenie w pobliżu rzeki.

Zaczęli pracę o świcie i przerwali z ulgą w południe, kiedy stojące w zenicie słońce nie dawało już cienia. W czasie prac musieli też brać pod uwagę bezpieczeństwo ekspedycji; tereny ciągnące się wzdłuż Jordanu nie należały do spokojnych.

Na początek archeologowie postanowili odsłonić wszystkie warstwy geologiczne: mechaniczną koparką wykopali dwa głębokie sondaże przecinające stanowisko. Każda wydobyta partia ziemi była badana w poszukiwaniu kości lub innych znalezisk.

Pewnego ranka, ku zaskoczeniu archeologów, koparka wydobyła doskonale wykonany i wygładzony kawałek drewna. Nigdy wcześniej nie znaleźli niczego podobnego.

Deska była wykonana z drewna wierzbowego, miała prawie 25 centymetrów długości i nieco ponad 12 centymetrów szerokości. Miała płaską, bardzo równą i wygładzoną powierzchnię, na której nie było widać żadnych śladów obróbki. Ponadto jedna z krawędzi była prosta i celowo ścięta. Z drugiej strony deska była wypukła i niewygładzona. Oba końce zostały mechanicznie odcięte, lecz nigdy nie znaleziono innych fragmentów¹.

Według współczesnej nauki 500 000 lat temu nie było na Ziemi nikogo, kto mógłby do czegokolwiek potrzebować prostych, płaskich i wygładzonych desek. Do czego miałyby się przydać w świecie nieznającym linii prostych i równych powierzchni? Jaskiniowcy podobno nie używali linijek.

A jednak deskę znaleziono. Jej wykonanie wymagało wysiłku, umiejętności i staranności. Nasuwa się zatem nieunikniony wniosek, że jednak musiała być komuś do czegoś potrzebna. Ale do czego? Profesor Goren-Inbar nie umiała tego wyjaśnić².

Wraz ze swoimi kolegami mogła jedynie dojść do wniosku, że dotychczas nie doceniano umiejętności starożytnych ludów. Możliwe też – jak powiedziała – że nastąpią kolejne tego typu znaleziska. Znaleziska, które zmuszą nas do zrewidowania poglądów na rozwój społeczeństwa ludzkiego³.

Może się okazać, że wizja prymitywnych jaskiniowców, odległych od współczesnego świata nie tylko w czasie, ale również pod względem możliwości intelektualnych i umiejętności, jest nieprawdziwa. Odkrycie z doliny Jordanu stanowi niepodważalny dowód takiego poziomu umiejętności i techniki, jakiego się nie spodziewaliśmy, ale świadczy też o rozwoju społecznym i umysłowym. Innymi słowy, dowodzi, że przynajmniej niektórzy ludzie w tamtej odległej epoce byli obdarzeni umysłami, dzięki którym mogli wymyślać i tworzyć przedmioty, o jakie byśmy ich nie posądzali.

Ta gładka deska prowokuje: wydaje się szeptać uparcie do wszystkich, którzy uważnie słuchają: „cywilizacja”. Cywilizacja jaskiniowców?

Nasuwa się jedno z możliwych wyjaśnień, którego archeolodzy nie brali pod uwagę – może nawet przyszło im ono do głowy, lecz uznali je za zbyt nieprawdopodobne. Deska mogła pochodzić skądinąd. Jednak nie z innego, późniejszego okresu, a z innej kultury. Czy ci prymitywni ludzie żyjący nad Jordanem mogli ją otrzymać od jakiejś innej, wyżej rozwiniętej, bardziej technicznie zaawansowanej społeczności, która ją wykonała i używała jej?

Może tak się zdarzyć, że z czasem samo istnienie tej deski zmusi nas do napisania na nowo starożytnej historii ludzkości. Do tego czasu jednak to nadzwyczajne odkrycie najprawdopodobniej będzie ignorowane, lekceważone, aby nie stanowiło zagrożenia dla powszechnie zaakceptowanej wizji przeszłości.

Musimy stawić czoło pewnej niewygodnej prawdzie: historia przypomina statystykę; każdej, choćby najbardziej fałszywej wizji dziejów można dowieść, jeśli się wykluczy wszystkie zaprzeczające jej dane. Jak zobaczymy w dalszej części tej książki, w niektóre koncepcje prehistorii zainwestowano tak wielkie pieniądze i rekomendują je takie autorytety, że są utrzymywane za wszelką cenę mimo coraz liczniejszych dowodów świadczących przeciwko nim. Ich zwolennicy starają się, jak mogą, przemawiać głośniej i częściej od swoich oponentów. A to wcale nie pomaga w dotarciu do prawdy.

W nauce panuje podobna sytuacja. Większość ludzi zapomina, że nauka w gruncie rzeczy jest metodologią, sposobem pracy. Jej ustalenia nie są wnioskami, lecz czysto statystycznymi przybliżeniami. Jeśli coś zdarzyło się sto razy, to zakładamy, że zdarzy się sto pierwszy albo tysięczny raz. A jeśli w jednym na te sto czy tysiąc przypadków zdarzy się coś innego, natychmiast traktuje się to jako anomalię i ignoruje. Przypadek taki wyłącza się z dalszych badań i z czasem o nim zapomina.

Niekiedy jednak anomalie są na tyle częste i powszechnie znane, że wymuszają zmianę przyjętych poglądów. W tej książce, na przykład, przyjrzymy się prowadzonym od przeszło 100 lat badaniom skamieniałych szczątków roślinnych i zwierzęcych, które nie dostarczyły dotąd ostatecznego potwierdzenia darwinowskiej teorii ewolucji. Obecnie wielu ekspertów szuka innych wyjaśnień.

Podobnym wyzwaniem dla konwencjonalnych teorii są nowe odkrycia dotyczące nagłego pojawienia się zaawansowanej kultury miejskiej w południowej Turcji, na terenie, gdzie nie stwierdzono żadnych śladów wcześniejszego rozwoju. Inne tajemnice i anomalie wiążą się z piramidami w Gizie i Sfinksem. Zagadki te, wraz z blisko z nimi związanymi tajemnicami alchemii, okazały się niewygodne dla pewnych siebie strażników ortodoksji, toteż zazwyczaj bywają wyśmiewane lub pomijane milczeniem. Tego rodzaju sprawom będzie poświęcona ta książka.

Warto zwrócić uwagę, że zawsze znajdowało się usprawiedliwienie dla wyłączania zagadkowych lub sprzecznych danych. Eksperci twierdzą, że skoro niektóre odkrycia są dziwne i sprzeczne z zaakceptowanym stanem wiedzy, to muszą być wobec tego błędne. Naturalnie takie argumenty opierają się nie na faktach, ale na wierze.

Niektórzy naukowcy starają się zdyskredytować swoich oponentów, podając w wątpliwość ich kompetencje i wykształcenie, albo – co gorsza – nazywając ich amatorami. Jakby miało jakieś znaczenie, kto dokonuje odkrycia. Fakt, że zwoje znad Morza Martwego znalazł zwykły pasterz, w niczym nie umniejsza ich znaczenia.

Obrońcy ortodoksyjnej wersji historii grają na zwłokę, mając nadzieję, że w końcu powody wykluczenia niewygodnych danych zostaną zapomniane i nigdy nie będą poddane drobiazgowym badaniom, które mogłyby ujawnić ich znaczenie. Tymczasem w zapomnienie popadają również niepasujące do teorii dane i dyskusje o nich. Głęboko w piwnicach naszych muzeów starożytne kości w kartonowych pudłach pokrywają się kurzem, a naukowcy, którzy niegdyś z energią bronili kontrowersyjnych teorii, poddają się, zniechęceni lub zbyt zmęczeni, i ustępują z pola walki. Dla niektórych kończy się to złamaniem kariery, jak stało się w przypadku kanadyjskiego archeologa Thomasa Lee. Miał on odwagę odznaleźć przedmioty wykonane przez człowieka na długo przed powszechnie przyjętą datą pojawienia się ludzi w Ameryce. I miał odwagę kontynuować badania nad nimi.

W tej książce zapoznamy się z wieloma informacjami, które podważają dogmaty nauki; z informacjami, które rozsadzają wygodne, lecz ciasne ramy naszego współczesnego świata. Przedstawimy dowody wskazujące na istnienie przemyślanego planu w procesie ewolucji; znaleziska sugerujące istnienie zaawansowanej starożytnej techniki. Opowiemy o szczątkach istot ludzkich sprzed milionów lat; o ludzkiej kulturze, która pojawiła się na terenach dziś niedostępnych dla badań archeologicznych. A przechodząc do mistycznej strony naszego życia i świata, przyjrzymy się informacjom, zarówno starożytnym, jak i współczesnym, dotyczącym ponadczasowej tajemnicy śmierci i odrodzenia. Czy naprawdę żyliśmy w poprzednich wcieleniach? Mamy coraz więcej dowodów na to, że odpowiedź powinna być twierdząca.

Aż nazbyt często wpadamy w pułapkę, sądząc, że wiemy wszystko o naszym świecie. Ta książka zawiera informacje, które przypominają nam, że wcale tak nie jest.1. Ile lat ma ludzkość

Mówi się nam z przekonaniem, że 4 000 000 000 lat temu nasza planeta była tylko wirującą skalną bryłą. Musiało upłynąć aż 1 000 000 000 lat, zanim zaczęło się tworzyć życie – od bakterii i alg, które pozostawiły po sobie mgliste ślady w starożytnych skałach. Sennie mijały kolejne długie okresy, aż z biologicznego letargu wypełzły prymitywne robaki.

Życie całkiem nieźle funkcjonowało w swojej prostocie.

Nagle to się zmieniło. Około 530 000 000 lat temu życie przestało się mieścić w swoich ciasnych ramach. Przemiany zaczęły następować z bezprecedensową, nie wyjaśnioną intensywnością; nazywa się je eksplozją kambryjską. Zjawisko to na zawsze zmieniło dzieje Ziemi. W szale biologicznej pomysłowości na naszej planecie pojawiły się stworzenia, które początkowo pływały w morzu, później zaś zaczęły pełzać, chodzić i biegać po całej planecie. Ziemia zmieniła się z sennej wiejskiej drogi w Picadilly Circus w godzinach szczytu. A godziny szczytu trwały przez całą dobę.

W czasie tej eksplozji nagle pojawiły się wszystkie znane gatunki złożonych roślin i zwierząt. Ale, co dziwne, wcześniejsze skamieniałości nie noszą żadnych śladów poprzedzającego tę eksplozję rozwoju. Wszystko pojawiło się w pełni uformowane, całkowicie funkcjonalne, z ostrymi zębami i lśniącymi łuskami. Nikt nie wie, kto i kiedy to stworzył. Ani dlaczego.

Po otrzymaniu takiego impulsu życie nigdy nie obejrzało się za siebie.

Był czas, kiedy na Ziemi panowały dinozaury. Pierwsze pojawiły się 190 000 000 lat temu, a z czasem przyszły ogromne monstra jak z Jurassic Park. Władały niepodzielnie przez 125 000 000 lat. Ale mimo iż wiodło im się doskonale i wszystko wskazywało na to, że świat na zawsze pozostanie jurajski, nastąpiło kolejne tajemnicze wydarzenie. Zupełnie nieoczekiwanie, 65 000 000 lat temu, dinozaury wymarły. Nikt nie zna przyczyny. Być może kosmos nie potrzebował już dinozaurów.

Właśnie to nieoczekiwane zniknięcie dało ssakom szansę na wypełnienie ekologicznej niszy. Dla ludzkości szczególnie ważna jest rzekoma ewolucja właśnie w tym okresie jednej grupy ssaków naczelnych – małp. Jeśli bowiem ludzie wyewoluowali z naczelnych, jak się nam wmawia, nasz gatunek właśnie wtedy zaczął się kształtować.

Wtedy, 61 000 000 lat później – zaledwie 4 000 000 lat temu – pojawiły się pierwsze ślady. Podobne do człowieka małpy, czy też podobni do małp ludzie zeszli z drzew – jak się nam tłumaczy – i zaczęli nowe, dwunożne życie na bezkresnych sawannach Afryki. Ale wytwarzanie narzędzi, jedna z najważniejszych cech człowieczeństwa, było jeszcze kwestią przyszłości; archeologia mówi nam, że pierwszych narzędzi z kamienia łupanego zaczęto używać około 2 500 000 lat temu.

Nasza kultura jest jeszcze młodsza. Przyjmuje się, że zaczęła się zaledwie 10 000 lub 11 000 lat temu, w osiadłych rolniczych społeczeństwach na wyżynach Turcji. Jeszcze później zaczęliśmy używać metali – prawdopodobnie po upływie kolejnych 5000 lat. Teraz uczymy się wysyłać ten metal na Marsa.

Według współcześnie przyjętych w nauce teorii dzieje ludzkości i cywilizacji stanowią niewielki ułamek trwającej setki milionów lat historii Ziemi. W obliczu rzekomo niezbitych dowodów geologicznych i archeologicznych wszelkie sugestie, że artefakty i ludzka kultura mogły istnieć wcześniej niż 2 500 000, a nawet 4 000 000 lat temu, spotykają się z drwinami i śmiechem.

Ale na ile solidne podstawy ma powszechnie przyjęta wizja przeszłości?

Czy rzeczywiście jest zgodna ze wszystkimi dowodami? Czy w satysfakcjonujący sposób wyjaśnia pochodzenie wszystkich przedmiotów, jakie zostały znalezione w ziemi?

Wbrew pozorom odpowiedź na te pytania brzmi – nie.

Na początku 1848 roku w Kalifornii, około 60 kilometrów na północny wschód od miejsca, gdzie obecnie znajduje się Sacramento, pewien cieśla budował wodny młyn. Wodę napędzającą młyńskie koło strumień doprowadzał z pobliskiej rzeki. Lecz strumień okazał się zbyt płytki i cieśla musiał go pogłębiać. Któregoś ranka znalazł na jego dnie kilka bryłek złota, odsłoniętych przez wodę w ciągu nocy. Próbował zachować swoje odkrycie w tajemnicy; niestety, nie udało mu się. Wybuchła kalifornijska „gorączka złota”.

W ciągu sześciu miesięcy ponad 4000 ludzi porzuciło wszelkie inne zajęcia, by szukać złota w tych okolicach. Eksplorowany obszar rozrósł się do setek kilometrów kwadratowych, zaś populacja poszukiwaczy wzrosła do ponad 80 000, z czego połowa przybyła drogą morską wokół przylądka Horn do San Francisco, zaś inni lądem, szlakiem kalifornijskim. Tak czy inaczej, wymagało to znacznego wysiłku.

Złoto znajdowano w rzekach spływających z gór Sierra Nevada przez centralną nizinę Kalifornii i wpadających do morza w San Francisco. Wkrótce przy poszukiwaniach zamiast prostego przesiewania i płukania zaczęto stosować coraz bardziej wyrafinowane techniki wydobywcze. Budowano śluzy, by wytworzyć wysokie ciśnienie wody, za pomocą której można było wymywać całe wzgórza, by dostać się do zalegających pod nimi pokładów złota. Zawsze też dokładnie oglądano wszystko, co znajdowało się w wodzie; wszak każdy kawałeczek złota oznaczał pieniądze, które – pomijając wszystko inne – rekompensowały ludziom ciężką pracę i ponoszone koszty.

Wkrótce jednak poszukiwacze odkryli, że głównym źródłem złota jest znajdujący się dziesiątki metrów pod powierzchnią ziemi żwir, zalegający koryta pradawnych rzek. Niekiedy znajdowano je w przepaścistych wąwozach o głębokości sięgającej nawet ponad 600 metrów, wyżłobionych przez współczesne rzeki. Poszukiwacze ryli poziome chodniki w stromych zboczach lub głęboko pod wzgórzami, aby dostać się do warstw złotonośnego żwiru. Praca była ciężka: żwir był zbity niczym beton i aby go rozbić, często używano materiałów wybuchowych.

Poszukiwacze znajdowali złoto w dużych ilościach; ale wraz z nim znaleźli wiele dziwnych przedmiotów i szczątki ludzkie. Po obozach poszukiwaczy złota zaczęły krążyć pogłoski o zaginionej cywilizacji, która rozwijała się na tym terenie miliony lat temu i z którą są związane znajdowane przedmioty. Niektórzy z górników zaczęli je kolekcjonować: czaszki, kości, kamienne groty włóczni i strzał, noże, moździerze i tłuczki, naczynia, młoty, ciężarki i wiele innych znalezisk.

Wieści o dziwnych odkryciach dotarły w końcu za Atlantyk. W grudniu 1851 roku londyński „Times” napisał o pewnym poszukiwaczu, który znalazł bryłkę złotonośnego kwarcu. Po jej rozbiciu oczom odkrywcy ukazał się zardzewiały, lecz idealnie prosty żelazny gwóźdź.

W ciągu następnych dziesięcioleci znaleziono tak wiele niezwykłych przedmiotów, że profesjonalne organizacje zainteresowały się nimi – a w każdym razie poczuły się zobowiązane do podjęcia jakichś działań przeciwko temu, co uznały za dziwaczne twierdzenia na temat historii ludzkości.

W 1880 roku uniwersytet Harvarda opublikował monografię autorstwa jednego z profesorów (który był równocześnie geologiem stanowym Kalifornii) na temat niektórych znalezisk. Dziesiątego stycznia 1888 roku odczytano raport na zebraniu Instytutu Antropologicznego w Londynie. Później, 30 grudnia 1890 roku, do Amerykańskiego Towarzystwa Geologicznego wpłynął artykuł na ten temat, a w 1899 roku najbardziej prestiżowa ze wszystkich amerykańskich organizacji naukowych, Smithsonian Institution w Waszyngtonie, przeprowadziła krytyczne badania wszystkich dotychczasowych znalezisk.

W raporcie Smithsonian odnotowano, że większość eksponatów znaleziono w warstwach żwiru pochodzącego sprzed 38 000 000 do 55 000 000 lat. Ale stwierdzono też, że część znalezisk pochodzi z chodników drążonych blisko powierzchni lub z osuwających się klifów.

Eksperci Smithsonian doszli więc do wniosku, że znalezione przedmioty mogły pochodzić ze znacznie młodszych indiańskich kultur; mogły zostać zakopane w głębokich grobach lub dawno temu wpaść do jaskiń czy studni, gdzie pokryły je warstwy ziemi i kamieni. Trzeba przyznać, że istotnie niektóre ze znalezionych szczątków ludzkich zdradzały ślady zmian chemicznych, które mogą potwierdzać taką wersję. Prawdą jest też, że prymitywna technika wymywania stosowana przez poszukiwaczy złota prowadziła do zniszczenia terenów objętych poszukiwaniami. Przedmioty, znajdujące się w warstwach bliskich powierzchni, mogły zostać przemieszane z pochodzącymi ze znacznie głębszych, a więc starszych, warstw. Poszukiwacze złota, którzy oczywiście nie byli naukowcami, uważali, że wszystkie znalezione przez nich obiekty, podobnie jak złoto, pochodzą z najstarszych warstw starożytnego żwiru. Jasne jest, że w wielu przypadkach mogli nie mieć racji.

W ten sposób naukowcy ze Smithsonian Institution znaleźli naukowo poprawne i, ogólnie rzecz biorąc, przekonujące wyjaśnienie występowania przedmiotów wykonanych przez człowieka, w sąsiedztwie starożytnych skał. Te badania – i inne, podobne do nich – osiągnęły zamierzony skutek: zagrożenie, jakie mogły stanowić te przedmioty dla powszechnie przyjętych naukowych teorii, zostało zażegnane.

Ale eksperci ze Smithsonian Institution byli przynajmniej uczciwi: przyznali, że niektóre znaleziska nie pasują do teorii. Chodziło o eksponaty znalezione w chodnikach wydrążonych głęboko, niekiedy dziesiątki metrów – pod wzgórzami. Przyznali, że takie przedmioty należą do zupełnie odrębnej kategorii, a ich pochodzenie niełatwo jest wytłumaczyć. Naukowcy starali się jednak znaleźć jakieś wyjaśnienie.

Bezskutecznie. Jak się bowiem przekonamy, przedmioty te są równie dobrym, jak w innych – uznanych – przypadkach, dowodem na istnienie starożytnej kultury.

Table Mountain

Aby zrozumieć sytuację, musimy coś wiedzieć o geologii. W złotonośnym regionie najmłodsze skały pochodzą sprzed około 55 000 000 lat. Od tamtego czasu w różnych okresach erupcje wulkanów powodowały powstawanie rozległych warstw lawy – warstw, których wiek można określić. Złotonośne żwiry, zalegające nad skalnym podłożem poniżej złóż lawy, pochodzą z okresu między 33 000 000 a 55 000 000 lat temu.

Ci z poszukiwaczy złota, którzy pracowali w określonych warunkach geologicznych, a nie po prostu wypłukiwali wszystko, na co natrafili, łatwiej mogli rozróżnić pochodzenie poszczególnych znalezisk. Mogli określić wiek przedmiotów, jakie znajdowali w starożytnym żwirze, i tych, które dawno temu przyniosły ze sobą wody rzeki, albo porzuconych nad jej brzegiem.

Jednym z miejsc, które stały się słynne z powodu znalezionych tam przedmiotów, była Table Mountain (Góra Stołowa) w okręgu Tuolumne w Kalifornii, na zachodnim skraju Parku Narodowego Yosemite.

Szczyt tej góry tworzy wielka czapa lawy licząca 9 000 000 lat. Pod tą czapą i kolejnymi warstwami skały zalegają złotonośne żwiry, niekiedy bezpośrednio na skalnym podłożu.

W ciągu trwających tu od lat poszukiwań złota powstała sieć górniczych chodników. Niektóre ciągną się poziomo w skale przez dziesiątki metrów i kończą szybami wznoszącymi się pionowo ku niższym warstwom złotonośnego żwiru. Inne chodniki opadają ukośnie ze zboczy góry do wyższych warstw tego samego żwiru.

Wszystkie artefakty zostały znalezione w zbitym prehistorycznym żwirze. Najpierw górnicy znajdowali groty włóczni, długie na 15-20 centymetrów, i dzbany z uchwytami. Znaleźli też pojedynczy dziwny obiekt z łupku z bruzdami, wyglądający jak uchwyt łuku, kamienne moździerze i ludzką żuchwę. Wszystkie zostały odkryte w warstwie żwiru liczącej 33 000 000 do 55 000 000 lat. Założenie, że i przedmioty pochodzą z tego samego okresu, wydaje się więc logiczne i słuszne.

Takie datowanie jest poważnym wyzwaniem dla nauki: ortodoksyjne podejście nie pozwala przyjąć do wiadomości istnienia przedmiotów wykonanych przez człowieka 33 000 000 lat temu, dlatego nauka podobne odkrycia ignoruje lub odrzuca. My nie możemy tak postępować.

Istnieje znacznie więcej podobnych dowodów: jeden z właścicieli kopalni osobiście znalazł duży kamienny moździerz w poziomym chodniku, 54 metry pod powierzchnią ziemi, pod skalną czapą. W tej samej kopalni znaleziono też fragment skamieniałej ludzkiej czaszki.

W 1853 roku wydobyto ładunek złotonośnego żwiru z jednego z chodników położonego na głębokości około 40 metrów poniżej powierzchni ziemi. Wśród żwiru znajdował się dobrze zachowany ząb mastodonta (wymarłego gatunku słonia) i duży paciorek z białego marmuru o długości prawie 4 i średnicy 2,5 centymetra. Miał przewiercony na wylot otwór o średnicy 6 milimetrów.

W 1858 roku w chodniku 18 metrów poniżej powierzchni ziemi, sięgającym 90 metrów w głąb góry, znaleziono kamienną siekierę. Miała ona około 15 centymetrów długości i ostrze o szerokości 10 centymetrów. Przewiercono w niej otwór do osadzenia trzonka. W pobliżu odkryto też kilka kamiennych moździerzy.

Inny kamienny moździerz, o średnicy prawie 8 centymetrów, odkryto w 1862 roku 60 metrów pod powierzchnią ziemi, ponad pół kilometra od wylotu chodnika. Został wykonany z andezytu, którego najbliższe złoża są oddalone o ponad 150 kilometrów.

Siedem lat później w sprawę zaangażował się przedstawiciel nauki, wybitny specjalista. Clarence King, poważany amerykański geolog, kierował rządowym programem badań geologicznych wzdłuż czterdziestego równoleżnika. W 1869 roku badał on strukturę geologiczną Table Mountain. Zauważył, że w pobliżu wulkanicznej czapy powódź odsłoniła położone głębiej warstwy żwiru. King szukał w nich skamieniałości, lecz znalazł fragment kamiennego tłuczka, tkwiący w bryle mocno zbitego żwiru. Po wyjęciu tłuczka w bryle został jego wyraźny odcisk. King nie miał wątpliwości, że tłuczek spoczywał w tym miejscu równie długo, jak sam żwir – kilka milionów lat.

King był doświadczonym geologiem; wiek skalnych warstw, w których został znaleziony tłuczek – ponad 9 000 000 lat – nie budził wątpliwości. A jednak tłuczek najwyraźniej wykonały ludzkie ręce. Obecnie obiekt ten znajduje się w Smithsonian Institution, gdzie jeden z ekspertów zdał sobie sprawę, jak wielkie wyzwanie stanowi on dla nauki. Przyznał uczciwie, że tego artefaktu „nie można bezkarnie zignorować”.

W 1877 roku w niższych warstwach żwiru pod Table Mountain, zaledwie kilkadziesiąt centymetrów nad macierzystą skałą, znaleziono dalsze przedmioty. Pewnego popołudnia, w czasie kopania dołu pod drewniany stempel mający podtrzymywać strop chodnika, około 0,5 kilometra od wejścia nadzorca kopalni znalazł kilka obsydianowych grotów włóczni, każdy o długości około 25 centymetrów.

Zaintrygowany rozpoczął dokładniejsze poszukiwania i trochę dalej znalazł kamienny moździerz. Po chwili trafił na następny, tym razem z kamiennym tłuczkiem. Później powiedział badaczom, że nie stwierdził żadnych śladów naruszenia struktury warstwy żwiru ani żadnej jamy, która mogłaby świadczyć, iż któryś z robotników podrzucił te przedmioty dla żartu. Opowiadał, że „nie było najmniejszych śladów naruszenia żwiru ani żadnej naturalnej szczeliny, przez którą można byłoby się dostać tutaj lub w pobliże”. Miejsce znaleziska w złotonośnej warstwie tuż nad skalnym podłożem wskazuje na okres między 33 000 000 a 55 000 000 lat temu.

Tym właśnie odkryciom poświęcony był referat wygłoszony w Amerykańskim Towarzystwie Geologicznym w 1891 roku. Autor referatu, geolog, zakończył wypowiedź następującym stwierdzeniem:

Wolałbym osobiście wykopać wszystkie te przedmioty, ale nie potrafię wskazać żadnej przyczyny, dla której to oświadczenie nie miałoby być dla reszty świata równie dobrym dowodem, jak moje własne słowa. Jest on równie kompetentny, jak ja, jeśli idzie o znajdowanie szczelin i pęknięć w skale czy śladów starożytnych prac, które górnik rozpoznaje natychmiast i boi się ich śmiertelnie.

Już same znaleziska z kopalni pod Table Mountain stanowią wystarczającą zagadkę dla nauki, ale i w innych kopalniach znajdowano obiekty najprawdopodobniej pochodzące z równie zamierzchłej przeszłości. Na przykład w pobliżu miasta San Andreas, 43 metry pod powierzchnią ziemi, odkryto kilka kamiennych moździerzy i inne, bliżej nieokreślone przedmioty. Wszystkie tkwiły w warstwie liczącej ponad 5 000 000 lat. W co najmniej 26 innych kopalniach znajdowano kamienne moździerze, czasem także tłuczki, w warstwach datowanych na co najmniej 23 000 000 lat.

Naukowcy muszą stawić czoło niewygodnemu faktowi – pod koniec XIX wieku w bardzo starych warstwach geologicznych znaleziono dosłownie setki pradawnych artefaktów. Czy możemy przyjąć, że wszystkie stanowią oszustwo lub zostały błędnie zinterpretowane przez niedoświadczonych obserwatorów? Albo że pochodzą z późniejszych okresów? W gruncie rzeczy doświadczony górnik, dzień po dniu obserwujący postęp prac, dla swojego własnego bezpieczeństwa wypatrujący pęknięć skały i śladów wcześniejszych robót górniczych, jest nawet bardziej kompetentny niż jakikolwiek geolog.

Warto też pamiętać, że wielu ważnych dla nauki odkryć archeologicznych dokonali amatorzy w niełatwych do datowania warstwach skalnych lub w okolicznościach, które później trudno było odtworzyć. Mimo to oficjalna nauka je zaakceptowała.

Jeden z antropologów, wyznaczony w 1908 roku przez Uniwersytet Kalifornijski do zbadania – i zdyskredytowania – znalezionych w kopalniach obiektów, otwarcie przedstawił swoje stanowisko. Oświadczył, że znaleziska te „wymagałyby umieszczenia początków gatunku ludzkiego w bardzo odległej epoce geologicznej. Jest to sprzeczne z całą wcześniejszą historią organizmów żywych, z której wynika, że ssaki żyją od niedawna”.

Nauka ma pewną teorię: głosi ona, że człowiek wyewoluował z naczelnych w ciągu jakichś 3 000 000 do 5 000 000 lat, a cały proces zaczął się 6 000 000 lub 7 000 000 lat temu. Nic, co nie jest zgodne z tą teorią, nie może być zaakceptowane. Ale czy naprawdę proces ewolucji nie mógł się odbyć 50 000 000 lat temu? A może jeszcze wcześniej?

Łańcuszek z Morrisonville

Rankiem, we wtorek 9 czerwca 1891 roku, żona wydawcy lokalnej gazety w Morrisonville w stanie Illinois, pani S.W. Culp, dorzucała węgiel do pieca. Ponieważ jedna z brył była zbyt duża, rozbiła ją na dwie niemal równe części. Wewnątrz bryły węgla zobaczyła delikatny złoty łańcuszek o długości około 25 centymetrów, „prastarej i doskonałej roboty”.

Pierwszą rzeczą, jaka przyszła do głowy zaskoczonej kobiecie, było to, że łańcuszek ktoś, być może jeden z górników, przypadkowo wrzucił do węgla. Kiedy jednak chciała go wyciągnąć, odkryła, że choć środkowa część łańcuszka jest luźna, oba końce nadal tkwią mocno w węglu. Ponadto zobaczyła na powierzchni węgla koliste zagłębienie w miejscu, gdzie tkwił łańcuszek. Najwyraźniej był on równie stary, jak węgiel. Pani Culp zaniosła łańcuszek do specjalisty, który go zbadał. Analiza wykazała, że został wykonany z ośmiokaratowego złota i ważył około 12 gramów. Po śmierci pani Culp w 1959 roku łańcuszek przeszedł w ręce jej krewnych, po czym zaginął.

Znaleziska tego z powodu niezwykłych okoliczności, w jakich zostało dokonane, nie traktowano wówczas poważnie i ani wtedy, ani później nie badał go żaden naukowiec. Dlatego nie znamy żadnych szczegółów, które mogłyby nam coś powiedzieć na temat jego pochodzenia.

Znalezisko jest niezwykłe pod każdym względem: węgiel na tym terenie pochodzi sprzed 320 000 000–260 000 000 lat. Zasadny więc powinien być wniosek, że w jakiejś odległej epoce musiała istnieć kultura zdolna do wykonania tak wyrafinowanych przedmiotów jak ów łańcuszek.

Nasuwają się trzy możliwe wyjaśnienia: po pierwsze, że nasze teorie na temat ewolucji człowieka są błędne, a cywilizowani ludzie chodzili po świecie już w czasach dinozaurów. Po drugie, błędne mogą być nasze teorie na temat powstania węgla; być może węgiel – lub tylko niektóre jego rodzaje – powstał nie miliony, ale tysiące lat temu. Wreszcie najbardziej pociągające wyjaśnienie jest takie, że mamy do czynienia z pomyłką lub wręcz oszustwem. Truizmem jest stwierdzenie, że wydawcy czasopism zawsze poszukują sensacyjnych wiadomości, aby ich gazeta lepiej się sprzedawała – może i w tym wypadku chodzi o taką właśnie sensacyjną wiadomość.

Jednak zaglądając do gazety, możemy się przekonać, że zamieszczone tam doniesienie wcale nie jest utrzymane w tonie sensacyjnym; przeciwnie, można raczej odnieść wrażenie, że wydawcy zależało na zachowaniu dyskrecji. Notatka znalazła się wprawdzie na pierwszej stronie, ale pomiędzy informacją o topielcu a opisem porażki drużyny baseballowej z Morrisonville.

Jednak wydawcy najwyraźniej zależało na tym, by czytelnicy dowiedzieli się o tym wydarzeniu, intrygującym wszystkich, którzy o nim słyszeli. „Niemal zapiera dech w piersi myśl o tym, jak wiele epok tworzyło jedną po drugiej warstwy, które przykryły złote ogniwa” – stwierdzał artykuł.

Trudno uznać to za rozmyślne oszustwo; możliwe, że popełniono jakiś błąd, ale i to niełatwo stwierdzić. Relacja jest rozbrajająco szczera. Ludzie zaangażowani w odkrycie i jego nagłośnienie byli wykształceni i inteligentni; nie mamy powodu wątpić, że ich relacja jest dokładna, a przekonanie, iż nie został popełniony błąd ani oszustwo – szczere. Jest to kolejny przykład wymagający wyjaśnienia.

Złoto i kultura

Kultury wytwarzają artefakty. Tworzą olbrzymie ilości narzędzi, broni, sprzętów, wizerunków kultowych i kości; nieskończone ilości kości.

Każda grupa ludzi, która przestała się ograniczać do rozpaczliwej walki o przetrwanie tworzy również sztukę: wizerunki o charakterze religijnym lub po prostu ozdoby i biżuterię, zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn. Zwłaszcza wytwarzanie złotej i srebrnej biżuterii jest wyznacznikiem znacznego postępu cywilizacyjnego.

Wykonanie złotego łańcuszka jest skomplikowanym zadaniem; nie podejmie się go ktoś, kto ma akurat wolną chwilę między polowaniem na mamuty a porywaniem cudzych kobiet. Poza tym złotego łańcuszka nie można wykonać kamiennymi narzędziami. Innymi słowy, złoty łańcuszek jest wytworem osiadłej kultury, która ma już za sobą tysiące lat rozwoju. Kultury takiej, jaką spotykamy w starożytnym Egipcie, Mezopotamii czy Chinach.

Najstarsze złote łańcuszki, jakie uznaje oficjalna nauka, pochodzą ze starożytnych cywilizacji Egiptu i Mezopotamii, które zaczęły powstawać około 5500 lat temu. Ale łańcuszki te są ze zwykłego złota, a nie z ośmiokaratowego stopu jak łańcuszek znaleziony przez panią Culp.

Ośmiokaratowe złoto nie jest w gruncie rzeczy złotem, lecz stopem; składa się z ośmiu części złota zmieszanych z szesnastoma częściami innego metalu, na przykład miedzi. Jest to informacja godna uwagi dla tych, którzy podejrzewają fałszerstwo: w czasach wiktoriańskich stopy złota często spotykano, ale zazwyczaj bywały piętnastokaratowe – zawierały ponad 60 procent złota. Stopów ośmiokaratowych nie używano.

Odkrycie pani Culp dowodzi – jeśli je zaakceptujemy – że już przed erą dinozaurów musiała istnieć wysoce wyspecjalizowana kultura. Oczywiście taka hipoteza jest niezwykła.

Ku zgryzocie tych, którzy wolą wygodne ortodoksyjne teorie, w bardzo starych formacjach skalnych znaleziono też inne przedmioty wykonane przez ludzi.

Starożytne artefakty…

Sobotnie wydanie „Timesa” z 22 czerwca 1844 roku przytaczało dziwną historię. „Niezwykłe wydarzenie” – głosił nagłówek. Otóż kilka dni wcześniej – dowiadujemy się z gazety – niedaleko Rutherford nad rzeką Tweed kilku robotników kamieniołomów znalazło w skalnej bryle złotą nić. Niewielki jej fragment zanieśli do biura miejscowej gazety w Kelso, gdzie można ją obejrzeć. „Pytanie, jak długo ta pamiątka zamierzchłej epoki pozostawała w miejscu, z którego została zabrana, stanowi wyzwanie dla talentu antykwariusza lub geologa…” – napisał zakłopotany autor notatki.

Nie możemy co prawda dokładnie określić miejsca dokonania znaleziska, ale piaskowce wokół Rutherford liczą 360 000 000 lat.

Równie enigmatyczny jest raport, jaki złożył w Brytyjskim Stowarzyszeniu na Rzecz Rozwoju Nauki sir David Brewster. Oświadczył on, że kamieniarze w kamieniołomie Kingoodie, niedaleko Dundee, znaleźli wewnątrz bloku piaskowca żelazny gwóźdź. Po rozbiciu bryły kamienia okazało się, że główka i mniej więcej 2,5-centymetrowy kawałek gwoździa mocno tkwią w skale. Piaskowiec na tym obszarze pochodzi z dolnego dewonu i liczy co najmniej 387 000 000 lat.

Podobny przypadek miał miejsce w 1885 roku w austriackim miasteczku Vöcklabruck, w połowie drogi między Salzburgiem a Linzem. Pracownicy huty żelaza rozbili bryłę węgla i znaleźli w niej mały stalowy przedmiot – niemal doskonały sześcian, mierzący 6,6 x 6,6 x 4,5 centymetra. Dookoła tej kostki biegła głęboka bruzda, a jej dwie przeciwległe ściany były zaokrąglone. Syn właściciela huty zabrał znalezisko do muzeum w Linzu, gdzie zostało poddane badaniom. Analiza wykazała, że metal, z którego przedmiot został wykonany, jest twardy jak stal i zawiera węgiel oraz nikiel. Wykonano odlew kostki – na szczęście, gdyż oryginał zaginął, prawdopodobnie w czasie wojennej zawieruchy, lecz odlew przetrwał.

W Kalifornii w 1952 roku specjalista od studni artezyjskich Frederick Hehr znalazł na głębokości ponad 11 metrów fragmenty żelaznego łańcucha tkwiące w litej skale. Fotografia wykonana w 1955 roku przedstawia blok piaskowca z jednym dużym pierścieniem połączonym z kilkoma mniejszymi. Niestety, podobnie jak w przypadku wielu tego rodzaju znalezisk, nie wiemy, gdzie się dzisiaj znajduje.

Ponieważ takie odkrycia i wypływające z nich wnioski stanowią poważne zagrożenie dla powszechnie przyjętej teorii naukowej, o wielu z nich się nie informuje, a jeśli nawet, to nie poświęca się im wystarczająco dużo uwagi, by mogły się zachować dla potomności. Traktowane z pogardą przez oficjalną naukę, popadają w zapomnienie i aż nazbyt często giną – podarowane w prezencie, wrzucone do pudła w muzealnym magazynie lub po prostu wyrzucone po śmierci znalazcy.

Koniec wersji demonstracyjnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: