Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Śmierć przybywa do Pemberley - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
8 października 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Śmierć przybywa do Pemberley - ebook

P.D. James wkracza w świat Dumy i uprzedzenia Jane Austen.

Akcja sequela rozpoczyna się sześć lat po ślubie Elizabeth i pana Darcy’ego. Niestety, okazuje się, że nie prowadzą oni tak szczęśliwego życia, jak moglibyśmy oczekiwać. Prócz niedopowiedzeń, intryg, zazdrości i rozczarowania swym związkiem główni bohaterowie napotykają też trudności zupełnie innej natury. Widziane w pobliskim lesie widmo zapowiada nieszczęścia, w tym zabójstwo jednego z członków rodziny. Przepełniona miłością, zazdrością, kłamstwem i cierpieniem Śmierć przybywa do Pemberley uwodzi czytelnika, który z wielką łatwością wkracza w ten XIX-wieczny świat i dzieli z postaciami ich namiętności, lęki i nadzieje.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-1649-1
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Nota autorki

Cieniowi Jane Austen winna jestem przeprosiny za wplątanie jej ukochanej Elizabeth w traumatyczne śledztwo w sprawie morderstwa, tym bardziej że w końcowym rozdziale Mansfield Park panna Austen jasno przedstawiła swoje poglądy: „Niechaj inne pióra rozwodzą się nad występkiem i nieszczęściem. Ja, jeśli tylko mogę, uciekam od tak okropnych tematów, niecierpliwa przywrócić wszystkim, co zbytnio nie zawinili, jaki taki spokój, a z całą resztą skończyć”¹. Na moje przeprosiny odpowiedziałaby niewątpliwie, że gdyby pragnęła się zajmować tak odrażającymi tematami, sama napisałaby tę historię, zresztą lepiej.

P.D. James, 2011Prolog Bennetowie z Longbourn

Wśród mieszkanek Longbourn panowało przekonanie, że Bennetom dopisało szczęście w wydaniu za mąż czterech z pięciu córek. Meryton, niewielkie miasteczko targowe w hrabstwie Hertford, nie leży na żadnej z tras krajoznawczych, nie jest bowiem malowniczo położone ani nie może się poszczycić świetną historią, a jedyna wielka posiadłość, Netherfield Park, choć imponująca, w ogóle nie jest wspominana w książkach o ciekawostkach architektonicznych w hrabstwie. W miasteczku znajduje się sala balowa, w której regularnie organizuje się tańce, nie ma jednak teatru, główne rozrywki odbywają się w prywatnych domach, gdzie plotki łagodzą nudę obiadów i umilają grę w wista, zawsze w tym samym towarzystwie.

Rodzina z pięcioma niezamężnymi córkami z oczywistych względów musi się stać obiektem pełnej współczucia troski wszystkich sąsiadów, zwłaszcza w miejscu, gdzie innych rozrywek jest jak na lekarstwo, a Bennetowie znajdowali się w szczególnie opłakanym położeniu. Z powodu braku męskiego potomka posiadłość pana Benneta miał odziedziczyć jego kuzyn, wielebny William Collins, który – co głośno i z lubością lamentowała pani Bennet – mógł wyrzucić ją z domu wraz z córkami, zanim ciało jej męża zdąży ostygnąć w grobie. Trzeba przyznać, iż pan Collins w miarę swoich możliwości próbował załagodzić sprawę. Choć wiązało się to z pewną niedogodnością, to przy aprobacie lady Catherine de Bourgh, swej budzącej grozę patronki, opuścił parafię w Hunsford w hrabstwie Kent i złożył wizytę Bennetom ze szczodrym zamiarem wybrania sobie żony spośród ich pięciu córek. Pani Bennet entuzjastycznie przyjęła ów zamiar, ostrzegła jednak wielebnego Collinsa, że najstarsza z córek najpewniej wkrótce się zaręczy. Wybór Williama padł więc na drugą w kolejności Elizabeth, która jednak stanowczo odrzuciła oświadczyny. Pastor musiał szukać większego zrozumienia u jej przyjaciółki, panny Charlotty Lucas. Panna Lucas przyjęła oświadczyny z satysfakcjonującym pośpiechem, a przyszłość, jakiej mogły się spodziewać pani Bennet z córkami, została przypieczętowana, nie budząc zresztą żalu ogółu sąsiadów. Po śmierci pana Benneta pan Collins planował umieszczenie pań w jednym z większych domów w posiadłości, gdzie sam zamierzał zadbać o ich strawę duchową, strawa fizyczna miała zaś pochodzić z resztek kuchennych pani Collins, wzbogacanych od czasu do czasu darowaną dziczyzną lub połciem boczku.

Szczęśliwym zrządzeniem losu Bennetowie uniknęli tych dobrodziejstw. Pod koniec 1799 roku pani Bennet mogła sobie pogratulować bycia matką czterech zamężnych córek. Trzeba przyznać, że małżeństwo najmłodszej, Lydii, w wieku zaledwie szesnastu lat, nie rokowało dobrze. Lydia uciekła z George’em Wickhamem, porucznikiem milicji stacjonującej w Meryton, można się więc było spodziewać, że ta eskapada zakończy się, jak wszystkie tego typu przygody, porzuceniem Lydii przez Wickhama, wygnaniem jej z domu, usunięciem poza nawias społeczeństwa, wreszcie ostateczną degradacją, o której przyzwoitość nie pozwala damom wspominać. Na szczęście ślub został zawarty, o czym pierwszy doniósł sąsiad William Goulding, który przejeżdżał obok powozu z Longbourn, gdy młoda pani Wickham oparła dłoń na otwartym oknie, by mógł dostrzec obrączkę. Siostra pani Bennet, pani Philips, pracowicie rozpowszechniała własną wersję ucieczki kochanków, zgodnie z którą para jechała do Gretna Green, ale na krótko zatrzymała się w Londynie, by Wickham mógł powiadomić matkę chrzestną o zbliżającym się ślubie, a po przybyciu pana Benneta poszukującego córki para przyjęła sugestię rodziny, że małżeństwo wygodniej będzie zawrzeć w Londynie. Nikt nie dawał wiary tym wymysłom, sąsiedzi uznali jednak, że winni przynajmniej udawać, iż przyjmują koncepty pani Philips z uwagi na ich oryginalność. George Wickham, rzecz jasna, już nigdy nie mógł zostać przyjęty w Meryton, aby nie kraść cnoty służącym ani zysków sklepikarzom, zgodzono się jednak, że gdyby jego żona pojawiła się w miasteczku, mogłaby liczyć na takie samo tolerancyjne traktowanie, z jakim dawniej spotykała się panna Lydia Bennet.

Sąsiedzi zachodzili w głowę, jak udało się doprowadzić do spóźnionego ślubu. Posiadłość pana Benneta nie przynosiła więcej niż dwa tysiące funtów rocznie, a według powszechnego przekonania pan Wickham musiał się domagać co najmniej pięciuset funtów oraz uregulowania wszystkich swoich rachunków z Meryton i innych, zanim przystał na małżeństwo. Pieniądze z pewnością wyłożył pan Gardiner, brat pani Bennet. Pan Gardiner uchodził za człowieka serdecznego, posiadał jednak rodzinę i z pewnością oczekiwał, że pan Bennet odda dług. W Lucas Lodge lękano się, iż powyższa konieczność uszczupli spadek zięcia, ale kiedy nie ścięto żadnych drzew, nie sprzedano ziemi, nie zwolniono służących, a rzeźnik wciąż jak co tydzień zaopatrywał panią Bennet, uznano, że pan Collins i droga Charlotte nie mają się czego obawiać i po przyzwoitym pochowaniu pana Benneta pan Collins będzie mógł objąć w posiadanie Longbourn pewien, że otrzymuje je w stanie nienaruszonym.

Za to zaręczyny, do których doszło niedługo po ślubie Lydii, mianowicie panny Bennet i pana Bingleya z Netherfield Park, przyjęto z aprobatą. Trudno je zresztą nazwać niespodziewanymi; podziw pana Bingleya dla Jane był widoczny już podczas ich pierwszego spotkania na balu. Jej uroda, łagodność i naiwny optymizm co do natury ludzkiej niepozwalający mówić źle o nikim sprawiały, że stała się ulubienicą wszystkich. Zaledwie kilka dni po zaręczynach najstarszej córki z panem Bingleyem doniesiono o jeszcze większym triumfie pani Bennet, do którego początkowo odnoszono się z niedowierzaniem. Oto panna Elizabeth Bennet, druga córka, miała poślubić pana Darcy’ego, właściciela Pemberley, jednej z najokazalszych posiadłości w hrabstwie Derby, przynoszącej ponoć dziesięć tysięcy funtów rocznie.

W Meryton powszechnie wiedziano, iż panna Lizzie nie znosi pana Darcy’ego, a stanowisko to podzielało towarzystwo biorące udział w balu, na którym pan Darcy po raz pierwszy pojawił się wraz z panem Bingleyem i jego dwiema siostrami, kiedy dał wyraz swojej dumie i pogardzie dla obecnych. Mimo zachęt ze strony przyjaciela, pana Bingleya, Darcy dał jasno do zrozumienia, że żadna z kobiet na balu nie zasługuje na to, by zostać jego partnerką. Kiedy sir William Lucas przedstawił mu Elizabeth, nie chciał z nią zatańczyć, wyjaśniając później panu Bingleyowi, że nie jest wystarczająco ładna, by go skusić. Uznawano więc, że żadna kobieta nie mogłaby zaznać szczęścia jako pani Darcy, albowiem, jak zauważyła Mary Lucas, „Kto chciałby przez resztę życia widzieć przy śniadaniu tę odpychającą twarz?”.

Nikt jednak nie mógł winić panny Elizabeth Bennet za przyjęcie postawy bardziej rozumnej i optymistycznej. W życiu nie można mieć wszystkiego, a każda młoda dama z Meryton zniosłaby więcej niż tylko odpychającą twarz przy śniadaniu, aby wyjść za dziesięć tysięcy rocznie i zostać panią Pemberley. Damy z Meryton solidarnie współczuły osobom dotkniętym nieszczęściem i chętnie gratulowały tym, którym się powiodło, ale uważały, że we wszystkim należy zachować umiar, a triumf panny Elizabeth przybrał doprawdy zbyt wielką skalę. Chociaż sąsiadki przyznały, że jest dość urodziwa i ma ładne oczy, to jednak niczym więcej nie mogła się zalecić mężczyźnie z taką fortuną; toteż wkrótce koteria największych plotkarek wysmażyła wytłumaczenie. Panna Lizzie zagięła parol na pana Darcy’ego już podczas pierwszego spotkania. Kiedy jej strategia stała się jasna, uznano, że od początku właściwie rozgrywała partię. Chociaż pan Darcy nie zechciał z nią zatańczyć na balu, często zerkał na nią i jej przyjaciółkę Charlotte, która mając wieloletnie doświadczenie w polowaniu na męża, zręcznie wychwytywała wszelkie oznaki ewentualnego zainteresowania i przestrzegła Elizabeth, by jej oczywista słabość do George’a Wickhama, atrakcyjnego i cieszącego się wzięciem porucznika, nie popchnęła jej do urażenia mężczyzny dziesięciokrotnie bardziej znacznego.

Po balu panna Jane Bennet została zaproszona na kolację do Netherfield. Ponieważ matka nalegała, by zamiast brać rodzinny powóz, pojechała konno, dziewczyna w sam raz się przeziębiła i musiała, zgodnie z planem pani Bennet, zostać kilka nocy w Netherfield. Elizabeth oczywiście wyprawiła się na piechotę, by odwiedzić Jane, a dobre maniery panny Bingley zmusiły ją do zaoferowania gościnności nieproszonej, dopóki jej siostra nie wróci do zdrowia. Prawie tydzień w towarzystwie pana Darcy’ego musiał wzmocnić nadzieje Elizabeth na powodzenie, z pewnością też w pełni wykorzystała tę przymusową bliskość.

W efekcie powyższych wydarzeń po namowach najmłodszych panien Bennet pan Bingley urządził w Netherfield bal, na którym Darcy zatańczył z Elizabeth. Siedzące pod ścianą przyzwoitki uniosły lorniony i podobnie jak reszta towarzystwa bacznie przyglądały się tańczącej parze. Ta co prawda niewiele rozmawiała, ale sam fakt, iż pan Darcy poprosił pannę Elizabeth do tańca, ona zaś nie odmówiła, budził zainteresowanie i domysły.

Kolejnym etapem kampanii Elizabeth była jej wizyta, wraz z sir Williamem Lucasem i jego córką Marią, u państwa Collinsów na plebanii w Hunsford. W normalnych warunkach panna Elizabeth z pewnością odrzuciłaby takie zaproszenie. Jakąż przyjemność mogła czerpać racjonalna kobieta z sześciotygodniowego towarzystwa pana Collinsa? Powszechnie wiedziano, że zanim został przyjęty przez pannę Lucas, oświadczył się właśnie pannie Lizzie. Takt, nie mówiąc już o innych powodach, powinien kazać jej się trzymać z dala od Hunsford. Elizabeth wiedziała jednak, że lady Catherine de Bourgh jest sąsiadką i patronką pana Collinsa, a pan Darcy, jej siostrzeniec, niemal na pewno będzie przebywał w Rosings podczas wizyty gości na plebanii. Charlotte, która informowała matkę o wszystkich szczegółach swego życia małżeńskiego, włączając w to zdrowie krów, drobiu oraz męża, napisała, że pan Darcy i jego kuzyn pułkownik Fitzwilliam, również przebywający z wizytą w Rosings, często odwiedzali plebanię podczas pobytu Elizabeth, doniosła też, iż pan Darcy przyszedł raz bez kuzyna, kiedy Elizabeth była sama. Zdaniem pani Lucas dowodziło to niezbicie faktu, że pan Darcy się zakochiwał, napisała też, że według niej przyjaciółka córki powinna niezwłocznie przyjąć oświadczyny któregokolwiek z dwóch dżentelmenów, gdyby do takowych doszło. Panna Lizzie wróciła jednak do domu z niczym.

W końcu wszystko się ułożyło, kiedy pani Gardiner wraz z mężem, bratem pani Bennet, zaprosili Elizabeth na letnią wycieczkę. Pierwotnie zamierzali się wybrać do Krainy Jezior, najwyraźniej jednak obowiązki służbowe zmusiły pana Gardinera do ograniczenia planów, mieli więc poprzestać na wyprawie do hrabstwa Derby. Wiadomość przekazała Kitty, czwarta córka Bennetów, ale nikt w Meryton nie wierzył w tę wymówkę. Zamożna rodzina, którą było stać na podróż z Londynu do Derby, z pewnością mogła przedłużyć wycieczkę do Krainy Jezior, gdyby tylko miała taką ochotę. Nie ulegało wątpliwości, że pani Gardiner, wspólniczka w planie matrymonialnym swej ulubionej siostrzenicy, wybrała hrabstwo Derby, ponieważ pan Darcy miał przebywać w Pemberley.

W rzeczy samej Gardinerowie i Elizabeth, którzy niewątpliwie zapytali w gospodzie, kiedy można zastać pana na Pemberley, złożyli tam wizytę, gdy pan Darcy wrócił. Zgodnie z wymogami uprzejmości Gardinerowie zostali przedstawieni, całą grupę zaproszono do Pemberley na kolację, a jeśli panna Elizabeth miała jakiekolwiek wątpliwości co do sensu swego planu, by złowić pana Darcy’ego, jeden rzut oka na posiadłość utwierdził ją w postanowieniu, aby zakochać się w nim czym prędzej.

Po powrocie do Netherfield Park pan Darcy i jego przyjaciel pan Bingley niezwłocznie złożyli wizytę w Longbourn, gdzie szczęście panien Jane i Elizabeth zostało w końcu triumfalnie przypieczętowane. Zrękowiny Elizabeth, choć okazałe, nie dostarczyły takiej przyjemności jak zaręczyny starszej z sióstr. Lizzie nigdy nie cieszyła się popularnością. Co bystrzejsze z merytońskich dam podejrzewały czasem, że podśmiewa się z nich skrycie. Ponadto zarzucały jej, że jest sarkastyczna, i choć nie miały pewności, co to słowo oznacza, wiedziały, że nie jest to cecha pożądana u kobiety, ponieważ dżentelmeni szczególnie jej nie lubią. Sąsiadki, których zazdrość z powodu triumfu Elizabeth przewyższała zadowolenie z perspektyw małżeńskich, mogły się pocieszać zapewnieniami, iż duma i arogancja pana Darcy’ego oraz kostyczny humor żony sprawią, że ich życie będzie upływać w całkowitej udręce, której ani Pemberley, ani dziesięć tysięcy rocznie nie zrekompensują.

Biorąc pod uwagę formalności, bez których wystawny ślub raczej nie mógł się odbyć – takich jak wykonanie portretów, czynności prawne, zakup nowych powozów i strojów – śluby panny Jane z panem Bingleyem oraz panny Elizabeth z panem Darcym zostały zawarte tego samego dnia w kościele w Longbourn z zadziwiająco małym opóźnieniem. Dzień ów mógł się stać najszczęśliwszym w życiu pani Bennet, gdyby podczas uroczystości nie chwyciły ją palpitacje wywołane lękiem, że groźna ciotka pana Darcy’ego lady Catherine de Bourgh pojawi się w drzwiach kościoła, by zapobiec małżeństwu. Dopiero po ostatnim błogosławieństwie mogła poczuć, że nikt nie odbierze jej triumfu.

Należy raczej wątpić, by pani Bennet brakowało towarzystwa drugiej córki, ale jej mężowi z pewnością tak. Elizabeth była jego ulubienicą. Po ojcu odziedziczyła inteligencję, cięty dowcip, zdolność śmiania się ze słabostek i niekonsekwencji sąsiadów. Longbourn House bez Elizabeth stał się samotniejszym i mniej rozumnym miejscem.

Pan Bennet był bystrym, czytającym książki człowiekiem, dla którego biblioteka stanowiła azyl i źródło najszczęśliwszych godzin. On i Darcy szybko doszli do wniosku, że się lubią, i odtąd, jak często bywa między przyjaciółmi, akceptowali swoje rozmaite dziwactwa, uznając je za dowód wyższej inteligencji tego drugiego. Wizyty pana Benneta w Pemberley, często wtedy, gdy najmniej się go spodziewano, upływały głównie w bibliotece, jednej z najświetniejszych, jakie znajdowały się w prywatnych rękach. Trudno było go wyciągnąć z niej nawet na posiłki. Bingleyów w Highmarten odwiedzał rzadziej, ponieważ Jane większość uwagi poświęcała mężowi i dzieciom, co niekiedy drażniło pana Benneta. Ponadto nie było tam książek ani czasopism mogących go skusić. Majątek pana Bingleya pochodził z handlu. Nie odziedziczył rodzinnej biblioteki, choć po nabyciu Highmarten House zamierzał zgromadzić księgozbiór. Panowie Darcy i Bennet ochoczo zaoferowali pomoc. Niewiele jest przyjemniejszych rzeczy niż wydawanie pieniędzy przyjaciela ku własnej satysfakcji i jego korzyści, a jeżeli nabywcy ulegali czasem pokusie rozrzutności, pocieszali się myślą, że pana Bingleya na to stać. Chociaż półki biblioteczne, zaprojektowane według wskazówek i zaaprobowane przez pana Benneta, bynajmniej nie były jeszcze zapełnione, to przecież Bingley mógł się napawać wytwornym ustawieniem woluminów oraz lśniącymi skórzanymi okładkami; zdarzało się nawet, że wyjmował książkę, i widziano, jak ją czyta, kiedy pora roku lub pogoda nie sprzyjały polowaniu, łowieniu ryb czy strzelaniu.

Pani Bennet towarzyszyła mężowi w odwiedzinach w Pemberley tylko dwukrotnie. Pan Darcy podejmował ją uprzejmie i cierpliwie, ale czuła przed zięciem taką bojaźń, że nie chciała przeżywać tego ponownie. Elizabeth podejrzewała, że matka większą przyjemność czerpie z raczenia sąsiadek opowieściami o cudach Pemberley, o rozmiarach i urodzie ogrodów, przepychu domu, liczbie służących i splendorze stołu w jadalni niż z faktycznego ich przeżywania. Ani pan Bennet, ani jego żona nie odwiedzali często wnuków. Pięć córek urodzonych w krótkich odstępach czasu pozostawiło żywe wspomnienie o zarwanych nocach, wrzeszczących niemowlętach, nieustannie utyskującej niańce i opornych pokojówkach. Wstępna inspekcja wkrótce po narodzinach każdego wnuka czy wnuczki potwierdzała zapewnienia rodziców, że dziecko jest nad wyraz urodziwe i już przejawia nieprzeciętną inteligencję, po czym Bennetowie zadowalali się regularnymi sprawozdaniami o postępach.

Na balu w Netherfield pani Bennet, powodując zresztą silne zażenowanie dwóch najstarszych córek, głośno oznajmiła, że po ślubie Jane z panem Bingleyem spodziewa się, iż inni zamożni panowie zainteresują się jej młodszymi córkami. Ku powszechnemu zdziwieniu Mary posłusznie wypełniła tę jakże naturalną macierzyńską przepowiednię. Nikt nie liczył na to, że wyjdzie za mąż. Kompulsywnie czytała książki, ale ani ich świadomie nie wybierała, ani nie rozumiała; pozbawiona talentu mozolnie ćwiczyła na klawikordzie; często rzucała banalne uwagi, którym brakowało mądrości i dowcipu. Z całą pewnością nigdy nie okazywała zainteresowania płcią męską. Bal był pokutą, którą znosiła tylko dlatego, że stwarzał okazję do znalezienia się w centrum uwagi przy klawikordzie i rozmyślnego zmuszenia oszołomionej publiczności do uległości. Od ślubu Jane upłynęły tylko dwa lata, gdy Mary została żoną wielebnego Theodore’a Hopkinsa, proboszcza parafii przylegającej do Highmarten.

Z powodu niedyspozycji wikarego z Highmarten przez trzy kolejne niedziele nabożeństwo odprawiał pan Hopkins. Ten chudy, melancholijny kawaler w wieku trzydziestu pięciu lat miał zwyczaj wygłaszać przesadnie długie, skomplikowane pod względem teologicznym kazania, co naturalnie przysporzyło mu reputacji bardzo mądrego człowieka, a choć trudno było go nazwać bogatym, prócz uposażenia posiadał więcej niż wystarczające prywatne dochody. Mary, goszcząca w Highmarten w jedną z niedziel, kiedy wygłaszał kazanie, po nabożeństwie została mu przedstawiona przez Jane w drzwiach kościoła i natychmiast zrobiła na pastorze wrażenie, komplementując jego mowę, wyrażając poparcie dla jego interpretacji Pisma, w dodatku tak często nawiązywała do kazań Fordyce’a, że siostra, która spieszyła się z mężem na lunch z sałaty i wędlin, zaprosiła proboszcza na następny wieczór na kolację. Później posypały się kolejne zaproszenia i przed upływem trzech miesięcy Mary została panią Hopkins, przy czym małżeństwo wzbudziło równie małe zainteresowanie ogółu, jak mało okazały był sam ślub.

Jedną z korzyści parafii okazała się wyraźna poprawa jedzenia na plebanii. Pani Bennet wpoiła córkom znaczenie dobrego stołu dla harmonii domowej i przyciągania męskich gości. Wierni mieli nadzieję, że proboszczowi będzie tak spieszno do małżeńskiej szczęśliwości, że skróci nabożeństwo, ale chociaż jego tusza wzrosła, to długość kazań pozostała bez zmian. Nowożeńcy zamieszkali razem w pełnej zgodzie, z tym tylko że Mary na samym początku zażądała własnego pokoju, gdzie mogłaby spokojnie czytać. Jedyną wolną sypialnię przeznaczono więc na wyłączny użytek pani domu, co przyczyniło się do wzmocnienia przyjaznych stosunków między małżonkami, a w dodatku uniemożliwiło im zapraszanie krewnych na noc.

Jesienią 1803 roku, kiedy panie Bingley i Darcy obchodziły szóstą rocznicę szczęsnego małżeństwa, pani Bennet pozostała tylko jedna córka, Kitty, dla której nie znaleziono męża. Ani pani Bennet, ani Kitty nie przejmowały się zbytnio matrymonialną porażką. Kitty cieszyła się prestiżem i pobłażaniem okazywanym jedynej córce w domu, regularnie odwiedzała Jane, gdzie była ukochaną ciotką, słowem: jeszcze nigdy nie żyło jej się lepiej. Wizyty Wickhama i Lydii stanowiły raczej marną reklamę dla instytucji małżeństwa. Przyjeżdżali w znakomitych humorach, wylewnie witani przez panią Bennet, zawsze radą zobaczyć ukochaną córkę. Jednak początkowa dobra wola szybko przeradzała się w kłótnie, oskarżenia i niskie utyskiwanie gości na biedę oraz skąpstwo Elizabeth i Jane, toteż pani Bennet żegnała ich z nie mniejszą radością, niż witała przy kolejnej wizycie. Tak naprawdę potrzebowała córki pod dachem, a Kitty, która po wyjeździe Lydii stała się znacznie bardziej przyjazna i pożyteczna, spisywała się bardzo dobrze. Tak więc w 1803 roku panią Bennet można było uważać za kobietę szczęśliwą, przynajmniej na tyle, na ile pozwalał jej charakter. Podobno nawet wzięła udział w czterodaniowym obiedzie w obecności sir Williama i lady Lucas, ani razu nie wspominając o niesprawiedliwym majoracie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: