Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Smuga - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
17 września 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Smuga - ebook

Jeszcze nigdy Aman nie potrzebował przyjaciela tak bardzo, jak teraz. I oto na afgańskiej pustyni, przed jaskinią, w której chłopiec mieszka z mamą, zjawia się czworonożny gość.

Mała, łaciata spanielka zostaje towarzyszką zabaw Amana, a wkrótce staje się jego najwierniejszym przyjacielem. Suczka podąża za chłopcem krok w krok niczym smuga cienia, dlatego Aman nadaje jej właśnie takie imię – Smuga.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-1614-9
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przedmowa

Wiele osób przyczyniło się do powstania tej książki: przede wszystkim Natasha Walter, Juliet Stevenson i wszyscy ci, którzy brali udział w realizacji spektaklu Ojczyzna – głęboko poruszającej sztuki, dzięki której zwróciłem uwagę na uchodźców ubiegających się o azyl w ośrodku Yarl’s Wood. Potem były dwa nadzwyczajne filmy, które pozwoliły mi zrozumieć sytuację ludności Afganistanu: The Boy Who Plays on the Buddhas of Bamiyan w reżyserii Phila Grabsky’ego i In This World Michaela Winterbottoma.

Dziękuję również Clare Morpurgo, Jane Feaver, Ann-Janine Murtagh, Nickowi Lake, Livii Firth oraz wielu innym, za wszystko, co zrobili.

Michael Morpurgo

sierpień 2010Kiedy gwiazdy zaczynają spadać…

Matt

Ta historia w ogóle by się nie wydarzyła, gdyby nie drzewo babci. To prawda. Po jej śmierci, a było to jakieś trzy lata temu, dziadek przyjeżdżał do nas do Manchesteru każdego lata. Ale tamtego roku powiedział, że nie może przyjechać, ponieważ martwi się o drzewo babci.

Wszyscy razem, całą rodziną, posadziliśmy tę wiśnię w jego ogrodzie w Cambridge. Dziadek uwielbiał białe kwiaty kwitnących wiosną wiśni. Od razu obficie podlaliśmy drzewo, żeby dobrze rosło.

– Teraz jest ono częścią rodziny – powiedział dziadek. – I zawsze będę się nim opiekował, jak każdym z was.

Tego lata, gdy mama zadzwoniła do dziadka i spytała go, kiedy się do nas wybierze, odpowiedział, że nie może przyjechać, ponieważ panuje susza. Nie padało od miesiąca i martwi się, że drzewo babci uschnie. Musi zostać w domu, żeby je podlewać.

Mama starała się namówić dziadka do przyjazdu:

– Przecież ktoś inny może podlewać drzewo. Możesz poprosić o pomoc sąsiadów – proponowała.

Na nic jednak zdały się jej perswazje. Poprosiła więc, żebym to ja spróbował porozmawiać z dziadkiem. Liczyła, że mnie posłucha. Zadzwoniłem.

– Matt, ty możesz przyjechać do mnie. Przywieź Monopoly. I swój rower. Co ty na to? – zaproponował.

Tak oto znalazłem się w ogrodzie dziadka. Podlaliśmy drzewo babci, zjedliśmy kolację i nakarmiliśmy Psa. Siedziałem i patrzyłem w letnie rozgwieżdżone niebo, a Pies leżał u moich stóp. Bardzo to lubiłem.

Pies to mały biało-brązowy spaniel, który zawsze dyszy, wywieszając różowy język. Strasznie się ślini, ale jest cudowny. Podobno to ja nazwałem go Pies. Gdy byłem mały, dziadek i babcia mieli też kota, który wabił się Bies. Lubiłem dźwięk imion Bies i Pies wypowiadanych razem. Biedny Pies nigdy nie dostał porządnego imienia.

Ale wróćmy do opowieści. Dziadek i ja skończyliśmy pierwszą partyjkę Monopoly. Ja wygrałem. Potem długo rozmawialiśmy, a później siedzieliśmy bez słów i patrzyliśmy w gwiazdy.

Dziadek zaczął nucić, a po chwili śpiewać Kiedy gwiazdy zaczynają spadać, ale nagle przerwał.

– Dalej nie pamiętam – powiedział. – To była ulubiona piosenka babci. Wiem, że ona tam jest, Matt. Teraz właśnie spogląda na nas z góry. W taką noc jak dziś, gwiazdy wydają się być tak blisko, jakby można było je dotknąć. – Głos dziadka się łamał.

Nie wiedziałem, co powiedzieć, więc milczałem. Nagle coś sobie przypomniałem. To było jak echo w moich myślach.

– Aman powiedział mi kiedyś to samo – odezwałem się. – O gwiazdach, które są tak blisko. Byliśmy na szkolnej wycieczce na farmie w Devon i w nocy wymknęliśmy się na spacer. Nad nami było mnóstwo gwiazd, całe miliardy gwiazd. Położyliśmy się w polu i patrzyliśmy na nie. Zobaczyliśmy Oriona, Wielki Wóz i Drogę Mleczną, ciągnącą się w nieskończoność. Aman powiedział mi, że nigdy nie czuł się tak wolny. Kiedy przyjechał do Manchesteru, to myślał, że w Anglii w ogóle nie ma gwiazd. I to jest prawda, dziadku. W Manchesterze nie można ich zobaczyć tak wyraźnie. Zapewne z powodu wszystkich świateł zapalonych nocą. Aman powiedział, że w Afganistanie gwiazdy wypełniają całe niebo i są tak blisko, jakby były wymalowane na suficie.

– Kto to jest Aman? – spytał dziadek.

Wcześniej opowiadałem już o Amanie. Dziadek spotkał go nawet raz lub dwa, ale teraz często zapominał różne rzeczy. I o tym też pewnie zapomniał.

– Dziadku, Aman to mój najlepszy kolega – odpowiedziałem. – Ma czternaście lat jak ja. Nawet urodziliśmy się tego samego dnia, 22 kwietnia. Ja w Manchesterze, a on w Afganistanie. Teraz wysyłają go tam z powrotem, do Afganistanu. Na pewno spotkałeś Amana u nas w domu. Jestem tego pewien.

– Tak, teraz sobie przypominam – powiedział dziadek. – Taki niewysoki chłopiec z uśmiechem od ucha do ucha. Jak to wysyłają go z powrotem? O czym ty mówisz? Kto go wysyła?

Opowiedziałem dziadkowi jeszcze raz historię Amana, chociaż byłem pewny, że już ją słyszał. Mówiłem o tym, jak sześć lat temu Aman przyjechał do Anglii jako uchodźca, jak zaczął chodzić do naszej szkoły, mimo że nie znał angielskiego.

– Ale szybko się nauczył – powiedziałem. – Aman i ja byliśmy razem w klasie – w podstawówce i w szkole Belmont. Masz rację dziadku, on jest niski, ale potrafi biegać szybko jak wiatr i świetnie gra w piłkę. Nie opowiada wiele o Afganistanie. Mówi, że zostawił tam swoje poprzednie życie i nie chce go pamiętać, więc ja o nic nie pytam. Kiedy zmarła babcia, był jedyną osobą, z którą mogłem o tym porozmawiać. Może dlatego, że wiedziałem, że tylko on mnie zrozumie.

– Dobrze mieć takiego przyjaciela – stwierdził dziadek.

– W każdym razie – mówiłem dalej – od ponad trzech miesięcy Aman jest w jakimś więzieniu, czy czymś podobnym. Byłem przy tym, jak go zabrali – jakby był przestępcą albo nie wiadomo kim. Trzymają tam ludzi do chwili, gdy już mogą odesłać ich z powrotem do Afganistanu. Pisaliśmy w szkole listy do premiera, do królowej i do innych ważnych osób, prosząc, żeby pozwolili Amanowi zostać w Anglii. Nikt nam nie odpisał. Do Amana też pisałem. Wiele razy. Odpisał tylko raz, zaraz po tym, jak go zabrali. Napisał, że najgorsze w więzieniu jest to, że nie można wyjść w nocy na dwór i patrzeć w gwiazdy.

– Więzienie? Co masz na myśli? Jakie więzienie? – dopytywał dziadek.

– Yarl’s… coś tam – odpowiedziałem, próbując przypomnieć sobie adres, który napisałem na kopercie. – Yarl’s Wood, na pewno tak.

– To całkiem blisko, jestem tego pewien – powiedział dziadek. – Moglibyśmy odwiedzić Amana.

– Nie da rady. Oni tam nie wpuszczają dzieci – odparłem. – Mama już dzwoniła i powiedzieli jej, że nie wolno przyprowadzać dzieci, że jestem za mały. W ogóle, to nie wiem nawet, czy on nadal tam jest. Tak jak powiedziałem – od dawna nie mam od niego żadnej wiadomości.

Zapanowała cisza. Dziadek i ja nie odzywaliśmy się przez dłuższą chwilę. Znowu patrzyliśmy w gwiazdy. I wtedy przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Myślę, że właśnie przyszedł stamtąd. Z gwiazd.I tam trzymają dzieci?

Matt

Obawiałem się, jak dziadek na to zareaguje, ale pomyślałem, że warto spróbować.

– Dziadku… – zacząłem. – Myślałem o Amanie. Może moglibyśmy się czegoś dowiedzieć. Może mógłbyś tam zadzwonić, na przykład, i dowiedzieć się, czy on jeszcze tam jest. A jeśli jest, to może mógłbyś się z nim zobaczyć, zamiast mnie?

– Ale ja go prawie nie znam. Co miałbym mu powiedzieć?

Uznałem, że dziadkowi nie spodobał się ten pomysł, więc nie naciskałem. Mojego dziadka nie można do niczego zmusić. Wszyscy w rodzinie o tym wiedzą, a mama mawia nawet, że dziadek jest uparty jak osioł.

Znów siedzieliśmy z dziadkiem, nic do siebie nie mówiąc, ale czułem, że on chce to jeszcze przemyśleć. Dziadek nie wrócił do tematu ani tego wieczoru, ani następnego ranka przy śniadaniu. Pomyślałem, że albo już o tym zapomniał, albo zdecydował, że nie ma zamiaru tego zrobić. Tak czy siak, wiedziałem, że nie powinienem o tym ponownie wspominać. Chyba nawet w ogóle zrezygnowałem z tego pomysłu.

To była część codziennej rutyny dziadka: bez względu na pogodę wstać wcześnie rano i wziąć Psa na spacer przez łąki aż do brzegu Grantchester. Dziadek nazywał tę trasę swoją „ścieżką zdrowia”. I wiem, że zawsze cieszył się, kiedy mu na niej towarzyszyłem. Niezbyt lubiłem wcześnie wstawać, ale gdy już wyszedłem z domu, to zachwycały mnie te spacery, szczególnie w takie mgliste poranki, jak tamtego dnia.

Wokoło nie było nikogo, tylko paru wioślarzy i bardzo dużo kaczek. Na łąkach pasły się krowy, więc musiałem trzymać Psa na smyczy, co nie było takie łatwe. Zawsze znalazł jakąś norę, którą chciał obwąchać, albo kopczyk kreta, który musiał oznaczyć. Cały czas ciągnął mnie za sobą.

– Ciekawy zbieg okoliczności – odezwał się dziadek.

– Co takiego? – spytałem.

– Ten Yarl’s Wood, o którym wczoraj mówiłeś. Wydaje mi się, że to jest to samo miejsce, które babcia odwiedzała lata temu. Zanim się rozchorowała. Moja pamięć nie jest już niezawodna, ale myślę, że to miejsce nazywało się Yarl’s Wood – pewnie dlatego je skojarzyłem. Babcia była z nim w jakiś sposób zaprzyjaźniona.

– Zaprzyjaźniona? – powtórzyłem.

– Tak – odpowiedział dziadek. – Jeździła tam i rozmawiała z tymi ludźmi, wiesz, z uchodźcami. Pocieszała ich, gdy przechodzili ciężkie chwile. Przez wiele lat często odwiedzała różne więzienia. Ale niewiele o tym mówiła. Twierdziła, że to ją za bardzo smuci. Zwykle raz w tygodniu jechała do kogoś, żeby podnieść go na duchu. Taka już była. Zawsze namawiała mnie, żebym też to robił. Uważała, że nadaję się do tego. Ale ja nigdy nie miałem tyle odwagi, co ona. Chyba boję się takich zamkniętych, strzeżonych miejsc. Tak myślę. Mimo że wiem, że w każdej chwili mogę je opuścić. Czy to nie jest głupie?

– Wiesz dziadku, co Aman napisał w liście? – spytałem. – Napisał, że między nim a światem na zewnątrz jest sześć par zaryglowanych drzwi i ogrodzenie z drutem kolczastym. Policzył je.

To był ten moment, kiedy obaj spojrzeliśmy na siebie i wiedziałem, że dziadek zdecydował, że to zrobi. Nie doszliśmy do Grantchester. Od razu zawróciliśmy do domu. Psu to się ani trochę nie spodobało.

Dziadek, zanim przeszedł na emeryturę, był dziennikarzem, więc wiedział jak się do tego zabrać. Gdy tylko weszliśmy do domu, chwycił za telefon. Dowiedział się, że aby odwiedzić panią Khan i Amana w Yarls’ Wood, musi napisać oficjalny list z prośbą o pozwolenie na wizytę. Minęło parę dni zanim otrzymaliśmy odpowiedź.

Szczęśliwie okazało się, że Aman ciągle tam był. Dziadkowi pozwolono przyjechać już w środę, czyli za dwa dni. Wizyty mogły odbywać się między drugą a piątą po południu. Od razu napisałem do Amana. Miałem nadzieję, że mi odpisze albo zadzwoni do mnie. Ale nie zrobił tego. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego milczał.

Po drodze do Yarl’s Wood czułem, że dziadek był trochę zdenerwowany. Nieustannie powtarzał, że żałuje, że zgodził się na tę wyprawę. Pies siedział z tyłu i jak zwykle opierał głowę na ramieniu dziadka, patrzył na drogę przed nami.

– Myślę, że gdybyś mu pozwolił, Pies mógłby sam poprowadzić auto – próbowałem rozśmieszyć dziadka.

– Szkoda, że nie możesz tam ze mną wejść, Matt.

– Też żałuję – odparłem. – Dasz sobie radę, dziadku. Polubisz Amana. On na pewno cię pamięta. Jestem pewien. I masz ze sobą Monopoly, prawda? Aman wygra. Ale nie przejmuj się. On wszystkich ogrywa. I powiedz mu, żeby do mnie napisał albo zadzwonił, albo wysłał esemesa.

Wjeżdżaliśmy pod górę długą prostą drogą. Wydawała się prowadzić do nieba. Dopiero gdy dojechaliśmy na sam szczyt, zobaczyliśmy bramy, a potem wysoki płot zwieńczony drutem kolczastym.

– I tu trzymają dzieci? – westchnął dziadek.Idę do więzienia

Dziadek

Zostawiłem Matta i Psa w aucie i ruszyłem w stronę bramy. Czułem się nieswojo. Takie samo uczucie towarzyszyło mi pierwszego dnia w szkole – wielki, ciężki kamień w brzuchu.

Ponury wartownik otworzył bramę. Idealnie pasował do tego miejsca. Gdyby nie to, że Matt na pewno obserwował mnie z auta, zawróciłbym i odjechał z powrotem do domu. Nie mogłem jednak tak się ośmieszyć i nie mogłem zawieść wnuka.

Odwróciłem się i zobaczyłem, jak Matt wysiada z auta, żeby wypuścić Psa. Pomachaliśmy do siebie i znalazłem się po drugiej stronie bramy. Nie było odwrotu.

Idąc drogą w stronę więzienia, rozmyślałem o moim wnuczku, żeby dodać sobie odwagi. Odkąd zostałem sam, Matt bywa u mnie bardzo często. Uwielbiam patrzeć, jak bawi się z Psem. Pies starzeje się tak jak ja, ale kiedy przyjeżdża Matt, znowu zachowuje się jak szczeniak. Matt sprawia, że wstępuje w niego dawna energia, dzięki czemu i ja czuję się młody. Wystarczy, że przypomnę sobie, jak bawią się razem i już się uśmiecham. Dobrze mi to robi. Jest mi lżej na duszy. Matt i ja nie jesteśmy już wyłącznie wnuczkiem i dziadkiem – staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi.

Kiedy dołączyłem do kolejki oczekujących na spotkanie z zatrzymanymi tu ludźmi, zacząłem się zastanawiać, co ja w ogóle tu robię. Czy i tak nie odeślą tych uchodźców tam, skąd przybyli? Czy to ma sens? Co ja właściwie mogę zrobić? Co mogę takiego powiedzieć, żeby cokolwiek zmienić?

Ale Matt chciał, żebym to zrobił dla Amana, więc wszedłem do środka, z Monopoly pod pachą. Drzwi zamknęły się za mną głucho. Usłyszałem płaczące dzieci.

Jak każdy odwiedzający, musiałem przejść kontrolę. Strażnicy od razu odebrali mi grę. Wnoszenie takich rzeczy było niezgodne z regulaminem. Mogłem jedynie liczyć, że oddadzą mi ją później, jak będę wychodził.

Wokoło pełno było tych ponurych wartowników. We wrogiej ciszy szorstko przeprowadzali kontrolę osobistą. Wszystko tutaj było okropne: mroczna sala z szafkami na płaszcze i torby odwiedzających, typowy dla takich miejsc zapach, odgłos kluczy przekręcanych w zamkach, zakurzone, plastikowe kwiaty w sali spotkań i stłumiony płacz dzieci.

Wreszcie ich zobaczyłem. Byli jedynymi, do których nikt nie przyszedł. Od razu rozpoznałem Amana i wiedziałem, że on mnie też poznał, tak jak zapewniał Matt. Aman i jego mama siedzieli przy stole. Czekali, patrząc na mnie pustym wzrokiem. Żadnych uśmiechów. Nie wyglądali na zadowolonych z mojej obecności. Wszystko było za sztuczne, za oficjalne i za sztywne. Podobnie jak inni w tej sali, musieliśmy siedzieć przy stole naprzeciw siebie. Oficerowie z kluczami dyndającymi przy paskach byli wszędzie i obserwowali nas.

Mama Amana siedziała smutna i milcząca, z opuszczonymi ramionami i kamienną twarzą. Oczy miała zapadnięte, podsiniałe; zdawała się być zamknięta w sobie. Aman zdawał się jeszcze mniejszy niż go zapamiętałem, wynędzniały i chudy jak patyk. Jego oczy wyglądały jak wielkie, ciemne jeziora.

Powtarzałem sobie w duchu: tylko nie okazuj litości. Oni tego nie chcą, nie potrzebują jej. Oni nie są żadnymi ofiarami, ale ludźmi. Spróbuj znaleźć z nimi nić porozumienia. Przypomniałem sobie, co Matt mówił mi w aucie: „Dasz sobie radę, dziadku”. „I módl się, żeby przynieśli Monopoly” – dopowiedziałem w myślach.

– Co u Matta? – spytał Aman.

– Czeka w aucie na zewnątrz – odpowiedziałem. – Nie wpuszczą go tu.

Aman uśmiechnął się smutno.

– Dziwne – zaczął – my chcemy wyjść i nie pozwalają nam, a on chce wejść i też mu nie pozwalają.

Próbowałem nawiązać rozmowę z mamą Amana, ale ona prawie nie znała angielskiego. Aman musiał jej wszystko tłumaczyć. Sam ożywiał się tylko wtedy, gdy wspominałem Matta. Musiałem inicjować tematy rozmowy. Inaczej siedzielibyśmy bez słowa. Wszelkie moje pytania niedotyczące Matta Aman kierował do mamy i tłumaczył mi jej odpowiedzi, które zazwyczaj brzmiały „tak” lub „nie.” Czas płynął i z trudem podtrzymywałem rozmowę.

Naraz Aman przejął inicjatywę, czym mnie trochę zaskoczył.

– Moja mama źle się czuje – powiedział. – Dzisiaj rano znowu miała atak paniki. Lekarz dał jej jakieś lekarstwo, po którym jest bardzo śpiąca.

Chłopiec mówił ładną angielszczyzną, prawie bez obcego akcentu.

– Dlaczego twoja mama miała atak paniki? – spytałem i do razu pożałowałem tego pytania. Wydawało mi się zbyt osobiste.

– To przez to miejsce, przez to, że jesteśmy tu zamknięci – odpowiedział chłopiec. – Mama już raz była w więzieniu, w Afganistanie. Wiele o tym nie mówi, ale ja wiem, że ją tam bili. Policja. Ona nienawidzi policji. Nienawidzi być zamknięta. Ma koszmary o więzieniu w Afganistanie, rozumie pan? Czasami, gdy się budzi i widzi, że znowu jest w więzieniu, widzi strażników, to ma atak paniki.

W tej samej chwili podszedł do naszego stolika strażnik i oddał mi Monopoly.

– Macie szczęście – powiedział. – Tylko ten jeden raz, rozumiemy się?

Odszedł, podzwaniając kluczami.

„Ponury służbista” – pomyślałem ze złością, ale nic nie powiedziałem. Dobrze wiedziałem, że muszę trzymać swoje emocje na wodzy. Nie chciałem, żeby znów zabrali mi grę albo mnie wyprosili.

– Monopoly – powiedziałem. – Matt mówił mi, że lubisz w to grać i jesteś niezły.

Aman rozpromienił się, a jego twarz pojaśniała.

– Monopoly! Patrz, mamo. Pamiętasz, jak graliśmy pierwszy raz?

A potem zwrócił się do mnie:

– Z Mattem graliśmy bardzo często. Nigdy nie przegrywam. Nigdy.

Natychmiast rozłożył planszę i wszystko poukładał, zacierając z radości ręce. Potem zaczął się śmiać i nie mógł przestać.

– Widzi pan, co tu jest napisane? – śmiał się, wskazując palcem pole na planszy. – Idziesz do więzienia. Idziesz do więzienia! To bardzo śmieszne, nie uważa pan? Jeśli stanę na tym polu, to pójdę do więzienia. I pan też!

Jego śmiech był zaraźliwy i wkrótce obaj prawie pokładaliśmy się ze śmiechu.

Wtedy zauważyłem innego strażnika zmierzającego w naszym kierunku. Była to kobieta. Miała równie urzędową minę, jak jej poprzednik.

– Przeszkadzacie innym. Bądźcie ciszej – nakazała. – Więcej was nie upomnę. Następnym razem zakończę tę wizytę. Zrozumiano?

Nie wiadomo dlaczego była nieuprzejma i wcale mi się to nie spodobało. Tym razem nie powstrzymałem się.

– Więc tutaj nie wolno się śmiać? – zapytałem. – Ludzie mogą płakać, ale nie mogą się śmiać, czy tak?

Spojrzała na mnie wrogo, ale nic nie odpowiedziała, tylko odwróciła się na pięcie i odeszła. To było małe zwycięstwo, ale widziałem, że dla Amana dużo znaczyło.

– Nieźle – szepnął i ukradkiem pokazał mi wyprostowany kciuk.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: