Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Spisek w Bedford-Row - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Spisek w Bedford-Row - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 219 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ I

(O ro­man­sie p. Per­kin­sa z pan­ną Gor­gon i o dwóch nie­przy­ja­znych so­bie stron­nic­twach w Old­bo­ro­ugh).

– Dro­gi Jań­ciu – za­wo­ła­ła Łu­cu­sia ż miną nie­zmier­nie roz­trop­ną – tak być musi, jak ja mó­wię. Po­wia­dam ci naj­pierw, że nie stać nas na miesz­ka­nie przy uli­cy Do­ugh­ty Stre­et, gdzie miesz­ka ary­sto­kra­cja. Mu­sie­li­by­śmy tam trzy­mać tro­je sług, a ciot­ka Biggs mówi, że po­dat­ki same wy­no­si­ły­by 23 f.st. Mu­si­my wy­na­leźć co in­ne­go, ale to ci po­wia­dam, że bę­dzie­my miesz­ka­li w mie­ście.

– Wi­dzia­łem wła­śnie prze­cud­ny do­mek w Chel­sea – za­uwa­żył Jań­cio. – Uli­ca Pa­ra­di­se-Row, nr 17. Ogró­dek, ogród wa­rzyw­ny – pięć­dzie­siąt fun­tów rocz­ne­go czyn­szu, i omni­bus idą­cy do mia­sta sta­je tyl­ko o milę stąd!

– Co, ja bym mia­ła cały dzień sie­dzieć sama w domu, pod­czas gdy ty miał­byś się ruj­no­wać na do­roż­ki? Mój dro­gi Jań­ciu… toż­bym ja tam umar­ła ze stra­chu! Ja… ja bym się bała… ale ba­ła­bym się o cie­bie!… Wszak przy­znasz, że uli­ce w tej stro­nie są bar­dzo źle oświe­tlo­ne i że włó­czy się nimi mnó­stwo po­dej­rza­nych lu­dzi… Peł­no po dro­dze szyn­ków. i pi­ja­nych mu­ra­rzy ir­landz­kich! Chciał­że­byś, abym zgi­nę­ła z trwo­gi, dro­gi, ko­cha­ny Jań­ciu!

– Mo-oja ko­cha­na! – rzekł Jań­cio i w tej sa­mej chwi­li nad­miar uczu­cia zmu­sił go ob­jąć ra­mio­na­mi kształt­ną ki­bić Łu­cu­si i przy­ci­snąć jej dłoń do swo­jej ka­mi­zel­ki, tj. do tej czę­ści ubra­nia mę­skie­go, któ­rą pa­nie po­dej­rze­wa­ją czę­sto o to, iż za­kry­wa ona przed ich pięk­ny­mi oczka­mi na­sze wiel­kie ser­ca. – Moja ko­cha­na! Nie mów mi ta­kich rze­czy! Nie mów mi ich na-

wet żar­tem! Je­że­li nie chcia­łem na­jąć apar­ta­men­tu w ka­mie­ni­cy miej­skiej, za­ję­tej przez róż­nych lo­ka­to­rów, któ­rzy by wraz z nami tam prze­miesz­ki­wa­li, to po­wo­do­wa­łem się wzglę­dem na two­je, ko­cha­na Łu­cu­siu, uro­dze­nie, na two­je związ­ki fa­mi­lij­ne, na to, jed­nym sło­wem, że po­cho­dzisz z rodu ba­ro­ne­tów. Gor­gon . Tyś po­win­na mieć dom sama dla sie­bie. Dla mnie miesz­ka­nie w czyn­szo­wej ka­mie­ni­cy by­ło­by wca­le wy­star­cza­ją­ce, ale dla cie­bie, dla cie­bie!

Roz­mo­wa ta, jak wszyst­kie roz­mo­wy tego ro­dza­ju, skoń­czy­ła się w ten spo­sób, że uchwa­lo­no, cze­go chcia­ła Łu­cu­sia. Za­raz po ślu­bie Jań­cio i ona za­jąć mie­li miesz­ka­nie w jego wła­snej ka­mie­ni­cy, za­miesz­ka­łej przez róż­nych lo­ka­to­rów, przy uli­cy Bed­ford-Row, po­ło­żo­nej w śród­mie­ściu Lon­dy­nu, gdzie po­trze­ba być kil­ka­krot­nym mi­lio­ne­rem, aże­by mieć to, cze­go An­glik przede wszyst­kim pra­gnie, tj. „dom cały dla sie­bie”.

Te­raz mit­szę wy­ja­śnić sza­now­ne­mu czy­tel­ni­ko­wi, kto był Jań­cio. Był to Ma­ster John Per­kins, Esą­u­ire, praw­nik, na­le­żą­cy do kor­po­ra­cji Mid­dle-Tem­ple, a tym sa­mym czło­wiek, ma­ją­cy przed sobą ka­rie­rę wio­dą­cą do naj­wyż­szych po­sad sę­dziow­skich w Zjed­no­czo­nym Kró­le­stwie (pod wa­run­kiem, by przed osią­gnię­ciem tych za­szczy­tów kan­dy­dat nie umarł z gło­du). Łu­cu­sia zaś była cór­ką śp… ka­pi­ta­na Gor­gon i Ma­rian­ny z Big­g­sów, jego mał­żon­ki. Sp. ka­pi­tan był wiel­kim fa­mi­lian­tem jako młod­szy syn ba­ro­ne­ta, ku­zy­nem lor­da Iks­ford, po­cho­dzą­ce­go z fa­mi­lii Ip­si­lon­town, ale cała ta pa­ran­te­la po­gnie­wa­ła się na nie­go z po­wo­du, iż po­jął w mał­żeń­stwo mło­dziut­ką, pięk­ną, ale nie ja­śnie­wiel­moż­nie uro­dzo­ną pa­nien­kę, któ­ra utrzy­my­wa­ła pen­sjo­nat w Can­ter­bu­ry. Po­sia­da­ła ona 600 fun­tów ma­jąt­ku, któ­ry to ka­pi­tał śp… ka­pi­tan ulo­ko­wał nie­zbyt ko­rzyst­nie, na­by­wa­jąc zań ka­re­tę po­dróż­ną i po­dróż­ny ne­ces­sa­ire dla sie­bie, z brzy­twa­mi, szczot­ka­mi, my­deł­ka­mi itd. – po czym obo­je wy­je­cha­li w po­dróż po Eu­ro­pie, w któ­rej to jed­nej z pię­ciu czę­ści świa­ta śp… ka­pi­tan zwie­dzał przede wszyst­kim roz­ma­ite wię­zie­nia za dłu­gi, póki na ko­niec w jed­nym z nich nie umarł. Przez cały ten czas żona jego i cór­ka żyły z fun­du­szów do­star­cza­nych im przez pan­nę Ja­ni­nę Biggs, któ­ra po wyj­ściu za mąż sio­stry ob­ję­ła pen­sjo­nat w Can­ter­bu­ry i pra­co­wa­ła, jak tyl­ko taka ko­bie­ta uro­dzo­na na „ciot­kę” pra­co­wać po­tra­fi.

Na szczę­ście, nie­szczę­ście chcia­ło, że umar­ła ja­kaś jesz­cze star­sza ciot­ka i zo­sta­wi­ła oby­dwu sio­strom, tj. ka­pi­ta­no­wej i pan­nie Ja­ni­nie, sie­dem ty­się­cy fun­tów w wa­lu­cie zna­nej jako ster­ling i po­nad któ­rą lep­szej do­tych­czas nie wy­na­le­zio­no. Pan­na Ja­ni­na po­rzu­ci­ła wów­czas swój pen­sjo­nat i za­miesz­ka­ła na przed­mie­ściu w Lon­dy­nie, wdo­wa zaś po ka­pi­ta­nie osia­dła w Bruk­se­li, gdzie żyła jak mo­gła z po­ło­wy pro­cen­tu, wy­no­szą­ce­go ra­zem 210 f.st. Po­ło­wa ta czy­ni­ła w Bel­gii prze­szło 3 000 fran­ków, ale śp… ka­pi­ta­no­wa by­ła­by dała radę nie tyl­ko pro­cen­tom, lecz i ka­pi­ta­ło­wi tak­że, gdy­by owa star­sza ciot­ka, umie­ra­jąc, za po­ra­dą do­bre­go ad­wo­ka­ta nie była na­pi­sa­ła te­sta­men­tu w ten spo­sób, że po śmier­ci mamy Łu­cu­sia zo­sta­ła wła­ści­ciel­ką sche­dy nie nad­we­rę­żo­nej wy­mo­ga­mi ele­ganc­kie­go i wy­kwint­ne­go ży­cia. Kto umie aryt­me­ty­kę, to tym sa­mym wie, że Łu­cu­sia w mło­dziut­kim bar­dzo wie­ku zo­sta­ła na­raz je­dy­ną wła­ści­ciel­ką sumy, któ­rą nie ła­two zna­leźć na uli­cy na­wet w City lon­dyń­skiej.

Ciot­ka jej po ojcu, a ra­czej wu­jen­ka, lady Gor­gon, i ciot­ka jej po mat­ce, pan­na Ja­ni­na Biggs, eks-na­uczy­ciel­ka, za­pra­sza­ły ją obie do sie­bie i Łu­cu­sia prze­by­wa­ła po pół roku u jed­nej i u dru­giej. Obec­nie przy­by­ła po raz wtó­ry do pan­ny Biggs, przy pla­cu Ca­ro­li­na, Me­klem­burgh Squ­are, i w miesz­ka­niu tej nie­zmier­nie po­czci­wej i sza­now­nej, jak­kol­wiek sę­dzi­wej już dzie­wi­cy Ma­ster John Per­kins, Esą­u­ire, zna­la­zł­szy się raz na her­ba­cie, po roz­ma­itych wes­tchnie­niach, ru­mień­cach, wy­mia­nach kwia­tów, pod­no­sze­niu chu­s­tek od nosa i in­nych nie­do­god­no­ściach ro­man­tycz­nych zdo­był ser­ce pan­ny Łu­cji Gor­gon.

Tyle co do pan­ny.

Per­kins – tak­że sie­ro­ta, był sie­ro­tą! I nie­raz, kie­dy byli ra­zem z Łu­cją i kie­dy Fe­bus Apol­lo ostat­ni­mi bla­ski swy­mi zło­cił mi­na­ret, try­wial­nie zwa­ny „cy­bu­chem kró­lo­wej”, dla­te­go iż prze­zeń wy­cho­dzi dym skon­fi­sko­wa­nych, bo prze­my­co­nych i spa­lo­nych wsku­tek tego skrzyń ty­to­niu, i kie­dy wszyst­kie inne dymy i mgły lon­dyń­skie sza­rym mu­rem ście­li­ły się po ga­zo­nach z na­tu­ry już swo­jej rów­nie sza­rych jak one – nie­raz, po­wia­dam, w ta­kiej po­etycz­nej chwi­li Jań­cio i Łu­cu­sia za­sta­na­wia­li się, jaką też dziw­ną ana­lo­gię los mię­dzy lo­sa­mi ich stwo­rzył. Obo­je byli sie­ro­ta­mi, bez ojca i mat­ki. Obo­je nie mie­li ro­dzeń­stwa. Per­kins miał lat 23, a Łu­cu­sia tak­że, co ra­zem wy­no­si­ło 46 – a co dziw­niej­sza, że pod­czas gdy Łu­cu­sia z bliż­szych krew­nych po­sia­da­ła tyl­ko ciot­ki, to Jań­cio zno­wu miał sa­mych tyl­ko wu­jasz­ków. O, nie­od­gad­nio­na, nie­po­ję­ta sym­pa­tio dusz stwo­rzo­nych jed­na dla dru­giej! O, ta­jem­ni­czy węź­le jed­no­czą­cy ser­ca! Wspo­mi­nam o was z mi­stycz­ną gro­zą i je­że­li znam nie­do­cie­czo­ne wa­sze głę­bie, to ich prze­nig­dy na jaw wy­wle­kać nie my­ślę! Mam za­miar mó­wić tyl­ko o skon­sta­to­wa­nych fak­tach.

Skon­sta­to­wa­nym fak­tem jest, że Jań­cio i Łu­cu­sia po­sza­le­li obo­je, tak jak po­win­ny po­sza­leć w ich wie­ku i po­ło­że­niu mło­de ser­ca, je­że­li są war­te bo­daj trzy gro­sze. Ła­two im też było wy­naj­dy­wać so­bie po­do­bień­stwa sy­tu­acji, wspól­ne a nie od­kry­te przed­tem prą­dy uczu­cia, taj­nie du­szy, ni stąd, ni zo­wąd łą­czą­ce się w jed­ną myśl nie­zmier­nie wy­raź­ną i ja­sną – ko­cha­li się i byli bar­dzo mło­dzi! Per­kins tłu­ma­czył to zresz­tą to­po­gra­ficz­nie nie­wiel­ką od­le­gło­ścią uli­cy Bed­ford-Row, przy któ­rej miesz­kał, od Ca­ro­li­ne Pla­ce, Me­klem­bur­gii Są­u­are. W bó­lach, nie­od­dziel­nych od każ­dej praw­dzi­wej mi­ło­ści, czer­pał on, jak twier­dzi­ły nie­wy­mow­ną po­cie­chę z prze­świad­cze­nia, iż jed­na i ta sama „śmie­tan­czar­ka” do­star­cza na­bia­łu i Łu­cu­si wraz z ciot­ką, i jemu wraz z wu­jasz­kiem jego.

Mam­że ja, sta­ry, pi­sać dłuż­sze ko­men­ta­rze do tego za­zdro­ści god­ne­go sto­sun­ku? Za­pew­niam je­dy­nie, iż nie było nig­dy po­czciw­sze­go, pro­sto­dusz­niej­sze­go, ser­decz­niej­sze­go, ła­god­niej­sze­go, za­baw­niej­sze­go przy tym i tęż­sze­go chło­pa­ka niż John Per­kins. Oj­ciec jego, dr Per­kins, umie­ra­jąc po­ru­czył go opie­ce p. John Per­kins, Esą­u­ire, bra­ta swo­je­go, a człon­ka prze­zac­nej fir­my „Per­kins, Scul­ly and Per­kins”, tak zna­nej w Old­bo­ro­ugh, że dłu­żej o wiel­ko­ści jej i za­le­tach roz­pi­sy­wać się nie po­trze­bu­ję. Wspo­mnę tyl­ko, że je­den z jej fir­mo­daw­ców, Ma­ster Wil­liam Scul­ly, Esą­u­ire, re­pre­zen­to­wał ją w an­giel­skiej Izbie Gmin wo­bec Lon­dy­nu, świa­ta i resz­ty sys­te­mu sło­necz­ne­go. Zresz­tą fir­ma trud­ni­ła się ad­wo­ka­tu­rą na pro­win­cji i z tego za­ję­cia czer­pa­ła znacz­ne swo­je in­tra­ty.

Jań­cia na­sze­go ca­łym ma­jąt­kiem był dom w Lon­dy­nie przy uli­cy Bed­ford-Row, któ­ry po śmier­ci ojca jego wy­na­ję­ty zo­stał na cham­bers, tj. na po­je­dyn­cze miesz­ka­nia, i przy­no­sił sto fun­tów czy­ste­go do­cho­du. Póki zo­sta­wał u stry­ja w Old­bo­ro­ugh – tj. Jań­cio, nie dom – wraz z ro­dzeń­stwem stry­jecz­nym, li­czą­cym czter­na­ście głów roz­pacz­li­wie czer­wo­no­wło­sych – li­czo­no tyl­ko po 50 fun­tów rocz­nie za jego wikt, stan­cję, suk­nie i pie­nią­dze da­wa­ne mu „na re­kre­ację”; resz­tę zaś przy­cho­du ka­pi­ta­li­zo­wa­no su­mien­nie, póki nie do­szedł' do peł­no­let­no­ści. Kie­dy już Jań­cio sta­nął na tym praw­nym szcze­blu oby­wa­tel­skiej doj­rza­ło­ści i sa­mo­dziel­no­ści, czy­li in­ny­mi sło­wy, kie­dy już był człon­kiem dwóch de­kla­ma­cyj­nych klu­bów w Old­bo­ro­ugh, zło­żo­nych z mło­dzie­ży ku­piec­kiej i ad­wo­kac­kiej, kie­dy za­czął gry­wać na fle­cie i prze­gry­wać co­dzien­nie po parę pen­ce w bi­lard, kie­dy na­pi­sał so­net i sza­ra­dę, był dru­ko­wa­ny w Old­bo­ro­ugh Sen­ti­nel, kie­dy, na ko­niec, wu­jen­ka jego do­sta­ła spa­zmów, od­kryw­szy nie wy­ja­śnio­nym do­tych­czas spo­so­bem o trze­ciej go­dzi­nie rano, iż sy­no­wiec od­da­je się na­ło­go­wi ku­rze­nia ty­to­niu – jed­nym sło­wem, kie­dy Ma­ster John Per­kins sta­nął zu­peł­nie na prze­cięt­nej wy­so­ko­ści wol­no­uro­dzo­ne­go „Syna Wy­spy, Kró­lu­ją­cej Mo­rzom i Da­le­kim Lą­dom” (i bo­ry­ka­ją­cej się z ak­cy­zą) –

od­krył on, iż za­wód ad­wo­ka­ta na pro­win­cji nie od­po­wia­da ani tro­chę jego uspo­so­bie­niu, że ro­dzi­na jego wuja, w isto­cie nie­co po­spo­li­ta i bar­dzo ruda, nie zdo­ła za­peł­nić mu ży­cia, i wsku­tek tego po­sta­no­wił prze­sie­dlić się do Lon­dy­nu i szu­kać tam ka­rie­ry. Tak się też sta­ło, jak­kol­wiek wszyst­kie ciem­no­ru­de wu­jen­ki i ja­sno­ru­de ku­zyn­ki wo­ła­ły wnie­bo­gło­sy, że Jań­cio to jest chło­pak zgu­bio­ny – i w chwi­li, gdy roz­po­czy­nam moje opo­wia­da­nie, bo­ha­ter ten miesz­kał na wła­snym swo­im pod­da­szu, któ­re­go okna wy­cho­dzi­ły na ogród. Łu­cu­sia zaś, do­wie­dziaw­szy się, iż nie­za­dłu­go opróż­nio­ny bę­dzie w ka­mie­ni­cy Jań­cia apar­ta­ment zło­żo­ny… z kil­ku wca­le ład­nych po­ko­ików, swie­dzi­ła go i, jak sły­sze­li­śmy, uchwa­li­ła pe­remp­to­rycz­nie, że tam, a nie gdzie in­dziej, roz­pocz­nie swo­je funk­cje jako pani Per­kins, sko­ro nią zo­sta­nie.

Szcze­gó­ły te są nie­za­wod­nie nud­ne i opo­wia­dam je roz­wle­kle, ale są one nie­zbęd­ne do zro­zu­mie­nia tego, co na­stą­pi. Nad­to mu­szę jesz­cze do­dać, że p. Scul­ly, wspól­nik stry­ja Jań­cio­we­go, był opo­zy­cyj­nym de­pu­to­wa­nym mia­sta Old­bo­ro­ugh do Izby Gmin, pod­czas gdy stryj Łu­cu­si był dru­gim, ale mi­ni­ste­rial­nym re­pre­zen­tan­tem te­goż prze­sław­ne­go gro­du.

Zna­ko­mi­ty ten mąż, star­szy brat śp… ka­pi­ta­na Gor­gon, ojca Łu­cu­si, za­miesz­ki­wał od­wiecz­ny fa­mi­lij­ny dwór Gor­gon Ca­stle i zna­ny był na wie­lu pla­cach mu­stry i na mno­gich pa­ra­dach jako je­ne­rał-ma­jor, w ka­len­da­rzu he­ral­dycz­nym zaś jako Sir John Gri­nis­by Gor­gon, Ba­ro­net M.P. (Co by­najm­niej nie zna­czy: manu pro­pria, ale: mem­ber of par­lia­ment, tj. czło­nek par­la­men­tu). Oże­nił się był zresz­tą, rów­nie jak śp… ka­pi­tan, po­ni­żej swe­go sta­nu, z je­dy­nacz­ką, cór­ką nie­ja­kie­go Ma­ster Hicks, ogrom­nie bo­ga­te­go pi­wo­wa­ra w Old­bo­ro­ugh, któ­ry oprócz swe­go bro­wa­ru po­sia­dał ka­pi­ta­ły hi­po­tecz­nie ubez­pie­czo­ne na ry­cer­skiej po­sia­dło­ści Gor­gon Ca­stle, a zrzekł się ich na rzecz cór­ki i uko­cha­ne­go a świet­nie uty­tu­ło­wa­ne­go zię­cia.

Czym była lady Gor­gon pod wzglę­dem psy­cho­lo­gicz­nym, to się po­ka­że z ni­niej­sze­go opo­wia­da­nia. Pod wzglę­dem czy­sto fi­zycz­nym oko po­ety mo­gło­by było od­kryć wie­le punk­tów" po­do­bień­stwa mię­dzy nią a ro­sły­mi, gar­bo­no­sy­mi, sze­ro­ko­bo­ki­mi ko­by­ła­mi, któ­re roz­wo­zi­ły piwo ta­tu­nia do­bro­dzie­ja po ca­łej oko­li­cy. W dwu­dzie­stym roku ży­cia była to oka­za­ła, przy­stoj­na bar­dzo, ale her­ku­licz­nie zbu­do­wa­na pan­na, w czter­dzie­stym pią­tym roz­wi­nę­ła się już była nad wszel­ki wy­raz i co do po­tęż­nej po­sta­ci mo­gła szu­kać rów­nej so­bie oso­by po­mię­dzy 150 z górą mi­lio­na­mi nie­wiast pod­le­głych ła­god­ne­mu ber­łu naj­ja­śniej­szej kró­lo­wej Wik­to­rii. Pięć stóp i sie­dem cali wzro­stu, 13 ka­mie­ni wagi (ka­mień = 14 fun­tów), jed­nym sło­wem nie „cór­ka puł­ku”, ale ra­czej „mat­ka puł­ku gre­na­die­rów”. Przy tym po­sia­da jesz­cze trzy cór­ki, tej sa­mej co ona mia­ry, i młod­sze­go o dzie­sięć lat od naj­młod­szej z pa­nien syna, Je­rze­go Au­gu­sta Fry­de­ry­ka Grims­by Gor­gon, któ­re­go trzy­mał do chrztu je­den z ksią­żąt krwi, zwa­żyw­szy za­słu­gi, ja­kie je­ne­rał Sir John Grims­by Gor­gon przez dłu­gie lata za­skar­bił so­bie w jego przed­po­ko­ju, w kró­lew­skiej staj­ni i psiar­ni.

Zby­tecz­nym by­ło­by do­da­wać do tego opi­su po­sta­ci lady Gor­gon, że mąż jej, pan je­ne­rał, był chu­dziut­kim, szczu­plut­kim, kró­ciut­kim in­dy­wi­du­um o per­ga­mi­no­wej fi­zjo­no­mii, przy­po­mi­na­ją­cej łu­pi­nę do­brze wy­su­szo­ne­go orze­cha wło­skie­go. Tak za­wsze mi­łość łą­czy pary ludz­kie: ol­brzy­my z kar­ła­mi – a co gor­sza, spa­ja je ona raz na za­wsze wę­złem mał­żeń­skim! Kie­dy po­kój owiec na przy­ję­ciu dwor­skim w St. Ja­mes (anon­so­wał do­no­śnym gło­sem: – Sir Geo­r­ge and Lady Gor­gotn – oczy ca­łe­go to­wa­rzy­stwa, zwró­co­ne w stro­nę drzwi, wi­dzia­ły tyl­ko kil­ka­na­ście pię­ter ja­skra­wo­ezer­wo­ne­go atła­su, po­nad któ­ry­mi, na kształt ob­ło­ków, uno­si­ły się prze­pysz­ne pió­ra stru­sie, a obok tego ogro­mu je­dwa­biów i mię­sa drep­ta­ło coś ra­ko­wo­czer­wo­ne­go, świe­cą­ce­go gu­zi­ka­mi o ko­ro­nie kró­lew­skiej, jak źre­bię koło ro­słej kłą­czy. Był to je­ne­rał Gor­gon, owia­ny spód­ni­ca­mi swo­jej po­ło­wi­cy, a ra­czej trzy­ćwiert­ni­cy.

Zna­ko­mi­ty ten wo­jow­nik od­był był sto dwa­dzie­ścia ćwi­czeń i ma­new­rów na bło­niach pod Ho­un­slow i w za­ro­ślach pod Worm­wo­od, ale w cią­gu tej dłu­go­let­niej.ka­rie­ry bo­ha­ter­skiej nie zda­rzy­ło mu się nig­dy do­być sza­bli prze­ciw nie­przy­ja­cio­łom kra­ju i pań­stwa. Ma się ro­zu­mieć, że wsku­tek tego,wszyst­kie­go po­sta­wa jego była nad­mier­nie mar­so­wa, a głos i roz­mo­wa szły o lep­sze z fu­ria­mi ger­mań­skiej krwio­żer­czo­ści, z wal­ki­ria­mi i ich or­kie­stro­wym akom­pa­nia­men­tem, we­dług par­ty­cji i kom­po­zy­cji Wa­gne­ra, Lisz­ta, Krup­pa i Arm­stron­ga. Umiał on na pa­mięć cały sche­ma­tyzm ar­mii, od feld­mar­szał­ka do ma­jo­ra – resz­tą ofi­ce­rów gar­dził bez­wa­run­ko­wo. W Gor­gon Ca­stle, za­miast dzwon­ka, trąb­ka woj­sko­wa wzy­wa­ła go­ści do śnia­da­nia i do obia­du, a o wscho­dzie słoń­ca wy­pa­la­no z dzia­ła. Kie­dy już od wie­lu lat za­nie­cha­no w woj­sku pu­dru i har­baj­tla, Sir Geo­r­ge uży­wał jesz­cze cią­gle tej ozdo­by i nie wie­rzył ani w Wel­ling­to­na, ani w zwy­cię­skie ko­lum­ny z woj­ny hisz­pań­skiej i spod Wa­ter­loo, bo „że­la­zny ksią­żę” ośmie­lił się bić – Fran­cu­zów bez tego pierw­sze­go wa­run­ku wszel­kiej stra­te­gii i tak­ty­ki, bez – że­laz­ka fry­zjer­skie­go. Mó­wiąc o księ­ciu zwykł był wy­ra­żać się: „A, lord Wel­ling­ton! Zna­łem go, zna­łem… pro­wa­dził pra­wo­skrzy­dły plu­ton… przy­po­mi­nam go so­bie do­sko­na­le, ka­pi­ta­na Wel­le­sleya!” W roz­mo­wie po­tocz­nej klął jak do­roż­karz, do ko­ścio­ła uczęsz­czał bar­dzo pil­nie, rano i wie­czór od­czy­ty­wał ro­dzi­nie i służ­bie mo­dli­twy i ustę­py z Bi­blii, na­bie­rał z góry swo­je cór­ki i uda­wał, że na­bie­ra tak samo i żonę, ale wie­rzy­li temu tyl­ko lu­dzie nie wta­jem­ni­cze­ni w bliż­sze sto­sun­ki. Prócz tego Sir Geo­r­ge da­wał u sie­bie w domu obia­dy i wie­czo­ry, na któ­re nig­dy nie za­pra­szał „przy­ja­ciół” – trzy­mał mnó­stwo li­be­rii, mo­rzo­nej gło­dem, i był, jed­nym sło­wem, naj­głup­szą, naj­pom­pa­tycz­niej­szą i naj­nie­zno­śniej­szą fi­gu­rą, jaką so­bie wy­obra­zić moż­na w czer­wo­nym mun­du­rze ze zło­ty­mi ha­fta­mi i w ka­pe­lu­szu z bia­łym, pie­rzem.

Nikt nie bę­dzie mógł wąt­pić, iż wszyst­kie te przy­mio­ty czy­ni­ły go nie­zmier­nie po­pu­lar­nym w jego to­wa­rzy­stwie i w ca­łym kra­ju. Był on nie tyl­ko po­pu­lar­nym i lu­bia­nym – był ubó­stwia­nym; od tego jest prze­cież „to­wa­rzy­stwo” an­giel­skie i od tego mamy na­ród „Kró­lu­ją­cy Mo­rzom i Da­le­kim Lą­dom” (i bo­ry­ka­ją­cy się z ak­cy­zą) et ca­ete­ra. Na ca­łej kuli ziem­skiej nie było czło­wie­ka, któ­re­mu by dro­ga ży­wo­ta przed­sta­wia­ła tak mało cier­ni; któ­ry by miał mniej wy­rzu­tów su­mie­nia; na któ­re­go by spa­dło wię­cej za­szczy­tów i uzna­nia ogól­ne­go; któ­re­go by po­wszech­niej sza­no­wa­no i sza­co­wa­no; nie było męża jak je­ne­rał-ma­jor Sir Geo­r­ge Grims­by Gor­gon, M. P.

My­la­dy wda­ła się w nie­go była mo­ral­nie i po­dzi­wia­li się oni na­wza­jem nie­zmier­nie. Nim lady Gor­gon ato­li wy­szła za mąż za ba­ro­ne­ta, za­szły były ja­kieś sie­lan­ko­we mi­łost­ki mię­dzy nią a p. Wil­lia­mem Scul­ly, Esą­u­ire, o któ­rym już wspo­mnia­łem, jako o M. P. i człon­ku fir­my „Per­kins, Scul­ly and Per­kins”. Były o tym róż­ne hi­sto­rie, a szcze­gól­nie jed­na hi­sto­ria o ja­kichś tam kon­fi­tu­rach czy tor­tach, z któ­rej moż­na by było wno­sić, iż rze­czy za­szły bar­dzo da­le­ko. Nie chcę ro­bić plo­tek, ale mó­wio­no coś, a ra­czej cmo­ka­no coś – po­dob­ne­go do ca­łu­sów. Bądź co bądź, sko­ro je­ne­rał – a wów­czas do­pie­ro ma­jor, ale już ba­ro­net – ra­czył zwró­cić się w jej stro­nę, pię­cio­let­nia mi­trę­ga ro­man­tycz­na p. Scul­ly wzię­ła w łeb od razu. Prze­sta­ła go znać, prze­sta­ła po­zna­wać na uli­cy jego sio­strę Sa­lu­się, naj­ser­decz­niej­szą przy­ja­ciół­kę i po­wier­ni­cę swo­ją, i po czter­na­sto­dnio­wych kon­ku­rach od­da­ła cały ogrom swo­ich wdzię­ków ma­lut­kie­mu ofi­ce­ro­wi. Oj­ciec jej umarł wkrót­ce, hi­po­te­ka po­sia­dło­ści Gor­gon Ca­stle zna­la­zła się wol­na, a je­ne­rał miał tym sa­mym do swo­jej dys­po­zy­cji dwa krze­sła po­sel­skie z Old­bo­ro­ugh, z któ­rych jed­no zaj­mo­wać sam, a dru­gie roz­da­wał we­dług upodo­ba­nia.

Po­nie­waż wów­czas to­ry­so­wie byli u ste­ru, więc je­ne­rał był to­ry­sem – wsku­tek cze­go W. Scul­ly, Esą­u­ire, od­stą­pił od za­sad kon­ser­wa­tyw­nych, wktó­rych uro­dził się, ochrzcił i wy­rósł, a na­wet prze­stał uczęsz­czać do urzę­do­we­go ko­ścio­ła, gdzie ra­ził go zbyt moc­no wi­dok je­ne­ra­ła i jego żony roz­pie­ra­ją­cych się w ko­la­tor­skiej ław­ce. W. Scul­ly, Esą­u­ire, przy­stał tedy do zbo­ru dy­sy­denc­kie­go i stał się jed­nym z naj­po­tęż­niej­szych fi­la­rów wol­no­ści, nie­pod­le­gło­ści i nie­za­wi­sło­ści zda­nia, ja­kie zna­no w na­szych cza­sach.

Dzię­ki tej oko­licz­no­ści Sir Geo­r­ge po pię­ciu la­tach mał­żeń­stwa prze­ko­nał się, iż na utrzy­ma­nie się przy oby­dwu krze­słach po­sel­skich z Old­bo­ro­ugh po­trze­ba do­pła­cać 700 f… st… rocz­nie. W szó­stym roku kan­dy­dat li­be­ral­ny sta­nął prze­ciw­ko jego kan­dy­da­to­wi i przy­ci­snął go pra­wie do muru. Po… osiem­na­stu zaś la­tach tego an­ta­go­ni­zmu W. Scul­ly, Esą­u­ire, wzgar­dzo­ny nie­gdyś kon­ku­rent do ręki lady Gor­gon, wy­szedł z urny wy­bor­czej więk­szą ilo­ścią gło­sów niż sam ba­ro­net. Jed­no z krze­seł po­sel­skich stra­co­ne było dla rodu Gor­go­nów, dla świę­tych in­te­re­sów pań­stwa, chrze­ści­jań­stwa i Eu­ro­py, dla za­sad kon­ser­wa­tyw­nych i dla tych wszyst­kich rze­czy, któ­re… (pro­szę prze­czy­tać resz­tę w ja­kimś cza­so­pi­śmie mi­ni­ste­rial­nym).

Trud­no so­bie wy­obra­zić, co się dzia­ło dnia tego w Gor­gon Ca­stle. Ża­den słow­nik nie za­wie­ra prze­kleństw, ja­kie wy­gło­sił p… je­ne­rał, gdy mu tak sprzed nosa znik­nę­ła po­sa­da przy­no­szą­ca mu 1 500 fun­tów rocz­nie. My­la­dy była peł­na re­zy­gna­cji i szu­ka­ła po­cie­chy w mo­dli­twie, zgrzy­ta­jąc zę­ba­mi. W za­jeź­dzie Pod Her­bem Gor­go­nów w Old­bo­ro­ugh wy­bi­to wszyst­kie okna (za­jazd ten, ma się ro­zu­mieć, był wła­sno­ścią je­ne­ra­ła i obe­rży­sta był to­ry­sem). Bur­mistrz, z urzę­du swe­go gor­goń­czyk i to­rys, i ko­le­dzy jego al­der­me­no­wie nie śmie­li oczu na świat po­ka­zać. A cięż­ki ten wróg i re­ne­gat, W. Scul­ly, na­za­jutrz prze­pro­sił się z urzę­do­wym ko­ścio­łem i kie­dy ks. Snor­ter wy­gła­szał uro­czy­stym gip­sem bła­gal­ne mo­dły o bło­go­sła­wień­stwo Nie­bios dla obu Izb par­la­men­tu, dzię­ko­wał mu ofi­cjal­nie jed­nym okiem, a dru­gim spo­glą­dał try­um­fu­ją­co ku ła­wie ko­la­tor­skiej – prze­brzy­dły ka­cerz, ra­dy­kał, pro­stak, kry­mi­na­li­sta! Je­ne­rał – któ­ry jako człek woj­sko­wy mo­dlił się za­wsze sto­jąc, aż usiadł z obu­rze­nia, a my­la­dy roz­sz­lo­cha­ła się w głos jak pau­per pod ła­god­ną różdż­ką słu­gi 'pa­ra­fial­ne­go.

Od cza­su tego zwy­cię­stwa Mr. Scul­ly cho­dził za­wsze do urzę­do­we­go ko­ścio­ła twier­dząc, iż ko­niec koń­ców „wszy­scy je­ste­śmy brać­mi”. Wspól­nik jego, sta­ry Per­kins, trzy­mał ato­li jesz­cze cią­gle z dy­sy­den­ta­mi i z ich zbo­rem. W grun­cie rzecz mia­ła się tak: fir­ma od­by­ła wal­ną na­ra­dę. Mó­wio­no wie­le pro i con­tra i sta­nę­ło na tym, że do­brze jest nie zry­wać ani z re­li­gią pań­stwo­wą, ani też nie na­ra­żać się in­no­wier­com, je­den więc re­pre­zen­tant domu niech bę­dzie epi­sko­pal­nym, a dru­gi non­kon­for­mi­stą. Ile zna­łem firm ad­wo­kac­kich w praw­dzi­wie an­giel­skim pro­win­cjo­nal­nym mie­ście, wszyst­kie trzy­ma­ły się tej tak­ty­ki, a mó­wio­no mi, że są domy ksią­żę­ce, gdzie oj­ciec i syn w po­dob­ny spo­sób dzie­lą się obo­wiąz­kiem jed­na­nia so­bie serc na­ro­du.

W trzy mie­sią­ce po wy­bo­rach od­by­ły się w Old­bo­ro­ugh wy­ści­gi kon­ne, po­łą­czo­ne z ba­lem. Sir Geo­r­ge tak był roz­gnie­wa­ny swo­ją po­raż­ką, że prze­zna­czył 15 fun­tów na osob­ną na­gro­dę wy­ści­go­wą, no­szą­cą jego imię. Scul­ly nie ru­szył się na­wet z Lon­dy­nu; na­pi­sał list tej tre­ści, że „jak­kol­wiek w wy­so­kim stop­niu uzna­je po­trze­bę utrzy­ma­nia cho­wu koni, z któ­re­go An­glia za­wsze sły­nę­ła, to nie może brać udzia­łu w za­baw­kach wy­ra­dza­ją­cych się w na­mięt­ność szko­dli­wą i wy­stęp­ną”. Uchwa­lo­no, że,była to nędz­na wy­mów­ka i nic wię­cej. Lady Gor­gon wy­glą­da­ła im­po­nu­ją­co w czte­ro­kon­nym ko­czu, z któ­re­go przy­pa­try­wa­ła się wy­ści­gom. Przy­ję­ła ona chęt­nie obo – wią­zek go­spo­dy­ni balu, któ­ry zgro­ma­dzał w jed­nej sali wła­ści­cie­li dóbr i miesz­czan, to­ry­sów i wi­gów, i od­by­wał się ostat­nie­go dnia wy­ści­gów. Te­goż dnia na wszyst­kich ro­gach ulic itp. po­ja­wił się w for­mie pla­ka­tu na­stę­pu­ją­cy: „List zna­ko­mi­te­go na­sze­go po­sła Wil­lia­ma P. Scul­ly, Esq. itd."

Izba Gmin, w śro­dę 9 czerw­ca 18…

„Ko­cha­ny pa­nie He­el­tap! Znasz pan moje zda­nie o wy­ści­gach kon­nych i jak­kol­wiek nie ga­nię ni­ko­mu z was jego udzia­łu w tej za­ba­wie, to mam na­dzie­ję, że oce­ni­cie w spo­sób słusz­ny mo­ral­ne po­bud­ki, któ­re mnie od tego wstrzy­mu­ją. Cho­ciaż ato­li j a nie po­zwo­lił­bym, aże­by moje na­zwi­sko fi­gu­ro­wa­ło na li­ście ko­mi­te­tu are­ny, to za­wsze jesz­cze je­den z re­pre­zen­tan­tów mia­sta Old­bo­ro­ugh wol­nym jest od tych skru­pu­łów. Sir Geo­r­ge Gor­gon jest po­mię­dzy wami i jak­kol­wiek nie zga­dzam się z sza­now­nym ba­ro­ne­tem w nie­jed­nej ży­wot­nej kwe­stii, cie­szę się z tego, iż nie po­zba­wił was swo­jej obec­no­ści. Jako szlach­cic, jako żoł­nierz i jako wła­ści­ciel zie­mi, czym­że może on przy­czy­nić się le­piej do do­bra ogó­łu niż po­pie­ra­niem roz­ry­wek pu­blicz­nych?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: