Taja z Jaśminowej - ebook
Taja z Jaśminowej - ebook
Mieszkanie to takie okropne słowo! Zwłaszcza, kiedy okazuje się, że z końcem lata trzeba będzie się tam przenieść i zostawić stary dom przy ulicy Jaśminowej 4. Taja nie wyobraża sobie życia w jakimś bloku. Jak będzie mogła zabrać ze sobą mieszkańców domu i ogrodu - kochające słoneczne poranki Zjawinki, śpiewające Tęczynki, kudłatego Słończyk rezydującego pod łóżkiem, stado Galopków, które w deszczowe dni biegają po dachu... Do tego jeszcze ten młodszy braciszek Daszo, pyzaty i nieznośny! Taja ma prawie siedem lat i bardzo poważne zmartwienie. W dodatku ciągle jeszcze nie spotkała swojego Rdenia, istoty, która - jak twierdzi Dziadek Filip - przybiera postać największego marzenia. A właśnie zbliża się Noc św. Jana, magiczny czas, kiedy w lesie kwitną paprocie i ludziom ukazują się właśnie Rdenie... Taja z Jaśminowej to magiczna, poetycka opowieść o potędze wyobraźni, pięknie przyrody i urokach dzieciństwa.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7747-199-9 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Taja budzi się. Nadsłuchuje tak uważnie, aż rudy kosmyk nad jej uchem staje na baczność.
Ani jedna kropla deszczu nie stuka w blaszany parapet. Czyżby przestało padać?
Wolno i ostrożnie otwiera Taja oczy.
– Są! – oddycha z ulgą.
Złociste pyłki tańczą w słonecznej smudze, która przecina pokój od okna po dywanik przed łóżkiem Tai.
– Cześć! – mówi dziewczynka, siadając w pościeli.
Wyciąga ręce do tańczących Świetlików. Opuszcza nogi na dywanik w sam środek ciepłej plamy. Rudobrązowy włochacz wygląda w tym miejscu jak grzbiet drzemiącego psa.
– Dobry Słończyk, dobry – mruczy Taja. Pochyla się i przebiera palcami wśród wełnistych kudełków. Spod jej ręki wzbijają się ku górze tysiące świetlistych drobinek. Umykają w stronę okna i próbują wcisnąć się w szparę między żółtymi zasłonkami.
Taja cicho chichocze.
– Nie było ciebie przez całe trzy dni – szepcze w miękki kark Słończyka. – Ale dziś zostaniesz ze mną, prawda?
Dziewczynka przeciąga się, wstaje i na palcach podbiega do okna. Bierze z półki pod ścianą małą kryształową miseczkę. Unosi ją do oczu i patrzy pod światło. We wnętrzu szkła wirują tęczowe iskry.
– Dzień dobry, Tęczynki – mówi Taja do migoczących w kryształowej czarce kolorów.
Odstawia ją na półkę i rozsuwa zasłonki.
Za oknem widać ogród. Słońce wędruje po gałęziach śliwy. Małe zielone owocki wyglądają jak choinkowe lampki. Na ścieżce przed domem błyszczą dwie kałuże – pozostałość po wczorajszym deszczu.
Taja przyciska nos do szyby, żeby dojrzeć jabłonkę z małymi kulkami owoców. Jest! Nie odleciała z wiatrem. Taja bała się o jabłonkę. Widziała wczoraj wieczorem, jak jej gałęzie unosiły się w górę i gwałtownie trzepotały. A nocą wiatr jeszcze się wzmógł. To był już wicher. Tłukł się o szyby i jęczał w kominie, jakby chciał porwać ze sobą cały dom. Przez dach przebiegały tabuny Deszczowych Galopków.
Galopki uwielbiają wiatr. Są właściwie niewidzialne. To nie Widziadła, tylko Słyszadła. Chociaż Dziadek Filip twierdzi, że podobne są do małych siwych koników. Mają długie grzywy i ogony mieniące się jak deszczowe smugi. Podczas wielkiej ulewy można je czasem dojrzeć, gdy zbiegają z chmur po strużkach deszczu.
Taja wciąż patrzy na jabłonkę. Za jej plecami zegarowa kukułka siedem razy wystukuje poranną godzinę.
– Dopiero siódma – cieszy się Taja. Zerka na łóżeczko brata w zacienionym kącie. Daszo nie rusza się. Niech śpi.
Taja wybiega na środek pokoju, roztrąca mgiełkę Świetlików i wskakuje na grzbiet Słończyka.
– Rusz się, leniu! Idziemy do ogrodu. Patrz, jaka pogoda. Wymarzona na Świętojański Dzień.
Puszysty zwierzak nie chce jednak opuszczać wygodnego miejsca. Wsuwa się głębiej pod łóżko Tai i zastyga w słonecznym śnie. Taja wbija mu w plecy różowe pięty. Udaje, że się złości.
– Ty, ty, ty, ciągle tylko śpisz! – podśpiewuje w rytm skakania.
Chmura lśniących pyłków wzbija się pod sufit. Taja przymyka oczy i śledzi spod rzęs kolorowe zamieszanie wokół siebie. Wreszcie nurkuje pod łóżko po drewniane chodaki.
– Skąd tu tyle kurzu? – słyszy nagle zagniewany głos mamy. – Pewnie znowu skakałaś po dywanie. Muszę go stąd zabrać. W nowym mieszkaniu wszędzie położy się gładką wykładzinę.