Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tajemnica Pauli - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
6 grudnia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Tajemnica Pauli - ebook

Jeden dzień, jedna decyzja i skutki na całe życie.

Kobieta, która poświęciła wszystko dla kariery…

Reporterka śledcza Paula Landin-Cohen w małym miasteczku Jackson Hole czuje się jak ryba wyrzucona na brzeg. I oto dostaje propozycję wymarzonej pracy: etat reporterki telewizyjnej w Chicago. Ma tyle do zdobycia i tyle do stracenia... w tym mężczyznę, którego naprawdę kocha.

Spragniona akceptacji dziewczyna…

Linn Caldwell popełniła wiele błędów – poważnych błędów. Nigdy sobie nie wybaczy, że przysporzyła innym tyle bólu. Czy odważy się być znów z kimś blisko? I droga do przebaczenia...

Co się stanie, gdy tajemnice Pauli i Linn wyjdą na jaw? Czy ich ukochani mężczyźni zdołają im wybaczyć?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7516-954-6
Rozmiar pliku: 700 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział 1

– Je­stem go­to­wa do wyj­ścia – za­wo­ła­ła Pau­la Lan­din-Co­hen do swe­go męża, Da­vi­da, za­myka­jąc wa­liz­kę na za­trza­ski.

W domu roz­dzwo­ni­ła się zna­jo­ma ci­sza.

Pau­la spraw­dzi­ła, czy ma w to­reb­ce kar­tę po­kła­do­wą i pra­wo jaz­dy, po czym znio­sła wa­liz­kę po krę­tych scho­dach, wy­cho­dzą­cych na okna z przo­du domu.

Gru­dzień za­sko­czył mia­stecz­ko Jack­son Hole w sta­nie Wy­oming zim­nymi, przej­mu­ją­cymi wi­chra­mi i co naj­mniej trzydzie­sto­cen­tyme­tro­wym śnie­giem. Po­go­da w Chi­ca­go nie bę­dzie lep­sza, lecz na samą myśl o tym wiel­kim mie­ście Pau­la czuła, że mo­gła­by tam po­szybo­wać o wła­snych si­łach, bez po­mo­cy li­nii lot­ni­czych. Ode­pchnę­ła od sie­bie gorz­kie wspo­mnie­nie swo­jej pierw­szej wi­zyty w Chi­ca­go, tak jak to ro­bi­ła przez ostat­nie parę mie­się­cy, i skupi­ła się na tym, co mia­ło się wy­da­rzyć w naj­bliż­szej przy­szło­ści.

Po­sta­wi­ła wa­liz­kę koło drzwi, zer­ka­jąc na ze­ga­rek.

– Da­vi­dzie, mu­si­my już iść.

Jej głos od­bił się echem od skle­pio­ne­go su­fi­tu i roz­niósł się po prze­stron­nej kuch­ni, tym ra­zem uzyskując od­po­wiedź.

– Do­brze – za­wo­łał mąż. Z biu­ra, po­myśla­ła.

No tak, nie był to ton, jaki mia­ła na­dzie­ję usłyszeć, ale przy­najm­niej dziś z nią roz­ma­wiał.

Wy­ję­ła z sza­fy płaszcz Bur­ber­ry i za­sta­no­wi­ła się, czy po­win­na też za­brać ten naj­cie­plej­szy, lecz wzgląd na modę prze­zwycię­żył po­dej­ście prak­tycz­ne. Za­myka­jąc drzwi, do­strze­gła wy­cią­gnię­tą ku niej dłoń Da­vi­da.

– Po­zwo­lisz? – spytał.

Cof­nę­ła się, igno­rując jego opryskli­wy ton. Nie po­zwo­li, by znisz­czył te chwi­le. Jesz­cze raz spraw­dzi­ła, czy ma w to­reb­ce kar­tę po­kła­do­wą i pra­wo jaz­dy. Po­pa­da­ła w ob­se­sję, ale nie mo­gła po­zwo­lić, by coś po­psuło ten lot. Przej­rza­ła li­stę spraw, któ­re mu­sia­ła za­ła­twić w przy­szłym ty­god­niu. Czy spa­ko­wa­ła dyk­ta­fo­ny? Za­nim wpa­dła w pa­ni­kę, przy­po­mnia­ła so­bie, że wkła­da­ła je do wa­liz­ki.

Da­vid, w swo­im ciem­no­gra­fi­to­wym weł­nia­nym płasz­czu, okrą­żył ją, pod­niósł wa­liz­kę i wy­szedł. Pau­la ob­ró­ci­ła się na pro­gu i spoj­rza­ła na dom. Be­żo­wy dy­wan zna­czyły śla­dy po od­kurza­niu, bie­gną­ce rów­no­le­gle przez cały wiel­ki po­kój, ni­czym li­nie na bo­isku fut­bo­lo­wym. Jej wczo­raj­sze skar­pet­ki le­ża­ły koło sofy, dwa wy­raź­nie wi­docz­ne kłęb­ki.

Prze­krę­ci­ła klucz w gał­ce u drzwi i za­mknę­ła je. Da­vid umie­ścił wa­liz­kę w ba­gaż­ni­ku ca­dil­la­ca esca­la­de i po­pra­wił mod­ne okula­ry ruchem tak dla niej zna­jo­mym jak za­pach domu. Tak zna­jo­mym, że rzad­ko go za­uwa­ża­ła, chyba że była kil­ka dni poza do­mem. Od sze­ściu dni nie wi­dzia­ła, jak Da­vid po­pra­wia okula­ry, nie czuła ko­rzen­ne­go za­pa­chu jego wody ko­loń­skiej ani nie pa­trzyła, jak prze­glą­da „Wall Stre­et Jo­ur­nal”.

Otwo­rzył przed nią drzwi sa­mo­cho­du, a gdy wśli­znę­ła się do środ­ka, za­mknął je za nią z trza­skiem. Po­mi­mo nę­ka­ją­cych ich pro­ble­mów, po­mi­mo jego nie­ustan­nych oskar­żeń i ci­chych dni nie chcia­ła roz­sta­wać się w ten spo­sób. Nie te­raz, kie­dy mia­ła do­ko­nać naj­bar­dziej eks­cytują­cej rze­czy w życiu. Chcia­ła mieć ko­goś, kto bę­dzie z nią to dzie­lił. Kto bę­dzie szczę­śli­wy ra­zem z nią. Ko­goś, kto bę­dzie ją do­pin­go­wał w domu. Jej ro­dzi­na z pew­no­ścią tego nie zro­bi.

Da­vid wsunął się za kie­row­ni­cę i włą­czył sil­nik sa­mo­cho­du. Ruchy miał pew­ne i pre­cyzyj­ne. Inny męż­czyzna dał­by po so­bie po­znać, że od­czuwa gniew. Ale nie Da­vid.

– Cóż – za­czę­ła – przy­najm­niej przez ty­dzień bę­dziesz miał w domu po­rzą­dek.

Wy­po­wie­dzia­ła to zda­nie z nut­ką hu­mo­ru, z na­dzie­ją, że to po­pra­wi mu na­strój. Le­ciut­ko prze­krzywi­ła gło­wę, by zer­k­nąć na męża ką­tem oka. Jego twarz nie wy­ra­ża­ła żad­nych emo­cji i Pau­la pra­wie że za­czę­ła się za­sta­na­wiać, czy aby w ogó­le wy­po­wie­dzia­ła te sło­wa na głos.

Ob­ró­ci­ła gło­wę i spoj­rza­ła przez szybę. Sko­ro Da­vid chciał się roz­sta­wać w ten spo­sób, to trud­no. Mo­gła po­ra­dzić so­bie sama. Była do­ro­słą ko­bie­tą.

Spoj­rza­ła znów na ze­ga­rek. O tej po­rze ro­dzi­ce wsta­ją, by pójść do ko­ścio­ła – mama go­tuje wodę na tę nie­szczę­sną fi­li­żan­kę kawy in­stant. Han­na i ba­bu­nia szykują śnia­da­nie dla go­ści pen­sjo­na­tu Hi­gher Gro­unds Mo­un­ta­in Lod­ge, a Mi­cah od­gar­nia ło­pa­tą te dwa cale śnie­gu, któ­re na­pa­da­ły w nocy. Na­ta­lie pę­dzi, by przy­go­to­wać śnia­da­nie dla Tay­lo­ra i Ale­xa, któ­rzy pew­nie nie prze­spa­li nocy przez ma­lut­ką, ad­op­to­wa­ną Gra­ce. Na tę myśl ści­snę­ło ją w doł­ku.

Zer­k­nę­ła przez przed­nią szybę na Ca­che Stre­et, uli­cę, któ­ra wy­pro­wa­dzi ich poza mia­stecz­ko. Nie było ruchu i je­cha­li szyb­ko. Wszyscy tury­ści naj­wyraź­niej pili do póź­na na mie­ście i nie mie­li te­raz sił na nic prócz bycze­nia się w łóż­kach.

Gdy prze­je­cha­li li­nię wy­zna­cza­ją­cą ko­niec Jack­son Hole, Pau­la była nie­mal pew­na, że usłyszy ha­ła­śli­we bu­cze­nie im­pre­zo­wych trą­bek. Przez całe życie cze­ka­ła, aby opu­ścić tę ża­ło­sną, małą dziu­rę na zupeł­nym od­lu­dziu, a dziś jej ma­rze­nie za­czę­ło się speł­niać. Jed­nak trąb­ki nie za­dźwię­cza­ły. Ża­ło­wa­ła, że nie włą­czyli ra­dia. Wte­dy nie od­czuwa­ła­by tak bar­dzo dła­wią­cej ci­szy. Usi­ło­wa­ła wy­myślić coś, co mo­gła­by po­wie­dzieć. Ona, któ­rej sło­wa zwykle przy­cho­dzi­ły tak ła­two i tra­fia­ły w sed­no.

– Two­je ubra­nia z pral­ni będą go­to­we na jutro, na pią­tą.

To była kiep­ska od­zyw­ka, a do tego nie­po­trzeb­na, gdyż Da­vid bar­dzo do­brze wie­dział, kie­dy ma ode­brać ubra­nia. Ale przy­najm­niej pró­bo­wa­ła.

Jed­nak on sie­dział obok niej zim­ny jak góra lo­do­wa. Czy nie mógł­by przy­najm­niej od­chrząk­nąć? Na­wet kie­dy dwa dni temu wró­ci­ła do domu od fryzje­ra, z wy­pro­sto­wa­nymi kasz­ta­no­wymi wło­sa­mi, je­dynie rzucił okiem w jej kie­run­ku. Oczywi­ście kie­dyś prze­szka­dza­ło­by mu, że żona pro­stuje krę­co­ne z na­tury loki. Te­raz, pa­trząc na jego ze­sztyw­nia­łe ra­mio­na, za­sta­na­wia­ła się, czy Da­vid kie­dykol­wiek się roz­luź­ni.

Tu Pau­la Lan­din-Co­hen, mó­wię z wnę­trza SUV-a, gdzie pe­wien męż­czyzna usi­łuje zmro­zić swo­ją żonę chło­dem bi­ją­cym z jego cia­ła. Do­łącz­cie do nas o je­de­na­stej, a opo­wie­my wam tę hi­sto­rię ze szcze­gó­ła­mi.

Mi­nę­li Elk Re­fuge, ale wszyst­ko, co Pau­la uj­rza­ła, to były akry śnie­gu za ogro­dze­niem. Spoj­rza­ła znów na ze­ga­rek.

– Masz mnó­stwo cza­su – ode­zwał się Da­vid.

Nie wie­dzia­ła, czy ma być wdzięcz­na za jego pierw­sze do­bro­wol­nie wy­po­wie­dzia­ne sło­wa, czy też roz­złosz­czo­na ich to­nem. Zde­cydo­wa­ła się na to drugie. Od mie­się­cy nie ro­bił nic in­ne­go, jak tyl­ko po­zwa­lał so­bie na im­per­tynen­cje wo­bec niej. I z ja­kie­go po­wo­du? Była nie­win­na, a on zbyt upar­ty, by w to uwie­rzyć.

– Wiesz, je­ste­śmy mał­żeń­stwem. Tro­chę uprzej­mo­ści nie za­szko­dzi.

Szczę­ka mu drgnę­ła.

– Mał­żon­ko­wie nie miesz­ka­ją po dwóch róż­nych stro­nach kra­ju.

Jak­by go to ob­cho­dzi­ło.

– To tyl­ko chwi­lo­we.

Jej ostat­nie sło­wo roz­brzmia­ło w sa­mo­cho­dzie ni­czym echo w Gra­ni­te Ca­nyon. Przy­najm­niej roz­ma­wia­li. No do­brze, kłó­ci­li się, ale to było lep­sze niż ci­sza.

– Wca­le nie, sko­ro do­sta­łaś wy­ma­rzo­ną pra­cę.

Gdyby sło­wa mo­gły się szyder­czo uśmie­chać, to te dwa by to ro­bi­ły. I spra­wia­ły ból. Zro­bi­ło jej się go­rą­co pod płasz­czem, aż po skó­rze prze­szły ją ciar­ki. Po­czuła, że tem­pe­ra­tura sko­czyła jej o parę stop­ni.

– Cze­mu cię to w ogó­le ob­cho­dzi? Od mie­się­cy urzą­dzasz mi ci­che dni, tak prze­ko­na­ny o swo­jej nie­omyl­no­ści. Nie chcę ci dłu­żej wcho­dzić w dro­gę. Ani ja, ani mój prze­mo­czo­ny ręcz­nik czy brud­ne na­czynia. Mo­żesz so­bie miesz­kać w swo­im ste­ryl­nym domu po swo­je­mu.

Nie miał pra­wa za­bie­rać jej tej szan­sy ani przy­pra­wiać ją o po­czucie winy z po­wo­du wy­jaz­du. Po­dej­mo­wał de­cyzje bez jej apro­ba­ty. Dla­cze­go ona mia­ła­by cze­kać na jego zgo­dę?

Skrę­ci­li na lot­ni­sko, a do niej do­tar­ło, że to ko­niec wspól­nej po­dró­ży. Roz­sta­wa­li się jako wro­go­wie w naj­wspa­nial­szym ty­god­niu jej życia. Cze­mu so­bie wy­obra­ża­ła, jak dzwo­ni do nie­go w po­nie­dzia­łek wie­czo­rem z Chi­ca­go i opo­wia­da mu o wszyst­kim? Nie było po co te­le­fo­no­wać do domu. Gdy jutro wró­ci po pra­cy do miesz­ka­nia, nie po­wi­ta jej nic prócz ci­szy.

Da­vid za­par­ko­wał auto przed bu­dyn­kiem i wy­siadł. Pau­la cze­ka­ła na kra­węż­ni­ku, aż wyj­mie wa­liz­kę i po­sta­wi ją u jej stóp. Wy­pro­sto­wał się i spoj­rzał jej w oczy, po raz pierw­szy od ty­god­ni. Sta­li tak oko w oko, bli­żej niż się to zda­rza­ło od tam­te­go dnia, kie­dy wszyst­ko ule­gło zmia­nie. Czy ża­ło­wał swo­je­go szorst­kie­go tonu?

Ich od­de­chy pa­ro­wa­ły na chło­dzie, mie­sza­jąc się w tań­cu bar­dziej in­tym­nym niż co­kol­wiek, co ro­bi­li ra­zem od dłu­gie­go cza­su. Pau­li na­gle przy­po­mniał się ich pierw­szy po­ca­łunek…

***

To była ich trze­cia rand­ka. Uczyła go jeź­dzić na nar­tach na zbo­czu Snow King. Wła­śnie in­struo­wa­ła go, jak kon­tro­lo­wać szyb­kość, ja­dąc pługiem, gdy czub­ki ich nart się skrzyżo­wa­ły i Da­vid się prze­wró­cił. Ze śmie­chem za­ha­mo­wa­ła pługiem i przy­sta­nę­ła. Zresz­tą cały ten dzień spę­dzi­li, śmie­jąc się. Kie­dy jed­nak zo­ba­czyła, że Da­vid leży bez ruchu, prze­sta­ła się śmiać.

– Da­vid? – na­chyli­ła się nad nim, zrzuci­ła nar­ty i pa­dła na ko­la­na.

Się­gnął ku niej ra­mio­na­mi i na­gle po­cią­gnął na sie­bie. Le­żąc na nim, opa­tulo­nym ty­lo­ma war­stwa­mi ubrań, od­no­si­ła wra­że­nie, że ma pod sobą wiel­kie­go, przy­tul­ne­go plu­szo­we­go mi­sia. W jego oczach mi­go­tał śmiech.

– To nie było miłe – stwier­dzi­ła.

– Ale za­dzia­ła­ło. – Jego okula­ry lek­ko się prze­krzywi­ły.

Gdy prze­stał szcze­rzyć zęby w uśmie­chu, miał taki wy­raz oczu, że mógł­by od nich stop­nieć cały śnieg wo­kół.

Mimo ni­skiej tem­pe­ra­tury zro­bi­ło jej się go­rą­co na ca­łym cie­le. Para z ich od­de­chów ze­tknę­ła się i po­łą­czyła. Ujął jej twarz w dło­nie i po­cią­gnął ją ku so­bie, aż ich usta się spo­tka­ły.

***

– Na pew­no znaj­dziesz tu ba­ga­żo­we­go, któ­ry ci po­mo­że.

Chłod­ny ton wy­rwał ją ze wspo­mnień.

– Albo może uda ci się oma­mić ja­kie­goś fa­ce­ta, żeby ci to prze­niósł.

Te sło­wa głę­bo­ko ra­ni­ły. Tak bar­dzo mylił się co do niej. Mylił się co do ca­łej tej spra­wy. Kie­dy jej uwie­rzy? Co mu­sia­ła­by zro­bić, żeby udo­wod­nić, że to nie jest praw­da? Tro­chę wpę­dzał ją w po­czucie winy, jak małą uczen­ni­cę sie­dzą­cą w biu­rze dy­rek­to­ra szko­ły.

Tak, te sło­wa ra­ni­ły, ale za­pa­no­wa­ła nad mi­mi­ką i nie po­ka­za­ła nic po so­bie. Zresz­tą, gdyby na­wet to zro­bi­ła, to nie mia­ło­by zna­cze­nia, gdyż Da­vid już wra­cał do sa­mo­cho­du.

Pod­szedł do SUV-a.

Wsiadł.

Od­je­chał.

Pau­la pod­nio­sła wa­liz­kę i ruszyła w stro­nę wej­ścia na lot­ni­sko.

Cię­cie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: