Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tajna Wojna Churchilla - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 maja 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
33,30

Tajna Wojna Churchilla - ebook

Tajna wojna Churchilla to opowieść o mechanizmach władzy, w których prowokacja, szantaż, wykorzystywanie ludzkich słabości, a nade wszystko, wiara w słuszność misji dają zwycięstwo.

 

Rozsypują się tajemnice, otwierają się drzwi sejfów archiwów państwowych i prywatnych, które przez dziesięciolecia strzegły największych tajemnic XX wieku. Dopiero teraz, ponad pół wieku po dramatycznych wydarzeniach, zmieniających świat, możemy podjąć fascynującą próbę odtworzenia prawdy.

Winston Churchill, wytrawny gracz, doświadczony polityk, obejmując urząd premiera rządu brytyjskiego, stanął wobec potężnego wroga, jakim był Hitler, odnoszący zwycięstwa na każdym froncie, na którym zaatakował. Nie tylko tego wroga Churchill musiał pokonać, miał bowiem przeciwko sobie ludzi z najbliższego otoczenia, którzy uważali, że wojna przyniesie ich ojczyźnie klęskę. Ci ludzie chcieli go obalić. Rzucił im wyzwanie. I zwyciężył.

Kategoria: Naukowe i akademickie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-61232-16-2
Rozmiar pliku: 17 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Gambit Churchilla

Dwusilnikowy de Havilland Flamingo, kołysząc się na nierównościach betonowych płyt lotniska w Croydon, dojechał do hangaru, przed którym stała grupka cywilów, najwidoczniej wysokich urzędników ministerialnych, oraz oficerów w marynarskich mundurach. Przyszli, aby powitać Winstona Churchilla, wracającego z dwudniowej wizyty w Paryżu.

Samolot zatrzymał się przed hangarem. Pilot otworzył boczne okienko i patrzył, jak kilku mechaników z obsługi lotniska pchało w stronę samolotu metalowe schodki. Po chwili podniósł się z fotela i otworzył drzwi do kabiny pasażerskiej.

– Jesteśmy na miejscu, sir – powiedział do Winstona Churchilla, który zatopiony w myślach zdawał się nie zwracać uwagi na to, co dzieje się dookoła niego.

– Damned – mruknął Churchill.

Siedzący obok generał Edward Spears doskonale rozumiał, do czego pierwszy lord Admiralicji w ten sposób nawiązał. Churchill liczył, że w czasie krótkiego pobytu w Paryżu uda mu się pozyskać przychylność francuskich dowódców i polityków dla jego dwóch wielkich planów, które miały być zrealizowane równolegle i mogły zmienić bieg wojny, niekorzystny dla aliantów.

Plan „Royal Marine” zakładał zrzucenie przez samoloty sześciu tysięcy min w nurty Renu, między Strasburgiem a rzeką Lauter, co spowodowałoby poważne zakłócenia transportu na najważniejszej niemieckiej rzece. Miała to być odpowiedź aliantów na ataki niemieckich okrętów podwodnych na alianckie statki, prowadzone od września 1939 roku. Zgoda Francji na udział w planie zaminowania wód Renu była niezbędna, gdyż lewy brzeg rzeki w części jej biegu należał do niej.

Drugi plan o kryptonimie „Wilfred” przewidywał przeprowadzenie podobnej akcji stawiania min, tyle że u wybrzeży Norwegii, a miał na celu zablokowanie dostaw szwedzkiej rudy żelaza do Niemiec.

W lecie trasa transportu rudy prowadziła ze Szwecji, z kopalń w rejonie miasta Gällivare do portu Lulea w Zatoce Botnickiej, skąd niemieckie statki zabierały rudę do bałtyckich portów Trzeciej Rzeszy. Była to bezpieczna droga, poza zasięgiem angielskich i francuskich samolotów. Jednakże w zimie Zatoka Botnicka, leżąca pod kołem podbiegunowym, pokrywała się lodem tak grubym, że żegluga stawała się niemożliwa i rudę przewożono koleją do Narwiku w Norwegii, a stamtąd statkami do Niemiec. Transportowce płynęły po norweskich wodach terytorialnych, kryjąc się w fiordach, co skutecznie chroniło je przed atakami brytyjskiej floty i lotnictwa.

Rząd brytyjski, zdając sobie sprawę, że dostawy szwedzkiej rudy żelaza mają istotne znaczenie dla gospodarki niemieckiej, a zwłaszcza przemysłu zbrojeniowego, rozważał najrozmaitsze plany ich zablokowania. Początkowo Brytyjczycy myśleli o wprowadzeniu swoich wojsk do Norwegii i Szwecji pod pretekstem przemarszu na teren Finlandii, która od końca listopada 1939 roku stawiała opór radzieckiej agresji. Zamysł ten miał małe szanse na realizację. W czasie gdy trwała wojna radziecko-fińska, Wielka Brytania przerzucała swoje siły ekspedycyjne do Francji i choć żołnierze mieli tylko przepłynąć kanał La Manche i rozstawić namioty na drugim brzegu, akcja rozwijała się w niezadowalającym tempie, dostawy broni i amunicji napływały powoli, szkolenie rekrutów przeciągało się. W rezultacie na początku 1940 roku brytyjskie oddziały na kontynencie były źle wyszkolone i jeszcze gorzej wyposażone, co niepokoiło wielu najwyższych dowódców, zdających sobie sprawę z tego, jaką potęgą jest Wehrmacht, której korpus miał się przeciwstawić. Generał Bernard L. Montgomery powiedział, że korpus ekspedycyjny był „całkowicie niezdolny do prowadzenia głównych działań wojennych”. I bez wątpienia miał rację.

Jak więc równocześnie, i to w najtrudniejszych zimowych miesiącach, Wielka Brytania i Francja mogły zgromadzić i wysłać na północ Europy oddziały wystarczająco liczne i silne, aby pokonać radzieckie armie, liczące prawie milion żołnierzy, które wtargnęły do Finlandii?

Alianci nie mieli wojsk wyekwipowanych i przeszkolonych do prowadzenia działań w warunkach surowej fińskiej zimy, podczas której przez wiele tygodni panowały trzydziestostopniowe mrozy. Nawet wojska radzieckie, przywykłe do takiej pogody, nie potrafiły poradzić sobie ze śniegiem i zimnem, które stały się najlepszymi sprzymierzeńcami niewielkiej armii fińskiej.

Również ze względów politycznych plan wysłania wojsk na pomoc Finom wydawał się szaleństwem. Wielka Brytania i Francja uwikłane w wojnę z Niemcami i przygotowujące się do odparcia nazistowskiej agresji, musiałyby naruszyć neutralność Norwegii i Szwecji, wydać wojnę innemu mocarstwu i rozpocząć walki w rejonie odległym od swoich baz.

Zanim jednak alianci zdołali przygotować wojska i załadować je na statki, którymi miały one dotrzeć do norweskich portów, fińska obrona została przełamana i 13 marca 1940 roku rząd tego państwa wystąpił do Związku Radzieckiego o zawieszenie broni; dla aliantów pretekst do wkroczenia na Półwysep Skandynawski przestał istnieć.

Wtedy właśnie, na wiosnę 1940 roku, Winston Churchill zaczął forsować projekt zaminowania morskich szlaków w rejonie Narwiku, co w połączeniu z zaminowaniem Renu miało zachwiać niemiecką gospodarką.

Ten plan wydawał się równie dziwny i nierealny, jak wysłanie korpusu ekspedycyjnego na pomoc Finom.

Premier Paul Reynaud

Wrzucenie sześciu tysięcy min do Renu mogłoby spowodować w Niemczech określone kłopoty komunikacyjne, a nawet przejściowe zmniejszenie produkcji zbrojeniowej, chociaż nie miałoby większego wpływu na niemiecki potencjał militarny. Bez wątpienia jednak rozsierdziłoby to Hitlera, ale nie wiadomo, czy skłoniłoby go do podjęcia akcji odwetowej. Zaminowanie morskich szlaków prowadzących z Narwiku stanowiło większą groźbę dla niemieckiej gospodarki, każdego bowiem roku Niemcy importowały ze Szwecji jedenaście milionów ton rudy. Jednakże akcja minowania przeprowadzona w kwietniu, jak planował Winston Churchill, nie mogła w najmniejszym stopniu zaszkodzić Niemcom. Była wiosna i lody na Zatoce Botnickiej puszczały. Lada tydzień Niemcy mieli podjąć transport szwedzkiej rudy z portu Lulea przez Bałtyk, a tej trasy alianci nie mogli zablokować. Ponadto 11 lutego 1940 roku Niemcy podpisali ze Związkiem Radzieckim umowę handlową, która przewidywała dostawę pół miliona ton rudy żelaza, trzysta tysięcy ton złomu i surówki oraz sto tysięcy ton rudy chromu. Związek Radziecki, który w zamian za surowce miał otrzymać plany okrętów wojennych, samoloty myśliwskie i maszyny do fabryk zbrojeniowych gotów był zwiększyć te dostawy, gdyby zaistniała taka potrzeba.

Czyżby więc zablokowanie dostaw rudy żelaza miało być tylko jednym, ale nie najważniejszym elementem planu Winstona Churchilla? A jednak na uruchomieniu tego przedsięwzięcia zależało mu tak bardzo, że 4 kwietnia 1940 roku poleciał do Paryża, aby zyskać poparcie nowych władz tego państwa. We Francji premier Edouard Daladier^() ustąpił ze stanowiska 21 marca tego roku, oddając je Paulowi Reynaudowi^(), a sam objął urząd ministra obrony, szczególnie ważny w napiętej sytuacji w Europie. Decydujący głos w sprawie akcji militarnych należał więc do niego, ale ten polityk, znany z ugodowego podejścia do Niemców, nie wydawał się zachwycony pomysłem Brytyjczyków, który bez wątpienia mógł sprowokować Hitlera do akcji zbrojnej. Daladier obawiał się, że po zaminowaniu Renu francuskie zakłady zbrojeniowe zostaną w odwecie zaatakowane przez niemieckie lotnictwo i doradzał opóźnienie całej akcji do 1 lipca 1940 roku, kiedy to miała się zakończyć ewakuacja najważniejszych fabryk poza zasięg wrogich bombowców.

Wizyta Churchilla w Paryżu, choć przebiegała w serdecznej atmosferze, którą podkreślały przyjęcia wydawane przez gospodarzy, zakończyła się fiaskiem. Pierwszy lord Admiralicji powracał 6 kwietnia do Londynu w złym nastroju. Odmowa Francuzów oznaczała, że jego plan stawał się coraz trudniejszy do zrealizowania.

– Mimo wszystko, Winstonie, choć Francuzi sprzeciwili się zaminowaniu Renu, gotów jestem uznać naszą wizytę za sukces… – odezwał się generał Spears, ale natychmiast przypomniał sobie radę, jakiej przed lotem do Paryża udzieliła mu pani Churchill. Powiedziała wówczas: „Niech pan zawsze na piśmie przekazuje mojemu mężowi to, co ma pan zamiar wyrazić. On często nie słucha lub nie słyszy, jeżeli myśli o czymś innym. Zawsze jednak uważnie czyta i rozważa słowa pisane. Nigdy nie zapomina tego, co widział na papierze”. Generał nie kontynuował, uznając, że następnego dnia będzie miał wystarczająco dużo okazji, aby przedyskutować z Churchillem plan działania na najbliższe dni.

Churchill, jakby nie słysząc słów generała, zdusił cygaro w popielniczce i odwrócił się do Rogera Makinsa^(), swojego sekretarza, siedzącego w fotelu za nim:

– Na jutro proszę zwołać posiedzenie Komitetu Koordynacyjnego, zaraz po posiedzeniu Gabinetu Wojennego. Zamierzam wystąpić do premiera z nową inicjatywą.

Podniósł się ciężko z miejsca i podpierając laską ze srebrną rączką, ruszył do drzwi samolotu, do których dostawiono już schodki.

Generał Spears podniósł się i podążył za nim. Zdawał sobie sprawę, że mimo niepowodzenia w Paryżu Churchill będzie dążył do zrealizowania swojego planu. Rozumiał jego istotę. Churchill, jak matador, wychodził na arenę, aby stanąć przed niemieckim bykiem. Czekał, aż banderillos wbiją w kark zwierzęcia krótkie włócznie z kolorowymi wstęgami, aby go rozwścieczyć i zmusić do ataku. A wtedy zadałby śmiertelny cios szpadą.

Taki był właściwy cel zaminowania Renu i norweskich wód: rozwścieczyć Hitlera i zmusić go do bitwy, którą musiałby przegrać.

Churchill doceniał siłę i sprawność lądowych wojsk niemieckich. Nie miał też wątpliwości, że British Army nie jest w stanie przeciwstawić się Wehrmachtowi, a po wizycie w Paryżu mógł się przekonać, że francuscy dowódcy nie spieszą się do wyruszenia do walki z Niemcami.

Broń pancerna Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego: lekkie czołgi MkVIB i transportery Universal Carriers

Trzonem brytyjskich sił lądowych była zawodowa Regular Army, licząca przed wybuchem wojny 204 tysiące żołnierzy, obok której istniała słabo wyszkolona i wyposażona ochotnicza Territorial Army – 584 tysiące żołnierzy. Co prawda wojna przyspieszyła rekrutację i szkolenie, ale do osiągnięcia pełnej wartości bojowej brakowało wielu miesięcy. Brytyjskie wojska miały za mało broni pancernej, która, jak wykazały walki w Polsce, odegrała decydującą rolę w przełamywaniu obrony. Lotnictwo, duma Anglii, też nie stanowiło siły, która mogłaby wygrać starcie z Luftwaffe. Na początku wojny Wielka Brytania miała 36 myśliwskich dywizjonów, liczących 605 samolotów w pierwszej linii i było oczywiste, że wobec panicznego lęku przed niemieckimi bombowcami, jaki opanował brytyjski rząd, myśliwce zostaną przeznaczone do obrony miast, nie do walki z wrogiem nad kontynentem.

Wielka Brytania miała tylko jeden atut, pozostający w ręku Winstona Churchilla, jako pierwszego lorda Admiralicji, jako dowódcy marynarki wojennej: drugą co do wielkości flotę świata.

Royal Navy miała w rejonie Wysp Brytyjskich (pomijając okręty wysłane na Daleki Wschód i Morze Śródziemne) osiem pancerników, cztery lotniskowce, dwa ciężkie krążowniki, czternaście lżejszych krążowników, 75 niszczycieli, dwadzieścia jeden okrętów podwodnych i dziesiątki mniejszych jednostek.

Royal Navy, druga najpotężniejsza flota na świecie

Z tą potęgą Niemcy nie mogli wygrać, jako że Kriegsmarine miała dwa pancerniki, trzy pancerniki kieszonkowe, dwa stare pancerniki, które nie mogły wziąć udziału w bitwie morskiej, jeden ciężki krążownik, sześć lekkich krążowników, trzy okręty artyleryjskie i awizo, 33 niszczyciele i nowe torpedowce, 57 okrętów podwodnych.

Było więc oczywiste, że Wielka Brytania, jeżeli chce zwyciężyć w wojnie, powinna unikać walk na lądzie i w powietrzu, a rozprawić się z Niemcami na morzu.

Takie rozwiązanie ze wszech miar odpowiadało Winstonowi Churchillowi. Jego umysł, posiadający rzadką umiejętność widzenia całego zakresu najbardziej skomplikowanych spraw, zawsze pozwalał znaleźć wyjście, którego nie dostrzegali generałowie przyzwyczajeni do rozwiązań siłowych. Zademonstrował to w czasie pierwszej wojny światowej, gdy po raz pierwszy w swoim życiu sprawował urząd pierwszego lorda Admiralicji.

Wojna pozycyjna; w końcu 1914 r. transzeje i okopy przecięły Europę z północy na południe

Wojna pozycyjna doprowadzona do perfekcji – ziemne umocnienia wybudowane przez Niemców w 1915 r. w Belgii

Wtedy to, w listopadzie 1914 roku, gdy stało się oczywiste, że żadna z walczących stron nie jest w stanie zdobyć przewagi pozwalającej na szybkie rozstrzygnięcie wojny, a krwawe pozycyjne boje trwać będą miesiącami, a może nawet latami, Churchill zaproponował niezwykłe posunięcie: przeprowadzenie desantu w odległym miejscu wielkiego frontu. Daleko od Francji, głównego rejonu zmagań wojsk angielsko-francuskich z niemieckimi, do brzegów półwyspu Gallipoli (Gelibolu) miała podpłynąć potężna eskadra okrętów brytyjskich i francuskich, które ogniem wielkich dział zniszczyłyby tureckie forty i umocnienia obronne nad Cieśniną Dardanelską, łączącą Morze Egejskie z morzem Marmara. Zamierzenie wydawało się łatwe, gdyż na brzegu były tylko stare niemieckie działa o zasięgu o połowę mniejszym niż artyleria okrętów ententy, a ponadto obrońcom brakowało amunicji, ponieważ na każde działo przypadało ledwie 75 pocisków. Po kilkudniowym bombardowaniu z morza, gdy na półwyspie nie pozostałby kamień na kamieniu, miał tam wylądować korpus ekspedycyjny, który łatwo zająłby ruiny. Droga do Konstantynopola, stolicy osmańskiego imperium pozostającego w sojuszu z Niemcami, zostałaby otwarta, co dałoby Anglikom rozliczne korzyści. Przede wszystkim odblokowaliby szlaki komunikacyjne prowadzące do sojuszniczej Rosji, umożliwiając zaopatrywanie jej wielkiej armii w amunicję, a w zamian otrzymując zboże. Ponadto klęska wojsk tureckich poprawiłaby położenie wojsk rosyjskich i zmusiła Niemców do odesłania na front wschodni dodatkowych oddziałów, co musiałoby nastąpić kosztem ich sił na froncie we Francji. Usunięte zostałoby tureckie zagrożenie dla Egiptu i Kanału Sueskiego. Wreszcie świetne zwycięstwo przestraszyłoby Bułgarów, którzy coraz wyraźniej zmierzali do sojuszu z Niemcami. I to wszystko w wyniku jednej niespodziewanej operacji przeprowadzonej tysiące kilometrów od głównego teatru działań wojennych.

Turecka artyleria na brzegu Gallipoli

Śmiały plan napotkał jednak opór dowódców francuskich. Generał Joseph Joffre^() sprzeciwił się odesłaniu z głównego frontu żołnierzy, obawiając się osłabienia sił, co mogliby wykorzystać Niemcy. W rezultacie korpus ekspedycyjny, który miał zająć Gallipoli, sformowano z żołnierzy tyłowych, a więc wartość bojowa tej jednostki nie była duża. Churchilla to nie martwiło, uważał bowiem, że silna morska eskadra angielsko-francuska, której trzon stanowiło siedemnaście pancerników, krążownik liniowy, pięć krążowników lekkich, wsparta przez rosyjski krążownik, stojąc na kotwicach, poza zasięgiem tureckich dział, będzie mogła bezkarnie ostrzeliwać cele na lądzie, w ten sposób przesądzi o zwycięstwie. Żołnierze, nawet najgorsi, mieli sobie łatwo poradzić z tym, co pozostałoby po bombardowaniu.

Churchill nie mógł wiedzieć, że wróg, powiadomiony przez wywiad o brytyjskich planach, wzmocnił obronę. Brzegów cieśniny broniły 134 ciężkie i średnie działa oraz liczne baterie polowe.

Brytyjskie i francuskie okręty, ufne w swoją siłę, otworzyły ogień 19 lutego 1915 roku. Wyniki całodziennego bombardowania tureckich fortów i stanowisk artyleryjskich okazały się znikome. Ostrzał ponowiony 25 lutego też nie wyrządził poważniejszych szkód. Było to wynikiem fatalnego dowodzenia operacją. Co gorsza, załogi alianckich okrętów nie były przygotowane do ostrzeliwania celów lądowych, a to sprawiło, że źle dobierały pociski, nie potrafiły prowadzić obserwacji i korygować ognia. Na domiar złego flocie brakowało trałowców, które mogłyby usuwać zapory minowe grodzące Dardanele, na których zatonęły trzy okręty liniowe, manewrujące w celu zajęcia najbardziej dogodnej pozycji.

Półwysep Gallipoli w ogniu dział pancernika Cornwallis

Szybko stało się oczywiste, że tej bitwy same okręty nie wygrają, ale wojsk, które mogłyby desantować się na brzegi Gallipoli i zająć półwysep, nie było. Dopiero w połowie marca 1915 roku zapadła decyzja o wysłaniu w tamten rejon około osiemdziesięciu tysięcy żołnierzy, a ich przygotowanie do dalekiej podróży i przerzut musiały trwać co najmniej miesiąc.

Gdy wreszcie w połowie kwietnia 1915 roku zaczęły napływać z Wielkiej Brytanii oddziały desantowe, okazało się, że są niegotowe do walki. Żołnierzom brakowało ekwipunku, a artylerii – pocisków. Organizacyjny bałagan w szeregach wojsk ententy okazał się zbawienny dla tureckich oddziałów, które zyskały czas na uzupełnienie zapasów, naprawienie szkód wyrządzonych przez pociski okrętów i sprowadzenie posiłków. Tak więc, gdy 25 kwietnia 1915 roku oddziały ententy ruszyły do ataku na tureckie brzegi, wróg był już dobrze przygotowany do obrony. Na domiar złego tam, gdzie wojskom alianckim udało się zdobyć przewagę, została ona zaprzepaszczona w wyniku braku zdecydowania dowódców. Rozpoczęły się długie i krwawe walki o Gallipoli.

Winston Churchill – pierwszy lord Admiralicji,
zdjęcie z 1915 r.

Ogromne straty w oddziałach lądowych i na morzu, gdzie torpedy tureckiego kontrtorpedowca i niemieckiego okrętu podwodnego zatopiły trzy brytyjskie okręty liniowe, sprawiły, że Winston Churchill, obarczony przez opozycję odpowiedzialnością za straty, musiał ustąpić ze stanowiska pierwszego lorda Admiralicji.

Walka o Gallipoli była przegrana, choć boje trwały do grudnia 1915 roku, gdy rozpoczęła się ewakuacja wielotysięcznego korpusu. Zakrojona na szeroką skalę operacja zakończyła się dla Wielkiej Brytanii kompromitującą i bolesną klęską. Straty wojsk ententy przekroczyły 146 tysięcy żołnierzy zabitych i rannych. Na morzu Francuzi i Brytyjczycy stracili sześć okrętów liniowych oraz siedem okrętów podwodnych.

Ta klęska nie wpłynęła na karierę polityczną Churchilla, który po opuszczeniu stanowiska pierwszego lorda Admiralicji pojechał do Francji, aby tam w stopniu podpułkownika walczyć jako dowódca batalionu. W lipcu 1917 roku, gdy specjalna komisja opublikowała raport uwalniający go od odpowiedzialności za niepowodzenie akcji pod Gallipoli, powrócił do rządu, jako minister do spraw amunicji.

Sam też nigdy nie uznał, że ponosi winę za nieudaną operację. Wciąż był przekonany, że nagły zwrot, prowokacja, uderzenie w najmniej spodziewane miejsce pozwalają w najtrudniejszej sytuacji przejąć inicjatywę. Dwadzieścia pięć lat po Gallipoli postanowił zastosować taki manewr, gdy sytuacja w Europie była równie trudna, jak w 1915 roku.

Uważał, że Wielka Brytania nie może czekać na cios, lecz musi uderzyć pierwsza. Wiedział, że jest takie miejsce, dla którego obrony Hitler odsunie na bok inne plany i pośle tam swoje wojska – to była Norwegia. Führer nie mógł przecież zlekceważyć zagrożenia, jakim było zajęcie tego państwa przez aliantów. Oczywiście, że chodziło o przerwanie zimowych dostaw rudy żelaza, ale nie tylko. Hitler nie mógł dopuścić do utraty Norwegii ze względu na ogromne znaczenie strategiczne tego państwa.

Już w październiku 1939 roku wielki admirał Erich Raeder^(), dowodzący marynarką wojenną, przekonywał Hitlera:

– Musimy rozważyć, czy są możliwości uzyskania baz w Norwegii w wyniku wywarcia, wspólnie z ZSRR, presji na to państwo. To powinno radykalnie poprawić naszą sytuację strategiczną.

Raeder zwracał uwagę, że jeżeli Brytyjczycy zechcieliby zająć norweskie porty, to Norwegowie nie byliby w stanie się obronić. W efekcie takiego rozwoju wydarzeń Royal Navy przejęłaby kontrolę nad Morzem Północnym, odcinając niemieckim okrętom wyjście na Atlantyk, zaś angielskie samoloty startujące z norweskich lotnisk mogłyby uderzać na niemieckie okręty na Bałtyku.

Admirał był jednak ostrożny i opowiadał się za akcją polityczną, a nie militarną. Chciał podporządkować Norwegię za pomocą presji politycznej, wywieranej na rząd tego państwa wspólnie przez Niemcy i Związek Radziecki. Doskonale bowiem zdawał sobie sprawę, że w walce o Norwegię wszystkie atuty były po stronie wroga: dostępu do Norwegii strzegły okręty potężnej Royal Navy, a admirał nie miał złudzeń, że Kriegsmarine może wygrać bitwę ze znacznie silniejszym przeciwnikiem.

Hitler słuchał uważnie uwag swoich dowódców, ale nie obawiał się konfrontacji militarnej. Miał naturę hazardzisty i wiedział, że można wygrać nawet z dużo silniejszym wrogiem, jeżeli uda się go zaskoczyć, przestraszyć i wprowadzić w błąd. Zamierzał w ten sposób działać i 27 stycznia 1940 roku wydał polecenie przygotowania planu zajęcia Norwegii – „Fall N”.

Churchill mógł być z tego zadowolony: wydarzenia rozwijały się tak, jak tego oczekiwał.

Gdyby Niemcy chcieli zająć Norwegię, musieliby wysłać na pokładach okrętów kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy w rejs liczący od tysiąca do półtora tysiąca kilometrów, tyle bowiem dzieliło niemieckie bazy od norweskich portów. Transportowce konwojowane przez największe okręty Kriegsmarine nie miałyby większych szans przedarcia się przez zaporę okrętów Royal Navy, operujących w pobliżu swoich baz Scapa Flow^() i Rosyth na północy Szkocji. W morskich bitwach pancerniki i pancerniki kieszonkowe, stanowiące trzon Kriegsmarine, poszłyby na dno, trafione pociskami brytyjskich pancerników i bombami samolotów startujących z lotniskowców, zatonęłyby niemieckie niszczyciele i okręty transportowe przewożące dziesiątki tysięcy żołnierzy wojsk inwazyjnych. Niemieckie społeczeństwo i najwyżsi dowódcy nie wybaczyliby tej klęski swojemu führerowi. W efekcie wojna zmieniłaby bieg. Churchillowi pozostało więc tylko sprowokowanie Niemców do wysłania wojsk do Norwegii.

Już 2 lutego 1940 roku zwołał tajną konferencję prasową dla attachés prasowych ambasad państw neutralnych, w czasie której „nieopatrznie” ujawnił swoje zamiary wobec Norwegii. Było oczywiste, że wywiad niemiecki szybko wychwyci słowa pierwszego lorda Admiralicji i utwierdzi Hitlera w przekonaniu, że należy jak najszybciej przystąpić do operacji norweskiej.

Znacznie poważniejsza prowokacja miała miejsce 16 lutego 1940 roku, gdy brytyjski niszczyciel Cossack z zespołu dowodzonego przez komandora Philipa Viana^() osaczył w norweskim fiordzie Jössing niemiecki okręt zaopatrzeniowy Altmark^(). Ta jednostka dostarczała amunicję, paliwo i żywność pancernikowi Admiral Graf Spee, atakującemu alianckie statki na Południowym Atlantyku i Oceanie Indyjskim. Altmark do pustych ładowni przejął z pancernika 299 alianckich marynarzy z zatopionych statków i wracał do Niemiec, gdy 14 lutego został wykryty przez alianckie samoloty.

Dowódca niszczyciela Cossack miał więc wszelkie powody, aby działać zdecydowanie w celu uwolnienia więźniów, ale nie miał prawa wprowadzić swojego okrętu na norweskie wody terytorialne. Zdawał sobie z tego sprawę, lecz rozkaz Winstona Churchilla wydany 16 lutego o godzinie 17.25, był oczywisty:

„Powinien pan wkroczyć na pokład okrętu Altmark, uwolnić jeńców i po opanowaniu okrętu czekać na dalsze instrukcje”.

Istniało niebezpieczeństwo, że dwa norweskie torpedowce, strzegące wejścia do fiordu, mogą zagrodzić drogę brytyjskiemu okrętowi. Churchill i to przewidział. Rozkazywał:

„Gdyby norweskie torpedowce próbowały interweniować, należy je ostrzec, aby trzymały się z daleka. Jeżeli otworzą ogień, należy wstrzymać się z odpowiedzią, chyba że atak okaże się poważny. Powinien pan bronić się, używając siły w takim stopniu, w jakim będzie to konieczne i zaprzestać ognia, gdy przeciwnik się wycofa”.

Komandor Philip Vian wykonał rozkaz bardzo dokładnie. Wprowadził niszczyciel Cossack do fiordu, wysłał grupę abordażową, która wdarła się na pokład okrętu Altmark i uwolniła 299 jeńców. Komandor Vian został, całkowicie zasłużenie, uhonorowany Distinguished Service Order^(), co jednak było oczywistym potwierdzeniem, że nie był to przypadkowy incydent lub samowola oficera, lecz zamierzone działanie brytyjskiego rządu.

Reakcja Hitlera na wieść o wydarzeniach w norweskim fiordzie była natychmiastowa. Już 26 lutego, a więc 10 dni po akcji niszczyciela Cossack, wydał on dyrektywę określającą cele norweskiej kampanii i mianował głównodowodzącego wojskami, które miały zająć norweskie porty. Został nim generał Nikolaus von Falkenhorst^(), dowódca, który dobrze znał północne warunki, gdyż w czasie pierwszej wojny światowej służył jako oficer sztabowy w Finlandii.

Opracowany przez niego plan zakładał, że dwie dywizje górskie i pięć dywizji piechoty uderzą na Norwegię, gdy równocześnie dwie dywizje wkroczą do Danii, gdyż zajęcie tego państwa miało ułatwić przerzut wojsk z Niemiec i prowadzenie działań wojennych na Półwyspie Skandynawskim. Z niemieckich portów Wilhelmshaven, Bremy i Kilonii miało wyjść pięć grup okrętów, które skierowałyby się do Narwiku, Trondheim, Bergen, Kristiansandu i Oslo i tam wysadziłyby pierwsze jednostki, które po złamaniu oporu Norwegów osłaniałyby lądowanie następnych oddziałów.

Niemcy byli gotowi, ale Hitler wciąż nie wydawał ostatecznego rozkazu rozpoczęcia norweskiej operacji. 30 marca 1940 roku wywiad niemiecki doniósł o niedyskrecji francuskiego premiera Reynauda, który w rozmowie z jednym z dyplomatów ujawnił plany aliantów wobec Norwegii. Tego samego dnia w przemówieniu radiowym Winston Churchill ostrzegł rząd norweski, że alianci będą prowadzić walkę „bez względu na to, dokąd ona ich zaprowadzi”.

– Gdyby Reynaud i Churchill trzymali języki za zębami, może bym i w ogóle nie ruszył Norwegii – stwierdził Hitler w czasie narady w Kancelarii Rzeszy, coraz bardziej podążając szlakiem wyznaczonym przez Churchilla.

Pierwsze trzy niemieckie transportowce z wojskiem, zakamuflowane jako węglowce, wyruszyły z Niemiec w nocy 3 kwietnia. U wybrzeży Narwiku miały dołączyć do nich szybsze niszczyciele, przewożące dwa tysiące żołnierzy.

Niemiecka machina wojenna ruszyła w tym samym czasie, gdy Winston Churchill leciał do Paryża, nieświadom tego, że jego wielka prowokacja przyniesie tak szybkie efekty. Miał przegrać tę bitwę na morzu i lądzie, gdyż powtarzał błędy sprzed dwudziestu pięciu lat.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: