Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tłumacz – reportaż z życia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 lipca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
16,91

Tłumacz – reportaż z życia - ebook

„Tłumacz – reportaż z życia” Aleksandra Janowskiego to zalecana lektura obowiązkowa dla każdego adepta tego wymagającego, lecz dającego ogromną satysfakcję zawodu. Ukazuje drogę życiową młodego człowieka, cały proces powolnego stanowienia się tłumacza, mozolną drogę na szczyt dokonań zawodowych. Oszczędza upiększeń i lukru, nie szczędzi natomiast sporej porcji konfliktów, goryczy i frustracji jako nieodłącznych składników każdego rozwoju. Widzimy z bliska w działaniu Edwarda Gierka, Leonida Breżniewa, Stanisława Kanię, Wojciecha Jaruzelskiego, Giscarda d,Estaigne, Michaiła Gorbaczowa, Fidela Castro oraz inne czołowe postacie historyczne tego okresu.

Przepis na tłumacza doskonałego według autora: “Bardzo dobra znajomość języków, żelazne zdrowie (w tym żołądek strusia, nerwy z liny stalowej, pamięć słonia, wytrzymałość maratończyka, refleks kobry, natychmiastowa gotowość pamięci), głęboka wiedza na temat zjawisk kulturowych, społecznych, gospodarczych i politycznych obszaru zainteresowania, nieustanna praca nad sobą, wysoka kultura osobista, dyskrecja i takt, niezwykła odporność na stresy, zrównoważony charakter, rzetelność, punktualność, właściwy tryb życia, unikanie zgubnych nałogów. Łatwe. Każdy to może”.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7900-392-1
Rozmiar pliku: 3,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

STOŁPCE

Po zajęciu miasteczka we wrześniu 1939 roku Sowieci zabrali z domów i wywieźli wyższych urzędników starostwa, policjantów i księży. Biedacy nigdy nie powrócili, nikt z mieszkańców nie znał ich dalszego losu.

Siedemnastowieczny kościół św. Kazimierza zamknięto i przeznaczono na magazyn zbożowy i warzywniczy – już na zawsze. Pomniejszym pracownikom administracji polskiej pozwolono tymczasowo pracować na poprzednich stanowiskach, pod czujnym okiem nowych opiekunów.

Mama opowiadała, jak któregoś ranka przyszli do nas dwaj wojskowi, ze smagłym cywilem o nietutejszym wyglądzie. Oświadczyli, że poszukują polskich burżujów, kułaków i żołnierzy. Rodzice stanowczo zaprzeczyli przynależności do wymienionych kategorii.

Po dokładnym obejrzeniu całego domu przybysze zakomunikowali, że chociaż mieszkamy na kilku pokojach, mamy stołową zastawę porcelanową, białe obrusy, drogie meble i zapastowane podłogi, to jednak nie wyzyskiwaliśmy siły najemnej w żadnej postaci. W swojej wspaniałomyślności nowa władza sowiecka pozwala nam korzystać z owoców pracy naszych rąk. Poza tym, sąsiedzi Białorusini potwierdzili, że mamy do nich prawidłowy stosunek, a nawet na Nowy Rok obdarowujemy prezentami.

Te symbole religijne na ścianie to jednak gospodyni musi zdjąć. I te polskie książki – żeby tam nie było propagandy antyrządowej. Pora najwyższa czytać dzieła Puszkina i Tołstoja.

- Czytamy – odezwała się mama.

- Co, już macie? Annę Kareninę? To dobra rzecz. A te skrzypce na ścianie to czyje? Aha, gospodyni grywa. Dobrze, my muzykę szanujemy. A obywatel Józef Janowski niech sobie dalej spokojnie pracuje… Ten prywatny zakład fryzjerski, który go zatrudniał, będzie przekształcony w spółdzielnię, bo u nas, w Związku Sowieckim nie ma wyzysku człowieka przez człowieka. Rzemieślnicy uspołecznieni to przecież też ważny oddział międzynarodowej klasy robotniczej. A potem zobaczymy.

Na odchodnym poinformowali, że taka przestrzeń mieszkaniowa nam się już nie należy i musimy przyjąć “kwaterantów” – od zaraz i za darmo. Jeden pokoik możemy sobie zostawić. W zupełności wystarczy na nasze potrzeby. Resztę domu musimy opróżnić – już.

Po kilku tygodniach starszą siostrę mamy zwolniono z pracy w gimnazjum. Z powodu wady wzroku nie wyglądała atrakcyjnie, nigdy nie wyszła za mąż i pozostała bez środków do życia. Nauczanie było jej wielką pasją życiową, oprócz muzyki i literatury.

Z uwagi na doskonałą znajomość języka rosyjskiego, proszono ją czasem o korepetycje dla dzieci sowieckich notabli. Płacono konserwami, chlebem czy cukrem. Niekiedy wręczano kilka metrów materiału, co też dało się u okolicznych chłopów wymienić na żywność.

Kilka lat później znajoma maszynistka, która pisała sowieckie odezwy do ludności, wyznała, że widziała nazwisko Zofii Samochwał na liście osób niepewnych co do lojalności wobec nowego porządku społecznego.

Wtedy też zaczęto zwalniać z pracy na kolei Polaków.

Od wczesnej wiosny, natomiast, 1941 roku białoruscy kolejarze zaczęli opowiadać w tajemnicy o potężnych ilościach butów wojskowych, szyneli, pocisków i innego mienia transportowanego koleją w kierunku Brześcia. Starsi sąsiedzi - Białorusini mówili po cichu: ”Jeżeli wiozą buty na granicę, będzie wielka wojna jak w 1914. Znów pogonią nas z bagnetami na Niemca.”

Tymczasem w czerwcu uderzyli właśnie Niemcy.

Rodzice z dwuletnią córeczką i mną, kilkumiesięcznym, schronili się w piwnicy. Okna na górze pozatykali pierzynami i poduszkami, co miało chronić przed odłamkami, pociskami i kulami. Słyszeli odgłosy artylerii, terkot karabinów maszynowych i coś jakby siekanie ciężkim grochem po ścianach.

Na rogu naszej ulicy stał młodziutki sowiecki żołnierz z długim, wąskim bagnetem na karabinie. Widocznie nie otrzymał rozkazu wycofania się, bo tkwił tak na widoku, nawet nie próbując się ukryć. Na zawołania, aby się chował, odpowiadał z dumą i z pewną wzgardą: “Sowiet mnie na posterunek postawił, Sowiet mnie zdejmie.” Rano leżał tam, patrząc nieruchomymi otwartymi oczami w niebo, z tym swoim karabinem w dłoni. Pochowano go później w pobliskim parku.

Niemcy prawie już zdobyli miasteczko, kiedy Sowieci, ukryci w dawnym polskim gimnazjum na wzgórku, poprowadzili stamtąd gwałtowny atak na bagnety z ogłuszającym krzykiem “hura” i odrzucili Wehrmacht z powrotem prawie pod Niemen. Dopiero po uderzeniu wzmocnionymi oddziałami piechoty, przy wsparciu artylerii, Niemcy opanowali Stołpce .

Pierzyny w oknach naszego domu posiekane zostały w drobny puch, pierze jeszcze przez kilka dni fruwało w powietrzu. Za to w środku duże kryształowe lustro w pokoju i meble pozostały nietknięte.

Żołnierze niemieccy przeczesywali miasto, wyłapując komunistów, komisarzy i Żydów. Szeregowych czerwonoarmistów, w ogromnej masie wziętych do niewoli, zatrudnili do grzebania zabitych i na początku specjalnie nie pilnowali. Białorusinów zwolniono potem do domów. Niemcy zapewniali, że władza sowiecka już na zawsze ”kaput”. Kołchozy zostaną zlikwidowane.

Po kilku tygodniach powrócił do domu mąż dalszej sąsiadki, który służył gdzieś na sowieckim lotnisku koło Baranowicz. Opowiadał, że w przeddzień hitlerowskiego ataku otrzymali rozkaz zdemontowania i czyszczenia karabinów maszynowych w swoich samolotach. Więc jak mieli się bronić? Sabotaż czy co?

Nazwa naszego miasteczka pochodzić miała od rosyjskiego słowa oznaczającego potężne słupy, czyli pale wbijane w piaszczyste dno, do których przywiązywano na noc spławiane po Niemnie długie tratwy. Drewno trafiało do tartaków w dolnym biegu rzeki.

Miasteczko graniczne Stołpce na krańcach Rzeczypospolitej, położone w odległości

40 km od Nowogródka, siedziby Radziwiłłów, zamieszkiwała wtedy ludność białoruska, polska i żydowska.

W ręku tej ostatniej był praktycznie cały drobny handel. Opowiadano, jak Radziwiłł wchodził do takiego sklepiku:

- Na ile masz tu towaru, Żydzie? – rzucał od progu pytanie.

- Na pięćset złotych, proszę księcia - usłużnie odpowiadał właściciel.

- Łżesz, daję trzysta, kupuję ten cały sklep - oznajmiał arystokrata.

- Jaśnie panie, po co jaśnie panu ten zapyziały sklepik? – pytał zdziwiony zarządca majątku

- Łatwiej jest wybrać parę rzeczy, a resztę wyrzucić, niż się w tym grzebać i szukać, czego chcę – wyjaśniał dumny książę.

Uradowany handlarz długo jeszcze kłaniał się odjeżdżającemu powozowi.

W tamtejszym folklorze polsko - białoruskim do naszych dni przechowały się powiedzonka typu: ”Lata jak Żyd po pustym sklepie” oraz “Przebiegły jak żydowski karczmarz”.

Kilka tygodni po zdobyciu miasteczka niemieckie wojska szturmowe zaszły już daleko pod Smoleńsk, a w Stołpcach rozkwaterowano oddziały tyłowe.

Utworzono getto z żydowskimi policjantami, pilnującymi tam porządku. W sąsiednim

Nowym Swierzniu Niemcy spalili synagogę.

Stołpeccy Żydzi nadal wierzyli, że kulturalni przecież Niemcy nie wyrządzą im krzywdy. Nieliczni tylko wyznawcy religii mojżeszowej uciekali z getta i przedostawali się do okolicznych lasów.

Jesienią spędzono wszystkich Żydów na rynek, trzymając ich bez pożywienia i wody, po czym poprowadzono pod eskortą do pobliskiego lasu.

Ludzie wylegali na ulice, podając konwojowanym wodę, chleb, owoce. Niemcy odpędzali mieszkańców krzykiem i kolbami karabinów. Moja mama, wtedy niespełna dwudziestoletnia, wybiegła na pobocze z garnkiem mleka i bochenkiem chleba w ręku. Już wręczała jedzenie młodej Żydówce z dwojgiem dziewczynek, kiedy tamta popchnęła dzieci w jej kierunku: „Schowaj je, po wojnie odbiorę.” Niemiec, widząc to, odwrócił się tyłem. Długa kolumna powoli znikała w lesie.

Po jakimś czasie rozległy się stamtąd długie serie karabinów maszynowych.

Niemcy powrócili do miasteczka sami. Pod lasem wystawili zbrojne posterunki i nie wpuszczali nikogo, nawet dzieci zbierające jagody.

Podobno zginęło wtedy około 3000 Żydów.

Dziewczynki były przechowywane u nas na strychu. Jedzenie i picie otrzymywały tylko w nocy. I tylko wtedy mogły trochę pochodzić po podwórku. Po pół roku odprowadzono je do partyzantów.

Ojca zatrzymał po godzinie policyjnej patrol żandarmerii. Na szczęście ktoś to widział i zawiadomił natychmiast mamę. Pobiegła szybko na niemiecki posterunek i usłyszała, że jeśli dostarczy “schmaltz, jajka, masło, schnaps – schnell, to herr Josef będzie wypuszczony.”

Wehrmacht, szczególnie żołnierze starsi, jeszcze byli wtedy ludzcy. W Stołpcach nastało już zacisze za linią szybko przesuwającego się na Wschód frontu. Partyzanci w lasach jeszcze nie uaktywnili się.

Mama szybko się uwinęła, przyniosła prowiant w sporym koszu wiklinowym, który Niemcy też zarekwirowali. Rozeźlona rzuciła: ”oby was franca wzięła”, na co usłyszała: „ ja, ja, matka, Francja kaput”. Ojca zwolniono, z kopniakami i pogróżkami, ale najpierw musiał wypić kieliszek tego schnapsu, by wykazać, że nie jest zatruty.

Później, w zimie 1943, zjawił się u nas białoruski policjant, który służył u Niemców. Oznajmił, że od dawna wiedział, że trzymamy Żydóweczki na strychu. No to niby komu pani Janowska tam nosiła po drabinie garnuszki z jedzeniem? Kozom?

Prosił o poświadczenie, kiedy Ruscy wrócą, że był porządny i nikomu krzywdy nie wyrządził, a poszedł na służbę, bo tak było trzeba. Mama po odejściu Niemców poszła z nim do sowieckiej komendantury i poświadczyła. To samo uczynili sąsiedzi.

Wtulamy się w nagrzaną, letnią ziemię 1944. Obecny nasz dom nie ma piwnicy, więc leżymy pod płotem w gęstym zapachu lip, w wykopanym przez ojca wgłębieniu, niby takim okopie.

Na niebie rozbłyskują flary, wolno opadają ku ziemi, jakiś samolot chwytają długie kleszcze reflektorów, szczekają armatki przeciwlotnicze, przeciągają świetlne ślady pocisków.

Wybuchy. Jeszcze wybuchy. Więcej wybuchów. Bliżej.

- Bombardują mosty na Niemnie – wyjaśnia ojciec.

Mnie się to wszystko strasznie podoba. Kręcę głową na wszystkie strony, by więcej zobaczyć. Naraz coś straszliwie łupnęło i ogromny konar z pobliskiej lipy runął na ziemię z łoskotem. W pobliżu. Już nie byłem taki ciekawski.

Nasze pokoje pełne są niemieckich żołnierzy w szarych mundurach. Leżą na podłodze, siedzą, oparci o ścianę, niektórzy czyszczą broń. Przez uchylone drzwi kuchni, gdzie nam z mamą wolno przebywać, widzę jak jeden z nich, starszy wiekiem, wyjął z plecaka pomarańczę i zaczął obierać wielkim bagnetem. Napotykając moje spojrzenie, uśmiechnął się. Wyciągnął owoc w moją stronę. Wbiegłem, chwyciłem obraną pomarańczę w obie ręce. I już pędzę z powrotem.

- Powiedz ”danke” podpowiada mama. Zmieszałem się. Żołnierze się roześmieli. Jeden z nich, bardzo młody, skończył czyścić karabin i nagle obracając się w moim kierunku z przekrzywioną ze złości twarzą, wymierzył we mnie broń :

- Partizan! Pu!Pu!

Rzuciwszy pomarańczę, z krzykiem i płaczem wbiegłem do kuchni i wtuliłem się mamie w spódnicę. Mama gwałtownie wtargnęła do pokoju i zaczęła wymyślać po polsku do żołnierza.

Z mojego pokoiku dziecinnego wyjrzał oficer i widocznie zapytał o przyczynę hałasu. Po wyjaśnieniu przez mojego dobroczyńcę podszedł do młodego żołnierza i na odlew trzasnął go otwartą dłonią w twarz:

- Schwein, schweinehund … i coś tam jeszcze.

Wszedł do nas i salutując do daszku, po rosyjsku przeprosił za zachowanie jego podwładnego. Wyjął portfel i pokazał zdjęcie - “meine frau und zwei kinder, drei und zwei yahre…” Za nim wszedł ten pobity, jeszcze z czerwonym policzkiem, ucałował mamę w rękę, poprosił o wybaczenie, a dla mnie położył na stole ogromną czekoladę i kilka pomarańczy.

Rano ich już nie było.

Przez kilka kolejnych nocy budziłem się z trwożnego snu z okropnym wrzaskiem - i już nie zasypiałem. Sąsiadka przyprowadziła babkę - szeptunkę, która wzięła do ręki surowe jajko, przyłożyła mi je do czoła i, zataczając nim szerokie kręgi, coś szeptała przez dłuższy czas.

Skończyła, wyprostowała się, kazała otworzyć okno i dalekim rzutem roztrzaskała jajko o kamienny ganek. Zapewniła, że teraz Oleś będzie spał jak niemowlę. Sprawdziło się.

Musieliśmy wraz z innymi uciekać do lasu, kiedy walki osiągnęły duże natężenie. Mieszkaliśmy w wilgotnych ziemiankach. Panowała wtedy wśród dzieci epidemia zapalenia opon mózgowych. Zabrała mi starszą siostrzyczkę i młodszego braciszka. Tam też dostałem objawów krzywicy, z braku odpowiedniego pożywienia. Żadne chyba dziecko nie wypiło potem tyle tranu, ze stoickim spokojem, no bo chciałem urosnąć, a powiedziano mi, że bez tego rybiego oleju to nie będzie możliwe.

Ojca po jakimś czasie wcielono do II Armii Wojska Polskiego. Nie zostało na naszej ulicy w miasteczku wielu dorosłych – tylko kalecy, ranni, ozdrowieńcy czekający na przydział na front, starcy, dorastające dzieci i wiele osamotnionych kobiet.

Zapraszamy do skorzystania z oferty naszego wydawnictwa.

Wydawnictwo Psychoskok

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: