Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

S.Q.U.A.T. Eksperyment - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 sierpnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

S.Q.U.A.T. Eksperyment - ebook

Od czasu Rozbłysku rodzaj ludzki robił co mógł, żeby przetrwać. Jednak w świecie pełnym amatorów zabawy w wojnę największym wrogiem wciąż pozostaje drugi człowiek – szczególnie ten lepiej uzbrojony i bardziej brutalny. Jak w łańcuchu pokarmowym, silniejszy wygrywa.

Podlasie, dawny wojskowy kompleks ukryty w lesie, przekształcony w ośrodek penitencjarny. Strzegą go byli żołnierze GROM-u pod dowództwem majora Bennera. W podziemiach doktor Sienkow kontynuuje projekt z czasów Zimnej Wojny – chce stworzyć sterowanego mentalnie super żołnierza…

W kraju tymczasem panoszy się bezprawie, nigdzie nie jest bezpiecznie. Nad Białym Miastem wisi widmo rewolucji. Przez Bufor nie można się już przedostać. Jedni marzą o tym, że kiedyś wróci normalność – inni tylko nasłuchują, czy już nadchodzi wojna. Czy w piekle może być jeszcze gorzej? Jeśli nikomu nie będziesz ufał, może przeżyjesz.

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7976-469-3
Rozmiar pliku: 2,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Śnieżnobiały, falujący obraz na ekranie telewizora zalał na moment pomieszczenie portierni trupim blaskiem, odbił się w pancernej szybie, oddzielającej część służbową od poczekalni i wywołał wiązankę przekleństw, jakimi funkcjonariusz Służby Więziennej w stopniu sierżanta obrzucił niedziałające urządzenie. Mężczyzna wyłączył odbiornik i opadł na fotel stojący w rogu pomieszczenia. Twardy, niewygodny mebel, na którym miał spędzić większą część nocnej służby, zatrzeszczał niepokojąco. Sierżant westchnął, zmieniając pozycję na bardziej przyjazną kręgosłupowi i zamyślił się. Jedyną rozrywką, jakiej mógł się teraz oddać, było gapienie się w podgląd monitoringu zewnętrznej części zakładu karnego. Funkcjonariusz miał cichą nadzieję, że nocna wachta upłynie bez żadnych kłopotów ze strony osadzonych. Ich ekscesy zawsze wywoływały nerwową reakcję dowództwa następnego dnia.

Sierżant znów westchnął i zerknął w okno wychodzące na specjalną, podwójną bramę wjazdową i długi betonowy podjazd ginący w oddali między drzewami. Reflektory zewnętrzne wyławiały z mroku szeroki pas gołej ziemi, otaczający więzienny kompleks ukryty wśród lasów Podlasia. Była jednostka wojskowa, zlikwidowana w 2001 roku, idealnie nadawała się na ośrodek penitencjarny. Przebywali tu na przymusowym urlopie młodociani przestępcy, alimenciarze i skazani po raz pierwszy – głównie „za niewinność”. Strażnik z niesmakiem pomyślał o wygodach, jakie państwo fundowało pensjonariuszom tego zakładu i z rozrzewnieniem wspomniał swoją starą placówkę, w której zdobywał pierwsze szlify pracownika więzienia. Zero wygód dla osadzonych, zero pobłażliwości, zero tolerancji...

Z zadumy wyrwał go brzęczyk do drzwi, prowadzących na teren zakładu. Szybko zerknął w podgląd na monitorze i dostrzegł jednego z wartowników. Funkcjonariusz szczerzył się głupio do kamery i pokazywał paczkę papierosów. Sierżant wzruszył ramionami, z żalem opuścił fotel i podszedł do centralki sterującej zamkami. Włączył odpowiedni przycisk, blokada szczęknęła i mężczyzna z dwoma belkami na pagonach wszedł do środka.

– Co jest, Zdzisiu? – rzucił sierżant.

– Na fajkę przyszedłem. – Kapral wetknął do ust papierosa, włączył służbową latarkę i skierował snop światła na ścianę, na której wisiał kalendarz z najpiękniejszymi funkcjonariuszkami Służby Więziennej roku 2015. – Co tak po ciemku siedzisz? Niezłe te laski, nie? Szkoda, że u nas takich nie ma.

– Przecież jedna jest. Nawet bliżej niż sądzisz.

– Bez jaj. Musiała nam się trafić służba razem z nią.

– Nie jest taka zła. Może trochę gruboskórna, ale wiesz... W tej branży kobita musi być twarda.

– Ja tam swoje wiem – kapral odłożył latarkę i potarł kółko zapalniczki. – Ruda bladź.

– Co? Tu będziesz palił? Wyjdźmy na zewnątrz, pod bramę.

– Jak chcesz – skrzywił się strażnik. – Noc upalna jak cholera. Tutaj przynajmniej masz klimatyzację.

– Ostrowska czasem tu wpada na kontrolę. Ona nie pali, więc szybko wyczuje dym. A ja nie chcę mieć przez nią kłopotów. Doskonale wiesz, że poza palarnią nie wolno...

– Dobra już, dobra. Idziemy na zewnątrz. Panikujesz jak rekrut na pierwszej wachcie.

Ogień zapalniczki na moment oświetlił twarze mężczyzn. Końcówki papierosów rozżarzyły się, dym wypełnił płuca, by po chwili ulotnić się w ciężkim i nieruchomym nocnym powietrzu.

– Cholera, rzeczywiście gorąco – zauważył sierżant.

– Podobno ma być lato stulecia.

– Przydałby się urlop. Człowiek by się wyleżał w słońcu, wypoczął.

– Zbyt zapracowany to ty chyba nie jesteś – zaśmiał się kapral. – Zwłaszcza na nocnej służbie.

– E, tam. Robota jak każda inna. Słyszałeś, co się na granicy wyprawia?

– Kto nie słyszał? Trąbią o tym na lewo i prawo. Filmu w telewizji nie można obejrzeć, bo puszczają wstawki informacyjne.

– Panika bracie, panika. Znajomy ze Straży Granicznej mi co nieco opowiadał. Podobno mają stan najwyższej gotowości.

– No to nieźle – skwitował kapral. – Ty?

– No?

– Myślisz, że... No wiesz. Będzie wojna?

– Bo ja wiem? – Sierżant wzruszył ramionami. – Już parę lat ci durnie z rządu kłócą się z każdym. Nieważne, sojusznik czy wróg. W końcu ktoś może się zdenerwować. I jak to wszystko pierdyknie... Ech... Lepiej nie myśleć o takich sprawach – zaciągnął się głęboko.

– Myślałem, że rzuciłeś.

– Co?

– Palenie.

– Bo rzuciłem. Ale te nocne warty są tak kurewsko nudne... Sam wiesz.

– Wiem. Na portierni można oszaleć – potwierdził kapral.

– W dodatku wysiadł telewizor. Nie łapie żadnego programu, sam śnieg. Radio też milczy – wyliczał sierżant.

– Przynajmniej masz klimę. A regulamin zabrania oglądania telewizji na służbie. I co ty na to?

– W dupie mam taki regulamin.

– Pieprzone zadupie. Nawet jedynki nie ściąga? – zainteresował się wartownik.

– Nic, biało jak w grudniu.

– Może kabel antenowy się przełamał albo z wtyczki wypadł. – Kapral rozejrzał się po dobrze oświetlonym terenie zakładu karnego i dostrzegł innego wartownika z ochrony. Machnął ręką w jego kierunku.

– Czego? – krzyknął tamten.

– Chodź na fajkę.

– Niedawno paliłem.

Kapral wzruszył ramionami i wypuścił kłąb dymu.

– Nie to nie. Jego strata.

– Niech zgadnę. – Sierżant spojrzał na papierosa. – Zarekwirowane osadzonemu?

– A jak.

– Nawet niezłe. To z przemytu?

– Coś ty. Sklepowe z banderolą.

– No popatrz, jak się powodzi naszym więźniom.

– Dobra. – Kapral zgniótł niedopałek. – Pokaż ten telewizor.

Funkcjonariusze wrócili do portierni. Sierżant włączył dość już wysłużony odbiornik i kilka razy uderzył pięścią w jego obudowę. Kapral pogrzebał chwilę w gnieździe antenowym i z zakłopotaniem spojrzał na kolegę.

– Kabel jest OK. Może gdzieś na dachu się przełamał. Trzeba w dzień zobaczyć...

– Ty – przerwał mu sierżant, wpatrując się w okno skierowane na główną bramę wjazdową – co to, kurwa, jest?

W odległości kilkudziesięciu metrów, między drzewami okalającymi wykarczowany pas ziemi, otaczający zakład, majaczyły światła pojazdów sunących betonową drogą, prowadzącą wprost do jednostki penitencjarnej. Kolumna poruszała się z dużą prędkością i kiedy prowadzące ją terenowe auto zatrzymało się z piskiem opon przed bramą, sierżant dostrzegł, że kawalkada składa się z kilku ciężarówek wyglądających na wojskowe iveca.

Trzasnęły zewnętrzne drzwi. Do poczekalni wparował mężczyzna w czarnym mundurze i kamizelce taktycznej. Trzy gwiazdki i dwie belki pułkownika na pagonach sprawiły, że obaj wartownicy wyprężyli się jak struny.

– Co tu tak ciemno? – zainteresował się przybysz. – Włączcie jakieś światło, do cholery.

Sierżant mimowolnie skinął głową i po chwili sufitowe oprawy rozjarzyły się zimną bielą świetlówek.

– No, teraz lepiej. Proszę otworzyć bramę, wjeżdżamy na teren jednostki.

– Jak to... wjeżdżamy? – Sierżant powoli odzyskiwał rezon. – To nie parking publiczny. Tu się nie wjeżdża ot tak sobie. Jeśli macie jakąś sprawę poczekajcie do rana. Dyrektor będzie o...

– W takim razie popatrz na to.

Pułkownik podszedł do pancernej szyby rozdzielającej portiernię od poczekalni, z kieszeni na piersi wyjął pomiętą kartkę i przyłożył do szklanej tafli. Strażnicy spojrzeli na siebie i wbili wzrok w dokument. Opatrzony był nagłówkiem Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej.

– Na mocy specjalnych uprawień na wypadek wojny, nadanych mi przez zwierzchnika sił zbrojnych kraju, przejmuję dowodzenie w tym obiekcie – wyrecytował wojskowy.

– Ale... – zająknął się sierżant.

– Czy to, co powiedziałem jest jasne i zrozumiałe?

– No... Tak. Ja muszę jednak zameldować oficerowi dyżurnemu... Dowódcy zmiany... Nie można tak sobie...

– Więc melduj. Byle szybko – warknął pułkownik, najwyraźniej tracąc cierpliwość. – I w podskokach. Nie mam całej wieczności na wasze przekomarzania się.

– Ale...

– Ruchy!!! – ryknął pułkownik.

Dopiero teraz sierżant dostrzegł naszywkę na ramieniu nocnego gościa. Przedstawiała pikującego orła trzymającego w szponach błyskawicę.

* * *

Dowódca zmiany, kapitan Ewa Ostrowska odłożyła hantlę, napięła biceps i uśmiechnęła się z zadowoleniem. Przyjrzała się swojej niezwykle wysokiej, wysportowanej sylwetce w oknie, które nocą było idealnym lustrem, i sięgnęła po bidon z koktajlem białkowym. Podniosła butelkę do ust i zamarła. Wyraźnie usłyszała dzwonek telefonu w pokoiku oficera dyżurnego. Dźwięk urwał się, ale Ostrowska nadal nasłuchiwała. Dobiegała północ i telefon o tej porze zwiastował ciekawą odmianę w rutynie nocnej służby. „Może jakiś mały bunt osadzonych” – pomyślała przez chwilę z nadzieją. „Może próba ucieczki?” Pani kapitan miała ochotę na jakąś dynamiczną akcję. Zazdrościła swojej młodszej siostrze służącej w białostockim zakładzie, w którym ostatnio pacyfikowano więźniów. Zazdrościła jak cholera. Szybkie kroki na korytarzu zdawały się potwierdzać jej przypuszczenia.

Przedwcześnie posiwiały oficer dyżurny stanął w drzwiach salki gimnastycznej. Zawsze czuł się zakłopotany w towarzystwie wyższej o dwie głowy pani kapitan, dziś jednak zdawał się nie zwracać uwagi na porażającą różnicę wzrostu.

– Ewa – powiedział drżącym głosem – mamy gości.

– Kurwa, znów inspekcja z generalnej dyrekcji? – Kobieta wytarła ręcznikiem ramiona i głowę z krótko przystrzyżonymi rudymi włosami. – Nawet w nocy nie dadzą człowiekowi poćwiczyć.

– To chyba nie inspekcja. Musimy iść... Są przy bramie głównej.

– Chodźmy więc. – Narzuciła bluzę mundurową i ruszyła, nie czekając na oficera.

Oficer dyżurny ledwie nadążał za swoja podwładną, próbując w biegu nakreślić sytuację. Stanowili dość komiczny duet, gdy obydwoje wpadli do portierni, ale nikomu nie było do śmiechu. Kapitan Ostrowska obrzuciła szybkim spojrzeniem swoich ludzi i wbiła wzrok w żołnierzy za szybą. Wystrojeni jak na wojnę i uzbrojeni po zęby zajęli niemal całe pomieszczenie poczekalni. Wyłowiła wzrokiem najstarszego rangą i niegrzecznie zapytała:

– Co jest?

– To. – Mężczyzna w stopniu pułkownika ponownie przyłożył do szyby swoje upoważnienie i spojrzał na nią uważnie. – Ile godzin zajmie wam podjęcie decyzji i otworzenie bramy?

– Co o tym sądzisz? – zapytała, ustępując miejsca oficerowi dyżurnemu.

– Bo ja wiem? – odpowiedział z ociąganiem.

– Antek, kurwa – warknęła Ostrowska. – Podejmij jakąś decyzję.

– Papier wygląda na oryginał...

– Bo to jest oryginał – przerwał mu pułkownik.

– Oni chyba rzeczywiście nie są przebierańcami – zauważyła funkcjonariuszka, przyglądając się naszywkom na mundurach gości. – Cholera, nigdy nie widziałam prawdziwego operatora GROM-u. Ale i tak będziemy musieli zadzwonić do dyrektora...

– Telefony nie działają – poinformował sierżant. – Sieć komórkowa też padła. Tylko wewnętrzne linie funkcjonują. Sprawdzałem.

– Co nam po wewnętrznych liniach! Chyba musimy ich wpuścić... – zasugerowała pani kapitan.

– Aha – zgodził się oficer dyżurny.

– W porządku – pułkownik zabrał upoważnienie, starannie złożył i schował do kieszeni. – Skoro część oficjalną mamy za sobą, to otwierać te cholerne bramy! Ale już!

Metalowe przęsła wrót zazgrzytały w prowadnicach, kiedy elektryczne silniki zaczęły je otwierać. Kapitan Ostrowska pierwsza wyszła z portierni. Uważnie przyglądała się wojskowym ciężarówkom wjeżdżającym na dziedziniec więzienia. Szybko oszacowała liczbę żołnierzy, którzy właśnie wypakowywali się z pojazdów i doszła do wniosku, że jest ich więcej niż funkcjonariuszy zakładu karnego razem wziętych.

– Pani kapitan? – usłyszała za plecami głos dowódcy gromowców.

– Tak?

– Gdzie jest budynek sztabu?

– Sztabu? Chodzi chyba o siedzibę dyrekcji? To tam... – wskazała palcem odnowioną niedawno budowlę. – Ale teraz obiekt jest zamknięty, zaplombowany. A tylko dyrekcja...

– Nie szkodzi – uśmiechnął się sztucznie towarzyszący pułkownikowi major, a jego oszpecona bliznami twarz przybrała na moment demoniczny wygląd. – Odplombujemy, otworzymy.

– Major Benner – wyjaśnił dowódca – przejmuje ochronę obiektu. Od tej pory wszyscy podlegacie bezpośrednio jemu. Czy to jasne?

– Jasne. Ale my tu mamy całkiem niezła ochronę... – powiedziała Ostrowska, zerkając na oficera dyżurnego, który właśnie dołączył do grupy.

– Taaa, widzę – skwitował pułkownik. – Właściwie będziemy musieli ją zorganizować od podstaw, według naszych standardów.

– Według waszych standardów, rozumiem – zgodził się oficer dyżurny i rozłożył ręce. – A co my mamy robić?

– Zasadniczo... Nie wchodzić nam w drogę – ponownie uśmiechnął się major, a blizny na jego policzkach znowu ułożyły się w złowieszczy wzór.

– Chciałbym też, żeby przedstawiciel zakładu towarzyszył nam podczas oględzin i przejmowania tej jednostki – zakomunikował pułkownik.

– Oczywiście – oficer dyżurny wyprężył się jak struna.

– Wolałbym – skrzywił się gromowiec – żeby to była pani kapitan.

– Ach tak... jak najbardziej...

– To idziemy do tego sztabu? – zainteresowała się Ostrowska.

– Jeszcze nie – gromowiec zerknął na zegarek, a następnie na otwartą bramę i ginący w ciemnościach podjazd, na którym zamajaczyły kolejne reflektory. – Czekamy na kogoś.

Kolejna kawalkada pojazdów wtoczyła się na dziedziniec, ale tym razem nie były to oznakowane wojskowe iveca. Ostrowska ze zdumieniem obserwowała parkujące humvee w pełnym wojennym oprzyrządowaniu. Zagwizdała bezgłośnie i podziwem pokiwała głową.

– To jest to – powiedziała.

– A to – major Benner wskazał wysokiego, dystyngowanego mężczyznę, wysiadającego z jednego z pojazdów – jest generał Starzyński. Pani nowy szef. Idziemy.

Kapitan Ostrowska bezwiednie ruszyła w ślad za oficerami, zerkając na pozbawiony jakichkolwiek oznaczeń mundur rzekomego generała, który dołączył do nich i szedł tuż obok pułkownika. Gromowcy bezceremonialnie wyważyli drzwi budynku dyrekcji, dezaktywowali alarm i zamiast skierować się na wyższe piętra, zeszli do pomieszczeń piwnicznych. Generał zerkał co chwila na kartkę wyjętą z kieszeni. Bystra pani kapitan, której sytuacja zaczęła się podobać, dostrzegła, że jest to schemat rozkładu pomieszczeń.

Starzyński zatrzymał się ostatecznie przed ślepym korytarzykiem.

– To tutaj – oznajmił, oglądając starannie otynkowany mur.

– Wysadzamy? – Major Benner zaczął obstukiwać ścianę.

– Lepiej rozkuć – rzucił Starzyński. – Tam mogą być jakieś zabezpieczenia. Nie chcemy, żeby dach spadł nam na głowy.

– No raczej.

– Chwila! – Ostrowska złożyła ręce na piersi i pokręciła głową. – Możecie mi coś wytłumaczyć?

– To zależy – generał uniósł brwi – ale proszę pytać. Śmiało.

– Przyjeżdżacie tutaj w środku nocy, machacie świstkami, wchodzicie jak do siebie i teraz jeszcze chcecie kopać sobie ziemiankę w fundamentach tego budynku? O co w tym wszystkim chodzi? I co oznaczają słowa „na wypadek wojny” w tym waszym upoważnieniu? I generałem jakiej formacji pan jest? Bo coś mi tutaj śmierdzi.

– Brzmienie dokumentu wydanego przez głowę państwa jest chyba jednoznaczne.

– No właśnie nie jest – skrzywiła się kobieta. – Przecież nie ma żadnej wojny. Więc wszedł pan tutaj bezprawnie. To się nazywa wtargnięcie.

– Obawiam się... – generał uśmiechnął się dobrotliwie. – Obawiam się, że w to miejsce informacje docierają z opóźnieniem. Dzisiaj, późnym popołudniem dokonano aktu agresji na nasz kraj. Nieoficjalnie jesteśmy w stanie wojny z naszym wschodnim sąsiadem. Z Wielką Rosją. Rano ta wiadomość zostanie podana do wiadomości publicznej. Tylko że wtedy już będzie za późno.

– Za późno? O kurwa! – pani kapitan zaklęła bezceremonialnie. – To mamy problem.

– Dokładnie.

– Tak się składa... – Ostrowska nagle uśmiechnęła się szeroko. – Tak się składa, że problemy to moja specjalność.

Ciąg dalszy w wersji pełnejTak zaczęła się apokalipsa...

polecamy S.Q.U.A.T.

Świat po Rozbłysku przypomina niegościnną pustynię. Kraj jest niemal doszczętnie zniszczony wskutek promieniowania oraz szkodliwej ludzkiej natury. Przy wschodniej granicy utrudniony jest ruch przez Bufor. Białe Miasto zostaje odebrane tym, którzy je zbudowali. Widmo rewolucji wydaje się coraz bliższe. Czy Kamykowi, ostatniemu z Wolnych Ludzi, uda się zmierzyć z urzeczywistnionym koszmarem? Kim jest Lena i jak potoczą się jej losy? Zwycięsko z walki o przetrwanie wyjdą ci, którzy wykażą się siłą, sprytem i… są najlepiej uzbrojeni.

Postapokaliptyczne uniwersum Konrada Kuśmiraka zaskakuje świeżością wizji, wciąga wartką akcją i niespodziewanymi jej zwrotami, a niejednokrotnie też przyprawia o dreszcze… To droga, z którą musisz się zmierzyć!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: