Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

„Wiadomości Literackie” prawie dla wszystkich - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
26 września 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

„Wiadomości Literackie” prawie dla wszystkich - ebook

 

Praca naukowa o kulturze intelektualnej i artystycznej dwudziestolecia międzywojennego. Sylwetki twórców bodaj najważniejszego periodyku społeczno-kulturalnego w Polsce, powstanie pisma i jego dzieje, prowadzone polemiki i tematy poruszane na łamach „Wiadomości..." zostały pokazane szeroko, interesująco i w rozmaitych aspektach. Małgorzata Szpakowska podkreśla, jak wiele w latach 20. i 30. XX wieku pismo czyniło dla modernizacji kraju, z jaką determinacją walczyło z ciemnotą, antysemityzmem, klerykalizmem, dyskryminacją kobiet, zajmując z biegiem czasu stanowisko coraz bardziej opozycyjne wobec rządów sanacji. Rozprawa o „Wiadomościach Literackich" jest inspirującą i dającą do myślenia pracą historyczną, która jednocześnie rzuca światło na wiele zjawisk, mających swe przedłużenia we współczesności. Omawiając poszczególne przedsięwzięcia redakcji, autorka rekonstruuje etos przedwojennej liberalnej inteligencji, zwłaszcza tej jej części, która najbardziej angażowała się w sprawy społeczne. Tak właśnie jak ludzie nadający ton „Wiadomościom" - Antoni Słonimski, Tadeusz Boy-Żeleński, Julian Tuwim.

 

Małgorzata Szpakowska waży słowa, myśli formułuje jasno, a sądy jej cechuje umiar, choć na pewno nie letniość. Ta książka jest aktualna i bardzo potrzebna, mówi o przeszłości, a jednocześnie stanowi głos w dyskusjach de publicis, jakie dziś prowadzimy.

profesor Andrzej Stanisław Kowalczyk

 

„Wiadomości Literackie" po dziś dzień uchodzą za jeden z najlepszych, jeśli wręcz nie najlepszy, polski tygodnik społeczno-kulturalny. Na opinię tę składa się aprobata dla treści, funkcji pełnionych przez pismo oraz kwestii formalnych. Tygodnik stanowił novum w segmencie pism tego rodzaju, stał się inspiracją dla wydawców niepodzielających przekonań światopoglądowych „Wiadomości", stworzył nową, w zasadzie nieistniejącą do czasu jego powstania, jakość pomiędzy pismem a jego audytorium czytelniczym. Te opinie [...] mogłyby przełożyć się na poświęconą mu literaturę. Tak się nie stało z kilku powodów. W Polsce Ludowej można było co prawda pisywać o „Wiadomościach Literackich", ale wykluczona była refleksja niepowierzchowna, to znaczy analizująca wszelkie obszary zainteresowań pisma. Inną przyczyną wymuszonej ostrożności była osoba redaktora i pomysłodawcy pisma. Mieczysław Grydzewski działał po wojnie w Londynie jako redaktor antykomunistycznych „Wiadomości". Kolejnym z powodów, dla których o „Wiadomościach Literackich" pamiętano coraz mniej, był upływ czasu spychający je do kategorii czasu przeszłego dokonanego i karzący traktować bardziej jako źródło do dziejów kultury międzywojnia niż samoistny przedmiot badań. Trudno zatem nie przyklasnąć pomysłowi książki o piśmie, której napisania podjęła się Małgorzata Szpakowska. [...] Rzecz jest dobrze napisana i tak też się czyta.

profesor Rafał Habielski

 

Publikacja dofinansowana ze środków Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

 

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7747-469-3
Rozmiar pliku: 6,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I Widziane z zewnątrz

Pomysł na pismo – francuski pierwowzór – format i nakład – koszt i druk – reklamy – plebiscyty i konkursy – szata graficzna – łamanie – warszawocentryzm – najważniejsi.

Drobno zadrukowane gazetowe płachty „Wiadomości Literackich” kiedyś miały być zachętą dla czytelników. Oznaczały wyjście poza ścisłą elitę – poza świat wysmakowanych pism wydawanych przez ugrupowania artystyczne, poza model „Chimery” czy nawet „Skamandra”. Sięgały – na miarę swoich czasów – po masowego odbiorcę.

Dziś są właściwie nie do czytania. Po blisko dziewięćdziesięciu latach gazetowy papier się kruszy, w złożeniach po prostu pęka. Niekompletne roczniki udostępniane są w nielicznych bibliotekach i na ogół trzeba korzystać z mikrofilmów. A to (podobnie jak dokonana niedawno digitalizacja) zasadniczo zmienia sposób lektury. Z czysto technicznych powodów pismo przestaje funkcjonować jako całość, rozszczepia się na poszczególne teksty. Następuje fragmentaryzacja: tu Nałkowska, tam Boy, ówdzie Camera obscura, jakiś wiersz albo Irzykowski na całą kolumnę. Oddzielnie Kroniki tygodniowe Słonimskiego, oddzielnie informacyjne przeglądy zagraniczne pod różnymi nagłówkami, gdzie indziej reportaże sądowe Ireny Krzywickiej i społeczne Wandy Melcer.

Inna rzecz, że proces kawałkowania „Wiadomości Literackich” zaczął się właściwie długo przed wojną. Tygodnik był, co oczywiste, miejscem pierwodruku; ale opublikowane tam artykuły, fragmenty prozy czy wiersze ukazywały się niewiele później w wydaniach książkowych. Żeby ograniczyć się do już wymienionych nazwisk: Nałkowska w „Wiadomościach” prezentowała między innymi fragmenty Granicy i Niecierpliwych, Boy – część Brązowników, Obrachunki fredrowskie i Marysieńkę Sobieską, Słonimski zbierał swoje Kroniki w kolejnych tomach (Moje walki nad Bzdurą, W beczce przez Niagarę, Heretyk na ambonie), Niezrozumialstwo i inne artykuły Irzykowskiego weszły w skład Słonia wśród porcelany. A i reportaże ukazywały się w oddzielnych książkach. W dodatku sporo z tych pozycji, już jako autonomiczne, wydawano także po wojnie. Co zaś do wierszy, których w „Wiadomościach” zawsze było sporo – kto dziś pamięta, że to właśnie na tych łamach po raz pierwszy ukazała się Lokomotywa Tuwima? A z drugiej strony – że tam Brzechwa, jeszcze przed Kaczką Dziwaczką, jako Jan Lesman udzielał porad z zakresu prawa autorskiego? Z dzisiejszej perspektywy można z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że przez „Wiadomości Literackie” przeszła niemal cała historia literatury polskiej.

W rezultacie pismo jest nieźle znane również tym, którzy nigdy nie mieli go w ręku. Odwoływać się do niego musi każdy, kto zajmuje się literaturą i kulturą dwudziestolecia międzywojennego. Jest też obecne w niezliczonych wspomnieniach i pamiętnikach z tamtej epoki. Nie może go pominąć żadna historia prasy polskiej. Dotąd nie doczekało się jednak odrębnej monografii. Najbardziej do niej zbliżone są dwie książki Agaty Zawiszewskiej: Recepcja literatury rosyjskiej i sowieckiej na łamach „Wiadomości Literackich” (1924–1939) oraz Zachód w oczach liberałów. Literatura niemiecka, francuska i angielska na łamach „Wiadomości Literackich” (1924–1939). Są one jednak nastawione przede wszystkim na rejestrację, a jeśli pojawia się interpretacja, to tylko w założonym zakresie. Niemniej w pierwszej z tych książek znaleźć można rozdział rzetelnie i szczegółowo prezentujący stan badań nad tygodnikiem oraz wyczerpującą bibliografię przedmiotu. Zwalnia mnie to, jak sądzę, od sporządzania analogicznej dokumentacji, zwłaszcza że w praktyce jedynym tekstem zawierającym próbę bardziej ogólnego spojrzenia na „Wiadomości Literackie” pozostaje na razie rozdział z dość powierzchownej Historii co tydzień Kazimierza Koźniewskiego sprzed przeszło trzydziestu lat. Inne pozycje dotyczące „Wiadomości” albo mają charakter ściśle informacyjny, jak artykuły Krystyny Sierockiej czy Andrzeja Paczkowskiego, albo traktują to pismo tylko jako element tła, jak książka Janusza Stradeckiego W kręgu Skamandra.

1

„Wiadomości Literackie” powstały na początku 1924 roku, pierwszy numer nosił datę 6 stycznia. Dzień ten wypadał w niedzielę, kolejne numery będą także nosić daty niedzielne, choć według wszystkich relacji (i zapowiedzi w pierwszym numerze) pismo ukazywało się zwykle we czwartki lub nawet (w prenumeracie warszawskiej) we środy. Tak też – w przeddzień wybuchu wojny – ukazał się numer ostatni, 829, formalnie datowany na 3 września 1939 roku. Przez szesnaście lat „Wiadomości” posługiwały się zarazem numeracją roczną i ciągłą, z preferencją dla tej drugiej (tylko ją uwzględniały odsyłacze redakcyjne). Ciągłość zachowywano także w stosunku do wydań zatrzymywanych przez cenzurę, dlatego niektóre roczniki liczą sobie (nominalnie) więcej niż pięćdziesiąt dwa numery. Boże Narodzenie i Wielkanoc honorowano zazwyczaj zwiększoną objętością, choć bez podawania powodu; bodaj dopiero w grudniu 1937 roku po raz pierwszy pojawiło się określenie „numer gwiazdkowy”, a w kwietniu 1938 roku „numer świąteczny”¹. Kilka numerów monograficznych wreszcie – na przykład warszawski i gdański –miało nie tylko znacznie zwiększoną objętość, lecz także podwójną numerację.

Pierwowzorem „Wiadomości Literackich” był paryski tygodnik „Les Nouvelles littéraires” (pełny tytuł brzmiał: „Les Nouvelles littéraires, artistiques et scientifiques. Hebdomadaire d’information, de critique et de bibliographie”). Pismo to ukazywać się zaczęło niewiele wcześniej, pierwszy numer wyszedł w październiku 1922 roku (redaktorami byli Jacques Guenne i Maurice Martin du Gard). Miało podobny do „Wiadomości” format i również sześć szpalt na kolumnie (i także preferowało numerację ciągłą). Teksty różnej długości dzielono na szpaltach ilustracjami, co wyglądało trochę bezładnie, ale zarazem atrakcyjnie. Nad niektórymi kolumnami widniały nadtytuły w ramkach, na przykład La Critique du Livre, Les Beaux Arts – identycznie w „Wiadomościach” oznaczana była przez pewien czas Kolumna Plastyki, niekiedy także Kolumna Zagraniczna. W tygodniku francuskim informacje spoza stolicy umieszczano czasem pod zbiorowym nadtytułem La vie littéraire et artistique en provence et à l’etranger (znamienny podział na Paryż i resztę świata), ale na ogół nie było ich wiele; w dwudziestoleciu międzywojennym kultura francuska wyraźnie czuła się samowystarczalna. Choć na przykład śmierć Conrada znalazła się na pierwszej stronie numeru z 4 sierpnia 1924 roku, wyróżniona ogromnym tytułem Un recent entretien avec le grand écrivain anglais Joseph Conrad qui vient de mourir (Ostatnia rozmowa z wielkim pisarzem angielskim Josephem Conradem, który właśnie umarł).

Sporo było stałych rubryk, w tym La Semaine bibliographique, co „Wiadomości” przejęły dosłownie jako Tydzień bibliograficzny, nadto mnóstwo rozmaitych kronik, przeglądów i innych pozycji informacyjnych, jak (w późniejszych latach) Revue des revues (Przegląd przeglądów) prowadzony przez Maurice’a Barrèsa. Stosunkowo niewiele natomiast publikowano długich artykułów. Kolumny dedykowanej – powiedzmy – Stendhalowi nie wypełniała pojedyncza rozprawa, lecz kilkanaście drobnych tekstów. Podobnie śmierć Prousta, której poświęcono całą pierwszą stronę numeru z 22 listopada 1922 roku, uczczono niedużym artykułem Paula Moranda Agonie z dodatkiem pięciu czy sześciu krótkich not o zmarłym pisarzu. „Wiadomości Literackie” w analogicznej sytuacji zamieściłyby raczej większy esej, pod tym względem dość wcześnie odeszły od francuskiego wzoru. Ryzykując ogromne uproszczenie, można powiedzieć, że „Les Nouvelles littéraires” ściślej dochowywały wierności formule magazynu informacyjnego, podczas gdy polski tygodnik miał się stać znacznie bardziej solenny. Oba pisma natomiast w pierwszym okresie zamieszczały bardzo dużo reklam książkowych.

2

Początkowe numery „Wiadomości Literackich” liczyły po cztery strony, w pierwszym roku tylko wyjątkowo po sześć lub osiem. Jak pochwalono się w numerze 1/1925, łączna objętość wszystkich numerów z poprzedniego roku wyniosła trzy i pół tysiąca stron formatu książkowego (ten rodzaj wyliczeń redakcja upodobała sobie szczególnie). Potem bywało różnie. Numery dedykowane konkretnym osobom, na przykład poświęcony Sienkiewiczowi i Anatole’owi France’owi (43/1924) albo wydany po śmierci Żeromskiego (51/1925), miały nawet po dziesięć kolumn, ale w latach kryzysowych liczba stron wyraźnie zmalała i przeważały numery dwukartkowe. Od 1931 roku normą staje się ponownie sześć stron, do czego stopniowo dochodzą rozmaite dodatki: „Życie Świadome”, „Drogi Nauki Współczesnej”, „Światło na ekran” i inne, zwykle liczące po dwie kolumny. Pojawiają się też wielkie numery monograficzne: „Numer poświęcony kulturze Rosji Sowieckiej” (47/1933) – dwadzieścia sześć stron; „Numer wydany z okazji 10-lecia «Wiadomości Literackich»” (55/1933) – dwadzieścia osiem stron; „Numer poświęcony malarzom jako pisarzom” (51–52/1935) – dwadzieścia cztery strony, i tak dalej aż po numer gdański z 30 lipca 1939 roku (31–32/1939) liczący czterdzieści cztery strony. Jubileuszowy numer 52–53/1938 wydany na piętnastolecie pisma (czterdzieści osiem stron) zawierał tryumfalne wyliczenie: na cały nakład pierwszego numeru „Wiadomości Literackich” zużyto 1500 arkuszy papieru, na numer honorujący dziesięciolecie – 66 500 arkuszy, na obecny – 102 000 arkuszy. Nigdzie natomiast nie podawano liczby egzemplarzy.

1. „Wiadomości Literackie” w numerze jubileuszowym demonstrują rozwój pisma w ciągu dziesięciu lat (nr 55/1933).

A ściślej – podano ją raz, na dziesięciolecie. Na pierwszej stronie numeru 55/1933 znalazła się wówczas informacja, że nakład wynosi dziewiętnaście tysięcy egzemplarzy. Wszystkie inne wyliczenia mają już tylko charakter szacunkowy. Janusz Stradecki podaje, że „Wiadomości” zaczęły się ukazywać w nakładzie trzech tysięcy egzemplarzy, ale już pod koniec pierwszego roku osiągnął on dziewięć tysięcy, a potem ustabilizował się na poziomie od trzynastu do piętnastu tysięcy²; Andrzej Paczkowski wspomina, że nakład wynosił od dwunastu do czternastu tysięcy³; wyliczenia innych autorów są podobne. Wszyscy też są zgodni, że pod względem wysokości nakładu „Wiadomości” – oczywiście w swojej klasie – nie miały konkurencji do momentu pojawienia się „Prosto z mostu” w 1935 roku. Wygląd pierwszej strony od początku pozostawał ten sam: to samo liternictwo w nazwie pisma w dwóch linijkach i ten sam drzeworyt autorstwa Tadeusza Gronowskiego, przedstawiający centaura⁴, umieszczony po lewej stronie tytułu. Tylko raz, na piętnastolecie, pozwolono sobie na ekstrawagancję: tytuł pisma złożono czerwoną czcionką.

Twórcą, wydawcą i samowładnym redaktorem „Wiadomości Literackich” był Mieczysław Grydzewski. Grydzewski uchodził za człowieka bardzo zamożnego, dysponował odziedziczonym majątkiem, między innymi w postaci kamienicy przy ulicy Złotej 8, gdzie mieszkał i gdzie mieściła się redakcja tygodnika. Niektórzy autorzy wspomnień – jak na przykład Wiktor Weintraub lub Irena Krzywicka⁵ – utrzymywali, że wszystkie wydawane przez siebie pisma opłacał z własnej kieszeni, gdzie indziej natomiast Weintraub sugerował, że „Wiadomości” Grydzewski powołał do życia właśnie po to, żeby zarobić na deficytowego „Skamandra”⁶. Z innych świadectw z kolei wynika, że w zdobywaniu pieniędzy na nowe pismo od początku pomagał Grydzewskiemu Antoni Borman⁷.

Borman był wcześniej współwydawcą „Skamandra”, jako współwydawca „Wiadomości Literackich” figurował w stopce od numeru z 11 maja 1924 roku, potem zresztą na emigracji pełnił tę samą funkcję w „Wiadomościach” londyńskich. Ale jego nazwisko na łamach „Wiadomości Literackich” pojawiało się rzadko, głównie jako organizatora lub uczestnika spotkań towarzyskich, które redakcja organizowała dla gości zagranicznych i dla laureatów swoich plebiscytów i nagród. W książce jubileuszowej wydanej w Londynie na trzydziestolecie pisma Borman zamieścił wspomnienie o nieskutecznym poszukiwaniu sponsorów dla pierwszych numerów „Wiadomości Literackich”, jednak nie zawarł tam żadnych konkretów, ograniczył się do dowcipów⁸. Więcej szczegółów ujawnił po latach sam Grydzewski: „Ani Borman, ani ja nie mieliśmy pieniędzy i doświadczenia wydawniczego. Pierwszy numer został zapłacony dzięki mojej matce, która dla dobra literatury rozstała się z broszką podarowaną jej przez rodziców z okazji 50-lecia ich ślubu”⁹.

Początki istotnie musiały być niełatwe, dowodem choćby fakt, że pismo przenosiło się z drukarni do drukarni. Pierwszy numer powstał w drukarni Rola przy Mazowieckiej 11, drugi w Rolniczej przy Złotej 24, trzeci u Bogusławskiego przy Świętokrzyskiej 11, gdzie „Wiadomości” osiadły na kilkanaście tygodni, aby od numeru 24 przenieść się do Zakładów Graficznych Wierzbickiego przy Chmielnej 61 (potem drukarnie zmieniały się jeszcze wielokrotnie). Na domiar złego we wrześniu wybuchł strajk drukarzy, co uniemożliwiło wydanie dwóch kolejnych numerów. Powtórnie strajk zecerów przydarzył się „Wiadomościom” latem 1926 roku, tym razem zmuszając wydawców do wydrukowania dwu numerów, zresztą tylko jako pojedynczych kartek, w Wiedniu.

Dodatkowym utrudnieniem na początku była inflacja. Pierwszy numer kosztował 200 tysięcy marek, następny 300, czwarty już pół miliona – i tak do maja 1924 roku. Po reformie walutowej cena wynosiła 50 groszy i przetrwała w tej postaci do grudnia 1924 roku, kiedy to wzrosła do 60 groszy („Z powodu znacznego wzrostu kosztów druku i papieru” – można było przeczytać), a w grudniu 1925 roku do 80 groszy – i na tym stanęło aż do wojny. Tylko numery podwójne kosztowały złoty pięćdziesiąt. O losie pisma w znacznym stopniu decydowała prenumerata, stąd ponawiane co kwartał zachęty do jej wznawiania. I stąd sakramentalne hasło: „Nie dość jest czytać «Wiadomości Literackie», trzeba je kupować lub prenumerować”.

Archiwum „Wiadomości Literackich” przepadło w czasie wojny razem z kamienicą na Złotej. Niewykluczone, że pismo poza tym, co samo wypracowało, korzystało także z jakichś subsydiów. W tej mierze jednak trudno ustalić coś konkretnego. Jak pisze Eugeniusz Rudziński, analizując między innymi sposoby sponsorowania „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” przez władze, pomocy finansowej instytucji państwowych dla prasy właściwie nie da się wykryć, „szczególnie wówczas, kiedy wiązała się ona z ulgami podatkowymi i innymi ukrytymi formami zasiłków dla przedsiębiorstw prasowych”¹⁰. Janusz Stradecki sugeruje, że „Wiadomości” otrzymywały jakieś wsparcie ze strony Ministerstwa Spraw Wojskowych¹¹; w zasadzie nie byłoby w tym nic dziwnego ze względu na liczne związki osobiste skamandrytów z obozem Piłsudskiego. Podczas wojny polsko-bolszewickiej Wierzyński, dawny legionista, brał po prostu udział w kampanii; natomiast Lechoń, Tuwim, Grydzewski i Słonimski pracowali w Biurze Prasowym Naczelnego Dowództwa pod kierunkiem Kadena-Bandrowskiego. Do przyjaciół skamandrytów należeli i Wieniawa-Długoszowski, i Walery Sławek, i Adam Koc, i Bogusław Miedziński, a jedną z szopek Pikadora zaprezentowano Piłsudskiemu w Belwederze na prywatnym pokazie, relacjonował to Słonimski w Kronice tygodniowej z numeru 23/1935. W grę wchodziło więc nie tylko, jak pisze Stradecki, tworzenie przez piłsudczyków „własnych instytucji polityki kulturalnej”¹², ale przede wszystkim prywatne więzi, które przetrwały przynajmniej do sprawy brzeskiej.

Z pewnością w każdym razie subwencjonowany przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych był dodatek do „Wiadomości Literackich” – ukazujący się w Paryżu od 1926 roku miesięcznik „Pologne littéraire”. Pismo wydawano przede wszystkim po francusku, ale część numerów zawierała także teksty w języku angielskim i niemieckim, w przeważającej mierze były to tłumaczenia wcześniejszych publikacji z „Wiadomości” warszawskich. „Pologne littéraire” była pomyślana jako wizytówka kultury polskiej, swego rodzaju wydawnictwo reklamowe w najlepszym tego słowa znaczeniu. Prywatny wydawca z ministerialną pomocą uprawiał w ten sposób propagandę kultury polskiej za granicą. Po cofnięciu subwencji przez MSZ w 1936 roku pismo przestało się ukazywać.

3

Na stabilność finansową „Wiadomości Literackich” niewątpliwie miały wpływ reklamy. Z początku oczywiście nie było ich wiele. W pierwszych numerach ogłaszały się głównie wydawnictwa książkowe, czasem zajmując całą kolumnę w numerze, który przeważnie liczył ich wówczas cztery. Także w późniejszych latach reklamy wydawnicze zajmowały poczesne miejsce, przede wszystkim anonse Gebethnera i Wolffa oraz Roju. Sądząc z liczby i rozmiaru reklam, zajmujących czasem dwie lub trzy kolumny, właśnie wydawcy książek współfinansowali przynajmniej część numerów tematycznych. A już na pewno tak było w przypadku numeru 47/1924, który wyszedł z nadtytułem „Numer poświęcony książce polskiej” i liczył czternaście stron, z czego pięć zajmowały reklamy wydawnicze.

2. Reklama producentki kapeluszy (projekt Tadeusza Gronowskiego), wielokrotnie powtarzana (nr 3/1924 i następne).

W numerach z 1924 roku pojawiała się bardzo oryginalna reklama firmy Plakat („Reklama artystyczna, plakaty, akcje, dyplomy” etc.; może warto tu dodać, że współwłaścicielem atelier Plakat był – wraz z Tadeuszem Gronowskim i architektem Jerzym Gelbardem – Antoni Borman) drukowana w pionie, na złożeniu obu kartek czterostronicowego numeru. Od samego początku pismu towarzyszył też anons: „J. Rokicki i Ska. Galanteria. Artykuły sportu i podróży”, najpierw z rysunkiem dziewczyny rzucającej się na szyję Mikołajowi obwieszonemu torebkami, potem z nieco kubistycznymi postaciami dźwigającymi walizki. W „Wiadomościach” reklamowały się „Mme Henriette. Wykwintne kapelusze, artystyczne lalki” oraz Hurtownia Gumowa: „Każdy może nabyć płaszcz nieprzemakalny męski lub damski wprost z fabryki”. Ogłaszały się również inne czasopisma, na przykład „Pani” czy później „Naokoło Świata”, ale także nieco egzotyczny miesięcznik „Akwarium i Terrarium. Czasopismo poświęcone popularyzacji hodowli pokojowej ryb i gadów”. Przez pewien czas koło tytułu, symetrycznie do podobizny centaura, można było znaleźć niewielkie reklamy wydawnictw Biblioteki Domu Polskiego, a następnie sklepów sportowych (potem to miejsce zajmowały najczęściej warunki prenumeraty). Pewną oryginalnością zabłysnął niezatytułowany artykulik z numeru 20/1925, stanowiący w istocie reklamę zdrojowiska Druskienniki; zalecano tam szczególnie spacery nad Niemnem, podkreślano, że jest to „ulubione miejsce przechadzek marszałka Piłsudskiego i jego córeczek”. Systematycznie ogłaszała się wreszcie cukiernia Ziemiańska.

Z biegiem czasu reklam było coraz więcej, ale kryzysowa końcówka lat dwudziestych dała się odczuć także w tej dziedzinie. Liczba ogłoszeń zmalała, znikły prawie zachęty do nabywania artykułów luksusowych, jak ubrania czy kosmetyki, pozostały oferty z adresatem wyłącznie inteligenckim – książki albo na przykład „Mały remington. Przenośna maszyna do pisania. Niezbędna dla każdego, kto pracuje intelektualnie, kto załatwia jakąkolwiek korespondencję” (to akurat był zresztą przedmiot kosztowny, wart około czterystu złotych). Miejsce reklam zajęły smutne ogłoszenia: „Wyprzedaję z księgozbioru prywatnego książki polskie, francuskie, niemieckie , Warszawa, ul. Wilcza 79 m. 3” (33/1929). Natomiast w latach trzydziestych i pismo, i reklamodawcy wyraźnie porastają w piórka. Obok past do zębów Chlorodont i Colgate oraz rozmaitych środków zapobiegających łysieniu pojawiają się perfumy francuskie („Parfums Chanel”, „Soir de Paris”), radioaparaty („Zabierz radio na lotnisko – / będziesz miał stolicę blisko”), samochody (fiat za 9250 złotych), podróże LOT-em, rejsy Polonią, likiery Baczewskiego, zegarki szwajcarskie („precyzyjny, wytworny, niezawodny zegarek tissot antymagnetyczny”). A także, o wstydzie, reklama Polskiego Monopolu Tytoniowego, czyli pudełko „egipskich przednich” oraz – z podpisem „Palące «Wiadomości»” – karykatura redaktora i fotografie współpracowników, wszyscy z papierosami.

4

Grydzewski chwytał się wielu sposobów, by zapewnić pismu popularność. Jedną z metod nawiązania ściślejszej więzi z czytelnikami były rozmaitego rodzaju plebiscyty. Pierwszy, z pytaniem Kogo wybralibyśmy do Akademii Literatury Polskiej?, pojawił się w numerze 22/1925 i przyniósł zdecydowane zwycięstwo Żeromskiemu. W kolejnym, ogłoszonym pod tym samym hasłem pięć lat później i rozstrzygniętym w styczniu 1931 roku, pierwsze miejsce zajął Boy-Żeleński (3/1931). Plebiscyty takie rozpisywano trochę dla zabawy, a trochę z przekory: „Wiadomości Literackie” ze znacznym sceptycyzmem odnosiły się do projektu, a następnie do powołania do życia Polskiej Akademii Literatury. Jak zresztą do większości zabiegów z obszaru oficjalnej polityki kulturalnej. Czysto rozrywkowy charakter miał natomiast plebiscyt próbujący wyłonić Dwanaście najsympatyczniejszych postaci literatury polskiej (20/1928). Aczkolwiek rezultat okazał się niepokojący, bo o zwycięzcy, czyli o doktorze Judymie, wszystko można powiedzieć, tylko nie to, że był szczególnie sympatyczny.

Od pierwszego roku na łamach „Wiadomości” pojawiały się też konkursy literackie z nagrodami. Pierwszy z nich, ogłoszony w numerze 12/1924, zawierał dwadzieścia fragmentów prozy polskiej od osiemnastego wieku włącznie, a zadanie polegało na rozpoznaniu autorów. Nagrodę w wysokości trzystu milionów marek (jak to imponująco brzmi) otrzymała Karolina Beylinówna, później znana dziennikarka. Laureatem analogicznego konkursu, tym razem poświęconego poezji (1/1926), został historyk literatury Kazimierz Czachowski; bodaj od tego konkursu zaczęła się jego współpraca z „Wiadomościami”. Zwracam uwagę na nazwiska zwycięzców, bo konkursy „Wiadomości Literackich” były na ogół dosyć trudne, wymagały zarówno znajomości historii literatury, jak orientacji w bieżącym życiu kulturalnym. Bywały też zabawne – w tym samym 1926 roku w każdym numerze od 38 do 45 drukowano po dwa obrazki z konkursowego cyklu Literatura polska w karykaturze. Autorem większości rysunków był Zdzisław Czermański, obrazki przedstawiały a to szlachcica w kontuszu odzierającego z ubrania dziada lirnika; a to dwie dziewczyny z dzbanem malin; a to panienkę, której fircykowaty młodzian z ręką na temblaku dyktuje list. Z kolei w numerze 5/1930 konkurs „Martwe natury” pisarzy polskich składał się z sześciu rysunków Władysława Daszewskiego. Było tam na przykład serce z literą „S” przebite strzałą oraz butelka z diabłem we środku i naklejką „Eau de vie”; gdyby na tej podstawie ktoś jeszcze nie zidentyfikował Tuwima, za podpowiedź służył napis „Gallia est omnis divisa...”. Ten konkurs zresztą uznano za zbyt łatwy, konieczna okazała się dogrywka – i oto w numerze 11/1930 zamieszczono kolejne trzy rysunki (w tym jeden przedstawiający kapliczkę nagrobną z napisem „Jan i Cecylia”). Konkursy mogły być bardziej lub mniej udane, na pewno jednak nie były „głupawe”, jak sugerowała we wspomnieniach Krzywicka¹³. Ale Krzywickiej każdy skrawek „Wiadomości” niezajęty przez Boya lub przez nią wydawał się zmarnowany.

Konkursy nabrały szczególnego rozmachu w drugiej połowie lat trzydziestych, kiedy na stałe zaczął współpracować z „Wiadomościami” Marian Eile. Wymyślane przez niego zagadki firmowała śmieszna figurka pana Grypsa: Wesoła podróż p. Grypsa naokoło świata (27/1937), Marzenia senne p. Grypsa (42/1937), Reinkarnacje pana Grypsa (52–53/1937) i podobne. W Reinkarnacjach... należało zidentyfikować dwadzieścia jeden postaci historycznych, którymi pan Gryps miał być w przeszłości. Rysunki przedstawiały a to drzewo z wyrytym sercem przebitym strzałą i z napisem „Esterka i Kazimierz”; a to dziewczę skaczące do Wisły; a to kobietę z kryzą patrzącą na sceny linczu dokonywanego przez tłum dzierżący transparenty „Nie kupuj u hugonotów”, „Osobne ławki dla hugonotów”. W tych konkursach nagrody były poważne i finansowała je nie tylko redakcja. W konkursie geograficznym (Wesoła podróż... – dwadzieścia trzy obrazki przedstawiające różne miejsca pobytu pana Grypsa) pierwszą nagrodą był przelot samolotem LOT-u do Lyddy w Palestynie (o wartości, jak skrupulatnie podano, 1404 złote), drugą – dwudziestopięciodniowa wycieczka statkiem „Kościuszko” z Gdyni przez Lizbonę, Casablancę, Maderę, Azory, Londyn z powrotem do Gdyni (450 złotych); kolejnymi – wyprawy „Batorym” na fiordy lub „Polonią” do Egiptu (notabene zwycięzcami tego konkursu zostali Franciszka i Stefan Themersonowie). A w konkursie Matematyka pana Grypsa (16/1939) nagrody miały już jawnych fundatorów: „I nagroda: przelot z Warszawy do Bejrutu tam i z powrotem, ofiarowany przez Polskie Linie Lotnicze «LOT» wraz z tygodniowym pobytem tamże, ofiarowanym przez wydawnictwo «Wiadomości Literackich». II nagroda: przekaz na zł 100, upoważniający do nabycia wydawnictw J. Mortkowicza na tę sumę. III nagroda: przekaz na zł 50, upoważniający do nabycia wydawnictw J. Mortkowicza na tę sumę. Oprócz tego 22 nagrody książkowe”. Konkursy więc poza tym, że były rozrywką, stanowiły po prostu rodzaj reklamy – tu zarówno LOT-u, jak i wydawnictw Mortkowicza. Nikt tego zresztą nie ukrywał i na przykład w numerze 39/1938 ogłoszono Konkurs filmowy: zamieszczono siedemnaście zdjęć, spośród których należało wybrać fotosy z filmu Modelka, a nagrodą miało być futro ufundowane przez firmę kuśnierską Apfelbauma.

5

Konkursy Eilego, już niezależnie od obiecywanych nagród, stanowiły niewątpliwą atrakcję graficzną. Niejedyną, bo w latach trzydziestych, oczywiście na miarę ówczesnych możliwości poligraficznych, „Wiadomości” coraz bardziej stawały się pismem również do oglądania. W poprzedniej dekadzie było z tym trochę gorzej, szata graficzna w gruncie rzeczy sprowadzała się do ilustrowania tekstów, przy czym reprodukcje dzieł sztuki dołączane do recenzji plastycznych nie były – delikatnie mówiąc – najbardziej czytelne. Recenzje literackie ozdabiano podobiznami autorów, czasem były to fotografie, czasem portrety, również Witkacego; a na przykład pogrzeb Anatole’a France’a (44/1924) dokumentował własnymi zdjęciami Antoni Słonimski. Nieregularnie pojawiała się Kronika filmowa: na szerokość dwóch szpalt i na całą wysokość kolumny zamieszczano ciąg fotosów z różnych filmów wybranych według nie do końca jasnych zasad. Podobny kształt miała Kronika ilustrowana, gdzie znalazł się na przykład „Portret Lenina, na który złożyło się kilkadziesiąt tysięcy marek pocztowych, i portret Wilsona, na który złożyło się 21 000 żywych uczestników” (32/1930). Większymi zdjęciami czczono wybrane wydarzenia teatralne, na przykład w numerze 22/1927 całą kolumnę zajęły fotografie opatrzone nagłówkiem Chlubny wysiłek Teatru Polskiego – nowy tryumf Leona Schillera. Potężna inscenizacja „Wieży Babel” Antoniego Słonimskiego.

3a. Janusz Levitt i Jerzy Him, Chwila wytchnienia (nr 16/1936)

3b. Janusz Levitt i Jerzy Him, Chwila wytchnienia (nr 16/1936)

W następnej dekadzie grafika „Wiadomości Literackich” zaczyna w pewnym stopniu żyć własnym życiem. Do stale współpracujących z pismem Zdzisława Czermańskiego i Władysława Daszewskiego dołączają Jerzy Zaruba i Feliks Topolski, a incydentalnie także inni rysownicy. Ilustracje rozciągają się już na całe kolumny. W numerze wielkanocnym (16/1936) pojawia się więc na przykład słynna rozkładówka zatytułowana Chwila wytchnienia, na której para autorska Levitt–Him (Janusz Levitt i Jerzy Him) przedstawiła przemontowane fotografie pomników warszawskich. Zatem Chopina, który zasiadł wygodnie na ławce, pozostawiwszy wierzbę samopas; Kopernika podrzucającego globus; Mickiewicza obok stolika kawiarnianego, przy którym zasiedli między innymi Boy, Słonimski i Nałkowska. A jeszcze Zygmunta III wspinającego się na kolumnę (lub schodzącego na dół), peowiaka niosącego sobie poduszkę i księcia Józefa, który prowadząc konia, przystanął przed wystawą sklepu z mundurami. Ci sami autorzy przy innej okazji wymyślili też jako prezenty gwiazdkowe dla pisarzy specjalne pióra, na przykład dla Irzykowskiego stalówkę przymocowaną do piły, dla Słonimskiego – do miotły, a dla Kossak-Szczuckiej – do pastorału (rysunki zajęły łącznie całą kolumnę w numerze 52–53/1937).

Oprócz kompozycji satyrycznych – które oczywiście stanowiły większość – publikowano i inne. Na przykład w rocznicowym numerze z 13 listopada 1938 roku dwudziestolecie Polski Niepodległej uczczono na trzech początkowych stronach pisma serią kilkudziesięciu fotografii, które prezentowały wydarzenia od powrotu Piłsudskiego z Magdeburga do zajęcia Zaolzia przez polskie wojsko (47/1938). A z kolei pod nagłówkiem Obiektyw szuka tematu kilkakrotnie zamieszczano całe kolumny interesujących ujęć fotograficznych, na przykład zestaw, w którym znalazła się między innymi dachówka z wyłaniającym się z niej obłym świetlikiem oraz koński zad z ogonem (52–53/1938). Albo ciąg zdjęć demonstrujący Fotogeniczność śniegu (6/1939). Szczególnie bogaty pod względem plastycznym okazał się numer wielkanocny z 1939 roku (16/1939). Drugą i trzecią stronę zajął kolejny konkurs rysunkowy Eilego (Matematyka pana Grypsa). Czwartą i piątą prawie w całości wypełniły grafiki londyńskie Topolskiego. Na dwunastej i trzynastej znalazła się (niepodpisana) historia ubiorów w osiemnastu rysunkach Od listka i skóry – do listka, skóry i koszuli. Szkice wykonano we własnej pracowni krawieckiej „Wiadomości Literackich”; pierwszy z rysunków przedstawiał Adama i Ewę z wiadomymi listkami, drugi – praludzi w skórach, a ostatni – damę w skąpym opalaczu, obok inną w futrze lamparcim, a w tle – dwóch hajlujących facetów. I wreszcie całą stronę osiemnastą zapełnił cykl Jerzego Zaruby Autorzy w oczach publiczności i w rzeczywistości – sześć parzystych rysunków, gdzie na przykład Parandowski występował jako smukły dyskobol i jako wielkogłowy karzeł skulony nad biurkiem, a z kolei Wiech jako bandzior w cyklistówce i jako wytworny pan z monoklem.

4. Witryny „Wiadomości Literackich” (nr 14/1933).

Oddzielną gałąź działalności plastycznej pisma stanowiły „witryny” redakcyjne. Sama redakcja, jak wiadomo, mieściła się w prywatnym mieszkaniu Grydzewskiego na Złotej, administracja zaś początkowo na Świętokrzyskiej, a potem, od 1 października 1932 roku, na Królewskiej 13. Otwarcie nowego lokalu anonsowano w numerze 46/1932¹⁴. Był tam jednocześnie rodzaj księgarni, gdzie urządzano promocje i gdzie na przykład egzemplarze autorskie podpisywali Boy czy Słonimski. I tam właśnie mieściły się witryny – kompozycje plastyczne służące reklamie kolejnych numerów i zarazem zawierające ich podstawowe przesłanie. Fotografie tych kompozycji, zazwyczaj po kilka naraz, zamieszczano potem w „Wiadomościach”. Wśród autorów powtarzały się nazwiska Edwarda Manteuffla, Jerzego Hryniewieckiego, Antoniego Wajwóda, Bohdana Damięckiego, kilka projektował również Eile (niestety większość fotografii witryn publikowano bez nazwisk autorów). Operowano dość prostymi środkami i hasłami: „Palenie książek w Niemczech” ilustrował stos rozrzuconych książek, a krytyczne stanowisko redakcji wobec Towarzystwa Krzewienia Kultury Teatralnej symbolizowała kukła krowy z wmontowanym w brzuchu teatrem i dojącym ją Stefanem Krzywoszewskim, ówczesnym prezesem TKKT. A z kolei w rocznicę śmierci Piłsudskiego w 1939 roku w witrynie znalazł się portret Marszałka, pod nim skrzyżowane szable, wszystko na tle flagi narodowej. Te ekspozycje – łatwo dostępne – często padały ofiarą ataków przeciwników politycznych; tak było na przykład w listopadzie 1937 roku, kiedy dwukrotnie wybito szybę w witrynie z portretem zmarłego kilka dni wcześniej Zbigniewa Uniłowskiego. Ataki zdarzały się zresztą od początku: już w połowie listopada 1932 roku „Wiadomości Literackie” informowały, że ich nowa siedziba sześciokrotnie została narażona na włamania i kradzieże (48/1932).

6

Tyle o plastyce. Podobnie jak strona graficzna, z biegiem czasu zmieniał się także sposób łamania pisma. Początki były dość nieśmiałe: równiutkie szpalty, na podwale w kolejnych odcinkach opowiadanie Stanisława Balińskiego Zabity przez lustra, nazwane nie wiedzieć czemu felietonem. Zdarzało się, że sześć recenzji ustawionych obok siebie, każda długości szpalty, zajmowało całą kolumnę (tak w numerze 13/1924). Kiedy indziej stronę dzielono na ćwiartki i w każdej znajdował się inny tekst. Potem zaczęły się eksperymenty. W numerze 21/1924 wiersz Słonimskiego Żołnierz nieznany wydrukowano na czołówce w trzech szpaltach, mniej więcej dziesięciocentymetrowej długości, po lewej stronie zaraz pod tytułem pisma; natomiast poniżej wiersza, też trzyszpaltowo, umieszczono wywiad z generałem Bronisławem Grąbczewskim Jak rząd opiekuje się nauką. U znakomitego podróżnika. Trzy szpalty pod tytułem po prawej stronie zajął artykuł Irzykowskiego Talent jako fetysz; a na dole, poniżej tego wszystkiego, znalazł się niepodpisany informacyjny tekst Wiktor Szkłowski. Zamętowi w układzie kolumny odpowiadał w tym przypadku zamęt graficzny spowodowany użyciem różnych krojów czcionki; szczęściem tych pomysłów nie kontynuowano.

Natomiast inne rozwiązanie, rzadko gdzie indziej stosowane, powtarzało się wiele razy. Jeśli tekst z jednej strony trzeba było przenieść na następną, to w układzie sześcioszpaltowym zajmował on w całości dwie szpalty skrajne po obu stronach i u góry po malutkim, może trzycentymetrowym kawałeczku czterech szpalt środkowych. W powstałą w ten sposób ramę wmontowywano następny tekst, a zdarzało się, że w jego środek jeszcze następny. A w to wszystko w dodatku jakiś wiersz. Jeśli do takiej kompozycji dołączono ilustrację albo reklamę, czasem trudno było na pierwszy rzut oka powiedzieć, gdzie która publikacja się zaczyna i gdzie kończy. Nie zawsze też łatwo można było znaleźć nazwisko autora. Czasem, wydrukowane wielkimi literami, pojawiało się na początku, czasem ginęło wkomponowane w tytuł, czasem ukrywało się na końcu (a na zbyt pomysłowo złamanej stronie nie zawsze wiadomo było, gdzie jest koniec). Aczkolwiek trzeba przyznać, że z biegiem lat sposób łamania pisma bardzo się uspokoił.

Inna rzecz, że pewien brak konsekwencji w wyglądzie stron i w układzie pisma mógł być zamierzony. Niby wiadomo było, gdzie czego szukać, ale ciągle zdarzały się niespodzianki pozwalające uniknąć rutyny. Kronika tygodniowa Słonimskiego wędrowała po dalszych stronach; Camera obscura raz była na końcu, a raz wewnątrz numeru; recenzje teatralne raz ukazywały się z nadtytułem Teatr, raz jako Ruch teatralny, a raz bez żadnego nadtytułu; recenzje książkowe łatwo było pomylić z fragmentami dopiero zapowiadanych utworów, których też drukowano sporo. Stałe rubryki wcale nie były stałe, pojawiały się i ginęły z nieregularną częstotliwością, jak choćby Camera obscura uważana za flagową pozycję pisma, a obecna konsekwentnie tylko w pierwszych i ostatnich latach. Trudno też ostatecznie orzec, w jakich przypadkach nazwisko autora tekstu drukowano wersalikami, a kiedy tylko kursywą.

Zresztą z podstawowymi informacjami w ogóle bywało kiepsko. Często dopiero należało się domyślać, z jakiej to okazji (choć przeważnie była nią śmierć) na poczesnym miejscu umieszczona została podobizna jakiejś osoby i artykuł o niej. A może i nie wynikało to tylko z niestaranności, może ta nonszalancja była zamierzona? Krąg odbiorców pisma, choć na ówczesne warunki szeroki, był jednak dosyć jednorodny, a w każdym razie tak go sobie wyobrażano; wirtualny czytelnik wpisany w teksty publikowane w „Wiadomościach Literackich” był człowiekiem raczej wykształconym, raczej zamożnym i korzystającym z różnych źródeł informacji. Redakcja, przygotowując numer poświęcony pamięci, powiedzmy, Conrada, mogła zakładać, że wiadomość o jego śmierci komu jak komu, ale odbiorcom tego pisma nie umknęła. A skoro tak, nie było powodu, by jeszcze raz do niej wracać. Ale czy można było zakładać to samo w przypadku zgonu Blasco Ibáñeza (11/1928)? Albo w przypadku Roberta Bridgesa, określonego w tytule na pierwszej stronie mianem „poeta laureatus”, podczas gdy z artykułu Stanisława Helsztyńskiego nie można było się nawet dowiedzieć, o jakie wyróżnienie chodziło, poza tym, że wręczono je w 1913 roku (5/1929)? I skąd czytelnik miał wiedzieć, za jaką książkę Dąbrowska otrzymała nagrodę wydawców, skoro w wywiadzie przeprowadzonym z nią z tej okazji i zamieszczonym na czołówce numeru 10/1925 ani razu nie padł tytuł Uśmiech dzieciństwa?

Można to tłumaczyć niedopatrzeniem. Ale mógł w tym być również ślad działania intencjonalnego. My, redakcja, i wy, czytelnicy, należymy do tego samego świata, stanowimy elitę, której nie trzeba niczego tłumaczyć ab ovo. Podobne założenie legło zapewne u podstaw decyzji, by w artykule Aurelii Wyleżyńskiej o Prouście w numerze 24/1926 pozostawić obszerne cytaty z Nie ma Albertyny bez tłumaczenia¹⁵ – przecież wszyscy nasi czytelnicy znają francuski (a ci, którzy nie znają, poczują się miło dowartościowani przypuszczeniem, że jednak znają). Analogiczny charakter miały dość często spotykane w „Wiadomościach” żarty środowiskowe, jak choćby karykatury pisarzy, którzy w epoce przedtelewizyjnej wcale nie byli powszechnie rozpoznawalni. Kogo spoza wąskiego grona mógł rozbawić rysunek przedstawiający nagiego Kornela Makuszyńskiego uczepionego końskiej grzywy niczym postać z Szału uniesień Podkowińskiego? Albo informacja z życia towarzyskiego: „Dn. 17 bm. pp. Antoniostwo Bormanowie wydali na cześć Maurycego Bauterona śniadanie, na którym ze sfer literackich obecni byli: Juliusz Kaden-Bandrowski, Boy-Żeleński, Emilostwo Breiterowie, Jarosław Iwaszkiewicz, Irena Krzywicka, Ryszard Ordyński, Lucjan Roquigny, Mieczysławowstwo Rytardowie, Leon Schiller, Antoni Słonimski, prof. Władysław Tatarkiewicz, Julianostwo Tuwimowie” (22/1928)? Cóż, wbrew światowym ambicjom „Wiadomości Literackie” bywały niekiedy pismem bardzo prowincjonalnym.

7

Były też nieprzyzwoicie warszawocentryczne. Owszem, wydały kilka numerów tematycznych poświęconych różnym regionom i miastom Polski, od Śląska po Gdynię; owszem, zgromadziły grono świetnych reporterów z Ksawerym Pruszyńskim na czele; owszem, miały nawet swoich korespondentów w kilku miastach: Jerzego Wyszomirskiego i Witolda Hulewicza w Wilnie, Zygmunta Nowakowskiego w Krakowie, Tadeusza Hollendera we Lwowie, Jana Ulatowskiego w Poznaniu. Ale było zupełnie oczywiste, że dla „Wiadomości Literackich” prawdziwe życie toczy się w Warszawie. W Warszawie mieściła się redakcja i obie kawiarnie Ziemiańskie, w Warszawie mieszkali wszyscy stali współpracownicy pisma, tylko dla warszawiaków siłą rzeczy przeznaczone były witryny reklamowe tygodnika na Królewskiej. Warszawskie pomniki występowały w Chwili wytchnienia, warszawskie kamienice czynszowe brały udział w konkursie Architektura najgorsza, a konkurs na rozpoznawanie znanych ludzi na zdjęciach z dzieciństwa też nazywał się Świat artystyczny Warszawy w młodości. Filmy wyświetlane w warszawskich kinach recenzowała Zahorska, Słonimski nie ruszał się poza warszawskie teatry, większość odnotowywanych wystaw odbywała się w Zachęcie lub w IPS-ie, w Warszawie działały najważniejsze firmy wydawnicze. Lektura „Wiadomości Literackich” brutalnie uzmysławia, jak bardzo scentralizowane było życie kulturalne Drugiej Rzeczypospolitej i jak szczupła była elita, która w nim uczestniczyła. A redakcja chyba nie w pełni była tego świadoma – albo jej to nie przeszkadzało.

Warszawocentryzm wiązał się nieodłącznie z wyraźnym sentymentem do tego miasta. Niewątpliwie żywił go Grydzewski, jawnie dawał mu wyraz Słonimski, zarówno w Kronikach, jak we wspomnieniach rodzinnych. Sentyment wyczuwalny był w numerze warszawskim (52–53/1938), gdzie obok analiz socjologicznych i urbanistycznych znalazło się miejsce na żart statystyczny Jerzego Michałowskiego Ile jest wróbli w Warszawie?, z którego można było się dowiedzieć między innymi, że na jednego mieszkańca przypadają 0,002 lekarza, dwa metry kwadratowe miejsca na cmentarzu i 54,7 kilograma mięsa rocznie. Sentymentem podyktowany był ogłoszony w numerze 26/1937 „konkurs na najładniejsze wspomnienie związane ze staroświeckim sklepem E. Wedla” (zwyciężyli ex aequo Jarosław Iwaszkiewicz i Zofia Krzeptowska). Sentymentalnym przedsięwzięciem wreszcie była akcja wszczęta przez Stefana Godlewskiego, który – przy pełnym poparciu redakcji – postanowił upamiętnić bohaterów Lalki. Ustalił, gdzie mieściły się sklepy Wokulskiego oraz mieszkania Wokulskiego i Rzeckiego (29/1936, 1/1937), a następnie doprowadził do umieszczenia tam stosownych tablic. Ufundowano je dzięki subskrypcji rozpisanej wśród czytelników „Wiadomości Literackich”; akt wmurowania dokumentują cztery fotografie w numerze 16/1937. Tablice – choć nie te same – wiszą zresztą do dziś na Krakowskim Przedmieściu, jedna naprzeciwko uniwersytetu w bramie domu z księgarnią imienia Prusa, druga na rogu Oboźnej, na nowym budynku postawionym w miejscu zburzonego w czasie wojny.

8

Plebiscyty, konkursy, zagadki, rubryka Rozrywki umysłowe, a także akcje w rodzaju opisanej przed chwilą subskrypcji na tablice ku czci bohaterów Prusa – to wszystko były sposoby utrwalania więzi z czytelnikami. Gorzej natomiast przedstawiała się wymiana korespondencji. Publikowane listy czytelników niekoniecznie były merytoryczne, czasem wprawdzie zawierały uzupełnienia lub sprostowania, ale często w ogóle nie wiązały się z tym, co publikowano w „Wiadomościach”. Pojawiały się więc deklaracje zbiorowe, na przykład w numerze 52–53/1928 pod nagłówkiem O prawo do krytyki zamieszczono protest pisarzy przeciw dyrekcji teatru miejskiego we Lwowie, która wystąpiła na drogę sądową przeciw autorowi niekorzystnej recenzji. Kiedy indziej zespół redakcyjny „Sygnałów” informował o zawieszeniu tego pisma (44/1936), Ogólnopolski Komitet Pomocy Bezrobotnym dziękował za udział w akcji propagandowej (9/1938), a Instytut Józefa Piłsudskiego apelował o nadsyłanie jego fotografii (41/1938). Podobny charakter miewały listy indywidualne, na przykład w numerze 16/1939 Karol Wiktor Zawodziński wspominał szczodry gest Messalki, która w 1920 roku obdarowała jego szwadron papierosami i konserwami, a w numerze 26/1939 Jan Nepomucen Miller zawiadamiał, że – wbrew temu, co napisał o nim Alfred Łaszowski w „Prosto z mostu” – jest i pozostanie socjalistą.

Odpowiedzi redakcji z kolei odznaczały się niesłychaną lakonicznością. Oto przykłady z pierwszego z brzegu numeru 19/1934: „Stały Czytelnik w Poznaniu. Dziękujemy. / J. K. w Żabiem. Słabe. / J. S. Z wierszy nie skorzystamy. / Z. S. w Łodzi. Z przekładów nie skorzystamy. / K. P. w Gdyni. List przesłaliśmy adresatowi. / T. T. Z przekładu nie skorzystamy. / M. Grz. w Krakowie. Administracja sprawę wyjaśni. / K. R.-S. propozycję Pana rozważymy. / Ewa Prz. Błąd jest błahy. / J. G. w Otwocku. List przesłaliśmy. / Potwór. Nie będziemy drukowali. / St. Strz. w Zegrzu. Kraków, Gontyna 12”. Nie był to wymysł „Wiadomości Literackich”, w podobny sposób odpowiadali czytelnikom redaktorzy innych czasopism (ostatnim bodaj, który kultywował ten zwyczaj, był Jerzy Giedroyć w „Kulturze”). Ale ten napoleoński styl raczej nie zachęcał do bliższego kontaktu, przeciwnie, najwyraźniej miał spławiać natrętów. Byle kto nie miał szans, by się z redakcją zaprzyjaźnić.

9

„Wiadomości Literackie” konsekwentnie unikały wszelkich deklaracji, zarówno ideowych, jak artystycznych. Jedyną, zresztą bardzo oszczędną, wypowiedź tego rodzaju znaleźć można w numerze pierwszym. Na czołówce zamieszczono tam tekst programowy Od redakcji: „Pismo nasze stawia sobie przede wszystkim cele informacyjne. Pragnie przyczynić się w miarę sił i możności do nawiązania zerwanego od dawna kontaktu ze sztuką i kulturą europejską . Nie walczy o tę czy inną doktrynę”. Dalej wyliczone zostały cele: upowszechnianie książki polskiej, teatru, kina, muzyki, plastyki. Zapowiedziano wywiady z artystami, druk fragmentów tekstów literackich przed ich wydaniem, artykuły polemiczne. I w zakończeniu podano listę trzydziestu dwóch potencjalnych autorów.

Nie warto jej tu przytaczać w całości. Jedni mieli towarzyszyć pismu do końca, lecz inni wykruszyli się szybko, jak Witkiewicz, lub pisywali sporadycznie albo w ogóle nie nawiązali współpracy. A w dziejach „Wiadomości Literackich” tylko dwie osoby z tej listy rzeczywiście odegrały ważną rolę: Julian Tuwim i przede wszystkim Antoni Słonimski. To oni dwaj, wraz z niewymienionym wówczas Tadeuszem Boyem-Żeleńskim, mieli w następnych latach decydować o charakterze tygodnika. A w każdym razie taka opinia będzie im towarzyszyć przez długie lata.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: