Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Więzień urodzenia - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
20 lutego 2013
Ebook
33,90 zł
Audiobook
44,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Więzień urodzenia - ebook

Gdyby Danny Cartwright oświadczył się Beth Wilson dzień wcześniej albo dzień później, nie zostałby aresztowany i oskarżony o zamordowanie swojego najlepszego przyjaciela. Jednak kiedy czterema świadkami oskarżenia są: adwokat, popularny aktor, arystokrata i najmłodszy wspólnik w historii szacownej firmy, to kto uwierzy słowom oskarżonego? Danny zostaje skazany na dwadzieścia dwa lata i wysłany do najpilniej strzeżonego więzienia w kraju, skąd nikomu jeszcze nie udało się uciec.Ci, którzy wsadzili go za kratki, nie przewidzieli jednak, że Danny zrobi wszystko, żeby się na nich zemścić...

Więzień urodzenia to najnowsza, niezwykle błyskotliwa powieść mistrza fabuły Jeffreya Archera, której wciągająca intryga trzyma czytelnika w napięciu od pierwszej do ostatniej strony.

„Błyskotliwa, o wartkiej akcji, mistrzowska opowieść Archera zachwyca i jest pełna niespodzianek”.

PUBLISHER’S WEEKLY

Jeffrey Archer jest autorem, którego powieści i opowiadania, między innymi Co do grosza, Kane i Abel czy Na kocią łapę, trafiły na szczyty światowych list bestsellerów i osiągnęły łączną liczbę ponad 135 milionów sprzedanych egzemplarzy.

Autor zasiadał pięć lat w Izbie Gmin, szesnaście lat w Izbie Lordów i przesiedział dwa lata w więzieniach Jej Królewskiej Mości, co zaowocowało trzema wysoko ocenionymi Dziennikami Więziennymi. Tajemnica autoportretu, jego poprzednia powieść, była światowym hitem, a w Anglii przez dwa miesiące utrzymywała się na liście bestsellerów.

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7818-138-5
Rozmiar pliku: 973 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Podziękowania

Oto lista osób, którym pragnę podziękować za ich bezcenne rady i pomoc przy pisaniu tej książki:

Czcigodny Michael Beloff, radca królewski, Kevin Robinson, Simon Bainbridge,

Rosie de Courcy, Mari Roberts, Alison Prince oraz

Billy Little (BX7974, Więzienie Jej Królewskiej Mości Whitemoor).

Lic. Victoria College of Music (dyplom z wyróżnieniem),

Lic. nauk ścisłych (dyplom z wyróżnieniem),

socjologia (Uniw. Otwarty),

Dyplom z dziedziny polityki społecznej i kryminologii (Uniw. Otwarty).Prolog

– Tak – powiedziała Beth.

Chciała udać zaskoczenie, ale nie bardzo się jej to udało, bo o tym, że się pobiorą, zdecydowała, kiedy jeszcze chodzili do szkoły. Jednak zdumiało ją, gdy Danny ukląkł na jedno kolano na środku restauracji pełnej ludzi.

– Tak – powtórzyła, pragnąc, żeby wstał, zanim wszyscy przestaną jeść i utkwią w nich wzrok. Lecz on ani drgnął. Nadal klęcząc, niczym magik wyczarował znikąd maleńkie puzderko. Otworzył je i oczom Beth ukazał się prosty złoty pierścionek z pojedynczym brylantem, o wiele większym, niż się spodziewała – choć brat już jej powiedział, że Danny wydał nań dwie miesięczne pensje.

Kiedy Danny w końcu podniósł się z klęczek, znowu sprawił jej niespodziankę, bo od razu zadzwonił do kogoś ze swojej komórki. Beth dobrze wiedziała do kogo.

– Powiedziała „tak”! – oznajmił triumfalnie. Beth z uśmiechem obejrzała brylant pod światło. – Przyłącz się do nas, brachu – rzekł Danny, nim zdążyła go powstrzymać. – Dobra, spotkajmy się w tym barze blisko Fulham Road, tam, gdzieśmy poszli po meczu drużyny Chelsea w zeszłym roku.

Beth nie protestowała. W końcu Bernie był nie tylko jej bratem, ale też najstarszym przyjacielem Danny’ego i on pewno już go poprosił, żeby został drużbą.

Gdy Danny zagadnął przechodzącego kelnera o rachunek, do stolika podbiegł kierownik sali.

– Na koszt firmy – oznajmił z ciepłym uśmiechem.

To miała być noc niespodzianek.

Kiedy Beth i Danny weszli do pubu Pod Herbem Dunlopów, zobaczyli Berniego przy narożnym stoliku, na którym stała butelka szampana i trzy kieliszki.

– Fantastyczna wiadomość – powiedział, zanim jeszcze usiedli.

– Dzięki, brachu – rzekł Danny, ściskając mu rękę.

– Dzwoniłem już do staruszków – oznajmił Bernie, wyciągając korek i nalewając szampana do trzech kieliszków. – Wcale się nie zdziwili, ale przecież ćwierkały o tym wszystkie wróble w Bow.

– Nie mów mi, że oni też się tu zjawią – powiedziała Beth.

– Nic z tego – odparł Bernie, unosząc kieliszek. – Dziś macie tylko mnie. Za waszą pomyślność i za zwycięstwo West Ham!

– Choć jedno z tych życzeń ma szansę się spełnić, no nie? – rzucił Danny.

– Ty byś wziął ślub z West Ham, gdybyś mógł – rzekła Beth z uśmiechem.

– Źle by na tym nie wyszedł – mruknął Bernie.

Danny wybuchnął śmiechem.

– Do końca życia będę wierny im i jej – powiedział.

– Z wyjątkiem sobotnich popołudni – przypomniał mu Bernie.

– I może nawet będziesz musiał jakieś poświęcić, kiedy przejmiesz warsztat po tacie – zauważyła Beth.

Danny zmarszczył brwi. Widział się z ojcem Beth w przerwie na lunch i poprosił go o zgodę na poślubienie jego jedynej córki – pewne tradycje niełatwo giną na East Endzie. Pan Wilson bardzo się ucieszył, że Danny zostanie jego zięciem, ale rzekł, że zmienił zdanie w sprawie, którą Danny uważał za zaklepaną.

– Tylko se nie myśl, że będę ci mówił „panie kierowniku”, jak zajmiesz miejsce mojego staruszka – wyrwał go z zamyślenia Bernie.

Danny się nie odezwał.

– Czy to on, czy mi się wydaje? – rzekła Beth, spojrzawszy na drugi koniec sali.

Danny przyjrzał się czwórce mężczyzn stojących przy barze.

– To pewnikiem on – potwierdził.

– To znaczy kto? – spytał Bernie.

– Ten gość, co gra doktora Beresforda w Recepcie.

– Lawrence Davenport – szepnęła Beth.

– Mogę pójść i poprosić go o autograf – zaproponował Bernie.

– Ależ nie – rzekła Beth. – Co prawda mama za nim przepada.

– Coś mi się wydaje, że on jest w twoim guście – rzucił Bernie, dolewając do kieliszków.

– Nic podobnego – zaprzeczyła Beth trochę za głośno, co zwróciło uwagę jednego z mężczyzn przy barze. – Poza tym – dodała, uśmiechając się do narzeczonego – Danny jest o wiele przystojniejszy niż Lawrence Davenport.

Bernie ryknął śmiechem.

– Też coś! Nie myśl, siostrzyczko, że jak Danny dla odmiany się ogolił i umył włosy, to będzie tak zawsze. Nic z tego! Pamiętaj, że twój przyszły mąż pracuje na East Endzie, a nie w City.

– Danny może być, kim zechce – rzekła Beth, ująwszy rękę narzeczonego.

– To znaczy kim, siostrzyczko? Burżujem czy ciulem? – zagadnął Bernie, walnąwszy Danny’ego pięścią w ramię.

– Danny ma takie plany co do warsztatu, że ty…

– Cii – uciszył ją Danny, dolewając przyjacielowi do kieliszka.

– To dobrze, bo żeniaczka kosztuje – rzekł Bernie. – Na początek musicie znaleźć jakiś kąt.

– Za rogiem jest na sprzedaż mieszkanie w suterenie – powiedział Danny.

– A macie dość gotówki na zadatek? – zainteresował się Bernie. – Nawet na East Endzie nie dostaniesz takiej chaty za darmo.

– Zaoszczędziliśmy tyle, że na zadatek wystarczy – powiedziała Beth. – A jak Danny przejmie warsztat od taty…

– Opijmy to – wtrącił Bernie, ale okazało się, że butelka jest pusta. – Zamówię jeszcze jedną.

– Nie – stanowczo sprzeciwiła się Beth. – Nie wiem jak wy, ale ja muszę być jutro w pracy na czas.

– Do diabła! – rzucił Bernie. – Nie co dzień moja siostrzyczka zaręcza się z moim najlepszym kumplem. Jeszcze jedną butelkę! – zawołał.

Barman się uśmiechnął i wyjął z lodówki pod kontuarem drugą butelkę szampana. Jeden z mężczyzn przy barze spojrzał na etykietę.

– Pol Roger – powiedział, po czym dodał głośno: – Szkoda dla nich.

Bernie się poderwał, ale Danny natychmiast pociągnął go z powrotem na krzesło.

– Olej ich, brachu – poradził. – Niewarci są splunięcia.

Barman podszedł do nich energicznym krokiem.

– Nie chcę tu rozróby, chłopaki – powiedział, wyciągając korek. – Jeden z nich obchodzi dziś urodziny i trochę za dużo wypili.

Kiedy barman napełniał kieliszki, Beth przyjrzała się czterem mężczyznom. Jeden z nich wlepił w nią wzrok. Mrugnął, rozchylił usta i oblizał wargi. Beth prędko się odwróciła i stwierdziła z ulgą, że Danny i brat są pochłonięci rozmową.

– To dokąd w podróż poślubną?

– Do Saint-Tropez – rzekł Danny.

– To was uderzy po kieszeni.

– Ale ciebie tam nie zabierzemy – przekomarzała się Beth.

– Ta dziwka całkiem dobrze się prezentuje, póki nie otworzy ust – dobiegł głos od baru.

Bernie znów się poderwał i natknął się na wyzywające spojrzenia dwóch mężczyzn przy barze.

– Oni są pijani – rzuciła Beth. – Po prostu nie zwracaj na nich uwagi.

– Och, nie wiem – powiedział drugi mężczyzna. – Czasem lubię, jak dziwka ma otwarte usta.

Bernie złapał pustą butelkę i Danny przytrzymał go z największym trudem.

– Chodźmy – oznajmiła stanowczo Beth. – Nie chcę, żeby banda snobistycznych ważniaków popsuła mi wieczór zaręczynowy.

Danny natychmiast wstał, lecz Bernie nie ruszał się z miejsca, dopijając szampana.

– Chodź, zwijajmy się stąd, żebyśmy nie zrobili czegoś, czego potem będziemy żałować – przynaglił go Danny.

W końcu Bernie wstał i z ociąganiem podążył za przyjacielem, ale ani na moment nie spuszczał oka z czterech mężczyzn przy barze. Beth z zadowoleniem zauważyła, że odwrócili się plecami i wydawali się pochłonięci rozmową.

Jednak w chwili, gdy Danny otwierał tylne drzwi pubu, jeden z nich się obrócił ze słowami:

– Idziemy sobie, tak? – I wyjmując portfel, dodał: – Jak się z nią zabawicie, mnie i moim przyjaciołom jeszcze starczy na zbiorowe dymanko.

– Ale z ciebie ścierwo – rzucił Bernie.

– To może wyjdziemy i załatwimy sprawę?

– Do usług, baranie – warknął Bernie, ale Danny wypchnął go przez drzwi na uliczkę, zanim zdążył zareagować.

Beth prędko zatrzasnęła drzwi i ruszyła przed siebie. Danny schwycił przyjaciela za łokieć, ale ledwie uszli parę kroków, Bernie go odtrącił.

– Wróćmy i załatwmy się z nimi – powiedział.

– Nie dziś wieczór – odrzekł Danny i nie puszczając jego ramienia, dalej prowadził go uliczką.

Kiedy Beth doszła do głównej ulicy, ujrzała mężczyznę, którego Bernie nazwał baranem: stał, trzymając jedną rękę za plecami. Rzucił Beth pożądliwe spojrzenie i znów oblizał wargi. Wtem zza rogu wypadł zadyszany jeden z jego przyjaciół. Beth się odwróciła i spojrzała na brata; stał z rozstawionymi nogami, miał minę człowieka, który nie ustąpi pola. Uśmiechał się.

– Wracajmy do środka! – krzyknęła do Danny’ego, ale w tym momencie zobaczyła, że dwóch pozostałych mężczyzn stoi przy drzwiach i zagradza drogę.

– Pieprzyć ich – rzucił Bernie. – Czas dać łachudrom nauczkę.

– Nie, nie – prosiła Beth.

Tymczasem jeden z mężczyzn ruszył do ataku.

– Ty się zajmij baranem – rzekł Bernie – a ja dam wycisk tamtym trzem.

Beth patrzyła ze zgrozą, jak „baran” wymierzył cios, który trafił Danny’ego w podbródek i odrzucił go do tyłu. Danny odzyskał równowagę, zdążył zablokować kolejne uderzenie, upozorował atak, wykonał zwód i uderzył, zaskakując przeciwnika. Ten opadł na jedno kolano, ale prędko się poderwał i ponownie natarł na Danny’ego.

Dwaj mężczyźni przy drzwiach nie wykazywali ochoty, żeby się przyłączyć, więc Beth przypuszczała, że bójka szybko się skończy. Na jej oczach brat wymierzył drugiemu mężczyźnie cios hakiem z taką siłą, że omal go nie znokautował. Czekając, aż tamten się podniesie, Bernie krzyknął do Beth:

– Hej, siostrzyczko, złap taksówkę. Migiem go załatwię i potem trzeba się będzie stąd zmyć.

Beth nie ruszała się, dopóki nie była pewna, że Danny bierze górę nad „baranem”. Ten leżał na ziemi z rozrzuconymi rękoma i nogami, a Danny go przygniatał, wyraźnie mając nad nim przewagę. Rzuciła im jeszcze jedno spojrzenie, po czym niechętnie posłuchała brata. Puściła się pędem i kiedy dobiegła do głównej ulicy, zaczęła się rozglądać za taksówką. Nie czekała dłużej niż dwie minuty, gdy dojrzała znajomy żółty znak „Wolny”.

W chwili, gdy zatrzymywała taksówkę, mężczyzna, którego Bernie powalił, przeszedł koło niej chwiejnym krokiem i znikł w mroku nocy.

– Dokąd, skarbie? – spytał taksówkarz.

– Bacon Road, Bow – odparła Beth, otwierając tylne drzwi. – I za chwilę dołączy do mnie dwóch przyjaciół.

Taksówkarz spojrzał ponad jej ramieniem w głąb uliczki.

– Myślę, skarbie, że to nie taksówka jest wam potrzebna – powiedział. – Gdyby to byli moi przyjaciele, wezwałbym karetkę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: